Część 19
Drużyny były już dobrane, po stronie Bayana stanęli: Golta (najwierniejszy sługa) i jego dwóch bratanków (strażników Cesarza), oraz eunuch Park. Natomiast po stronie Wanga byli jego przyjaciele: Mo, Jombak i jeszcze dwóch innych. Drużyna Bayana miały bordowe stroje, a Wanga granatowe.
-Nyanguś chodź postaw piłkę na środku!-zawołał Bayan.
''Nyanguś?!''-zdziwiłam się. Wzięłam piłkę i postawiłam ją na środku boiska. Potem ruszyłam w bezpieczne miejsce by przeczekać rozgrywki ''śmierci'', lecz w pewnej chwili Wang złapał mnie za rękę i dał mi buziaka w policzek. Wszyscy , którzy byli obecni , skierowali wzrok ku mnie. Bayan nie chciał być obojętny więc nachylił swoją twarz w moją stronę.
-Co?-spytałam Bayana.
-A ja? Nyanguś daj mi buzi.-Cesarz coraz bardziej zaczął mnie przerażać.
Znowu nie chciałam budzić gniewu władcy, dlatego także dałam mu buziaka. Gdy wszystkie ''formalności'' zostały dopełnione, ze spokojem poszłam oglądać mecz z pobocza. Gra rozpoczęła się na dobre. Pierwszy punkt zdobył oczywiście, albo i nieoczywiście Bayan.
Po pierwszej połowie wszyscy byli już zdyszani. Po krótkiej przerwie wrócili do gry.
-No Wang Yu, możesz pożegnać się z wygraną. Nyang należy do mnie.-odparł Bayan.
Wang Yu zmierzył go tylko wzrokiem i ruszył do ataku. Szedł jak burza , omijał przeciwników, jak stojące nieruchomo słupy. Był już bliski bramki. Nagle zatrzymał się wprost przed bramką, wziął rozpęd i...
-Zablokujcie go!-krzyczał biegnąc Cesarz.
Wang zdobył pierwszy punkt dla swojej drużyny. Jego przyjaciele klaskali i wiwatowali z radości. Po krótkim czasie było trzy do czterech dla Wanga. W pewnej chwili Jombak wybił piłkę poza pole. Rzut rożny należał do drużyny władcy.
-Masz ją tak kopnąć bym mógł ją strzelić do siatki. Rozumiesz?-dając piłkę, swojemu strażnikowi, tłumaczył Bayan.
Jeden z poddanych z rozpędu kopnął z całej siły piłkę. Nastała wielka cisza...Nagle głowa cesarza zetknęła się z okrągłą piłką i swoim ruchem, spowodowała , że piłka wpadła do siatki. Był remiz. Bayan tryumfował, jednak nic nie było jeszcze stracone.
Każda z drużyn mogła jeszcze wygrać. Mecz toczył się dalej. Drużyny podawały sobie piłkę , w końcu podbiegł Wang i zdobył ją. Zaczął kierować się do bramki przeciwnika. Przed Wangiem stanął Bayan, który podłożył nogę Wangowi. Mężczyzna stracił piłkę, jednak na szczęście był sędzia, który był sługą Bayan.
-Rzut karny dla Wanga. Musisz strzelić gola , masz jedną szanse.-powiedział bez wahania sługa, dając piłkę Wangowi.
Teraz już przy bramce stał Bayan broniąc piłki i Wang Yu który zamierzał skorzystać z szansy i trafić. Zapadła przerażająca cisza, taka, że z łatwością można było usłyszeć bicie swojego serca. Ja z ciekawości aż wstałam z krzesła i spoglądałam na piłkę. Wszyscy stali bez ruchu i czekali na decydujący strzał. Wang Yu delikatnie położył na podłożu piłkę, potem cofną się z cztery kroki, złapał jeden, głęboki oddech i rozpędzony kopnął piłkę z całej siły. Tymczasem Bayan zgiął się na nogach a potem odbijając się od podłoża, zatrzymał piłkę swoją głową.
Upadając stracił przytomność, jednak Wang Yu, udając , że nic się nie stało podbiegł jeszcze raz do piłki i zdobył piąty, decydujący punkt, który mówił, że ten wieczór mam spędzić z Wangiem. Jednak wszyscy byli zbyt przejęci by zauważyć gola. Słudzy podbiegli do Bayan, z jego nosa ciekła krew. Szybko wezwali medyka i zanieśli władcę do komnaty.
Tam szybko cesarz odzyskał przytomność, jednak okazało się , że jego całe oko jest sine. Miał taką dużą śliwę na oku, że ledwo co widział na to oko.
-Zawołajcie Nyang!-rozkazał.
Po chwili zjawiłam się w komnacie z leczniczą maścią. Stanęłam na przeciw niego i zaczęłam mu smarować obolałe miejsce.
-Dobrze mi poszło Nyang. Wygrałem!
-Nie wygrałeś, wygrał Wang Yu. Właśnie za chwilę idę z nim na kolacje.
-Że co?! Jak to?! Przecież obroniłem piłkę!
-Tak, to prawda, ale Wang Yu , kiedy straciłeś przytomność, wykorzystał sytuacje i kopnął piłkę. Wtedy trafił. Więc wygrał.
-To niesprawiedliwe! To ja wygrałem! Nigdzie nie pójdziesz. Będziesz ze mną! Rozkazuję ci!
-Ale...
-Żadne ''ale''. Jesteś moja i koniec! Lepiej mnie posłuchaj, bo jeżeli tego nie zrobisz wtedy...
-No co?! Co wtedy?!
-Wtedy ...przepraszam, ale nie pozwolę ci iść do niego.
Pierwszy raz widziałam Bayana w takim stanie. Jeszcze nigdy nie słyszałam , żeby tak ktoś krzyczał. Na prawdę się go przestraszyłam. W tej chwili był naprawdę, śmiertelnie poważny. Wiedziałam , że jeżeli tak się zachowuje, to nie będę z nim dyskutowała, bo i tak bym nie wygrała. Poza tym byłam tylko i wyłącznie służącą. Następnego dnia po południu niespodziewanie wróciła pełna energii, z nowymi planami,Kim Young, która wieczorem zaprosiła Bayana do siebie na kolacje. Jednakże był piątek, to cesarz spotkał się z namiestnikami i podczas wspólnego biesiadowania opił się. Był prawie całkiem pijany, ledwo stał na nogach, lecz i tak poszedł do swojej żony. Chwiejąc się zapytał przy progu:
-Czego chciałaś?
-Ukochany! Proszę, siądź i zjedz ze mną kolacje.
-W sumie to nie jest taki zły pomysł.
Ledwo idąc, siadł przy stole. Niestety niczego nie zjadł, podczas gdy Wiedźma się przygotowywała do wspólnej kolacji, Bayan zdążył zasnąć. Kiedy wróciła, tylko westchnęła a potem położyła go do swojego łóżka. Następnego dnia weszłam do komnaty cesarza ze śniadaniem. Jednak go tam nie zastałam, dlatego spytałam Golty gdzie jest jego Pan.
-Spędził noc, ze swoją małżonką.
-Jak to?!-ze zdziwieniem spytałam.
-Jeszcze nie wrócił, ale późno zasnęli, to pewnie cesarz odsypia.
-Że co?!-nie mogłam w to uwierzyć, że tak łatwo poszedł do tej Żmii.
Poczułam ukłucie w sercu, a potem rzuciłam tacą o ziemię i wróciłam do swojego pomieszczenia.
-Nyanguś chodź postaw piłkę na środku!-zawołał Bayan.
''Nyanguś?!''-zdziwiłam się. Wzięłam piłkę i postawiłam ją na środku boiska. Potem ruszyłam w bezpieczne miejsce by przeczekać rozgrywki ''śmierci'', lecz w pewnej chwili Wang złapał mnie za rękę i dał mi buziaka w policzek. Wszyscy , którzy byli obecni , skierowali wzrok ku mnie. Bayan nie chciał być obojętny więc nachylił swoją twarz w moją stronę.
-Co?-spytałam Bayana.
-A ja? Nyanguś daj mi buzi.-Cesarz coraz bardziej zaczął mnie przerażać.
Znowu nie chciałam budzić gniewu władcy, dlatego także dałam mu buziaka. Gdy wszystkie ''formalności'' zostały dopełnione, ze spokojem poszłam oglądać mecz z pobocza. Gra rozpoczęła się na dobre. Pierwszy punkt zdobył oczywiście, albo i nieoczywiście Bayan.
-No Wang Yu, możesz pożegnać się z wygraną. Nyang należy do mnie.-odparł Bayan.
Wang Yu zmierzył go tylko wzrokiem i ruszył do ataku. Szedł jak burza , omijał przeciwników, jak stojące nieruchomo słupy. Był już bliski bramki. Nagle zatrzymał się wprost przed bramką, wziął rozpęd i...
-Zablokujcie go!-krzyczał biegnąc Cesarz.
Wang zdobył pierwszy punkt dla swojej drużyny. Jego przyjaciele klaskali i wiwatowali z radości. Po krótkim czasie było trzy do czterech dla Wanga. W pewnej chwili Jombak wybił piłkę poza pole. Rzut rożny należał do drużyny władcy.
-Masz ją tak kopnąć bym mógł ją strzelić do siatki. Rozumiesz?-dając piłkę, swojemu strażnikowi, tłumaczył Bayan.
Jeden z poddanych z rozpędu kopnął z całej siły piłkę. Nastała wielka cisza...Nagle głowa cesarza zetknęła się z okrągłą piłką i swoim ruchem, spowodowała , że piłka wpadła do siatki. Był remiz. Bayan tryumfował, jednak nic nie było jeszcze stracone.
Każda z drużyn mogła jeszcze wygrać. Mecz toczył się dalej. Drużyny podawały sobie piłkę , w końcu podbiegł Wang i zdobył ją. Zaczął kierować się do bramki przeciwnika. Przed Wangiem stanął Bayan, który podłożył nogę Wangowi. Mężczyzna stracił piłkę, jednak na szczęście był sędzia, który był sługą Bayan.
-Rzut karny dla Wanga. Musisz strzelić gola , masz jedną szanse.-powiedział bez wahania sługa, dając piłkę Wangowi.
Teraz już przy bramce stał Bayan broniąc piłki i Wang Yu który zamierzał skorzystać z szansy i trafić. Zapadła przerażająca cisza, taka, że z łatwością można było usłyszeć bicie swojego serca. Ja z ciekawości aż wstałam z krzesła i spoglądałam na piłkę. Wszyscy stali bez ruchu i czekali na decydujący strzał. Wang Yu delikatnie położył na podłożu piłkę, potem cofną się z cztery kroki, złapał jeden, głęboki oddech i rozpędzony kopnął piłkę z całej siły. Tymczasem Bayan zgiął się na nogach a potem odbijając się od podłoża, zatrzymał piłkę swoją głową.
Upadając stracił przytomność, jednak Wang Yu, udając , że nic się nie stało podbiegł jeszcze raz do piłki i zdobył piąty, decydujący punkt, który mówił, że ten wieczór mam spędzić z Wangiem. Jednak wszyscy byli zbyt przejęci by zauważyć gola. Słudzy podbiegli do Bayan, z jego nosa ciekła krew. Szybko wezwali medyka i zanieśli władcę do komnaty.
Tam szybko cesarz odzyskał przytomność, jednak okazało się , że jego całe oko jest sine. Miał taką dużą śliwę na oku, że ledwo co widział na to oko.
-Zawołajcie Nyang!-rozkazał.
Po chwili zjawiłam się w komnacie z leczniczą maścią. Stanęłam na przeciw niego i zaczęłam mu smarować obolałe miejsce.
-Dobrze mi poszło Nyang. Wygrałem!
-Nie wygrałeś, wygrał Wang Yu. Właśnie za chwilę idę z nim na kolacje.
-Że co?! Jak to?! Przecież obroniłem piłkę!
-Tak, to prawda, ale Wang Yu , kiedy straciłeś przytomność, wykorzystał sytuacje i kopnął piłkę. Wtedy trafił. Więc wygrał.
-To niesprawiedliwe! To ja wygrałem! Nigdzie nie pójdziesz. Będziesz ze mną! Rozkazuję ci!
-Ale...
-Żadne ''ale''. Jesteś moja i koniec! Lepiej mnie posłuchaj, bo jeżeli tego nie zrobisz wtedy...
-No co?! Co wtedy?!
-Wtedy ...przepraszam, ale nie pozwolę ci iść do niego.
Pierwszy raz widziałam Bayana w takim stanie. Jeszcze nigdy nie słyszałam , żeby tak ktoś krzyczał. Na prawdę się go przestraszyłam. W tej chwili był naprawdę, śmiertelnie poważny. Wiedziałam , że jeżeli tak się zachowuje, to nie będę z nim dyskutowała, bo i tak bym nie wygrała. Poza tym byłam tylko i wyłącznie służącą. Następnego dnia po południu niespodziewanie wróciła pełna energii, z nowymi planami,Kim Young, która wieczorem zaprosiła Bayana do siebie na kolacje. Jednakże był piątek, to cesarz spotkał się z namiestnikami i podczas wspólnego biesiadowania opił się. Był prawie całkiem pijany, ledwo stał na nogach, lecz i tak poszedł do swojej żony. Chwiejąc się zapytał przy progu:
-Czego chciałaś?
-Ukochany! Proszę, siądź i zjedz ze mną kolacje.
-W sumie to nie jest taki zły pomysł.
Ledwo idąc, siadł przy stole. Niestety niczego nie zjadł, podczas gdy Wiedźma się przygotowywała do wspólnej kolacji, Bayan zdążył zasnąć. Kiedy wróciła, tylko westchnęła a potem położyła go do swojego łóżka. Następnego dnia weszłam do komnaty cesarza ze śniadaniem. Jednak go tam nie zastałam, dlatego spytałam Golty gdzie jest jego Pan.
-Spędził noc, ze swoją małżonką.
-Jak to?!-ze zdziwieniem spytałam.
-Jeszcze nie wrócił, ale późno zasnęli, to pewnie cesarz odsypia.
-Że co?!-nie mogłam w to uwierzyć, że tak łatwo poszedł do tej Żmii.
Poczułam ukłucie w sercu, a potem rzuciłam tacą o ziemię i wróciłam do swojego pomieszczenia.