Część 63
3 lata później:
Małżeństwo, co to właściwie jest, czym jest? Czy to tylko związek dwojga zakochanych w sobie ludzi? A co jeśli w małżeństwie nie ma miłości, to czy dalej mamy prawo mówić , że jesteśmy małżeństwem? W świecie w którym żyję małżeństwo to na ogół związanie się dwóch obcych sobie jednostek dla interesów politycznych, rzadko więc w takim przypadku o miłość, a jednak dane mi było być w małżeństwie z miłości. Ja i Bayan byliśmy w sobie zakochani na zabój, to było coś więcej niż spędzanie ze sobą czasu , mieszkanie ze sobą i dawanie sobie buziaków. Ja i on tworzyliśmy całość, jeden element...Kiedy odszedł życie stało się puste, bezsensowne, ciągle brakowało mi czegoś co wypełni moją pustkę. Nikt ani nic nie pomogło mi się pozbyć jej. Po śmierci jego żyłam nie odróżniając dnia od nocy, śniegu od deszczu, uśmiechu od łez. Życie stało się bez wyrazu, puste, nijakie, monotonne, a jednak znów stałam się czyjąś żoną, znów byłam w małżeństwie. Mój drugi związek nie różnił się od innych przypadków żyjących bez miłości. Ja i Toghun byliśmy tylko znajomymi od początku wiedziałam, że ta relacja nigdy nie stanie się głębsza. Toghun był tego świadomy, nie próbował wymusić na mnie pewnych zachowań chociaż stał się cesarzem i mógł wykorzystać swoją pozycję by mnie siłą zdobyć, lecz tego nie zrobił. Mimo ,że się nie kochaliśmy to darzyliśmy się ogromnym szacunkiem. Niby mieszkaliśmy w jednym pałacu, lecz w osobnych komnatach, jedliśmy zazwyczaj wspólnie posiłki, lecz mało rozmawialiśmy...Czasami wybieraliśmy się na jakiś spacer, bądź jechaliśmy spotkać się z ludem. On nigdy nie przekroczył granicy, nauczył się żyć z nową mną i wnosił wiele wolności w moje puste dni, pozwolił mi być cieniem samej siebie, bo wiedział że taką drogę wybrałam, jednak wiedziałam, że w razie czego mogę na nim polegać. Te nasze wspólne lata przebiegały bez większych kłótni, chociaż zdarzyło mi się nieraz podnieść głos na Toghuna, to on zachowywał nierealny spokój. Pozwolił mi wyrzucić z siebie te nierozładowane emocje a sam nigdy nie podniósł na mnie głosu. Był dobrym mężem, partnerem i bywało mi go żal , bo zasługiwał na miłość, której ja nigdy nie mogłam mu dać. Tak jak ja był kiedyś kochany i to bardzo, lecz również stracił swoją część sensu życia. Byliśmy dwoma cieniami żyjących ze sobą, a jednak osobno, Toghun miał jeszcze swoją siostrę Kim Young z którą postanowił poprawić relację, chociaż ich matki były kim innym to ojciec był ten sam. Skrzywdzone rodzeństwo przez rodziców mających niepochamowane pragnienia stało się dla siebie bliższe, choć historia im nie dawała szans na dobry kontakt. Jednak im to się udało. Widywali się od czasu do czasu poza murami pałacu i spędzali pół dnia na rozmowach. Chociaż Kim Young była wygnana i miała piętno zdrajcy państwa, to postanowiłam coś dobrego zrobić dla niej, lecz przede wszystkim dla Toghuna. Poszłam do jego komnaty by mu coś oświadczyć. Weszłam do środka, a on siedział przy stole pijąc wino.
-O Seungnyang ! Co cię tu sprowadza o tej porze?-ewidentnie zdziwiony, spytał.
-Długo o tym myślałam. Prawa ciągle się zmieniają, bo ludzie się zmieniają, dlatego też chciałabym żeby zamieszkała w tym pałacu twoja siostra. Oczywiście jeśli tego chcesz. Myślę , że zasługujesz na trochę szczęścia, zwłaszcza , ze przez ostatni raz staliście sobie bliscy, choć nic na to nie wskazywało.-wyjaśniłam.-Przemyśl to i powiedz mi, kiedy będziesz już wiedział.
-O Pani...Nie spodziewałem się takiej decyzji kiedykolwiek od ciebie usłyszeć. Dobrze rozumiem chcesz cofnąć decyzję o wygnaniu?-zerwał się z krzesła i podszedł bliżej mnie.
-Oczywiście by nie wybuchła jakaś awantura w pawilonie kobiet jak i w całym pałacu, nie możemy powiedzieć, że jest twoją siostrą. Będzie miała swoją komnatę, będzie damą dworu, ale nikt nie może się dowiedzieć , że była na wygnaniu. Powiemy, że to daleka krewna. Oczywiście biorąc pod uwagę wszystko, to jeden błąd a straci życie. Przemyśl to Toghunie.-wypowiadając ostatnie słowa, odwróciłam się w stronę wyjścia i powolnym krokiem zmierzałam ku drzwi.
Za nim zdążyłam przekroczyć próg , usłyszałam głos cesarza, który powiedział:
-Zgadzam się, chcę by Kim Young była z nami w pałacu.
-W takim razie przywieź ją tutaj, ale najpierw daj jej jakieś szaty. Zajmę się przygotowaniem jej komnaty, będzie gotowa przed przyjazdem.-delikatnie odwróciłam głowę w jego stronę , a następnie wyszłam.
Następnego dnia o tej porze Kim Young przekroczyła znowu po tylu latach próg pałacu. Najpierw przyszła mi złożyć pokłon i serdecznie podziękować za to podjęcie decyzji, a potem udała się do swojej komnaty. Toghun pomógł się jej oswoić na nowo z tym miejscem i z panującymi nowymi zasadami. Minęło kilka miesięcy zanim dziewczyna się oswoiła, jednak bez żadnych problemów udało nam się żyć pod jednym dachem. Odkąd córka El Sumura przybyła do pałacu każdy posiłek spożywaliśmy wspólnie, w trójkę. Wtedy już nie było takiej ciszy, więcej zaczęliśmy rozmawiać, trochę życia wpłynęło w te zimne pałacowe mury. Wszystko się jakoś układało aż do czasu, czasu w którym Toghun zwołał posiedzenie i przedstawił plan ataku na naszego sąsiada.
-Te ziemię są bardzo dobre, żyzne, idealne do upraw. Poza tym przybywa ludności, za niedługo nie będzie w tym państwie miejsca dla każdego. Planuje podbić te ziemie aż do rzeki Cheosu. Te ziemie są prawie nie zamieszkane , są tam tylko dwie wioski. Dajmy wybór tym mieszkańcom za nim na dobre przelejemy krew. Nikt się nie spodziewa, że uderzymy. mamy więc olbrzymią szanse na powodzenie. -mówił cesarz.
-Ale Panie mamy na to wystarczające środki? -spytał jeden z namiestników.
-Nigdy nie byliśmy w lepszej sytuacji jak teraz. Dlatego też uważam , że to najlepszy moment na podbijanie nowych terenów. Lepszy może już nigdy nie nadejść. Mamy broń, ludzi i pieniądze, Jeśli wyrazicie zgodę i wesprzecie mnie ,zapewniam ,że was nie zawiodę. -wstał z tronu i pewny siebie czekał na podjęcie decyzji.
Długo to nie trwało ,po krótkim szeptaniu , jeden z namiestników wygłosił zdanie. Jednogłośnie poparto cesarza w jego zamiarach. Każdy kolejno podpisał dokument w którym zgadzał się wspierać i dzielić swoimi ludźmi. Po całym spotkaniu Toghun wrócił do komnaty. Po chwili wbiegła tam Kim Young, która nie cieszyła się z tej wiadomości. Chciałam dołączyć do nich, ale postanowiłam chwilę się wstrzymać. Stałam przed drzwiami i przysłuchiwałam się ich rozmowie.
-Bracie ty wiesz co robisz? Nie chcę byś wyruszał na podboje. Proszę cię, wycofaj się.
-Decyzja zapadła. nie masz wpływu na nią. To moja decyzja, jestem cesarzem. Mam wiele ról w tym również ta w której wyruszam podbijać ziemię. Jesteśmy naprawdę w wspaniałej sytuacji i tylko głupiec by nie wykorzystał jej.
-A myślałeś o mnie , o cesarzowej? Chcesz ją zostawić, przecież przyrzekałeś ją wspierać. A jak polegniesz? Co się stanie wtedy?
-Kim Young możesz być spokojna. Wiadomo niczego nie można być pewnym, ale jeszcze chcę żyć ,a póki mam tą wolę to łatwo się mnie nikt nie pozbędzie. Najgorsza jest obojętność, bądź brak chęci do życia wówczas czego byś się nie tknęła zamieni się w proch. Nie zmienię zdania więc, już nie próbuj mnie dalej przekonywać.
Właściwie miałam już wejść do jego komnaty, ale nagle uznałam to za bezsensowne. Nie zamierzałam go zatrzymywać, w sumie cieszyłam się z tej decyzji, więc wycofałam się. Wróciłam do siebie i tam spędziłam resztę dnia. Przez kolejny miesiąc trwały przygotowania do wyprawy. Toghuna praktycznie ani ja ani jego siostra nie widywałyśmy. W końcu nadszedł ostateczny dzień. Gotowe i zwarte wojska czekały na swojego cesarza, który żegnał się ze swoimi poddanymi. Na końcu podszedł do mnie i do Kim Young. Bez zbędnych słów i emocji złożyliśmy sobie pokłon i podaliśmy sobie ręce, życzyłam mu powodzenia po czym podszedł do siostry, która ewidentnie przeżywała rozstanie z bratem. Rzuciła mu się w objęcia i zaczęła szeptać do ucha:
-Dlaczego tak chłodno się pożegnaliście z cesarzową? Może powinieneś ją chociaż przytulić?
-My tego nie robimy. Mamy swoje zasady.
-Macie? Czy może ona ma? Twoje oczy mówią coś innego bracie.
-Opiekuj się cesarzową i módlcie się za naszą wygraną.
Toghun ostatni raz spojrzał na nas , a następnie wsiadł na konia i na czele wojska ruszył na podbój nowych ziem.