kursor

Rainbow Pinwheel - Link Select

Translate-Tłumacz

środa, 8 maja 2019

"Dynastia Shin Jin"

Część 33
 -No w końcu się obudziłaś.-odparła jakaś dziewczyna klęcząca nade mną.
-Gdzie ja jestem? Co się stało?-wstałam dotykając obolałej głowy.-Gdzie jest Hye Kyo? 
-Byłaś nieprzytomna. Handlarze cię tu przyprowadzili jutro idziemy na targ , tam będą nas sprzedawać.-odpowiedziała dziewczyna.-A Hye Kyo z pewnością przebywa w innym lochu.
-Co? Handlarze kobiet?! Ja nie mogę! Ja muszę z stąd uciec!-byłam w szoku powoli wszystko do mnie dochodziło, z panikowałam. 
-Z stad nie ma ucieczki. Wyjść możesz martwa lub żywa, z tym że żywa to tylko za pieniądze. Jeżeli masz bogatą rodzinę jest dla ciebie szansa. Chyba że trafisz do jakiegoś zamożnego i dobrego kupca, jeśli będziesz miała szczęście.-zaczęła opowiadać dziewczyna.-I tak miałaś szczęście że trafiłaś dzisiaj bo jutro od razu będzie sprzedaż. Jak ci się uda to długo tu nie będziesz siedziała. W ogóle to jestem Hyorin a ty? 
-Jestem...Mam na imię Nyang. Ale w którym jesteśmy państwie? -szukałam jakiejś informacji by móc ją wykorzystać do ucieczki. 
-Jesteśmy w państwie cesarza Bayana Jina. W sumie to mamy jakieś osiem godzin piechotą do pałacu. -odparła Hyorin.
Zakończyłyśmy rozmowę, nie miała ochoty więcej mówić. Siadłam w rogu lochu i rozglądałam się. Widziałam w nich pełno kobiet siedzących jedna przy drugiej zbitych głodnych i przerażonych. Jakiś mężczyzna chodził i podawał na jeden loch jedną miskę ryżowych klusek, było ich tak mało że dziewczyny rzucały się za jedzeniem często bijąc się o nie. Słyszałam też różne historie kobiet, które opowiadały jak tu się znalazły. Zazwyczaj były to młode sieroty o które nikt nie dba i nie miały dachu nad głową. Opowiadały też, że starsze kobiety które nie są potrzebne z powodu wieku zostają zabijane. Jednak wiele z nich zostało służkami w pałacu, na dworze cesarza Bayana. Los był okrutny dla kobiet, były poniżane głodzone i bite. Były nic nie wartymi śmieciami, które nie miały prawa się sprzeciwiać , wyrażać opinii czy też zajmować ważne stanowiska w państwie. Nie które kobiety całe życie były niewolnicami. Urodziły się i umarły jako niewolnice. 
Dzień później:
Byłyśmy już w drodze na targ. Cały sznur kobiet przywiązanych  kajdanami maszerowały jedna za drugą w stronę być może lepszego życia niż to które zaznały w lochach u handlarzy. 
W pewnym momencie moje oczy w tłumie ludzi dostrzegły Toghuna. Musiałam szybko reagować by mnie zauważył, dlatego też zaczęłam krzyczeć:
-Toghun! Toghun! Ej Toghun! To ja Nyang! Tu jestem! Toghun. 


Właśnie w chwili mówienia mężczyzna się odwrócił. Spojrzał na mnie i znieruchomiał. Starałam się mu szybko i dokładnie przekazać informację, by mógł mnie z stamtąd wydostać.
-Idziemy teraz na targ tam będziemy sprzedawane proszę uratuj mnie. Błagam Toghun.-jednak mężczyzna nie drgnął. Przeszłam koło niego a on stał dalej. Nie byłam pewna czy mnie zrozumiał czy usłyszał, jednak miałam nadzieje , która mnie nie zawodziła. Kiedy nic nam nie zostaje to możemy mieć tylko nadzieje. Dobiegł już wieczór. Licytacja została otwarta. Po kolei zostały wystawiane dziewczyny i prezentowane, wszystkie starały się przypodobać swoim kupcom, jednak ja nie miałam zamiaru się wysilać. Co pewien czas było słychać tylko:
-Kto da więcej? Po raz pierwszy po raz drugi i trzeci...Sprzedana! Sprzedana! 
Po chwili przyszła moja kolej. Stanęłam na drewnianym podniesieniu i stałam z opadłą miną. W końcu handlarz rozpoczął moją prezentacje:
-Młoda, silna, ale patrzcie jaka śliczna. Widzicie tą buzię? Te delikatne rysy i piękne długie czarne włosy? Takie jak tej nigdzie nie znajdziecie! Potrafi prać, gotować , sprzątać...Jednak ona nie jest zwykłą kobietą. Ona potrzebuję mężczyzny którym ona się zaopiekuję a on nią.-zaczął się głośno i przeraźliwie śmiać.-To zaczniemy może od dwóch woreczków złota. Kto da dwie sakiewki? 
-Ja!-podniósł rękę stary łysy przy kości i śliniący się mężczyzna.
-Kto da więcej?-zapytał handlarz. 
-Ja dam!-krzyknął jakiś młody mężczyzna.
Ja stałam tam i starałam się w tłumie wypatrzeć Toghuna jednak nigdzie go nie widziałam. Właśnie wtedy moja nadzieja umarła. Licytacja trwałam i trwała wielu było chętnych. Jednak do końca zostali ci dwaj pierwsi mężczyźni: stary i młody. 
-Kto da więcej?-dopytywał handlarz.Po raz pierwszy po raz drugi i po raz trzeci ! Sprzedana! Za trzydzieści-dwie sakiewki przystojnemu panu młodemu! Gratulacje dla pana! 
Młody mężczyzna podszedł dał pieniądze i wziął mnie za rękę i tak oboje opuściliśmy targ. Szliśmy w milczeniu , żadne z nas nie było chętne do nawiązania relacji. Nagle mężczyzna kazał mi iść przodem po czym zniknął i zostawił mnie wśród ciemnych uliczek. Znów przyśpieszyło mi tętno i zaczęłam myśleć , że jest to jakaś zasadzka. Nie miałam nic czym mogłabym się bronić. W pewnym momencie z jednej z uliczek wyjechał ktoś na koniu. Stanął przede mną . Podniosłam wzrok a ten odpowiedział:
-Wsiadaj.-ściągnął nakrycie głowy.
I nagle okazało się że był to Toghun. Ucieszyłam się i bez zastanowienie siadła z nim na konia i powiedziałam:
-Ten mężczyzna co mnie kupił gdzieś zniknął a jeśli to...
-Nie bój się, spokojnie. Ja go wynająłem by w moim imieniu cie kupił. Miałaś szczęście. Bo nie spodziewałem się że tyle będziesz kosztować. Jakby ten stary przebił o jedną sakiewkę byłabyś już jego. Ja przygotowałem aż trzydzieści-dwie. 
-Co? Czemu ty sam nie przyszedłeś? Ja się przestraszyłam , że mnie nie słyszałeś. Stałeś tam jak wbity i nie zareagowałeś.
-Nie dziw się , bo nie spodziewałem się ciebie wśród niewolnic. Ale przyznam szczerze że wahałem się czy cie kupić. No kosztowałaś mnie trochę. 
-Dobrze oddam ci dwukrotność sumy jak tylko będę miała pieniądze.
-No właśnie jak będziesz miała, ale nie oszukuj się. Skąd byś miała dwukrotność tego co na ciebie wydałem? Tak poza tym to mam cie gdzieś zawieźć? Do Bayana czy życzysz sobie jechać w inne miejsce?
-Mogę do ciebie? Mieszkasz sam?
-Słucham? Może i cię kupiłem ale cię nie wykorzystam. Chyba mnie z kimś pomyliłaś.
-Co? Nie nie o to mi chodziło. Po prostu nie mam się gdzie podziać. 
-Rozumiem. No dobrze to pojedziemy do mojej małej posiadłości mam osobny dom więc nie będziesz ze mną bezpośrednio w jednym domu. 
-Dziękuję. Naprawdę ci dziękuję. Nie zapomnę ci tego. 

wtorek, 7 maja 2019

"Dynastia Shin Jin"

Część 32
Poranek przebiegał w ciszy. Jedząc śniadanie siedzieliśmy w milczeniu. Ani ja ani Wang nie mieliśmy zamiaru rozmawiać. Po tym co wydarzyło się wcześniej uważałam, że milczenie w tym momencie będzie najlepszym rozwiązaniem. Nawet staraliśmy się mijać wzrokiem, by przypadkiem nie złapać kontaktu. Po śniadaniu równie w milczeniu udaliśmy się do Byun'a. Idąc w stronę klatki w której przebywał, nagle zaczepił mnie strażnik mówiąc ,byśmy uciekali bo właśnie o świcie Byun został stracony. W tej chwili melancholia i cisza znikły. Zrobiło się dynamicznie a zarazem głośno. W pewnym momencie jeden z żołnierzy podszedł do nas i spytał:
-Kim jesteście?
-To moi dalecy krewni.-odpowiedział strażnik. 
W tym momencie czułam ,że zbliża się niebezpieczeństwo. Staraliśmy się wszyscy zachować zimną krew. 
-Naprawdę? A skąd są? -dopytywał bezczelnie. -W co wierzycie? 
-Słucham?-zdziwiło mnie pytanie.
-Czego tu nie rozumiesz?! -mężczyzna podniósł głos. 
-Wierzymy w równość, wolność i ojczyznę.-odpowiedziałam. 
-Zła odpowiedź.-odrzekł żołnierz łapiąc mnie za nadgarstek. -Mówcie prawdę skąd jesteście i skąd masz ten wisiorek?!
Serce mi przyśpieszyło czułam że wystarczył moment by zrobiła się masakra. 
-Pani uciekajcie! Ratujcie naród!-uklęknął przede mną strażnik i wykrzyczał-Niech żyje wolność ,równość i ojczyzna!-po czym wyciągnął broń i zaczął walczyć.
Ja i Wang zaczęliśmy biec, za nami ruszyła grupa uzbrojonych żołnierzy. Wierny strażnik stanął do walki z żołnierzem. Ja zaczęłam biec do wyjścia, gdy zorientowałam się , że Wanga nie ma ze mną. Odwróciłam się i zobaczyłam że jest otoczony przez czterech żołnierzy. Biegłam w jego stronę by mu pomóc gdy nagle ktoś mnie od tyłu złapał i ciągnął za sobą w stronę lasu. W pewnym momencie puścił mnie i powiedział:
-Spokojnie. Nie bój się nic ci nie zrobię.
Był to przyjaciel Byun'a nasz informator. 
-Czemu mnie wziąłeś?! Wang Yu tam został ! Sam walczy, muszę mu pomóc! Puść mnie!
-Wybacz cesarzowo, ale twoje życie jest dla mnie cenniejsze. Musisz ukryć się w moim domu, tam będziesz bezpieczna póki czegoś nie wymyślimy. 
-A co z Wangiem? Musimy go ratować!
-Nie martw się nic mu nie będzie, przeżyje.  Teraz proszę cię nie pomożesz mu, ani nam gdy pójdziesz tam zginąć ! W tobie mamy nadzieje! Chodź!
Zrozumiałam, że mężczyzna ma rację, lecz mój strach o Wanga był silniejszy...
Po chwili podjęłam decyzje , że muszę go opuścić  i ratować państwo i mieć cichą nadziej że nie ucierpi. Po pięciu minutach biegu siedliśmy na konie i ruszyliśmy do domu Lee. Prawie całą noc jechaliśmy do drewnianego domku położonego na końcu wsi. 
-To tutaj.-odparł Lee zsiadając z konia.
U progu drzwi stała kobieta z dziewczynką na rękach-była to rodzina Lee. Podeszłam do nich by się przywitać, kobieta  z szacunku do mnie klęczała.
-Proszę cię wstań. Jestem tylko człowiekiem nie musisz przede mną klękać. To raczej ja powinnam przed wami, za to co dla mnie i dla państwa robicie. Wiem , że jest wam ciężko bo okazało się że jestem poszukiwana. -nie mogłam wyjść z podziwu ile człowiek jest w stanie poświęcić w imię czegoś. W imię miłości, wolności czy też bogactwa. 
Gdy weszłam do środka byłam przerażona, ci ludzie nie mieli prawie nic. Byli tak biedni że czułam się przez to jeszcze gorzej, że jeszcze o mnie musieli się troszczyć. Po środku pokoju stał mały stolik na którym była jedna miseczka gotowanej zupy i jedna ryżowa kuleczka. 
-Cesarzowo, wybacz , że tylko tyle, ale więcej nie mamy. Mam nadzieje że zjesz to co przygotowałam.-powiedziała kobieta z łamiącym głosem. 
Siadłam przy stoliku i biorąc łyżkę do ręki spróbowałam zupy. W tym momencie swojego życia ta uboga zupa wydawała się dla mnie cenniejsza niż jakiekolwiek złoto. To pokazuje tylko , że człowiek musi naprawdę upaść, z toczyć się by docenił rzeczy , które wcześniej były niedostrzeganie przez niego. Musimy coś stracić by docenić jego wartość kiedy było z nami. Nagle podbiegła do mnie ta mała dziewczynka złapała za kluseczkę ryżową i kierowała w stronę buzi, jednak kobieta uderzyła ją po rączce i kazała natychmiast odłożyć mówiąc ,że to należy do mnie. 
-Nie nic się nie stało. -odparłam i wzięłam małą na kolana.-Chcesz moją porcję ? Ja i tak nie mam apetytu , pójdę się położyć. 
Uśmiech dziecka był bezcenny potrafił dawać taką siłę z której czerpali jego rodzice. Niby pozornie nie mieli nic a tak naprawdę mieli wszystko, bo mieli siebie- Piękny obraz na brzydkim tle.  Mimo że poszłam spać to i tak nie mogłam spać, całą noc myślałam o Wangu i o tym niefortunnym pocałunku. Wiedziałam tylko jedno , że nic nie czułam do Wanga prócz wielkiej przyjaźni , natomiast Bayana, Bayana kochałam. Zawsze kiedy upadałam miałam siłę stać bo wiedziałam, że wszystko co robię to nie tylko dla mojego ludu ale dla Bayana, dla nas, byśmy mogli w końcu być razem. Mimo, że bywały chwile w których miałam go dość to i tak ta sympatia przeważała nad moim rozżalonym sercem.  Kiedy w końcu zasnęłam okazało się , że trzeba było wstać. Żołnierze przeszukiwali domy.
-Pani błagam cię weź moją córeczkę i uciekajcie! Za domem jest koń! Uciekajcie, ratuj się i uratuj moje słoneczko. -z płaczem przybiegł Lee.
-A ty i twoja żona?!-spytałam.
-Nie martw się o nas. My żyjemy dla państwa i dla państwa zginiemy!-wypowiedziała żona Lee. 
Chwilę potem Lee z żoną podeszli do córki by się pożegnać powiedzieli że ją bardzo kochają i dali nam konia. Wsiadłam z małą na konia i pojechałyśmy. Kiedy odwróciłam głowę by spojrzeć ostatni raz na tych wspaniałych ludzi, zobaczyłam tylko leżące dwa ciała a nad nimi żołnierze z okrwawionymi mieczami. Dziewczynka płakała, że chce do rodziców. Ja nic nie mogłam zrobić. Bezsilność to najgorsze uczucie które dotyka człowieka. 
 Kiedy byłyśmy już daleko i na tyle bezpieczne postanowiłyśmy się zatrzymać w górach i zastanowić co dalej. Nie mieliśmy nic do jedzenia ani picia do tego byłyśmy same. Dalej nie wiedziałam co się stało z Wangiem. Miałam najgorsze myśli , jednak gdzieś tam w głębi miałam jakiś płomyk nadziei. Pierwszy raz byłam za kogoś tak w pełni odpowiedzialna, to tym bardziej dawało mi poczucie dyskomfortu. Kompletna pustka ogarnęła moją głowę i czułam , że potrzebne jest mi wsparcie, wsparcie mężczyzny. Ja byłam tak zmęczona że mimo szczerych chęci i tak zasnęłam. Dziewczynka-Hye Kyo wtulona we mnie cichutko płakała. Nagle zerwałam się na równe nogi w oddali zobaczyłam światło i słyszałam krzyki. 
-Hye Kyo wstań musimy iść.-rzekłam. 
Dziewczynka wstała i załapała mnie za rękę. Nagle ktoś podszedł od tyłu i założył nam worki na głowę. Próbowałam reagować ale czułam że wiele osób mnie trzyma. W pewnym momencie zostałam uderzona w głowę i straciłam przytomność.