Część 81
-Megi znów nie mogłaś spać?-spytał Ben.
-No znów nie mogłam spać. Jak mam spać wiedząc że mam moc. Nie wiem do czego jestem zdolna w nocy. Może się okazać że śpiąc zabije kogoś. -odpowiedziałam senna.
-To spróbuj zasnąć a my cię popilnujemy.-zaproponowała Kate.
-Dziękuję, ale nie chcę. Dojem swoje śniadanie i pójdę trochę postrzelać.-mówiąc to zjadłam kanapkę i poszłam na strzelnicę. Gdy wzięłam broń do ręki i miałam już strzelać nagle mi się rozleciała w rękach. Zaczęłam krzyczeć i wszyscy przylecieli pytać co się stało, ja krzyczałam z przerażenia. Molly szybko wyciągnęła sprzęt i razem z Nickiem zbadali mnie i powiedzieli że muszę się uspokoić i nie bać się bo znów wszystko zaczynie się trząść , ale ja nie potrafiłam nad tym zapanować.
Od dwóch tygodni nie spałam w nocy bojąc się o całą naszą drużynę. Nie chcę ich skrzywdzić, ciągle żyje w strachu i w złości, a panować nad tym nie potrafię. To był mój problem-od zawsze nie potrafiłam się w stresujących chwilach skupić.
-Meg spokojnie. Oddychaj głęboko...spokojnie...-uspokajała Kate.
-Kate ja nie potrafię!-krzyknęłam.
-Nie krzycz, bo coraz gorzej będzie trzęsło.-ostrzegała Kate.-Schowajcie się, ja zostanę z Meg.
Wszyscy się schowali tylko Kate została ze mną, po pewnym momencie wszystko się uspokoiło. Jim wszedł do strzelnicy i uśmiechając się chciał podejść do mnie, lecz nie udało mu się. Gdy chciał mnie już objąć nagle pistolet z szafki się ruszył i ''wyszedł'' z niej, potem znajdował się naprzeciwko Jima i sam wystrzelił, lecz jednak za moją pomocą, ale nie podświadomie. Dzięki Bogu Kate uratowała Jima. Ja spanikowałam cała broń z szafki poruszyła się i zaczęła strzelać wszyscy uciekli na korytarz, zza drzwi Kate mówiła bym się uspokoiła i pomyślała o czymś miłym. Starałam się skupić, ale nie mogłam myśląc że prawie zabiłabym Jima! Po paru minutach strachu wszystko ustało. John się przeraził.
-Jim!-zawołałam.
-Przepraszam Megan, ale...muszę pójść do sklepu.-powiedział wymigując się.
-Ben mógłbyś mi pomóc.-prosiłam.
-Sorry Megi ale zapomniałem że zostawiłem w piekarniku kurczaka, spali się.-odszedł Ben.
Potem chciałam porozmawiać z Nickiem i z Molly lecz oni też odeszli. Wszyscy się ode mnie odwrócili.
-Rozumiem.-rzekłam.
-Megan to nie tak, córeczko...-chciał mnie przytulić John.
-Wiem że to nie tak. To jest tylko tak że wszyscy się mnie boją. Ty też tato się mnie boisz? Powiedz prawdę.-mówiłam.
-Tak...boję się, ale to nie strach przed śmiercią tylko strach że całkiem się odwrócisz od wszystkich, że cię stracę to jest ten strach. -odpowiedział przytulając mnie John.
-A ty Kate?-spytałam.
-Możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji. Wiesz że zawsze ci pomogę. Możesz mi zaufać. W końcu jesteś dla mnie jak córka.-odpowiedziała przytulając mnie Kate.
-Ładna z was para. Tato czemu nie możesz być z Kate? Wiecie że chciałabym mieć takich rodziców jak wy?-oznajmiwszy to pobiegłam do sali o której wspominałam wcześniej to ta sala która pozwalała osłabić moc i w ogóle. Siadłam na łóżku i płakałam. John i Kate przytulili się i rozmawiali o mnie, gdy się otrząsnęli i zauważyli że się przytulili zaraz odeszli na różne strony uśmiechając się do siebie. Potem John zwołał zebranie w którym nie uczestniczyłam.
-Jest mi bardzo przykro, za to jak się chwilę temu zachowaliście wobec mojej córki - Megan. Nie sądziłem że tak się zachowacie, zwłaszcza ty Molly i Nick. Ufała wam. I dobrze każdy z was wie że oddałaby za was życie. -mówił John.
-To prawda. Zachowaliście się okropnie, żeby nie powiedzieć bardziej gorszego słowa.-potwierdziła Kate.
-Wiemy, ale my się boimy. To co dziś się stało przeszło ludzkie pojęcie, o mało co mnie nie zabiła.-mówił Jim w imieniu wszystkich.
-Ty tak uważasz czy wszyscy uważacie to co powiedział Jim?-spytał John.
-Wszyscy tak uważamy. -potwierdził Ben.
-Dobra, koniec zebrania. Mam dość! Zejdźcie mi wszyscy z oczów!-krzyczał John a potem wrócił do swojego gabinetu. Siadł na krześle i rozmyślał. Tymczasem ja, w końcu zasnęłam, trochę drżał stolik ale sala osłabiła moc i w końcu mogłam się przespać. Nick i Molly siedzieli w pracowni i układali nowy sprzęt a potem siedząc na podłodze rozmawiali o mnie i o tym co się działo przez ostatnie dni, tygodnie.
-Przykro mi Nick że zachowałam się tak wobec Megan przecież ona jest dla nas jak siostra.
-Molly, nie przejmuj się. Ona już nie jest tą samą osobą, moc ją zmieniła. Mieliśmy pozwolić by nas zabiła?
-Nick przestań! Ona więcej przeżyła niż my razem wzięci. Nic jej się w życiu nie układa a my ją traktujemy tak jak by była jakaś zarażona albo coś.
-Molly wiem, ale my też musimy dbać o własne życie. Już raz cię straciłem nie mogę pozwolić bym cię stracił kolejny raz.
-Kochany jesteś Nicki ale przesadzasz. Megan by nas nie skrzywdziła.
-To też wiem, ale ona nie podświadomie to może zrobić tak jak dzisiaj napadła na Jima.
-Nie mogę tego słuchać. Mam dość. Idę z stąd.
-Molly zaczekaj!
-Zostaw mnie!
Molly odeszła. Ja spałam w sali, John siedział w gabinecie rozmyślając, Kate ćwiczyła jogę, Molly robiła eksperymenty, Ben gotował, Jim był na strzelnicy a Nick oglądał film przy piwku. Każdy spędzał czas tak jak mu było wygodnie. Kolejne dni wyglądały podobnie każdy milczał, nawet Molly i Nick-małżeństwo unikali rozmowy ze sobą. Przez prawie tydzień nie wychodziłam na zewnątrz, John czasami mnie odwiedzał z Kate przynosząc mi jedzenie i pytając jak się czuje. Lecz ja zazwyczaj udawałam że śpię, by uniknąć niepotrzebnych pytań i rozmów bezsensownych typu : ''Jak u ciebie Megi''? ,,Dobrze się czujesz, może pójdziemy gdzieś?''
-John martwię się o Megan.-powiedziała Kate.
-Myślisz że ja się nie martwię o nią? Sądzisz że jestem złym ojcem? Że nie umiem się nią zaopiekować? A ty co?-oburzył się John.
-Nie miałam nic takiego na myśli, nawet tak nie mówiłam. John uspokój się bo dostaniesz zawału. Ostatnie dni są bardzo trudne, wszyscy martwimy się o Megi ale nic nie możemy zrobić. Ona się zamknęła w sobie. Potrzebny jest psycholog. I to nie byle jaki psycholog tylko ten którego dobrze, bardzo dobrze zna. -tłumaczyła Kate.
-Przepraszam cię, żyje ostatnio w stresie. Chcę pomóc Megi- mojej córce, ale nie potrafię ona nie da sobie pomóc. Dobrze zawołajmy tego psychologa, niech porozmawia z nią. Kate wiesz co mnie najbardziej denerwuje? Że Megan ufa bardziej tobie niż własnemu ojcu!-mówiąc to John zadzwoniła po psychologa.
A Molly i reszta podsłuchiwała rozmowę. Było im przykro że odłączyli się od zespołu, że już nie są tym kim byli przed tym wszystkim. Po dwóch godzinach przybył psycholog - pan Richard.
-Witam pana, zapraszam tutaj na prawo!-przywitał John prowadząc go do sali w której przebywałam.
Widząc pana Richarda Nick , Molly i Kate poszli za Johnem. Psycholog wszedł do środka i zauważył mnie w okropnym stanie, spłakaną, smutną a zarazem przerażoną. Kate klęknęła koło mnie i obudziła mnie mówiąc że przyszedł mój dawny kolega który chcę ze mną pogadać.
-Pan Richard? Co pan tu robi?-pytałam zdziwiona.
-Witaj Megan. Mam problem możemy pogadać?-spytał.
-Pan ma problem? Raczej to ja mam problem.-odpowiedziałam.
-Twój problem w porównaniu z moim to pryszcz.-oznajmił Richard.
-Nie chcę z panem gadać. Proszę mnie zostawić. Niech pan idzie póki panu życie miłe.-ostrzegałam, potem odepchnęłam psychologa. Wszyscy wyszli i został tylko psycholog i ja. Próbował mnie namówić na rozmowę, ale ja nie ustępowałam. W końcu Richard był już zmęczony przekonywaniem mnie więc zbliżał się powoli do wyjścia.
-Dobra, nie zmuszam cię. Ale myślałem że jesteś koleżanką moją i mi pomożesz, ja ci pomogłem. Ale nie to nie. Dzięki.-mówiąc to miał wyjść gdy szybko zastanowiłam się i zatrzymałam go zgadzając się na rozmowę.
-Dzięki że się zgodziłaś.-powiedziawszy to pan Richard wziął krzesło i siadając naprzeciwko mnie zaczął rozmowę. Mimo że wiedziałam że chciał mnie uspokoić i w ogóle to umiał tak mnie podejść że nie zorientowałam się że rozmawiamy.
-Dzięki za rozmowę. I widzisz jakoś przeżyłem.-żegnając się psycholog wyszedł.
Pożegnał się z Johnem i z resztą zespołu i znów nabrałam trochę pewności siebie i miałam ochotę do życia. Tymczasem pewien żołnierz w ukryciu, siedzący zza krzakami z bronią w ręku dzwonił do Hydry.
-I co Hydro mam robić?
-Widzisz tego psychologa?
-Tak.
-To zabij go masz broń specjalnie zrobioną by myślano że umarł od jakieś mocy. Wtedy Megan się załamie i będzie się obwiniać, wtedy dowie się paniusia- Maria Hand i będzie chciała zabrać Megan, a wtedy my ją odbijemy i przeprowadzimy kilka eksperymentów na niej. Więc strzelaj!
-Tak jest Hydro!
Mężczyzna rozłączył się i widząc wychodzącego z domu-baza pana Richarda strzelił. On poczuł jakby go prąd kopnął i upadając na ziemię zmarł .Nikt nic nie widział ani nie usłyszał. Więc nikogo nie podejrzewano.
-Boże co się panu stało?! Halo! Proszę pana, halo, słyszy mnie pan?!-badając puls Molly stwierdziła zgon. Nick przyszedł do mnie do pokoju razem z resztą i powiedzieli mi że on nie żyje. Zaczęłam płakać i się obwiniać. Plan Hydry działał.
-To twoja wina, to ty go zabiłaś! Pewnie tą swoją mocą jak zaczniesz z kimś rozmawiać albo coś to umiera człowiek i nawet nie wiadomo jak!-krzyczał Nick.
-Nick, ale ja nie chciałam...proszę uwierzcie mi!-prosiłam płacząc.
-Zamknijcie się w końcu! To nie wina Megan!-ryknął John.
Zespół wyszedł a za nim Kate z Johnem. Zamknęli za sobą olbrzymie drzwi. Ja podeszłam do nich i siedząc koło nich podsłuchiwałam płacząc ich rozmowę.
-John to koniec.-odezwał się Jim.
-Co to znaczy?-spytał.
-Odchodzimy! Nie wiemy jak zginął Richard, ale jedno jest pewne to wina Megan! My nie będziemy się narażali!-krzyczał Jim.
-Że co? Jak śmiesz obwiniać moją córkę, nie macie dowodów że to ona!-bronił John.
-To jak zginął? Bo chyba zawału nie miał! Nie będziemy się narażali! Jeśli chcecie zginąć to proszę bardzo ale nie liczcie na mnie!-odszedł Jim pakując swoje rzeczy.
-Ktoś jeszcze?-spytała Kate.
-Przepraszamy was, ale Jim ma rację. Ja mam żonę, mam dla kogo żyć i nie mogę na to pozwolić by coś się jej stało. Odchodzimy wszyscy.-mówiąc to Nick z Molly i Benem poszli się także pakować, potem wzięli taksówki i odjechali. Ja płakałam, wszyscy odeszli przeze mnie! AGENCI-PRZESTALI ISTNIEĆ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz