Część 44
Kilka tygodni później:
-Wasza Wysokość witaj!-rzekł Wang Yu.-Miło cie cesarzowo widzieć.
-Co cie tu sprowadza?-spytałam.
-Słysząc dobre wieści chciałem osobiście pogratulować. W swoim jak i żony imieniu.-odpowiedział Wang Yu.
W pewnym momencie zauważyłam męża schodzącego po schodach w naszym kierunku.
-O właśnie idzie Bayan! Będziesz miał okazje nam pogratulować obojgu.-rzekłam z uśmiechem.
Cesarz podszedł do nas , potem wymienili się kilkoma zdaniami po czym Bayan objął mnie i żegnając się z Wangiem odeszliśmy na popołudniową przechadzkę.
Siedliśmy tak jak kiedyś na mostku i oparci do siebie plecami , trzymając się za ręce wyciągnęliśmy twarz ku promieniom słońca. Nagle przybiegł eunuch mówiąc , że znów przyszedł jakiś nieoznaczony list.
-Wyrzuć go tak jak resztę.-rozkazał Bayan.
-Listy? Jakie listy?!-zdziwiłam się.
-Nie wiem. Żadnego nie przeczytałem. Skoro nie są oznaczone prawdopodobnie to jakieś oszczerstwa w naszą stronę. Nie masz się czym kochanie przejmować to nic istotnego. Teraz nie powinnaś się martwić. -wytłumaczył cesarz.
-Może ten przeczytamy wspólnie? Jestem ciekawa co mają do zarzucenia nam. Spokojnie nic mi się nie stanie, po tych wszystkich zdarzeniach zmartwienia mi nie zaszkodzą. Uważam , że trzeba wszystko akceptować nawet złe opinie. Wtedy możemy być jeszcze lepszymi władcami.-powiedziałam.
Cesarz chwilę się zastanowił po czym kazał eunuchowi przynieść list. Otworzyłam go i nie wyglądało to jak oszczerstwa. Zaczęłam czytać kolejno linijkę po linijce, moja twarz przybrała innego wyrazu. Nagle upuściłam kartkę i gwałtowanie wstałam. Bayan widząc to powstał i łapiąc mnie za rękę zapytał co się stało. Spojrzałam na niego z przerażeniem, bo okazało się , że te listy od kilku tygodni były od Kim Young, która pisała, że ktoś sprzedaje ziemie mojego państwa naszemu sąsiadowi i mój lud myśli, że to moja sprawka i zbierają ludzi i planują napaść na pałac , a właściwie, że są już w drodze. Cesarz ani chwili nie czekał. Wezwał do siebie Toghuna i dowódce wojsk cesarskich i kazał Toghunowi sprawdzić sytuacje a dowódcy przygotować armie.
-Nyang nie martw się może ta wiedźma chce nas przestraszyć , bądź sama coś planuje. -przytulił mnie Bayan.
Toghun biorąc ze sobą kilku ludzi od razu ruszył w drogę. Ja i cesarz z nie spokojem wyczekiwaliśmy informacji. Najbliższe noce były bardzo niespokojne. Dopiero po czterech dniach nasz przyjaciel przysłał wiadomość z potwierdzeniem słów Kim Young. Nasz pałac był zagrożony. Nie mieliśmy ani chwili do stracenia. Zwołaliśmy posiedzenie. Przybyli namiestnicy ,dowódca wojska , Wang Yu i nasz doradca-Toghun.
-Ile mamy czasu na przygotowania?-spytał cesarz.
-Panie najwyżej dzień. Oni są już blisko pałacu. Nie zdążymy już dobrze zabezpieczyć bram. Pozostaje nam tylko główna brama ta przy pałacu. Musimy dobrze się przygotować, bo jeśli wedrą się plac wtedy nam nic nie pozostanie prócz walka na śmierć i życie wtedy nawet służący nie będą bezpieczni.-odpowiedział Toghun.
-Czyli mamy zabić mój lud ?!-oburzyłam się.
-Moim zdaniem nie będziemy mieli wyjścia. Jeśli chcemy chronić pałac, a szczególnie ciebie Cesarzowo to musimy ich zabić.-powiedział doradca.
-Dobrze jeśli to będzie konieczność ...zrobimy tak.-musiałam podjąć słuszną decyzję, w końcu chodziło także o moje dziecko.-Lecz najpierw proszę was pozwólcie mi z nimi porozmawiać. Dajmy im wybór. Jeśli nie przystaną na nasze żądania wtedy użyjemy siły.
-Panie co uważasz ?-spytał jeden z namiestników.
-Cesarzowa ma rację. Spróbujemy z nimi porozmawiać. Wytłumaczymy, że nie wiemy kto odsprzedaje nasze ziemie sąsiadom i że uczynimy wszystko by się dowiedzieć.-poparł mnie Bayan.
Następnie Bayan poprosił namiestników by zebrali swoje armie, gdyż każdy namiestnik liczył niewielką armie młodych chłopców i zabezpieczyli bramy. Bramę główną mieli zabezpieczyć ludzie ojca Toghuna, sam Toghun , Wang Yu z przyjaciółmi cesarz i poddani. Wszyscy przeszli do działania. Wszyscy byli przerażeni sytuacją. W tamtej chwili chciałam podziękować mojemu wrogowi , że próbowała nas ostrzec, jednak zbagatelizowaliśmy jej ostrzeżenia a teraz musieliśmy zmierzyć się z własnym błędem. Była to pierwsza tak poważna walka mojego męża. Nie zamierzałam go opuszczać mimo wszystko wiedziałam, że muszę być przy nim. Najbliższe godziny spędzaliśmy na gromadzeniu wody, żywności i broni. Pomagałam kobietą przynosić wodę, w razie gdyby rozniecono ogień.
-Nyang co my zrobimy ? Tak się boję. Tak mało miałam czasu by nacieszyć się małżeństwem z Toghunem...-oczy Yoony zalały się łzami, które próbowała powstrzymać.
-Kochana damy radę. Mamy wspaniałych, dzielnych, walecznych mężów. Oni nie pozwolą nam zginąć i sami nie dadzą się zabić.-próbowałam ją pocieszyć jednak sama w duchu nie byłam niczego pewna.
Wszystko się układało, ale było zbyt pięknie by mogło to trwać wiecznie, ale wojny to chyba nikt nie mógł w tamtej chwili przewidzieć, wszystko ale nie napaść na mnie, mojego męża i pałac.
Wszyscy musieliśmy stanąć do walki, jednak większość nie chciała zabijać, lecz takie były prawa. Jeśli nie zabijesz to sam polegniesz. Wojna jest czymś strasznym to moment w którym ludzie chwytają za broń wobec drugiego człowieka nie próbując się konsultować. To moment w którym odbiera się dar życia za cenę wzbogacenia się.
Kiedy przygotowaliśmy wszystko co w naszej mocy ostatnie chwilę przed bitwą każdy spędził z najbliższymi. Wang Yu do pałacu sprowadził brzemienną Tanashiri gdyż wiedział ,że w wojnie nawet ona może zostać nieoszczędzona przez wrogów którzy pragną krwi. To właśnie z swoją żoną spędzali te chwile przed walką. Siedzieli pod drzewem wiśni i przytuleni do siebie planowali jakie imię nadadzą swojemu dziecku. Yoona mówiła Toghunowi , że gdy wszystko się skończy to, że pragnie mieć gromadkę dzieci. Jednak Toghun nie miał czasu na gdybanie ucałował swoją nowo upieczoną żonę w policzek i kontrolował czy wszystko zostało już wykonane. Natomiast ja i Bayan ostatnie chwile spędzaliśmy w swojej komnacie. Nie wybiegaliśmy tak daleko w przyszłość skupiliśmy się na tym co miało za chwilę nastąpić. Wtedy dowiedziałam się, że cesarz nie pozwala mi na konsultację z moim ludem, oburzona spytałam:
-Ale dlaczego?! W sali tronowej poparłeś mnie!
-Tak, powiedziałem, że to dobry pomysł, ale nie powiedziałem, że zgadzam się na to, że to ty będziesz z nimi rozmawiać. Będziemy mieli dziecko?! Chcesz tak ryzykować?! Oszalałaś?! Nie jestem już tym tchórzliwym chłopakiem , którego kiedyś musiałaś bronić. Jestem cesarzem i teraz to ja obronię ciebie nawet gdybym miał poświęcić swoje życie.
-Bayanie! Jak możesz tak mówić?! Nie zostawisz mnie! Nie możesz! Nawet tak nie myśl!
-Nie martw się, zrobię wszystko by przeżyć dla ciebie i naszego dziecka. Kocham cie tak bardzo, że nikt mnie nie pokona. A wiesz dlaczego?! Bo twoja obecność, twa miłość dodaje mi sił.
-Bayanie lepiej żebym to ja z nimi porozmawiała jako ich cesarzowa, ich przedstawicielka...
-Nie! To moje ostatnie słowo! A teraz wybacz muszę się przebrać. Nie dużo czasu nam zostało!
Cesarz przytuliwszy mnie, opuścił komnatę by się ubrać w zbroję.
Ja również postanowiłam się przebrać może nie w zbroję lecz w coś wygodniejszego. Ściągnęłam koronę , rozczesałam włosy, ubrałam spodnie i wzięłam łuk.
Po chwili przybiegł zwiadowca, że ludzie przedarli się przez bramy i za chwilę dotrą do bramy głównej. Wszyscy szybko zajęli miejsca. Ustawiliśmy się przed wejściem z bronią. Stanęłam koło cesarza. Była kompletna cisza, było słychać tylko przerażone bicie serc poddanych i ich głośny oddech.
-Kocham cię.-wyszeptałam do cesarza.
On spojrzał na mnie i rzekł:
-Nyang ja ciebie też, ale nie możesz tu zostać.
Nagle usłyszeliśmy huk dobijania się wrót.
-Co to znaczy?!-spytałam Bayana.
-Wang Yu błagam cię broń cesarzowej zabierz ją do opustoszonego klasztoru na wschodzie tam przeczekajcie a potem bezpiecznie ją do mnie przyprowadź.-powiedział cesarz.
-Panie a co z moją żoną? Kto ją będzie bronił?-pytał Wang.
-Nie martw się zrobię wszystko by ją bronić. Niech ona tu zostanie jest prawie w szóstym miesiącu , tu zapewnię jej bezpieczeństwo. Chodzi im o cesarzową. Nie spoczną jeśli ją nie złapią dlatego ukryjcie się.-odpowiedział Bayan.
-Ufam ci cesarzu i powierzam ci swoją ukochaną.-mówiąc to Wang złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w stronę bocznego przejścia.
Ostatni raz spojrzałam na ukochanego a potem podążyłam za Wangiem. Znów los kazał nam się rozdzielić. Znów musiałam samotnie wejść na ścieżkę mroku, by kiedyś znów odnaleźć drogę powrotną do Bayana i mojego domu.
Rozkrecqsz się ^^ fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) W sumie już niebawem będzie koniec całej historii i to już taki definitywny ten koniec. Zrobiłam w punktach wydarzenia , które mają jeszcze nastąpić i każdy jakoś opisze i możliwe , że do 10 rozdziałów jeszcze powinno wystąpić i koniec przewiduje jeszcze w tym roku :) jak dobrze pójdzie haha...
OdpowiedzUsuńZ jednej strony jestem ciekawa tego zakończenia a z drugiej będzie trochę smutno że za 10 rozdziałków się skończy :)
UsuńZ jednej strony czuje niezmierną radość że w końcu po tylu latach to kończę, bo mam mnóstwo innych pomysłów na inne historie a z drugiej strony jak pomyślę , że to już niebawem koniec to mam trochę takie poczucie smutku. Jednak by dokładnie powiedzieć w 100% ile będzie jeszcze części i ile to potrwa tego nie mogę zbyt dokładnie określić możliwe że będzie 10 rozdziałów a możliwe że mniej lub więcej :) Dlatego że mam tylko wypisane co się ma jeszcze wydarzyć a jeśli nie wpadnę na nic po drodze , czegoś jeszcze nie wymyślę to może się zamknę w tych 10 częściach chociaż szczerze mówiąc sama po sobie wiem, że nie mogę niczego zakładać. Zaczynając pisać tą historie nie spodziewałam się, że będzie to aż tyle rozdziałów (chociaż to nie najdłuższa historia napisana przeze mnie) i tak długich ( kiedyś przeniosłam około 39 rozdziałów do worda by w przybliżeniu określić ile byłoby stron książki w formacie a5 i wyszło że ponad 400) nie spodziewałam się również że pisanie tego tyle mi to czasu zajmie. :)ale cóż nie żałuje że zaczęłam to pisać :)
UsuńZeznanie się z jakąś historia jest słodko gorzkie :)
UsuńO tak to prawda, lepiej bym tego nie ujęła. :)
Usuń