kursor

Rainbow Pinwheel - Link Select

Translate-Tłumacz

wtorek, 30 czerwca 2015

,,W cieniu prawdy''

                             Część 92
 
Kevin już z samego rana siedział w pubie popijając koniak oglądał znów moje zdjęcie. Nagle podszedł do niego pewien łysy, wysoki knypek. Miał pretensje do Kevina że siedzi na jego miejscu.
 
-Wynocha z stąd! To moje miejsce!
-Spokojnie kolego...Byłem tu pierwszy. Więc nie pójdę sobie gdzie indziej, ty idź!
-Nie pogrywaj sobie ze mną! Bo dostaniesz. Jest nas sześciu a ty jeden więc albo przeprosisz i wyjdziesz z stąd albo obijemy ci tą twarzyczkę.
-Nie boje się was!
Ten łysy naskoczył na Kevina i zaczęli się bić, oczywiście Kevin był lepszy. Zlał ich wszystkich a potem wziął zdjęcie i wyszedł z pubu. Nagle zadzwonił mu telefon gdy odebrał okazało się że dzwoni John.
 
 
-Tak słucham?
-Kevin słuchaj, nie rozłączaj się!
-John czego chcesz?! Nie mam z tobą nic do czynienia. 
-Jednak masz. Jeśli się rozłączysz to po twojej siostrze-Miriam prawda?
-Miriam?! Skąd mam pewność że mnie nie bujacie.
-Posłuchaj jej głosu.
Kevin zamilknął na chwilę a tymczasem John przekazał komórkę Miriam. Głos siostry Kevina potwierdził że przebywa u Johna. Kevin przeraził się żądał by ją wypuścili, lecz John nie był taki głupi. Wszystko szło według jego planu.
-Co mam zrobić żeby moja siostra przeżyła?
-Oj Kevin, znamy się nie od dziś. Musisz nam pomóc. Powiem ci szczegóły tylko idź gdzieś w ustronne miejsce.
Kevin nie zastanawiając się wsiadł do swojego samochodu i sprawdzając czy nikogo nie ma w pobliżu prosił Johna by ten mu wszystko wyjaśnił.
 
-No dobra Kevin musimy się spotkać. Taka zamiana ty za twoją siostrę.
-Ale o co chodzi? Chcesz mi czaszkę rozwalić?!
-Nie, zabić cie na razie nie chcę. Spotkamy się dziś w Beverly Hills w tej nowej restauracji na granicy miasta nowo otworzona. Nazywa się ''Lacasona''. Dziś za dwie godziny.
-Możesz mi powiedzieć o co chodzi? To czego ja wam jestem potrzebny?!
-Chodzi o Megan -moją córkę. Więcej nic ci nie powiem.
John się rozłączył razem z resztą lecieli samolotem-bazą do Beverly Hills. Kevin pojechał trochę podpity do domu się przygotować na spotkanie z Johnem. Miriam już nie mogła się doczekać spotkania z bratem i wolności. Ja tymczasem nie wychodziłam z pokoju tylko przeglądałam te zdjęcia i listy. Nic mi nie pasowało. Było jedno zdjęcie które przedstawiało jakąś młodą dziewczynę prawdopodobnie królową Avandii-Evelin która stoi na jakimś ogromnym moście gdzieś w Avandii, lecz przez te parę miesięcy które tam spędziłam nie zauważyłam żadnego mostu. Gdy przypatrzyłam się bliżej zauważyłam jakąś bramę czy dwie kolumny dokładnie takie jak Louis pokazał mi i tam gdzie naszyjnik mi spadł. Nie wiedziałam jak o to zapytać Louisa by nic nie podejrzewał. Zdawało się że mogłam mu zaufać, ale nie mogłam w tych czasach nikomu wierzyć nawet bliskiej osobie. Był most, ale co było za tym mostem??? Przecież do czegoś musiał prowadzić. I do tego te dziwne listy jakieś miłosne. Wpatrywałam się w nie godzinami szukając jakiś informacji, lub czegoś dziwnego, ale na próżno. Czasami się mówi: ''Nic nie jest takie na jakie wygląda'' , więc może i w tym wypadku to się sprawdzi. Postanowiłam szukać ''głębiej''. Wzięłam lupę i przyłożyłam ją do koperty i w pewnej chwili zaważyłam jakieś cyferki i literki, ale mało widoczne. Ledwo co widziałam. Musiałam coś wymyślić by je odczytać.
-Już wiem!-wykrzyknęłam wpadając na świetny plan.-Wezmę cytrynę wyduszę z niej sok do jakieś szklanki i wezmę jakieś waciki lub patyczki do uszów i zamoczę lekko ten patyczek do soku z cytryny i posmaruje w miejsce w którym jest zanikająca data i wyraz a potem osuszę to miejsce i tak pojawi się wszystko! Genialne!
Tak właśnie zrobiłam wszystko przygotowałam a potem przeszłam do działań. Po chwili otrzymałam te daty i napisy. Adresatem okazał się jakiś Joe Billi ten sam którego poszukuje John z resztą, ale ja wtedy o tym nie miałam zielonego pojęcia. Wszystko pisane było piórem więc szybko to wszystko zaniknęło. Gdy patrzyłam na zdjęcia i na daty na tych listach to były przeróżne. Najbliższa obecnej dacie była z przed pięciu lat i właśnie w tym liście było zdjęcie już starszej Evelin z Merlinem stojących na ogromnym moście koło tych kolumn. A przecież most nie mógł zniknąć w ciągu pięciu lat, może i to możliwe ale mało prawdopodobne. A nawet jeśli to dlaczego go usunięto? Z jakich przyczyn? Co znajdowało się po drugiej stronie? Musiałam się tego dowiedzieć, więc w nocy postanowiłam pójść do tych kolumn i obejrzeć je dokładniej. Musiałam być rozważna by Merlin, Louis ani Evelin nie odkryli że tam jestem. Oni, wszyscy troje ukrywali coś, mieli jakąś wspólną tajemnice , lecz nie wiedziałam jaką. Coś musiało się stać w ciągu tych pięciu lat, most był i go nie ma, był jakiś Joe Billi i jego też tu nie ma, a może jest ale gdzieś ukryty. Główkowałam dalej. Podczas gdy John w ''Lacasonie'' czekał razem ze Spiderem i zakładniczką Miriam na Kevina. John poprosił kierownika restauracji o zamknięcie jej i wyjście gdzieś, a resztę załogi: Stelle, Jima, ,Kate ,Nicka i Molly wysłał by trochę pozwiedzali miasteczko. John wynajął restauracje na parę godzin. John znalazł w dobrym położeniu stolik i tam siadł czekając na Kevina a Spider z Miriam byli przy wyjściu. W końcu Kevin się pojawił. Wszedł do środka i zobaczył Miriam, chciał się do niej przytulić lecz Spider go zatrzymał. Kevin wybuchnął śmiechem.
 
 
-Miło cie widzieć Spider. Nie wiedziałem że teraz razem z agentami gracie do jednej bramki.
-No widzisz Kevin ludzie się zmieniają i ty też. Masz brodę!
-Dobra to gdzie John?
-Czekaj Kevin! Wyciągnij wszystko co masz. Broń, scyzoryki i różne wynalazki.
-Nie mam przecież!
-Nie kłam! Kieszeń, kurtka i w ogóle.
-A no tak. Zapomniałem Spider że jesteś super uzdolniony. Dobra niech ci będzie....okey.
Kevin przyłapany , poddał się i zaczął wyciągać wszystko po kolei.
 
 W końcu podniósł ręce do góry i Spider znów go ''zeskanował''. Gdy był już ''czysty'' Spider zaprowadził go do Johna.

 
-A Miriam?-spytał Kevin.
-Uwolnimy ją gdy podejmiesz prawidłową decyzję,a teraz idź tam bo John czeka.
-No dobra , macie mnie w garści!
 
Kevin siadł naprzeciwko Johna który zaczął opowiadać wszystko po kolei. Kevin się wsłuchiwał w każde wypowiedziane słowo przez Johna. Im bardziej się skupiał na tym co mówił John tym bardziej nie mógł w to uwierzyć. W pewnym momencie gdy John skończył opowiadać , Kevin zamilknął zamyślając się i układając po kolei wszystkie wiadomości.
-Kevin jeśli nie pomożesz nam to moja córeczka...może zginąć. Nie wiemy gdzie jest wiemy coś o Avandii ,ale nie wiemy gdzie leży to wie tylko Joe Billi który siedzi w psychiatryku , i który twierdzi że był w Avandii. On nam pomoże, ale najpierw musisz ty nam pomóc. Zapomnijmy to co się wydarzyło i żyjmy przyszłością.
-Mam zapomnieć ja chciałeś moją czaszkę rozwalić na drobne kawałki?! Nigdy, ale....ale zgadzam się. Pomogę wam.
-Dziękuję! Nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
-Nie dziękuj. Podziękujesz jak odzyskamy Megi.
-Dobra, ale i tak się cieszę że po tym co ci zrobiłem i po tym co mogłem ci zrobić jesteś wstanie ze mną współpracować.
-John, ale żeby było jasne. Ja nie robię tego dla ciebie, reszty agentów ani mojej siostry tylko dla Megan. Bo ją kocham i nic tego nie zmieni, tak jak to że mnie nienawidzisz. Mógłbym za twoją córkę życie oddać i pójść do piekła, ale ważne by ona była szczęśliwa.
-Wiem Kevin. Byłeś dla mnie jak syn, chciałem cie zabić za Hydrę a tak naprawdę to my też dla niej pracowaliśmy-wszyscy! Musimy ją zlikwidować, ale dopiero gdy odnajdziemy Megan.
-Nie wiedziałem o tym że mama Megan ta pierwsza Hydra okaże się przykrywką a prawdziwą Hydrą okaże się dyrektorka agentów. Dobra to się zbierajmy, szkoda czasu. Skontaktuje się z kolegą w tym psychiatryku on jest bardzo przekupny. Pomoże nam się tam dostać wyciągnę od niego najważniejsze informację.
-Cieszę się. To pojedziemy Kevin teraz do ciebie z pakujesz się i siostrę odholujesz do domu pożegnasz się z nią i wyruszamy.
-Okey.
John , Spider , Kevin , Miriam i reszta podjechali do domu Kevina i tam ujrzeli pustkę. Dom Miriam i Kevina doszczętnie spalony, został tylko proch. Miriam się rozpłakała, stracili wraz z Kevinem cały majątek. Stella szła po tych resztkach z domu i zauważyła różowy włos, włos Hydry! Znaczyło że ona nie odpuściła i że cały czas śledzi agentów, normalnie była ich cieniem. Podążała za nimi skoro namierzyła ich w Beverly Hills przypuszczano że może także wiedzieć o psychiatryku i o Avandii. Musieli się agenci strzec. Nagle Jim popatrzył się na Stelle i zobaczył że z nią jest coś nie tak. Zaczął w okół niej krążyć jak jakiś ptak w okół zdobyczy.
-Co się tak patrzysz coś nie tak?! Nie podobają ci się moje piękne blond włosy?-pytała Stella.
 
-Włosy? Blond? Wow...I kto tu jest teraz blondasem??? Stek jeden. -zachwycił się Jim próbując to ukryć.
Stella miała teraz piękne blond włosy, nawet ładniej jej było niż wcześniej w tych ciemnych.
-A ty gdzie byłeś blondasie? Pewnie byłeś w jakimś pubie albo w kasynie...
-Przestań! Ja sobie nie latam do fryzjera tylko czuwam. Nie to co ty!
-Uważasz że jestem nie czujna?!
-Tak!
John już nie mógł tego słuchać wydarł się na Stelle i Jima uspokajając ich nawzajem, potem przedstawił ich Kevinowi. Miriam podjęła decyzję że dołączy do agentów razem ze swoim bratem. John był zaskoczony, ale znowu tak bardzo się nie dziwił bo nie miała gdzie mieszkać a jak się broniła gdy po nią przyszli to umiała dokopać. John z lekkim zawahaniem się zgodził.
-No dobra, zgadzam się. Zostało tam jeszcze chyba kilka wolnych pokoi. Więc wsiadamy do samolotu-bazy i ruszamy do Londynu.
Wszyscy się zebrali i wsiadając do samolotu wystartowali. Ja tymczasem szykowałam się do wyruszenia do tych kolumn. Wzięłam plecak i kilka rzeczy i po cichu wychodząc z domu biegłam do wybranego miejsca. Chwilę później już dotarłam. Wyciągnęłam latarkę i zaczęłam dokładnie się przypatrywać tej ''bramie''.  Na jednej z kolumn były jakieś znaki, ale nie byłam wstanie je odczytać. Chodząc w okół niej zobaczyłam jakieś wyrzeźbienie w kolumnie. To był kształt dłoni. Uniosłam rękę, a następnie położyłam ją w odciśniętym miejscu. W pewnej chwili zaczęło coś się trząść i nagle ujrzałam most! On był tam cały czas , ale ukryty! To niesamowite. Był olbrzymi, i taki jakby kruchy. Aż strach było przejść po takim. Był stary i drewniany barierki miał zrobiony z jakiś sznurków i sieci.  Usłyszałam jakieś kroki i szybko nacisnęłam tam jakiś kamień który schował most i schowałam się w krzakach. Był to Louis , pewnie kontrolował teren, na szczęście mnie nie zobaczył. Gdy odszedł wróciłam do siebie i poszłam spać.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

,,W cieniu prawdy''

                             Część 91
-John mamy numer telefonu Kevina!-krzyknęła Molly.
-Dawaj go szybko!-krzycząc John wziął telefon do rąk i zaczął wykręcać numer. 
Przycisnął guziczek i przyłożył telefon do ucha czekając jak ktoś się odezwie. Czekał...czekał...i czekał aż się doczekał. W telefonie było słychać głos jakieś kobiety. John był zdziwiony, ale nie zapomniał na szczęście o co dzwoni. Spytał się tej dziewczyny kim jest ona odpowiedziała że siostrą Kevina. John zaniemówił. W końcu nikt nie wiedział że Kevin ma siostrę. John z niedowierzaniem dopytywał się czy to o tego samego Kevina chodzi ona przytakiwała. Więc się wszystko zgadzało.
-Mam zawołać Kevina?-spytała dziewczyna.

-Tak poproszę cię. To pilne. -odpowiedział John.
Kobieta wzięła telefon i poszła do Kevina pokoju mówiąc że ktoś dzwoni do niego. Kevin spytał się kto dzwoni a jego siostra odpowiedziała że jakiś stary facio i dała mu telefon.
-''Stary facio''???-zdziwił się John.
-Słucham? Tu Kevin.-odezwał się w telefonie.
-Witaj Kevin, nie rozłączaj się!-krzyknął John zatrzymując go.
-O to ty John. Nie pomyliłeś czasami numeru? Czy może gryzło cię sumienie i postanowiłeś mi odebrać znów życie?-pytał Kevin zaskoczony.
-Nie myśl że ci wybaczyłem, ale...-nie dokończył John.
-Dzięki za rozmowę John. Pozdrów Megan! Pa, pa...-rozłączył się Kevin mówiąc siostrze by nie odbierała nigdy od tego numeru telefonu. John był uparty dzwonił i dzwonił. W końcu kobieta się zdenerwowała odebrała telefon i wykrzyczała do telefonu że Kevin nie chce z nikim gadać i by John już nie dzwonił.
-John zostaw już ten telefon!-wyrwała ze złością Kate komórkę Johnowi by przestał już naciskać niepotrzebnie klawisze, przy tym denerwując wszystkich.-To na nic John. On nigdy nie odbierze i się nie zgodzi na to. W końcu chciałeś mu głowę rozwalić. Ja mu się nie dziwię. Musimy wymyślić coś innego.
Po chwili zastanowienia John przemówił.
-Jest jeden plan. Zmusimy go by do nas przyjechał. Porwiemy jego siostrę i wtedy na pewno przyleci. Ha...ha...ha...-złowieszczo zaczął się śmiać John.
-No dobra. Nie ma problemu.-zgodzili się wszyscy.
-Jest jeszcze coś. Z nami będzie działał niejaki Spider a tak naprawdę Joe mu. Tak Kate?-dopowiedział John.
-Że co?! John, no proszę cię. Tylko nie on!-oburzyła się Kate.
-Jak ja mam wytrzymać widok Kevina chodź mam ochotę go posiekać to ty musisz znieść Spidera.-oznajmił John.
 
-No tak, ale ty z Kevinem nie brałeś ślubu i to nie twój były, tylko chłopak twojej córki.-broniła się Kate.
-No i co, ten kto zadziera z moją córką zadziera ze mną. Więc i tak na jedno wychodzi.-tłumaczył John.
-Wcale nie. Przecież nie możesz jej zabronić się spotykać z nim. Oni i tak swoje zrobią.-mówiła Kate.
-Spoko, może chodzić z kim chce i gdzie chce ,ale nie z Kevinem!-zdenerwował się John.
-Dobra, poddaję się. Niech ci będzie.-przytaknęła Kate.
John od razu zadzwonił do Bena-nowego dyrektora prosić o dostarczenie do bazy Spidera (Joego). Ben nie dopytując się od razu wykonał telefon tam gdzie trzeba i pod ochroną przywieziono Spidera. Kate była niezadowolona jak go widziała ,ale dla mnie byli wstanie pogodzić się ze wszystkim. Spider zameldował się u Johna i czekał na dalsze polecenia. Lecz najpierw złożył przysięgę że to końca będzie wierny agentom i będzie każdego członka agentów chronił tak jakby miał chronić siebie. Po przysiędze przeszli do kolejnego planu. Spider wybrał sobie pokój rozpakował się i rozejrzał po nowym miejscu. Następnie wsiedli do samolotu-bazy i namierzając telefon lecieli do Beverly Hills mieli kawałek drogi od Nowego Jorku.
 
Kate obliczyła że mieli do pokonania oczywiście koło 4000 kilometrów, a samolotem bazą będą za cztery godziny. Ja tymczasem siedziałam w swoim pokoju i rozmyślałam o co może chodzić , jaką tajemnicę kryje Avandia. Nagle zauważyłam obraz który był dziwny. Pewnie myślicie co może być dziwnego w krzywo założonym obrazie. A właśnie że jest coś dziwnego zaraz się przekonacie. Podeszłam bliżej i ściągnęłam go i patrze za obrazem jest jakiś schowek. Próbowałam otworzyć drzwiczki , ale były dobrze zamknięte więc wzięłam kilka narzędzi i próbowałam je otworzyć jednak nic nie pomogło. Nagle wszedł do domu Louis szybko schowałam narzędzia i założyłam z powrotem obraz.
 
-Co robisz?
-Nic, a po co przyszedłeś Lou?
-Muszę po coś przychodzić by cie zobaczyć?
-Nie, no jasne że nie.
-Chciałem cię wyciągnąć na spacer. Pójdziesz się przejść?
-Co? A...spacer...nie, nie tera... to telefon? W kieszeni.
-Telefon?! Jaki telefon?! Nie, to nie telefon. Wiesz co , to może ja już lepiej pójdę. Jakby co to wiesz gdzie minie szukać Meg. Pa i do zobaczenia wieczorem.
-A co jest wieczorem Louis?
-No jak to co? Dziś  jest dwudziesty-trzeci kwietnia-dzień w którym królowa Avandii i Merlin wybierają kolejną parę do małżeństwa. Ciekawy jestem kogo tym razem wybiorą. Przyjdę po ciebie o osiemnastej.
-Ahaaa...no dobra.
Louis opuścił dom i wrócił do siebie a ja zamknęłam drzwi na zamek i szybko przystąpiłam do działania. Ściągnęłam ten obraz i położyłam go na stoliku potem wzięłam narzędzia i próbowałam otworzyć te okropne drzwiczki od jakiegoś schowka. Mimo mojego wysiłku nie dałam rady. W końcu nie wytrzymałam i postanowiłam użyć swej mocy do otworzenia skrytki. Po chwili drzwiczki się otworzyły. Podeszłam bliżej i zobaczyłam jakąś skrzyneczkę wzięłam ją do rąk i otwierając zajrzałam do środka. W środku pudełeczka było bardzo dużo zdjęć i jakiś listów i co ważne jakiś pamiętnik. To wszystko schowałam pod łóżkiem a tą skrytkę zamknęłam i założyłam obraz by nie było śladu. Stella i Jim sprawdzili dom Kevina , ale był czysty więc John postanowił poczekać. Wszedł do środka i siadł na kanapie w salonie czekając na siostrę Kevina. Reszta agentów schowała się w kuchni. Czekali, czekali, czekali....aż się doczekali. Z zakupów wróciła siostra Kevina. Wchodząc do domu nie zauważyła Johna dopiero jak się odwróciła zobaczyła go siedzącego.
 
-Kim jesteście? Zostawcie mnie!
-Spokojnie dziewczyno my tylko chcemy by twój brat nam pomógł. -oznajmił John.
Dziewczyna zaczęła uciekać, lecz Jim zagrodził jej drogę i złapał ją. Kobieta była sprytna i zaczęła się bić. Widać było że tych wszystkich chwytów nauczył ją Kevin. Był dobrym nauczycielem.
-Auuuu...!-zajęczał Jim.
-Blondasie zachowujesz się jak baba. Wstydź się , kobieta cię pokonała. -naśmiewała się Stella.
W końcu Spider wkroczył do akcji, chwycił ją za szyję i zawiązał a potem zabrali ją do samolotu-bazy i wrócili do Nowego Jorku.
 
 Ja tymczasem czytałam listy i oglądałam zdjęcia. Było tego strasznie dużo więc przeczytałam tylko pięć listów. W pewnej chwili do drzwi zapukał Louis, szybko to co odkryłam schowałam pod łóżkiem i przebierając się poszłam z Luisem. Wszyscy mieszkańcy Avandii spotkali się nad ''Jeziorkiem kwitnącej wiśni''. Tam była królowa Evelin i Merlin. Zaczęli przemawiać aż w końcu przeszli do rzeczy.
-Tegoroczną parą która weźmie ślub zostaje....-trzymali w niepewności.
Wszyscy czekali tam jak na zbawienie kiedy w końcu się okaże kto weźmie ten ślub nieszczęsny.
-Zostaje...Megan i Louis! Brawa dla nich!-wykrzyczała Evelin.
Mnie zamurowało cała zbladłam a nogi miałam jak z waty. Louis się cieszył, ale ja nie. To głupota przecież nikogo nie można zmusić do ślubu! To chore! Gdy wszyscy się rozeszli podeszłam do królowej i razem z nią udałam się do jej biura by prosić żeby wycofała swoje postanowienie , ale się uparła i  nie dało się jej nijak przekonać.
 
-Nie Megan! Weźmiesz ten ślub czy ci się to podoba czy nie! Taka tradycja jest już od tysięcy lat! Jeśli ty go nie weźmiesz to potem już każdy będzie tak robił! A na to pozwolić sobie nie mogę. Przykro mi , ale musisz. Jeśli nie zrobisz tego po dobroci to będziemy zmuszeni użyć innych sposobów by cię przekonać.
Rozpłakałam się i pobiegłam do domku. Louis widząc to udał się za mną. Wpadłam cała w łzach do domu i zamykając się w pokoju położyłam się na łóżku.
-Megi otwórz te drzwi!
-Louis zostaw mnie! Chcę być sama!
-Nie. Musimy pogadać.
-Nie mamy o czym. Ja nie chcę iść do ślubu! Wolę się zabić!
-Meg nie mów tak.
Lou używając swojej mocy otworzył drzwi. Siadł koło mnie i zaczął rozmowę na temat ślubu.
 
-Ja się tam cieszę że wyjdziesz za mnie Meg. Musisz się z tym pogodzić, z czasem będziesz się z tego śmiała.
-Nie będę się śmiała , bo nie wezmę tego ślubu!
-Meg idź spać. Sen ci dobrze zrobi , odpoczniesz i spojrzysz na to z innej strony. Przyjdę jutro rano i wszystko omówimy. To dobranoc!-mówiąc to Louis wrócił do siebie a ja nie mogłam zasnąć.
W Avandii było super, ale do ślubu wcale nie chciałam iść. Musiałam coś wymyślić, tylko co? Jak można uciec z Avandii?! Przecież skądś te wszystkie rzeczy jak jedzenie, ubrania muszą brać. Pytanie tylko skąd, i jak się tam dostać?
-Gdzie ja jestem? Zabijecie mnie?!-przerażona siostra Kevina zadawała pytania.
-Jesteś w Nowym Jorku. Powiedz jak się nazywasz?-odpowiedział John.-Ja jestem John. Jesteśmy agentami i musi nam pani brat pomóc odnaleźć moją córkę. Spokojnie nikomu nic się nie stanie.
-Aha. Jak się mój brat dowie że porwaliście mnie to zabije was!-krzyczała dziewczyna.-A nazywam się Miriam.
-Miło mi. Jutro damy znać twojemu bratu. Bo jest już późno. Spider cie przypilnuje. -mówiąc John zgasił światło i poszedł spać do gabinetu. Reszta także zasnęła. Ja nie mogłam spać leżałam całą noc płacząc. Nad ranem wstałam , przebrałam się i wyciągnęłam kieliszki poukładałam je równo i nalałam do nich trochę wody kranowej i zaczęłam robić inne sztuczki. Ćwicząc odprężyłam się trochę. Tym razem zamiast podnosić kieliszki chciałam poruszyć w nich wodę tak by nawet kieliszek nie drgnął. Z początku było trudno, ale już potem szło mi lepiej.

 

wtorek, 23 czerwca 2015

,,W cieniu prawdy''

                            Część 90 


-I jak Meg smakuje ci śniadanie które zrobiłem?-jedząc spytał Louis. 
-Pycha...masz talent kulinarny. Mógłbyś mi kiedyś zademonstrować swoją moc?-zachwycałam się. 
-Może...kiedyś. -oznajmił. 
 
-''Kiedyś''-jasne kiedyś.-rzekłam z ironią. -Jestem tu już kilka tygodni-chyba, a i tak połowy mieszkańców nie znam dużo nie wiem o was i o tym miejscu. I nadal nie wiem co się znajduję na prawo, od ''Jeziora kwitnących jabłoni''. 
-Spokojnie w swoim czasie się wszystkiego dowiesz.-mówiąc to jedliśmy dalej. 
W Nowym Jorku życie toczyło się dalej. Z samego rana Stella wzięła wiadro lodowatej wody i weszła po cichu do pokoju Jima. Stanęła nad jego łóżkiem i wylała na niego lodowatą wodę. Jim skoczył na równe nogi wściekły zaczął krzyczeć a Stella zaczęła się śmiać. 
-Co jest? Co ty robisz?! Zwariowałaś?! Lecz się steku!
-Spokojnie blondasie...nic się nie stało. John rozkazał byśmy co każdy dzień rano ćwiczyli.
-Że co?! I on tak sam od siebie...co nie? 
-Nie, John tego nie wymyślił. To moja inicjatywa, a John się zgodził. No wstawaj!
-Jak ja cię nienawidzę! Dobra już idę...
Stella wyszła na zewnątrz a Jim zaraz za nią. Wszyscy ustawili się w rzędzie a Stella naprzeciwko ich. I prowadziła ćwiczenia.
-Teraz pięćdziesiąt  brzuszków , a potem pięćdziesiąt pompek-męskich rzecz jasna.-mówiła ćwicząc Stella. 
Wszyscy byli raczej zachwyceni a przynajmniej się nie skarżyli a Jim ciągle stękał że już nie daje rady, że nie chce mu się. Nawet Nick taki ścisły umysł bardzo dobrze sobie radził. Po trzygodzinnych ćwiczeniach każdy poszedł się wykąpać a następnie odpoczęli. John jako jedyny z drużyny nie ćwiczył. Siedział w gabinecie i prawie wcale nie wychodził, tyle co jakaś misja była to wyszedł. Wszyscy się zachwycali tą Stellą a Jim się z nią tylko kłócił. Kate jako jedyna jakoś się nie fascynowała Stellą zamiast zjeść obiad ze wszystkimi to poszła do gabinetu Johna i tam razem z nim jadła, rozmawiając przy tym.
-Kiedy znów zaczniesz się uśmiechać John?
-Wtedy kiedy wróci Megi. Wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? Że ja nawet nie wiem czy ona jeszcze żyję, nie wiem gdzie jest, co robi. Jaki ze mnie ojciec skoro nie potrafię ją odnaleźć. A co jeżeli Hydra ją zabiła?! 
-Nie mów tak! Nie wolno ci tak myśleć nawet! Megan jest silna da radę! Musimy jeszcze raz polecieć do tego drewnianego domku w lesie gdzie się Meg znajdowała. Może tam coś znajdziemy.  
-Że też o tym nie pomyślałem, lećmy tam. Weźmiemy ten mini samolot-bazę. 
-Spokojnie obiad dokończ John.
-Nie ma na co czekać. Lećmy!
John wybiegł z gabinetu i razem z resztą wsiedli do mini samolotu-bazy i wystartowali. Już po chwili byli na miejscu.
 
 Drużyna się rozdzieliła i szukała wszędzie czegoś podejrzanego. Nagle Nick potknął się o coś i upadł. Molly idąc za nim zauważyła jakieś drzwi w podłodze prawdopodobnie do piwnicy. Otworzono je i po kolei wchodzono, Jim jak zwykle marudził. Zaświecono światła i tam znaleziono wiele rzeczy różne zdjęcia, stare papiery i listy. 
-No dobra dzieciaki bierzcie wszystko co uważacie za potrzebne. -pakując zdjęcia i papiery do pudła powiedział John. 
Gdy już zapakowali to co potrzebne postanowili wrócić. W domu wszystko rozłożyli na stole i przeglądali dokumenty...wszystko co się dało. Nagle Kate znalazła jakiś pamiętnik. Otworzyła go i zaczęła czytać. Dowiedzieli się kilku nowych rzeczy. 
-Avandia?! Co to jest? Gdzie to w ogóle leży?-pytał Jim.
-Znajdziemy tą Avandię. Możliwe że Megan tam teraz przebywa. Kate czytaj dalej może będzie coś wiadomo.-mówił John.
-No to czytam dalej: [...] ,,Poznałem ostatnio dziewczynę - Megan. Bardzo miła osoba i pomocna. Posiada moc możliwe że o takiej mocy świat jeszcze nie słyszał...Niestety pewna grupa a na czele jej Hydra poluje na Megan...muszę ją chronić to moje przeznaczenie. W razie niebezpieczeństwa Megan zostanie przeniesiona do innego świata-Avandii. Kraina piękna  a przede wszystkim kraina osób z mocami. Tam będzie bezpieczna. Królowa Avandii-Evelin weźmie ją pod swą opiekę. Niestety wrócić do cywilizacji nie będzie mogła. Podda się zasadą królowej i być może kiedyś to ona zarządzi Avandią. Jeśli to...''  Teraz się urywa John. I są puste kartki. A na końcu ten mężczyzna opisuję tą krainę jak wygląda i jakie są zasady tam. Możliwe że on też posiadał moc. To tylko tyle.-czytając zamknęła pamiętnik Kate.
-Przynajmniej nie stoimy w miejscu. Kate idź do sali informatycznej i szukaj czegoś o Merlinie, tej królowej a przede wszystkim o Avandii. Przecież to musi gdzieś leżeć. Molly i Nick zbadajcie te stare przedmioty może coś się ukryło tam. Jim i ty Stello posprzątacie ze stołu a ja...ja idę odpocząć. Macie na to dwie godziny. Za dwie godziny chcę tu widzieć konkrety! Do roboty!-rozkazawszy John poszedł do gabinetu. 
Jim i Stella nie byli zadowoleni z wyznaczonego zadania, lecz Stella nie narzekała  od razu wzięła się pracy a Jim jak to Jim obijał się. Zresztą jak zawsze. 
2 GODZINY PÓŹNIEJ:
-I jak tam są jakieś konkrety? Kate mów!-zapytał John.
-No to Merlin to jest w internecie przedstawiony jako jakiś czarodziej w długiej brodzie , siwy z laską. Królowa Evelin...nieznana, a Avandia nie ma takiego miejsca, ale znalazłam coś co może być ciekawe. Powstała książka pt. ,,Avandyjskie  przygody Joego Billego''-niestety nieznana książka. Pisząc ja opisywał swoje autentyczne przygody. Z początku sprzedaż ruszyła. Archeolodzy dobijali się do jego drzwi chcieli wiedzieć gdzie jest ta Avandia, ale nie mógł ją wskazać, więc uznali go za wariata. On zwariował robił wszystko by udowodnić że Avandia istnieje do tego stopnia że żona i dwoje dzieci szesnaście i dwadzieścia lat odeszli od niego. Potem stracił dom, pracę a jego książki...spalono. Do dziś nie wiadomo czy jeszcze żyje ani gdzie przebywa. To jest jedyny ślad. -opowiedziała Kate.
-Jedynym śladem jest jego żona...no dobrze. Wiemy gdzie mieszka?-spytał John.
-Pewnie biedulka wolała się położyć w trumnie i czekać na śmierć zamiast mieć takiego mężusia...Ha...ha...-śmiał się Jim.
-Zamknij się Jim! Jego żona mieszka w Paryżu, zmieniła nazwisko i obecnie podbija rynek. Projektuje stroje. A Michael i Brett synowie tego Joego uczą się właśnie w Nowym Jorku. Od synów możemy dojść do matki a od matki do...Joego.-oznajmiła Kate.
-Doskonale. To robimy tak...Stella i Jim jedźcie po tych chłopaków tu macie adres. A my przygotujemy się na rozmowę.-powiedział John. 


Stella i Jim wsiedli do auta i pojechali pod uczelnie. Następnie weszli do jednej z klas i poprosili nauczyciela prowadzącego by zwolnił ich z lekcji do końca dnia. Potem Brett i Michael wrócili razem z Jimem i Stellą do bazy. John ugościł ich w salonie i zaczął zadawać pytania. Byli zgodni więc szybko poszło, chwilę później Jim i Stella odwieźli ich na uczelnie, następnie wrócili do bazy i przyszykowywali się do podróży do Paryża. Cały lot miał trwać koło czterech godzin może do sześciu. Dzień szybko przeminął. Już nazajutrz z samego rana John i reszta weszli do domu żony Joego. 
-Przepraszam w czym mogę wam pomóc?-spytała kobieta.
-Chodzi o pani męża.-odpowiedział John.
-Ale on ze mną już nie mieszka.-oznajmiła kobieta.
-Wiemy, i właśnie o to chodzi by nam pani powiedziała gdzie on się teraz znajduje.-mówił John. 
-Przeskrobał coś? Czy może chciał wam zaprezentować swoją moc, albo może ma u was jakiś dług?!-pytała.
-Nie, nic z tych rzeczy. Proszę, się nie bać nie jesteśmy z mafii. Tylko pani były mąż wie coś co jest nam potrzebne w odnalezieniu mojej córki. Błagam panią, niech pani powie gdzie on jest.-prosił John.  
-Nie jestem pewna, ale kilka lat temu siedział w tym głównym psychiatryku w Londynie tym najlepiej szczerzonym. Raz mu się prawie uciec udało, ale teraz pilnuje go koło dziesięciu policjantów. Ma stałą ochronę nawet do toalety z nim chodzą. -mówiąc to kobieta zamknęła drzwi. 
John już wiedział co ma robić. Po rozmowie z tą kobietą wrócili do Nowego Jorku.  Zaczęli omawiać szczegóły misji w Londynie postanowili że porwą Joego Billa z psychiatryka. Ściągnęli plan tego więzienia i planowali jak się włamać. To był najlepiej szczerzony psychiatryk chyba na całym świecie. 
-No to mamy problem bez pomocy sobie nie damy rady. Tam jest koło stu kamer. Potrzebne są nam jakieś kontakty tam w wewnątrz. Bez nich nie damy rady.-osądziła Kate.
-Ale kto nam będzie mógł pomóc?-spytał John.
-Ja chyba wiem kto...Tylko że John chyba się nie zgodzi.-podpowiedziała Molly.
 
-Kto?-zapytał John.
-Kevin. On ma tam przyjaciół w tym więzieniu. -odpowiedział Molly.
-Ach...Kevin! Ja go nienawidzę! Nie ma mowy! Jeśli bym się zgodził to byście mnie musieli cały czas trzymać bym go nie zabił! No po prostu nie mogę na tego człowieka patrzeć! -nie zgodziwszy się John krzyczał.
-John , Molly ma rację. Jeśli nie on to kto pomoże ci odzyskać córkę? Wszystko się wyjaśniło. Kevin też pracował dla Hydry tak jak my. Zgódź się. Jeśli będzie coś kręcił albo się nie uda wtedy będziesz mógł go nawet upiec na grillu ale puki co może się przydać. Oto moje zdanie.-mówiła Kate.
John zawsze liczył się z jej zdaniem. John po chwili namysłu uderzył ręką w stół i krzyknął : ''Zgoda niech wam będzie.'' 
-Ale gdzie on może być teraz?-spytał Nick. 
-Nie mam pojęcia. Kontakt urwał całkowicie. Tak kazałem mu. Głupi też nie jest więc numery wszystkie pozmieniał zapewne. Pytanie tylko czy Kevin zgodzi się z nami współpracować. Na pewno po tym co mu chciałem zrobić się nie pokaże.-oznajmił John.
-Możliwe, ale gdy usłyszy że chodzi o Megan nie będzie się zastanawiał. Przecież on ją kocha nadal. -rozmarzyła się Molly. 
-No dobra. Rozpoczynajcie poszukiwania. Daleko od Nowego Jorku nie mógł odlecieć. Za nim go znajdziemy mogą minąć miesiące.-mówiąc to John i reszta przystąpili do działania. 
PARĘ MIESIĘCY PÓŹNIEJ (20 KWIETNIA) :
W Avandii mieszkałam już prawie pięć miesięcy i nadal wszystkiego nie wiedziałam. W Nowym Jorku śnieg już stopniał i nadeszła piękna wiosna a John i resztę zespołu przez trzy miesiące szukali Kevina i go nie znaleźli. Mimo wszystko nie poddawali się. Jak to się mówi ''nadzieja umiera ostatnia.'' Dwudziestego kwietnia dnia pięknego, słonecznego i ciepłego wyprosiła Louisa by mi w końcu pokazał co się kryję na prawo od tego jeziorka. W końcu się zgodził. Miałam duży wpływ na niego, nie ukrywając. Gdy doszliśmy zobaczyłam te piękne krajobrazy. Takie magiczne. Było dużo zieleni i oczywiście góry. Tam gdzie staliśmy to był jak by to nazwać...''brzeg'' i po drugiej stronie od nas był ''brzeg''.
 

 Między tymi dwoma urwiskami że się tak wyrażę była przepaść. Po naszej stronie mieściły się dwie kolumny jakby taka brama. Na której mieściły się jakieś przyciski, ale nie zauważyłam ich. Siadłam koło jednej z tych kolumn i napawałam się krajobrazem i tym niezwykłym powietrzem-górskim. W pewnej chwili gdy wstałam spadł mi łańcuszek od Kevina spadł mi do przepaści. Krzyknęłam, ale wiedziałam że już go nie odzyskam. Widząc to Louis użył mocy i zwrócił mi wisiorek. Biorąc naszyjnik podziękowałam Louisowi.
-Dziękuję ci. Jest dla mnie bardzo ważny. 
-Od Kevina. Prawda?
-Tak od niego. To jedyna rzecz jaką mam po nim. Jak to zrobiłeś?
-Normalnie! Podaj mi ręce. 
-Co chcesz zrobić Lou?
-Nie bój się podaj mi ręce Meg. 
 

Zaufałam mu i wyciągnęłam ręce przed siebie, Lou złapał mnie za nie i potem wpatrując się we mnie użył mocy. W pewnej chwili poczułam się lekka jak piórko. Gdy spojrzałam na podłoże zauważyłam że się uniosła i że jestem w powietrzu. Zaczęłam się śmiać. 
 http://i.imgur.com/SWtpSBh.gif
-Wow! Ale super! Ha..ha... Louis jesteś niesamowity!
Potem Lou zaczął się ze mną delikatnie obracać w około. To było niesamowite. 
 https://33.media.tumblr.com/a41c44d8d5c38ad782a29f5615e6314f/tumblr_nmgz0oW6Pc1qf4p6xo3_500.gif

Można powiedzieć że latałam! Ha,ha,ha,ha....ha! Dobrze się bawiliśmy, lecz wszystko co dobre nie trwa wiecznie. Zjawiła się Evelin z Merlinem kazali mi wracać szybko do swojego domu, a Lou jeszcze został. Evelin zaczęła drzeć się na niego jakim prawem mnie tu zaprowadził. Że to zakazane.
-To że pozwoliłam ci tu przyjść nie znaczy że musisz tu przychodzić z każdym! Jeśli to się powtórzy to będzie marnie!-krzycząc Evelin zniknęła z Merlinem. 
Zły Louis wrócił do domu. Nic mi nie pasowało. Zachowanie Evelin i Merlina mnie zastanawiało dlaczego to miejsce jest zakazane, dlaczego nie mogę tam przebywać. Co jest grane?!  
 

niedziela, 21 czerwca 2015

,,W cieniu prawdy''

                               Część 89 
 Już od samego rana John rozmawiał z Benem przez telefon.
-John nie martw się dziś przybędzie zastępstwo za mnie do was.
-No dobrze. I jak tam posada nowa Ben?
-Jest dobrze, ale trochę szkoda mi wypraw, tutaj muszę mieć dzień, w dzień garnitur i sterta prac papierkowych.
-Ha,ha...To o której przybędzie ta osoba?
-Za jakieś cztery godziny powinna być.
-No to dobrze. To pa Ben, trzymaj się.
-Pa, pozdrów tam dzieciaki.
John zakończył rozmowę i zebrał resztę ekipy i zaczęli wspólnie sprzątać na przyjazd nowego członka załogi.
Ja tymczasem ranek spędzałam na polu ''Miliona Kwiatów''. Wzięłam sobie kanapkę i jedząc ją położyłam się na kwiatach i wpatrując się w chmury zasnęłam.
 
-Gdzie jest Megan?-spytał Merlin, Louisa.
-Nie wiem. Jak się obudziłem już jej nie było w domu.-odpowiedział Louis.
-Znajdź ją! Jeśli odkryję prawdę to odpowiesz za to! No znajdź ją!-krzycząc Merlin wrócił powiadomić Evelin że zniknęłam, a Louis tymczasem zaczął mnie szukać.
 
 Wszyscy stawali na głowie gdy ja wypoczywałam. Obudziłam się i szybko wstając biegłam do wioski. Straciłam poczucie czasu , a wiedziałam że będą się o mnie martwić. Gdy znalazłam się na skrzyżowaniu kusiło mnie by pójść w końcu zobaczyć co się kryję po tej prawej stronie. Miałam już pójść, ale Louis mnie spotkał i wróciliśmy razem do wioski.
 Był przestraszony i zmęczony. Ze złością spytał gdzie byłam , ja zdziwiona odpowiedziałam że na tym polu kwiatów, a on dopiero wtedy odetchną z ulgą. Przy swoim domu spotkałam Evelin która powiedziała bym się sama nigdzie nie oddalała.
-Dobrze Evelin.-powiedziawszy to nagle wrócił skądś Merlin.
Przestraszyłam się go bo nie było go a nagle jest. To jego znikanie i pojawianie się działało mi na nerwy.
 
Ledwo co mnie zobaczył a zaczął na mnie krzyczeć. Miał pretensje że nie powiedziałam nikomu gdzie idę i o której wrócę. Królowa go uspokoiła a potem kazała mi wrócić do siebie. Powiem szczerze , że to zachowanie mi się nie podobało. W Nowym Jorku a dokładniej w bazie John i reszta wyczekiwali nowego członka. Nagle podjechała limuzyna i pierwsza z niej wysiadła kobieta o pięknych długich ciemnych może brązowo-czarnych włosach  ubrana na czarno z pistoletem i nożem. Jim wybuchnął śmiechem .
-O Boże, nie wiedziałem że nasz członek ma taką ochronę i że go kobieta odwozi! Może się przeniosę! Ha, ha...Przepraszam ty w czarnych włosach naszemu gościowi też otwierasz drzwi i w nosisz bagaże go środka? Może jesteś jego niańką?
John się tak dziwnie popatrzył na Jima i zmierzając go wzrokiem nadepnął mu na nogę co oznaczało by się przymknął. Kobieta wzięła walizki i stanęła w wejściu.
-A pani nie zapomniała o czymś?!-spytał Jim.
-A mianowicie? O czym zapomniałam? -zapytała kobieta.
-O naszym członku...halo tu ziemia!-wyśmiewał Jim.
-''Halo tu ziemia'' do blondyna! To ja jestem członkiem w waszej ekipie. I jeżeli tobie blondasie coś nie odpowiada to możesz mi zabrać bagaże do środka i mnie możesz rozpakować.-powiedziała kobieta.-A tak właściwie to witam was kochani...może prócz ciebie blondynie. Jestem Stella. A pan to pewnie John witam pana. Zrobię wszystko by zniszczyć Hydrę i jej ludzi. Niech pan się nie martwi odnajdziemy pana córkę.
Jima przytkało już się nie odezwał ani słowem. Tak go zamurowało że prawie nie oddychał.
 
Stella podeszła do każdego i podała rękę każdemu prócz Jimowi. Jego ominęła tak jakby go nie zauważyła. On oczywiście musi być w centrum uwagi więc się dopominał.
-Ej a ja?
-Ty nie blondasie musisz sobie zasłużyć na mój szacunek, a zresztą na co czekasz? Weź mi walizki i zanieś do pokoju! Już! Prędzej, prędzej...
Jim się wściekł i wziął ze złością jej bagaże a przechodząc koło niej wymamrotał :
-Wstrętny stek! Niech sobie sama bierze bagaże. Stella-Stek! Ha!
Stella usłyszała to i kazała mu się zatrzymać. Jim stanął, potem Stella podeszła do niego i dała mu w twarz.
-Teraz możesz iść blondasie!-wykrzyczała Stella.
Wszyscy zaczęli się śmiać z Jima całkowicie się z kompromitował. Wziął bagaże i dał jej do pokoju potem wrócił do salonu i siadł na kanapie pijąc oczywiście piwko.
 
Stella gdy się już oswoiła z nowym miejscem zauważyła że Jim piję, chciała mu zrobić nazłość i wyciągnęła broń i wystrzeliła. Kula trafiła w butelkę i się rozwaliła. Jim o mało co ze skóry nie wyleciał.
-Zwariowałaś?! Chciałaś mnie zabić?! Wariatka! Pewnie z psychiatryka uciekła!-krzyczał przerażony Jim.
-Spokojnie blondynie. Uważaj bo się spocisz, a co gorsze zawału serca dostaniesz. To był ''ślepak.'' Taka kula jakbyś nie wiedział. W pracy się nie piję.-śmiała się Stella.
-Bardzo śmieszne! Ha...ha...-mówił z ironią.
Kobieta poszła do lodówki i sama wzięła sobie piwo i siadła na fotelu i zaczęła pić. Z bulwersowany Jim znowu ją zaczepiał.
-A to co? Jej wolno a mi nie?! John powiedz coś!
-Jim nie stresuj się bo ci żyłka pęknie. A tak na marginesie nam kobietom wolno bo mamy mocną głowę i w razie czego nie będziemy się przewracać jak menele.
-Miałem rację jesteś stekiem! Stella stek!
-Jesteś żałosny aż odechciało mi się pić.
Stella wstała z fotela i piwo wylała Jimowi na głowę. On już się wściekł i wrócił do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Wszyscy się śmiali. Z tej Stelli to fajna kobietka , ale nie warto jej zachodzić za skórę. Stella poszła się przebrać a John dostał wiadomość od Bena że ludzie Hydry zaatakowali bank. Nie byliśmy policją ale jak ludzie Hydry to tylko my! John wziął wszystkich do furgonetki i wyruszyli do banku.
-No to Stella o to twoja pierwsza misja, pokaż na co się stać.-powiedział John.
-Cieszę się bardzo.-odpowiedziała.
-No zobaczymy jak kobietka da sobie radę z wojskiem Hydry!-dogryzał Jim.

-Na pewno lepiej niż ty.-odezwała się Kate przez śmiech.
Jim zamilkł. Już po chwili dotarli do banku. Weszli od różnych stron. Stella zaczęła się rozgrzewać wyciągnęła te swoje kije i zaczęła nimi przewracać, potem je schowała i szła dalej.
 
 
Każdy musiał być ze słabszym więc Kate poszła z Jimem, John z Nickiem a Molly ze Stellą.  

Stella już była bliska odebraniu pieniędzy jednemu z ludzi Hydry, lecz pokrzyżowano jej plany dwóch żołnierzy szło za Stellą a gdy się zorientowali że to wróg chcieli ją i Molly zabić lecz Stella nie dała się przechytrzyć. Załatwiła ich. Przestraszona Molly oparła się o ścianę i nawet nie drgnęła.
 
 
 Molly odetchnęła z ulgą. Co dziwne Stella walczyła jakimiś kijami była doskonała.  Znała różne sztuki walki jak karate, box , judo i ten inne. Molly podziwiała ją. Chciała być taka odważna jak ona.
   
 



 Po akcji niestety nie udało się im odzyskać skradzionych pieniędzy , ale przynajmniej pokonali większość z nich. John był zainteresowany po co Hydrze taka kupa pieniędzy. Z pewnością coś kombinowali , ale nie mieli już na to środków. Za wszelką Hydra i jej ludzie chcieli mnie odnaleźć, ale tak naprawdę do końca nikt nie wiedział po co im byłam potrzebna. Mówiąc o Hydrze mówię o Marii Hand chociaż teraz tak naprawdę nie wiadomo jak ich nazywać do tej pory Hydrę zgrywała moja mama , ale jak się później okazało prawdziwą Hydrą była Maria Hand-dyrektorka agentów, kobieta z różową pasemkom na czarnych włosach. Można mówiąc że HYDRA to ich cała ekipa nie tylko jedna osoba. Nasz zespół to AGENCI ,  a oni wrogowie agentów to będą HYDRA.  Chyba że do pewnego czasu inaczej ich nazwiemy.