kursor

Rainbow Pinwheel - Link Select

Translate-Tłumacz

niedziela, 11 października 2020

"Dynastia Shin Jin"

 Część 54

-Cesarzowo, cesarz Bayan znów odesłał list.-powiedziała służka.

-Rozumiem. Możesz odejść.-odparłam kładąc list na kupce odesłanych przez Bayana wcześniej listów.

Odsyłał każdy jaki przysyłałam. Było ich już dwanaście. Starałam się z nim skontaktować, jednak będąc tak właściwie uwięziona  w innym pałacu, z dala od męża nie byłam wstanie tego zrobić inaczej niż przez wiadomości na kartkach papieru. Moje służki też miały zakaz udzielania mi jakichkolwiek informacji odnośnie spraw państwowych ,pałacu aż w końcu samego cesarza. Siedziałam całymi dniami w komnacie i czytałam książki, trochę pograłam na harfie, lecz większość czasu spędzałam modląc się. Dni mijały jeden za drugim, wschód i zachód słońca, dzień i noc, śniadanie i kolacja, książki i modlitwa...monotonia stawała się już do nie zniesienia. Moje serce tak bardzo krwawiło i nie potrafiłam tego zatrzymać. Zbyt wiele wolnego czasu i bezsenne noce powodowały , że czułam się jeszcze gorzej. Właśnie w tych momentach dopadały mnie najgorsze myśli. Rozpamiętywałam wszystko i próbowałam jakoś logicznie wszystko wyjaśnić. Wspominałam dawne czasy, ludzi których już nie ma i moją drogę aż do tego momentu. Czasami potrafiłam sobie wyobrazić jakby wyglądało moje życie gdybym nie straciła rodziców, gdybym odpuściła walkę o tron , aż w końcu gdybym nigdy nie spotkała i pokochała Bayana...W której wersji byłabym naprawdę szczęśliwa? Tak bardzo chciałam usunąć ból wewnętrzny, że każdego wieczoru prosiłam sługi by drewnianym kijem obkładali moje ramiona w czasie modlitwy. Dopiero wtedy czułam się lepiej, wtedy kiedy ból fizyczny przykrył wewnętrzny. 

Potrzebowałam z kimś porozmawiać z kimś komu ufam. Postanowiłam , więc napisać do Toghuna. On jedyny odpowiedział mi na list. Obiecał, że przyjedzie kiedy znajdzie chwilę. I tak też się stało. Cztery dni po dostaniu listu przyjechał. Zaprosiłam go na obiad do swojej komnaty. Odesłałam służbę i w końcu mogłam spokojnie porozmawiać. 

-Powiedz mi Toghunie co tam u ciebie? Pewnie ciężko kiedy nie ma Yoony.

-Nadal czuję się ...przytłoczony tym wszystkim, ale trzeba żyć dalej. A ty cesarzowo jak się miewasz? Coś źle wyglądasz. Dobrze się odżywiasz, nie jest ci tu źle? 

-Mam wszystko ,ale nie mogę nic jeść. Niczego nie rozumiem, tak bardzo bym chciała wiedzieć co się dzieje, ale nikt mi niczego nie mówi. Toghunie proszę cię, jeśli coś wiesz powiedz mi to, choćby to bardzo bolało. Toghun już  mnie nie kocha?

-To nie tak. Toghun jeszcze nigdy nie kochał nikogo tak mocno jak ciebie. Cesarzowo, nie mogę ci powiedzieć. Mam zakaz. 

Wiedziałam, że jeśli ktoś ma mi powiedzieć prawdę to tylko Toghun. Musiałam tylko go docisnąć. 

Wstałam z krzesła, klękłam przed mężczyzną, złapałam go za ręce i wbijając swoje załzawione oczy w twarz Toghuna powiedziałam: 

-Toghunie, muszę znać prawdę. Powiedz mi, przecież nie zdradzę , że to ty mi powiedziałeś. Nie masz się czego bać. Niewiedza jest gorsza od okrutnej prawdy. 

-Ja uważam inaczej, lepiej żyć w pięknym kłamstwie niż cierpiąc każdego dnia za prawdę. 

-Ja wybrałam okrutną prawdę, więc proszę powiedz mi, 

-Ale robię to nie dlatego, że mnie cesarzowo prosisz, tylko dlatego, że liczy się dla mnie wasze wspólne dobro, a to co teraz się dzieje nie jest dobre dla żadnego z was. 

-Co masz na myśli?

-Cesarz tym co teraz robi krzywdzi was oboje. A jeśli dojdzie do tego...to on będzie cierpiał bardziej bo cię nie będzie widział , a ty sobie nie wybaczysz, że wcześniej o tym nie wiedziałaś. Nie mogę pozwolić by takie brzemię na ciebie spadło. 

-O buddo! Ale powiedz o co ci chodzi! Do czego dojdzie, czego sobie nie wybaczę?! Mów!

-Bo Bayan...Chodzi o to , że...Po prostu cesarz jest chory.

-Nie rozumiem. Przecież, wezwiemy najlepszych medyków. Nie rozumiem w czym problem, dlaczego mnie tu odesłał...wytłumacz to.

-Cesarz jest śmiertelnie chory. Było u niego już wielu medyków z całego państwa, każdy mówi to samo. Nie ma szans na przeżycie...

-To niemożliwe! Przecież Bayan jest młody. To jakieś przemęczenie, weźmie wolne, ja się wszystkim zajmę i będzie dobrze. To przemęczenie, sam tak powiedział. 

-Przykro mi Pani...Cesarz ma to co jego babka, matka jego ojca. Z dnia na dzień będzie tracił siły, nogi będą go boleć, zacznie kaszleć krwią, pewnego dnia przestanie chodzić, potem przestanie się ruszać aż któregoś dnia odejdzie na zawsze...

-Kłamiesz!

-Chciałbym, żeby to było kłamstwo, ale tak nie jest...Cesarz wierzy w to , że jeśli cię odtrąci , odeśle z dala od siebie , jeśli nie będziesz patrzeć na jego cierpienie, to jak traci siły, to że będzie mniej cierpiał...a ty jeśli go znienawidzisz będzie mu łatwiej odejść...

-Ale on jest dziecinny, przecież ja go nie mogę znienawidzić. On nie może odejść, nie pozwolę mu, wygramy to. On mnie po prostu nie kocha...powiedz mi, że cesarz Bayan przestał mnie kochać a ci uwierzę. Nie mów, że umiera, nie mów, że go nie będzie ze mną...To nieprawda!

Przez chwilę nie wiedziałam jak zareagować. Mój rozum odtrącał te myśli, jednak ciało wiedziało lepiej, przyjęło tą okrutną prawdę. Ręce zaczęły mi drżeć wraz z wargami, łzy jak wodospad wypłynęły z oczu, a ciało pokryła gęsia skórka. Nie potrafiłam wstać z podłogi. Toghun klęknął przy mnie i objął mnie swoimi silnymi ramionami. W tamtej chwili nie czułam niczego. Myśl uderzała o drugą myśl, duszności zbijały się w moim ciele o zmarznięcie.  Nie wiedziałam co się później działo. Tak jakbym całkiem przestała kontaktować. Później pamiętam tylko moment w którym leżałam w łóżku a Toghun robił mi obkłady, potem zasnęłam. Kiedy się obudziłam Toghun siedział koło mnie. Przetarłam oczy ręką po czym podniosłam się do pozycji siedzącej. Toghun spojrzał na mnie i spytał:

-I jak się cesarzowo czujesz?

-Nie gorzej niż wczoraj. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Muszę tam jechać, muszę mu powiedzieć, że go kocham i go nie zostawię. 

-Nie możesz wyjść poza ten pałac. Do momentu kiedy cesarz nie cofnie rozkazu. 

-Ale Toghunie zrozum to! Ja muszę z nim tam być! Nie wybaczę sobie jeśli on umrze a ja będę tu tkwić!  

-Nie możesz tam pojechać, chyba że...

-Chyba że co?

-Cesarz sam przyjedzie do ciebie. On te kilka dni już nie może wytrzymać..

-Ale ja nie mogę, nie chce dłużej czekać. Co sprawi, że przyjedzie tutaj?

-On cię zbyt mocno kocha, może jeśli do cesarza dotrze informacja ,że coś się z tobą pani dzieje ,na pewno szybko tu przyjedzie. 

Po szybkim namyślę, doszłam do wniosku , że Toghun ma rację. Skoro ja nie mogłam pojechać do męża, to mąż musiał przyjechać do mnie. Poprosiłam Toghuna by powiadomił cesarza o moim kiepskim stanie. Chociaż to było kłamstwo to w słusznej sprawie. Toghun popędził do pałacu, a mi pozostało czekanie. Wyczekiwałam Bayana przez sześć dni, lecz dopiero przybył siódmego, późną nocą. Wbiegł do komnaty tak jakby nigdy nie chorował. Przez chwilę miałam wrażenie, że wszystko jest dobrze, lecz szybko się otrząsłam. Z tyłu głowy słyszałam cały czas słowa Toghuna: "przestanie chodzić...któregoś dnia odejdzie...'' Znów czułam jakbym miała się rozpłakać, ale nie nie mogłam pokazać swojej słabości musiałam być silna, silna dla niego , dla nas obojgu. Schodząc z łóżka wyszłam na przeciwko Bayana. On blady jak śnieg spytał co się dzieje, ja nie chciałam kłamać. Powiedziałam mu, że czekałam na niego.

-Nyang na pewno wszystko w porządku? Jesteś taka blada, twoje usta są spierzchnięte, masz gorączkę! Zimno ci?  -Bayan ściągnął swój płaszcz i otulił mnie nim. 

Jak dobrze znów było stać wtuloną w jego ramionach, poczuć to ciepło wypływające z jego bijącego rytmicznie serca. Kiedy nie widział wypuściłam z oczu kolejne krople łez i rzekłam: 














-Zabierz mnie ze sobą. Nie każ nam żyć osobno. Tak wiele przeszliśmy, przejdziemy więcej. 

-Nie mogę Nyang. Kiedyś to zrozumiesz...-odwrócił się plecami do mnie. -Jeśli wymyśliłaś to wszystko by wrócić do pałacu to ci się nie udało. 

-Ale dlaczego? Dlaczego skazujesz na cierpienie siebie i mnie? Kocham cię i chyba tylko to się liczy. Będę przy tobie mimo wszystko bo tego chcę i żaden dokument tego nie zmieni, żadne słowa nie zaprzeczą naszemu sercu.  -położyłam dłoń na jego lewym ramieniu. 

Po dłuższej ciszy Bayan odwrócił twarz w moją stronę i ze ściśniętym gardłem oświadczył: 

-Jestem śmiertelnie chory. 

-Damy sobie radę, ale pozwól mi trwać przy tobie. 

-Nie rozumiesz. Nyang! Ja umieram! Nic się nie da już zrobić! Odesłałem cie tu byś nie patrzyła jak z dnia na  dzień tracę siły, odchodzę. Nie chcę byś widziała we mnie słabego człowieka , który nie potrafi zająć się sobą a co dopiero swoją żoną. 

-Nie Bayanie, tobie nie chodzi o to że spojrzę na ciebie jak na słabego człowieka. Ty boisz się , że nie będę patrzyła na ciebie tak jak zawsze, że odwrócę się od ciebie. Ty boisz się odrzucenia, dlatego pierwszy chciałeś mnie odrzucić wbrew swojej woli . 

-Tak! Boję się tego! Jesteś zadowolona?! 

-Pomyliłeś się. Ja ciebie nigdy nie zostawię, będę do końca z tobą. 

-Teraz tak mówisz, ale dasz radę? Dasz radę patrzeć jak z dnia na dzień przestaje chodzić, jak kaszlę krwią, jak sam nie będę wstanie siąść?! 

-Jestem twoją żoną, przeszłam przez wiele rzeczy jestem silną kobietą. Dla mnie liczysz się ty nieważne w jakim stanie i z czym, bo to miłość. Dla miłości nie ma choroby ani  biedy.

Nagle Bayan zachwiał się i mocno się na mnie wsparł. Jeden ze służących pomógł mi doprowadzić cesarza do łóżka. Tam siedliśmy i oboje tak po prostu siedzieliśmy przytuleni. Potem mój ukochany władca rozkazał służbie zostać do rana w tym zastępczym pałacu. 

-Co ci się tu stało?-spytał Bayan wskazując na moje posiniaczone ramiona.

-Cierpiałam fizycznie bo ciebie tu nie było, więc mogłam ten ból zakryć tylko bólem fizycznym. To przynosiło mi ukojenie. To moja ofiara.

-Poczekaj pójdę po maść.

Cesarz powoli wstał i wyszedł z komnaty. Po chwili przyniósł ziołową maść. Delikatnie odsłonił moje ramiona, a koniuszki palców włożył do pudełeczka, następnie dmuchając moje obolałe ramię zaczął delikatnie rozcierać gęstą masę. Potem siadł za mną, a swoimi rękami objął mnie od tyłu. Jego podbródek wylądował na moim ramieniu, a jego usta nie zbyt głośno wypowiedziały:

-Jutro wrócimy do naszego domu. Kocham cię i chcę byś była dopóki nie odejdę. 























sobota, 10 października 2020

"Dynastia Shin Jin"

Część 53 

Tydzień później...

-Wzywałeś mnie Bayanie.-powiedziałam.-Czy coś się stało?

-Nyang-złapał mnie za dłoń-Usiądź koło mnie. 

-Ale o co chodzi?-zapytałam.-Czemu masz taki dziwny wyraz twarzy? 

-Proszę weź swoje rzeczy z naszej komnaty i przenieś się.-odpowiedział. 

-Słucham?!-zaskoczył mnie-Ale co ja takiego zrobiłam?! Panie dlaczego mnie odtrącasz?! 

-Nyang...błagam nie zadawaj pytań , tylko zrób jak mówię.-Bayan wstał z łóżka i wyszedł z komnaty chwiejnym, powolnym krokiem. 

Zostałam sama. Siedziałam na krańcu łóżka i próbowałam zrozumieć, co się przed chwilą wydarzyło, czemu Bayan postąpił tak a nie inaczej i czemu. Nie dawno straciłam przyjaciółkę, a przed momentem mój ukochany kazał mi opuścić komnatę , nie wyjaśniając dlaczego. Nie mogłam, a właściwie nie chciałam się mu sprzeciwiać. Wezwałam więc służbę i wraz z nimi przeniosłam swoje rzeczy do komnaty, która mieściła się w drugiej części pałacu. Nazajutrz chciałam odwiedzić Bayana, jednak odesłano mnie z pod jego drzwi. Przychodziłam tak co każdy dzień, jednak za każdym razem mnie nie wpuszczano, a sam cesarz przesiadywał całymi dniami zamknięty komnaty i również z stamtąd załatwiał wszystkie sprawy państwowe po przez pośredników. Próbowałam, się dowiedzieć co się dzieje, jednak nikt nic mi nie chciał mówić. Przez wiele dni nie miałam z swoim mężem w ogóle kontaktu. To wszystko było dla mnie absurdalne, coś się działo , ja nie wiedziałam co. Życie toczyło się jakby poza mną. Każdy dzień wyglądał tak samo. Posiłki, modlitwa, stanie przed dłuższy czas przy drzwiach , które dzieliły mnie z Bayanem i sen. Cesarz nawet nie pojawił się w chwili kiedy jego matka opuszczała pałac i wracała do siebie. Byłam sama chociaż w mojej codzienności było setki osób do moich usług, jednak z nikim nie mogłam porozmawiać tak jak z Yooną, czy z Bayanem. Toghun ciągle gdzieś znikał i na swój sposób przeżywał śmierć żony. Czasami gdzieś w późnych godzinach, spotykając go w ogrodzie ,przy stawie w którym znaleziono Yoone zamieniliśmy kilka zdań. 

Tego wieczoru było podobnie. Spotkaliśmy się z Toghunem, posłaliśmy grzecznościowy uśmiech i rozeszliśmy. W pewnej chwili zauważyłam , że z komnaty Bayana wybiega eunuch Park. Stanęłam mu na drodzę i spytałam o co chodzi. 

-Pani wybacz, ale nie mogę ci nic powiedzieć, lecz wiedz , że chciałbym bardzo.-minął mnie i pomknął dalej. 

Niestety nikomu nie ufałam, nawet swoim służką, więc nie miałam nadziei , że któraś o czymś prawdziwym mnie powiadomi. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Ukradkiem zaczęłam śledzić eunucha, który spotkał się z wysłańcem i kazał zorganizować spotkanie w sali tronowej z namiestnikami. Podkreślił jednak, że jest to bardzo tajne i że nikt nie może się o tym dowiedzieć. Na szczęście ja dowiedziałam się zanim to spotkanie miało miejsce. Pozostało mi tylko czekać. Dwa dni później o bardzo nie typowej porze bo kilka godzin przed wschodem słońca ,w komnacie miało miejsce spotkanie Bayana z jego urzędnikami i ważnymi osobistościami. Na tym spotkaniu był również Toghun. Wszyscy oczekiwali cesarza, który się trochę spóźnił. Ja stałam w ukryciu i czekałam na odpowiedni moment w którym mogłam wejść do sali tronowej. 

-Panie czemu wybrałeś tak nietypową porę na to spotkanie?-spytał jeden z przybyłych.

-To tajne spotkanie i którym nie może dowiedzieć się cesarzowa Seungnyang.-odpowiedział. 

-Ale czemu? Co to za poważna sprawa o której nie może wiedzieć twoja małżonka?-dopytywał mężczyzna. 

-Jak wiecie los nas nie oszczędza. Cały czas coś burzy nam spokój. Nasz syn do dziś nie znalazł odnaleziony, jakiś czas temu służka Yoona została znaleziona martwa, przeszliśmy przez bitwę, oszustwa El Sumura i jego córki, ja też ostatnio trochę gorzej się czułem...-zaczął cesarz wymieniać.

-Wybacz Panie, ale nie rozumiemy.-odparli mężczyźni. 

-Ja również nie rozumiem Bayanie.-postanowiłam wyjść z ukrycia.

Wszyscy byli zaskoczeni na mój widok. 

-Kto śmiał jej powiedzieć?!-oburzył się władca. 

-Przestań cesarzu! Powiedz mi i wszystkim tu zebranym o co chodzi!-nie mogłam już dłużej znieść tej niewiedzy. 

-Nyang wyjdź z stąd! W tej chwili! -podniósł głos. 

-Nie! Dopóki nie wyjaśnisz o co tu chodzi! -nie chciałam dać za wygraną. 

-Sprzeciwiasz mi się?! Powiedziałem wyjdź z stąd! -krzyczał.-Żona powinna być posłuszna i oddana mężowi! Straże wyprowadzić cesarzową! Zaprowadźcie ją do komnaty i tam pilnujcie!

-Bayanie, jak możesz?! Powiedz zrobiłam cos?! Czemu taki jesteś?!-próbowałam się wyrwać z uścisków strażników.

-Mogę bo jestem cesarzem.-mówiąc to odwrócił twarz ode mnie. 

Krzyczałam przez całą drogę do swojej komnaty o to by mnie puszczono. Jednak nawet bez mrugnięcia okiem popchnęli mnie zza drzwi, które po chwili zamknęli. Pukałam i wołałam, lecz nikt nie raczył się odezwać. W końcu odpuściłam. Usiadłam pod drzwiami do momentu aż zasnęłam na podłodze, niczym pies warujący. Gdy się obudziłam od razu złapałam za klamkę. Okazało się, że mogłam już wyjść. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, pognałam w stronę komnaty Bayana. Spytałam strażnika, czy cesarz jest w środku. Mężczyzna kiwnął głową na nie. Postanowiłam na swojego męża cierpliwie poczekać. Na szczęście długo to nie trwało. Na przeciwko mnie zobaczyłam cesarza idącego w moim kierunku. Stanęłam mu na drodze, łapiąc go za dłoń i patrząc mu prosto w oczy ,poprosiłam by powiedział mi prawdę, co się dzieje. On wyrywając dłoń z mojego uścisku, chłodnym głosem poprosił by otworzyć drzwi komnaty. Przyspieszył kroku. Postanowiłam wbiec za nim. 

-Bayanie!-zawołałam.

-Zrozum nie mogę ci teraz powiedzieć.-rzekł.

Spojrzałam na jego bladą cerę i wychudzone ciało, które próbowały zamaskować cesarskie szaty. Wiedziałam, że dzieje się coś nie dobrego, ale nie potrafiłam określić co to było. Chciałam podejść bliżej, jednak Bayan upadł na zimie. Krzyknęłam z całej siły. Od razu zlecieli się strażnicy i eunuch Park. Próbowali podnieść cesarza, jednak on się upierał by go zostawiono. Klękłam nad nim i położyłam swoją ciepła dłoń na jego lodowatym policzku. Ze łzami w oczach jeszcze raz spróbowałam go spytać o prawdę. On nie patrząc mi w oczy rzekł:

-Powiedziałem ci, że nie mogę ci powiedzieć.

-Ale co się dzieje? Dziwnie się zachowujesz, jeszcze teraz upadłeś. Błagam cię powiedz mi!

-Po prostu zakręciło mi się w głowię. Nie potrzebuje niczyjej pomocy. Zostaw mnie! 

-Nie! Masz mi powiedzieć co się dzieje!

-Wybacz, ale sama mnie do tego zmusiłaś. Podajcie mi z szafki ten dokument z moją pieczęcią. 

Eunuch Park szybko podbiegł do szuflady i wyciągnął z niego jakieś pismo i wręczył je wprost do rąk cesarza, siedzącego na podłodze. 

-Weź to Nyang. 

-Co to jest Bayanie? 

-To dokument który mówi, że masz zakaz powrotu do pałacu. Do póki nie zmienię zdania będziesz przebywać w pałacu zastępczym. 

-Słucham ?! Czemu?! Czemu mi to robisz?! Powiedz czemu?! Co takiego ci zrobiłam?! Przecież wiesz , że cię tak bardzo kocham, więc czemu...czemu mnie tak krzywdzisz, łamiesz mi serce? -zalałam się łzami. 

-Nie rób scen, kiedyś to zrozumiesz. Teraz idź, spakuj to co uważasz, że będzie ci potrzebne i opuść mnie i ten pałac. 

-Nie! Bayanie proszę spójrz mi w oczy i powiedz, że tego nie chcesz, że tak nie myślisz, , że mnie wciąż kochasz...Błagam...

-Straże weźcie cesarzową! Dopilnujcie by się spakowała a potem bezpiecznie ją odwieźcie do pałacu zastępczego wraz z służbą. 

Straże złapali mnie pod ręce i wręcz ciągli mnie po podłożu, ostatni raz spojrzałam na Bayana i zauważyłam, że po jego twarzy spływa łza, a zaraz potem  potok łez. 

To wystarczyło mi by wiedzieć, że nadal mnie kocha i że jest dość ważny powód, dla którego nie może mi zdradzić prawdy. Postanowiłam , że przeczekam to, zrobię tak jak sobie życzy, ale że pewnego dnia dowiem się prawdy, która wytłumaczy to zachowanie. Miałam nadzieję, że nastąpi to dość szybko, bo nie potrafię bez niego żyć.