Część 50
-Wang Yu mów gdzie jest nasz mały książę , a może daruje ci życie!-odezwał się cesarz mierząc Wanga swoim wzrokiem.
-Myślisz, że zależy mi na życiu? Ja już dawno temu umarłem...-kpiącym głosem przemówił Wang.-Umarłem w chwili pogrzebania Tanashiri i naszego synka. Obiecałeś , że będziesz ich bronił w zamian , że zaopiekuję się twoją żoną! Gdybym z nią nie pojechał, gdybym został...Oni by wciąż żyli! To twoja wina! Teraz poczujecie co to znaczy strata!
-Skoro nie zależy ci na życiu to czemu od razu nie odszedłeś co ci da zemsta?! Jeśli chcesz umrzeć to czemu zaraz po pogrzebie nie umarłeś?! Oddaj nam synka! Błagam Wang Yu...ty nie jesteś zły, zbłądziłeś...Twoja żona by tego nie chciała...-zabrałam głos, próbując wyciągnąć od niego jakąkolwiek informacje.
Wang stał z mieczem w ręku cały zapłakany. Chwiejne ruchy mówiły o tym , że był pijany. Widząc go w takim stanie wiedziałam, że to koniec, , że nie da się już niczego zrobić. Wang Yu chciał umrzeć nie bał się niczego. Czułam, że nie powie gdzie jest nasz syn, lecz jako matka musiałam wierzyć do końca.
Staliśmy na pustym polu. Bayan z przodu negocjował ,zaraz za nim przygotowane do ataku wojsko a ja gdzieś między nimi. Przed nami stał zrozpaczony Wang , który właściwie już czekał kiedy się skończy jego cierpienie. Chciał odejść, ale chyba brakowało mu odwagi by to sam uczynić.
-Wang powiem ostatni raz. Powiedz gdzie jest książę ,a nie zabijemy cię i ochronimy twoje imię. W przeciwnym razie twoje doskonałe życie dowódcy wojska przepadnie i będziesz znany jako jeden z najgorszych ludzi na świecie! Naprawdę chcesz zniszczyć swoje dobre imię?!-zapytał cesarz wyciągając miecz w stronę zdrajcy.
-A ja po prostu mówię: zabij mnie! I tak się nigdy nie dowiecie gdzie jest wasz syn! Nigdy ale to przenigdy!-Wang podszedł do cesarza.
Mężczyzna stanął naprzeciw mojego męża i ustawił się przed samym ostrzem. Bayan spojrzał w oczy Wanga i pchnął ręką miecz, którego ostrze przebiło na wylot zdrajcę. Po chwili cesarz wyciągnął miecz i zadał mu jeszcze trzy inne ciosy. Przy ostatnim przekręcił jeszcze miecz w ciele niegdyś dzielnego wojownika, lecz wówczas zagubionego człowieka pragnącego umrzeć.
Wang Yu upadł na ziemię powoli się wykrwawiał. Podbiegłam do niego mając nadzieję, że jeszcze coś powie. Nachyliłam się nad nim i spytałam:
-Nie musisz mówić gdzie jest, ale powiedz przynajmniej czy żyję! Błagam Wang Yu, ty nie jesteś zły!
-Jak myślisz zabiłbym dziecko? Wybacz, ale nigdy go nie znajdziecie. Seungnyang przepraszam ciebie , ale i dziękuję...teraz mogę dołączyć do swojej rodziny...-zamknął oczy po raz ostatni i odszedł już na dobre.
Ocierając łzy wstałam, podbiegłam do męża i powiedziałam mu, że nasz syn żyje i że musimy go znaleźć za wszelką cenę. Bayan kazał wziąć zwłoki Wanga i zakopać go przy drodze polnej nie stawiając żadnych znaków. Wróciliśmy do pałacu od raz zwołaliśmy posiedzenie w sali tronowej. Przybyli prawie wszyscy, prócz ojca Toghuna, który był z wizytą u Cesarzowej Wdowy, reprezentował go jednak syn. Każdy namiestnik miał za zadanie wysłać swoich ludzi po swoich prowincjach by przeszukiwali domy , szopy i wszystkie miejsca w których mógł przebywać nasz syn. Do tego miały być zawieszane ogłoszenia na widocznych miejscach i odnawiane. Każda cenna informacja była wynagradzana. Wszyscy mieli szukać aż do skutku. Charakterystyczną cechą naszego synka była nie wielka podłużna blizna na prawej rączce , która powstała kiedy uciekałam wraz z Kim Young z opuszczonego klasztoru. Pierwsze tygodnie były bardzo ciężkie. Wiele ludzi się zgłaszało ,mówiąc, że widzieli Wanga, że wiedzą gdzie jest nasz syn , lub przynosili dzieci podobne do naszego księcia, lecz wszytko to były fałszywe tropy , przez które ludzie chcieli dostać wynagrodzenie. Z każdą wieścią serca nam szybciej były i mieliśmy nadzieje, że tym razem to dobry trop, niestety tak nie było. Po pewnym czasie przestaliśmy się już cieszyć z jakichkolwiek informacji. Ani jedna nie była prawdziwa. Wojska wciąż szukały, ludzie wciąż się zgłaszali , lecz to wszystko na nic. Z czasem coraz rzadziej dostawaliśmy informację. Lud zaczął zapominać i żyć własnym życiem podczas gdy ja i Bayan powoli się oddalaliśmy od siebie. Każda nasza rozmowa dotyczyła zaginionego księcia i pomysłu na jego odnalezienie. Zapomnieliśmy już o normalnym życiu. Każdy dzień przypominał poprzedni. Bayan przed snem często pił alkohol, następnego dnia stawał o świcie i całując mnie w policzek opuszczał komnatę i przeglądał wszystkie listy od ludzi szukając tropu.
-Yoona ja nie wiem gdzie błąd popełniłam. Całe moje życie to porażka. Kiedy myślałam, że w końcu znalazłam szczęście to mój syn zaginął.
-Nyang nie potrafię sobie wyobrazić co czujesz, bo nie mamy jeszcze z Toghunem dziecka, ale...myślę, że Wang Yu mimo wszystko porzucił księcia w dobrym miejscu...Książę żyje to najważniejsze, kiedyś się znajdzie. Teraz jest ważne by ten los ciebie i cesarza nie poróżnił. Musicie iść do końca razem. Nie pozwólcie się zniszczyć.
-Gdyby to było takie proste. Boję się, że kiedyś przestanie na mnie patrzyć tak jak teraz, że któregoś dnia powie , że mnie już nie kocha...Nie zniosłabym tego.
-W miłości nie ma takich słów jak "już cię nie kocham" w innym przypadku to nigdy nie była miłość. Ty i Bayan jesteście sobie przeznaczeni. Dacię radę. Musicie tylko ze sobą rozmawiać, nie ukrywajcie niczego przed sobą, żadnego smutku , żalu czy też złości. Na bieżąco rozwiązujcie problemy nim się nawarstwią.
Zastanowiłam się nad tym co powiedziała mi Yoona i zdałam sobie sprawę, że miała rację. Nie powinniśmy niczego przed sobą ukrywać. Miłość to jedno z imion przeznaczenia. Nagle spotykamy tą jedną osobę i mimo różnego początku chcemy z nią być, ufamy jej a kiedy są przeszkody to zamiast się rozpaść to wciąż razem idziemy. Miłość jest jak klej a dwoje ludzi objęci przeznaczeniem są jak jeden dzban. Życie to wiatr, który czasami rozbija naczynie na kawałki , lecz kiedy to miłość to są wstanie znów ułożyć się w całość i chodź z rysami to nadal stanowią całość chociaż po wielu doświadczeniach.
Nie chciałam dłużej czekać pobiegłam do komnaty i postanowiłam zbudzić cesarza. Nie chciałam czekać całej nocy by z nim porozmawiać. Gdy weszłam , zauważyłam, że Bayan ma jakiś koszmar i wołał naszego synka przez sen. Powoli podeszłam do niego i złapałam go za dłoń. Cesarz nagle otworzył oczy i wypowiadając moje imię mocno mnie przytulił. Pogłaskałam go po włosach powiedziałam:
-Kochanie przepraszam cię. To wszystko nie tak miało wyglądać. Proszę cię nie oddalaj się ode mnie bo nie przeżyję tego. Jesteś dla mnie wszystkim. Rozmawiajmy, kłóćmy się, ale nigdy nie doprowadzajmy do ciszy.-łzy spłynęły mi po policzkach i oznaczały one ulgę, znów poczułam że ktoś jest blisko, że nic się nie popsuło.
Świetna kontynuacja i te gify na koniec :)
OdpowiedzUsuń