Część 90
-I jak Meg smakuje ci śniadanie które zrobiłem?-jedząc spytał Louis.
-Pycha...masz talent kulinarny. Mógłbyś mi kiedyś zademonstrować swoją moc?-zachwycałam się.
-Może...kiedyś. -oznajmił.
-''Kiedyś''-jasne kiedyś.-rzekłam z ironią. -Jestem tu już kilka tygodni-chyba, a i tak połowy mieszkańców nie znam dużo nie wiem o was i o tym miejscu. I nadal nie wiem co się znajduję na prawo, od ''Jeziora kwitnących jabłoni''.
-Spokojnie w swoim czasie się wszystkiego dowiesz.-mówiąc to jedliśmy dalej.
W Nowym Jorku życie toczyło się dalej. Z samego rana Stella wzięła wiadro lodowatej wody i weszła po cichu do pokoju Jima. Stanęła nad jego łóżkiem i wylała na niego lodowatą wodę. Jim skoczył na równe nogi wściekły zaczął krzyczeć a Stella zaczęła się śmiać.
-Co jest? Co ty robisz?! Zwariowałaś?! Lecz się steku!
-Spokojnie blondasie...nic się nie stało. John rozkazał byśmy co każdy dzień rano ćwiczyli.
-Że co?! I on tak sam od siebie...co nie?
-Nie, John tego nie wymyślił. To moja inicjatywa, a John się zgodził. No wstawaj!
-Jak ja cię nienawidzę! Dobra już idę...
Stella wyszła na zewnątrz a Jim zaraz za nią. Wszyscy ustawili się w rzędzie a Stella naprzeciwko ich. I prowadziła ćwiczenia.
-Teraz pięćdziesiąt brzuszków , a potem pięćdziesiąt pompek-męskich rzecz jasna.-mówiła ćwicząc Stella.
Wszyscy byli raczej zachwyceni a przynajmniej się nie skarżyli a Jim ciągle stękał że już nie daje rady, że nie chce mu się. Nawet Nick taki ścisły umysł bardzo dobrze sobie radził. Po trzygodzinnych ćwiczeniach każdy poszedł się wykąpać a następnie odpoczęli. John jako jedyny z drużyny nie ćwiczył. Siedział w gabinecie i prawie wcale nie wychodził, tyle co jakaś misja była to wyszedł. Wszyscy się zachwycali tą Stellą a Jim się z nią tylko kłócił. Kate jako jedyna jakoś się nie fascynowała Stellą zamiast zjeść obiad ze wszystkimi to poszła do gabinetu Johna i tam razem z nim jadła, rozmawiając przy tym.
-Kiedy znów zaczniesz się uśmiechać John?
-Wtedy kiedy wróci Megi. Wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? Że ja nawet nie wiem czy ona jeszcze żyję, nie wiem gdzie jest, co robi. Jaki ze mnie ojciec skoro nie potrafię ją odnaleźć. A co jeżeli Hydra ją zabiła?!
-Nie mów tak! Nie wolno ci tak myśleć nawet! Megan jest silna da radę! Musimy jeszcze raz polecieć do tego drewnianego domku w lesie gdzie się Meg znajdowała. Może tam coś znajdziemy.
-Że też o tym nie pomyślałem, lećmy tam. Weźmiemy ten mini samolot-bazę.
-Spokojnie obiad dokończ John.
-Nie ma na co czekać. Lećmy!
John wybiegł z gabinetu i razem z resztą wsiedli do mini samolotu-bazy i wystartowali. Już po chwili byli na miejscu.
Drużyna się rozdzieliła i szukała wszędzie czegoś podejrzanego. Nagle Nick potknął się o coś i upadł. Molly idąc za nim zauważyła jakieś drzwi w podłodze prawdopodobnie do piwnicy. Otworzono je i po kolei wchodzono, Jim jak zwykle marudził. Zaświecono światła i tam znaleziono wiele rzeczy różne zdjęcia, stare papiery i listy.
-No dobra dzieciaki bierzcie wszystko co uważacie za potrzebne. -pakując zdjęcia i papiery do pudła powiedział John.
Gdy już zapakowali to co potrzebne postanowili wrócić. W domu wszystko rozłożyli na stole i przeglądali dokumenty...wszystko co się dało. Nagle Kate znalazła jakiś pamiętnik. Otworzyła go i zaczęła czytać. Dowiedzieli się kilku nowych rzeczy.
-Avandia?! Co to jest? Gdzie to w ogóle leży?-pytał Jim.
-Znajdziemy tą Avandię. Możliwe że Megan tam teraz przebywa. Kate czytaj dalej może będzie coś wiadomo.-mówił John.
-No to czytam dalej: [...] ,,Poznałem ostatnio dziewczynę - Megan. Bardzo miła osoba i pomocna. Posiada moc możliwe że o takiej mocy świat jeszcze nie słyszał...Niestety pewna grupa a na czele jej Hydra poluje na Megan...muszę ją chronić to moje przeznaczenie. W razie niebezpieczeństwa Megan zostanie przeniesiona do innego świata-Avandii. Kraina piękna a przede wszystkim kraina osób z mocami. Tam będzie bezpieczna. Królowa Avandii-Evelin weźmie ją pod swą opiekę. Niestety wrócić do cywilizacji nie będzie mogła. Podda się zasadą królowej i być może kiedyś to ona zarządzi Avandią. Jeśli to...'' Teraz się urywa John. I są puste kartki. A na końcu ten mężczyzna opisuję tą krainę jak wygląda i jakie są zasady tam. Możliwe że on też posiadał moc. To tylko tyle.-czytając zamknęła pamiętnik Kate.
-Przynajmniej nie stoimy w miejscu. Kate idź do sali informatycznej i szukaj czegoś o Merlinie, tej królowej a przede wszystkim o Avandii. Przecież to musi gdzieś leżeć. Molly i Nick zbadajcie te stare przedmioty może coś się ukryło tam. Jim i ty Stello posprzątacie ze stołu a ja...ja idę odpocząć. Macie na to dwie godziny. Za dwie godziny chcę tu widzieć konkrety! Do roboty!-rozkazawszy John poszedł do gabinetu.
Jim i Stella nie byli zadowoleni z wyznaczonego zadania, lecz Stella nie narzekała od razu wzięła się pracy a Jim jak to Jim obijał się. Zresztą jak zawsze.
2 GODZINY PÓŹNIEJ:
-I jak tam są jakieś konkrety? Kate mów!-zapytał John.
-No to Merlin to jest w internecie przedstawiony jako jakiś czarodziej w długiej brodzie , siwy z laską. Królowa Evelin...nieznana, a Avandia nie ma takiego miejsca, ale znalazłam coś co może być ciekawe. Powstała książka pt. ,,Avandyjskie przygody Joego Billego''-niestety nieznana książka. Pisząc ja opisywał swoje autentyczne przygody. Z początku sprzedaż ruszyła. Archeolodzy dobijali się do jego drzwi chcieli wiedzieć gdzie jest ta Avandia, ale nie mógł ją wskazać, więc uznali go za wariata. On zwariował robił wszystko by udowodnić że Avandia istnieje do tego stopnia że żona i dwoje dzieci szesnaście i dwadzieścia lat odeszli od niego. Potem stracił dom, pracę a jego książki...spalono. Do dziś nie wiadomo czy jeszcze żyje ani gdzie przebywa. To jest jedyny ślad. -opowiedziała Kate.
-Jedynym śladem jest jego żona...no dobrze. Wiemy gdzie mieszka?-spytał John.
-Pewnie biedulka wolała się położyć w trumnie i czekać na śmierć zamiast mieć takiego mężusia...Ha...ha...-śmiał się Jim.
-Zamknij się Jim! Jego żona mieszka w Paryżu, zmieniła nazwisko i obecnie podbija rynek. Projektuje stroje. A Michael i Brett synowie tego Joego uczą się właśnie w Nowym Jorku. Od synów możemy dojść do matki a od matki do...Joego.-oznajmiła Kate.
-Doskonale. To robimy tak...Stella i Jim jedźcie po tych chłopaków tu macie adres. A my przygotujemy się na rozmowę.-powiedział John.
Stella i Jim wsiedli do auta i pojechali pod uczelnie. Następnie weszli do jednej z klas i poprosili nauczyciela prowadzącego by zwolnił ich z lekcji do końca dnia. Potem Brett i Michael wrócili razem z Jimem i Stellą do bazy. John ugościł ich w salonie i zaczął zadawać pytania. Byli zgodni więc szybko poszło, chwilę później Jim i Stella odwieźli ich na uczelnie, następnie wrócili do bazy i przyszykowywali się do podróży do Paryża. Cały lot miał trwać koło czterech godzin może do sześciu. Dzień szybko przeminął. Już nazajutrz z samego rana John i reszta weszli do domu żony Joego.
-Przepraszam w czym mogę wam pomóc?-spytała kobieta.
-Chodzi o pani męża.-odpowiedział John.
-Ale on ze mną już nie mieszka.-oznajmiła kobieta.
-Wiemy, i właśnie o to chodzi by nam pani powiedziała gdzie on się teraz znajduje.-mówił John.
-Przeskrobał coś? Czy może chciał wam zaprezentować swoją moc, albo może ma u was jakiś dług?!-pytała.
-Nie, nic z tych rzeczy. Proszę, się nie bać nie jesteśmy z mafii. Tylko pani były mąż wie coś co jest nam potrzebne w odnalezieniu mojej córki. Błagam panią, niech pani powie gdzie on jest.-prosił John.
-Nie jestem pewna, ale kilka lat temu siedział w tym głównym psychiatryku w Londynie tym najlepiej szczerzonym. Raz mu się prawie uciec udało, ale teraz pilnuje go koło dziesięciu policjantów. Ma stałą ochronę nawet do toalety z nim chodzą. -mówiąc to kobieta zamknęła drzwi.
John już wiedział co ma robić. Po rozmowie z tą kobietą wrócili do Nowego Jorku. Zaczęli omawiać szczegóły misji w Londynie postanowili że porwą Joego Billa z psychiatryka. Ściągnęli plan tego więzienia i planowali jak się włamać. To był najlepiej szczerzony psychiatryk chyba na całym świecie.
-No to mamy problem bez pomocy sobie nie damy rady. Tam jest koło stu kamer. Potrzebne są nam jakieś kontakty tam w wewnątrz. Bez nich nie damy rady.-osądziła Kate.
-Ale kto nam będzie mógł pomóc?-spytał John.
-Ja chyba wiem kto...Tylko że John chyba się nie zgodzi.-podpowiedziała Molly.
-Kto?-zapytał John.
-Kevin. On ma tam przyjaciół w tym więzieniu. -odpowiedział Molly.
-Ach...Kevin! Ja go nienawidzę! Nie ma mowy! Jeśli bym się zgodził to byście mnie musieli cały czas trzymać bym go nie zabił! No po prostu nie mogę na tego człowieka patrzeć! -nie zgodziwszy się John krzyczał.
-John , Molly ma rację. Jeśli nie on to kto pomoże ci odzyskać córkę? Wszystko się wyjaśniło. Kevin też pracował dla Hydry tak jak my. Zgódź się. Jeśli będzie coś kręcił albo się nie uda wtedy będziesz mógł go nawet upiec na grillu ale puki co może się przydać. Oto moje zdanie.-mówiła Kate.
John zawsze liczył się z jej zdaniem. John po chwili namysłu uderzył ręką w stół i krzyknął : ''Zgoda niech wam będzie.''
-Ale gdzie on może być teraz?-spytał Nick.
-Nie mam pojęcia. Kontakt urwał całkowicie. Tak kazałem mu. Głupi też nie jest więc numery wszystkie pozmieniał zapewne. Pytanie tylko czy Kevin zgodzi się z nami współpracować. Na pewno po tym co mu chciałem zrobić się nie pokaże.-oznajmił John.
-Możliwe, ale gdy usłyszy że chodzi o Megan nie będzie się zastanawiał. Przecież on ją kocha nadal. -rozmarzyła się Molly.
-No dobra. Rozpoczynajcie poszukiwania. Daleko od Nowego Jorku nie mógł odlecieć. Za nim go znajdziemy mogą minąć miesiące.-mówiąc to John i reszta przystąpili do działania.
PARĘ MIESIĘCY PÓŹNIEJ (20 KWIETNIA) :
W Avandii mieszkałam już prawie pięć miesięcy i nadal wszystkiego nie wiedziałam. W Nowym Jorku śnieg już stopniał i nadeszła piękna wiosna a John i resztę zespołu przez trzy miesiące szukali Kevina i go nie znaleźli. Mimo wszystko nie poddawali się. Jak to się mówi ''nadzieja umiera ostatnia.'' Dwudziestego kwietnia dnia pięknego, słonecznego i ciepłego wyprosiła Louisa by mi w końcu pokazał co się kryję na prawo od tego jeziorka. W końcu się zgodził. Miałam duży wpływ na niego, nie ukrywając. Gdy doszliśmy zobaczyłam te piękne krajobrazy. Takie magiczne. Było dużo zieleni i oczywiście góry. Tam gdzie staliśmy to był jak by to nazwać...''brzeg'' i po drugiej stronie od nas był ''brzeg''.
Między tymi dwoma urwiskami że się tak wyrażę była przepaść. Po naszej stronie mieściły się dwie kolumny jakby taka brama. Na której mieściły się jakieś przyciski, ale nie zauważyłam ich. Siadłam koło jednej z tych kolumn i napawałam się krajobrazem i tym niezwykłym powietrzem-górskim. W pewnej chwili gdy wstałam spadł mi łańcuszek od Kevina spadł mi do przepaści. Krzyknęłam, ale wiedziałam że już go nie odzyskam. Widząc to Louis użył mocy i zwrócił mi wisiorek. Biorąc naszyjnik podziękowałam Louisowi.
-Dziękuję ci. Jest dla mnie bardzo ważny.
-Od Kevina. Prawda?
-Tak od niego. To jedyna rzecz jaką mam po nim. Jak to zrobiłeś?
-Normalnie! Podaj mi ręce.
-Co chcesz zrobić Lou?
-Nie bój się podaj mi ręce Meg.
Zaufałam mu i wyciągnęłam ręce przed siebie, Lou złapał mnie za nie i potem wpatrując się we mnie użył mocy. W pewnej chwili poczułam się lekka jak piórko. Gdy spojrzałam na podłoże zauważyłam że się uniosła i że jestem w powietrzu. Zaczęłam się śmiać.
-Wow! Ale super! Ha..ha... Louis jesteś niesamowity!
Potem Lou zaczął się ze mną delikatnie obracać w około. To było niesamowite.
Można powiedzieć że latałam! Ha,ha,ha,ha....ha! Dobrze się bawiliśmy, lecz wszystko co dobre nie trwa wiecznie. Zjawiła się Evelin z Merlinem kazali mi wracać szybko do swojego domu, a Lou jeszcze został. Evelin zaczęła drzeć się na niego jakim prawem mnie tu zaprowadził. Że to zakazane.
-To że pozwoliłam ci tu przyjść nie znaczy że musisz tu przychodzić z każdym! Jeśli to się powtórzy to będzie marnie!-krzycząc Evelin zniknęła z Merlinem.
Zły Louis wrócił do domu. Nic mi nie pasowało. Zachowanie Evelin i Merlina mnie zastanawiało dlaczego to miejsce jest zakazane, dlaczego nie mogę tam przebywać. Co jest grane?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz