Część 91
-John mamy numer telefonu Kevina!-krzyknęła Molly.
-Dawaj go szybko!-krzycząc John wziął telefon do rąk i zaczął wykręcać numer.
Przycisnął guziczek i przyłożył telefon do ucha czekając jak ktoś się odezwie. Czekał...czekał...i czekał aż się doczekał. W telefonie było słychać głos jakieś kobiety. John był zdziwiony, ale nie zapomniał na szczęście o co dzwoni. Spytał się tej dziewczyny kim jest ona odpowiedziała że siostrą Kevina. John zaniemówił. W końcu nikt nie wiedział że Kevin ma siostrę. John z niedowierzaniem dopytywał się czy to o tego samego Kevina chodzi ona przytakiwała. Więc się wszystko zgadzało.
-Mam zawołać Kevina?-spytała dziewczyna.
-Tak poproszę cię. To pilne. -odpowiedział John.
Kobieta wzięła telefon i poszła do Kevina pokoju mówiąc że ktoś dzwoni do niego. Kevin spytał się kto dzwoni a jego siostra odpowiedziała że jakiś stary facio i dała mu telefon.
-''Stary facio''???-zdziwił się John.
-Słucham? Tu Kevin.-odezwał się w telefonie.
-Witaj Kevin, nie rozłączaj się!-krzyknął John zatrzymując go.
-O to ty John. Nie pomyliłeś czasami numeru? Czy może gryzło cię sumienie i postanowiłeś mi odebrać znów życie?-pytał Kevin zaskoczony.
-Nie myśl że ci wybaczyłem, ale...-nie dokończył John.
-Dzięki za rozmowę John. Pozdrów Megan! Pa, pa...-rozłączył się Kevin mówiąc siostrze by nie odbierała nigdy od tego numeru telefonu. John był uparty dzwonił i dzwonił. W końcu kobieta się zdenerwowała odebrała telefon i wykrzyczała do telefonu że Kevin nie chce z nikim gadać i by John już nie dzwonił.
-John zostaw już ten telefon!-wyrwała ze złością Kate komórkę Johnowi by przestał już naciskać niepotrzebnie klawisze, przy tym denerwując wszystkich.-To na nic John. On nigdy nie odbierze i się nie zgodzi na to. W końcu chciałeś mu głowę rozwalić. Ja mu się nie dziwię. Musimy wymyślić coś innego.
Po chwili zastanowienia John przemówił.
-Jest jeden plan. Zmusimy go by do nas przyjechał. Porwiemy jego siostrę i wtedy na pewno przyleci. Ha...ha...ha...-złowieszczo zaczął się śmiać John.
-No dobra. Nie ma problemu.-zgodzili się wszyscy.
-Jest jeszcze coś. Z nami będzie działał niejaki Spider a tak naprawdę Joe mu. Tak Kate?-dopowiedział John.
-Że co?! John, no proszę cię. Tylko nie on!-oburzyła się Kate.
-Jak ja mam wytrzymać widok Kevina chodź mam ochotę go posiekać to ty musisz znieść Spidera.-oznajmił John.
-No tak, ale ty z Kevinem nie brałeś ślubu i to nie twój były, tylko chłopak twojej córki.-broniła się Kate.
-No i co, ten kto zadziera z moją córką zadziera ze mną. Więc i tak na jedno wychodzi.-tłumaczył John.
-Wcale nie. Przecież nie możesz jej zabronić się spotykać z nim. Oni i tak swoje zrobią.-mówiła Kate.
-Spoko, może chodzić z kim chce i gdzie chce ,ale nie z Kevinem!-zdenerwował się John.
-Dobra, poddaję się. Niech ci będzie.-przytaknęła Kate.
John od razu zadzwonił do Bena-nowego dyrektora prosić o dostarczenie do bazy Spidera (Joego). Ben nie dopytując się od razu wykonał telefon tam gdzie trzeba i pod ochroną przywieziono Spidera. Kate była niezadowolona jak go widziała ,ale dla mnie byli wstanie pogodzić się ze wszystkim. Spider zameldował się u Johna i czekał na dalsze polecenia. Lecz najpierw złożył przysięgę że to końca będzie wierny agentom i będzie każdego członka agentów chronił tak jakby miał chronić siebie. Po przysiędze przeszli do kolejnego planu. Spider wybrał sobie pokój rozpakował się i rozejrzał po nowym miejscu. Następnie wsiedli do samolotu-bazy i namierzając telefon lecieli do Beverly Hills mieli kawałek drogi od Nowego Jorku.
Kate obliczyła że mieli do pokonania oczywiście koło 4000 kilometrów, a samolotem bazą będą za cztery godziny. Ja tymczasem siedziałam w swoim pokoju i rozmyślałam o co może chodzić , jaką tajemnicę kryje Avandia. Nagle zauważyłam obraz który był dziwny. Pewnie myślicie co może być dziwnego w krzywo założonym obrazie. A właśnie że jest coś dziwnego zaraz się przekonacie. Podeszłam bliżej i ściągnęłam go i patrze za obrazem jest jakiś schowek. Próbowałam otworzyć drzwiczki , ale były dobrze zamknięte więc wzięłam kilka narzędzi i próbowałam je otworzyć jednak nic nie pomogło. Nagle wszedł do domu Louis szybko schowałam narzędzia i założyłam z powrotem obraz.
-Co robisz?
-Nic, a po co przyszedłeś Lou?
-Muszę po coś przychodzić by cie zobaczyć?
-Nie, no jasne że nie.
-Chciałem cię wyciągnąć na spacer. Pójdziesz się przejść?
-Co? A...spacer...nie, nie tera... to telefon? W kieszeni.
-Telefon?! Jaki telefon?! Nie, to nie telefon. Wiesz co , to może ja już lepiej pójdę. Jakby co to wiesz gdzie minie szukać Meg. Pa i do zobaczenia wieczorem.
-A co jest wieczorem Louis?
-No jak to co? Dziś jest dwudziesty-trzeci kwietnia-dzień w którym królowa Avandii i Merlin wybierają kolejną parę do małżeństwa. Ciekawy jestem kogo tym razem wybiorą. Przyjdę po ciebie o osiemnastej.
-Ahaaa...no dobra.
Louis opuścił dom i wrócił do siebie a ja zamknęłam drzwi na zamek i szybko przystąpiłam do działania. Ściągnęłam ten obraz i położyłam go na stoliku potem wzięłam narzędzia i próbowałam otworzyć te okropne drzwiczki od jakiegoś schowka. Mimo mojego wysiłku nie dałam rady. W końcu nie wytrzymałam i postanowiłam użyć swej mocy do otworzenia skrytki. Po chwili drzwiczki się otworzyły. Podeszłam bliżej i zobaczyłam jakąś skrzyneczkę wzięłam ją do rąk i otwierając zajrzałam do środka. W środku pudełeczka było bardzo dużo zdjęć i jakiś listów i co ważne jakiś pamiętnik. To wszystko schowałam pod łóżkiem a tą skrytkę zamknęłam i założyłam obraz by nie było śladu. Stella i Jim sprawdzili dom Kevina , ale był czysty więc John postanowił poczekać. Wszedł do środka i siadł na kanapie w salonie czekając na siostrę Kevina. Reszta agentów schowała się w kuchni. Czekali, czekali, czekali....aż się doczekali. Z zakupów wróciła siostra Kevina. Wchodząc do domu nie zauważyła Johna dopiero jak się odwróciła zobaczyła go siedzącego.
-Kim jesteście? Zostawcie mnie!
-Spokojnie dziewczyno my tylko chcemy by twój brat nam pomógł. -oznajmił John.
Dziewczyna zaczęła uciekać, lecz Jim zagrodził jej drogę i złapał ją. Kobieta była sprytna i zaczęła się bić. Widać było że tych wszystkich chwytów nauczył ją Kevin. Był dobrym nauczycielem.
-Auuuu...!-zajęczał Jim.
-Blondasie zachowujesz się jak baba. Wstydź się , kobieta cię pokonała. -naśmiewała się Stella.
W końcu Spider wkroczył do akcji, chwycił ją za szyję i zawiązał a potem zabrali ją do samolotu-bazy i wrócili do Nowego Jorku.
Ja tymczasem czytałam listy i oglądałam zdjęcia. Było tego strasznie dużo więc przeczytałam tylko pięć listów. W pewnej chwili do drzwi zapukał Louis, szybko to co odkryłam schowałam pod łóżkiem i przebierając się poszłam z Luisem. Wszyscy mieszkańcy Avandii spotkali się nad ''Jeziorkiem kwitnącej wiśni''. Tam była królowa Evelin i Merlin. Zaczęli przemawiać aż w końcu przeszli do rzeczy.
-Tegoroczną parą która weźmie ślub zostaje....-trzymali w niepewności.
Wszyscy czekali tam jak na zbawienie kiedy w końcu się okaże kto weźmie ten ślub nieszczęsny.
-Zostaje...Megan i Louis! Brawa dla nich!-wykrzyczała Evelin.
Mnie zamurowało cała zbladłam a nogi miałam jak z waty. Louis się cieszył, ale ja nie. To głupota przecież nikogo nie można zmusić do ślubu! To chore! Gdy wszyscy się rozeszli podeszłam do królowej i razem z nią udałam się do jej biura by prosić żeby wycofała swoje postanowienie , ale się uparła i nie dało się jej nijak przekonać.
-Nie Megan! Weźmiesz ten ślub czy ci się to podoba czy nie! Taka tradycja jest już od tysięcy lat! Jeśli ty go nie weźmiesz to potem już każdy będzie tak robił! A na to pozwolić sobie nie mogę. Przykro mi , ale musisz. Jeśli nie zrobisz tego po dobroci to będziemy zmuszeni użyć innych sposobów by cię przekonać.
Rozpłakałam się i pobiegłam do domku. Louis widząc to udał się za mną. Wpadłam cała w łzach do domu i zamykając się w pokoju położyłam się na łóżku.
-Megi otwórz te drzwi!
-Louis zostaw mnie! Chcę być sama!
-Nie. Musimy pogadać.
-Nie mamy o czym. Ja nie chcę iść do ślubu! Wolę się zabić!
-Meg nie mów tak.
Lou używając swojej mocy otworzył drzwi. Siadł koło mnie i zaczął rozmowę na temat ślubu.
-Ja się tam cieszę że wyjdziesz za mnie Meg. Musisz się z tym pogodzić, z czasem będziesz się z tego śmiała.
-Nie będę się śmiała , bo nie wezmę tego ślubu!
-Meg idź spać. Sen ci dobrze zrobi , odpoczniesz i spojrzysz na to z innej strony. Przyjdę jutro rano i wszystko omówimy. To dobranoc!-mówiąc to Louis wrócił do siebie a ja nie mogłam zasnąć.
W Avandii było super, ale do ślubu wcale nie chciałam iść. Musiałam coś wymyślić, tylko co? Jak można uciec z Avandii?! Przecież skądś te wszystkie rzeczy jak jedzenie, ubrania muszą brać. Pytanie tylko skąd, i jak się tam dostać?
-Gdzie ja jestem? Zabijecie mnie?!-przerażona siostra Kevina zadawała pytania.
-Jesteś w Nowym Jorku. Powiedz jak się nazywasz?-odpowiedział John.-Ja jestem John. Jesteśmy agentami i musi nam pani brat pomóc odnaleźć moją córkę. Spokojnie nikomu nic się nie stanie.
-Aha. Jak się mój brat dowie że porwaliście mnie to zabije was!-krzyczała dziewczyna.-A nazywam się Miriam.
-Miło mi. Jutro damy znać twojemu bratu. Bo jest już późno. Spider cie przypilnuje. -mówiąc John zgasił światło i poszedł spać do gabinetu. Reszta także zasnęła. Ja nie mogłam spać leżałam całą noc płacząc. Nad ranem wstałam , przebrałam się i wyciągnęłam kieliszki poukładałam je równo i nalałam do nich trochę wody kranowej i zaczęłam robić inne sztuczki. Ćwicząc odprężyłam się trochę. Tym razem zamiast podnosić kieliszki chciałam poruszyć w nich wodę tak by nawet kieliszek nie drgnął. Z początku było trudno, ale już potem szło mi lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz