Część 62
Właśnie służki przyniosły mi posiłek, widząc ich tak nierealnie zadowolone zapytałam:
-Co wam tak do śmiechu?
-Pani właśnie pojawił się pierwszy śnieg. Sypie teraz! Jest cudownie!-zachwycała się jedna ze służek.
-Nie śmiejcie się tak głośno, to bardzo denerwujące.-powiedziałam.
-Rozumiemy. Wybacz pani już nie będziemy.-rzekły dziewczęta natychmiast poważniejąc.
Zaczęły jeden po drugim układać miseczki na stoliku. Do tego przygotowały dwa naczynia z herbatą. Widząc to od razu spytałam czy ktoś ma ze mną dzielić posiłek. Jedna z dziewczyn powiedziała, że przyjdzie Toghun. Słysząc tą odpowiedź od razu ode chciało mi się jeść. Wstałam od stołu i już miałam wyjść kiedy nagle wszedł Toghun. Kiedy zobaczył że stoję zapytał:
-Cesarzowo wybierasz się gdzieś?
-Zjedz sam, nie jestem głodna. Następnym razem niech każdy spożywa pokarm we własnych komnatach. Uważam za zbędne jedzenie razem.
-Może zostaniesz i mi potowarzysz? Nie zmuszę cię do jedzenia.
-Ale ja chcę wyjść. Właściwie chciałabym na jakiś czas opuścić pałac i pojechać do Zimowego Pałacu.
-Opuścić pałac? Dopiero przyjechałem, sądziłem że może spędzimy trochę czasu wspólnie by nasze relacje były na dobrym poziomie, dla państwa, dla naszego ludu. Uważam, że to zły pomysł byś teraz wyjeżdżała.
-Ja się ciebie nie pytałam o zdanie. Jeśli mówię , że chcę jechać to tak zrobię. A co zatrzymasz mnie? Zabronisz mi wyjechać?
-Rozumiem cię Seungnyang. To nie jest łatwe dla żadnego z nas, ale musimy zapomnieć o przeszłości a skupić się na przyszłości. Nie można żyć w przeszłości, do niej już nie wrócisz. Dzisiaj żyjesz i decydujesz a jutro owocujesz.
-Zapomnieć o przeszłości? Słyszysz co mówisz?! Zapomnieć o przeszłości to jakby zabić Bayana i wszystkich moich bliskich drugi raz!
Wyszłam zamykając za sobą drzwi. Poszłam osiodłać konia. Zaczęłam zastanawiać się co zrobić. Miałam ogromny problem z podejmowaniem decyzji. Czego bym nie wybrała i tak to do niczego mnie nie prowadziło. Skręcenie w prawo dawało to samo co w lewo. Pójście spać równało się z nieprzespaną nocą, a wypicie wina było tym samym co wypicie wody. Śnieg sypał coraz mocniej więc postanowiłam wrócić do komnaty by ubrać się cieplej. Zastałam w niej siedzącego Toghuna. Myślałam, że już go tam nie będzie, lecz się myliłam. Siedział przy stoliku mając coś w rękach. Wstał i dał mi jakiś list po czym wyszedł z mojej komnaty. Otworzyłam go po czym na stojąco zaczęłam go czytać. Był to list od Bayana. Zaczęłam go czytać:
Kochana Nyang chociaż mnie nie ma przy tobie , to nie smuć się. Pamiętaj , że będę czuwał nad tobą. Pewnie teraz jest ci ciężko i nie widzisz sensu by żyć. Ten list skierowany do ciebie jest po to by ci dać ten sens, pokazać, że masz żyć i jeszcze wiele zrobić sama. Może czujesz się samotna, może płaczesz po kątach, ale nie zapominaj że gdzieś tam żyje nasz kochany synek, że gdzieś tam jest. Nie trać nadziei. Ja do końca wierzyłem że on nie zginął, po prostu on czeka na to by go odnaleźć. Niestety nie dane było mi go jeszcze raz ujrzeć, ale proszę cię odnajdź go za wszelką cenę. Jeśli go odszukasz, pozwolisz mi twoimi oczami go widzieć. Nie jesteś sama, masz lud który cię potrzebuje, jest jeszcze Toghun...Pewnie ciężko znosisz jego obecność, ale możesz na nim polegać. Nie bój się być słabą przy nim, nie bój się prosić o pomoc, nie bój się oprzeć o jego ramię kiedy tracisz równowagę. Jesteś człowiekiem, który potrzebuje drugiego człowieka by trwać. Jeśli Toghun nie może być twoim mężem to niech będzie twoim przyjacielem, bratem...Pamiętaj Nyang nie poddawaj się, raniąc siebie, ranisz mnie. Bardzo cię kocham i wciąż będę przy tobie chociaż mnie nie widzisz to jestem blisko. Jestem w twych szczęśliwych dniach, w twym uśmiechu, w twych łzach, w wietrze, w słońcu, w twoim sercu. Spraw by wspomnienia o mnie nie pozbawiały cię radości z życia , wręcz przeciwnie myśląc o mnie bądź szczęśliwa.
Łzy napłynęły mi do oczu, złożyłam ten list i schowałam. Toghun dał mi go w dobrym czasie, w czasie w którym chciałam odejść. Zrozumiałam, że nie mogę się tak poddać, będę walczyć każdego dnia, gdyż każdy dzień, każdy poranek staję się dla mnie wyzwaniem. Nie byłam wstanie powiedzieć ile jeszcze dni będę walczyła nim się poddam lub zwyciężę, ale nie mogłam nie próbować. Wróciłam do stajni i zaprowadziłam konia z powrotem do boksu. Tego dnia postanowiłam zostać w pałacu. Toghun podszedł do mnie i posyłając delikatny uśmiech rzekł:
-A jednak zostajesz.
Skinęłam głową na zgodę i poprosiłam go by pomógł mi odnaleźć syna. Mężczyzna powiedział, że już rok temu zaczął działania Kiedy spytałam czy znalazł coś co mogłoby nas naprowadzić, on powiedział, że znalazł mężczyznę który widział jak Wang Yu oddaje cesarskiego potomka w ręce pewnej kobiety zwanej Wroną, jednak po niej nie było żadnego śladu, lecz szuka dalej.
-Skąd ta pewność, że ten mężczyzna mówił prawdę? Może zależało mu na nagrodzie? -spytałam z podejrzeniem.
-On pomagał Wangowi znaleźć dom dla chłopca, posiadał nawet jego ubranko. -odpowiedział Toghun.
-Czyli on żyję. Musimy go znaleźć. Proszę mów mi niebieżąco o postępie poszukiwań. -mówiąc to odwróciłam się by odejść.
Toghun złapał mnie za dłoń i spytał czy moglibyśmy pospacerować po ogrodzie. Po chwili zastanowienia zgodziłam się. Zaczęliśmy chodzić. Mężczyzna szedł ramię w ramię koło mnie lecz zachowując pewną odległość. Milczeliśmy, chociaż Toghun sprawiał wrażenie jakby chciał coś powiedzieć, jednak tego nie zrobił. Ja sama nie zamierzałam zabierać głosu, nie miałam ochoty, poza tym każdy temat jaki bym nie zaczęła był jak cienki lód na rzece , który może się za chwilę załamać i kogoś zabić trzymając go pod wodą. Przeszłość zadawała rany, teraźniejszość była niepewna a przyszłość nie istniała. Nie mogliśmy mówić o sobie jak o małżeństwie, jak o żonie i mężu, przyjaźń była zbyt skomplikowana. On był kiedyś wojownikiem, oddanym sługą cesarza, ja byłam żoną cesarza a wcześniej cesarzową pod przebraniem służącej. Ten spacer powodował u mnie zakłopotanie, ale spoglądając od czasu do czasu na Toghuna on chyba czuł się podobnie. Los postawił nas w tym czasie w tym miejscu przy tej osobie. Może się pomylił, a może chciał nam coś pokazać.
W pewnym momencie biegł w naszą stronę strażnik.
-Cesarzu, cesarzowo! Wdowa Youngshi próbowała się zabić!-krzyczał.
-Zabić?! -niedowierzałam.
-Tarła nadgarstkami o kraty, próbowała przeciąć żyły.-odpowiedział mężczyzna.
-I co z nią? -spytał Toghun.
-Żyje, nic się jej nie stało. Teraz dwóch strażników ją trzyma. -powiedział strażnik.
-Chodźmy tam.-mówiąc to wraz z Toghunem udaliśmy się do lochów.
Kiedy weszliśmy tam dwóch strażników trzymało Cesarzową Wdowę za ręce i nogi, ona rzucała się po całej ziemi i krzyczała. Kiedy nas tam zobaczyła popadła w jeszcze większe zdenerwowanie. Udało się jej wyrwać. Od razu wybiegła z otwartego lochu i rzuciła się na mnie. Wymierzyła mi kilka ciosów w twarz, potem zaczęła mnie dusić. Toghun nie stał bezczynnie. Złapał ją za włosy i wciągnął z powrotem do lochu. Kiedy wstałam z krwawiącym nosem ,poprosiłam strażników by jej ręce zakłuli w kajdany by znów nie próbowała sobie czegoś zrobić.
-Wszystko dobrze?-spytał Toghun wyciągając chusteczkę i przykładając mi ją do nosa.
-Bywało gorzej.-wzięłam chustkę z jego dłoni i sama przyłożyłam do nosa.
-Chcę umrzeć! Pozwólcie mi umrzeć! Ja nie chce tu już być! Nie chcę żyć!-krzyczała Youngshi.
-Nie pozwolę ci tak szybko umrzeć. Musisz płacić za swoje grzechy. Możesz się cieszyć , że Bayan nie dowiedział się o tym , że ty zabiłaś jego ojca. Cierpiałaś byś tysiąc razy gorzej!-mówiłam.
Wdowa się przestała szamotać, spojrzała na mnie i spytała dlaczego mu nie powiedziałam o tym. Ja odpowiedziałam szczerze:
-Nie chciałam by cierpiał bardziej. Wiele zniósł, ale nie mogłam pozwolić by rozsypał się całkowicie. Poza tym zbyt mocno go kocham. On był dla mnie znacznie ważniejszy niż to by ciebie ukarać.
-W jakich warunkach umarł? Byłaś przy nim wtedy?
-Po co ci to wiedzieć? Masz wyrzuty sumienia?! Nawet nie odpowiadaj bo i tak ci nie uwierzę.
-Kiedy będziecie mieć dziecko zadbajcie by wasz brak miłości nie zniszczył go.
-Nie będziemy mieć dzieci. Dlatego nie musisz się o nas martwić Wdowo. Ja i Toghun nigdy nie będziemy mieć potomka.
Zakończyliśmy rozmowę, a następnie opuściliśmy więzienie. Ta sytuacja pokazała mi jak bardzo władza psuje ludzi, jak okropnych potworów tworzy, a gdy mija ludzkie serce, zbiera żniwa po złych uczynkach i wewnętrznie zabija człowieka zaślepionego władzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz