Część 45
Gnaliśmy na koniach wprost do opuszczonego klasztoru na wschodnim wzgórzu. Nagle usłyszeliśmy jakieś krzyki. Spojrzałam za siebie a tam za nami jechała grupa ludzi z mieczami. Staraliśmy się przyspieszyć na ile to było możliwe, jednak doganiali nas.
-Cesarzowo! Uciekaj! Ja ich zatrzymam! Dam ci czas! Pędź najszybciej jak potrafisz wprost do klasztoru! -krzyczał Wang Yu.-Dogonię cię!
Skinęłam głową i pognałam do celu, nie odwracając się już do tyłu. Kiedy byłam dość daleko od głównego pola bitwy, zatrzymałam się przy rzece by odpocząć i napoić konia. Potem nie tracąc więcej czasu, znów ruszyłam w drogę. Przede mną była tylko wąska ścieżka, pola i gęsty las, który musiałam pokonać by dotrzeć na wzgórze. W pobliżu nie było ani jednego domu. Wiedziałam, że muszę sobie sama poradzić żeby przetrwać ten trudny czas i powrócić cała wraz z dzieckiem do mego cesarza. Nazajutrz o zachodzie słońca w końcu dotarłam do klasztoru. Przywiązałam konia do drzewa i weszłam do środka. Ledwo przekroczyłam próg a usłyszałam jakieś dźwięki. Przygotowałam łuk i na palcach zaczęłam zaglądać do każdego pomieszczenia by odkryć źródło tych dźwięków. Czułam , że się zbliżam...W pewnym momencie zauważyłam jakąś kobietę próbującą zakryć rozbite okno kawałkiem materiału.
-Odwróć się spokojnie w moją stronę.-odparłam celując w nią.
-Błagam cię nie rób mi krzywdy! -przestraszona kobieta powoli odwracała się twarzą do mnie.
Kiedy już całkowicie się odwróciła , nie mogłam w to uwierzyć, przede mną stała Kim Young Tokeum we własnej osobie. Zdziwiona spytałam:
-Kim Young?! Co ty tu...?
-Cesarzowo Seungnyang! Znów się widzimy a to oznacza, że nie zdążyłam was uprzedzić.
Dziewczyna wcale nie przypominała dawnej Kim, tej wyniosłej, bogato ubranej, zadbanej i fałszywej. Na jej twarzy malowała się rozpacz, przerażenie i niepewność. Miała stare , zabrudzone , poszyte, gdzieniegdzie poszarpane łachmany. Była wychudzona i cała blada, wargi miała delikatnie zsiniałe, wzrok smutny a w nim łzy. Ręce były podrapane a włosy rozczochrane. Mimo że to ona, a właściwie dlatego ,że to Kim córka El Sumura dalej nie opuszczałam łuku dopóki nie nabrałam pewności, że za chwilę się na mnie nie rzuci z jakimś sztyletem.
-Pani! Proszę opuść broń. Nie skrzywdzę cię, już cię nie zranię...
-Skąd mam wiedzieć? Nie ufam ci.
-Po pierwsze nie mam siły walczyć, a po drugie nic mi to nie da. Wyrządziłam tobie i cesarzowi krzywdę teraz za to płacę...Jestem nikim, sama siebie zrujnowałam... Odłóż broń i pomóżmy sobie nawzajem. Po prostu przetrwajmy.
-Nie wierzę...Musiało cię coś strasznego spotkać skoro tak cię to zmieniło.
-Cesarzowo tylko zdarzenia nas kształtują, to one dają nam doświadczenie i albo tworzą z nas delikatny liść w kamieniu albo odbierają nam życie, nie ma ludzi których życie nie nauczyło być silnym przed światem a wewnątrz kruchym płatkiem śniegu, bo ludzie którzy nie zbudują skorupy odchodzą...
W jej oczach dostrzegłam okrutną prawdę. W tym momencie odłożyłam broń i pomogłam jej zakryć okno przed zimą. Jednak wciąż niepewnie usiadłam w pewnej odległości od niej i w milczeniu spoglądałam w jeden punkt na ścianie. Nagle ciszę przerwała Kim, która podeszła z miską do mnie wypełnioną ryżowymi kluskami, mówiąc:
-Pewnie nic nie jadłaś. Proszę, weź. Wodę za chwilę przyniosę.
-Skąd masz jedzenie?
-Od czasu do czasu ktoś mi pomaga, lecz przez resztę dni muszę sobie sama pomagać...jesteśmy w lesie czasami coś mi się uda schwytać. Nieopodal jest strumyk z stamtąd mam wodę.
Nie zadając więcej pytań szybko zjadłam to co mi dano. Już od dawna nie byłam taka głodna jak wtedy. Wówczas znów sobie przypomniałam co to znaczy. Cóż za ironia, tak szybko człowiek zapomina o niedogodnościach kiedy ma wszystko pod ręką i w dostatku, że naprawdę trzeba coś stracić żeby to docenić. Tak łatwo stajemy się wygodni, że przestajemy rozumieć że inni są w takiej sytuacji jakiej my sami kiedyś byliśmy. Wtedy nie potrafimy współczuć, tylko przechodzimy obojętnie tak jakby od zawsze wszystko do nas należało, a w chwili zatrzymania się nad pokrzywdzoną osobą boimy się byśmy się tego stanu bycia nie ''zarazili'' od nich. Więc mijamy ich tak jakby nigdy nie istnieli i idziemy dalej tonąc w bogactwach i dogodnościach jakie nam świat oferuje.
Nie gardząc posiłkiem zjadłam co do ostatniego kęsa, pozostawiając pustą miskę. Potem w pozycji siedzącej , mając pod ręką łuk i postanowiłam spróbować zasnąć. Nie było to takie łatwe wiedząc, że córka El Sumura jest w pobliżu. Do tego miałam koszmar w którym widziałam mojego męża wiszącego i wykrwawiającego się na placu. Cała zalana potem otworzyłam oczy a nad sobą zobaczyłam twarz Kim Young szybko odepchnęłam ją i z krzykiem spytałam co robi, ona odpowiedziała, że cała się trzęsłam więc chciała mnie przykryć. Potem spojrzałam na nią i mówiła prawdę bo w dłoniach trzymała koc. Jednak widziałam, że nie ma drugiego dlatego kazałam jej sobie zostawić, ona wówczas powiedziała:
-Cesarzowo o tej porze noce są bardzo zimne a ty jesteś w ciąży. Weź ten koc, jeśli nie dbasz o siebie to chociaż pomyśl o dziecku. Ja nie mam już kogo bronić żyję bo nie potrafię sama się zabić, choć próbowałam. Czekam aż w końcu odejdę ale sama nie potrafię tego uczynić.
Miała rację, nie byłam sama miałam dziecko, o które musiałam zadbać, teraz nie mogłam pozwolić na chorobę. Wzięłam koc i otuliłam się nim a następnie zasnęłam. Nazajutrz obudziła mnie jakaś rozmowa. Szybko wstałam myśląc, że to Wang Yu przybył, lecz myliłam się. Była to Kim rozmawiająca z jakimś mężczyzną. W ukryciu przyglądałam się im. Jednak nie mówili nic istotnego. Mężczyzna przyniósł coś w worku a potem odszedł.
-Kto to był?-spytałam dziewczyny.
-On? To...właściwie to...to on mi pomaga od czasu do czasu, od teraz nam. Poprosiłam go o trochę więcej porcji. Dzisiaj przyniósł zupę , kluski ryżowe i nabrał wody.-odpowiedziała Kim nie wdając się w szczegóły o które zamierzałam dopytywać.
-Właściwie skąd wiedziałaś, że ktoś wyprzedaje moje ziemie sąsiadowi i że tworzy się armia?
-Ten mężczyzna słyszał to od innych którzy widzieli ,że zaczęto budować płoty i stawiać znaki. Kiedy spytano żołnierzy, którzy to robili a nie mieli znanych nam strojów powiedziono , że te ziemie należą do cesarza Dong Chunga naszego sąsiada. Ludzie tracili swoje ziemię, pracę, dorobek życia stawali się bezdomni bo Dong Chung brał ziemie ale bez ludzi. Ludzi popadli w panikę ponoć pisali skargi do cesarza Bayana ale w odpowiedzi dostawali twoje listy mówiące, że ciebie to nie interesuje , że sprzedałaś ziemie swoich rodziców dla zysku.
-Moje listy?! Jakie listy?! Ja niczego nie pisałam! A tym bardziej nie dostawaliśmy z Bayanem żadnych skarg od mojego ludu.
-Wiem, że pewnie obwiniłabyś mnie, ale ja już cesarzowo nie mam żadnej władzy. Z czystym sumieniem mogę przyznać , że tym razem to nie moja sprawka. To zrobił ktoś kto nie jest byle kim. Ktoś kto was nienawidzi i pragnie waszego a w szczególności twojego upadku.
Wtedy już nie wytrzymałam, rozpłakałam się jak dziecko. Zakryłam twarz rękoma by Kim Young nie widziała moich łez, lecz ona jakby była przyjaciółką podeszła do mnie położyła dłoń na ramieniu i próbowała mnie pocieszyć, mówiąc, że wie , że jestem silna ale kobiety w ciąży mają swoje nastroje. Wtedy spojrzałam na nią i spytałam skąd wie a ona powiedziała co się wydarzyło od czasu wyrzucenia z pałacu. Teraz zrozumiałam dlaczego stała się taka przygaszona, wypalona wewnętrznie. Kilka miesięcy po wyrzuceniu została napadnięta przez jakiś pijaków uszła z życiem ale rany zostały a do tego doszła ciąża. W wyniku napadnięcia zaszła w ciążę. Była sama, mówiła że chciała się wielokrotnie zabić i pozbyć tej ciąży, jednak nie potrafiła. Szukając bezpiecznego schronienia maszerowała przez wiele kilometrów. Nikt jej nie chciał pomóc wszyscy na nią pluli i wyganiali. Jednak przypadkiem poznała tego mężczyznę, -Hyun Junga, który pomógł jej znaleźć ten klasztor. Tu się zatrzymała a on z dobrego serca opiekował się nią aż do momentu porodu. Hyun nie był zamożnym człowiekiem mieszkał z rodzicami i młodszą siostrą, jednak to jego dobre serce sprawiło, że Kim Young postanowiła żyć dalej. W chwili porodu był tylko on, gdyż wiedział ,że gdyby rodzina czy ktoś z jego wioski się dowiedział, że pomaga wygnanej sam stałby się wyrzutkiem. Takie były wówczas prawa.
-Kiedy już urodziłam chciałam się go pozbyć nawet przeszło na myśl by je zabić bo mi o wszystkim przypominało, o tych okropnościach...-mówiła Kim Young.-Jednak Hyun podszedł do mnie z nią, bo to była dziewczynka i położył mi na ręce. Rozpłakałam się. Kiedy złapałam ją za rączkę tą malutką i spojrzałam w jej piękne oczy zrozumiałam że mimo tego zdarzenia zrobiłam dobrze. Dobrze , że ją urodziłam, że dałam jej szanse na życie...
-Gdzie ona teraz jest? Co się z nią stało?-zapytałam wiedząc , że tam nie było żadnego dziecka.
-Nie mogłam jej zatrzymać. Tak mi przykro! Dopiero kiedy spojrzałam jej w oczy poczułam wstyd za to co chciałam zrobić i za to co myślałam, że chciałam się jej pozbyć...To dziecko nic nie zrobiło...chciało żyć, po prostu żyć a ja...Ja ją tak kocham....-rozpłakała się już na dobre.-Ze mną by nie przeżyła, nie miała by szans na to. Przygarnął ją Hyun mówiąc rodzinie , że znalazł ją porzuconą w górach. Tak bardzo chciałabym ją zobaczyć ale nie mam odwagi...tam będzie mieć lepsze życie.
Wzruszyłam się jej historią i jako przyszła matka, matka która miała problem by zajść w ciąże a która pragnęła mieć dziecko i miała dobre warunki by je mieć , nie potrafiłam wczuć się w sytuacje Kim, że mogła coś tak potwornego myśleć. Życie jest zbyt trudne by wszystkich zrozumieć. Jednak jedno jest pewne jako kobieta doświadczyła najgorszej rzeczy a będąc sama nie łatwo było się jej uporać z tym wszystkim. Na szczęście w porę spotkała tego mężczyznę, który zaczął ją bezinteresownie wspierać i dzięki któremu Kim nie pozbyła się tego wielkiego daru. Kobiety po takich przejściach nigdy nie powinny zostawać same wtedy nie myślą odpowiednio i mogą popełnić największy błąd, a mianowicie odebranie życia tak niewinnemu maleństwu. Gdyby każda z pokrzywdzonych mogła , miała by siłę i dotrwała by momentu by spojrzeć na to dziecko może też by powstydziły się swoich myśli i prób pozbawienia go życia. Można dać życie ,które kiedyś rozkwitnie i dołączy się do budowania i zmieniania tego świata. Wystarczy dotrwać do końca, ale z tym nie można być samemu. Czasami nasze małe szczęście zrodzone z bólu i okrutnych doznań możemy oddać komuś kto cierpi z jego braku. To lepsze niż morderstwo.
-Dobrze otrzyjmy łzy i chodźmy coś upolować.-zaproponowałam.
Kim pokiwała głową i ruszyłyśmy do lasu. Tam przez kilka godzin czailiśmy się na zające. W końcu po długim czasie udało nam się jednego upolować. Obok klasztoru upiekłyśmy go a potem zjadłyśmy oblizując palce. Posiłek, który przyniósł Hyun zostawiłyśmy na przyszłe dni. Tak minął dzień w klasztorze. Następny wyglądał podobnie i kilka następnych również. Każdego dnia wyczekiwałam Wanga jednak on się nie zjawiał. Nie miałam żadnych informacji co z moim mężem i co z moimi przyjaciółmi. W każdej wolnej chwili się zamartwiałam tym. Po dziesięciu dniach znów przyszedł Hyun, który przyniósł kolejny koc i więcej prowiantu. Zima się zbliżała wielkimi krokami a ja obawiałam się jak ją przetrwać. Kim Young poprosiła Hyuna o jakieś informacje o cesarzu. Pozostało mi ich tylko wyczekiwać i mieć nadzieje, że będą dobre. Po tych wszystkich dniach wciąż byłam podejrzliwa w stosunku do córki El Sumura jednak dla dobra mnie i dziecka musiałam z nią współpracować. Nawet w pewnych momentach żałowałam , że nie poznałam jej w innych okolicznościach, bo była by dobrą koleżanką. Jednak przeszłości zwłaszcza takiej jak moja nie było łatwo wymazać, musiałam z tym żyć, lecz wiedziałam , że ta dziewczyna wiele sama nie zdziałała gdyby nie jej podły ojciec. Niestety żaden człowiek nie rodzi się zły, to życie go do tego zmusiło że stał się taki okrutny a z swojej córki stworzył pionek, który nie potrafił odróżnić rzeczywistości od tej "prawdy" którą jej ojciec od lat wpajał. Żyła z takim obrazem świata jaki jej ojciec przedstawił.
Końcówka tej części jest tak prawdziwa i smutna :(
OdpowiedzUsuń