Część 6
-Gdzie jest Ward? -spytała Katrin.
-Jeszcze go nie ma.-odparła JJ.
W pewnym momencie w drzwiach pojawił się Ward, ale nie sam, lecz ze swoją pięcioletnią córką-Alexis (zwana także Alex, Alexa) Takie trochę nietypowe imię.
-Co się stało?-spytała JJ Warda.
-Zwolniłem opiekunkę bo nie przyszła dziś do pracy, ponieważ się rozchorowała. -odpowiedział Ward.
-Co teraz zrobimy? Przecież dzisiaj Gary zaprosił nas do muzeum na zaprezentowanie nowych eksponatów. -oznajmił Malcolm.
-A nie możemy ją wziąć ze sobą?-wtrąciłam.
-Nie. Ward nie zabiera ją na takie rzeczy. Praktycznie nigdzie jej nie zabiera. -odpowiedziała JJ.
-Ej! Ja tu jestem. -odparł.- Potrzebuje natychmiast opiekunki.
Przez chwilę się zamyśliłam i doszłam do wniosku , że to idealny moment by się trochę porozglądać po biurze Erica. Sądziłam , że opieka nad takim dzieckiem nie sprawi trudności. Bez zastanowienia zgłosiłam się na tymczasową opiekunkę nad Alexis. Ward nie był przekonany czy jestem odpowiednią kandydatką na nianie, ale nie miał innego wyboru. Nie zbyt chętnie się zgodził. Wychodząc powiedział bym na nią uważała, bo to jego całe życie. Gdy wszyscy wyszli postanowiłam zająć czymś małą Alex, tak by mi nie przeszkadzała, ale by nic się jej nie stało. Trudno było ją czymś zająć gdyż znajdowaliśmy się w bazie gdzie były bardzo ważne rzeczy i zero zabawek. Włączyłam telewizor i chciałam by dziewczynka siadła na kanapie i oglądała. Niestety nie podeszła do mnie ani mnie nie posłuchała. Siedziała przestraszona pod stołem i śledziła mnie wzrokiem. Postanowiłam ją zostawić i poszłam do gabinetu jej ojca. Otworzyłam szafkę i zaglądałam do dokumentów Warda. Nic ciekawego nie znalazłam. Otworzyłam już ostatnią szafkę i tam znalazłam duży album ze zdjęciami. Zaczęłam go oglądać. Na każdym zdjęciu był Ward ze żoną i córką. Tworzyli wspaniałą rodzinę.
W tamtym momencie mnie to nie ruszało. odłożyłam album i nagle natknęłam się na drugie dno. Zajrzałam tam i zobaczyłam dokumentacje związaną ze śmiercią żony Erica. Sprawcy do dziś nie odnaleziono. Byłam pewna że Ward do dziś chcę odnaleźć za wszelką cenę tego morderce. Nie było opisu złoczyńcy bo nikt go nie widział poza Alexą. Niestety ona nie mogła się tym z nami podzielić bo nic nie mówi. W pewnej chwili w drzwiach zobaczyłam małą Alexis, która przyszła za mną. Szybko ułożyłam wszystko tak jak było a potem wzięłam ją na ręce i położyłam na kanapie. Poszłam przynieść jej coś z kuchni, gdy wróciłam, jej już nie było. Zaczęłam ją szukać. Wołając biegałam po całej bazie. Nagle usłyszałam jakieś kroki. Szłam słuchając ich. W końcu doszłam do swojego pokoju w którym siedziała Alex. Bawiła się moimi gadżetami.
-Zostaw to! To nie twoje! Idź na dół! I oglądaj tą telewizję! -krzyczałam na nią.-I nigdy nie chodź za mną!
Dziewczynka popatrzyła się na mnie i zaraz potem jej oczy napłynęły łzami. Zaczęła płakać. Gdy chciałam ją pocieszyć to płakała jeszcze głośniej. Nie wiedziałam co mam robić. Przeliczyłam się, myśląc , że opieka nad dziećmi jest łatwa. To się tak wydaje, ale w cale tak nie jest. Nagle wpadłam na pomysł by zaprezentować jej kilka sztuczek z udziałem mojej mocy. Ze szklanki z wodą zrobiłam bańki, potem zrobiłam taką ścianę wodną. Zauważyłam , że to działa, dziewczynka zaczęła się uśmiechać. Potem zrobiłam jeszcze zwierzątka wodne. Tak nam zleciał czas. Potem chwilę się przespałam. Nie zauważyłam , że koło mnie drzemkę sobie sprawiła też Alexis. Była przytulona do mnie. Tak spałyśmy aż do momentu, gdy wszyscy wrócili z muzeum. Ward zaczął nas wołać niestety nigdzie nas nie znalazł. Przestraszywszy się zaczął krzyczeć i jak opętany biegał po całej bazie. Tymczasem JJ znalazła mnie i dziewczynkę śpiące w moim pokoju. Zawołała Warda by pokazać mu , że wszystko jest w porządku. Eric odetchnął z ulgą. Ja usłyszawszy głosy zbudziłam się. Później Ward ją chciał zabrać do domu, to nie chciała iść. Trzymała się mojej ręki kurczowo i nie puszczała.
-No idź z ojcem. Idź Alexa.-mówiłam do niej.
W pewnej chwili rozległa się cisza. Ward wziął małą na ręce , ale ta zaczęła płakać i nagle odezwała się
-Nie. Chcę zostać ze Skye.
Wszyscy byli w szoku. Przecież mała w ogóle nie mówiła. Ward zbladł , a potem po policzku spłynęła mu jedna łza. JJ podeszła do mnie położyła mi rękę na ramię i rzekła
-Skye jesteś niesamowita. Jak to zrobiłaś? Alexis mówi! Co się stało?!
-Nic. Po prostu się nią zaopiekowałam.-odparłam.
Eric położył na ziemi córkę, która szybko podbiegła do mnie i przytuliła się do mnie. JJ się rozpłakała a reszcie w oczach stanęły łzy. Ward spytał się Alex
-To chcesz zostać ta jedną noc ze Skye?
Mała nie wahając się odpowiedziała
-Tak.
Wszyscy siedzieli w salonie i oglądali telewizję, ja tymczasem niestety musiałam położyć do snu Alexis. Nie rozumiałam czym się tak wszyscy fascynują. Gdy mała zasnęła, wyszłam ze swojego pokoju i natknęłam się na Warda.
-Chciałeś coś?-spytałam.
-Nie. Znaczy tak! Chciałem ci podziękować, że zaopiekowałaś się moją córką. Nie wiem jak zrobiłaś to, że zaczęła mówić, ale bardzo dziękuję.
-Nie ma za co. To nie był problem.
-Okey...
-To tyle?
-Taak, raczej tak...
-To dobrze.
-Skye, chciałem...może poszlibyśmy kiedyś na kawę? Jeżeli chcesz, chciałem ci podziękować za opiekę nad Alex. Jak będziesz miała czas ...to powiedz.
-Dobrze.
Zauważyłam, że Ward coś knuje. Musiałam się bardziej pilnować.
niedziela, 28 lutego 2016
niedziela, 14 lutego 2016
''Planeta Ziemia''
Część 5
Był ranek, czternasty luty-dzień Walentynek.
-Malcolm dziś walentynki. Co mi kupiłeś? -spytała podekscytowana Johana. -Tylko nie mów , że kupiłeś mi to co roku kupujesz. Czyli nowe szkiełka do mikroskopu plus gumy miętowe. To fajnie, że pamiętasz, ale wolałabym coś innego.
-Czyli ci się nie podobają moje prezenty? Uważasz , że jestem mało romantyczny, tak?-oburzył się Malcolm.-A ty co roku kupujesz mi skarpetki w kolorowe paseczki, które do niczego nie pasują. Bo wyglądam w nich jak klaun.
-Nie podobają ci się skarpetki ode mnie? Wiesz co ci powiem. To najgorsze walentynki w tym roku. Zero kreatywności. Ward to co inne. Co rok kupuje mi coś innego, kobiecego. W tamtym roku kupił mi róże , perfumy i czekoladki. To już jest jakiś prezent. -wściekła się JJ.
-Te skarpetki to możesz sobie...założyć sama! -krzyknąwszy Malcolm odszedł.
Ward się roześmiał. Ja podeszłam do Erica i spytałam o co chodzi, on odpowiedział:
-Malcolm co roku kupuje ten sam prezent JJ czyli szkiełka do mikroskopu i gumy miętowe, a JJ mu też kupuje co roku to samo. Skarpetki w paseczki kolorowe. Najpierw było to urocze, ale jak widać z czasem się im znudziło.
-To dziś jakieś święto?
-Tak. Skye, przecież dziś walentynki.
-Zapomniałam.
-Mam pewien pomysł. Podaj mi swój numer telefonu. Ty pójdziesz z Malcolmem do sklepu by kupić prezent dla JJ a ja pójdę z nią by kupić prezent dla Malcolma. Zadzwonię do ciebie byś powiedziała mi co by chciał dostać.
Eric poprosił mnie o numer telefonu, ja nie wiedziałam co powiedzieć. Szybko wtedy pomyślałam i spostrzegłam się , że telefon to takie małe pudełeczko z guziczkami, którego nie posiadałam. Już wiedziałam co mam odpowiedzieć.
-Ward, nie posiadam telefonu.
-Chyba żartujesz. W tych czasach to każdy ma telefon nawet dzieci. No dobra, to musimy trafić z tym prezentem. Spotkamy się w bazie za...dwie godziny. Idźcie coś fajnego kupić.
-Tak jest.
Ward wziął kurtkę i poszedł z JJ do sklepu. Ja szybko się ogarnęłam i poszłam z Malcolmem zaraz za Wardem i JJ. Akurat na prezentach znałam się. Bo na mojej planecie mężczyźni też dawali kobietom prezenty, ale innego rodzaju. Miałam nadzieje, że dobrze doradzę Malcolmowi. Chodziliśmy od sklepu do sklepu. Szukaliśmy czegoś wyjątkowego. W końcu weszliśmy do sklepu jubilerskiego i tam Malcolm kupił piękny naszyjnik z bransoletką. Następnie kupił sto róż, czekoladki w kształcie serca i perfumy, oraz sukienkę. Sądziłam, że to dobry wybór był. Gdy już zakończyły się nasze zakupy siedliśmy na schodach koło parku. Malcolm jadł lody a ja...dotrzymywałam mu towarzystwa. Potem trochę porozmawialiśmy. Chwilę później zadzwonił do Malcolma Ward i poprosił go by mnie dał do telefonu. Eric ustalił byśmy czekali na nich w bazie za piętnaście minut. Tak zrobiliśmy. Wróciliśmy do bazy a potem Malcolm przygotował kolacje i pozostało nam już tylko czekać na Warda z JJ. Wracając do bazy Johana zaczęła rozmawiać z Wardem o mnie
-Ward co sądzisz o Skye?
-A co mam sądzić? Jest zdyscyplinowana, dobrze jej kurs poszedł, uratowała nam życie. Jest trochę taka inna , wyróżnia się. Czasami mówi do mnie tak jakby była w wojsku.
-Ale pytam się co sądzisz o niej jako o dziewczynie.
-Jest ładna, ale...Czekaj JJ, chyba nie bawisz się w swatkę. Wiesz dobrze, że żadna dziewczyna nie zastąpi mojej żony, i mamy dla mojej córki.
-Przecież kiedyś to nastąpi. Zakochasz się i to po uszy. Może to właśnie Skye. Ja ją bardzo lubię.
-Johana! Przestań!
-Przepraszam. -mówiąc to JJ wraz z Wardem weszli do bazy.
Malcolm wręczył JJ prezent. Dziewczyna szybko go rozpakowała, i była pozytywnie zaskoczona. Mocno przytuliła Malcolma i pocałowała go w policzek. Była bardzo zadowolona z prezentu. Ja uśmiechnęłam się do nich, a chwilę później podszedł do mnie Ward i wręczył mi prezent. Odpakowałam go i zobaczyłam pudełeczko, a w środku niego był telefon z karteczką: ''Od Walentego''. Nie wiedziałam jak się mam zachować, więc uśmiechnęłam się, a potem podziękowałam mu za prezent. Erick uśmiechnął się i powiedział: ''W końcu będę mógł do ciebie zadzwonić. W razie potrzeby, oczywiście.''
Malcolm z JJ spojrzeli na siebie i wzrokiem dawali do zrozumienia, że może to coś oznaczać więcej niż kontakt między szefem a pracownikiem. Wiedziałam, tak czy tak nie mogłam do tego dopuścić, bo straciłabym wszystko. Żaden neonin nie może pocałować człowieka bo może umrzeć, stracić moce albo coś gorszego. Nie było na to jakiś prawdziwych dowodów, ale nikt nie chciał się przekonywać czy to prawda. Wiadomo tylko tyle że kilka neoninów po pocałunku z człowiekiem już nie wróciło na planetę -Neon. Poza tym tak jak mówiła JJ, Ward nigdy raczej nie pokocha innej , bo tęskni za swoją żoną. Po wręczeniu prezentu Ward wrócił do domu, do córki. Malcolm z JJ fascynowali się prezentami. Malcolm dostał to co chciał, super wyposażony sprzęt laboratoryjny, zegarek wodoodporny, męskie perfumy oraz sweterek. Ja natomiast postanowiłam wypróbować telefon. Szybko się połapałam o co chodzi. W pewnej chwili wcisnęłam jakiś guziczek i na ekranie telefonu pojawiłam się ja. Każdy ruch jaki robiłam, powtarzał się na monitorze.
-Co za magia.-rzekłam.
Zaczęłam potem do tej kamerki robić głupie miny. Wyglądało to głupio, ale to był dla mnie całkiem nowy sprzęt więc każde dotknięcie guziczka było dla mnie czymś magicznym.
Tak całą noc ''bawiłam'' się telefonem. Poznałam nowe święto , które mi się spodobało. Z dnia na dzień coraz więcej umiałam robić rzeczy. Mimo tych wszystkich rzeczy, nie zapomniałam o mojej misji.
PONIEWAŻ DZIŚ SĄ WALENTYNKI TO POZWOLIŁAM SOBIE NAPISAĆ KRÓTKĄ I MOŻE NIE ZBYT CIEKAWĄ CZĘŚĆ POWIEŚCI. ZROBIŁAM TAKŻE WALENTYNKOWY FILMIK, KTÓRY MOŻECIE OGLĄDNĄĆ PONIŻEJ. WSZYSTKIM WAM SKŁADAM ŻYCZENIA Z OKAZJI ŚWIĘTA ZAKOCHANYCH, JEŻELI KTOŚ NIE MA JESZCZE NIKOGO TO SIĘ NIE PRZEJMUJCIE BO JESZCZE DUŻO PRZEŻYJECIE NIESPODZIANEK W TYM DNIU. MUSICIE ZNALEŹĆ TYLKO SWOJĄ DRUGĄ POŁÓWKĘ, ALE NIC NA SIŁĘ-PAMIĘTAJCIE. MIŁOŚCI SIŁĄ NIE ZNAJDZIECIE, TO MIŁOŚĆ MA WAS ZNALEŹĆ. A TERAZ CZAS NA FILMIK OCZYWIŚCIE Z BOHATERAMI TEGO OPOWIADANIA W KTÓRYM WYSTĘPUJĄ. PO TYM OPOWIADANIU CAŁKIEM ZMIENIĄ SIĘ BOHATEROWIE I NASTĄPI CAŁKIEM INNA POWIEŚĆ , KTÓRA MAM NADZIEJE , ŻE WAM SIĘ SPODOBA. W MOJEJ POWIEŚCI SĄ ZWIĄZKI TAKIE JAKBYM JA CHCIAŁA, ALE NIE ZAPOMINAJMY ŻE TO JEST TYLKO WYTWÓR WYOBRAŹNI A NAPRAWDĘ TE GWIAZDY SĄ CAŁKIEM Z INNYMI OSOBAMI. TAK JAK W TEJ POWIEŚCI BOHATER-ERIC WARD W RZECZYWISTOŚCI MA SŁODKĄ CÓRECZKĘ I ŁADNĄ ŻONE.
NIEBAWEM KOLEJNA CZĘŚĆ POWIEŚCI PT. ''PLANETA ZIEMIA''
Był ranek, czternasty luty-dzień Walentynek.
-Malcolm dziś walentynki. Co mi kupiłeś? -spytała podekscytowana Johana. -Tylko nie mów , że kupiłeś mi to co roku kupujesz. Czyli nowe szkiełka do mikroskopu plus gumy miętowe. To fajnie, że pamiętasz, ale wolałabym coś innego.
-Czyli ci się nie podobają moje prezenty? Uważasz , że jestem mało romantyczny, tak?-oburzył się Malcolm.-A ty co roku kupujesz mi skarpetki w kolorowe paseczki, które do niczego nie pasują. Bo wyglądam w nich jak klaun.
-Nie podobają ci się skarpetki ode mnie? Wiesz co ci powiem. To najgorsze walentynki w tym roku. Zero kreatywności. Ward to co inne. Co rok kupuje mi coś innego, kobiecego. W tamtym roku kupił mi róże , perfumy i czekoladki. To już jest jakiś prezent. -wściekła się JJ.
-Te skarpetki to możesz sobie...założyć sama! -krzyknąwszy Malcolm odszedł.
Ward się roześmiał. Ja podeszłam do Erica i spytałam o co chodzi, on odpowiedział:
-Malcolm co roku kupuje ten sam prezent JJ czyli szkiełka do mikroskopu i gumy miętowe, a JJ mu też kupuje co roku to samo. Skarpetki w paseczki kolorowe. Najpierw było to urocze, ale jak widać z czasem się im znudziło.
-To dziś jakieś święto?
-Tak. Skye, przecież dziś walentynki.
-Zapomniałam.
-Mam pewien pomysł. Podaj mi swój numer telefonu. Ty pójdziesz z Malcolmem do sklepu by kupić prezent dla JJ a ja pójdę z nią by kupić prezent dla Malcolma. Zadzwonię do ciebie byś powiedziała mi co by chciał dostać.
Eric poprosił mnie o numer telefonu, ja nie wiedziałam co powiedzieć. Szybko wtedy pomyślałam i spostrzegłam się , że telefon to takie małe pudełeczko z guziczkami, którego nie posiadałam. Już wiedziałam co mam odpowiedzieć.
-Ward, nie posiadam telefonu.
-Chyba żartujesz. W tych czasach to każdy ma telefon nawet dzieci. No dobra, to musimy trafić z tym prezentem. Spotkamy się w bazie za...dwie godziny. Idźcie coś fajnego kupić.
-Tak jest.
Ward wziął kurtkę i poszedł z JJ do sklepu. Ja szybko się ogarnęłam i poszłam z Malcolmem zaraz za Wardem i JJ. Akurat na prezentach znałam się. Bo na mojej planecie mężczyźni też dawali kobietom prezenty, ale innego rodzaju. Miałam nadzieje, że dobrze doradzę Malcolmowi. Chodziliśmy od sklepu do sklepu. Szukaliśmy czegoś wyjątkowego. W końcu weszliśmy do sklepu jubilerskiego i tam Malcolm kupił piękny naszyjnik z bransoletką. Następnie kupił sto róż, czekoladki w kształcie serca i perfumy, oraz sukienkę. Sądziłam, że to dobry wybór był. Gdy już zakończyły się nasze zakupy siedliśmy na schodach koło parku. Malcolm jadł lody a ja...dotrzymywałam mu towarzystwa. Potem trochę porozmawialiśmy. Chwilę później zadzwonił do Malcolma Ward i poprosił go by mnie dał do telefonu. Eric ustalił byśmy czekali na nich w bazie za piętnaście minut. Tak zrobiliśmy. Wróciliśmy do bazy a potem Malcolm przygotował kolacje i pozostało nam już tylko czekać na Warda z JJ. Wracając do bazy Johana zaczęła rozmawiać z Wardem o mnie
-Ward co sądzisz o Skye?
-A co mam sądzić? Jest zdyscyplinowana, dobrze jej kurs poszedł, uratowała nam życie. Jest trochę taka inna , wyróżnia się. Czasami mówi do mnie tak jakby była w wojsku.
-Ale pytam się co sądzisz o niej jako o dziewczynie.
-Jest ładna, ale...Czekaj JJ, chyba nie bawisz się w swatkę. Wiesz dobrze, że żadna dziewczyna nie zastąpi mojej żony, i mamy dla mojej córki.
-Przecież kiedyś to nastąpi. Zakochasz się i to po uszy. Może to właśnie Skye. Ja ją bardzo lubię.
-Johana! Przestań!
-Przepraszam. -mówiąc to JJ wraz z Wardem weszli do bazy.
Malcolm wręczył JJ prezent. Dziewczyna szybko go rozpakowała, i była pozytywnie zaskoczona. Mocno przytuliła Malcolma i pocałowała go w policzek. Była bardzo zadowolona z prezentu. Ja uśmiechnęłam się do nich, a chwilę później podszedł do mnie Ward i wręczył mi prezent. Odpakowałam go i zobaczyłam pudełeczko, a w środku niego był telefon z karteczką: ''Od Walentego''. Nie wiedziałam jak się mam zachować, więc uśmiechnęłam się, a potem podziękowałam mu za prezent. Erick uśmiechnął się i powiedział: ''W końcu będę mógł do ciebie zadzwonić. W razie potrzeby, oczywiście.''
Malcolm z JJ spojrzeli na siebie i wzrokiem dawali do zrozumienia, że może to coś oznaczać więcej niż kontakt między szefem a pracownikiem. Wiedziałam, tak czy tak nie mogłam do tego dopuścić, bo straciłabym wszystko. Żaden neonin nie może pocałować człowieka bo może umrzeć, stracić moce albo coś gorszego. Nie było na to jakiś prawdziwych dowodów, ale nikt nie chciał się przekonywać czy to prawda. Wiadomo tylko tyle że kilka neoninów po pocałunku z człowiekiem już nie wróciło na planetę -Neon. Poza tym tak jak mówiła JJ, Ward nigdy raczej nie pokocha innej , bo tęskni za swoją żoną. Po wręczeniu prezentu Ward wrócił do domu, do córki. Malcolm z JJ fascynowali się prezentami. Malcolm dostał to co chciał, super wyposażony sprzęt laboratoryjny, zegarek wodoodporny, męskie perfumy oraz sweterek. Ja natomiast postanowiłam wypróbować telefon. Szybko się połapałam o co chodzi. W pewnej chwili wcisnęłam jakiś guziczek i na ekranie telefonu pojawiłam się ja. Każdy ruch jaki robiłam, powtarzał się na monitorze.
-Co za magia.-rzekłam.
Zaczęłam potem do tej kamerki robić głupie miny. Wyglądało to głupio, ale to był dla mnie całkiem nowy sprzęt więc każde dotknięcie guziczka było dla mnie czymś magicznym.
Tak całą noc ''bawiłam'' się telefonem. Poznałam nowe święto , które mi się spodobało. Z dnia na dzień coraz więcej umiałam robić rzeczy. Mimo tych wszystkich rzeczy, nie zapomniałam o mojej misji.
PONIEWAŻ DZIŚ SĄ WALENTYNKI TO POZWOLIŁAM SOBIE NAPISAĆ KRÓTKĄ I MOŻE NIE ZBYT CIEKAWĄ CZĘŚĆ POWIEŚCI. ZROBIŁAM TAKŻE WALENTYNKOWY FILMIK, KTÓRY MOŻECIE OGLĄDNĄĆ PONIŻEJ. WSZYSTKIM WAM SKŁADAM ŻYCZENIA Z OKAZJI ŚWIĘTA ZAKOCHANYCH, JEŻELI KTOŚ NIE MA JESZCZE NIKOGO TO SIĘ NIE PRZEJMUJCIE BO JESZCZE DUŻO PRZEŻYJECIE NIESPODZIANEK W TYM DNIU. MUSICIE ZNALEŹĆ TYLKO SWOJĄ DRUGĄ POŁÓWKĘ, ALE NIC NA SIŁĘ-PAMIĘTAJCIE. MIŁOŚCI SIŁĄ NIE ZNAJDZIECIE, TO MIŁOŚĆ MA WAS ZNALEŹĆ. A TERAZ CZAS NA FILMIK OCZYWIŚCIE Z BOHATERAMI TEGO OPOWIADANIA W KTÓRYM WYSTĘPUJĄ. PO TYM OPOWIADANIU CAŁKIEM ZMIENIĄ SIĘ BOHATEROWIE I NASTĄPI CAŁKIEM INNA POWIEŚĆ , KTÓRA MAM NADZIEJE , ŻE WAM SIĘ SPODOBA. W MOJEJ POWIEŚCI SĄ ZWIĄZKI TAKIE JAKBYM JA CHCIAŁA, ALE NIE ZAPOMINAJMY ŻE TO JEST TYLKO WYTWÓR WYOBRAŹNI A NAPRAWDĘ TE GWIAZDY SĄ CAŁKIEM Z INNYMI OSOBAMI. TAK JAK W TEJ POWIEŚCI BOHATER-ERIC WARD W RZECZYWISTOŚCI MA SŁODKĄ CÓRECZKĘ I ŁADNĄ ŻONE.
NIEBAWEM KOLEJNA CZĘŚĆ POWIEŚCI PT. ''PLANETA ZIEMIA''
sobota, 13 lutego 2016
''Planeta Ziemia''
Część 4
-JJ zbierajcie z Malcolmem sprzęt, Katrin wsiadaj za stery, Skye zabierz broń.-rozkazał Ward.
-Co się dzieje? -spytałam.
-Gary znalazł jakieś poszlaki w starej książce , (najstarszego zabytku muzeum) dotyczące miejsca znajdowania się tej włóczni, którą poszukujemy. Pospieszcie się , bo BOA nie próżnuje. -odpowiedział.
-Jaki lot?-zapytała Katrin.
-Machu Picchu.-pisząc do kogoś, odpowiedział Ward.
JJ i Malcolm byli przerażająco przejęci tym lotem. Zawsze bardzo chcieli zobaczyć ruiny inkaskiego miasta, które kryło ogromną tajemnicę. Nikt do dziś nie zna odpowiedzi na wiele pytań. Planeta Ziemia jest jedną z najbardziej nierozwikłanych zagadek. Na mnie to miejsce do którego wybieraliśmy się, nie robiło na mnie żadnego wrażenia. Miałam tak zwaną fotograficzną pamięć, i wszystko co ludzie mówili, robili zapamiętywałam co do słowa. Jak na razie przez te kilka dni spędzonych na tej dziwnej planecie wiele poznałam nowych pojęć i nauczyłam się na przykład jak robić kanapki albo kawę.
To była moja pierwsza misja w terenie. Teorie zdałam , pozostała mi tylko praktyka. Od pierwszej misji zależała moja pierwsza ocena. Musiałam się postarać, ale przy tym (jak to mówią ziemianie) nie mogłam stracić głowy. I kontrolować się, z moją wymową, tonem mówienia, i chodzenia. Najtrudniejszą rzeczą, która mi się przytrafiła to było wydobywanie ze siebie jakichkolwiek emocji. Starałam się powtarzać to co robią ludzie. Na przykład gdy ktoś opowiadał coś (żart) inni otwierali usta i wydobywali dźwięki , co nazywało się śmiechem, robiłam to samo. Było to skomplikowane. W ogóle ludzie byli dziwni.
Gdy byliśmy już w drodze do Machu Picchu , zauważyłam ,że Ward jest jakiś przygnębiony i ciągle patrzy na małe pudełko z cyferkami. (Telefon). Wpatrywałam się na niego z zaciekawieniem. Ludzie interesowali mnie, swoim zachowaniem i swoim wyglądem. Chciałam mieć własne zdanie o nich, a nie to jakie mają o ludziach neonowie. Mówili, że ludzie to bezlitośni krwiożercy. Poszukują władzy, mają dziwne sprzęty i zabijają się nawzajem, i podbijają różne kraje, które tak naprawdę należą do każdego z tych ludzi. Chciałam wiedzieć czy to prawda. Jak na razie wydawało mi się, że są dobrzy, ale jak się mówi ''zawsze są jakieś wyjątki''. W pewnej chwili podeszła do mnie JJ, siadła koło mnie i spytała
-Skye, co się tak wpatrujesz w Warda?
-Wcale nie. Widzę, że coś go martwi.
-Córka.
-Co ''córka''?!
-Ward ma małą córkę. Jest jego całym życiem. Zawsze gdy idzie do pracy boi się, że może ją stracić tak jak żonę.
-Co się stało z jego żoną?
-To smutna historia. Kilka lat temu jak jego córka miała z trzy latka. Ward poszedł do pracy. Tak jak zawsze. Gdy wrócił do domu usłyszał płacz małej. Pobiegł do pokoju i zobaczył swoją żonę wykrwawiającą się , leżącą na łóżku koło córki. Wezwał karetkę, a potem trzymał swoją żonę na rękach. Za nim karetka przyjechała, to żona Erica się wykrwawiła i umarła. Wiem tyle, że przed śmiercią powiedziała mu by zaopiekował się córką. To była straszna trauma. Ward nie mógł się pozbierać po stracie żony. Przez rok nie było go w pracy. Wrócił odmieniony. Stał się zgorzkniały, przygnębiony, wydawał tylko rozkazy, mówił złym tonem. Małej zapewnił opiekunkę. Tylko miał takie straszne kryteria, że do tej pory małą opiekowało się pięćdziesiąt-cztery nianie. Żadna nie wytrzymywała dłużej niż dwa miesiące. Teraz trochę się zmienił, zaczął się uśmiechać, ale do dziś nie popatrzył na żadną inną kobietę. On bardzo kochał, i kocha swoją żonę. Nie chce by ktoś zastąpił jego córce matkę.
-To straszne JJ. Co się stało z żoną jego, że umarła?
-Dostała szesnaście ciosów nożem w brzuch. Do dziś Ward obwinia się o jej śmierć. Jego córeczka do dziś ma straszne koszmary gdy śpi. Sprawcy nie złapano. Prawdopodobnie tylko jego córka była świadkiem tego strasznego zdarzenia. Od tamtej pory, dziewczynka zamknęła się w sobie, straciła mowę i źle znosi nowo poznane osoby.
-Aha.
-Skye bardzo cię lubię.
-Dzięki.
-Ale wyróżniasz się wśród nas. Jesteś taka ...małomówna, jak gdyby zamknięta w sobie. Dlaczego?
-Taka moja natura. Nie potrafię być inna.
-Dobra, to ja idę do Malcolma a ty...idź zagadaj do Warda.
-Po co?
-No jak to, nie wiesz?
-Nieee...
-O Boże Skye! Poderwij go. Może tobie uda ci się go zmienić.
-Wątpię, zresztą nie pasowalibyśmy do siebie. Nie ma szans.
-Przestań Skye! Nie mów tak.
JJ wstała i podeszła do Warda powiedzieć mu, że chcę coś od niego. Potem mrugnęła do mnie i poszła do laboratorium. Ward tak ''służbowo'' spytał co chcę od niego. Ja odparłam.
-Ward chciałam ci powiedzieć, że...fajna koszulka.-mówiąc to poszłam do pokoju.(Był tak mały , że mieściło się w nim tylko łóżko szafeczka mała na ścianie i telewizor plazmowy.)
Ward zrobił dziwną minę a potem obrócił się za mną na obrotowym krześle.
Pewnie pomyślał sobie, że zwariowałam. W pewnej chwili Katrin powiedziała, żebyśmy zapięli pasy bo lądujemy. Siadłam na przeciwko Warda. Ciągle mierzył mnie wzrokiem, tak jakby mówił ''Przerażasz mnie, jesteś dziwna''. Gdy wylądowaliśmy Malcolm z JJ wzięli walizkę z narzędziami laboratoryjnymi i aparat fotograficzny. By zrobić sobie fotki. Ward czuł coś , bo wziął ze sobą broń. Gary pilnował samolotu a Katrin poszła się rozejrzeć.
My natomiast poszliśmy szukać tych ruin Machu Picchu. Trochę to szukanie zajęło nam czasu, bo Malcolm i JJ brali próbki wszystkiego co im wpadło pod ręce i co chwilę robili zdjęcia.
-Malcolm weź próbkę tej wody.-rzekła JJ.
I znów postój. W końcu nieszczęśliwie znaleźliśmy się u podnóża starego miasta Inków.
Szukaliśmy czegoś nietypowego. Dla mnie to wszystko na tym świecie było nietypowe, ale starałam się uruchomić swój instynkt. W pewnej chwili zobaczyliśmy schodki prowadzące w głąb dzikiej przyrody. Zeszliśmy nimi i w chwilę później dosłownie za krzakami zobaczyliśmy olbrzymią piramidę, ale nie taką jaka jest w Egipcie, tylko taką jak Inkowie budowali. Leżała na szczycie góry, a do niej prowadziły długie kamienne schody. Ward i Johana szli przodem.
Tymczasem Malcolm zadzwonił po Katrin i Garego by donieśli jakąś dodatkową torbę z narzędziami. Przed wejściem do piramidy JJ i Malcolm zrobili sobie zdjęcia.
Gary wszedł do środka groty i patrzył na ściany budowli a ja z Wardem weszliśmy do pustego zaułku. Niestety nie było śladu po włóczni. JJ z Malcolmem i Garym doszli do nas i powiedzieli, że nie znaleźli nic. Malcolm zawiedziony siadł na kamieniu i ledwo co powiedział ''Tyle chodzenia na nic'' a coś się poruszyło. Nagle jedna ze ścian odsunęła się. Weszliśmy tam i świecąc latarkami znaleźliśmy jakąś skrzynie. Tymczasem Katrin stała na warcie przed wejściem do piramidy. Otworzyliśmy skrzynie a w środku niej znajdowała się zakurzona metalowa włócznia z jakimś przyciskiem. Zapakowaliśmy ją do plecaka i kierowaliśmy się w śród wyjścia. Nie przyjrzałam się tej włóczni dokładnie ale rozpoznałam wygrawerowany symbol na niej, był to znak który oznaczał , że włócznia należała do mojej rodziny. Chciałam ją odzyskać i przekazać mojej matce, niestety nie mogłam tego uczynić, ponieważ musiałam się skupić na odzyskaniu ''Niebieskiej Gwiazdy''. Gdybym teraz odebrała Wardowi tą włócznie, zapewne wyrzuciłby mnie i miałabym mniejszą szanse na odzyskanie tej strasznej broni. W pewnej chwili z głębi puszczy wydobył się huk. Zza drzew wyskoczyli wojownicy, którzy należeli zapewne do grupy BOA. Chcieli odebrać nam znalezisko. Nie mogliśmy na to pozwolić. Katrin z Garym bili się na zewnątrz piramidy. Natomiast przy wejściu do niej Ward wyciągnął broń i zaczął strzelać. Potem mnie, JJ i Malcolma odepchnął i powiedział byśmy się schowali w środku budowli. Malcolm zaczął panikować, krzyczał , że zginiemy.
-Pomogę ci. -rzekłam.
-Nie! Twoim zadaniem jest strzec włóczni. Nie pozwól by nam ją odebrali. Musi znaleźć się w muzeum. Ja ich załatwię.-powiedział Ward.
-Tak jest!-mówiąc to wzięłam plecak w którym znajdowała się włócznia.
Było zbyt wiele wojowników. JJ bała się, że nie przeżyjemy. Chciałam trochę zapunktować w oczach szefa, więc wyciągnęłam włócznie, potem spojrzałam na nią i powiedziałam Wardowi by w bił ją w ziemię, a potem nacisnął guzik.
-Skye, nie wiemy do czego to służy. A jeśli zginiemy wszyscy?-oznajmiła JJ.
-To i tak zginiemy. Bo albo oni nas zabiją, albo zginiemy przez włócznie, która może nas równocześnie uratować.-powiedziałam, wiedząc do czego ona służy.
Jednak nie mogłam tego wyjawić bo byłoby to dziwne skąd tyle wiem. Ward zaryzykował i wziął włócznie, potem kazał wszystkim paść na ziemie. Skoczył, wbił włócznie w ziemie i nacisnął guzik.
Z włóczni wydobyła się jakaś dziwna magia, która zabiła wszystkich którzy nie padli na podłoże. Na szczęście wszystkim z naszej grupy udało się przeżyć. Malcolm wystawił głowę i spytał:
-Żyjemy?
-Tak.-śmiejąc się odparła JJ.-To dzięki Skye. Ona nas uratowała.
-Po prostu lubię ryzyko. -odparłam.
Katrin wstała wyciągnęła dwa pistolety i wymierzyła w dwóch powalonych wojowników którym udało się przeżyć bo spadli na ziemię.
Związaliśmy ich i przekazaliśmy policji. Natomiast my wróciliśmy do bazy i oddaliśmy w ręce Garego włócznie, którą przekazał muzeum. Kolejne znalezisko , jakże niebezpieczne jeżeli by trafiło w niepowołane ręce należało do kustosza muzeum-Garego Olsona. Pierwsza misja się powiodła. Ward pogratulował mi, a potem wziął kluczyki i pojechał do swojego domu do córeczki.
-JJ zbierajcie z Malcolmem sprzęt, Katrin wsiadaj za stery, Skye zabierz broń.-rozkazał Ward.
-Co się dzieje? -spytałam.
-Gary znalazł jakieś poszlaki w starej książce , (najstarszego zabytku muzeum) dotyczące miejsca znajdowania się tej włóczni, którą poszukujemy. Pospieszcie się , bo BOA nie próżnuje. -odpowiedział.
-Jaki lot?-zapytała Katrin.
-Machu Picchu.-pisząc do kogoś, odpowiedział Ward.
JJ i Malcolm byli przerażająco przejęci tym lotem. Zawsze bardzo chcieli zobaczyć ruiny inkaskiego miasta, które kryło ogromną tajemnicę. Nikt do dziś nie zna odpowiedzi na wiele pytań. Planeta Ziemia jest jedną z najbardziej nierozwikłanych zagadek. Na mnie to miejsce do którego wybieraliśmy się, nie robiło na mnie żadnego wrażenia. Miałam tak zwaną fotograficzną pamięć, i wszystko co ludzie mówili, robili zapamiętywałam co do słowa. Jak na razie przez te kilka dni spędzonych na tej dziwnej planecie wiele poznałam nowych pojęć i nauczyłam się na przykład jak robić kanapki albo kawę.
To była moja pierwsza misja w terenie. Teorie zdałam , pozostała mi tylko praktyka. Od pierwszej misji zależała moja pierwsza ocena. Musiałam się postarać, ale przy tym (jak to mówią ziemianie) nie mogłam stracić głowy. I kontrolować się, z moją wymową, tonem mówienia, i chodzenia. Najtrudniejszą rzeczą, która mi się przytrafiła to było wydobywanie ze siebie jakichkolwiek emocji. Starałam się powtarzać to co robią ludzie. Na przykład gdy ktoś opowiadał coś (żart) inni otwierali usta i wydobywali dźwięki , co nazywało się śmiechem, robiłam to samo. Było to skomplikowane. W ogóle ludzie byli dziwni.
Gdy byliśmy już w drodze do Machu Picchu , zauważyłam ,że Ward jest jakiś przygnębiony i ciągle patrzy na małe pudełko z cyferkami. (Telefon). Wpatrywałam się na niego z zaciekawieniem. Ludzie interesowali mnie, swoim zachowaniem i swoim wyglądem. Chciałam mieć własne zdanie o nich, a nie to jakie mają o ludziach neonowie. Mówili, że ludzie to bezlitośni krwiożercy. Poszukują władzy, mają dziwne sprzęty i zabijają się nawzajem, i podbijają różne kraje, które tak naprawdę należą do każdego z tych ludzi. Chciałam wiedzieć czy to prawda. Jak na razie wydawało mi się, że są dobrzy, ale jak się mówi ''zawsze są jakieś wyjątki''. W pewnej chwili podeszła do mnie JJ, siadła koło mnie i spytała
-Skye, co się tak wpatrujesz w Warda?
-Wcale nie. Widzę, że coś go martwi.
-Córka.
-Co ''córka''?!
-Ward ma małą córkę. Jest jego całym życiem. Zawsze gdy idzie do pracy boi się, że może ją stracić tak jak żonę.
-Co się stało z jego żoną?
-To smutna historia. Kilka lat temu jak jego córka miała z trzy latka. Ward poszedł do pracy. Tak jak zawsze. Gdy wrócił do domu usłyszał płacz małej. Pobiegł do pokoju i zobaczył swoją żonę wykrwawiającą się , leżącą na łóżku koło córki. Wezwał karetkę, a potem trzymał swoją żonę na rękach. Za nim karetka przyjechała, to żona Erica się wykrwawiła i umarła. Wiem tyle, że przed śmiercią powiedziała mu by zaopiekował się córką. To była straszna trauma. Ward nie mógł się pozbierać po stracie żony. Przez rok nie było go w pracy. Wrócił odmieniony. Stał się zgorzkniały, przygnębiony, wydawał tylko rozkazy, mówił złym tonem. Małej zapewnił opiekunkę. Tylko miał takie straszne kryteria, że do tej pory małą opiekowało się pięćdziesiąt-cztery nianie. Żadna nie wytrzymywała dłużej niż dwa miesiące. Teraz trochę się zmienił, zaczął się uśmiechać, ale do dziś nie popatrzył na żadną inną kobietę. On bardzo kochał, i kocha swoją żonę. Nie chce by ktoś zastąpił jego córce matkę.
-To straszne JJ. Co się stało z żoną jego, że umarła?
-Dostała szesnaście ciosów nożem w brzuch. Do dziś Ward obwinia się o jej śmierć. Jego córeczka do dziś ma straszne koszmary gdy śpi. Sprawcy nie złapano. Prawdopodobnie tylko jego córka była świadkiem tego strasznego zdarzenia. Od tamtej pory, dziewczynka zamknęła się w sobie, straciła mowę i źle znosi nowo poznane osoby.
-Aha.
-Skye bardzo cię lubię.
-Dzięki.
-Ale wyróżniasz się wśród nas. Jesteś taka ...małomówna, jak gdyby zamknięta w sobie. Dlaczego?
-Taka moja natura. Nie potrafię być inna.
-Dobra, to ja idę do Malcolma a ty...idź zagadaj do Warda.
-Po co?
-No jak to, nie wiesz?
-Nieee...
-O Boże Skye! Poderwij go. Może tobie uda ci się go zmienić.
-Wątpię, zresztą nie pasowalibyśmy do siebie. Nie ma szans.
-Przestań Skye! Nie mów tak.
JJ wstała i podeszła do Warda powiedzieć mu, że chcę coś od niego. Potem mrugnęła do mnie i poszła do laboratorium. Ward tak ''służbowo'' spytał co chcę od niego. Ja odparłam.
-Ward chciałam ci powiedzieć, że...fajna koszulka.-mówiąc to poszłam do pokoju.(Był tak mały , że mieściło się w nim tylko łóżko szafeczka mała na ścianie i telewizor plazmowy.)
Ward zrobił dziwną minę a potem obrócił się za mną na obrotowym krześle.
Pewnie pomyślał sobie, że zwariowałam. W pewnej chwili Katrin powiedziała, żebyśmy zapięli pasy bo lądujemy. Siadłam na przeciwko Warda. Ciągle mierzył mnie wzrokiem, tak jakby mówił ''Przerażasz mnie, jesteś dziwna''. Gdy wylądowaliśmy Malcolm z JJ wzięli walizkę z narzędziami laboratoryjnymi i aparat fotograficzny. By zrobić sobie fotki. Ward czuł coś , bo wziął ze sobą broń. Gary pilnował samolotu a Katrin poszła się rozejrzeć.
My natomiast poszliśmy szukać tych ruin Machu Picchu. Trochę to szukanie zajęło nam czasu, bo Malcolm i JJ brali próbki wszystkiego co im wpadło pod ręce i co chwilę robili zdjęcia.
-Malcolm weź próbkę tej wody.-rzekła JJ.
I znów postój. W końcu nieszczęśliwie znaleźliśmy się u podnóża starego miasta Inków.
Tymczasem Malcolm zadzwonił po Katrin i Garego by donieśli jakąś dodatkową torbę z narzędziami. Przed wejściem do piramidy JJ i Malcolm zrobili sobie zdjęcia.
Gary wszedł do środka groty i patrzył na ściany budowli a ja z Wardem weszliśmy do pustego zaułku. Niestety nie było śladu po włóczni. JJ z Malcolmem i Garym doszli do nas i powiedzieli, że nie znaleźli nic. Malcolm zawiedziony siadł na kamieniu i ledwo co powiedział ''Tyle chodzenia na nic'' a coś się poruszyło. Nagle jedna ze ścian odsunęła się. Weszliśmy tam i świecąc latarkami znaleźliśmy jakąś skrzynie. Tymczasem Katrin stała na warcie przed wejściem do piramidy. Otworzyliśmy skrzynie a w środku niej znajdowała się zakurzona metalowa włócznia z jakimś przyciskiem. Zapakowaliśmy ją do plecaka i kierowaliśmy się w śród wyjścia. Nie przyjrzałam się tej włóczni dokładnie ale rozpoznałam wygrawerowany symbol na niej, był to znak który oznaczał , że włócznia należała do mojej rodziny. Chciałam ją odzyskać i przekazać mojej matce, niestety nie mogłam tego uczynić, ponieważ musiałam się skupić na odzyskaniu ''Niebieskiej Gwiazdy''. Gdybym teraz odebrała Wardowi tą włócznie, zapewne wyrzuciłby mnie i miałabym mniejszą szanse na odzyskanie tej strasznej broni. W pewnej chwili z głębi puszczy wydobył się huk. Zza drzew wyskoczyli wojownicy, którzy należeli zapewne do grupy BOA. Chcieli odebrać nam znalezisko. Nie mogliśmy na to pozwolić. Katrin z Garym bili się na zewnątrz piramidy. Natomiast przy wejściu do niej Ward wyciągnął broń i zaczął strzelać. Potem mnie, JJ i Malcolma odepchnął i powiedział byśmy się schowali w środku budowli. Malcolm zaczął panikować, krzyczał , że zginiemy.
-Pomogę ci. -rzekłam.
-Nie! Twoim zadaniem jest strzec włóczni. Nie pozwól by nam ją odebrali. Musi znaleźć się w muzeum. Ja ich załatwię.-powiedział Ward.
-Tak jest!-mówiąc to wzięłam plecak w którym znajdowała się włócznia.
Było zbyt wiele wojowników. JJ bała się, że nie przeżyjemy. Chciałam trochę zapunktować w oczach szefa, więc wyciągnęłam włócznie, potem spojrzałam na nią i powiedziałam Wardowi by w bił ją w ziemię, a potem nacisnął guzik.
-Skye, nie wiemy do czego to służy. A jeśli zginiemy wszyscy?-oznajmiła JJ.
-To i tak zginiemy. Bo albo oni nas zabiją, albo zginiemy przez włócznie, która może nas równocześnie uratować.-powiedziałam, wiedząc do czego ona służy.
Jednak nie mogłam tego wyjawić bo byłoby to dziwne skąd tyle wiem. Ward zaryzykował i wziął włócznie, potem kazał wszystkim paść na ziemie. Skoczył, wbił włócznie w ziemie i nacisnął guzik.
Z włóczni wydobyła się jakaś dziwna magia, która zabiła wszystkich którzy nie padli na podłoże. Na szczęście wszystkim z naszej grupy udało się przeżyć. Malcolm wystawił głowę i spytał:
-Żyjemy?
-Tak.-śmiejąc się odparła JJ.-To dzięki Skye. Ona nas uratowała.
-Po prostu lubię ryzyko. -odparłam.
Katrin wstała wyciągnęła dwa pistolety i wymierzyła w dwóch powalonych wojowników którym udało się przeżyć bo spadli na ziemię.
Związaliśmy ich i przekazaliśmy policji. Natomiast my wróciliśmy do bazy i oddaliśmy w ręce Garego włócznie, którą przekazał muzeum. Kolejne znalezisko , jakże niebezpieczne jeżeli by trafiło w niepowołane ręce należało do kustosza muzeum-Garego Olsona. Pierwsza misja się powiodła. Ward pogratulował mi, a potem wziął kluczyki i pojechał do swojego domu do córeczki.
sobota, 6 lutego 2016
''Planeta Ziemia''
Część 3
Z trudem zasnąwszy obudziłam się bardzo wcześnie. Była godzina druga. Ponieważ wszyscy spali, miałam okazję się czegoś dowiedzieć. Najpierw poszłam do gabinetu Warda. Po cichu otworzyłam szafkę i zaczęłam szukać jakiś dokumentów. Nagle usłyszałam jakieś pomrukiwanie. Kucając zajrzałam zza biurka i zobaczyłam na kanapie chrapiącego Warda. Szybko wstałam i na palcach kierowałam się w stronę drzwi. Niestety nie udało mi się wyjść niepostrzeżenie. Eric zbudził się i zaczął przecierać uczy rękami. Ja szybko złapałam zza klamkę i udałam , że dopiero wchodzę. Eric przestraszywszy się wstał z kanapy i spytał:
-Skye co ty tu robisz?
-Heej Ward. Szukałam...kuchni!
-Aha. Chodź zaprowadzę cię.
-Nie trzeba. Śpij.
-Skye, ty w nocy będziesz tak często wstawać?
-Obudziłam cię?
-Nie, bo i tak musimy teraz wstać. Dobrze , że wstałaś już. Idź do kuchni zrób śniadanie a ja obudzę resztę. Poznasz jeszcze dwie osoby.
-Śniadanie?
-I kawę.
-Tak jest!
-A i proszę cię Skye, nie mów do mnie w taki sposób. Nie jesteś w wojsku.
-Tak jest! Znaczy...dobrze.
-Okey.
Ward poszedł się ubrać a ja poszłam do kuchni zrobić śniadanie i kawę. Nawet nie wiedziałam co to jest kawa i jak wygląda a tym bardziej jak się ją przyrządza. Miałam duży problem. Szukałam po szafkach aż w końcu natknęłam się na pudełko z napisem ''KAWA'' Nie wiedziałam ile się jej daje, więc wsypałam do połowy szklanki każdemu. Potem zalałam wodą i dałam jakiegoś białego proszku. Zostało mi zrobić jeszcze śniadanie. Szybko z kontaktowałam się z moim wujkiem on wysłał mi zdjęcie czegoś co się nazywa ''kanapka''. Szukałam takich samych przedmiotów by wyglądały tak jak te na obrazku. Znalazłam wszystko co trzeba było i jakoś zrobiłam te kanapki. Potem położyłam na talerze i położyłam na stoliku. Później poszłam się przebrać. Przy śniadaniu poznałam Katrin Howker-średniego wzrostu , czarnowłosą , chudą, zgrabną kobietę i kustosza muzeum -Garego Olsona, który sponsorował wyprawy po cenne przedmioty pochodzące ze starożytności, lub jakieś inne ciekawe urządzenia i wynalazki. W muzeum znajdowały się cząsteczki meteorytów , i kości dinozaurów.
-Wygląda smakowicie. Mniam!-odezwał się Malcolm.
-Skye a czemu nic nie jesz? Ponoć byłaś głodna.-spytał Ward.
-Zjadłam już w kuchni. Smacznego.-odpowiedziałam wpatrując się jak jedzą.
Malcolm pierwszy ugryzł kanapkę i smakowała mu. Potem wszyscy wzięli po jednym łyku kawy. I wszyscy naraz wypluli.
-O Boże co to jest?!-spytał Gary.
-To jest jakiś ''Szatan'' Taka mocna! I do tego ze solą!-krzywił się Ward.
-Przepraszam bardzo. Nie chciałam tego specjalnie...nie potrafię gotować. Tak naprawdę kanapek też nie umiem robić.-przyznałam się od razu.
-To co ty Skye jesz? Skoro nic nie potrafisz gotować.-zdziwiła się JJ.
-Pójdę do sklepu i... kupie coś tam.- z kłamałam, bo przecież jak wiecie neonowie nic nie jedzą ani nie piją.
-Muszę cię nauczyć gotować, ale najpierw muszę ci wytłumaczyć dokładnie czym się zajmujemy i jak się nazywamy, a później sprawdzę twoją wytrzymałość i jak się bijesz.-oznajmił Ward.
-Dobrze.-rzekłam.
Po zepsutym śniadaniu poszłam do gabinetu Erica i tam wszystko mi po kolei wytłumaczył.
-Nazywamy się TSDO, czyli Tajne Stowarzyszenie Drużyny Odkrywców. Pracujemy dla muzeum Nowego Jorku którego kustoszem jest Gary i nie zawsze pracujemy legalnie. Z zawodu jesteśmy czasami każdym po trochu. Raz archeologami, raz złodziejami, czasami się zdarza być nam mordercami, naukowcami, historykami i agentami. Są czasami takie misje w których musimy odebrać komuś cenną rzecz , która powinna być w muzeum. Dostajemy za to wynagrodzenie. W mojej drużynie mamy super wyposażony samolot, którym latamy po całym świecie. Poszukujemy teraz włóczni. To nie zwyczajna włócznia. Posiada moc. Niestety musimy ją pierwsi znaleźć. Bo grupa tak zwana BOA...
-Co to znaczy BOA?
-Nie wiemy. Malcom wymyślił takie tłumaczenie tego skrótu: ''Bezczelni Oszuści Archeolodzy''. Więc ta grupa BOA chcę pierwsza to zdobyć. My nie możemy na to pozwolić. Rozumiesz? Jeżeli wszystko jasne, to idź się przebierz i sprawdzę twoje umiejętności.
-Tak jest!
-Skye, co mówiłem?
-Dobrze. Rozumiem.
Poszłam się przebrać. Obawiałam się trochę sprawdzania moich umiejętności, bo w końcu nie jestem człowiekiem. Posiadam magiczną moc. Musiałam się kontrolować, bo w razie czego mogłabym zrobić dziurę w dachu, a wtedy cały plan by poszedł na nic. Musiałam ukrywać się na Ziemi przez rok. Czułam , że trafiłam do dobrej drużyny. Gdy Ward powiedział o grupie BOA od razu wpadła mi myśl, że tą grupą mogą być wysłannicy Zikkuratu którzy chcą odebrać wszystko co kiedyś należało do nas. Wiedziałam o jakiej włóczni mówił Eric. Ta włócznia należała do mojego dziadka, który wyruszył kiedyś w misje pokojową na Ziemie , ale ktoś znał broń którą można było zabić neona , więc wykorzystał ją pewien człowiek i zabił mojego dziadka. A jego włócznia została skradziona i nikt już więcej jej nie znalazł. Była nie samowita. Posiadała magiczną moc. Mogła powalić tysiące ludzi jednym uruchomieniem, a nie których mogła nawet zabić. Wiele było takich przedmiotów z planety Neon i z planety Zikkurat które znajdowały się na Ziemi. Wszystko zgubiono podczas podbicia tej planety w czasie wojen 1914-1918 i od 1939-1945. Wtedy były tak zwane wojny światowe. W nich udział brali również neonowie i zikkuraci, ale to nie tylko w tych latach toczyły się wojny dużo wcześniej. My neonowie też przybywaliśmy na ''Planetę Życia'' (Ziemie) , ale w innych intencjach by bronić jej przed zikkuratami, którzy za wszelką cenę chcieli zdobyć ją. Do póki planeta Zikkurat żyje, to nigdy Neon i Ziemia nie zaznają spokoju, trzeba zrujnować ich. To nie było łatwe. Cała wojna między naszymi planetami rozpoczęła się od wielu setek tysięcy lat, albo wcześniej. Nikt dokładnie nie jest pewien od kiedy to wszystko trwa. Niestety neonowie też musieli zabić wielu ludzi, z racji tej, że gdy ludzie zaczęli rozumieć że jakieś stwory nawiedzają ich planetę chcieli ich załpać poddać badaniom może wykorzystać do czegoś , albo zdobyć ich planety. Nie mogliśmy na to pozwolić. Więc obowiązuje nas do dziś reguła, że gdy ktoś dowie się o naszym istnieniu od razu ma zginąć.
Gdy byłam już gotowa spotkaliśmy się na siłowni , mieliśmy prywatną. Tam trwała rozgrzewka, ja w ogóle się nie zmęczyłam, ani nie byłam spocona. By nie było żadnych podejrzeń poszłam do toalety i ochlapałam się trochę wodą i zaczęłam szybciej oddychać.
-Już zmęczona?-spytał Eric Ward.
-Trochę, ale tak łatwo się nie poddaje. Co dalej robimy?-spytałam.
-Teraz trochę pobijesz się z workiem do boksowania. Sprawdzimy czy dobrze się bijesz, później sprawdzimy twoją celność i na końcu sprawdzę czy potrafisz odebrać broń gdy do ciebie się celuje.-odpowiedział Eric.
-Super. No to dalej chodźmy się boksować.-oznajmiwszy podeszłam do bokserskiego worka i zaczęłam uderzać w worek.
Ward powtarzał, że bardzo dobrze mi to wychodzi, i że chyba wcześniej zdam ten test próbny a potem czy zostaje podejmie decyzje Gary-kustosz muzeum, który oceni mnie na podstawie sprawozdania które ofiaruje mu Ward. Jeżeli zdam teorie i praktykę to mogę zostać na zawszę. Nie miałam żadnych uczuć więc trudno było mi rozmawiać albo robić jakieś miny gdy ktoś coś powie. Nie potrafiłam tego, lecz musiałam się nauczyć. Dużo jeszcze było przede mną, a ja musiałam uważać na każdym kroku.
Z trudem zasnąwszy obudziłam się bardzo wcześnie. Była godzina druga. Ponieważ wszyscy spali, miałam okazję się czegoś dowiedzieć. Najpierw poszłam do gabinetu Warda. Po cichu otworzyłam szafkę i zaczęłam szukać jakiś dokumentów. Nagle usłyszałam jakieś pomrukiwanie. Kucając zajrzałam zza biurka i zobaczyłam na kanapie chrapiącego Warda. Szybko wstałam i na palcach kierowałam się w stronę drzwi. Niestety nie udało mi się wyjść niepostrzeżenie. Eric zbudził się i zaczął przecierać uczy rękami. Ja szybko złapałam zza klamkę i udałam , że dopiero wchodzę. Eric przestraszywszy się wstał z kanapy i spytał:
-Skye co ty tu robisz?
-Heej Ward. Szukałam...kuchni!
-Aha. Chodź zaprowadzę cię.
-Nie trzeba. Śpij.
-Skye, ty w nocy będziesz tak często wstawać?
-Obudziłam cię?
-Nie, bo i tak musimy teraz wstać. Dobrze , że wstałaś już. Idź do kuchni zrób śniadanie a ja obudzę resztę. Poznasz jeszcze dwie osoby.
-Śniadanie?
-I kawę.
-Tak jest!
-A i proszę cię Skye, nie mów do mnie w taki sposób. Nie jesteś w wojsku.
-Tak jest! Znaczy...dobrze.
-Okey.
Ward poszedł się ubrać a ja poszłam do kuchni zrobić śniadanie i kawę. Nawet nie wiedziałam co to jest kawa i jak wygląda a tym bardziej jak się ją przyrządza. Miałam duży problem. Szukałam po szafkach aż w końcu natknęłam się na pudełko z napisem ''KAWA'' Nie wiedziałam ile się jej daje, więc wsypałam do połowy szklanki każdemu. Potem zalałam wodą i dałam jakiegoś białego proszku. Zostało mi zrobić jeszcze śniadanie. Szybko z kontaktowałam się z moim wujkiem on wysłał mi zdjęcie czegoś co się nazywa ''kanapka''. Szukałam takich samych przedmiotów by wyglądały tak jak te na obrazku. Znalazłam wszystko co trzeba było i jakoś zrobiłam te kanapki. Potem położyłam na talerze i położyłam na stoliku. Później poszłam się przebrać. Przy śniadaniu poznałam Katrin Howker-średniego wzrostu , czarnowłosą , chudą, zgrabną kobietę i kustosza muzeum -Garego Olsona, który sponsorował wyprawy po cenne przedmioty pochodzące ze starożytności, lub jakieś inne ciekawe urządzenia i wynalazki. W muzeum znajdowały się cząsteczki meteorytów , i kości dinozaurów.
-Wygląda smakowicie. Mniam!-odezwał się Malcolm.
-Skye a czemu nic nie jesz? Ponoć byłaś głodna.-spytał Ward.
-Zjadłam już w kuchni. Smacznego.-odpowiedziałam wpatrując się jak jedzą.
Malcolm pierwszy ugryzł kanapkę i smakowała mu. Potem wszyscy wzięli po jednym łyku kawy. I wszyscy naraz wypluli.
-O Boże co to jest?!-spytał Gary.
-To jest jakiś ''Szatan'' Taka mocna! I do tego ze solą!-krzywił się Ward.
-Przepraszam bardzo. Nie chciałam tego specjalnie...nie potrafię gotować. Tak naprawdę kanapek też nie umiem robić.-przyznałam się od razu.
-To co ty Skye jesz? Skoro nic nie potrafisz gotować.-zdziwiła się JJ.
-Pójdę do sklepu i... kupie coś tam.- z kłamałam, bo przecież jak wiecie neonowie nic nie jedzą ani nie piją.
-Muszę cię nauczyć gotować, ale najpierw muszę ci wytłumaczyć dokładnie czym się zajmujemy i jak się nazywamy, a później sprawdzę twoją wytrzymałość i jak się bijesz.-oznajmił Ward.
-Dobrze.-rzekłam.
Po zepsutym śniadaniu poszłam do gabinetu Erica i tam wszystko mi po kolei wytłumaczył.
-Nazywamy się TSDO, czyli Tajne Stowarzyszenie Drużyny Odkrywców. Pracujemy dla muzeum Nowego Jorku którego kustoszem jest Gary i nie zawsze pracujemy legalnie. Z zawodu jesteśmy czasami każdym po trochu. Raz archeologami, raz złodziejami, czasami się zdarza być nam mordercami, naukowcami, historykami i agentami. Są czasami takie misje w których musimy odebrać komuś cenną rzecz , która powinna być w muzeum. Dostajemy za to wynagrodzenie. W mojej drużynie mamy super wyposażony samolot, którym latamy po całym świecie. Poszukujemy teraz włóczni. To nie zwyczajna włócznia. Posiada moc. Niestety musimy ją pierwsi znaleźć. Bo grupa tak zwana BOA...
-Co to znaczy BOA?
-Nie wiemy. Malcom wymyślił takie tłumaczenie tego skrótu: ''Bezczelni Oszuści Archeolodzy''. Więc ta grupa BOA chcę pierwsza to zdobyć. My nie możemy na to pozwolić. Rozumiesz? Jeżeli wszystko jasne, to idź się przebierz i sprawdzę twoje umiejętności.
-Tak jest!
-Skye, co mówiłem?
-Dobrze. Rozumiem.
Poszłam się przebrać. Obawiałam się trochę sprawdzania moich umiejętności, bo w końcu nie jestem człowiekiem. Posiadam magiczną moc. Musiałam się kontrolować, bo w razie czego mogłabym zrobić dziurę w dachu, a wtedy cały plan by poszedł na nic. Musiałam ukrywać się na Ziemi przez rok. Czułam , że trafiłam do dobrej drużyny. Gdy Ward powiedział o grupie BOA od razu wpadła mi myśl, że tą grupą mogą być wysłannicy Zikkuratu którzy chcą odebrać wszystko co kiedyś należało do nas. Wiedziałam o jakiej włóczni mówił Eric. Ta włócznia należała do mojego dziadka, który wyruszył kiedyś w misje pokojową na Ziemie , ale ktoś znał broń którą można było zabić neona , więc wykorzystał ją pewien człowiek i zabił mojego dziadka. A jego włócznia została skradziona i nikt już więcej jej nie znalazł. Była nie samowita. Posiadała magiczną moc. Mogła powalić tysiące ludzi jednym uruchomieniem, a nie których mogła nawet zabić. Wiele było takich przedmiotów z planety Neon i z planety Zikkurat które znajdowały się na Ziemi. Wszystko zgubiono podczas podbicia tej planety w czasie wojen 1914-1918 i od 1939-1945. Wtedy były tak zwane wojny światowe. W nich udział brali również neonowie i zikkuraci, ale to nie tylko w tych latach toczyły się wojny dużo wcześniej. My neonowie też przybywaliśmy na ''Planetę Życia'' (Ziemie) , ale w innych intencjach by bronić jej przed zikkuratami, którzy za wszelką cenę chcieli zdobyć ją. Do póki planeta Zikkurat żyje, to nigdy Neon i Ziemia nie zaznają spokoju, trzeba zrujnować ich. To nie było łatwe. Cała wojna między naszymi planetami rozpoczęła się od wielu setek tysięcy lat, albo wcześniej. Nikt dokładnie nie jest pewien od kiedy to wszystko trwa. Niestety neonowie też musieli zabić wielu ludzi, z racji tej, że gdy ludzie zaczęli rozumieć że jakieś stwory nawiedzają ich planetę chcieli ich załpać poddać badaniom może wykorzystać do czegoś , albo zdobyć ich planety. Nie mogliśmy na to pozwolić. Więc obowiązuje nas do dziś reguła, że gdy ktoś dowie się o naszym istnieniu od razu ma zginąć.
Gdy byłam już gotowa spotkaliśmy się na siłowni , mieliśmy prywatną. Tam trwała rozgrzewka, ja w ogóle się nie zmęczyłam, ani nie byłam spocona. By nie było żadnych podejrzeń poszłam do toalety i ochlapałam się trochę wodą i zaczęłam szybciej oddychać.
-Już zmęczona?-spytał Eric Ward.
-Trochę, ale tak łatwo się nie poddaje. Co dalej robimy?-spytałam.
-Teraz trochę pobijesz się z workiem do boksowania. Sprawdzimy czy dobrze się bijesz, później sprawdzimy twoją celność i na końcu sprawdzę czy potrafisz odebrać broń gdy do ciebie się celuje.-odpowiedział Eric.
-Super. No to dalej chodźmy się boksować.-oznajmiwszy podeszłam do bokserskiego worka i zaczęłam uderzać w worek.
Ward powtarzał, że bardzo dobrze mi to wychodzi, i że chyba wcześniej zdam ten test próbny a potem czy zostaje podejmie decyzje Gary-kustosz muzeum, który oceni mnie na podstawie sprawozdania które ofiaruje mu Ward. Jeżeli zdam teorie i praktykę to mogę zostać na zawszę. Nie miałam żadnych uczuć więc trudno było mi rozmawiać albo robić jakieś miny gdy ktoś coś powie. Nie potrafiłam tego, lecz musiałam się nauczyć. Dużo jeszcze było przede mną, a ja musiałam uważać na każdym kroku.
Subskrybuj:
Posty (Atom)