Część 49
Po śniadaniu wyruszyliśmy wraz z cesarzem i Seung Jungiem do Cesarzowej Wdowy, która w końcu chciała nas zobaczyć a przede wszystkim nie mogła się doczekać swojego wnuka. Mimo wielu obowiązków wraz z moim powrotem postanowiliśmy odpowiedzieć na jej zaproszenie, gdy w końcu nie wiadomo kiedy znów byśmy je otrzymali. Niestety nasz kontakt się pogorszył ,a zależało nam by nasz synek miał dobre relacje z babcią. Wsiedliśmy do powozu i wraz z pięcioma innymi strażnikami Yooną i jej mężem Toghunem ruszyliśmy w drogę. Był ciepły wiosenny dzień. Mgła wraz z upływem czasu powoli opadała, odsłaniając nam tym samym widoki, tak jak kurtyna na scenie ukazując nam bohaterów. Dojechaliśmy akurat na obiad do Cesarzowy Wdowy. Wchodząc do jej pałacu przywitała nas ciepło również naszą służbę. Zgodziła się również by wszyscy zasiedli z nami do stołu. Było to zadziwiające gdyż matka cesarza nie była tego rodzaju osobą. Służba to dla niej tylko służba , która musi z godnością służyć swoim panom i która ma swoje pozwolenia jak i zakazy. Jednak nikt nie miał ochoty jej pytać, dlaczego w tej chwili się tak zachowała. Oczywiście nam to nie przeszkadzało, bo staraliśmy się godnie zachowywać w stosunku do swoich poddanych. Poza tym właśnie jedna ze służek była moją przyjaciółką a ja sama kiedyś byłam również poddaną, o czym nie mogłam nigdy zapomnieć. Zawsze wspominałam o tych czasach kiedy miałam wrażenie, że wypieram tą smutną i trudną przeszłość , stając się na chwilę bogato ubraną lalką wśród kosztowności. Nie, nie chciałam zapomnieć i nie mogłam gdyż ten straszny czas i ta długa droga do tronu mnie ukształtowały pokazując wartości, których bym pewnie nie dostrzegła będąc zawsze wśród bogactw i służby. To właśnie przeszłość sprawiała, że stawałam się lepszą cesarzową, lepszą osobą i bardziej zrozumiałą dla ludu.
-Toghunie słyszałam, że jesteś niesamowicie odważny i wiele pomogłeś państwu i ich władcą. Jestem ci bardzo wdzięczna i cały kraj będzie ci wdzięczny za twoje szlachetne serce.-powiedziała Cesarzowa Wdowa Youngshi.
-Tak to prawda. Toghun to nasz najbardziej oddany człowiek, nasz przyjaciel.-oznajmił Bayan.
-Myślałam, że wybierzesz wojskowe życie. A tu się ożeniłeś ze służką...no no nie spodziewałam się po tak wielkim wojowniku, że zapragnie mieć rodzinę.-mówiła Wdowa traktując z niższością Yonne siedzącą nieopodal męża.-Jesteście już tyle po ślubie z tą służącą, a tu jednak dzieci nie widać. Czy może się rozmyśliłeś?
-Matko to nie twoja sprawa. -rzekł Bayan.
-Przepraszam jeśli kogoś uraziłam, ale taka prawda. Wojownik zawsze będzie wojownikiem tego się nie zmieni tak jak więzów krwi. Nie wybiera się rodziny.-starsza kobieta szeroko się uśmiechała.
-Nic nie szkodzi Cesarzowo Wdowo. Yoona jest jeszcze młoda mamy czas na dziecko, lecz najpierw chcę by sytuacja się w państwie unormowała by żona i dziecko byli bezpieczni. Jeśli wykonam swoje zadania wówczas odejdę ze służby i oddam się obowiązkom rodzinnym.-odpowiedział Toghun.
Yoona zmieszana i spięta siedziała na krześle obok Toghuna i martwo spoglądała na talerz z jedzeniem. Nie miała spojrzeć w inną stronę, gdyż miała poczucie , że nigdy nie będzie godna tak wspaniałego mężczyzny jak jej wybranek. Było jej przykro z powodu słów Youngshi ,ale nawet nie miała prawa zabrać głosu. Teraz wiedziała dlaczego służba a ich podwładni nie mogli razem spożywać posiłków gdyż po prostu byliby upokarzani.
-Toghunie proszę cię powiedz swojemu ojcu Joo Yongowi by przybył do mnie. Mam sprawę do niego.-poprosiła Cesarzowa Yongshi. -Wybaczcie ,ale ma teraz modlitwę, więc spotkajmy się innym razem w tym wspaniałym gronie. Żegnajcie.
Cesarzowa Wdowa opuściła nas. Ja i Bayan byliśmy zaskoczeni bardzo, gdyż nie wiele rozmawiała z nami a naszego syna potraktowała jakby go nie było. Dała nam jakiś prezent kilka razy się do niego uśmiechnęła a poza tym nie wykonała, żadnego gestu. Trochę martwiłam się, że może coś złego się dzieje, ale niestety nie mogliśmy już tego dnia ją o to zapytać. Dokończyliśmy posiłek , potem Yoona pomogła mi przebrać synka i ruszyliśmy wszyscy w drogę powrotną do naszego pałacu.
Zbliżał się już wieczór, robiło się coraz ciemniej. Słońce powoli się zaczęło chować, przyświecając ostatnimi promieniami. Nasz syn już zasnął na mych rękach a my w ciszy jechaliśmy leśną drogą. Nagle powóz się zatrzymał.
-Co się dzieje?!-zapytał cesarz.
-Panie pilnuj księcia i żony! Nie wychodźcie z powozu! Zostaliśmy otoczeni!-krzyczał Toghun.
Ja i Yoona przestraszyłyśmy, lecz dla bezpieczeństwa nie wyglądałyśmy na zewnątrz. Bayan czekał z mieczem w ręku razem z nami. Na zewnątrz było tylko słychać krzyki i wypuszczane strzały w naszą stronę , które wbijały się w powóz. Nagle usłyszeliśmy znajomy głos, który powiedział:
-Toghun to nie twoja walka. Zejdź mi z drogi!
-Nigdy!-krzyknął mąż Yoony.
-Wybacz za to co teraz zrobię.-powiedział męski głos.
W pewnej chwili usłyszeliśmy wrzask Toghuna. Yoona nie wytrzymała wybiegła z powozu. A tam przed nią stanął mężczyzna, który ją odepchnął na bok.
-Wang Yu?! Co ty tu robisz?! Oszalałeś?!-krzyczała Yoona rozpoznając zamaskowaną postać.
Wang otworzył drzwi i przyłożył mi miecz do szyi, nagle cesarz rzucił się w jego stronę i zaczęli walczyć na zewnątrz. Próbowałam coś zrobić uciec drugą stroną, lecz ledwo wyszłam a jacyś dwaj mężczyźni zaczęli we mnie celować. Jeden z nich wyrwał mi siłą naszego księcia i pobiegł w głąb lasu. Po chwili cesarz ruszył w pogoń za nimi. Niestety zniknęli w głębi. Ja i Yoona pomogliśmy wstać Toghunowi i wsadziliśmy go do powozu. Żona uciskała mu ranę ,a ja wypatrywałam męża, który wrócił po chwili.
-Nyang wsiadaj! Wracamy do pałacu! Szybko!-krzyczał Bayan.
Bayan kierował powozem, konie pędziły jak szalone. Toghun krwawił, jednak to niebyła śmiertelna rana. Wang Yu znał słabe jak i śmiertelne punkty wiedział gdzie trafić by pozbyć się kogoś lecz go zarazem nie zabić. Nie mogłam w to uwierzyć co się stało. Zostaliśmy zdradzeni przez najwspanialszą osobę. Ja poczułam się bardzo dotknięta gdyż wiele historii mnie łączyło z Wangiem, to dzięki niemu dostałam się jako służąca na cesarski dwór i to on mi najbardziej pomagał i tylko on był przy mnie i znał prawdę kiedy wszyscy dookoła byli przeciwko mnie. W tej chwili szczerze żałowałam, że nie zginął wtedy kiedy towarzyszył mi w drodze do klasztoru. Wiedziałam jedno mimo przeszłości i dobrych relacjach nie mogłam pozwolić zdrajcy spokojnie żyć. Postanowiłam za wszelką cenę znaleźć syna i ukarać porywacza.
-Wang stał się taki po śmierci żony i ich dziecka. Obwinia cesarza o ich śmierć. Bo kiedy ona ginęła ty cesarzowo jechałaś z nim do tego opuszczonego klasztoru. -mówił słabym głosem Toghun.
Dojechaliśmy do pałacu cesarz zwołał wojsko i zaczęli pościg. Następnego dnia podano rysopis sprawcy i rozesłano go po wszystkich wsiach w państwie. W każdym miejscu w którym przebywali ludzie. Wojsko cesarskie zaglądało do każdej szopy, domu, czy też opuszczonych miejsc. Nigdzie nie było śladu po naszym synu i Wang Yu. Poszukiwania trwały przez kilka kolejnych tygodni. Niestety nie było żadnego efektu. Szukaliśmy igły w stogu siania. Wang Yu miał wielu znajomych i wiele osób go ceniło więc mógł gdzieś spokojnie przebywać. Do pałacu zostali wezwani przyjaciele mężczyzny Mo i Jombak jednak oni załamani nie wiedzieli gdzie jest ich przyjaciel i dowódca. Nie mogli się pogodzić z tym co zrobił i próbowali go tłumaczyć, ale sami nie wierzyli w swoje słowa.
-Wang po pogrzebie Tanashiri i ich dziecka całkowicie się załamał. Wygnał nas mówiąc, że jeśli go nie zostawimy to nas zabije. Naprawdę nie wiemy gdzie on jest, lecz mimo że uczynił tak straszną rzecz ma swoje zasady.-mówił Jombak.
-Co masz na myśli?-spytałam.
-Jest człowiekiem honoru...dla mnie będzie na zawsze tym wspaniałym człowiekiem i dowódcą, ale musi ponieść konsekwencje...-zaczął łamliwym głosem.-Panie , cesarzu! Ogłoście, że oczekujesz na pojedynek. Wang Yu w tej sytuacji ci nie odmówi. Spotkacie się a wtedy...zrobisz co będziesz uważał z naszym przyjacielem...
Mężczyźni wyszli , a ja , Bayan i Toghun przedyskutowaliśmy tą propozycję. Postanowiliśmy się tego podjąć. Szybko służba przygotowała informacje, która szybko obiegła kraj. Na odpowiedź nie czekaliśmy długo. Już po kilku dniach dostaliśmy list z miejscem i czasem gdzie ma się stoczyć pojedynek Wanga i Bayana.
Cesarz zebrał wojsko w sali tronowej i wszyscy uzbrojeni mężczyźni czekali na rozkazy. Ja postanowiłam również w tym brać udział. Cesarz w tej sytuacji nie mógł się nie zgodzić. Musiał mnie zabrać, gdyż nic by mnie nie powstrzymało od pojechania za nimi.
-Nie wtrącajcie się dopóki nie dam znaku! Pilnować cesarzowej!-krzyknął Bayan i ruszyliśmy w drogę na spotkanie z zdrajcą.
Jak zawsze fajnie się czytało :)
OdpowiedzUsuń