kursor

Rainbow Pinwheel - Link Select

Translate-Tłumacz

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

"Dynastia Shin Jin"

 Część 52

-Nyang wybacz, że ci przeszkadzam.-przyszła Yoona.-Może nie powinnam, ale...

-Czy coś się stało? Czemu jesteś taka smutna?-zapytałam widząc przygnębioną twarz Yoony. 

-Chciałam iść do Toghuna bo już od czterech dni go nie widziałam, lecz Cesarzowa teraz mnie wygoniła mówiąc , że mój mąż jest bardzo zajęty sprawami służbowymi. Może nie powinnam ci o tym mówić bo to matka cesarza, ale się martwię o Toghuna.-odpowiedziała Yoona.

Zdziwiona wraz z przyjaciółką udałam się do Cesarzowej Wdowy, która przebywała w naszym pałacu ,do momentu w którym mój mąż nie przejmie obowiązków. Wprawdzie Bayan był już przytomny, lecz nie był na tyle silny by wstać i wrócić do normalnego stanu. Ciągle leżał w łożu , jadł i spał na przemian. Medyk nie potrafił stwierdzić dokładnie co się z nim dzieje, skąd to osłabienie, ale miałam nadzieję , że szybko wrócą mu siły. Ja do tego czasu współpracowałam z Toghunem , który świetnie sobie radził z obowiązkami cesarza. Dziwne było tylko to, że Wdowa ciągle chciała z nim przebywać. Nagle stał się jej ulubieńcem. Zaczęło mnie to trochę martwić. Do tego nie pozwalała Yoonie spotykać się z mężem. Postanowiłam to wyjaśnić. Poszłam do komnaty Wdowy a tam ujrzałam Toghuna pijącego herbatę.

-O Yoona przyszłaś!-powstał.

-Byłam wcześniej, ale Cesarzowa Wdowa nie pozwoliła mi się z tobą widzieć.-oznajmiła dziewczyna. 

-Jak śmiesz mnie tak oczerniać?! Powiedziałam, że zobaczysz się z mężem później.-oburzyła się Wdowa Youngshi. 

-Wybacz , ale ufam Yoonie i wiem, że mówi prawdę. Przyznam się, że niepokoi mnie twoja wspaniała relacja z Toghunem.-wtrąciłam. 

-Co masz na myśli?! Oskarżasz mnie o coś?!-dopytywała teściowa.

-Mój mąż, a twój syn jest przytomny, myślę, że Toghun może wrócić do swojego poprzedniego stanowiska.-powiedziałam. 

-Jest zbyt słaby by się wszystkim zająć, a ten młody mężczyzna radzi sobie wspaniale na stanowisku cesarza.-broniła się kobieta.

Wiedziałam, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Postanowiłam poprosić Toghuna na osobności. Chciałam z nim porozmawiać. Wieczorem spotkałam się z nim w ogrodzie cesarskim. Spacerując mówiłam mu o swoim niepokoju:

-Nie uważasz, że Cesarzowa Wdowa spędza z tobą za dużo czasu?

-Muszę przyznać, że też to zauważyłem. Jednak każde nasze spotkanie dotyczy spraw państwowych, tronu i panowania.

-Możesz mi zdradzić coś więcej? 

-Mówi o wszystkich zasadach, pokazuje prawa i jakieś pomoce przy panowaniu. Czasami zdarzy się jej powiedzieć, że jestem lepszy niż Bayan.

-Że słucham?! Wdowa ci tak powiedziała?! To niemożliwe!

-Wybacz, cesarzowo, ale nie mam powodu by kłamać. Chcę być z tobą szczery. Mówię prawdę. Też mnie to zastanawia, co się dzieję. 

-Toghun mam prośbę, powiadamiaj mnie o każdym spotkaniu z Wdową opowiadaj o czym rozmawiacie. Ja postaram się czegoś dowiedzieć. Boję się, że...

-Że co?

-Że Wdowa truje Bayana by ktoś nowy zasiadł na tronie. To by tłumaczyło obecny stan mojego męża.

-Czy chcesz powiedzieć, że ja byłbym kandydatem ? To czyste szaleństwo! Jak Matka cesarza mogła by truć własnego syna?! Co by jej to dało? Dlaczego ja? To niemożliwe! 

-Nie wiem jak Toghunie, ale proszę cię musisz mi pomóc. Wolę dmuchać na zimne. Jeśli to prawda musimy się dowiedzieć jaki ma w tym cel i dlaczego ty stałeś się jej ulubieńcem. 

-Cesarzowo Seungnyang chcę byś wiedziała, że...jestem twoim przyjacielem i nigdy bym nie chciał odsunąć ciebie i twego męża od tronu. 

-Dobrze, że to mówisz. Ufam tobie i Yoonie i mam nadzieję, że się nie zawiodę. 

Przez kolejne dni czuwaliśmy nad wszystkim. Sprawdzałam kto przychodzi do Wdowy gdzie idzie, z kim i o czym rozmawia. Była jednak bardzo ostrożna. Wiele się nie dowiedzieliśmy. Jednak częstym gościem był ojciec Toghuna. Spotykał się z moją teściową prawie co każdy dzień. Toghun tłumaczył to jako przyjaźń między tą dwójką, lecz w oczach jego było wiele podejrzliwości w stosunku do ojca. Natomiast Yoona miała na oku służbę Youngshi. Jedna ze służek często wychodziła poza mury pałacu by spotkać się z jakimś mężczyzną. Nie było by to dziwne gdyby nie fakt, że w czasie każdego spotkania wręczano mu sakiewkę z pieniędzmi. Dlatego też jeden z moich ludzi zaczął go śledzić. Okazało się, że mężczyzna obserwował Kim Young Tokeum ,córkę El Sumura. Było to co raz bardziej dziwne. Po co Wdowa chciałaby sprawdzać Kim Young? W międzyczasie kazałam medykowi szczegółowo przebadać cesarza, który miał nam powiedzieć, że mój mąż jest podtruwany. Na szczęście medyk powiedział, że nie, że jego osłabienie wynika z czegoś innego co trudno mu stwierdzić. Jednak niepokój o zdrowie męża mijał, gdyż z dnia na dzień czuł się lepiej. Zaczął powoli wstawać i chodzić po komnacie, ale wciąż słaby swoje obowiązki pozostawił Toghunowi. 

Pewnego wieczoru spacerując pod rękę z Bayanem po pałacu stanęła nam na drodze zapłakana Yoona. Przestraszona spytałam się jej co się stało ona wycierając oczy patrzyła raz na mnie , raz na cesarza aż w końcu przemówiła: 

-Wasza Wysokość, ja...spotkajmy się za chwilę przy stawie. To jest coś co ...Proszę by cesarz wrócił do komnaty. Nyang ja nie wiem co robić...

-Nic z tego nie rozumiem. Przerażasz mnie Yoona. Dziwnie mówisz, co się stało? Dlaczego Bayan nie może być przy tym?

Yoona podeszła bliżej mnie i do ucha wyszeptała, że to sprawa na którą cesarz nie jest gotowy i na którą jest zbyt słaby by to teraz unieść i że powie mi kiedy się spotkamy przy stawie. 

Nie chciałam dłużej czekać. Odprowadziłam męża do komnaty pomogłam mu się położyć i natychmiast udałam się nad staw. Dochodząc już do mostu nie widziałam tam nikogo. Pomyślałam, że Yoona może się trochę spóźni. Stanęłam na moście i rozglądając się na wszystkie strony wypatrywałam mojej przyjaciółki. Czekałam dłuższą chwilę, lecz się nie zjawiła. Miałam już wracać do pałacu, gdy nagle mój wzrok przykuło coś pływającego po drugiej stronie stawu. Podeszłam bliżej a tam ujrzałam na powierzchni ciało Yoony. Dostałam szału zaczęłam krzyczeć wołać o pomoc, złapałam ją za kawałek materiału od sukienki i próbowałam ją wyciągnąć mając nadzieję , że żyje. Szybko zbiegła się służba , eunuchy i Toghun. Toghun wskoczył do stawu i wyłowił Yoone na trawę. Obrócił ją na plecy i oddał w ręce medyka który po chwili stwierdził, że moja przyjaciółka nie żyje. Oczy zaszkliły mi się momentalnie by po chwili wylać wodospad łez. Toghun klęczał nad martwą żoną a reszta służby szeptała , krzyczała i była w wielkim szoku. Straciłam kolejną bliską mi osobę. Czułam , że znów moje serce zaczyna krwawić. Po chwili na miejsce zdarzenia przybył słaby Bayan i Cesarzowa Wdowa. Bayan mocno mnie przytulił do siebie a Cesarzowa Wdowa spytała przerażona co się stało. Medyk odpowiedział:

-To był nieszczęśliwy wypadek. Wieczorem trawa jest już śliska spacerując blisko stawu dziewczyna musiała się poślizgnąć i wpaść a, że nie umiała pływać to się utopiła. 

-Co za biedaczka! Buddo czemu nas tak karzesz?! Za co?! Współczuję ci Toghunie, była to dobra dziewczyna. Niestety nie było ci dane mieć rodzinę. -mówiła Cesarzowa Wdowa.

-To nieprawda! Yoona nie mogła się poślizgnąć! Nie ona! Ktoś ją zabił! Wiem to! Zginęła zanim zdążyła mi coś ważnego powiedzieć! Odkryję prawdę! A tego kto uczynił to mojej przyjaciółce, spotka zasłużona kara!-krzyczałam.

-O czym ty dziewczyno mówisz?! Rozumiem twój ból, ale nie masz powodu by szukać winnego skoro ta biedaczka sama sobie była winna. Jesteś w szoku rozumiem wiele ostatnio się dzieje, zaginięcie księcia, choroba Bayana...teraz to...Ciężko w to uwierzyć, ale to wypadek. -mówiła Wdowa.

-Zginęła bo znała prawdę! Prawdę która była czymś strasznym skoro zginęła!-nie wierzyłam w to co mówi teściowa.

-Bayanie weź żonę do komnaty jest zbyt ...roztrzęsiona nie powinna siać nieprawdziwych informacji po pałacu. -rzekła Youngshi.

Podtrzymywana przez Bayana wróciłam z nim do pałacu gdzie kładąc głowę na jego kolanach płakałam przez kolejne pół nocy. Nie mogłam tak tego zostawić, postanowiłam się dowiedzieć za wszelką cenę co się stało i co chciała mi Yoona przekazać przed śmiercią. 

niedziela, 23 sierpnia 2020

"Dynastia Shin Jin"

 Część 51

Następnego dnia kiedy otworzyłam oczy, po mojej prawej stronie leżał Bayan. To wspaniałe uczucie móc znów budzić się obok niego. Wstałam ,przetarłam oczy i chciałam już zejść z łóżka gdy cesarz złapał mnie za dłoń i powiedział bym nie odchodziła bo przyniesie mi śniadanie. Było to uroczę. Nie sprzeciwiając się mu zostałam jeszcze w łóżku. Bayan tymczasem się przebrał a następnie bardzo szybko wniósł do komnaty śniadanie na tacy. Kładąc ją przede mną dał mi całusa w policzek a potem przeszliśmy do konsumpcji. 

-Co powinniśmy dzisiaj zrobić? -zapytał mąż.-Dzisiaj zostawiam wszystkie czynności cesarza i ten dzień spędzę tylko z tobą Nyang. 

-Może ...po obiedzie wybierzemy się na przejażdżkę poza mury pałacu? -zaproponowałam.-Myślę, że to pora by wyjść z stąd, bo już zbyt długo jesteśmy tu zamknięci. 

-Wyśmienity pomysł, ale w sumie po co czekać możemy jechać od razu. Zjedliśmy śniadanie więc ruszajmy.-mówiąc to Bayan złapał mnie za rękę i poszliśmy się przygotować do wyjazdu. 

Podczas kiedy się przebierałam i czesałam Bayan czekał na mnie nieopodal stajni. Gdy już byłam gotowa wyszłam mu na przeciw.  Szłam w jego kierunku powolnym krokiem. Patrząc mu prosto w oczy widziałam to samo co od początku kiedy mnie poznał, tą miłość. Jego twarz zdradzała wiele emocji  i uczuć nawet kiedy słowa bywały nieprawdziwe to patrząc mu w oczy zawsze znałam prawdę. Ten jego promienny uśmiech powodował u mnie gęsią skórkę. Był taki prawdziwy i naturalny tak jakby nigdy nic złego się nie wydarzyło. Bayan zawsze żył daną chwilą mimo ciężkich przeżyć kiedy nadchodziła chwila uciechy on zawsze potrafił się radować i zakrywać każde złe doświadczenie właśnie tym swoim uśmiechem.









 Podeszłam do niego i zauważyłam, że jego twarz jest jakaś blada. Spytałam się czy wszystko w porządku on odpowiedział:

-Tak bo mogę cię widzieć , dotknąć i słyszeć. Wszystko co dobre wypływa od ciebie Nyang, ty jesteś moim źródłem radości w tych smutnych chwilach, kolorem wśród szarości bycia cesarzem, , moją mądrością w czasie podejmowania trudnych decyzji, nadzieją w chwilach zwątpienia i moim przyjacielem w tych momentach samotności. Kocham cię i będę ci to ciągle powtarzał nawet gdyby czyny i słowa mówiły co inne pamiętaj że moja miłość do ciebie tkwi w oczach , które odzwierciedlają moje serce.

Te słowa przyprawiły mnie o wzruszenie. Łzę , która wypłynęła mi z oka natychmiast swoją dłonią otarł Bayan, który po chwili mocno mnie przytulił. Potem wsiedliśmy na konie i wraz z wojskiem wyruszyliśmy na przejażdżkę. Dzień był ciepły chociaż pochmurny. Od czasu do czasu promienie słoneczne oświetlały bladą twarz cesarza i jego lekko sine wargi.  Podjechałam bliżej niego i złapałam go za dłoń, która była bardzo zimna. Kazałam na chwilę stanąć. Spojrzałam na męża i powiedziałam:

-Wracajmy. Bayanie jesteś blady i zimny. Musimy wezwać medyka.

-Cesarzowo nic mi nie jest. Wszystko dobrze, po prostu dawno nie wychodziłem. To wszystko.

-Nie! Koniec przejażdżki. Wracamy!

Nawróciłam straż cesarską i konie i ruszyliśmy prosto z powrotem do pałacu. Po chwili zauważyłam, że cesarz dziwnie się chwieje na koniu. Po chwili zesunął się z konia i upadł. 





-Panie!-krzyknęłam przerażona.-Straże! Szybko weźcie cesarza! Zabierzcie go do pałacu! Wezwijcie medyka!

Pędziliśmy najszybciej jak się dało. Będąc już w pałacu w komnacie badał Bayana medyk. Ja nerwowo chodziłam pod drzwiami i czekałam na jakiekolwiek wiadomości. Yoona słysząc co się stało przybiegła do mnie i wspierała mnie swoją obecnością. Medyk długo nie wychodził, a przynajmniej dla mnie czas bardzo się dłużył. Ledwo radziliśmy sobie z zaginięciem księcia a już kolejny cios na nas spadł. Miałam wrażenie, że sprzeciwiliśmy się przeznaczeniu będąc razem i los za każdym razem zsyłając na nas smutki i nieszczęścia chce nas rozdzielić. Bałam się, że w końcu przyjdzie czas kiedy każde z nas będzie żyło z dala od siebie. 

W końcu po dłuższym czasie drzwi się otworzyły i wyszedł medyk, mówiąc że na razie jest nieprzytomny, ale  to przemęczenie i cesarz musi odpoczywać, a że ma gorączkę to zaleca robić mu obkłady i dawać ziółka na wzmocnienie.

-Pani to ja się tym zajmę.-oznajmił eunuch.

-Nie trzeba. Dziękuję, ale jestem jego żoną i dopilnuje by wrócił szybko do zdrowia. -rzekłam. 

Yoona przyniosła trochę materiału i zimną wodę. Od razu nie czekając, zaczęłam moczyć materiał w miseczce z wodą i wycierać twarz cesarzowi.





 

Rano próbowałam mu dać ziółka. Łyżeczkę wkładałam mu do ust z nadzieją , że może połknie , jednak wszystko wypływało mu kącikami ust. Gorączka nie chciała ustać. Bayan wciąż był nieprzytomny. Do tego eunuch powiadomił mnie , że przybyła Cesarzowa Wdowa. Musiałam wyjść się z nią przywitać.

-Przyjechałam od razu jak się dowiedziałam co się stało mojemu synowi. Jak mogłaś dopuścić do tego by mój syn był w takim stanie?-Cesarzowa Youngshi z oburzeniem mówiła.

-Wybacz cesarzowo. Obiecuję , że twój syn a mój mąż wróci szybko do zdrowia. Sama się nim opiekuję.-odpowiedziałam.

-A kto zaopiekuję się sprawami państwowymi skoro zostałaś zastępcą medyka?!-nie odpuszczała.

-Dam sobie radę. Dzięki Bayanowi nie mamy zaległości. Cesarz za nie długo wróci i wszystko się ułoży.-zapewniałam. 

-Nie!-krzyknęła Wdowa. -Tak nie może być! Ktoś poza tobą musi się zająć sprawami państwowymi!

-Ale kogo masz na myśli? Nikogo tu nie ma kto by mógł się tym zająć.-powiedziałam.

-Myślałam, że jesteś bystrzejsza. -docinała kobieta.-Poproszę Toghuna on jest odpowiedzialnym mężczyzną. Przejmie na ten czas sprawy urzędowe po Bayanie. Oczywiście po konsultacji z tobą. 

Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, więc skinęłam głową na zgodę. Nie chciałam się sprzeciwiać matce mojego męża, a poza tym cieszyłam się, że był to Toghun. Znałam go dobrze i miałam pewność, że rzetelnie się przyłoży do powierzonych mu zadań. Ja w tym czasie mogłam spokojnie zając się cesarzem i jego zdrowiem. Wieczorem po modlitwie wróciłam do komnaty. W drodze spotkałam Toghuna, który zaczepił mnie. Życzył cesarzowi zdrowia i chciał powiadomić, że podejmie się wyzwania jakie mu powierzyła Cesarzowa Wdowa, ale że niczego nie zrobi bez mojej zgody i żebym się nie martwiła bo nie będzie chciał zastępować Bayana. Ja posyłając mu lekki uśmiech podziękowałam mu i wróciłam do swojej komnaty. 


sobota, 22 sierpnia 2020

"Dynastia Shin Jin"

 Część 50

-Wang Yu mów gdzie jest nasz mały książę , a może daruje ci życie!-odezwał się cesarz mierząc Wanga swoim wzrokiem. 

-Myślisz, że zależy mi na życiu? Ja już dawno temu umarłem...-kpiącym głosem przemówił Wang.-Umarłem w chwili pogrzebania Tanashiri i naszego synka. Obiecałeś , że będziesz ich bronił w zamian , że zaopiekuję się twoją żoną! Gdybym z nią nie pojechał, gdybym został...Oni by wciąż żyli! To twoja wina! Teraz poczujecie co to znaczy strata!

-Skoro nie zależy ci na życiu to czemu od razu nie odszedłeś co ci da zemsta?! Jeśli chcesz umrzeć to czemu zaraz po pogrzebie nie umarłeś?! Oddaj nam synka! Błagam Wang Yu...ty nie jesteś zły, zbłądziłeś...Twoja żona by tego nie chciała...-zabrałam głos, próbując wyciągnąć od niego jakąkolwiek informacje. 

Wang stał z mieczem w ręku cały zapłakany. Chwiejne ruchy mówiły o tym , że był pijany. Widząc go w takim stanie wiedziałam, że to koniec, , że nie da się już niczego zrobić. Wang Yu chciał umrzeć nie bał się niczego. Czułam, że nie powie gdzie jest nasz syn, lecz jako matka musiałam wierzyć do końca.

Staliśmy na pustym polu. Bayan z przodu negocjował ,zaraz za nim przygotowane do ataku wojsko a ja gdzieś między nimi. Przed nami stał zrozpaczony Wang , który właściwie już czekał kiedy się skończy jego cierpienie. Chciał odejść, ale chyba brakowało mu odwagi by to sam uczynić. 

-Wang powiem ostatni raz. Powiedz gdzie jest książę ,a nie zabijemy cię i ochronimy twoje imię. W przeciwnym razie twoje doskonałe życie dowódcy wojska przepadnie i będziesz znany jako jeden z najgorszych ludzi na świecie! Naprawdę chcesz zniszczyć swoje dobre imię?!-zapytał cesarz wyciągając miecz w stronę zdrajcy.

-A ja po prostu mówię: zabij mnie! I tak się nigdy nie dowiecie gdzie jest wasz syn! Nigdy ale to przenigdy!-Wang podszedł do cesarza.

Mężczyzna stanął naprzeciw mojego męża i ustawił się przed samym ostrzem. Bayan spojrzał w oczy Wanga i pchnął ręką miecz, którego ostrze przebiło na wylot zdrajcę. Po chwili cesarz wyciągnął miecz i zadał mu jeszcze trzy inne ciosy. Przy ostatnim przekręcił jeszcze miecz w ciele niegdyś dzielnego wojownika, lecz wówczas zagubionego człowieka pragnącego umrzeć.

Wang Yu upadł na ziemię powoli się wykrwawiał. Podbiegłam do niego mając nadzieję, że jeszcze coś powie. Nachyliłam się nad nim i spytałam:

-Nie musisz mówić gdzie jest, ale powiedz przynajmniej czy żyję! Błagam Wang Yu, ty nie jesteś zły!

-Jak myślisz zabiłbym dziecko? Wybacz, ale nigdy go nie znajdziecie. Seungnyang przepraszam ciebie , ale i dziękuję...teraz mogę dołączyć do swojej rodziny...-zamknął oczy po raz ostatni i odszedł już na dobre.

Ocierając łzy wstałam, podbiegłam do męża i powiedziałam mu, że nasz syn żyje i że musimy go znaleźć za wszelką cenę. Bayan kazał wziąć zwłoki Wanga i zakopać go przy drodze polnej nie stawiając żadnych znaków.  Wróciliśmy do pałacu od raz zwołaliśmy posiedzenie w sali tronowej. Przybyli prawie wszyscy, prócz ojca Toghuna, który był z wizytą u Cesarzowej Wdowy, reprezentował go jednak syn. Każdy namiestnik miał za zadanie wysłać swoich ludzi po swoich prowincjach by przeszukiwali domy , szopy i wszystkie miejsca w których mógł przebywać nasz syn. Do tego miały być zawieszane ogłoszenia na widocznych miejscach i odnawiane. Każda cenna informacja była wynagradzana. Wszyscy mieli szukać aż do skutku. Charakterystyczną cechą naszego synka była nie wielka podłużna blizna na prawej rączce , która powstała kiedy uciekałam wraz z Kim Young z opuszczonego klasztoru. Pierwsze tygodnie były bardzo ciężkie. Wiele ludzi się zgłaszało ,mówiąc, że widzieli Wanga, że wiedzą gdzie jest nasz syn , lub przynosili dzieci  podobne do naszego księcia, lecz wszytko to były fałszywe tropy , przez które ludzie chcieli dostać wynagrodzenie. Z każdą wieścią serca nam szybciej były i mieliśmy nadzieje, że tym razem to dobry trop, niestety tak nie było. Po pewnym czasie przestaliśmy się już cieszyć z jakichkolwiek informacji. Ani jedna nie była prawdziwa. Wojska wciąż szukały, ludzie wciąż się zgłaszali , lecz to wszystko na nic. Z czasem coraz rzadziej dostawaliśmy informację. Lud zaczął zapominać i żyć własnym życiem podczas gdy ja i Bayan powoli się oddalaliśmy od siebie. Każda nasza rozmowa dotyczyła zaginionego księcia i pomysłu na jego odnalezienie. Zapomnieliśmy już o normalnym życiu. Każdy dzień przypominał poprzedni. Bayan przed snem często pił alkohol, następnego dnia stawał o świcie i całując mnie w policzek opuszczał komnatę i przeglądał wszystkie listy od ludzi szukając tropu. 






Ja mając słaby sen nigdy nie mogłam zasnąć zasypiałam nad ranem a potem jeszcze długo spałam. Coraz rzadziej już włączałam się w poszukiwania. Pilnowałam spraw dworu i spacerowałam samotnie po ogrodzie cesarskim. Chciałam by nasze małżeństwo znów było takie jak kiedyś. By cesarz znów spojrzał mi w oczy i byśmy znów mogli się uśmiechać. Niestety ciężko było samej ratować ten związek przed upadkiem i przed małżeństwem tylko z powodów formalnych. Chciałam znów wzniecić w mężu ten płomień miłości. Straciłam zbyt wiele ludzi, nie mogłam stracić i jego. A czułam , że powoli się oddala ode mnie. Dlatego też przygotowałam kolacje w ogrodzie pod drzewem wiśni w letni wieczór, pod gołym gwieździstym niebem. Zamiast alkoholu był sok i ulubione persymony męża, których już nie jadł przez dłuższy okres czasu. Wysłałam do niego służkę i czekałam aż przyjdzie. Robiło się coraz chłodniej a po nim ani śladu. Po chwili przyszedł eunuch, który powiedział, że cesarz właśnie zasnął. Poprosiłam Yoony by pomogła mi posprzątać. Zbierając rzeczy wywiązała się rozmowa: 

-Yoona ja nie wiem gdzie błąd popełniłam. Całe moje życie to porażka. Kiedy myślałam, że w końcu znalazłam szczęście to mój syn zaginął.

-Nyang nie potrafię sobie wyobrazić co czujesz, bo nie mamy jeszcze z Toghunem dziecka, ale...myślę, że Wang Yu mimo wszystko porzucił księcia  w dobrym miejscu...Książę żyje to najważniejsze, kiedyś się znajdzie. Teraz jest ważne by ten los ciebie i cesarza nie poróżnił. Musicie iść do końca razem. Nie pozwólcie się zniszczyć.

-Gdyby to było takie proste. Boję się, że kiedyś przestanie na mnie patrzyć tak jak teraz, że któregoś dnia powie , że mnie już nie kocha...Nie zniosłabym tego. 

-W miłości nie ma takich słów jak "już cię nie kocham" w innym przypadku to nigdy nie była miłość. Ty i Bayan jesteście sobie przeznaczeni. Dacię radę. Musicie tylko ze sobą rozmawiać, nie ukrywajcie niczego przed sobą, żadnego smutku , żalu czy też złości. Na bieżąco rozwiązujcie problemy nim się nawarstwią. 

Zastanowiłam się nad tym co powiedziała mi Yoona i zdałam sobie sprawę, że miała rację. Nie powinniśmy niczego przed sobą ukrywać. Miłość to jedno z imion przeznaczenia. Nagle spotykamy tą jedną osobę i mimo różnego początku chcemy z nią być, ufamy jej a kiedy są przeszkody to zamiast się rozpaść to wciąż razem idziemy. Miłość jest jak klej a dwoje ludzi objęci przeznaczeniem są jak jeden dzban. Życie to wiatr, który czasami rozbija naczynie na kawałki , lecz kiedy to miłość to są wstanie znów ułożyć się w całość i chodź z rysami to nadal stanowią całość chociaż po wielu doświadczeniach. 

Nie chciałam dłużej czekać pobiegłam do komnaty i  postanowiłam zbudzić cesarza. Nie chciałam czekać całej nocy by z nim porozmawiać. Gdy weszłam , zauważyłam, że Bayan ma jakiś koszmar i wołał naszego synka przez sen. Powoli podeszłam do niego i złapałam go za dłoń. Cesarz nagle otworzył oczy i wypowiadając moje imię mocno mnie przytulił. Pogłaskałam go po włosach powiedziałam:


-Kochanie przepraszam cię. To wszystko nie tak miało wyglądać. Proszę cię nie oddalaj się ode mnie bo nie przeżyję tego. Jesteś dla mnie wszystkim. Rozmawiajmy, kłóćmy się, ale nigdy nie doprowadzajmy do ciszy.-łzy spłynęły mi po policzkach i oznaczały one ulgę, znów poczułam że ktoś jest blisko, że nic się nie popsuło.

-Nyang wybacz, ta cała sytuacja mnie przerosła. Przez ostatnie tygodnie nie byłem dobrym mężem. Nasze problemy w związku w niczym nie pomagają. Kochamy się i powinniśmy razem nieść ten ciężar. Nigdy nie pozwolę ci się oddalić. Kocham cię.-pocałował mnie a wtedy na chwilę zapomniałam o zmartwieniach. 












niedziela, 16 sierpnia 2020

''Dynastia Shin Jin"

 Część 49

Po śniadaniu wyruszyliśmy wraz z cesarzem i Seung Jungiem do Cesarzowej Wdowy, która w końcu chciała nas zobaczyć a przede wszystkim nie mogła się doczekać swojego wnuka. Mimo wielu obowiązków wraz z moim powrotem postanowiliśmy odpowiedzieć na jej zaproszenie, gdy w końcu nie wiadomo kiedy znów byśmy je otrzymali. Niestety nasz kontakt się pogorszył ,a zależało nam by nasz synek miał dobre relacje z babcią. Wsiedliśmy do powozu i wraz z pięcioma innymi strażnikami Yooną i jej mężem Toghunem ruszyliśmy w drogę. Był ciepły wiosenny dzień. Mgła wraz z upływem czasu powoli opadała, odsłaniając nam tym samym widoki, tak jak kurtyna na scenie ukazując nam bohaterów. Dojechaliśmy akurat na obiad do Cesarzowy Wdowy. Wchodząc do jej pałacu przywitała nas ciepło również naszą służbę. Zgodziła się również by wszyscy zasiedli z nami do stołu. Było to zadziwiające gdyż matka cesarza nie była tego rodzaju osobą. Służba to dla niej tylko służba , która musi z godnością służyć swoim panom i która ma swoje pozwolenia jak i zakazy. Jednak nikt nie miał ochoty jej pytać, dlaczego w tej chwili się tak zachowała. Oczywiście nam to nie przeszkadzało, bo staraliśmy się godnie zachowywać w stosunku do swoich poddanych. Poza tym właśnie jedna ze służek była moją przyjaciółką a ja sama kiedyś byłam również poddaną, o czym nie mogłam nigdy zapomnieć. Zawsze wspominałam o tych czasach kiedy miałam wrażenie, że wypieram tą smutną i trudną przeszłość , stając się na chwilę bogato ubraną lalką wśród kosztowności. Nie, nie chciałam zapomnieć i nie mogłam gdyż ten straszny czas i ta długa droga do tronu mnie ukształtowały pokazując wartości, których bym pewnie nie dostrzegła będąc zawsze wśród bogactw i służby. To właśnie przeszłość sprawiała, że stawałam się lepszą cesarzową, lepszą osobą i bardziej zrozumiałą dla ludu. 

-Toghunie słyszałam, że jesteś niesamowicie odważny i wiele pomogłeś państwu i ich władcą. Jestem ci bardzo wdzięczna i cały kraj będzie ci wdzięczny za twoje szlachetne serce.-powiedziała Cesarzowa Wdowa Youngshi. 

-Tak to prawda. Toghun to nasz najbardziej oddany człowiek, nasz przyjaciel.-oznajmił Bayan.

-Myślałam, że wybierzesz wojskowe życie. A tu się ożeniłeś ze służką...no no nie spodziewałam się po tak wielkim wojowniku, że zapragnie mieć rodzinę.-mówiła Wdowa traktując z niższością Yonne siedzącą nieopodal męża.-Jesteście już tyle po ślubie z tą służącą, a tu jednak dzieci nie widać. Czy może się rozmyśliłeś?

-Matko to nie twoja sprawa. -rzekł Bayan. 

-Przepraszam jeśli kogoś uraziłam, ale taka prawda. Wojownik zawsze będzie wojownikiem tego się nie zmieni tak jak więzów krwi. Nie wybiera się rodziny.-starsza kobieta szeroko się uśmiechała.

-Nic nie szkodzi Cesarzowo Wdowo. Yoona jest jeszcze młoda mamy czas na dziecko, lecz najpierw chcę by sytuacja się w państwie unormowała by żona i dziecko byli bezpieczni. Jeśli wykonam swoje zadania wówczas odejdę ze służby i oddam się obowiązkom rodzinnym.-odpowiedział Toghun. 

Yoona zmieszana i spięta siedziała na krześle obok Toghuna i martwo spoglądała na talerz z jedzeniem. Nie miała spojrzeć w inną stronę, gdyż miała poczucie , że nigdy nie będzie godna tak wspaniałego mężczyzny jak jej wybranek. Było jej przykro z powodu słów Youngshi ,ale nawet nie miała prawa zabrać głosu. Teraz wiedziała dlaczego służba a ich podwładni nie mogli razem spożywać posiłków gdyż po prostu byliby upokarzani. 

-Toghunie proszę cię powiedz swojemu ojcu Joo Yongowi by przybył do mnie. Mam sprawę do niego.-poprosiła Cesarzowa Yongshi. -Wybaczcie ,ale ma teraz modlitwę, więc spotkajmy się innym razem w tym wspaniałym gronie. Żegnajcie.

Cesarzowa Wdowa opuściła nas. Ja i Bayan byliśmy zaskoczeni bardzo, gdyż nie wiele rozmawiała z nami a naszego syna potraktowała jakby go nie było. Dała nam jakiś prezent kilka razy się do niego uśmiechnęła a poza tym nie wykonała, żadnego gestu. Trochę martwiłam się, że może coś złego się dzieje, ale niestety nie mogliśmy już tego dnia ją o to zapytać. Dokończyliśmy posiłek , potem Yoona pomogła mi przebrać synka i ruszyliśmy wszyscy w drogę powrotną do naszego pałacu. 

Zbliżał się już wieczór, robiło się coraz ciemniej. Słońce powoli się zaczęło chować, przyświecając ostatnimi promieniami. Nasz syn już zasnął na mych rękach a my w ciszy jechaliśmy leśną drogą. Nagle powóz się zatrzymał. 

-Co się dzieje?!-zapytał cesarz.

-Panie pilnuj księcia i żony! Nie wychodźcie z powozu! Zostaliśmy otoczeni!-krzyczał Toghun.

Ja i Yoona przestraszyłyśmy, lecz dla bezpieczeństwa nie wyglądałyśmy na zewnątrz. Bayan czekał z mieczem w ręku razem z nami. Na zewnątrz było tylko słychać krzyki i wypuszczane strzały w naszą stronę , które wbijały się w powóz. Nagle usłyszeliśmy znajomy głos, który powiedział:

-Toghun to nie twoja walka. Zejdź mi z drogi!

-Nigdy!-krzyknął mąż Yoony.

-Wybacz za to co teraz zrobię.-powiedział męski głos.

W pewnej chwili usłyszeliśmy wrzask Toghuna. Yoona nie wytrzymała wybiegła z powozu. A tam przed nią stanął mężczyzna, który ją odepchnął na bok.

-Wang Yu?! Co ty tu robisz?! Oszalałeś?!-krzyczała Yoona rozpoznając zamaskowaną postać. 

Wang otworzył drzwi i przyłożył mi miecz do szyi, nagle cesarz rzucił się w jego stronę i zaczęli walczyć na zewnątrz. Próbowałam coś zrobić uciec drugą stroną, lecz ledwo wyszłam a jacyś dwaj mężczyźni zaczęli we mnie celować. Jeden z nich wyrwał mi siłą naszego księcia i pobiegł w głąb lasu. Po chwili cesarz ruszył w pogoń za nimi. Niestety zniknęli w głębi. Ja i Yoona pomogliśmy wstać Toghunowi i wsadziliśmy go do powozu. Żona uciskała mu ranę ,a ja wypatrywałam męża, który wrócił po chwili. 

-Nyang wsiadaj! Wracamy do pałacu! Szybko!-krzyczał Bayan.

Bayan kierował powozem, konie pędziły jak szalone. Toghun krwawił, jednak to niebyła śmiertelna rana. Wang Yu znał słabe jak i śmiertelne punkty wiedział gdzie trafić by pozbyć się kogoś lecz go zarazem nie zabić. Nie mogłam w to uwierzyć co się stało. Zostaliśmy zdradzeni przez najwspanialszą osobę. Ja poczułam się bardzo dotknięta gdyż wiele historii mnie łączyło z Wangiem, to dzięki niemu dostałam się jako służąca na cesarski dwór i to on mi najbardziej pomagał i tylko on był przy mnie i znał prawdę kiedy wszyscy dookoła byli przeciwko mnie. W tej chwili szczerze żałowałam, że nie zginął wtedy kiedy towarzyszył mi w drodze do klasztoru. Wiedziałam jedno mimo przeszłości i dobrych relacjach nie mogłam pozwolić zdrajcy spokojnie żyć. Postanowiłam za wszelką cenę znaleźć syna i ukarać porywacza. 

-Wang stał się taki po śmierci żony i ich dziecka. Obwinia cesarza o ich śmierć. Bo kiedy ona ginęła ty cesarzowo jechałaś z nim do tego opuszczonego klasztoru. -mówił słabym głosem Toghun. 

Dojechaliśmy do pałacu cesarz zwołał wojsko i zaczęli pościg. Następnego dnia podano rysopis sprawcy i rozesłano go po wszystkich wsiach w państwie. W każdym miejscu w którym przebywali ludzie. Wojsko cesarskie zaglądało do każdej szopy, domu, czy też opuszczonych miejsc. Nigdzie nie było śladu po naszym synu i Wang Yu. Poszukiwania  trwały przez kilka kolejnych tygodni. Niestety nie było żadnego efektu. Szukaliśmy igły w stogu siania. Wang Yu miał wielu znajomych i wiele osób go ceniło więc mógł gdzieś spokojnie przebywać. Do pałacu zostali wezwani przyjaciele mężczyzny Mo i Jombak jednak oni załamani nie wiedzieli gdzie jest ich przyjaciel i dowódca. Nie mogli się pogodzić z tym co zrobił i próbowali go tłumaczyć, ale sami nie wierzyli w swoje słowa. 

-Wang po pogrzebie Tanashiri i ich dziecka całkowicie się załamał. Wygnał nas mówiąc, że jeśli go nie zostawimy to nas zabije. Naprawdę nie wiemy gdzie on jest, lecz mimo że uczynił tak straszną rzecz ma swoje zasady.-mówił Jombak.

-Co masz na myśli?-spytałam.

-Jest człowiekiem honoru...dla mnie będzie na zawsze tym wspaniałym człowiekiem i dowódcą, ale musi ponieść konsekwencje...-zaczął łamliwym głosem.-Panie , cesarzu! Ogłoście, że oczekujesz na pojedynek. Wang Yu w tej sytuacji ci nie odmówi. Spotkacie się a wtedy...zrobisz co będziesz uważał z naszym przyjacielem...

Mężczyźni wyszli , a ja , Bayan i Toghun przedyskutowaliśmy tą propozycję. Postanowiliśmy się tego podjąć. Szybko służba przygotowała informacje, która szybko obiegła kraj. Na odpowiedź nie czekaliśmy długo. Już po kilku dniach dostaliśmy list z miejscem i czasem gdzie ma się stoczyć pojedynek Wanga i Bayana. 

Cesarz zebrał wojsko w sali tronowej i wszyscy uzbrojeni mężczyźni czekali na rozkazy. Ja postanowiłam również w tym brać udział. Cesarz w tej sytuacji nie mógł się nie zgodzić. Musiał mnie zabrać, gdyż nic by mnie nie powstrzymało od pojechania za nimi. 

-Nie wtrącajcie się dopóki nie dam znaku! Pilnować cesarzowej!-krzyknął Bayan i ruszyliśmy w drogę na spotkanie z zdrajcą. 



poniedziałek, 10 sierpnia 2020

"Dynastia Shin Jin"

Część 48

To już cztery miesiące odkąd Byul -samotny starzec , znalazł mnie na brzegu rzeki. Przez cały ten  czas mieszkałam z nim w małym drewnianym domku jednej z wiosek leżących nieopodal cesarskiego pałacu. Pomagałam mu w gospodarstwie i w codziennych czynnościach, coś ugotowałam i posprzątałam. Kiedy starzec mnie znalazł leżałam z zakrwawioną głową na brzegu i nieprzytomną wziął mnie do swojego domu. Tam leżałam przez kilka dni. Gdy w końcu się przebudziłam okazało się, że nie wiele pamiętam. Miałam jakieś przebłyski ale nie pamiętałam kim jestem ani życia przed tym zdarzeniem. Czasami przypominały mi się twarze albo skrawki jakiś sytuacji , bądź też zdania , lecz nie potrafiłam tego rozpoznać. Starzec mówił, że to przejściowe i dopiero po pewnym czasie pamięć do mnie wróci. Do tego czasu mieszkałam z nim. Byl był dla mnie jak ojciec, taki dobry i troskliwy. Często poświęcał swoją porcję po to bym mogła się najeść. Żyliśmy tak z dnia na dzień. Niczego nie oczekiwaliśmy od życia ani też nie smuciliśmy się bez potrzeby. Wszystkie dni wyglądały podobnie, lecz ten dzień był całkiem inny. Tego dnia wybrałam się na targ by kupić trochę ryżu. Wracając z powrotem do Byula zauważyłam, że drogą jedzie jakaś ważna osoba. Był to przystojny, bogato ubrany mężczyzna na koniu a w okół niego poruszali się żołnierze. Twarz mężczyzny była niesamowicie smutna. Oczy jego rozglądały się na boki , jakby z nadzieją kogoś wypatrywały. Gdy był bliżej mnie spojrzałam na niego i miałam wrażenie, że już gdzieś go widziałam. Postanowiłam zapytać kobiety stojącej koło mnie kim jest ta osoba:

-Oj ty głupia! Przecież to cesarz Bayan! Nasz młody przystojny władca!

-Dlaczego jest taki smutny?-dopytałam.

-Skąd ty się wzięłaś? Nic nie słyszałaś?!-kobieta nie mogła wyjść z szoku z powodu braku mojej wiedzy.-Wiele miesięcy temu wybuchł bunt. Wielu głupców zaatakowało pałac. Żona cesarza była wówczas w ciąży. On by ją chronić wysłał ją pod opieką dawnego dowódcy wojska do jakiegoś ukrycia. Mieli wrócić kiedy się uspokoi , ale mężczyzna ciężko ranny został znaleziony nie daleko pałacu a cesarzowej nie znaleziono! Co najlepsze kilka miesięcy temu jakaś wygnana przyprowadziła do cesarza dziecko mówiąc , że to książę. Cesarz od wielu miesięcy jeździ na poszukiwanie ukochanej. Ponoć tak się załamał, że nie chce widzieć księcia! 

W pewnej chwili głowa mnie rozbolała, serce szybciej biło, a twarz cesarza zaczęła mi się przypominać. Nagle upadłam na kolana ,a łzy same mi płynęły. W tym momencie zrozumiałam co się działo. Nie wszystko stało się klarowne i poukładane w mojej głowie, ale przypomniałam sobie najważniejszą rzecz, mianowicie to, że to ja byłam cesarzową a przed chwilą ujrzałam ponownie swoją największą miłość. Podniosłam głowę i zobaczyłam jak powoli mi znika z przed oczu. Wstałam najszybciej jak potrafiłam i zaczęłam biec przepychając się przez tłumy ludzi, którzy chcieli ujrzeć władce. On coraz bardziej się oddalał musiałam go dogonić. 

-Cesarzu! Cesarzu! Bayanie!Zaczekaj, spójrz tu! Poczekaj! Błagam!-krzyczałam.

Nagle zauważyłam na targu warzywa. Pod wpływem impulsu ukradłam dwa ziemniaki i postanowiłam rzucić w cesarza. Pierwszy rzut się nie powiódł , miałam ostatnią szansę. Biegłam ile miałam tylko sił, kiedy byłam w odpowiedniej odległości uniosłam rękę, zrobiłam zamach , wycelowałam i rzuciłam. Tym razem się udało. Ziemniak trafił plecy Bayana. W pewnej chwili mężczyzna się zatrzymał , straż wyciągnęła miecze i zaczęli się rozglądać. Podbiegłam na przeciw cesarza i płacząc spojrzałam mu w oczy mówiąc:

-Bayanie, poznajesz mnie? To ja Nyang, twoja żona. Ja...

-Seungnyang?! To naprawdę ty?!

-Tak wasza wysokość! W końcu się znaleźliśmy!

Twarz Bayana przybrała innego wyrazu. Jego źrenice się rozszeżyły a na twarzy widniało niedowierzanie. Po chwili cesarz kazał opuścić miecze, a następnie zeskoczył z konia i szedł w moim kierunku. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się w ramiona. On mocno mnie przytulił po czym po tylu miesiącach mnie znów pocałował. Ludzie patrzyli i wiwatowali. Składali pokłony i klaskali. Długo nie czekając siadłam na jednego konia wraz z cesarzem i on obejmując mnie na, moje życzenie pojechał do Byula. Nie mogłam tak zniknąć, byłam mu winna podziękowania. Bayan w podzięce dał mu sześć sakiewek monet i cztery worki ryżu.

-Nie spodziewałem się , że pani jesteś cesarzową. Jak mogłaś z takim wieśniakiem mieszkać tyle czasu...o buddo cóż to za wstyd! Wybacz wasza wysokość!-mówił Byul. 

-Jestem ci wdzięczny! Uratowałeś moją ukochaną i się nią opiekowałeś! Nigdy ci tego nie zapomnę. Bądź zdrów starcze!-Bayan uścisnął jego dłoń a następnie odeszliśmy w drogę powrotną do pałacu.

W czasie drogi wiele mi się przypomniało jak i również wiele się dowiedziałam. Okazało się, że mój mąż przez wiele miesięcy po walce był chory. W wyniku bitwy doznał wielu obrażeń przez długi czas leżał w komnacie. Przyznał , że walka była krwawa. Wiele ludzi zginęło, w tym niestety Tanashiri z dzieckiem-żona Wanga Yu. Sam Wang został znaleziony ciężko ranny , ale przeżył. Jednak gdy się dowiedział o śmierci ukochanej popadł w wielki smutek, opuścił pałac i nikt go już więcej nie widział. Słuchy donoszą , że zabija rozpacz w alkoholu. 

-A jak nasz synek? Mój mały książę?-spytałam.

-Jest cały i zdrowy. Córka El Sumura wszystko mi opowiedziała. Nie wierzę w jej dobroć, ale kiedy przyniosła mi syna nie wiedziałem co zrobić. Bardzo się cieszyłem, ale kiedy usłyszałem co zrobiłaś by go ratować ...-mówił. 

-Ona naprawdę się zmieniła. To czas kochanie by jej wybaczyć. Gdyby nie Kim mnie pewnie by już tu nie było a tym bardziej naszego księcia.-próbowałam trochę zmienić zdanie cesarza o  Young Tokeum. 

Niestety cesarz nie dał się przekonać, dziękował jej za pomoc, lecz jego zdanie na jej temat się nie zmieniło. Ja miałam obowiązek dotrzymać słowa i gdy tylko wróciłam do pałacu sporządziłam odpowiednie pismo które miało pomóc jej córce wychowywanej przez rodzinę Hyuna, lecz zanim to nastąpiło pierwsze co pobiegłam do komnaty uściskać Seung Junga, który tak bardzo urósł. Potrafił już sam siedzieć. Bayan trzymał go na kolanach i podrzucał. Mój mały synek zaczął się uśmiechać. Pierwszy raz widziałam go uśmiechniętego. 

-Seung Jung to ja twoja mama. Pamiętasz mnie?-złapałam malca za rączkę a on swoimi wielkimi oczkami spoglądał na mnie.

-Na pewno. Spójrz jak się śmieje do ciebie. Dziecko czuje takie rzeczy. Dobrze wie kto jest jego rodzicami.-oznajmił Bayan. 

-Tak bardzo się cieszę, że znów jesteśmy razem. Jestem szczęśliwa.-rzekłam.

-Nyang to ja jestem szczęśliwy. Mam piękną żonę i wspaniałego syna. Jesteście dla mnie oboje wszystkim.-mówił cesarz.

-I niech tak kochanie zostanie. Tyle już przeszliśmy , los nas znów na tyle miesięcy rozdzielił ale znów jesteśmy razem. Doceniajmy każdy dzień. -powiedziałam.

-Los nas rozdziela , lecz miłość zawsze pozwala nam się odnaleźć i tak już będzie zawsze. -odrzekł Bayan całując mnie w policzek. -Nie wiem co się jeszcze wydarzy ,ale póki się kochamy, to wszystko przetrwamy by znów być razem.


"Dynastia Shin Jin"

 Część 47

2 miesiące później:

-Nyang pewien mężczyzna kazał ci przekazać, że czeka na ciebie przy wejściu na wzgórze, że możesz już wrócić.-powiedział Hyun.

-Mężczyzna?! To pewnie Wang ! To wspaniale!-ucieszyłam się niezmiernie z tej wiadomości.

Nie czekając ani chwili dłużej ,wzięłam Seung Junga i ruszyłam w drogę powrotną do pałacu. Zbiegając już ścieżyną leśną nagle usłyszałam czyjeś wołanie. Odwróciłam się, a za mną biegła Kim Young trzymając coś w ręku. 

-Cesarzowo lepiej żeby mnie Wang Yu nie widział z tobą. Proszę weź ten kocyk małemu księciu. Przed wami daleka droga oby nie zmarzł. -mówiła dziewczyna.

-Dziękuję ci. I właściwie to...-zastanawiałam się jak ująć to co miałam w głowie.-Wiem, że już nie cofnę wygnania ani nie sprawię, że to znamię zniknie, ale skoro karze to i wynagradzam. Tyle miesięcy się mną opiekowałaś i pomogłaś przetrwać zimę , oraz okazałaś swoją skruchę. Wybacz, ale twojemu ojcu nie potrafię jeszcze wybaczyć, lecz ty...Chcę powiedzieć że przebaczam ci i kiedy wrócę do pałacu pomogę  twojej córce by miała dobre życie w rodzinie Hyuna. Niestety tobie nie mogę udzielić takiej pomocy jakiej bym chciała. Muszę być konsekwentna. 

-O Pani! Jesteś wspaniałą kobietą! To najlepsze wynagrodzenie dla mnie! Dziękuję ci cesarzowo!-dziewczyna kłaniała się okazując wdzięczność. 

Już żegnałyśmy się gdyż nagle zobaczyłyśmy Hyuna który kazał nam uciekać. Nie wiedziałyśmy co się dzieje. Spojrzałam w dół ,a tam biegli w naszą stronę mężczyźni z łukami i mieczami. Była to zasadzka. Kim Young złapała mnie za rękę i biegłyśmy ile sił w nogach by uciec. Niestety nie miałyśmy żadnej broni. Mój łuk posłużył za opał w najzimniejszy zimowy dzień. Hyun próbował dać nam trochę czasu i pobiegł zatrzymać uzbrojonych mężczyzn. Mój synek nagle się rozpłakał. Nie potrafiłam go uspokoić. W pewnej chwili dobiegł nas przerażający krzyk Hyuna prawdopodobnie został pokonany. Kim Young nagle się rozpłakała. Domyśliłam się, że nie byli to zwykli zbóje. To byli mężczyźni, którzy czyhali na moje życie. Wiedziałam, że polegną wszyscy którzy są ze mną. Dlatego przytuliłam mocno Seung Junga pocałowałam go w czoło i dałam córce El Sumura. Nie miałam wyjścia. W tej chwili byłam zmuszona zaufać dziewczynie. 

-Cesarzowo czemu dajesz mi swojego synka?

-Kim posłuchaj. Oni chcą mnie nie ciebie. We trójkę nie uciekniemy. Nie damy rady. Najważniejszy jest teraz książę. Weź go i uciekaj z nim jak najdalej. Potem mimo wszystko, dostań się do pałacu i oddaj go mojemu mężowi. Nikomu innemu tylko cesarzowi Bayanowi. 

-Aleź cesarzowo! Ja...

-Obiecaj! Powiedz cesarzowi, że zrobię wszystko by wrócić, lecz gdy polegnę powiedz cesarzowi, że bardzo go kochałam i żałuje, że nie mieliśmy więcej czasu dla siebie, ale żeby się nie martwił bo będę nad nim i naszym synem czuwać. 

-Dobrze.

Zostawiłam księcia i wybiegłam na przeciw wrogom. Uciekałam w przeciwnym kierunku niż była Kim. Nagle moja droga się skończyła. Tylko krok dzielił mnie od przepaści. Mężczyźni otoczyli mnie po czym jeden z nich głośno śmiejąc się ,złapał za łuk i wystrzelił w moją stronę. Udało mi się uniknąć pędzącej strzały, ale złoczyńca się nie poddał zaczął wystrzeliwać strzałę za strzałą. Broniłam się do końca. Nagle dwie strzały trafiły mnie w lewe ramię a kolejna wyżej serca. Spojrzałam w dół w stronę przepaści i ujrzałam rzekę. Musiałam ryzykować. Wiedziałam, że jeśli zostanę na górze to z pewnością zostanę zabita, lecz gdy skoczę była niewielka szansa , że przeżyję. Spojrzałam na mężczyzn ostatni raz, a potem przechyliłam się w prost do tyłu. Spadając przed oczyma miałam twarze rodziców, Bayana, synka oraz fragmenty z mojego życia. Przed zderzeniem z wodą łza spłynęła mi po policzku a kąciki ust delikatnie się uniosły. Nagle byłam już pod wodą. Prąd rzucał mnie na różne strony starałam się za wszelką cenę łapać wszystkiego co mogło mnie uratować. Rzeka ciągnęła mnie przez dłuższą chwilę aż do momentu gdy moja głowa uderzyła o jeden z wystających skał. Wtedy zamknęłam oczy i na chwilę opuściłam rzeczywistość. 


czwartek, 6 sierpnia 2020

"Dynastia Shin Jin"

Część 46

Każdy dzień wyglądał podobnie , niektóre były tak zbliżone do siebie, że uważałam że dni mi się powtarzają. Po pewnym czasie przestałam już liczyć dni które mijały. Trudno było mi czasami określić ile zostało do porodu. Miesiące mijały a ja nie miałam żadnych dobrych wieści. Właściwie nie miałam żadnych prócz tej, że wiele ludzi poległo w tej walce, są straty materialne a cesarz stara się opanować lud i znaleźć wszystkich którzy mi źle życzą i którzy polują na mnie. Jednak to były tylko plotki a nie wiedziałam ile w tym prawdy. Wang Yu podczas pobytu w klasztorze nie zjawił się ani razu. Nie wiedziałam co się działo tam w pałacu ani w jakim go stanie zastanę kiedy wrócę. Nadzieję miałam tylko w cesarzu. Wiedziałam, że on o mnie nie zapomni i że wróci po mnie albo że to ja wrócę do niego. 
Póki co byłam w zaawansowanej ciąży co nie pozwoliło mi na powrót do pałacu. Dla bezpieczeństwa postanowiłam zostać do porodu w klasztorze. Kim Young pomagała mi już w większości czynności a Hyun dbał o nas obie. Przynosił jedzenie i picie. Byłam mu bardzo wdzięczna. Jednak on nie wiedział tak naprawdę kim jestem i chciałam by to już tak zostało. Prosiłam go tylko od czasu do czasu  by spróbował się czegoś dowiedzieć, lecz nawet to było wyzwaniem. Wioska w której mieszkał była bardzo malutka a dookoła otaczały ją pola. Była jakby odcięta od wszystkiego, to też tłumaczyło spokój i brak informacji. Poród się zbliżał wielkimi krokami co powodowało u mnie strach. Przy sobie miałam jedynie Kim Young, która przez te kilka miesięcy pokazała , że nie muszę się jej obawiać. 
-Cesarzowo nie musisz się o nic martwić jesteśmy przygotowane na twój poród. Damy sobie radę. Jesteś Seungnyang jesteś silną kobietą.-mówiła Kim widząc moje przerażenie w oczach które rysowało się od kilku dni. 
Była zima na szczęście w tym roku nie tak ostra. Kim Young przetrwała kiedyś sama  więc ja też musiałam. Okna były pozatykane pociętym kocem a na środku pomieszczenia rozpalałyśmy ognisko i podgrzewałyśmy przyniesione przez Hyuna jedzenie oraz wodę, która zimą była nie tylko do pica lecz również do mycia podczas gdy pobliska rzeka była pokryta lodem. Ubrania znacznie rzadziej prałyśmy niż w te ciepłe dni. Tak wyglądało wówczas moje życie. Na brak towarzystwa też nie mogłam narzekać chociaż bardzo ale to bardzo brakowało mi Bayana i Yoony oni byli dla mnie jedyną rodziną. Może z Yooną nie łączyły mnie więzy krwi lecz czasami kiedy zostajesz na tym świecie sam jak palec a na twej drodze pojawia się osoba której patrząc w oczy dostrzegasz zrozumienie a przede wszystkim zaufanie i z czasem staje ci się bliższa niż ty sama to zostaje przyjacielem. Przyjaciel to nazwa specjalna dla osoby którą mianujesz na członka rodziny a która nie posiada tej samej krwi. Czasami tą nazwą obdarowujemy nie odpowiednich ludzi, którzy są po prostu blisko a którzy są naszymi kamieniami przywiązanymi do nogi kiedy toniemy, lecz mimo tego dalej pozwalamy być im przy sobie i pozwalamy im siebie wyniszczać. Prawdziwy przyjaciel wtedy poda ci dłoń i będzie cię ciągnął na brzeg nawet gdyby wymagało to odcięcie się od tego łańcucha z kamieniami. Chociaż ten ślad na kostce po ściśniętym łańcuchu zostanie to twój wybawca sprawi, że przemienisz to znamię w siłę swoją i zostawiając ten ciężar na dnie pokażesz jak pływasz na wzburzonym morzu. Taka była Yoona , ona była dla mnie tą pomocną dłonią. Niestety wówczas jej ze mną nie było. Nie mogła być przy tak ważnym momencie w moim życiu. Bardzo z tego powodu serce mnie bolało , ale czekałam tylko aż znowu się spotkamy. 
-Ja chyba rodzę!-zadarłam się łapiąc za brzuch. 
-Co? Już?!-podskoczyła Kim Young. -Połóż się tutaj i oddychaj! Mamy gorącą wodę damy radę! 
Ból był do niezniesienia. Próbowałam głęboko oddychać, ale to nie było takie proste. Byłam cała zalana potem , prawie tak jakby mnie wodą oblano. Po wielu godzinach krzyków i męczarni w końcu mogłam wziąć swoje dziecko na ręce. Kim Young owinęła je w jakiś materiał i podała mi , mówiąc:
-Cesarzowo gratulacje. To chłopiec. Urodził się wam następca tronu. 
-Coś się stało? Czemu płaczesz?-zapytałam widząc łzy spływające po policzkach kobiety. 
-Przypomniał mi się moment w którym ujrzałam swoją córeczkę.-ocierając łzy wstała i zostawiła mnie samą. 
Już trzymałam syna-przyszłego cesarza państwa Shinjindae. Jego oczy były takie piękne jak Bayana, właściwie on cały przypominał Bayana. Był taki mały, słodki i zapłakany. Przytuliłam go bardzo mocno do siebie i zaczęłam nucić piosenkę. Po kilku razach w końcu zasnął, a ja razem z nim. Długo jednak ten sen nie trwał.  Mój mały synek zaczął się wiercić i płakać. Kim Young wzięła go na ręce i założyła mu ubranko, które zdążyła uszyć  kiedy spaliśmy. Nagle przyszedł Hyun który przyniósł nowy koc i mleko. Od razu chciał zobaczyć chłopca więc wszedł do środka i podszedł do malca i zaczął go gilgotać po brzuszku. Podczas gdy wszyscy byli obok mnie mogłam spokojnie poleżeć i jeszcze trochę odpocząć. 
-Jak ma na imię?-zapytał Hyun.
-Będzie się nazywał...Seung Jung , czyli  następca sprawiedliwy.-odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu. 
-Piękne imię. Pasuje idealnie.-dodała Kim Young.

poniedziałek, 3 sierpnia 2020

"Dynastia Shin Jin"

Część 45
Gnaliśmy na koniach wprost do opuszczonego klasztoru na wschodnim wzgórzu. Nagle usłyszeliśmy jakieś krzyki. Spojrzałam za siebie a tam za nami jechała grupa ludzi z mieczami. Staraliśmy się przyspieszyć na ile to było możliwe, jednak doganiali nas. 
-Cesarzowo! Uciekaj! Ja ich zatrzymam! Dam ci czas! Pędź najszybciej jak potrafisz wprost do klasztoru! -krzyczał Wang Yu.-Dogonię cię!
Skinęłam głową i pognałam do celu, nie odwracając się już do tyłu. Kiedy byłam dość daleko od głównego pola bitwy, zatrzymałam się przy rzece by odpocząć i napoić konia. Potem nie tracąc więcej czasu, znów ruszyłam w drogę. Przede mną była tylko wąska ścieżka, pola i gęsty las, który musiałam pokonać by dotrzeć na wzgórze. W pobliżu nie było ani jednego domu. Wiedziałam, że muszę sobie sama poradzić żeby przetrwać ten trudny czas i powrócić cała wraz z dzieckiem do mego cesarza. Nazajutrz o zachodzie słońca w końcu dotarłam do klasztoru. Przywiązałam konia do drzewa i weszłam do środka. Ledwo przekroczyłam próg a usłyszałam jakieś dźwięki. Przygotowałam łuk i na palcach zaczęłam zaglądać do każdego pomieszczenia by odkryć źródło tych dźwięków. Czułam , że się zbliżam...W pewnym momencie zauważyłam jakąś kobietę próbującą zakryć rozbite okno kawałkiem materiału.
-Odwróć się spokojnie w moją stronę.-odparłam celując w nią.
-Błagam cię nie rób mi krzywdy! -przestraszona kobieta powoli odwracała się twarzą do mnie.
Kiedy już całkowicie się odwróciła , nie mogłam w to uwierzyć, przede mną stała Kim Young Tokeum we własnej osobie. Zdziwiona spytałam:
-Kim Young?! Co ty tu...?
-Cesarzowo Seungnyang! Znów się widzimy a to oznacza, że nie zdążyłam was uprzedzić.
Dziewczyna wcale nie przypominała dawnej Kim, tej wyniosłej, bogato ubranej, zadbanej i fałszywej. Na jej twarzy malowała się rozpacz, przerażenie i niepewność. Miała stare , zabrudzone , poszyte, gdzieniegdzie poszarpane łachmany. Była wychudzona i cała blada, wargi miała delikatnie zsiniałe, wzrok smutny a w nim łzy. Ręce były podrapane a włosy rozczochrane. Mimo że to ona, a właściwie dlatego ,że to Kim córka El Sumura dalej nie opuszczałam łuku dopóki nie nabrałam pewności, że za chwilę się na mnie nie rzuci z jakimś sztyletem. 
-Pani! Proszę opuść broń. Nie skrzywdzę cię, już cię nie zranię...
-Skąd mam wiedzieć? Nie ufam ci. 
-Po pierwsze nie mam siły walczyć, a po drugie nic mi to nie da. Wyrządziłam tobie i cesarzowi krzywdę teraz za to płacę...Jestem nikim, sama siebie zrujnowałam... Odłóż broń i pomóżmy sobie nawzajem. Po prostu przetrwajmy.
-Nie wierzę...Musiało cię coś strasznego spotkać skoro tak cię to zmieniło.
-Cesarzowo tylko zdarzenia nas kształtują, to one dają nam doświadczenie i albo tworzą z nas delikatny liść w  kamieniu albo odbierają nam życie, nie ma ludzi których życie nie nauczyło być silnym przed światem a wewnątrz kruchym płatkiem śniegu, bo ludzie którzy nie zbudują skorupy odchodzą...
W jej oczach dostrzegłam okrutną prawdę. W tym momencie odłożyłam broń i pomogłam jej zakryć okno przed zimą. Jednak wciąż niepewnie usiadłam w pewnej odległości od niej i w milczeniu spoglądałam w jeden punkt na ścianie. Nagle ciszę przerwała Kim, która podeszła z miską do mnie wypełnioną ryżowymi kluskami, mówiąc:
-Pewnie nic nie jadłaś. Proszę, weź. Wodę za chwilę przyniosę.
-Skąd masz jedzenie? 
-Od czasu do czasu ktoś mi pomaga, lecz przez resztę dni muszę sobie sama pomagać...jesteśmy w lesie czasami coś mi się uda schwytać. Nieopodal jest strumyk z stamtąd mam wodę. 
Nie zadając więcej pytań szybko zjadłam to co mi dano. Już od dawna nie byłam taka głodna jak wtedy. Wówczas znów sobie przypomniałam co to znaczy. Cóż za ironia, tak szybko człowiek zapomina o niedogodnościach kiedy ma wszystko pod ręką i w dostatku, że naprawdę trzeba coś stracić żeby to docenić. Tak łatwo stajemy się wygodni, że przestajemy rozumieć że inni są w takiej sytuacji jakiej my sami kiedyś byliśmy. Wtedy  nie potrafimy współczuć, tylko przechodzimy obojętnie tak jakby od zawsze wszystko do nas należało, a w chwili zatrzymania się nad pokrzywdzoną osobą boimy się byśmy się tego stanu bycia nie ''zarazili'' od nich. Więc mijamy ich tak jakby nigdy nie istnieli i idziemy dalej tonąc w bogactwach i dogodnościach jakie nam świat oferuje. 
Nie gardząc posiłkiem zjadłam co do ostatniego kęsa, pozostawiając pustą miskę. Potem w pozycji siedzącej , mając pod ręką łuk i postanowiłam spróbować zasnąć. Nie było to takie łatwe wiedząc, że córka El Sumura jest w pobliżu. Do tego miałam koszmar w którym widziałam mojego męża wiszącego i wykrwawiającego się na placu. Cała zalana potem otworzyłam oczy a nad sobą zobaczyłam twarz Kim Young szybko odepchnęłam ją i z krzykiem spytałam co robi, ona odpowiedziała, że cała się trzęsłam więc chciała mnie przykryć. Potem spojrzałam na nią i mówiła prawdę bo w dłoniach trzymała koc. Jednak widziałam, że nie ma drugiego dlatego kazałam jej sobie zostawić, ona wówczas powiedziała:
-Cesarzowo o tej porze noce są bardzo zimne a ty jesteś w ciąży. Weź ten koc, jeśli nie dbasz o siebie to chociaż pomyśl o dziecku. Ja nie mam już kogo bronić żyję bo nie potrafię sama się zabić, choć próbowałam. Czekam aż w końcu odejdę ale sama nie potrafię tego uczynić.
Miała rację, nie byłam sama miałam dziecko, o które musiałam zadbać, teraz nie mogłam pozwolić na chorobę. Wzięłam koc i otuliłam się nim a następnie zasnęłam. Nazajutrz obudziła mnie jakaś rozmowa. Szybko wstałam myśląc, że to Wang Yu przybył, lecz myliłam się. Była to Kim rozmawiająca z jakimś mężczyzną. W ukryciu przyglądałam się im. Jednak nie mówili nic istotnego. Mężczyzna przyniósł coś w worku a potem odszedł. 
-Kto to był?-spytałam dziewczyny.
-On? To...właściwie to...to on mi pomaga od czasu do czasu, od teraz nam. Poprosiłam go o trochę więcej porcji. Dzisiaj przyniósł zupę , kluski ryżowe i nabrał wody.-odpowiedziała Kim nie wdając się w szczegóły o które zamierzałam dopytywać.
-Właściwie skąd wiedziałaś, że ktoś wyprzedaje moje ziemie sąsiadowi i że tworzy się armia?
-Ten mężczyzna słyszał to od innych którzy widzieli ,że zaczęto budować płoty i stawiać znaki. Kiedy spytano żołnierzy, którzy to robili a nie mieli znanych nam strojów powiedziono , że te ziemie należą do cesarza Dong Chunga naszego sąsiada. Ludzie tracili swoje ziemię, pracę, dorobek życia stawali się bezdomni bo Dong Chung brał ziemie ale bez ludzi. Ludzi popadli w panikę ponoć pisali skargi do cesarza Bayana ale w odpowiedzi dostawali twoje listy mówiące, że ciebie to nie interesuje , że sprzedałaś ziemie swoich rodziców dla zysku.
-Moje listy?! Jakie listy?! Ja niczego nie pisałam! A tym bardziej nie dostawaliśmy z Bayanem żadnych skarg od mojego ludu. 
-Wiem, że pewnie obwiniłabyś mnie, ale ja już cesarzowo nie mam żadnej władzy. Z czystym sumieniem mogę przyznać , że tym razem to nie moja sprawka. To zrobił ktoś kto nie jest byle kim. Ktoś kto was nienawidzi i pragnie waszego a w szczególności twojego upadku. 
Wtedy już nie wytrzymałam, rozpłakałam się jak dziecko. Zakryłam twarz rękoma by Kim Young nie widziała moich łez, lecz ona jakby była przyjaciółką podeszła do mnie położyła dłoń na ramieniu i próbowała mnie pocieszyć, mówiąc, że wie , że jestem silna ale kobiety w ciąży mają swoje nastroje. Wtedy spojrzałam na nią i spytałam skąd wie a ona powiedziała co się wydarzyło od czasu wyrzucenia z pałacu. Teraz zrozumiałam dlaczego stała się taka przygaszona, wypalona wewnętrznie. Kilka miesięcy po wyrzuceniu została napadnięta przez jakiś pijaków uszła z życiem ale rany zostały a do tego doszła ciąża. W wyniku napadnięcia zaszła w ciążę. Była sama, mówiła że chciała się wielokrotnie zabić i pozbyć tej ciąży, jednak nie potrafiła. Szukając bezpiecznego schronienia maszerowała przez wiele kilometrów. Nikt jej nie chciał pomóc wszyscy na nią pluli i wyganiali. Jednak przypadkiem poznała tego mężczyznę, -Hyun Junga, który pomógł jej znaleźć ten klasztor. Tu się zatrzymała a on z dobrego serca opiekował się nią aż do momentu porodu. Hyun nie był zamożnym człowiekiem mieszkał z rodzicami i młodszą siostrą, jednak to jego dobre serce sprawiło, że Kim Young postanowiła żyć dalej. W chwili porodu był tylko on, gdyż wiedział ,że gdyby rodzina czy ktoś z jego wioski się dowiedział, że pomaga wygnanej sam stałby się wyrzutkiem. Takie były wówczas prawa. 
-Kiedy już urodziłam chciałam się go pozbyć nawet przeszło na myśl by je zabić bo mi o wszystkim przypominało, o tych okropnościach...-mówiła Kim Young.-Jednak Hyun podszedł do mnie z nią, bo to była dziewczynka i położył mi na ręce. Rozpłakałam się. Kiedy złapałam ją za rączkę tą malutką i spojrzałam w jej piękne oczy zrozumiałam że mimo tego zdarzenia zrobiłam dobrze. Dobrze , że ją urodziłam, że dałam jej szanse na życie...
-Gdzie ona teraz jest? Co się z nią stało?-zapytałam wiedząc , że tam nie było żadnego dziecka. 
-Nie mogłam jej zatrzymać. Tak mi przykro! Dopiero kiedy spojrzałam jej w oczy poczułam wstyd za to co chciałam zrobić i za to co myślałam, że chciałam się jej pozbyć...To dziecko nic nie zrobiło...chciało żyć, po prostu żyć a ja...Ja ją tak kocham....-rozpłakała się już na dobre.-Ze mną by nie przeżyła, nie miała by szans na to. Przygarnął ją Hyun mówiąc rodzinie , że znalazł ją porzuconą w górach. Tak bardzo chciałabym ją zobaczyć ale nie mam odwagi...tam będzie mieć lepsze życie. 
Wzruszyłam się jej historią i jako przyszła matka, matka która miała problem by zajść w ciąże a która pragnęła mieć dziecko i miała dobre warunki by je mieć , nie potrafiłam wczuć się w sytuacje Kim, że mogła coś tak potwornego myśleć. Życie jest zbyt trudne by wszystkich zrozumieć. Jednak jedno jest pewne jako kobieta doświadczyła najgorszej rzeczy a będąc sama nie łatwo było się jej uporać z tym wszystkim. Na szczęście w porę spotkała tego mężczyznę, który zaczął ją bezinteresownie wspierać i dzięki któremu Kim nie pozbyła się tego wielkiego daru. Kobiety po takich przejściach nigdy nie powinny zostawać same wtedy nie myślą odpowiednio i mogą popełnić największy błąd, a mianowicie odebranie życia tak niewinnemu maleństwu. Gdyby każda z pokrzywdzonych mogła , miała by siłę i dotrwała by momentu by spojrzeć na to dziecko może też by powstydziły się swoich myśli i prób pozbawienia go życia. Można dać życie ,które kiedyś rozkwitnie i dołączy się do budowania i zmieniania tego świata. Wystarczy dotrwać do końca, ale z tym nie można być samemu. Czasami nasze małe szczęście zrodzone z bólu i okrutnych doznań możemy oddać komuś kto cierpi z jego braku. To lepsze niż morderstwo. 
-Dobrze otrzyjmy łzy i chodźmy coś upolować.-zaproponowałam.
Kim pokiwała głową i ruszyłyśmy do lasu. Tam przez kilka godzin czailiśmy się na zające. W końcu po długim czasie udało nam się jednego upolować. Obok klasztoru upiekłyśmy go a potem zjadłyśmy oblizując palce. Posiłek, który przyniósł Hyun zostawiłyśmy na przyszłe dni. Tak minął dzień w klasztorze. Następny wyglądał podobnie i kilka następnych również. Każdego dnia wyczekiwałam Wanga jednak on się nie zjawiał. Nie miałam żadnych informacji co z moim mężem i co z moimi przyjaciółmi. W każdej wolnej chwili się zamartwiałam tym. Po dziesięciu dniach znów przyszedł Hyun, który przyniósł kolejny koc i więcej prowiantu. Zima się zbliżała wielkimi krokami a ja obawiałam się jak ją przetrwać. Kim Young poprosiła Hyuna o jakieś informacje o cesarzu. Pozostało mi ich tylko wyczekiwać i mieć nadzieje, że będą dobre. Po tych wszystkich dniach wciąż byłam podejrzliwa w stosunku do córki El Sumura jednak dla dobra mnie i dziecka musiałam z nią współpracować. Nawet w pewnych momentach żałowałam , że nie poznałam jej w innych okolicznościach, bo była by dobrą koleżanką. Jednak przeszłości zwłaszcza takiej jak moja nie było łatwo wymazać, musiałam z tym żyć, lecz wiedziałam , że ta dziewczyna wiele sama nie zdziałała gdyby nie jej podły ojciec. Niestety żaden człowiek nie rodzi się zły, to życie go do tego zmusiło że stał się taki okrutny a z swojej córki stworzył pionek, który nie potrafił odróżnić rzeczywistości od tej "prawdy" którą jej ojciec od lat wpajał. Żyła z takim obrazem świata jaki jej ojciec  przedstawił. 

niedziela, 2 sierpnia 2020

"Dynastia Shin Jin"

Część 44
Kilka tygodni później:
-Wasza Wysokość witaj!-rzekł Wang Yu.-Miło cie cesarzowo widzieć.
-Co cie tu sprowadza?-spytałam.
-Słysząc dobre wieści chciałem osobiście pogratulować. W swoim jak i żony imieniu.-odpowiedział Wang Yu.
W pewnym momencie zauważyłam męża schodzącego po schodach w naszym kierunku. 
-O właśnie idzie Bayan! Będziesz miał okazje nam pogratulować obojgu.-rzekłam z uśmiechem. 
Cesarz podszedł do nas , potem wymienili się kilkoma zdaniami po czym Bayan objął mnie i żegnając się z Wangiem odeszliśmy na popołudniową przechadzkę. 






Siedliśmy tak jak kiedyś na mostku i oparci do siebie plecami , trzymając się za ręce wyciągnęliśmy twarz ku promieniom słońca. Nagle przybiegł eunuch mówiąc , że znów przyszedł jakiś nieoznaczony list.
-Wyrzuć go tak jak resztę.-rozkazał Bayan. 
-Listy? Jakie listy?!-zdziwiłam się. 
-Nie wiem. Żadnego nie przeczytałem. Skoro nie są oznaczone prawdopodobnie to jakieś oszczerstwa w naszą stronę. Nie masz się czym kochanie przejmować to nic istotnego. Teraz nie powinnaś się martwić. -wytłumaczył cesarz.
-Może ten przeczytamy wspólnie? Jestem ciekawa co mają do zarzucenia nam. Spokojnie nic mi się nie stanie, po tych wszystkich zdarzeniach zmartwienia mi nie zaszkodzą. Uważam , że trzeba wszystko akceptować nawet złe opinie. Wtedy możemy być jeszcze lepszymi władcami.-powiedziałam. 
Cesarz chwilę się zastanowił po czym kazał eunuchowi przynieść list. Otworzyłam go i nie wyglądało to jak oszczerstwa. Zaczęłam czytać kolejno linijkę po linijce, moja twarz przybrała innego wyrazu. Nagle upuściłam kartkę i gwałtowanie wstałam. Bayan widząc to powstał i łapiąc mnie za rękę zapytał co się stało. Spojrzałam na niego z przerażeniem, bo okazało się , że te listy od kilku tygodni były od Kim Young, która pisała, że ktoś sprzedaje ziemie mojego państwa naszemu sąsiadowi i mój lud myśli, że to moja sprawka i zbierają ludzi i planują napaść na pałac , a właściwie, że są już w drodze. Cesarz ani chwili nie czekał. Wezwał do siebie Toghuna i dowódce wojsk cesarskich i kazał Toghunowi sprawdzić sytuacje a dowódcy przygotować armie. 
-Nyang nie martw się może ta wiedźma chce nas przestraszyć , bądź sama coś planuje. -przytulił mnie Bayan. 
Toghun biorąc ze sobą kilku ludzi od razu ruszył w drogę. Ja i cesarz z nie spokojem wyczekiwaliśmy informacji. Najbliższe noce były bardzo niespokojne. Dopiero po czterech dniach nasz przyjaciel przysłał wiadomość z potwierdzeniem słów Kim Young. Nasz pałac był zagrożony. Nie mieliśmy ani chwili do stracenia. Zwołaliśmy posiedzenie. Przybyli namiestnicy ,dowódca wojska , Wang Yu i nasz doradca-Toghun. 
-Ile mamy czasu na przygotowania?-spytał cesarz.
-Panie najwyżej dzień. Oni są już blisko pałacu. Nie zdążymy już dobrze zabezpieczyć bram. Pozostaje nam tylko główna brama ta przy pałacu. Musimy dobrze się przygotować, bo jeśli wedrą się plac wtedy nam nic nie pozostanie prócz walka na śmierć i życie wtedy nawet służący nie będą bezpieczni.-odpowiedział Toghun.
-Czyli mamy zabić mój lud ?!-oburzyłam się.
-Moim zdaniem nie będziemy mieli wyjścia. Jeśli chcemy chronić pałac, a szczególnie ciebie Cesarzowo to musimy ich zabić.-powiedział doradca.
-Dobrze jeśli to będzie konieczność ...zrobimy tak.-musiałam podjąć słuszną decyzję, w końcu chodziło także o moje dziecko.-Lecz najpierw proszę was pozwólcie mi z nimi porozmawiać. Dajmy im wybór. Jeśli nie przystaną na nasze żądania wtedy użyjemy siły.
-Panie co uważasz ?-spytał jeden z namiestników.
-Cesarzowa ma rację. Spróbujemy z nimi porozmawiać. Wytłumaczymy, że nie wiemy kto odsprzedaje nasze ziemie sąsiadom i że uczynimy wszystko by się dowiedzieć.-poparł mnie Bayan. 
Następnie Bayan poprosił namiestników by zebrali swoje armie, gdyż każdy namiestnik liczył niewielką armie młodych chłopców i zabezpieczyli bramy. Bramę główną mieli zabezpieczyć ludzie ojca Toghuna, sam Toghun , Wang Yu z przyjaciółmi cesarz i poddani. Wszyscy przeszli do działania. Wszyscy byli przerażeni sytuacją. W tamtej chwili chciałam podziękować mojemu wrogowi , że próbowała nas ostrzec, jednak zbagatelizowaliśmy jej ostrzeżenia a teraz musieliśmy zmierzyć się z własnym błędem. Była to pierwsza tak poważna walka mojego męża. Nie zamierzałam go opuszczać mimo wszystko wiedziałam, że muszę być przy nim. Najbliższe godziny spędzaliśmy na gromadzeniu wody, żywności i broni. Pomagałam kobietą przynosić wodę, w razie gdyby rozniecono ogień. 
-Nyang co my zrobimy ? Tak się boję. Tak mało miałam czasu by nacieszyć się małżeństwem z Toghunem...-oczy Yoony zalały się łzami, które próbowała powstrzymać. 
-Kochana damy radę. Mamy wspaniałych, dzielnych, walecznych mężów. Oni nie pozwolą nam zginąć i sami nie dadzą się zabić.-próbowałam ją pocieszyć jednak sama w duchu nie byłam niczego pewna. 
Wszystko się układało, ale było zbyt pięknie by mogło to trwać wiecznie, ale wojny to chyba nikt nie mógł w tamtej chwili przewidzieć, wszystko ale nie napaść na mnie, mojego męża i pałac. 
Wszyscy musieliśmy stanąć do walki, jednak większość nie chciała zabijać, lecz takie były prawa. Jeśli nie zabijesz to sam polegniesz. Wojna jest czymś strasznym to moment w którym ludzie chwytają za broń wobec drugiego człowieka nie próbując się konsultować. To moment w którym odbiera się dar życia za cenę wzbogacenia się. 
Kiedy przygotowaliśmy wszystko co w naszej mocy ostatnie chwilę przed bitwą każdy spędził z najbliższymi. Wang Yu do pałacu sprowadził brzemienną Tanashiri gdyż wiedział ,że w wojnie nawet ona może zostać nieoszczędzona przez wrogów którzy pragną krwi. To właśnie z swoją żoną spędzali te chwile przed walką. Siedzieli pod drzewem wiśni i przytuleni do siebie planowali jakie imię nadadzą swojemu dziecku. Yoona mówiła Toghunowi , że gdy wszystko się skończy to, że pragnie mieć gromadkę dzieci. Jednak Toghun nie miał czasu na gdybanie ucałował swoją nowo upieczoną żonę w policzek i kontrolował czy wszystko zostało już wykonane. Natomiast ja i Bayan ostatnie chwile spędzaliśmy w swojej komnacie. Nie wybiegaliśmy tak daleko w przyszłość skupiliśmy się na tym co miało za chwilę nastąpić. Wtedy dowiedziałam się, że cesarz nie pozwala mi na konsultację z moim ludem, oburzona spytałam:
-Ale dlaczego?! W sali tronowej poparłeś mnie!
-Tak, powiedziałem, że to dobry pomysł, ale nie powiedziałem, że zgadzam się na to, że to ty będziesz z nimi rozmawiać. Będziemy mieli dziecko?! Chcesz tak ryzykować?! Oszalałaś?! Nie jestem już tym tchórzliwym chłopakiem , którego kiedyś musiałaś bronić. Jestem cesarzem i teraz to ja obronię ciebie nawet gdybym miał poświęcić swoje życie.
-Bayanie! Jak możesz tak mówić?! Nie zostawisz mnie! Nie możesz! Nawet tak nie myśl!
-Nie martw się, zrobię wszystko by przeżyć dla ciebie i naszego dziecka. Kocham cie tak bardzo, że nikt mnie nie pokona. A wiesz dlaczego?! Bo twoja obecność, twa miłość dodaje mi sił. 
-Bayanie lepiej żebym to ja z nimi porozmawiała jako ich cesarzowa, ich przedstawicielka...
-Nie! To moje ostatnie słowo! A teraz wybacz muszę się przebrać. Nie dużo czasu nam zostało! 
Cesarz przytuliwszy mnie, opuścił komnatę by się ubrać w zbroję.
 Ja również postanowiłam się przebrać może nie w zbroję lecz w coś wygodniejszego. Ściągnęłam koronę , rozczesałam włosy, ubrałam spodnie i wzięłam łuk. 
Po chwili przybiegł zwiadowca, że ludzie przedarli się przez bramy i za chwilę dotrą do bramy głównej. Wszyscy szybko zajęli miejsca. Ustawiliśmy się przed wejściem z bronią. Stanęłam koło cesarza. Była kompletna cisza, było słychać tylko przerażone bicie serc poddanych i ich głośny oddech. 
-Kocham cię.-wyszeptałam do cesarza.
On spojrzał na mnie i rzekł:
-Nyang ja ciebie też, ale nie możesz tu zostać. 
Nagle usłyszeliśmy huk dobijania się wrót. 
-Co to znaczy?!-spytałam Bayana.
-Wang Yu błagam cię broń cesarzowej zabierz ją do opustoszonego klasztoru na wschodzie tam przeczekajcie a potem bezpiecznie ją do mnie przyprowadź.-powiedział cesarz.
-Panie a co z moją żoną? Kto ją będzie bronił?-pytał Wang.
-Nie martw się zrobię wszystko by ją bronić. Niech ona tu zostanie jest prawie w szóstym miesiącu , tu zapewnię jej bezpieczeństwo. Chodzi im o cesarzową. Nie spoczną jeśli ją nie złapią dlatego ukryjcie się.-odpowiedział Bayan.
-Ufam ci cesarzu i powierzam ci swoją ukochaną.-mówiąc to Wang złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w stronę bocznego przejścia. 
Ostatni raz spojrzałam na ukochanego a potem podążyłam za Wangiem. Znów los kazał nam się rozdzielić. Znów musiałam samotnie wejść na ścieżkę mroku,  by kiedyś znów odnaleźć drogę powrotną do Bayana i mojego domu.