kursor

Rainbow Pinwheel - Link Select

Translate-Tłumacz

sobota, 26 grudnia 2020

"Dynastia Shin Jin"

 Część 62

Właśnie służki przyniosły mi posiłek, widząc ich tak nierealnie zadowolone zapytałam:

-Co wam tak do śmiechu?

-Pani właśnie pojawił się pierwszy śnieg. Sypie teraz! Jest cudownie!-zachwycała się jedna ze służek. 

-Nie śmiejcie się tak głośno, to bardzo denerwujące.-powiedziałam.

-Rozumiemy. Wybacz pani już nie będziemy.-rzekły dziewczęta natychmiast poważniejąc. 

Zaczęły jeden po drugim układać miseczki na stoliku. Do tego przygotowały dwa naczynia z herbatą. Widząc to od razu spytałam czy ktoś ma ze mną dzielić posiłek. Jedna z dziewczyn powiedziała, że przyjdzie Toghun. Słysząc tą odpowiedź od razu ode chciało mi się jeść. Wstałam od stołu i już miałam wyjść kiedy nagle wszedł Toghun. Kiedy zobaczył że stoję zapytał:

-Cesarzowo wybierasz się gdzieś?

-Zjedz sam, nie jestem głodna. Następnym razem niech każdy spożywa pokarm we własnych komnatach. Uważam za zbędne jedzenie razem.

-Może zostaniesz i mi potowarzysz? Nie zmuszę cię do jedzenia. 

-Ale ja chcę wyjść. Właściwie chciałabym na jakiś czas opuścić pałac i pojechać do Zimowego Pałacu.

-Opuścić pałac? Dopiero przyjechałem, sądziłem że może spędzimy trochę czasu wspólnie by nasze relacje były na dobrym poziomie, dla państwa, dla naszego ludu. Uważam, że to zły pomysł byś teraz wyjeżdżała. 

-Ja się ciebie nie pytałam o zdanie. Jeśli mówię , że chcę jechać to tak zrobię. A co zatrzymasz mnie? Zabronisz mi wyjechać?

-Rozumiem cię Seungnyang. To nie jest łatwe dla żadnego z nas, ale musimy zapomnieć o przeszłości a skupić się na przyszłości. Nie można żyć w przeszłości, do niej już nie wrócisz. Dzisiaj żyjesz i decydujesz a jutro owocujesz. 

-Zapomnieć o przeszłości? Słyszysz co mówisz?! Zapomnieć o przeszłości to jakby zabić Bayana i wszystkich moich  bliskich  drugi raz! 

Wyszłam zamykając za sobą drzwi. Poszłam osiodłać konia. Zaczęłam zastanawiać się co zrobić. Miałam ogromny problem z podejmowaniem decyzji. Czego bym nie wybrała i tak to do niczego mnie nie prowadziło. Skręcenie w prawo dawało to samo co w lewo. Pójście spać równało się z nieprzespaną nocą, a wypicie wina było tym samym co wypicie wody. Śnieg sypał coraz mocniej więc postanowiłam wrócić do komnaty by ubrać się cieplej. Zastałam w niej siedzącego Toghuna. Myślałam, że już go tam nie będzie, lecz się myliłam. Siedział przy stoliku mając coś w rękach. Wstał i dał mi jakiś list po czym wyszedł z mojej komnaty. Otworzyłam go po czym na stojąco zaczęłam go czytać. Był to list od Bayana. Zaczęłam go czytać:

Kochana Nyang chociaż mnie nie ma przy tobie , to nie smuć się. Pamiętaj , że będę czuwał nad tobą. Pewnie teraz jest ci ciężko i nie widzisz sensu by żyć. Ten list skierowany do ciebie jest po to by ci dać ten sens, pokazać, że masz żyć i jeszcze wiele zrobić sama. Może czujesz się samotna, może płaczesz po kątach, ale nie zapominaj że gdzieś tam żyje nasz kochany synek, że gdzieś tam jest. Nie trać nadziei. Ja do końca wierzyłem że on nie zginął, po prostu on czeka na to by go odnaleźć. Niestety nie dane było mi go jeszcze raz ujrzeć, ale proszę cię odnajdź go za wszelką cenę. Jeśli go odszukasz, pozwolisz mi twoimi oczami go widzieć. Nie jesteś sama, masz lud który cię potrzebuje, jest jeszcze Toghun...Pewnie ciężko znosisz jego obecność, ale możesz na nim polegać. Nie bój się być słabą przy nim, nie bój się prosić o pomoc, nie bój się oprzeć o jego ramię kiedy tracisz równowagę. Jesteś człowiekiem, który potrzebuje drugiego człowieka by trwać. Jeśli Toghun nie może być twoim mężem to niech będzie twoim przyjacielem, bratem...Pamiętaj Nyang nie poddawaj się, raniąc siebie, ranisz mnie. Bardzo cię kocham i wciąż będę przy tobie chociaż mnie nie widzisz to jestem blisko. Jestem w twych szczęśliwych dniach, w twym uśmiechu, w twych łzach, w wietrze, w słońcu, w twoim sercu. Spraw by wspomnienia o mnie nie pozbawiały cię radości z życia , wręcz przeciwnie myśląc o mnie bądź szczęśliwa.

Łzy napłynęły mi do oczu, złożyłam ten list i schowałam. Toghun dał mi go w dobrym czasie, w czasie w którym chciałam odejść. Zrozumiałam, że nie mogę się tak poddać, będę walczyć każdego dnia, gdyż każdy dzień, każdy poranek staję się dla mnie wyzwaniem. Nie byłam wstanie powiedzieć ile jeszcze dni będę walczyła nim się poddam lub zwyciężę, ale nie mogłam nie próbować.  Wróciłam do stajni i zaprowadziłam konia z powrotem do boksu. Tego dnia postanowiłam zostać w pałacu. Toghun podszedł do mnie i posyłając delikatny uśmiech rzekł:

-A jednak zostajesz.

Skinęłam głową na zgodę i poprosiłam go by pomógł mi odnaleźć syna. Mężczyzna powiedział, że już rok temu zaczął działania Kiedy spytałam czy znalazł coś co mogłoby nas naprowadzić, on powiedział, że znalazł mężczyznę który widział jak Wang Yu oddaje cesarskiego potomka w ręce pewnej kobiety zwanej Wroną, jednak po niej nie było żadnego śladu, lecz szuka dalej. 

-Skąd ta pewność, że ten mężczyzna mówił prawdę? Może zależało mu na nagrodzie? -spytałam z podejrzeniem.

-On pomagał Wangowi znaleźć dom dla chłopca, posiadał nawet jego ubranko. -odpowiedział Toghun.

-Czyli on żyję. Musimy go znaleźć. Proszę mów mi niebieżąco o postępie poszukiwań. -mówiąc to odwróciłam się by odejść.

Toghun złapał mnie za dłoń i spytał czy moglibyśmy pospacerować po ogrodzie. Po chwili zastanowienia zgodziłam się. Zaczęliśmy chodzić. Mężczyzna szedł ramię w ramię koło mnie lecz zachowując pewną odległość. Milczeliśmy, chociaż Toghun sprawiał wrażenie jakby chciał coś powiedzieć, jednak tego nie zrobił. Ja sama nie zamierzałam zabierać głosu, nie miałam ochoty, poza tym każdy temat jaki bym nie zaczęła był jak cienki lód na rzece , który może się za chwilę załamać i kogoś zabić trzymając go pod wodą. Przeszłość zadawała rany, teraźniejszość była niepewna a przyszłość nie istniała. Nie mogliśmy mówić o sobie jak o małżeństwie, jak o żonie i mężu, przyjaźń była zbyt skomplikowana. On był kiedyś wojownikiem, oddanym sługą cesarza, ja byłam żoną cesarza a wcześniej cesarzową pod przebraniem służącej. Ten spacer powodował u mnie zakłopotanie, ale spoglądając od czasu do czasu na Toghuna on chyba czuł się podobnie. Los postawił nas w tym czasie w tym miejscu przy tej osobie. Może się pomylił, a może chciał nam coś pokazać.

W pewnym momencie biegł w naszą stronę strażnik. 

-Cesarzu, cesarzowo! Wdowa Youngshi próbowała się zabić!-krzyczał.

-Zabić?! -niedowierzałam. 

-Tarła nadgarstkami o kraty, próbowała przeciąć żyły.-odpowiedział mężczyzna.

-I co z nią? -spytał Toghun.

-Żyje, nic się jej nie stało. Teraz dwóch strażników ją trzyma. -powiedział strażnik. 

-Chodźmy tam.-mówiąc to wraz z Toghunem udaliśmy się do lochów. 

Kiedy weszliśmy tam dwóch strażników trzymało Cesarzową Wdowę za ręce i nogi, ona rzucała się po całej ziemi i krzyczała. Kiedy nas tam zobaczyła popadła w jeszcze większe zdenerwowanie. Udało się jej wyrwać. Od razu wybiegła z otwartego lochu i rzuciła się na mnie. Wymierzyła mi kilka ciosów w twarz, potem zaczęła mnie dusić. Toghun nie stał bezczynnie. Złapał ją za włosy i wciągnął z powrotem do lochu. Kiedy wstałam z krwawiącym nosem ,poprosiłam strażników by jej ręce zakłuli w kajdany by znów nie próbowała sobie czegoś zrobić. 

-Wszystko dobrze?-spytał Toghun wyciągając chusteczkę i przykładając mi ją do nosa.

-Bywało gorzej.-wzięłam chustkę z jego dłoni i sama przyłożyłam do nosa. 

-Chcę umrzeć! Pozwólcie mi umrzeć! Ja nie chce tu już być! Nie chcę żyć!-krzyczała Youngshi. 

-Nie pozwolę ci tak szybko umrzeć. Musisz płacić za swoje grzechy. Możesz się cieszyć , że Bayan nie dowiedział się o tym , że ty zabiłaś jego ojca. Cierpiałaś byś tysiąc razy gorzej!-mówiłam.

Wdowa się przestała szamotać, spojrzała na mnie i spytała dlaczego mu nie powiedziałam o tym. Ja odpowiedziałam szczerze:

-Nie chciałam by cierpiał bardziej. Wiele zniósł, ale nie mogłam pozwolić by rozsypał się całkowicie. Poza tym zbyt mocno go kocham. On był dla mnie znacznie ważniejszy niż to by ciebie ukarać. 

-W jakich warunkach umarł? Byłaś przy nim wtedy? 

-Po co ci to wiedzieć? Masz wyrzuty sumienia?! Nawet nie odpowiadaj bo i tak ci nie uwierzę.

-Kiedy będziecie mieć dziecko zadbajcie by wasz brak miłości nie zniszczył go. 

-Nie będziemy mieć dzieci. Dlatego nie musisz się o nas martwić Wdowo. Ja i Toghun nigdy nie będziemy mieć potomka. 

Zakończyliśmy rozmowę, a następnie opuściliśmy więzienie. Ta sytuacja pokazała mi jak bardzo władza psuje ludzi, jak okropnych potworów tworzy,  a gdy mija ludzkie serce, zbiera żniwa po złych uczynkach i wewnętrznie zabija człowieka zaślepionego władzą. 



piątek, 25 grudnia 2020

"Dynastia Shin Jin"

Część 61

Gdyby ktoś mnie zapytał jak wyglądał mój ostatni rok, odpowiedziałabym , że nie wiem, nie wiele pamiętam. Miałam wrażenie jakbym przespała te dwanaście miesięcy. Tego dnia była pierwsza rocznica śmierci Bayana a ja wciąż w duchu miałam wrażenie, że los znów nas rozdzielił tylko na chwilę. Nie pogodziłam się z tym i miałam obawy, że się z tym nigdy nie pogodzę. Tego dnia miał również przybyć Toghun już jako mój mąż. Nie chciałam powtarzać ceremonii ślubnej więc podpisałam stosowne oświadczenie o naszym małżeństwie, po czym przez strażnika wysłałam ten skrawek papieru mojemu nowemu mężowi by również złożył podpis i pieczęć. Toghun moim mężem , a zarazem cesarzem stał się miesiąc po pogrzebie, jednak tak jak prosiłam dopiero miałam go zobaczyć po roku. Ten dzień spędziłam na modlitwie i poszczeniu. Przez ten jeden dzień służba nie pracowała, miała ubierać się w ciemniejsze kolory , usunąć wszystkie kwiaty z całego pałacu, oraz spożywać tylko i wyłącznie kluski ryżowe z wodą, do tego każdy z nich miał nakaz odwiedzenia prochów Bayana. 

Idąc w stronę sali tronowej spotkałam na swojej drodze Toghuna, który stał nie ruchomo , czekając jak sama do niego dojdę. 

-Witaj cesarzowo Seungnyang.-złożył pokłon w moją stronę. 

-Już jesteś. Radzę by służba twoja, przygotowała ci komnatę.-powiedziałam, chcąc go wyminąć.

-Właśnie to robią.-rzekł mężczyzna.-Bardzo się zmieniłaś przez...

-Jaka to komnata?-zapytawszy , gwałtownie się zatrzymałam.

-To komnata...Bayana.-odpowiedział z ściszając głos.

-Komnata Bayana?! Jakim prawem?! Nie wolno do niej wchodzić!-wyprowadzona z równowagi od razu pobiegłam do komnaty męża.

Kiedy tam dotarłam , była otwarta a wewnątrz niej służba zaczęła rozkładać rzeczy Toghuna. Wściekła zaczęłam krzyczeć i rzucać każdy nowo postawiony przedmiot. 

-Kto wam tu pozwolił wejść?! Nikt nie ma prawa tu wchodzić! Zostaniecie wychłostani! Weźcie z stąd te wszystkie rzeczy! Sprawcie by wszystko było tak zanim tu weszliście! Bierzcie te rzeczy! Już!

-Pani nie karz ich, to moja wina. Nie wiedziałem, że jest zakaz wchodzenia tutaj. Jeśli masz kogoś karać, ukarz mnie, nie ich. Oni tylko słuchali moich rozkazów.-tłumaczył Toghun.

-Powinieneś się wcześniej zapytać. Pamiętaj, że to jest komnata Bayana i zawsze jego będzie. Następnym razem uważaj.-mówiąc to wyszłam z pomieszczenia i postanowiłam iść do ogrodu.

Siedziałam na mostku i spoglądałam na staw, ten sam w którym znaleziono Yoone. Gdziekolwiek bym nie poszła widziałam śmierć, cały pałac spływał ludzką krwią. Przypominał pole bitwy zamiast budynek bezpieczeństwa , spokoju i dowodzenia. Siedziałam tam do samego wieczoru i znów rozmyślałam nad swoim życiem, nad Bayanem i nad tym, że wraz z powrotem Toghuna wszystko się zmieni. Nawet nie zamierzałam wracać do pałacu. Chciałam zostać na świeżym powietrzu, lecz niestety przyszedł Toghun, który siadł koło mnie i zaczął mówić:

-Pani nie wracasz do swojej komnaty? Jest zimno, przeziębisz się.

-Przeziębię się? A cóż to jest w porównaniu z ciężarem który noszę. Zostałam sama, nie mam już nikogo... 

-Masz mnie, możesz na mnie polegać. 

-Nie rozumiem jak przetrwałam śmierć rodziców...Tak bardzo nie cierpiałam po nich jak po Bayanie. Czy to oznacza, że ich mniej kochałam?

-Myślę, że kochałaś ich równie mocno co cesarza.

-To dlaczego teraz tak bardzo cierpię? Dlaczego czuję ból przy każdym oddechu?!

-Kiedy straciłaś rodziców wiedziałaś, że musisz ich pomścić, musisz zdobyć tron, to wystarczyło byś żyła. Miałaś cel, który zastąpił ci ból po ich zabójstwie. Teraz masz jakiś cel? Masz coś do zrobienia?

-Nie widzę już w niczym sensu, nie widzę sensu by żyć. Nie widzę przyszłości, nie mam niczego co by mnie tu trzymało, żadnych kochających osób, żadnych myśli, żadnych celów...po prostu już nie posiadam niczego by dalej oddychać. Nawet oddychanie sprawia mi cierpienie. 

-A co z ludem? Chcesz ich tak opuścić? Co z tym co mówił Bayan ? Jeśli nie możesz nic dla siebie zrobić, to zrób to dla cesarza, który pragnął byś żyła, byś się nie poddawała. Chcesz dać satysfakcje Wdowie Youngshi , że udało się was oboje pokonać, chcesz w niej rozpalić nadzieje na odzyskanie tronu?

-Ona nie wie, że Bayana tu już nie ma. 

-Jak to? Ona niczego nie wie? 

-Od roku jej nie widziałam, nie dałam rady...

-Rozumiem. W takim razie wracaj do komnaty a ja się wszystkim zajmę. Nawet teraz do niej pójdę i ją powiadomię. 

-Ja to zrobię. Powinnam już dawno o tym powiedzieć. 

Wstałam i pokierowałam się w stronę lochów. Zapaliłam pochodnie i poprosiłam Toghuna by został na zewnątrz. Wraz z strażnikiem zeszłam po stromych, ponurych schodach. Stanęłam na przeciw celi Wdowy i starałam się wydobyć z siebie jakiekolwiek dźwięki. Nie wiedziałam jak zacząć. Youngshi siedziała plecami do mnie w białej , cienkiej sukni. Gdy się odwróciła prawie jej nie poznałam. Jej stopy były posiniaczone, prawdopodobnie od zimnej podłogi, jej ręce poranione jakby się z kimś biła, jej twarz była blada jak mleko, oczy spuchnięte, włosy rozczochrane , a niektóre jej kosmyki były już siwe. Miałam wrażenie jakby się postarzała o co najmniej dziesięć lat. Przez chwilę obserwowałyśmy się nawzajem w milczeniu, po czym pierwsza zabrała głos Wdowa Youngshi. 

-Co cię tu cesarzowo sprowadza? Myślałam, że nie zobaczę już ciebie. Prawie cię nie poznałam, tak wychudłaś, i ta twarz...ma jakąś ponurą. Nie układa się wam z Bayanem? 

-Miałam ci to już dawno powiedzieć...Możesz się cieszyć. Bayana już nigdy nie zobaczysz.

-Co chcesz przez to powiedzieć? 

-On już nie wróci. Bayan ...nie żyje. 

Źrenice Yongshi się poszerzyły. Wstała i odwracając się do mnie plecami podeszła do niedużego okienka i tak stała z założonymi rękoma.

-Kiedy to się wydarzyło?-spytała zmieniając ton głosu na bardziej formalny. 

-Dokładnie rok temu. Dziś jest jego rocznica śmierci. Umarł ze świadomością, że go nigdy nie kochałaś, bo przecież był twoim obowiązkiem! -odpowiedziałam podnosząc głos.

-To nie tak...-rzekła kobieta.

-Nie próbuj się tłumaczyć. Każdy słyszał co wtedy mówiłaś! Największy cios dostał od własnej matki! Zdradziłaś go! Złamałaś mu serce! On cię tak kochał...-znów zaczęłam się kruszyć.

-Wyjdź z stąd cesarzowo. Zostaw mnie samą. -mówiła ze spokojem Wdowa patrząc przez okienko.

-Tylko nie mów , że będziesz płakać. Nie masz serca, nigdy go nie miałaś! Nie rób scen, że teraz ci go żal.-mówiąc to odwróciłam się plecami i pokierowałam w stronę wyjścia. 

Okazało się, że wszystkiemu przyglądał się w ukryciu Toghun. Wyszedł zaraz za mną. Będąc  już na zewnątrz, położył rękę na moim ramieniu, obejmując mnie. Ja bardzo szybko go odepchnęłam i mówiąc by zachowywał dystans sama wróciłam do swojej komnaty. Przez ostatni rok byłam niczym duch błądzący szukający ujścia tego cierpienia. Jednak nic nie dawało mi tego światełka, nic nie wskazywało na to że jutro będzie lepsze. Wciąż widziałam bezkres cierpienia, które mogła przerwać tylko moja śmierć.  

środa, 23 grudnia 2020

"Dynastia Shin Jin"

 Część 60

Zapach krwi wciąż był wyczuwalny w sali tronowej od trzech miesięcy. Wszystko jakby od tamtego dnia zgasło. Życie z pałacu jakby zniknęło. Większość dworu porozumiewała się bez słów, każdego dnia wykonywała te same czynności. Dominowała cisza, przerażająca cisza przy której można było usłyszeć czyjś oddech, czyjeś bicie serca...Cesarzowa Wdowa zmieniła komnatę na zimny, ponury loch. Dwa razy dziennie dostawała posiłki i jedyną osobą którą widywała był strażnik. Życie toczyło się już bez niej. Nikt nie chciał o niej mówić, wypowiadać jej imienia, tak jakby nigdy nie istniała. Życie moje i Bayana również uległo zmianie. Cesarz po tym sądnym dniu już nigdy nie wyszedł z komnaty, po miesiącu zaczął tracić czucie w nogach, aż w końcu zaprzestał chodzić. Służba zmieniając pościel przenosiła go na rękach. Był taki słaby i blady, że już nie przypominał siebie. Jedynie jego oczy nie uległy zmianom. Toghun jeszcze pomagał do końca posprzątać po tym wszystkim. Zajął się dokumentami które pozostały po Youngshi. Kiedy skończył z nimi postanowił wyjechać i wrócić w dniu w którym odejdzie Bayan. Przed wyjazdem przyszedł do mnie z mojego rozkazu. Miałam do niego prośbę:

-Toghunie ponieważ zobaczymy się dopiero wtedy kiedy obejmiesz władzę, chciałam cię poprosić o coś.-zaczęłam. 

-Proszę Pani, mów. Postaram się zrobić wszystko co każesz.-rzekł mężczyzna.

-Wróć tutaj rok po śmierci Bayana. Wcześniej nie przyjeżdżaj, proszę...-powiedziałam.-Daj mi rok samotności bym potem przez kolejne lata była twoją towarzyszką. 

-Rok?-zdziwił się Toghun.

-Nie licz na to, że w rok stanę się twoją żoną, rok to za mało, dziesięć lat to mało...Daj mi te dwanaście miesięcy po to by stać się cesarzową dla ciebie Toghunie. 

-Jeśli sobie tego życzysz tak zrobię. Wrócę w pierwszą rocznicę śmierci cesarza Bayana.-mówiąc to, mężczyzna odszedł.

Idąc w stronę komnaty męża, zauważyłam, że wchodzi do niej Toghun. Nie chcąc im przeszkadzać, zaczekałam przed wejściem. Poprosiłam strażników i sługę by odeszli na chwilę z przed komnaty. Kiedy to zrobili, zbliżyłam się i postanowiłam posłuchać o czym rozmawiają. Pierwszy odezwał się Toghun:

-Panie wzywałeś mnie. Czy masz mi coś do powiedzenia?

-Usiądź, dziwnie się czuję kiedy stoisz.

-Dobrze cesarzu.

-To nasze ostatnie spotkanie. Zawsze czułem się samotny do momentu w którym nie poznałem Nyang. ale wcześniej chciałem  mieć starszego brata , który by mnie chronił, pouczał czasami dał nauczkę...I co za absurd na końcu życia spełniono to życzenie. Mam brata, który od zawsze był gdzieś tu w pałacu. Niestety ominęło nas to braterskie życie. W sumie to nigdy nie chciałem być cesarzem, to zbyt wielka odpowiedzialność. Pewnie bym abdykował gdyby nie moja Nyang, dla której stałem się cesarzem i odpowiedzialnym mężem. 

-Co chcesz przez to powiedzieć? 

-Co myślisz o Nyang?

-O cesarzowej? Bayanie wybacz, ale nie rozumiem.

-No odpowiedz co o niej myślisz? 

-Cesarzowa Seungnyang jest bardzo odważna, sprawiedliwa, silna...

-Tak to cała moja Nyang. Wiecznie nieustraszona wojowniczka, która zaradzi wszystkiemu. Tak naprawdę ona jest krucha, delikatna jak płatek kwitnącej wiśni na wietrze, jednak choćby nie wiadomo jak los nią rzucał próbują rozbić, choćby się rozpadła to powstanie na nowo, składając się w całość. Ślady po rozpadzie zostaną, ale będzie jeszcze silniejsza. Kiedy odejdę ona zostanie sama, moja wojowniczka nie będzie mieć wsparcia, przeraża mnie ta myśl. 

-Jak mam temu zaradzić? Czy jest coś co pozwoli być ci spokojnym?

-Cała historia w której się dowiedzieliśmy o własnym pokrewieństwie była okrutna i postawiła cię w złym świetle, ale mimo wszystko jesteś godnym zaufania człowiekiem nigdy mnie nie zdradziłeś. Kiedy nadarzyła się okazja by zyskać tron udowodniłeś swoją szlachetność serca, odkryłeś prawdę i pomogłeś mi. 

-Nie spodziewałem się tak ciepłych słów.  To wiele dla mnie znaczy, ale czy jest coś konkretnego co miałbym zrobić?

-Znam swoją ukochaną ona nie pozwoli ci się zbliżyć do siebie. Ma silny charakter na zewnątrz, lecz wewnątrz będzie wołać o pomoc. Chcę byś był jej ramieniem którego będzie potrzebować. W dniu kiedy staniesz się jej mężem i cesarzem pozwól jej żyć po swojemu, daj jej przestrzeń, pozwól prowadzić , bądź krok za nią, a gdy pewnego dnia się zachwieję w życiu bądź za nią byś mógł ją złapać, stać się jej podporą i która popchnie ją do przodu. Tylko tego pragnę byś ją chronił i był po jej stronie choćby się świat kończył. 

-Dobrze, tak uczynię, a teraz pozwól że opuszczę pałac.

-Toghunie zaczekaj!

-Tak Bayanie?

-Czy mógłbyś mnie uścisnąć i powiedzieć ten ostatni raz bracie?

Słuchając tej rozmowy serce mi zapłonęło, oczy zaszkliły a nogi zaczęły drżeć. Spojrzałam przez wrota i widziałam Toghuna, który przytulił Bayana. Ostatnie słowa wypowiedziane przez Bayana brzmiały: "Żegnaj braci" mężczyzna się odwrócił w jego stronę i powiedział to samo, następnie pokierował w stronę wyjścia. Schowałam się i przeczekałam jak Toghun opuści pałac. Spojrzałam na niego w momencie gdy wychodził i zauważyłam , że dłonią ociera łzy z policzka. Po tym co słyszałam postanowiłam na chwilę się przewietrzyć. Wezbrałam siły by znów wejść do komnaty Bayana. Po drodzę poszłam po jedną z jego ulubionych książek. I tym sposobem w końcu dotarłam do cesarza. Usiadłam na łóżku on położył swoją głowę na moich nogach, zaczęłam mu czytać jego ulubiony fragment. Gdy skończyłam położyłam książkę obok. Cesarz zasnął, ja spoglądałam na niego, lubiłam obserwować go gdy śpi. Wyglądał wtedy jak dziecko, taki bezbronny i uroczy. Jego sen trwał dość długo a ja wciąż nie ruchoma siedziałam zaczesując jego włosy. Nagle się obudził, zrobił to tak gwałtownie, że spadła mi książka. 

-Długo spałem?

-Trochę to trwało, już prawie nóg nie czuję, zdrętwiały mi. Masz taką ciężką głowę.

-Jesteś niesamowita, wiesz o tym?

-Nigdy mi tego nie mówiłeś.

-Nyang przecież wiesz o tym. Jesteś najlepszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała. Bez ciebie bym nie istniał.

-Nie mów głupstw.

-Życie nas nie oszczędzało, wiele razem przeżyliśmy Pamiętam dzień w którym cię po raz pierwszy ujrzałem . Mam wrażenie jakby to było wczoraj a to już dziewięć lat temu. W sumie , krótko byliśmy małżeństwem , bo pięć lat.

-Przecież wciąż jesteśmy małżeństwem o czym ty mówisz?

-Nyang ja umieram. 

-Przestań! Ty znowu o tym?

-Pamiętaj, że możesz polegać na Toghunie. Po prostu mu zaufaj. Nie musisz go kochać, ale nie możesz być sama na tym świecie. Samotność to najgorszy przeciwnik człowieka. On będzie twoim przyjacielem, więc nie bądź zbyt ostra dla niego. Będzie cię chronił.

-Nie mogę tego słuchać, więc skończ.

-Nyang tylko się nie smuć za dużo. Pozwól by uśmiech twój koił ludzkie serca.

-Za niedługo spadnie śnieg, może wyjedziemy na chwilę z pałacu? Tak bardzo lubisz śnieg, może obejrzymy wschód słońca nad morzem? Zimą muszą być tam piękne widoki jak fale morza mienią się diamentami, a brzeg przykrywa biały puch. 

-Kochanie śnie kiedyś stopnieje , słońce zajdzie a ludzie odejdą, ja też muszę odejść. Takie jest życie.

-Nie będę tego słuchać.

Chciałam już wstać, gdyż nagle Bayan złapał mnie za rękę, ścisnął mnie tak mocno jakby przybyło mu siły. 

-Czujesz się lepiej? Odzyskujesz siły?-spytałam.

-Moja Nyang kocham cię bardzo. -odpowiedział trzymając moją dłoń.

-Ja też cię kocham, przecież o tym wiesz. Nie mów głupot przed nami jeszcze tyle zim, że zdążymy ze siwieć.-powiedziałam.-Kocham cię jesteś moim światem i nikt nigdy cię nie zastąpi moje serce należy do ciebie, na zawsze.

Nagle poczułam ,że mój cesarz puszcza moją dłoń. Spojrzałam na niego i tak jakby ciało zareagowało szybciej od myśli. Oczy wypuściły strumienie łez, ja wbita patrzyłam na jego twarz, potem opuszczoną rękę i tak na przemian.















 Poczułam jakby ktoś zatrzymał czas, do końca nie wiedziałam co się dzieje, o niczym nie myślałam. Po chwili rękoma go poruszałam, jednak Bayan się nie ruszył, ani drgnął. W pewnym momencie zaczęłam się śmiać równomiernie płacząc.

-Zasnąłeś? Ty śpiochu zawsze wiesz jak się wykręcić z niewygodnego tematu. Jak się obudzisz wtedy porozmawiamy sobie.-mówiłam. -Może się obudzisz co? Powiedz , że to żart. Przecież ty nie odchodzisz. Ty żyjesz, więc otwórz te oczy i powiedz że dałam się nabrać! No otwórz te oczy! Słyszysz?! Nie udawaj głuchego! 

Mówiłam tak jakby miało go to przywrócić do życia. Cesarz mojego serca odszedł zostawiając mnie samą. W jednej chwili wszystko się skończyło. Chciałam oszukać się i jeszcze przez chwile nim ruszałam myśląc, że zaraz otworzy oczy i powie, że to żart. Tak się jednak nie stało. On już się nie obudził, nie otworzył oczu, nie otworzył ust, które powiedziałyby jak bardzo mnie kocha, jego serce zastygło, zatrzymało się. Odszedł z głową na moich nogach. Rozpłakałam się na dobre, położyłam głowę na nim i czułam jak powoli robi się zimny. W pewnym momencie do komnaty wszedł eunuch z drugim sługą. przynosząc  kolację. Eunuch Park już wiedział co się stało upuścił tace  z jedzeniem i wezwał straże. Potem podszedł do mnie i kładąc rękę na moim ramieniu rzekł:

-Przykro mi Pani. 

-O czym ty mówisz?! Przecież on żyję! Zaraz się obudzi! On chcę nas nabrać! Mówię wam! On tylko śpi!-dalej kłóciłam się ze sobą i własnymi myślami chociaż gdzieś tam czułam , że to oczywiste że już nie ożyje. 

Do sali wbiegli jego strażnicy zaczęli chwytać jego ciało. Ja wtedy jeszcze mocniej objęłam Bayana ciało i nie chciałam puścić. Eunuch Park powiedział:

-Cesarzowo cesarz nie żyję. On już nie wróci. Pozwól mu odejść. Pozwól by poszedł do lepszego miejsca. Zasłużył na odpoczynek.

-Nie , nie, nie, nie...On nie umarł! Ja to wiem! Ja mu nie pozwoliłam odejść! On nie może, nie może beze mnie tego zrobić.-wyrwali mi męża ciało, sama upadłam na kolana z których nie potrafiłam wstać.

Dostałam szału zaczęłam już nie płakać a wyć z bólu, czując jak serce mi się rozbiło. Sługa klęknął obok mnie i przytulił mnie. Ja szarpałam się z eunuchem, próbują pobiec za Bayanem. Potem straciłam przytomność, gdy się obudziłam służki powiedziały mi, że wszyscy czekają na głównym placu. Tam miało dokonać się skremowanie ciała mojego ukochanego. Wstałam z lóżka i z pomocą służek, prowadzona udałam się na plac. Gdy już tam dotarłam zobaczyłam jak płomienie spalają powoli Bayana. Ogień wyglądał jakby tańczył, tańczył pożegnalny taniec dla cesarza. Cały dwór zebrał się na placu a za bramami pałacu było słychać płacz ludu, oddanego ludu, który przybył pożegnać ich wspaniałego władcę. W tle dostrzegłam Kim Young, która była przyciśnięta do bram z powodu naparcia ludzi z wiosek. Oczy jej wypuszczały łzy, jedną za drugą. Po całej ceremonii mój ukochany stał się prochem zamkniętym w urnie i postawionym w świątyni. Przez pierwsze dwa dni nie miałam odwagi tam wejść, lecz trzeciego dnia postanowiłam się pomodlić. Uklękłam, zapaliłam kilka kadzideł i zaczęłam się modlić, wciąż nie mając odwagi spojrzeć na urnę. Gdy w końcu to zrobiłam, wszystko wróciło, ten ból rozdzierający żywcem moje wnętrze. Wstałam i trzymając urnę ściskałam ją do siebie.




 Płakałam przypominając sobie te dobre chwilę. Przed oczami miał uśmiech Bayana, w uszach słyszałam jego głos, a moje dłonie wydawały się czuć jego zziębniętą dłoń. Gdybym zamknęła oczy mogłabym sobie wyobrazić , że trzymam go w ramionach , lecz zamiast jego szczupłej sylwetki i jego szat w dłoniach trzymałam nieduże porcelanowe, gładkie pudełko, które trzymało w zamknięciu jego część, ten sypki proszek, który powstał z obejmujących ciało  Bayana płomieni. Pod powiekami miałam tylko przeszłość, przyszłości nie widziałam w ogóle. Rok wydawał się wiecznością, której mogłam nie doczekać. 

sobota, 12 grudnia 2020

"Dynastia Shin Jin"

 Część 59

-Jesteśmy już spóźnieni. Oby wszyscy ważni ludzie tam jeszcze byli.-odparłam pędząc do pałacu. 

-Cesarzowo spokojnie. Już widać pałac, zaraz tam będziemy.-uspokajał Toghun.

Nasze spóźnienie wynikało z tego, że musieliśmy pojechać jeszcze pod bardzo ważnego świadka w tej sprawie, którego mieliśmy w odpowiedniej chwili wpuścić do sali tronowej. Po niedługim czasie galopu , mogliśmy już zejść z koni o prosto popędzić na zebranie. Wrota sali się otworzyły i byłam pierwszą , która przekroczyła próg. Cesarz zaniepokojony siedział na tronie, Wdowa Youngshi  i jej świta znudzeni ,wyczekiwali powodu swego przybycia. Kiedy wbiegłam do sali a zaraz za mną Toghun, Ślepy Wilk i żołnierze, nagle wszyscy oprzytomnieli. Oczy Bayana były większe, Wdowa i reszta ze zdziwieniem spoglądała na nas. 

-Cesarzowo Seungnyang co ty tu robisz? Nie powinnaś być na wygnaniu?!-Cesarzowa Youngshi wstała z wrażenia.

-Dziś będzie sądny dzień dla ciebie.-rzekłam.

-Co to wszystko ma znaczyć?!-zapytał podwładny Wdowy. 

-Pozwólcie, że wytłumaczę.-podeszłam do Bayana i dałam mu list napisany przez przybranego ojca Toghuna, który czuł, że Wdowa nie długo pozbędzie go życia. 

Cesarz spojrzał na list i poprosił dla ogółu o wyjaśnienie. Jednak zanim przeszłam do głosu Wdowa starała się zakłócić mnie

-Bayanie co ty wyprawiasz?! Tak po prostu pozwolisz jej tu być? Wydałeś jej list wygnania , więc tak bez konsekwencji nie możesz go cofać.

-Kto powiedział , że dokument , który mówił o wygnaniu mojej Nyang był kompletny? Przecież Youngshi byłaś niegdyś cesarzową, więc powinnaś wiedzieć, że dokumenty bez pieczęci cesarza są nic nie warte. Skoro ten dokument nie miał pieczęci to o jakim wygnaniu mówisz?

-Co wy kombinujecie?! Wytłumaczcie mi to w tej chwili! Toghunie ,synku co się dzieje?! -Wdowa ewidentnie się przestraszyła. 

W końcu nadszedł ten czas, kiedy to można było wyjawić prawdę. Właśnie wtedy przeszliśmy do działania. Najpierw przemówił Toghun, który wytłumaczył kim był ten starzec, który przybył z nami i jaką gra rolę w tej danej sytuacji. Kiedy się przedstawił Wdowa powiedziała: "To niemożliwe, przecież ty nie żyjesz"

-Skoro tak reagujesz znaczy , że to co mówią jest prawdą.-osądził cesarz Bayan.

Wdowa zamarła. Już nie krzyczała, nie zaprzeczała, nawet nie otwierała już ust. Sparaliżowana stała nieruchomo i czekała na rozwój wydarzeń. W jej oczach po raz pierwszy w życiu pojawił się strach. Przynajmniej ja po raz pierwszy widziałam w niej te wszystkie uczucia i emocje wypisane na jednej twarzy, zawarte w jednym spojrzeniu. Ślepy Wilk opowiedział nam całą historię i to o co oskarża Wdowę. Bayan bez zwątpienia wierzył mu, lecz jako głowa państwa nie mógł opierać się jedynie na słowach, potrzebował dowodów. Zatem postanowiliśmy mu kilka pokazać. Siadłam obok Bayana, jedną ręką złapałam go za dłoń a drugą podałam mu księgę wszystkich sług którzy służyli dynastii Jin od kilkudziesięciu lat. W tej księdze były nieścisłości odnośnie osoby Ślepego Wilka, które wskazywały na jego prawdomówność. Czytając to Bayan zaczął się trząść. Jego oczy spoglądające na jego matkę tryskały wściekłością, nienawiścią. Trzymałam go za rękę i po cichu wyszeptałam by jeszcze poczekał. 

-To jest kłamstwo! To istne kłamstwo! To wszystko jest z fałszowane! Oskarżacie mnie o romans ze zdrajcą państwa i o to, że Toghun jest dzieckiem El Sumura?! Jak śmiecie przeciwstawiać się matce cesarza?! -krzyczała Wdowa.-Toghunie synku chyba w to nie wierzysz? 

-Wierzę w prawdę. A to jest prawda.-odparł mężczyzna.-Cesarzowo Youngshi chociaż jesteś moją matką, to dobrze wiesz ,że sprawiedliwość jest najważniejsza...przynajmniej dla mnie. Popełniłaś wiele błędów, zdradzałaś ojca Bayana potem zdradziłaś cesarza i państwo knując z El Sumurem. Przyłożyłaś rękę do śmierci rodziców cesarzowej Seungnyang!

-Więc i ty jesteś przeciwko mnie?! Masz dowody , że pomagałam w zdradzie państwa El Sumurowi?! -starała się bronić do końca.

-Tak. Mamy świadka, który potwierdzi te słowa.-odpowiedział Toghun. 

Wrota się uchyliły i po chwili do sali tronowej weszła Kim Young-siostra Toghuna, a zarazem córka El Sumura. W rękach trzymała jakieś kartki. Podeszła do cesarza i klęcząc dała mu je. Były to listy, ale nie zwyczajne, bo były to listy miłosne od Wdowy Youngshi i pewne umowy. 

-Wiem , że nie powinno mnie tu być cesarzu Bayanie i wiem, że mi nie wybaczysz. Mój ojciec był zdrajcą narodu i nic tego nie zmieni. Do dziś mam wyrzuty sumienia, a w ten sposób mogę poczuć trochę spokój serca.-zabrała głos Kim Young. -To są listy, które mówią o tym że Toghun jest moim bratem i o tym, że Cesarzowa Wdowa i mój ojciec planowali to wszystko razem. 

-Co?! Skąd masz te listy?! To niemożliwe!-Youngshi popadała w coraz bardziej w załamanie.

-Teraz się już nie wyprzesz. To są twarde dowody, które właśnie obaliły ciebie.-rzekł Bayan ściskając te listy.-Nic już ci nie pomoże. To koniec. Rozumiesz?! To koniec! Zabić ich!

Bayan rozkazał zabić całą jej świtę, wszyscy którzy ją wspierali i jej pomagali. Żołnierze szybko przeszli do działania. Wszyscy zamieszczeni na liście zostali pozbawieni życia. Sala tronowa stała się jedną wielką rzeźnią. Krew tryskała na wszystkie strony, miecze raz po raz przebijały ciała zdrajców. Krople krwi kapały z broni. Podłoga, dywan przypominał morze koloru czerwonego. Ciała leżące koło siebie z głębokimi, często przebitymi na wylot ranami wyciekały krwią. To miejsce już nie przypominało sali tronowej, było to wręcz pole bitwy. Ten obraz był dla mnie zbyt okrutny, jednak słuszny. Za zdradę trzeba zapłacić, w tym przypadku życiem. Moje oczy nie chciały już na to spoglądać. Siedziałam zdrętwiała z odwrócona głową na bok. Bayan wyrwał rękę, z mego uścisku poprosił Toghuna by ten dał mu miecz i pokierował się wprost z nim w stronę Wdowy. Stanął  na przeciwko niej, zalał się łzami i zaczął krzyczeć. Wpadł w furię. Wtedy pomyślałam, że dobrze, że nie wie o ojcu, którego zabiła jego własna matka, bo pewnie by tego nie przeżył. Kim Young wzięła Ślepego Wilka i opuściła pałac na polecenie Toghuna, który uważał, że nie są już potrzebni. Bayan machając mieczem mówił:

-Dlaczego to zrobiłaś?! Dlaczego El Sumur?! Jak go poznałaś?! Przecież on był o tyle lat starszy od ciebie?! Mów prawdę, jeśli się wyprzesz poniesiesz gorsze konsekwencje!

-El Sumur był pośrednikiem między dynastią Shin a naszą dynastią. Trwała wojna między nami, Tal Tala prawie w ogóle nie było w pałacu. El Sumur często przywoził wiadomości i ważne dokumenty. Był taki mężny, wspaniały...wiek nie miał nic do tego, wystarczyło jedno spojrzenie by mu ulec. W moim sercu nie było nikogo, było wolne...Nie kochałam twojego ojca! Pragnęłam jego śmierci! Podczas jednego z przyjazdów porozmawialiśmy dłużej, wtedy wiedziałam , że El Sumur to ten jedyny. Rozumiał mnie jak nikt, traktował mnie na równi z mężczyznami, nie uważał że kobiety są gorsze. Cenił moją rolę, wspierał...wszystko to czego twój ojciec nie robił! Zaczęliśmy pisać listy, które miał palić od razu, lecz zachował je stary głupiec... Pewnego dnia jakiś wróg dostał się do pałacu i próbował mnie porwać by szantażować Tal Tala, gdyby nie El Sumur nie wiem co by się stało...

-Czyli podczas gdy mój ojciec igrał z życiem ty spędzałaś noce z tym, z tym...?!

-Dalej wiesz co się stało, nie muszę wam tu mówić.-odparła Wdowa.

-Wytłumacz tą zdradę!-krzyczał Bayan tak jakby miał zaraz głos stracić.

-Planowaliśmy to odkąd dowiedziałam się, że mój syn Toghun żyję. Tal Tal rozdzielił nas. El Sumur znalazł jakąś wieśniaczkę i ją poślubił i z nią miał córkę. Zniknął na jakiś czas z pracy dla państwa. Kiedy ty, Seungnyang i Kim Young urodziliście się tego samego dnia uznaliśmy to za znak. Nie mogłam patrzeć w jakich warunkach żyję osoba którą darzę miłością. Na rękę był dla nas punkt który mówił, że nie możesz poznać swojej małżonki wcześniej. Wpadliśmy na pomysł, że powoli zdobędziemy władzę. Kim Young nie miała pojęcia , że Toghun to jej brat ani co planujemy. Chcieliśmy ją usadzić na tronie, lecz by tego dokonać musieliśmy komuś zabrać go. Wypadło na Seungnyang. Ona też miała zginąć, ale udało się jej przeżyć. 

-Dlaczego Kim Young miała być  moją żoną, co by wam to dało?

-Nie mogliśmy od razu ogłosić, że Toghun to nasz syn. Poza tym wasz ślub był prawie jak danie nam władzy. Miała do wszystkiego wgląd. Wiedziała co planujesz, ale ty zakochałeś się w innej! Kim Young w odpowiednim czasie miała pozbyć cię życia i zostać wdową, która oddaje tron Toghunowi, lecz odmówiła. Stała się już bezużyteczną. Potem przyszła służka, która okazała się cesarzową i wszystko zaczęło się burzyć. 

-Jesteś gorsza od wojny, gryzoni! Nienawidzę cię! Nie chcę cię znać! Zabiję cię!-krzycząc to, Bayan wycelował miecz w stronę Youngshi. 

-Zrobiłam to wszystko z miłości! Kochałam El Sumura! Z tej samej przyczyny teraz to robisz! To miłość mnie do tego miejsca do  prowadziła, to właśnie przez miłość to wszystko zrobiłam i tylko dla niej! I wiecie co?! Gdybym mogła cofnąć czas to powtórzyłabym to wszystko, bo tylko wtedy mogłam poczuć jak to jest kochać i być kochanym. Nie żałuję!

Bayanowi zaczęły drżeć ręce i tylko chwile dzieliły go od tego by ostrze  miecza przebiły ciało kobiety. Rozumiałam wszystko, lecz potrzeba było sprawiedliwości. Śmierć byłaby dla niej łaskawa. Wstałam z tronu podbiegłam do Bayana i chciałam na chwilę odwrócić jego uwagę, by po prosić go by tego nie robił. Bayan spojrzał na mnie agresywnym wzrokiem, po czym położyłam rękę na jego twarzy i powiedziałam by się uspokoił, że jestem przy nim. Wtedy jego twarz przybrała innego spojrzenia, złagodniał. Pokiwał głową na znak , że zgadza się z tym co mówię. Rzucił miecz , zaczął płakać na cały głos. Po chwili z nosa zaczęła mu lecieć krew. Za nim zdążyłam do niego podbiec stracił przytomność i upadł. Słudzy szybko wynieśli go na plecach i zanieśli do komnaty. Natomiast ja za nim do niego dołączyłam powiedziałam Toghunowi by wziął żołnierzy i zaprowadził Wdowę do lochów. Youngshi musiała zapłacić za wszystkie grzechy. Postanowiliśmy zamknąć ją w zimnych, ciemnych lochach aż do naturalnej śmierci. Jej czas panowania i knucia dobiegł końca. W końcu mogliśmy te ostatnie chwilę spędzić na spokojnie , lecz wraz z bólem jakim pozostawiła po sobie prawda. 

















piątek, 4 grudnia 2020

"Dynastia Shin Jin"

 Część 58

Wraz z Toghunem szliśmy nocą, ciemnymi uliczkami między drewniane chatki. W końcu przed nami był całkiem dobrze wyglądający dom. Toghun zapukał charakterystycznie do drzwi, tak jakby to było hasło by przejść przez nie. Po chwili ktoś z drugiej strony odpowiedział w taki sam sposób, po czym moim oczom ukazał się starzec. Był niskiego wzrostu, lekko przygarbiony z laską i zawiązanymi oczami. Jego twarz i ręce były pokryte wieloma zmarszczkami i bliznami. Miał niewielką ilość długich, siwych rozpuszczonych włosów, przez które prześwitywała łysina. Zaprosił nas do środka. Domyśliłam się, że ten mężczyzna był tym sługą z naszego pałacu. Jego stan i wygląd były jakby opis jego życia, które z pewnością nie było łatwe.

- Zwą mnie Ślepy Wilk, miło cię poznać. A teraz cesarzowo proszę zajmij sobie jakieś miejsce i siądźcie oboje.-rzekł starzec.-Nie musisz się mnie obawiać, jestem waszym przyjacielem. Wiem co się stało, wiem wszystko.

-Właściwie dlaczego tak zależało wam abym tu przybyła?-postanowiłam zapytać, siadając przy drewnianym stoliku.

-Wybacz, że cię narażaliśmy, ale to miejsce jest znacznie bezpieczniejsze niż pałac, bo tu nie ma zasięgu Wdowa Youngshi.-odpowiedział starzec.

-Czyli dobrze rozumiem Youngshi jest obecnie naszym wrogiem?-próbowałam wszystko zrozumieć.

W pewnej chwili staruszek machnął ręką na Toghuna, który po chwili przyniósł mi pewną kartkę. Od razu zaczęłam ją czytać. Nie mogłam uwierzyć w to co było tam napisane. Ewidentnie był to list z pałacu, od cesarza, który własną pieczęcią oznaczył ten skrawek papieru. Tym cesarzem był ojciec Bayana -Tal Tal Jin. W liście cesarz napisał, że nakrył swoją żonę a więc Cesarzową Youngshi na tym, że truła męża. Wiedząc, że już nic nie da się zrobić , że jest za późno na ratunek postanowił napisać ten list i oddać go w ręce Ślepego Wilka, który w odpowiedniej chwili miał go wykorzystać. Byłam w szoku, starałam się pozbierać swe myśli. W końcu niecodziennie dowiaduje się, że ojciec twojego ukochanego kilka lat wcześniej umarł z powodu podtruwania przez żonę, którą znasz i widujesz.

-Nie możemy tego powiedzieć cesarzowi. On nie jest wstanie, nie może...-od razu chciałam zatrzymać to dla siebie.

-Musimy doprowadzić do sprawiedliwości.-powiedział Toghun.

-Nie masz problemu z tym? W końcu to twoja matka.-rzekłam.

-Ty cesarzowo powinnaś wiedzieć najlepiej o tym, że państwo i sprawiedliwość jest dla mnie najważniejsza. Nawet jeśli moja rodzona matka popełnia błędy to należy wyciągnąć odpowiednie konsekwencje. -powiedział bez żadnych wątpliwości w głosie.

-Pani, decyzja należy do ciebie.-dodał starzec.

-Nie! Nie pozwalam! Zabraniam wam o tym mówić.-nadal zostawałam przy swoim.

Mina Toghuna mówiła, że nie jest zaskoczony moją decyzją , nawet mocno nie naciskał bym zmieniła zdanie. Przebywając tam z nimi coraz dłużej bałam się ,że jest coś jeszcze co bardziej zmieni moje spojrzenie. Chciałam delikatnie odejść od tego tematu więc spytałam Ślepego Wilka co się mu przydarzyło i dlaczego tak go zwą. Mężczyzna odpowiedział bez zastanowienia.

-Zwą mnie Wilkiem ponieważ będąc młodzieńcem , zabiłem gołymi rękami wilka, który w czasie srogiej zimy zaatakował cesarza Tal Tala. Cesarz był wtedy sam, szedł pieszo przez zaspy by odnaleźć konia, który się spłoszył i zrzucił go z grzbietu. Wtedy nie wiedziałem że to cesarz. On w podzięce za to wziął mnie do pałacu i zostałem jego prawą ręką. Był moim przyjacielem.

-Jak straciłeś wzrok?-dopytałam nie wiedząc , że nieświadomie zbliżam się do kolejnej z tajemnic,

-Wypalono mi oczy, za to czego nie powinienem widzieć. Ukarała mnie cesarzowa Youngshi. Zobaczyłem z kim zdradza męża. Karą za to było pozbawienie mnie wzroku.

-Ten kochanek Wdowy jest ojcem Toghuna?-zaczęłam już łączyć fakty.

-Tak. Ojcem tego młodzieńca jest...El Sumur.

W pierwszej chwili miałam wrażenie, że słowa nie doszły do mnie. Po dłuższej chwili zrozumiałam. El Sumur, ojciec Kim Young, która próbowała pozbyć mnie tronu, która wraz z ojcem knuła przeciwko Bayanowi była siostrą Toghuna. Sądząc po wyrazie twarzy nasz oddany , lojalny przyjaciel -Toghun wiedział już o tym. Kiedy starzec to powiedział, mężczyzna spuścił głowę w dół, jakby na jego kark naciskały kamienie wstydu i grzechu. Ta prawda była tak ciężka dla mnie, że wstałam i wyszłam na zewnątrz. Próbowałam zrozumieć, próbowałam się obudzić, myśląc , że to tylko sen. Teraz coraz bardziej rozumiałam słowa Toghuna, który powiedział, że woli żyć szczęśliwie w kłamstwie niż cierpiąc za prawdę. Ta prawda dotykała wiele osób, była głazem który czekał by kogoś zabić swoim ciężarem. Biorąc głębokie wdechy jeden za drugim, chciałam pomyśleć co dalej, ale niestety dotknęła mnie pustka, która nie pozwalała mi zareagować. Jedyne myśli które dopuszczałam, dotyczyły Bayana jak się czuję, czy o mnie myśli aż w końcu, jak sobie poradzi kiedy wszystko wyjdzie na jaw.

-Cesarzowo wejdź do środka. Przeziębisz się.-stanął koło mnie Toghun.

-To zbyt wiele jak dla mnie. Ja nie wiem co robić, jak sobie z tym brzemieniem poradzić.-oznajmiłam.

-Ja sobie z tym nie radzę, ale pocieszeniem dla mnie jest to, że nie mogliśmy nic zrobić. Wtedy nas nie było przy tych wszystkich zdarzeniach, nie mieliśmy prawa głosu, nic nie wiedzieliśmy, nie istnieliśmy w tamtym czasie. Naszą rolą tu i teraz jest to by zadbać o przyszłość a nie przeszłość, która do nas nie należała. -powiedział mężczyzna.-Gdybyśmy wtedy byli na pewno do tego byśmy nie dopuścili. 

-Jak Bayan się poczuję, gdy dowie się, że matka zabiła ojca i zdradziła go z naszym śmiertelnym wrogiem, a do tego ty ciągle oddany państwu jesteś owocem jej zdrady. -mówiłam łamiącym się głosem.

-Wdowa Youngshi musi odpowiedzieć za to wszystko, ona i El Sumur przygotowali ten wielki spisek. To oni pozbawili cię tronu, zabili twoich rodziców i próbowali również ciebie zabić. -tłumaczył Toghun.

Spoglądałam tylko i wyłącznie w niebo. Mężczyzna stojąc koło mnie, położył mi koc na ramionach, który wcześniej trzymał w rękach. Rozmowa toczyła się dalej. Wiedziałam , że mają rację co do ujawnienia prawdy i odpowiedzialności za czyny, ale dla mnie ważniejszy był mąż , który walczył o każdy dzień, o każdy oddech. Do tego nie miałam jeszcze wszystkich informacji. Nie wiedziałam jak się El Sumur poznał z Wdową, jak to wszystko planowali, a przede wszystkim najważniejsze były dowody, bez których nic nie mogliśmy udowodnić. Czas biegł i panowanie cesarza Bayana Jina powoli dobiegało końca. Zamiast wszystko się uspokajać, to przybywało spraw do rozwiązania. Pół nocy spędziłam na polu, rozmawiając z Toghunem. Potem weszłam do specjalnego pomieszczenia, przeznaczonego jedynie mi i tam postanowiłam odpocząć. Nazajutrz od razu po przebudzeniu zaczęliśmy ustalać co już wiemy ,jakie mamy dowody i co ujawnimy, gdyż nie pozwoliłam na ujawnienie przyczyn śmierci Tal Tala Jina. Kiedy już wszystko omówiliśmy i mieliśmy kilka dowodów, napisałam list do męża by zwołał posiedzenie za cztery dni na którym będzie Wdowa i jej świta.

To był czas by odkryć w końcu prawdę, by zakończyć pewien etap i zacząć budować przyszłość.