kursor

Rainbow Pinwheel - Link Select

Translate-Tłumacz

czwartek, 24 grudnia 2015

''W cieniu prawdy. W poszukiwaniu szczęścia.''

                                  Część 11 
-Który dziś jest?-spytała Molly.
-Dziś jest dwudziesty-drugi grudnia. Za dwa dni Wigilia!-odpowiedziałam radośnie. -Co robi ten malec?
-Mathias śpi. -oznajmiła Molly idąc do dziecka. 
Ja tymczasem poszłam do Kevina zobaczyć co robi. Gdy weszłam do pracowni zobaczyłam go z bronią w ręku, więc spytałam:



-Co robisz Kevin? 
-Sprawdzam czy broń jest sprawna. 
-I co wszystko gra? 
-Nie...ta jest w ciężarze jakaś dziwna. 
-Serio? 
-No to chodź sprawdzić Megan. 
Kevin wziął pistolet i wyszedł na korytarz. Ja stanęłam tyłem do Kevina on przerzucił swoje ręce przeze mnie i trzymał broń obiema rękami. 
 
-Co robisz Kevin?
-Podaje ci broń. 
-Czy ty mnie podrywasz?! Daj mi tą broń. 
-Megi wiesz co? ...Weź ją sobie! 
Kevin od rana się ze mną droczył. Sądze, że wymyślił to z tą bronią. Chciał jedynie ze mną tak luzem pogadać, albo chciał zwyczajnie na siebie zwrócić uwagę. Trzymając broń w ręku wymierzył we mnie. Ja doskonale wiedziałam co mam zrobić. Miałam chwycić za broń i przekręcić się. To tak jak trenował ze mną. Więc tak zrobiłam. Skończyło się na tym , że wylądowałam w objęciach Kevina. 

 
On uśmiechając się powiedział , że mam ładne perfumy. Ja odpowiedziałam, że to on mi takie kupował. Wtedy wybuchnął śmiechem i powiedział, że jednak mu się gust nie zmienił mimo, że stracił pamięć. 
  
-Chcę powiedzieć...
Już miałam coś powiedzieć Kevinowi gdyż nadszedł John i powiedział, że dostał wiadomość, że możemy już wrócić do bazy w centrum Nowego Jorku. Nie było na co czekać, zebraliśmy ważne rzeczy do pudełka i wsadziliśmy je do samolotu-bazy.  Gdy znajdowaliśmy się nad naszym domem w Nowym Jorku okazało się , że nie mieliśmy gdzie wylądować. Bo cały nasz garaż i droga do niego była zawalona. Zadzwoniliśmy do naszego dyrektora , który kazał byśmy przylecieli do niego. To był kawał drogi, ale naszym ukochanym samolotem to były cztery godziny drogi. 
2 godziny później....
-Co się dzieje?! Cały samolot się trzęsie! -przestraszona Molly poleciała do małego Mathiasa-tak go nazwała. 
-Spokojnie, idę do Kate, pomogę jej sterować! Nick idź po sprzęt, Megi dzwoń do Bena, Kevin sprawdź co się dzieje. -mówił John. 
Nagle zapadła cisza, w pewnym momencie z tej ciszy wydobył się huk! Okazało się, że wlecieliśmy na teren wroga i zostaliśmy przestrzeleni. Mieliśmy dziurę z jednej strony samolotu. Dziura była na tyle duża, że mogło by przez nie wylecieć łóżko. Byliśmy bardzo wysoko. Musieliśmy się bardzo trzymać by nas nie wywiało. Trzymając się wszystkiego czego dałam rady , doszłam do schowka by przynieść liny i kajdanki, byśmy mogli się przywiązać. Salon był już cały zniszczony, a my nie mieliśmy pomysłu jak zatkać tą dziurę. Molly z Nickiem siedzieli bezpiecznie w pracowni, Kate z Johnem za sterami, tylko ja i Kevin zostaliśmy w niebezpieczeństwie. 
-Kevin! Masz jakiś plan?!
-Megan ja nie a tyyyy?!
-Nieee! Czuje się jak w środku cyklonu! 
-A ja bardziej w środku tornada! 
W pewnym momencie przywiązana do barierki wstałam i, ciężko przepychając się przez wiejący wiatr szłam do Johna. W pewnym momencie poczułam, że nie mogę iść dalej bo lina się skończyła. Kevin był trochę bliżej, więc on z ciężkością poszedł do Johna. Ojciec powiedział mu, że nie wiedzą gdzie lądować, bo niema nigdzie pola, ani łąki. Wszędzie góry i lasy. Kevin przebijając się zauważył pontony. Pomyślał, że one są na tyle duże , że mogłyby zatkać dziurę w samolocie. Więc wziął ich kilka i zaczął rozkładać. Niestety się mu nie udało , bo za późno pontony się otwierały. Kevin wrócił i wziął jeszcze kilka. 
-Może ja spróbuje?-zaproponowałam.-Tylko musisz mi je podać. Ja dalej nie dam rady dojść. Bo mi lina się tu kończy. 
-No dobra to ja spróbuje ci je rzucić.-mówiąc to Kevin próbował mi rzucając podać ten pontony, niestety się nie udało.
Został tylko jeden ponton, który był ostatnim w całym samolocie. To była jedyna szansa. Kevin zaczął coś robić ze swoją liną, więc spytałam go co robi, on odpowiedział:
-Odetnę linę, i spróbuje ci podać ponton! Ale musisz chociaż z centymetr podejść. 
-Nieee! Przecież cie porwie! Nie mogę cię znów stracić!
-Megi, zaufaj mi. Wszystko będzie dobrze.
Kiedy skończył mówić, wziął scyzoryk przeciął linę i trzymając się jak najmocniej potrafi drzwi podał mi ponton. Niestety wiatr wiał coraz mocniej a Kevin już nie miał siły się trzymać klamki. Próbowałam otworzyć ponton, ale coś się stało, bo nie chciał się otworzyć! W pewnej chwili Kevin rzekł:
-Żegnaj...
Ręce mu się ześlizgnęły i puścił się drzwi ja dosłownie w ułamku sekundy puściłam ponton, który na szczęście zdołał się otworzyć w odpowiednim czasie i Kevin zamiast wylecieć, to wpadł w ponton!
 Ja odetchnęłam z ulgą.

Chwilę później gdy już zdołałam złapać oddech wstałam i pomogłam wstać Kevinowi.
 
Nick i Molly przybiegli zobaczyć co u nas, ale nie musieliśmy chyba odpowiadać , że było ciężko. Wiedzieliśmy także, że ponton długo nie wytrzyma więc Kate zaczęła szukać jakiegoś miejsca do lądowania gdzie mieliśmy poczekać na wsparcie wysłane przez Bena. Niestety Kate postanowiła lądować na ''ślepaka'' na drzewach. Nie było innego rozwiązania. Wszyscy siedliśmy i zapieliśmy się pasami. Lądowanie było ciężkie , ale się powiodło. Potem daliśmy namiary Benowi, i postanowił wysłać nam pomoc, ale musieliśmy czekać około dwunastu godzin, szmat czasu, ale cóż. Nie wiedzieliśmy co mamy robić. Nick poszedł do laboratorium, Molly poszła do dziecka, John zamknął się znowu w gabinecie a Kate siedziała za sterami i wpatrywała się w zachód słońca. Noc się zbliżała, ciemna, tajemnicza, czasami przerażająca. Ja tymczasem wraz z Kevinem poszliśmy do kuchni by przygotować coś pysznego do jedzenia.
-No co malutki? Głodny jesteś? Taaak??? Zaraz coś ci przyniosę. -mówiła Molly do małego Mathiasa.
W pewnej chwili drzwi od pokoju w którym znajdował się malec z Molly zamknęły się. Molly podskoczyła i myślała , że to ktoś z nas, ale wcale tak nie było. Potem było słychać jakiś gruby głos mówiący ''Oddaj...oddaj...'' Molly przestraszona chciała wyjść na korytarz, ale nie dała rady , bo ktoś przyparł drzwi miotłą. Przestraszona dziewczyna, wzięła Mathiasa na ręce i próbowała otworzyć drzwi.
-Nick wiem , że to ty! To nie jest śmieszne! Otwórz te drzwi. Rozumiesz? Otwieraj w tej chwili! -pchając drzwi mówiła Molly, myśląc , że za tym wszystkim stoi jej mąż-Nick.
Lecz to nie był Nick, bo Nick przecież był w laboratorium.  Po chwili pchania, w końcu udało się otworzyć Molly drzwi. Ze złością podniosła miotłę którą były drzwi przyparte i biorąc ją do ręki, wściekła dodatkowo z dzieckiem na ręku poszła do Nicka. Wściekła rzuciła miotłę o stolik, potem się dziecko rozpłakało a Molly zaczęła z podniesionym głosem mówić do Nicka
-I widzisz co narobiłeś?!
-Co ja zrobiłem Molly? To ty przecież rzuciłaś tą laską o stół.
-Ciiii...malutki....ciii Nie płakusiaj już. A więc to moja wina tak? A kto nas zamknął w pokoju i wołał grubym głosem?? Może ja?
-O czym ty gadasz? Molly! Nie wiem kto to zrobił, ale na pewno nie ja! Przecież cały czas jestem tu, odkąd wylądowaliśmy.
-No to kto?
Nick wraz z Molly poszli do kuchni spytać się mnie i Kevina czy to może my nie straszyliśmy Molly, lecz zaprzeczyliśmy. Nagle John wyszedł z gabinetu i powiedział:
-To nie jest zabawne.
-Tato, ale o co chodzi?-spytałam.
-Megi nie wiem jak to zrobiliście, ale to nie jest zabawne.
-Ale co?-spytał Kevin.
-To, że zdrzemnąłem się chwilkę , a gdy się obudziłem cały mój gabinet był przewrócony do góry nogami, a ja nagle znalazłem się na krześle stojącym na biurku!
-Ale to nie my.-odparłam.
-To kto?-spytał John.
W pewnej chwili nadeszła Kate i powiedziała, że tu się dzieje coś dziwnego. Zaraz po tym co powiedziała Kate, zgasło światło! Molly zaczęła krzyczeć. Potem poszła wraz z Nickiem odłożyć Mathiasa do bezpiecznej sali, do której nic i nikt nie mogło się przecisnąć.
-Zaraz wrócę pójdę tylko po latarkę do gabinetu-rzekł John wchodząc do pomieszczenia.
Nagle zamknęły się drzwi od gabinetu. John podleciał do drzwi i krzyczał by go wypuścić. Nie wiemy co się działo, ale wiedzieliśmy że ktoś znajduje się w samolocie, a może raczej coś.
-Dobra dzieciaki. Ja spróbuje otworzyć Johna, a ty Kevin idź z Megan sprawdzić elektryczność. Może coś nawaliło.-oznajmiła Kate.
Nie zastanawiając się, poszliśmy sprawdzić korki i inne rzeczy. W tamtej chwili czułam się trochę jak w horrorze. Przed tym jak poszliśmy sprawdzić elektryczność, poszliśmy jeszcze po broń, w razie gdyby mieliśmy utrudnienia. Nick i Molly oddali już bezpiecznie Mathiasa do tej specjalnej sali i potem chcieli wrócić do salonu, lecz Molly nie zauważyła schodów, potknęła się i spadła. Trochę kolano się jej obiło, więc dlatego poszła do magazynku po apteczkę. Kevin tymczasem sprawdził elektryczność, i wszystko było w porządku, ale jednak światła nie było. Nick poszedł do toalety a Kate, dalej próbowała uwolnić Johna. Molly tymczasem zawinęła sobie kolano bandażem i poszła dalej. Gdy wychodziła już z magazynku usłyszała ponownie ten gruby głos który rzekł:
-Odwróć się.
Molly odwróciła się i zobaczyła na ścianie w magazynku wielki czerwony napis: ''Zabije was, oddajcie mi go!'' Molly z przerażeniem zaczęła krzyczeć, Nick który był blisko podleciał do Molly i mocno ją przytulił. Potem drzwi od magazynku zamknęły się. Kevin usłyszał krzyk Molly i Nicka i szybko podbiegł do nich. Ja tymczasem szłam w stronę salonu do Johna i Kate.
-Co się stało?!-podbiegł Kevin pytając.
-Molly usłyszała ten głos , który kazał się jej obrócić. I obróciła się, a potem zobaczyła wielki napis: ''Zabije was, oddajcie mi go'' I nie wie jak się to stało, bo przecież była tu po apteczkę i nikogo nie było.-odpowiedział Nick.
-Zaraz to sprawdzę.-odparł Kevin.



Kevin wziął pistolet do ręki i kopnął nogą drzwi od magazynku, potem zajrzał do środka , ale nikogo ani nic tam nie było, nawet napisu, więc Kevin wychodząc poszedł w stronę salonu, a Nick i Molly podeszli do magazynku i wpatrywali się w ścianę na której był ten napis, ale niczego nie było. W pewnej chwili Molly z Nickiem usłyszeli gruby głos za sobą. Odwrócili głowy i zauważyli, dość dobrze zbudowanego mężczyznę. Z czarnymi włosami , i zarostem. Mężczyzna chwycił Molly i Nicka i wepchnął ich do magazynku tam ich zamknął.

 Dwie godziny później udało się uwolnić z gabinetu Johna. Potem ja, John, Kevin i Kate poszliśmy szukać Molly i Nicka. Gdy już ich znaleźliśmy postanowiliśmy ich uwolnić. Wysadziliśmy mini dynamitem drzwi. Gdy już wszyscy odnaleźliśmy się, to mieliśmy zamiar pokonać tego kogoś co nas straszy. Idąc korytarzem w pewnej chwili z szafki wyskoczyła miotła. Wszyscy zadarliśmy się i cofnęli do tyłu.

 I nagle przed nami wyskoczył ten mężczyzna. Który powiedział, byśmy mu oddali, ale nie powiedział co. Ja podeszłam do tego mężczyzny i zaczęłam z nim rozmawiać. Po prostu facet potrzebował pomocy, bo nie wiedział za bardzo co się z nim dzieje. On się zdenerwował i chwycił mnie za szyję, Kevin szybko podbiegł i zaczął strzelać ,ale go nie trafił. Po jakimś czasie udało się nam z tym chłopem porozmawiać. Okazało się, że on jest ojcem tego chłopczyka, którym opiekowała się Molly i przyszedł po niego. Potem wszystko opowiedział od nowa.
-Wracałem z pracy, potem żona zadzwoniła , że coś się dzieje. Ja przestraszony szybciej jechałem do domu. Gdy dotarłem zobaczyłem zniszczony dom. Poleciałem do ogrodu i tam leżała moja żona. Umarła mi na rękach, lecz powiedziała przed śmiercią bym odnalazł syna. W pewnej chwili dostałem czymś w głowę i straciłem przytomność, a gdy się obudziłem stałem się taki. Mogę się przenosić, być niewidzialny...i tworzyć kule z ognia. Nie wiem co się stało. Jestem przerażony. -opowiadał mężczyzna.- A tak w ogóle nazywam się Mac Case.
Molly poszła po małego Mathiasa, i płacząc nie chętnie oddała go ojcu. Mężczyzna rozłożył dłoń i nagle na jego dłoni ukazał się ogień. To było niesamowite.
 
John tymczasem zadzwonił po Bena i powiedział by zaopiekował się tym mężczyzną i jego dzieckiem. My po ciężkim dniu poszliśmy spać. Molly przez całą noc płakała za maluchem, bo się do niego przyzwyczaiła. I chciała go jeszcze zobaczyć. Nick uspokajała żonę, ale ona wcale nie przestawała płakać.

Następnego dnia-dzień przed Wigilią Molly siedziała w laboratorium i rozmyślała. W końcu przybyła pomoc obiecana przez Bena. Naprawili samolot i mogliśmy ruszać dalej.  Wigilię postanowiliśmy spędzić na Hawajach. I tam właśnie udaliśmy się. W drodze na Hawaje, Molly pokłóciła się z Nickiem o dziecku. Powiedziała, że go kocha Mathiasa i nie chce by mu się stała krzywda.
-Oszalałaś Molly?! Co się z tobą dzieje?!
-Nick! Ty nie rozumiesz! Chciałam mieć synka! Ile lat jesteśmy już po ślubie? A Megan? Ona ma słodkiego Alexa.
-No i co , że ma? Jak i tak się z nim nie widuje a on jest w Avandii i pewnie nie chce znać matki.
-Przestań Nick! Czemu go oddałeś?
-Mathiasa?! Przecież sama go oddałaś ojcu!
-Mogłeś mi na to nie pozwolić!
Molly, bardzo się załamała. Powiedziała, że nie ma po co żyć. Nick przeraził się tymi słowami i spytał co chce przez to powiedzieć, ale Molly wzięła gaśnicę i uderzyła nią Nicka, który zaraz stracił przytomność.

Molly tymczasem zamknęła nieprzytomnego męża w laboratorium a sama otworzyła wyjście samolotu, stanęła na krańcu jego i zamierzała skoczyć z lecącego samolotu prosto do oceanu. Chwilę się zastanawiała. Nick zdążył się obudzić. Widząc co Molly usiłuje zrobić podszedł do szklanych drzwi pracowni i zaczął krzyczeć:

-Molly nieeee! Nie rób teeegooo! Kochaaaam cięęęęę!
Molly nic nie słyszała. W pewnej chwili Kevin wstając po ciężkiej nocy zszedł do kuchni. Zauważył Molly próbującą skoczyć. Krzyczał także, by tego nie robiła. W pewnej chwili Molly straciła równowagę i wypadła z samolotu, Nick przeraźliwie się darł!


 Kevin nie zastanawiając się złapał za spadochron i skoczył za Molly. Ja zeszłam do salonu i otworzyłam drzwi do pracowni. Nick wyszedł i płacząc zaczął tłumaczyć co się wydarzyło, ja przestraszona nie wiedziałam co mam zrobić. Tymczasem Kevin zauważył niedaleko siebie Molly więc wziął pasek i przypiął Molly nim.

Mocno się trzymając w padli do oceanu. Na szczęście nic się nie stało im. Woda w oceanie była dość ciepła. Molly wraz z Kevinem wynurzyli się z wody.

 Kate szybko spuściła line do której się przyczepił Kevin z Molly. Nick z Johnem wyciągnęli ich z powrotem na pokład.
DZIEŃ PÓŹNIEJ-WIGILIA:
Po tym wszystkim co przeżyliśmy w ciągu dwóch dni mogliśmy spokojnie przygotować się do wieczerzy. Molly wzięła leki uspokajające i uspokoiła się. To było trudne tak z dnia na dzień zapomnieć, ale trzeba żyć dalej. Przy ubieraniu choinki było strasznie wesoło. Tak naprawdę to wtedy poczuliśmy taką jedność, wspólnotę i magie świąt. Nawet przez ten jeden dzień zapomniałam o tym co się kiedyś wydarzyło. Wieczorem gdy wszystko było już gotowe pozostało nam tylko siąść przy stole. Niestety zabrakło krzeseł , więc poszłam do kantorka po krzesła, a Kevin po kieliszki do wina. Nagle oboje spotkaliśmy się w drzwiach. Wszyscy już siedzieli przy stole i czekali na nas. Nagle Kate krzyknęła do mnie i Kevina:
-Stójcie!
-Ale co się stało?-spytałam trzymając krzesło w ręku.
-Spójrzcie w górę.-roześmiał się John.
-O nie...jemioła! Hahaha... Bardzo śmieszne.-odpowiedziałam cała się rumieniąc.
-No dalej. Pocałuj ją!-krzyknął Nick.
My zawstydzeni uśmiechnęliśmy się do siebie , a potem spojrzeliśmy sobie w oczy i tak przez chwilę zastanawialiśmy się. Ja odłożyłam krzesło na boku a Kevin na nim położył kieliszki. I...sami się możecie domyśleć. Pocałowaliśmy się....potem podzieliliśmy się opłatkiem, złożyliśmy sobie życzenia i siedliśmy do kolacji Wigilijnej. Tak przeżywaliśmy święta. Potem śpiewaliśmy kolędy i oglądaliśmy film. Te święta były wspaniałe. To było takie podsumowanie całego roku. Tak się cieszyłam, że mogę je spędzić razem z najbliższymi. Brakowało jeszcze naszego syna-Alexa. Bałam się go odebrać z Avandii, ale miałam plany odwiedzić go z Kevinem. Miałam nadzieje , że przyszłe święta zakończą się szczęśliwie, że do następnej Wigilii, Hydra zostanie pokonana i w końcu będziemy mogli wraz z Kevinem, Alexem i ze wszystkimi siąść do stołu i cieszyć się szczęściem.



Ta część mi nie wyszła, ale może komuś się spodoba. Jak już wiadomo, dziś jest 24.12.2015czyli Wigilia. Jak widać zmienił się wygląd mojego bloga, ci co słuchali piosenek na tym blogu to mam wiadomość , że je zmieniłam. Pewnie trwają w waszych domach przygotowania do wieczerzy, bo u mnie już od tygodnia są przygotowania. W te święta życzę wam wszystkiego najlepszego dużo, zdrowia, szczęścia, miłości, i ciepłej atmosfery rodzinnej, i by sylwester trwał do rana. Mam nadzieje , że przyszły rok 2016 będzie lepszy niż ten i że także znajdę czas a może będę miała go więcej dla mojego bloga. Jak widać za oknami nie ma śniegu, przy najmniej u mnie go nie ma, wręcz przeciwnie świeci słońce i jest tak jakby była wiosna, albo jesień. Niestety śniegu już dziś nie będzie na Wigilii, ale może będzie w przyszłym roku. Teraz dam wam świąteczny filmik z bohaterami powieści ''W cieniu prawdy''. Oczywiście będą tam też inne zdjęcia na których będą życzenia świąteczne, tego samego wam życzę i dziękuję ,że nadal czytacie te moje powiastki.  A o to filmik  




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz