Część 87
-Gdzie ja jestem?-spytałam budząc się w jakimś dziwnym miejscu.
Obok mnie tyłem do mnie stał jakiś chłopak-blondyn. Gdy się odwrócił nie mogłam uwierzyć w to że ten blondyn to Louis.
-Cześć Megi! Jak się czujesz?-spytał.-Jesteś w Avandii.
-Że co? Jaka Avandia?! Louis oszukałeś mnie, a teraz rozmawiasz ze mną jakby nigdy nic się nie stało?!-oburzyłam się.
-Megan nie wstawaj! Zaraz ci ściągnę te ''igły'', ale się nie ruszaj. One pozwalają ci nabrać energii i się wyluzować.-ostrzegł Louis.-Jeszcze będziemy mieli czas pogadać, ale na razie leż. Potem zobaczysz się z Merlinem, a potem pokaże ci okolicę. Masz szczęście Meg trafiłaś na festyn.
-No dobra. Ale gdzie jest moje ubranie? I kiedy mi to coś ściągniesz?-zapytałam.
-Spokojnie...wyluzuj się... A teraz zamknij oczy, może trochę boleć.-mówiąc to zamknęłam oczy a Louis swoją mocą za pierwszym razem ściągnął mi te ''igły''.
-Au!-zajęczałam.-To trochę bolało. Dobra daj mi ubranie i jak się ubiorę pójdę do Merlina.
-Merlina nie ma, wyjechał w ważnej sprawie., ale za to jest królowa Avandii-matka wszystkich, całego tego kraju. Ona tak właściwie tu rządzi. Spotkasz się z nią jak przyjdzie czas.-odpowiedział dając mi jakieś ubranie.
Louis wyszedł a ja się szybko ubrałam, co dziwne ubranie to było na mnie dobre i całkiem modne.
Chwilę później opuściłam to pomieszczenie i wyszłam na taras. Stojąc na tarasie ujrzałam te piękne krajobrazy które otaczały Avandię. Przypominały one trochę, Japonię a trochę Chiny, budowle też były zbudowane w takim stylu, ale to całkiem inne państwo. Było dużo gór i pagórków, wszystko zielone, pełne pola kwiatów i drzew. Ta cisza była taka magiczna. Każdy dom był podobny do siebie, mieściły się one blisko siebie i przy drodze jednej głównej. Przy tej drodze były drzewa z różowymi kwiatami i po jednej jak i po drugiej stronie mieściły się ławki i kosze na śmieci. Droga była jedna i długa. nie było żadnych ulic ani pojazdów, zwierząt też nie było widać. Całe to miasteczko otaczała tak jakby wieczna zieleń i dużo gór a ich szczyty byłe pokryte śniegiem. Dużo lasów i łąk, tak jakby czas stanął w miejscu. Sklepów nie było więc nie wiem skąd brano leki , jedzenie i ubrania. Chodź ubrania pewnie szyto ręcznie.
-Jesteśmy gdzieś w Japonii, w Chinach czy ogólnie gdzieś w Azji? -spytałam Louisa.
-Nie, nie i nie. Avandia to miejsce magiczne i to jest kraina która...nie można tego wytłumaczyć.-odpowiedział Louis.
-Czyli my będąc tu jesteśmy nigdzie? To jak się do Nowego Jorku dostaliście?-spytałam nie pojmując tego wszystkiego. Położenie Avandii było dla mnie wielką tajemnicą. Byłam tu przez kilka minut a już zakochałam się w tym miejscu.
-Nie mogę ci udzielać za dużo informacji Megi. Może pokaże ci okolicę? Gdzie chcesz pójść?-oznajmił pytając Lou.
-Skąd mam wiedzieć gdzie pójść skoro jestem tu pierwszy raz? Pokaż mi wszystkie miejsca. Chcę poznać Avandię.-odpowiedziawszy to Louis oprowadzał mnie na razie po samym miasteczku.
Pokazując mi mniejszą część tego tajemniczego miejsca opowiadał mi o tradycjach i o tym festynie który ma się odbyć za jakiś tydzień. U nas w Nowym Jorku występowała zima a tu wieczna wiosna-lato.
-Wow! Super! Czyli tu osoba bez mocy nie ma wstępu, a na festynie osoby z mocą na przykład z jakimś żywiołem prezentują swoje moce...i osoby lub osoba która wygra dostaję nagrodę?-mówiłam.
-Nie, nie dostają nagród. Tutaj nie ma pieniędzy bo nic nie można by było za nie kupić. Tu się cieszymy życiem tu jest prawdziwy raj. Co roku zawsze wygrywają siostry Mink- Ella, Bella, Stella i Anabell. Zawsze je mylę. Nikt ich nie pobił przez sześć lat. -odpowiedział Louis śmiejąc się. -Jest jeszcze taki zwyczaj że każda dziewczyna raz w roku bierze ślub jednym z chłopaków z całej Avandii. Parę która ma brać ślub wybiera Evelin - królowa Avandii.-opowiadał Lou.
-Ale skąd ma wiedzieć czy się kochają czy nie?-spytałam zadziwiona tą tradycją.
-Nie wie tego. Każe im brać ślub i nie mogą się temu sprzeciwić, inaczej spotka ich kara. Nikt nie wie jaka bo na razie nikt się nie sprzeciwił.-odpowiedział.
-Że co? Jak tak można? Przecież ślub bez miłości to żaden ślub. I jak mają być ze sobą szczęśliwi?-zbulwersowałam się.
-Ciekawy jestem kogo w tym roku wybiorą.-mówiąc to doszła do nas jakaś kobieta wyglądała na japonkę.
Nazywała się Evelin i była królową Avandii. Gdy już do nas podeszła, to zmierzyła mnie wzrokiem i przywitała potem zaprowadziła mnie do mojego nowego domu. Każda osoba miała osobny dom. Mój domek był przytulny i ogółem mówiący fajny. Miałam w nim wszystko : nowe ubrania , jedzenie, buty, telewizor, perfumy jak i kosmetyki różne: balsamy, szminki, lakier do włosów, puder, kredka do oczów...po prostu wszystko.
-Wiedzieliśmy że ubierasz się modnie i używasz dużo kosmetyków , więc nie będziesz się musiała o nic martwić. Jak ci czegoś zabraknie to powiedz Louisowi.-powiedziała Evelin.
-Dziękuję bardzo królowo.-dziękując Evelin powiedziała bym jej mówiła po imieniu.
Z tej Evelin to równa babka. Obawiałam się jednak Merlina on był tak ''chłodny'', nieprzyjemny, lecz wszyscy uważają że jest bardzo fajny jeżeli się go bliżej pozna.
-Megan jaką masz moc?-spytała królowa.
-Sama nie wiem jaką mam. Wiem że mogę poruszać niektórymi przedmiotami ale zawsze się coś stłucze. Więcej nie wiem co potrafię.-odpowiedziałam.
-No to popracujemy nad tym. Zgłoś się do mnie jeżeli będziesz chciała trochę popracować.-mówiąc to Evelin chciała już wyjść ale zatrzymałam ją pytając kiedy wrócę do Nowego Jorku. Zadając to pytanie królowa nie odpowiedziała i wychodząc powiedziała Louisowi by się mną zaopiekował.
-To ja cię zostawiam teraz byś się oswoiła z nowym miejscem. Masz godzinę przygotuj się bo właśnie za godzinę przyjdę po ciebie na kolację. Dzisiaj zjesz wspólnie z nami. Ze mną, Merlinem i z Evelin. Zachowuj się przy kolacji,-mówiąc to Lou zostawił mnie samą.
Miałam czas by się przygotować i oswoić z nowym miejscem. Postanowiłam po tym spacerowaniu się wyluzować. Zrobiłam sobie długą kąpiel. Nalałam sobie wody do wanny i wlałam do niej szamponu gdy się już zrobiła piana wsypałam do niej płatki róż zapachowych potem weszłam i zamykając oczy leżałam w wannie słuchając muzyki. Nagle się obudziłam i szybko wstałam z wanny i ubrałam się i umalowałam. Na szczęście zdążyłam. Louis przyszedł po mnie i razem poszliśmy do ich domu. Ta budowla była przepiękna, i największa. W tym domu mieszkały najważniejsze osoby jak królowa-Evelin i Merlin. Kolacja udała się i były pyszne potrawy. Miło było i smacznie. Tak minął pierwszy dzień w Avandii- magicznej krainie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz