Rozdział
7
-Skądś kojarzę twarz Nyanga.-mówił, sam do siebie książę.-Czyżby...nie, to nie możliwe.
Stanęłam przed drzwiami, prowadzącymi do pokoju Bayana i rozglądnęłam się. Nie było śladu po służbie i strażnikach. Przestraszyłam się, że może coś się stało. Wpadłam do pokoju jak wicher. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to było puste łóżko. Dopiero gdy się bardziej rozglądnęłam zauważyłam siedzącego pod stołem księcia. Przykucnęłam i spytałam troskliwym głosem, czy coś się stało. On odparł, że się bał bo nikogo nie było. Oddychnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam go całego i zdrowego. Chociaż nie ukrywając, zdziwiło mnie zachowanie Bayana.
-Nyang. Już nigdy więcej mnie nie opuszczaj.-rzekł , chwytając mnie za rękę.
-Co ty robisz?-spytałam, wyrywając swoją dłoń, z uścisku.
-Nyang czy ty...jesteś tą dziewczyną z plaży?-spytał nieśmiało.
-O czym Panie mówisz? Ja ,dziewczyną? Niby jak?-zmieniłam od razu ton wypowiedzi.
-Gdy byłem chory opiekowałaś się mną. Jestem pewny , że słyszałem jak mówisz do mnie dziewczęcym głosem. Poza tym gdy mnie opuściłaś...znów przyśnił mi się sen. Jak jeździmy razem na koniach. To była twoja twarz!-mówił.
-Ja...-a ja nie wiedziałam co mam powiedzieć.
Jednak mój rozum się nie pomylił. Już widziałam go na plaży. To był on! Próbowałam się bić z przyszłym cesarzem dynastii Jin. Byłam bardzo zaskoczona. Nie wiedziałam co mam robić. Przyznać się, czy może wszystkiemu zaprzeczyć? Serce waliło mi jak młotem, jedna myśl zahaczała o drugą. Wspomnienia wróciły...
-Wybacz, ale nie mogłam się przyznać, że jestem kobietą...-wybrałam prawdę.-inaczej bym się tu nie znalazła. Minęło tyle lat. Myślałam o tamtym chłopaku z nad brzegu , ale z czasem zapomniałam jak wygląda twoja twarz.
-Nyang!-krzyknął i mocno przytulił mnie do siebie.
Przyznałam się co do tego spotkania , ale nie zamierzałam powiedzieć całej prawdy, czyli tego , że powinnam być teraz cesarzową. Nagle to pokoju wleciał Wang Yu. Zrobił dziwną minę, gdy zobaczył nas przytulonych na podłodze. Nie wiedział jak ma się zachować. Machną tylko ręką i wyszedł zza drzwi. Na zewnątrz zaczął znacząco kaszleć. Szybko wstałam i wyszłam na spotkanie z Wangiem.
-Panie, to nie jest tak jak myślisz.-zaczęłam się tłumaczyć.
-Ale co? Że to? Ja nie wnikam w prywatne sprawy, tylko Nyang , pamiętaj , że to książę.-mówiąc unikał mojego wzroku.
-Chodzi o to, że...-chciałam się wytłumaczyć, ale w pewnej chwili doszedł do nas Bayan.
-No Wang Yu , masz niesamowitą dziewczynę przy sobie.-powiedziawszy to wyszedł na dziedziniec.
Po tych słowach, Wang już całkiem ''oszalał'', nie wiedział jak ma to rozumieć. Ja udałam, że nie wiem o co mu chodziło. Po chwili milczenia, spytałam się czego ode mnie chciał.
-Przyszedłem by...by...by...-zaczął się jąkać.-Właściwie to ... Ładna jest pogoda.
-Tylko tyle?-spytałam.
-Tak.-rzekł.-A właśnie! Nyang masz dzisiaj czas wolny do wieczora. Wpadnij wieczorem do mnie. Mam dla ciebie zadanie.
-Tak jest.-mówiąc to pobiegłam za księciem na dziedziniec.
-Chyba dzisiaj niczego nie piłem?-pytał sam siebie Wang Yu.-Nie to pewnie z przemęczenia. Przecież książę i Nyang...Nie. To przez słońce.
Byłam zła na Bayana, że prawie wyjawił moją tajemnicę. Chciałam z nim pogadać, ale nie mogłam go nigdzie znaleźć. W pewnej chwili usłyszałam stukanie kopyt. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam Bayana prowadzącego konia. Spytałam się go, co robi. Ten odpowiedział:
-Nyang pojedźmy na koniu do Ilsu. Wtedy poczułem , że naprawdę żyję. Powtórzmy to. Proszę cię.
-Ale nie mogę brać dwóch koni.
-Wiem, dlatego wziąłem twojego. Pojedziemy na jednym
-Właściwie mam do ciebie pytanie. Dlaczego wtedy nie przyznałeś się. że jesteś księciem? Przedstawiłeś się jako Batosu Keumsu.
-Pamiętasz! Chciałem wiedzieć, jak potraktujesz mnie gdy okażę się zwykłym człowiekiem.
-No dobrze, ale przed wschodem musimy wrócić.
-Super! Kochana jesteś!-podbiegł i ucałował mnie w policzek.
Właściwie, nie wiedziałam dlaczego się zgodziłam. Przecież jeżeli by się coś stało, to bym ja była za to odpowiedzialna. Po krótkim zastanowieniu wsiedliśmy na konia i ruszyliśmy w drogę. Książę siedział za mną i mocno trzymając się mnie, śmiał się tak głośno, że w życiu nie słyszałam czegoś podobnego. To był śmiech wolności, zachłanności życia. Zrozumiałam, że dopiero teraz jest tak naprawdę szczęśliwy. Cieszył się jak małe dziecko. Zatrzymaliśmy się w tym samym miejscu co kilka lat wcześniej. Zsiedliśmy z konia. Stojąc rozglądaliśmy się dookoła. Był tak upalny dzień, jak wtedy gdy poznałam Bayana. W pewnej chwili książę chwycił mnie za rękę i mocno ściskając dłoń , mierzył mnie wzrokiem.
-Co ty robisz?-spytałam.
-Patrze się. A co nie wolno?-odpowiedział.
-Właśnie , że nie, nie wolno.-powiedziałam.
-A dlaczego? Jestem przyszłym cesarzem. Mnie wszystko wolno.-mówił.
-Puść mnie.-poprosiłam.
-Tamta Nyang , którą poznałem wiele lat temu. Nie prosiła, ona robiła wszystko by dopiąć swego. -odparł.
Te słowa, były...nawet było trudno mi określić czym były. Wiedziałam tylko jedno, tamta Nyang ''umarła'' i nie wróci nigdy więcej. Te beztroskie dni, pełne uśmiechów i zabawy odeszły, tak jak moje marzenia. Życie bywa okrutne i pełne cierpienia, którego nie dostrzegamy, albo wolimy nie widzieć. Każdy by chciał żyć, ale nie wczasach , które sami tworzymy. To tylko zależy od nas jakie będzie to ''jutro''. Sami tworzymy wojny, kłótnie, niesprawiedliwość. Często sobie zadaję pytanie : Czy warto? Czemu wszyscy nie możemy żyć w miłości? Czy to wszystko przez pieniądze? A co gdyby nie byłoby pieniędzy? Jaki był by wtedy świat?
Tego już się nie dowiemy, bo świat poszedł zbyt do przodu a co będzie dalej? Zależy już tylko od nas.
W tym samym czasie do Wanga Yu wpadł Jae Sung Mo z wiadomością, że pojechałam wraz z księciem na jednym koniu w stronę Ilsu. Wang aż z wrażenia wstał z krzesła.
-Oboje? Na jednym koniu? Razem? O Buddo ,żeby tylko z tego nie wybuchła afera polityczna! Gdyby Nyang był kobietą, ale... Mo przygotuj konia.-mówił Yu.
Gdy koń był już gotowy, Wang w pośpiechu niczym wiatr ruszył do Ilsu. Ja siedziałam koło Bayana , a on trzymając mi nadal moją dłoń. Po chwili, całkiem niespodziewanie po pliczku popłynęła mi jedna, niewinna łza, która pozostawiła mokry ślad, który w końcu wyschnie i za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał, że ona popłynęła. Otarłam ją a potem wstałam i próbowałam wyrwać dłoń z mocnego uścisku księcia.
-Nyang chcę ci powiedzieć, że...
-Puść mnie!-krzyknąwszy wyrwałam się Bayanowi.
Upadając, trochę się zamoczyłam. Książę pomógł mi wstać, a potem spojrzał na mnie takim zachłannym wzrokiem. Czułam, że chce mi coś powiedzieć, ale pytanie co? Pierwsze co zrobiłam to dotknęłam szyi. I zauważyłam, że nie ma mojego wisiorka z pierścionkami rodziców. Wbiegłam do wody, rzuciłam się na kolana dotykałam dna...
-Czego szukasz?-spytał książę.
-Wisiorka z dwoma pierścionkami moich rodziców. -odpowiedziałam zasmuconym głosem.
Bayan , zaczął poszukiwania razem ze mną. Po jakimś czasie poszukiwań niczego nie znalazłam. Podeszłam do Bayana i spytałam go o ten wisiorek, jednak odpowiedział, że nie widział go nigdzie. W tym czasie Wang Yu przejechał las i znalazł się na wzgórzu Su stamtąd było można zobaczyć , cały długi brzeg. I właśnie stamtąd zauważył nas stojących i rozmawiających. Ukosem spojrzał na nas i ruszył w naszą stronę.
-Wracajmy już. -odparłam.
-Dobrze, ale nie martw się Nyang. Znajdziesz go.-rzekł Bayan wsiadając na konia.
Miałam siąść razem z nim , ale zobaczyłam nadjeżdżającego Wanga. Gdy dojechał do nas, spytał się co robimy. Książę odpowiedział:
-Byliśmy na romantycznej przejażdżce.
-Romantycznej? Przecież...
-Nie , to nie tak. Panie ja... po prostu chciałem mu pokazać ten brzeg. -wtrąciłam.
-A gdzie twój koń Nyang?-spytał Yu.
-To jest koń Nyang. Przyjechaliśmy razem. Bo wszystkie konie ...nie było już żadnego. -powiedział Bayan.
-Nie było żadnego? Naprawdę?! Jak wychodziłem to były wszystkie, chyba że pomyliłem stajnie.-odparł Yu.
Żadne z nas się na to nie odezwało. Zapadła cisza. Słychać było tylko szum fal i drzew, oraz śpiew ptaków. Po chwili Wang przerwał milczenie. Powiedział, że musimy już wracać bo musi ze mną porozmawiać. Bayan wsiadł na konia. A ja centralnie stałam pomiędzy dwoma przystojnymi mężczyznami na koniach o dwóch różnych charakterach.
-No Nyang na co czekasz? Jedź ze mną, tak jak tu przyjechaliśmy.-odparł książę.
Jednak ja poczułam , że moje serce biło z sekundy na sekundę coraz szybciej. Nie wiem dlaczego, ale miałam dylemat z kim mam wrócić. Obaj mężczyźni spoglądali na mnie z ''góry'' a ja stałam po środku i patrzyłam się raz na jednego, raz na drugiego. Wiatr rozwiewał włosy Wanga, dobrze zbudowany wojownik, z dobrym gustem, skromny, wrażliwy o walecznym sercu a na przeciwko niego książę Bayan, tchórzliwy lecz przystojny młodzieniec, nie za mądry, delikatny , wrażliwy , rozpieszczony kobieciarz. Ogólnie wybór był prosty, ale nie tak rzeczywisty na jaki się wydawał.
-No to wybieraj Nyang.-rzekł Wang Yu.
Ostatni raz spojrzałam na obu a potem stanęłam wprost Wanga, ukłoniłam się i wróciłam z Bayanem.
Gdy ruszyliśmy książę rzucił wyzywający wzrok z dodatkiem uśmiechu do Wanga a ten spojrzał ze zrezygnowaniem i potem ruszył za nami.
Gdy już dotarliśmy do domu, każdy rozszedł się w swoją stronę. Poszłam się wykąpać, tymczasem Wang Yu przygotował się na spotkanie ze mną a książę siedział w swojej komnacie na łóżku i trzymając w ręce mój wisiorek myślał: ''Gdzieś już widziałem ten pierścień, ale gdzie? Dlaczego jest tak ważny dla mojej Nyang?'' W pewnej chwili do komnaty w której brałam kąpiel zapukał Wang Yu. Przestraszyłam się i zaczęłam panikować. Szybko wstałam i chciałam dosięgnąć po ubrania, ale się poślizgnęłam i wpadła jeszcze raz. Było słychać jedynie głośny plusk.
-Nyang, wszystko w porządku? Ej pomóc ci w czymś?-pytając był gotowy wejść do pokoju.
-Nie! Panie, nie wchodź. Zaraz wyjdę.-krzyknęłam.
-Dobrze, to czekam w swojej komnacie.-rzekł.-Musimy porozmawiać o Bayanie i o tobie, oraz o mojej decyzji.
-Dobrze.-mówiąc to zaczęłam się ubierać.
Po wielkim strachu, zapukałam w końcu do Wanga. Gdy weszłam zobaczyłam tylko stolik i wino i jakieś przysmaki i oczywiście on siedzący na podłodze, pijący wino. Siadłam na przeciwko niego i niezręcznie się czując chciałam sięgnąć po kubek z winem, ale Wang złapał mnie za rękę. Ja przestraszyłam się i miałam już iść gdy powiedział:
-Spokojnie, jeszcze nie pij. Bo jak będziesz pijany to nic nie zrozumiesz. Właściwie to ja muszę się jeszcze napić, bo nie wiem jak ci to powiedzieć.-chwycił za kubek z winem i jednym ruchem wypił wszystko , aż kropelki napoju spłynęły mu po brodzie, brudząc szaty.
-O co chodzi?-spytałam.
-Martwi mnie wa...-przypadkowo Wang dostał czkawki.-Wasz konta...kt. Czy wy...jest...jeste...jesteście...
Wang wziął jeszcze jeden łyk, aż czkawka mu przeszła.
-Chciałem po prostu spytać czy wy tak na poważnie.-w końcu wydusił ze siebie.-Nie chciałbym żadnego...
W pewnej chwili do drzwi zapukał Bayan. Od dychnełam z ulgą. Nie wiedziałam, że mogę się tak ucieszyć na widok księcia.
-Mogę wejść?-spytał zza drzwi.-Jest tam Nyang?
Oburzony Wang odstawił kubek , złapał oddech i powiedział by wszedł.
-Oooo jaki klimacik. Winko, przysmaki, wy dwoje...-siadając koło mnie, mówił Bayan.-Jaki romantyczny wieczór. Mogę się napić z wami?
-Tak.-odpowiedział Wang Yu.
Siedzieliśmy w milczeniu przez jakiś czas. Ja nie piłam , nie jadłam. Tylko Bayana z Wangiem się opili i najedli. Od czasu do czasu rzucali sobie złośliwe spojrzenia. Zaczęło mnie to już nudzić, więc chciałam wstać, ale Wang jak i równo Bayan złapali mnie za ręce i pociągnęli w dół. Potem książę zarzucił mi rękę na plecy i zaczął mówić:
-Ta Nyang jest taka śliczna. Zgadzasz się ej...ty!
-Nie powiedziałbym. To mężczyzna.
-Głupi jesteś! Wcale nie, nie widzisz tych oczu. To ...jest...moja i tylko moja Yang.
-Nie Yang tylko Nyang i to facet!
-Yang Nyang super! Pijak z ciebie Yu.
-A ty śmierdzisz Bay-an.
-Haha...zgadzam się.
-Ale Jak Nyang to kobieta?
-Budda czyni czary.
-Z tym się zgodzę.
Wymieniali się tak jeszcze przez chwilę spostrzeżeniami, a ja modliłam się tylko, by do jutra Wang Yu zapomniał o tym wszystkim. W pewnej chwili wzięłam kubek do rąk i chciałam sobie nalać wina, bo raczej na trzeźwo bym tego nie wytrzymała. Jednak mężczyźni przewidzieli moje zamiary i obaj równocześnie, szybko wyciągnęli ręce po naczynie z napojem. Obydwoje chwycili. Potem zmierzyli się wzrokiem aż w końcu Bayan uderzył po rękach Wanga Yu i powiedział:
-Nie ładnie tak. Łapki precz.
Nie wiedziałam co mam robić. Trzymając w rękach kubek książę zaczął mi nalewać wina.
-Nyang mam wobec ciebie plan.-rzekł Bayan.
-Kochana...wyjdziesz za mnie? Kocham cię, wiesz o tym? Masz najpiękniejsze oczy świata.-mówił.
Zrobiłam tak zwane wielkie oczy, które spojrzały w prost w oczy księcia. Moje serce się chwilę zatrzymało. Wzrok Wanga przenikliwie spoglądał na nas.
W końcu się zdenerwowałam. Miałam tego dość. Wstałam, zawołałam Jae Sunga Mo i Jombaka, oni zajęli się pijanymi mężczyznami a sama wróciłam do komnaty i poszłam spać.
-Nyang pojedźmy na koniu do Ilsu. Wtedy poczułem , że naprawdę żyję. Powtórzmy to. Proszę cię.
-Ale nie mogę brać dwóch koni.
-Wiem, dlatego wziąłem twojego. Pojedziemy na jednym
-Właściwie mam do ciebie pytanie. Dlaczego wtedy nie przyznałeś się. że jesteś księciem? Przedstawiłeś się jako Batosu Keumsu.
-Pamiętasz! Chciałem wiedzieć, jak potraktujesz mnie gdy okażę się zwykłym człowiekiem.
-No dobrze, ale przed wschodem musimy wrócić.
-Super! Kochana jesteś!-podbiegł i ucałował mnie w policzek.
Właściwie, nie wiedziałam dlaczego się zgodziłam. Przecież jeżeli by się coś stało, to bym ja była za to odpowiedzialna. Po krótkim zastanowieniu wsiedliśmy na konia i ruszyliśmy w drogę. Książę siedział za mną i mocno trzymając się mnie, śmiał się tak głośno, że w życiu nie słyszałam czegoś podobnego. To był śmiech wolności, zachłanności życia. Zrozumiałam, że dopiero teraz jest tak naprawdę szczęśliwy. Cieszył się jak małe dziecko. Zatrzymaliśmy się w tym samym miejscu co kilka lat wcześniej. Zsiedliśmy z konia. Stojąc rozglądaliśmy się dookoła. Był tak upalny dzień, jak wtedy gdy poznałam Bayana. W pewnej chwili książę chwycił mnie za rękę i mocno ściskając dłoń , mierzył mnie wzrokiem.
-Co ty robisz?-spytałam.
-Patrze się. A co nie wolno?-odpowiedział.
-Właśnie , że nie, nie wolno.-powiedziałam.
-A dlaczego? Jestem przyszłym cesarzem. Mnie wszystko wolno.-mówił.
-Puść mnie.-poprosiłam.
-Tamta Nyang , którą poznałem wiele lat temu. Nie prosiła, ona robiła wszystko by dopiąć swego. -odparł.
Te słowa, były...nawet było trudno mi określić czym były. Wiedziałam tylko jedno, tamta Nyang ''umarła'' i nie wróci nigdy więcej. Te beztroskie dni, pełne uśmiechów i zabawy odeszły, tak jak moje marzenia. Życie bywa okrutne i pełne cierpienia, którego nie dostrzegamy, albo wolimy nie widzieć. Każdy by chciał żyć, ale nie wczasach , które sami tworzymy. To tylko zależy od nas jakie będzie to ''jutro''. Sami tworzymy wojny, kłótnie, niesprawiedliwość. Często sobie zadaję pytanie : Czy warto? Czemu wszyscy nie możemy żyć w miłości? Czy to wszystko przez pieniądze? A co gdyby nie byłoby pieniędzy? Jaki był by wtedy świat?
Tego już się nie dowiemy, bo świat poszedł zbyt do przodu a co będzie dalej? Zależy już tylko od nas.
W tym samym czasie do Wanga Yu wpadł Jae Sung Mo z wiadomością, że pojechałam wraz z księciem na jednym koniu w stronę Ilsu. Wang aż z wrażenia wstał z krzesła.
-Oboje? Na jednym koniu? Razem? O Buddo ,żeby tylko z tego nie wybuchła afera polityczna! Gdyby Nyang był kobietą, ale... Mo przygotuj konia.-mówił Yu.
Gdy koń był już gotowy, Wang w pośpiechu niczym wiatr ruszył do Ilsu. Ja siedziałam koło Bayana , a on trzymając mi nadal moją dłoń. Po chwili, całkiem niespodziewanie po pliczku popłynęła mi jedna, niewinna łza, która pozostawiła mokry ślad, który w końcu wyschnie i za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał, że ona popłynęła. Otarłam ją a potem wstałam i próbowałam wyrwać dłoń z mocnego uścisku księcia.
-Nyang chcę ci powiedzieć, że...
-Puść mnie!-krzyknąwszy wyrwałam się Bayanowi.
Upadając, trochę się zamoczyłam. Książę pomógł mi wstać, a potem spojrzał na mnie takim zachłannym wzrokiem. Czułam, że chce mi coś powiedzieć, ale pytanie co? Pierwsze co zrobiłam to dotknęłam szyi. I zauważyłam, że nie ma mojego wisiorka z pierścionkami rodziców. Wbiegłam do wody, rzuciłam się na kolana dotykałam dna...
-Czego szukasz?-spytał książę.
-Wisiorka z dwoma pierścionkami moich rodziców. -odpowiedziałam zasmuconym głosem.
Bayan , zaczął poszukiwania razem ze mną. Po jakimś czasie poszukiwań niczego nie znalazłam. Podeszłam do Bayana i spytałam go o ten wisiorek, jednak odpowiedział, że nie widział go nigdzie. W tym czasie Wang Yu przejechał las i znalazł się na wzgórzu Su stamtąd było można zobaczyć , cały długi brzeg. I właśnie stamtąd zauważył nas stojących i rozmawiających. Ukosem spojrzał na nas i ruszył w naszą stronę.
-Wracajmy już. -odparłam.
-Dobrze, ale nie martw się Nyang. Znajdziesz go.-rzekł Bayan wsiadając na konia.
Miałam siąść razem z nim , ale zobaczyłam nadjeżdżającego Wanga. Gdy dojechał do nas, spytał się co robimy. Książę odpowiedział:
-Byliśmy na romantycznej przejażdżce.
-Romantycznej? Przecież...
-Nie , to nie tak. Panie ja... po prostu chciałem mu pokazać ten brzeg. -wtrąciłam.
-A gdzie twój koń Nyang?-spytał Yu.
-To jest koń Nyang. Przyjechaliśmy razem. Bo wszystkie konie ...nie było już żadnego. -powiedział Bayan.
-Nie było żadnego? Naprawdę?! Jak wychodziłem to były wszystkie, chyba że pomyliłem stajnie.-odparł Yu.
Żadne z nas się na to nie odezwało. Zapadła cisza. Słychać było tylko szum fal i drzew, oraz śpiew ptaków. Po chwili Wang przerwał milczenie. Powiedział, że musimy już wracać bo musi ze mną porozmawiać. Bayan wsiadł na konia. A ja centralnie stałam pomiędzy dwoma przystojnymi mężczyznami na koniach o dwóch różnych charakterach.
-No Nyang na co czekasz? Jedź ze mną, tak jak tu przyjechaliśmy.-odparł książę.
Jednak ja poczułam , że moje serce biło z sekundy na sekundę coraz szybciej. Nie wiem dlaczego, ale miałam dylemat z kim mam wrócić. Obaj mężczyźni spoglądali na mnie z ''góry'' a ja stałam po środku i patrzyłam się raz na jednego, raz na drugiego. Wiatr rozwiewał włosy Wanga, dobrze zbudowany wojownik, z dobrym gustem, skromny, wrażliwy o walecznym sercu a na przeciwko niego książę Bayan, tchórzliwy lecz przystojny młodzieniec, nie za mądry, delikatny , wrażliwy , rozpieszczony kobieciarz. Ogólnie wybór był prosty, ale nie tak rzeczywisty na jaki się wydawał.
-No to wybieraj Nyang.-rzekł Wang Yu.
Ostatni raz spojrzałam na obu a potem stanęłam wprost Wanga, ukłoniłam się i wróciłam z Bayanem.
-Nyang, wszystko w porządku? Ej pomóc ci w czymś?-pytając był gotowy wejść do pokoju.
-Nie! Panie, nie wchodź. Zaraz wyjdę.-krzyknęłam.
-Dobrze, to czekam w swojej komnacie.-rzekł.-Musimy porozmawiać o Bayanie i o tobie, oraz o mojej decyzji.
-Dobrze.-mówiąc to zaczęłam się ubierać.
Po wielkim strachu, zapukałam w końcu do Wanga. Gdy weszłam zobaczyłam tylko stolik i wino i jakieś przysmaki i oczywiście on siedzący na podłodze, pijący wino. Siadłam na przeciwko niego i niezręcznie się czując chciałam sięgnąć po kubek z winem, ale Wang złapał mnie za rękę. Ja przestraszyłam się i miałam już iść gdy powiedział:
-Spokojnie, jeszcze nie pij. Bo jak będziesz pijany to nic nie zrozumiesz. Właściwie to ja muszę się jeszcze napić, bo nie wiem jak ci to powiedzieć.-chwycił za kubek z winem i jednym ruchem wypił wszystko , aż kropelki napoju spłynęły mu po brodzie, brudząc szaty.
-O co chodzi?-spytałam.
-Martwi mnie wa...-przypadkowo Wang dostał czkawki.-Wasz konta...kt. Czy wy...jest...jeste...jesteście...
Wang wziął jeszcze jeden łyk, aż czkawka mu przeszła.
-Chciałem po prostu spytać czy wy tak na poważnie.-w końcu wydusił ze siebie.-Nie chciałbym żadnego...
W pewnej chwili do drzwi zapukał Bayan. Od dychnełam z ulgą. Nie wiedziałam, że mogę się tak ucieszyć na widok księcia.
Oburzony Wang odstawił kubek , złapał oddech i powiedział by wszedł.
-Oooo jaki klimacik. Winko, przysmaki, wy dwoje...-siadając koło mnie, mówił Bayan.-Jaki romantyczny wieczór. Mogę się napić z wami?
-Tak.-odpowiedział Wang Yu.
Siedzieliśmy w milczeniu przez jakiś czas. Ja nie piłam , nie jadłam. Tylko Bayana z Wangiem się opili i najedli. Od czasu do czasu rzucali sobie złośliwe spojrzenia. Zaczęło mnie to już nudzić, więc chciałam wstać, ale Wang jak i równo Bayan złapali mnie za ręce i pociągnęli w dół. Potem książę zarzucił mi rękę na plecy i zaczął mówić:
-Ta Nyang jest taka śliczna. Zgadzasz się ej...ty!
-Nie powiedziałbym. To mężczyzna.
-Głupi jesteś! Wcale nie, nie widzisz tych oczu. To ...jest...moja i tylko moja Yang.
-Nie Yang tylko Nyang i to facet!
-Yang Nyang super! Pijak z ciebie Yu.
-A ty śmierdzisz Bay-an.
-Haha...zgadzam się.
-Ale Jak Nyang to kobieta?
-Budda czyni czary.
-Z tym się zgodzę.
Wymieniali się tak jeszcze przez chwilę spostrzeżeniami, a ja modliłam się tylko, by do jutra Wang Yu zapomniał o tym wszystkim. W pewnej chwili wzięłam kubek do rąk i chciałam sobie nalać wina, bo raczej na trzeźwo bym tego nie wytrzymała. Jednak mężczyźni przewidzieli moje zamiary i obaj równocześnie, szybko wyciągnęli ręce po naczynie z napojem. Obydwoje chwycili. Potem zmierzyli się wzrokiem aż w końcu Bayan uderzył po rękach Wanga Yu i powiedział:
-Nie ładnie tak. Łapki precz.
Nie wiedziałam co mam robić. Trzymając w rękach kubek książę zaczął mi nalewać wina.
-Nyang mam wobec ciebie plan.-rzekł Bayan.
Zrobiłam tak zwane wielkie oczy, które spojrzały w prost w oczy księcia. Moje serce się chwilę zatrzymało. Wzrok Wanga przenikliwie spoglądał na nas.