Część 85
Biegnąc zemdlałam. Gdy się już obudziłam, okazało się że leżę na łóżku w jakimś domu. Wstałam i poszłam zorientować się gdzie jestem dokładniej.
-Halo, jest tu ktoś?-pytałam chodząc po domu.
-O w końcu się obudziłaś. Straszny z ciebie śpioch. Spałaś dwa dni.-wchodząc do domu z zakupami powiedział starszy mężczyzna z siwą brodą.
-Kim pan jest? Gdzie ja jestem? Co się stało?-zadając pytania cofałam się do tyłu.
Przestraszyłam się tego mężczyzny.
-Spokojnie, nie tak szybko... Po pierwsze nie bój się mnie, ja nic ci nie zrobię. Jestem Ronald. Znalazłem cię nieprzytomną w lesie Megan. Potem wziąłem cię i zaniosłem tu do tej chatki. Byłaś w ciężkim stanie, miałaś gorączkę koło czterdziestu iluś stopni-to nie było normalne, i dwa dni byłaś nie przytomna. Chatka mieści się nad jeziorem w środku lasu. Do najbliższego sklepu jest sześć kilometrów.-opowiedział szczegółowo Ronald.
-Skąd pan wie jak mam na imię?-zdziwiłam się.
-Skąd wiem? Wiem...mówiłaś... przez sen. -odpowiedział z niepewnością.
-Dziękuję panu...za wszystko. Mogę tu zostać na jakiś czas? Nie mam się gdzie podziać.-dziękując przytuliłam się do niego.
-Nie ma problemu. Jestem sam, stary oprych...ale pod jednym warunkiem. Że będziesz mi pomagała w domu.-zgodziwszy się dał mi reklamówkę bym wypakowała zakupy.
Potem pan Ronald poszedł nakarmić swojego psa, a potem poszedł coś majsterkować. Ja tymczasem ugotowałam obiad.
-Panie Ronaldzie, obiad gotowy!-wołałam.
Ronald przyszedł i zjadł obiad, potem zaczął mnie wypytywać o moją przeszłość i powód ucieczki. Nie byłam pewna czy mogę mu ufać więc łkałam mu trochę.
-Chyba nie jesteś jedną z agentek?-spytał.
-Ja agentką? O niee...Ja się do tego nie nadaję.-odpowiedziałam sprzątając po obiedzie.
-Więc co robiła twoja oznaka w kurtce?-zapytał.
-No dobrze, zgadł pan. Jestem agentką i musiałam uciekać. Tylko proszę nikomu nie mówić że tu się znajduję. Proszę.-prosząc łzy stanęły mi w oczach.
-Dobrze, nie bój się. Nie tylko ciebie tu ukrywałem. Przez mój dom przewinęły się różne osoby z różnymi sprawami.-dając rękę na moim ramieniu pocieszył mnie.
-Dziękuję panu. Mój świat się zawalił. Całą wieczność nie mogę się tu ukrywać. -powiedziawszy to wróciłam do pokoju i z kurtki wyciągnęłam moją odznakę. Podczas gdy ja myślałam o przeszłości to Nick, Molly, Jim, Ben , Kate i John zastanawiali się jak uciec z tego więzienia. Niestety się im nie udało. Następnego dnia gdy się obudziłam poszłam do kuchni i zobaczyłam gotowe śniadanie i karteczkę z napisem ''Smacznego''. Sądziłam że Ronald poszedł do sklepu, ale myliłam się. Zamiast iść do sklepu zadzwonił do pewnej osoby o imieniu Merlin (może to ksywa) i rozmawiał z nim przez telefon prawie godzinę.
-Ronald sprawdź ją. Może ma moc. I daj mi znać. -mówił Merlin.
-A jeśli ma to co robimy?-zapytał Ronald.
-To co zawsze. Masz ją chronić za wszelką cenę. Przyjdzie czas kiedy poznam ją osobiście, ale to jeszcze nie teraz. Opiekuj się nią. Jeśli się jej coś stanie odpowiesz za to.-mówiąc to Merlin się rozłączył.
Ronald wrócił do chatki. I poprosił mnie bym zmyła naczynia z wczorajszego obiadu. Nie zastanawiając się wzięłam talerze i sztućce i dałam je do zlewu po kolei myjąc i wycierając układałam je w szafkach. Ronald poszedł narąbać drzewa bo wnet zbliżała się zima i trzeba było jakoś przetrwać. Podczas mycia naczyń zauważyłam że woda lecąca z kranu dziwnie się ''wygina''. Pomyślałam wtedy że to może ja tak robię, więc zaczęłam poruszać rękoma i to jednak ja! Mogłam sterować wodą! Tworzyłam pętle i różne takie wzory.
Ale super! To pierwsza rzecz która mi się spodobała od czasu posiadania mocy. W pewnym momencie zauważyłam że podglądał mnie Ronald. Przestraszywszy się szybko odsunęłam ręce, lecz przez przypadek rozbiły się talerze. Zaczęłam się tłumaczyć, ale na próżno.
-To nie tak, jak pan myśli. Naprawdę ja nie...
-Megan spokojnie. Nie tłumacz się i tak widziałem że masz moc.
-I pan się nie dziwi?
-Nie. Jak ci już mówiłem z tego domu wyszły różne osoby. Był taki chłopak- Louis on też miał moc jak ty. Z czasem odszedł i nauczył się żyć gdzie indziej.
-Nie wiem co powiedzieć. Mogłam od razu panu powiedzieć.
-Nie martw się.
Po obiedzie Ronald poszedł na zakupy a ja poszłam z psem na spacer po lesie. Przy okazji wzięłam koszyk by nazbierać grzybów. Tymczasem Maria Hand wypuściła naszą ekipę z więzienia i odebrała im wszystkie prawa do udziału w akcjach i bycie agentem. Zostawiła im tylko dom. Wracając widzieli jak odbierają nam samolot-bazę, furgonetkę, broń i wszelkiego rodzaju amunicję. Zostawili tylko w pełni wyposażone laboratorium.
przepraszam że takie krótkie ale postaram się nadrobić zaległości ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz