kursor

Rainbow Pinwheel - Link Select

Translate-Tłumacz

piątek, 23 kwietnia 2021

"Dynastia Shin Jin"

 Część 65

-Cesarzowo otwórz drzwi! Proszę cię!-wołał Toghun.

Po tym czego się wcześniejszego dnia dowiedziałam, nie miałam ochoty go widzieć. Czułam jakby ktoś znów zburzył mi świat, który był jeszcze w trakcie budowy. Jednak nie sądziłam, że z jego ust padną takie słowa:

-Wczoraj przyszedłem do ciebie z innym zamiarem, nie wiedziałem, że to się tak potoczy. Nie oczekuję przebaczenia, aczkolwiek chciałem ci wyznać, że udało mi się znaleźć twego synka. Sprowadziłem go w bezpieczne miejsce. 

Zerwałam się z krzesła i pobiegłam do cesarza. Od razu zadałam mu dwa pytania, czy to prawda i gdzie obecnie jest mój synek. 

-Przygotowałem konie, zaprowadzę cię do niego.-powiedział mężczyzna, prowadząc mnie.

Po drodze do wioski w której przebywał następca tronu usłyszałam całą historie jak do tego doszło, że obecnie potomek cesarski jest na naszych ziemiach. Okazało się, że na jednej z ziem które podbił Toghun znajdowało się kilka drewnianych chat wśród nich mieszkało starsze małżeństwo i mały chłopiec, który podobno przypominał zmarłego Bayana. Mężczyzna szybko dowiedział się prawdy od starszej kobiety, rzekomo matki chłopca. Kobieta, którą od tak długiego czasu poszukiwał Toghun oddała dziecko temu małżeństwu pozostawiając kilka sakiewek pieniędzy. Potem na rozkaz cesarza sprowadzono bezpiecznie rodzinę do naszego kraju i dano dom. 

W końcu dojechaliśmy. Nie mogłam się już doczekać, chociaż z drugiej strony byłam bardzo zestresowana. Miałam już biec, gdyż nagle złapał mnie za rękę Toghun i powiedział bym poczekała, a następnie dał mi narzutkę bym się tak bardzo nie wyróżniała. Potem oboje spokojnym krokiem szliśmy na spotkanie po latach. W pewnym momencie mężczyzna się zatrzymał na targu. Spoglądając na niego spytałam:

-Czemu się zatrzymałeś? Chodźmy! Mój synek nie może już czekać.

-Cesarzowo, spójrz.-pokazał palcem.-Ta kobieta z koszem i prowadząca chłopca za rękę...to oni.

Od razu wychwytałam ich wzrokiem. Ten mały czarnowłosy chłopiec, idący już o własnych siłach to był synek mój i Bayana. Zrobiłam krok do tyłu by móc z bezpiecznej odległości móc się mu przypatrzyć. Był taki uśmiechnięty, taki duży...Prowadził za rękę kobietę, którą uważał za rodzoną matkę. To nie ja przy nim stałam, to nie ja byłam świadkiem jego pierwszych kroków...

-Seungnyang idziemy po następcę? -spytał cesarz. 

Skinęłam głowę na potwierdzenie i oboje ruszyliśmy w ich stronę. Chłopiec stał przy stoisku z drewnianymi przedmiotami. Ewidentnie spodobał mu się mały wystrugany z drewna konik. Ściskał go bardzo mocno w swojej małej rączce. Powoli zbliżyłam się do niego. Po czym stanęłam. Nie potrafiłam na początku nic powiedzieć. Patrzyłam na niego ze łzami w oczach. 

-Sunho odłóż to. Nie mamy teraz żadnych pieniędzy.-kobieta powiedziała stanowczo. 

Chłopiec się opierał, mówił jak bardzo chcę go mieć. 

-Naprawdę chcesz tego konika?-przyklęknęłam przy nim i spytałam.

Spojrzałam w jego piękne  brązowe oczy i przypominał mi Bayana który miał ten sam wzrok kiedy czegoś bardzo pragnął. Mój syn z nowym imieniem -Sunho , niepewnie pokiwał główką, nie puszczając drewnianą figurkę z dłoni. Zapłaciłam za niego i dałam pierwszy prezent w życiu mojemu dziecku. Na zabrudzonej buzi chłopca pojawił się szeroki uśmiech.

-Mamo spójrz, ona kupiła mi konika!-powiedział uradowany do starszej kobiety.

-Jak ty się zwracasz do starszych? Podziękuję pani najpierw.-rzekła przybrana matka.

Sunho szybko się jej posłuchał. Zrobił krok w moją stronę , przytulił mnie i dał mi buziaka w policzek, a potem onieśmielony szybko przytulił się do kobiety. Oczy mi się zaszkliły i nie wiedziałam co powiedzieć. 

-Jak możemy się pani odwdzięczyć? To wielki gest z twojej strony. Niestety nie mamy pieniędzy by zwrócić.-odezwała się kobieta. 

-Nie trzeba, wystarczy zwykłe dziękuję. Ważne, że jest szczęśliwy.-odpowiedziałam nie odrywając od niego oczu.

Spoglądałam na tą jego radosną buzie i nagle poczułam coś dziwnego. Nie potrafiłam tego nazwać, lecz to spowodowało, że wyprostowałam nogi , odwróciłam się i poszłam. Doszłam za jakąś starą chatę, oparłam się o jej ścianę i się rozpłakałam. Toghun spytał co się stało, dlaczego go nie wzięłam, ja odpowiedziałam:

-Jego szczęście było takie prawdziwe...tak jego buzia, taka wesoła...On jest szczęśliwy to mi wystarczy.

-Wybacz, ale nie rozumiem. Przecież od tylu lat zachłannie próbowałaś go znaleźć, a teraz go chcesz zostawić? W pałacu by mu niczego nie zabrakło. 

-Właśnie Toghunie, w pałacu... Może by miał wszystkiego pod dostatkiem, prócz szczęścia. W tym okropnym miejscu nigdy nie można zaznać tego. W tych okrutnych murach jedynie są łzy, nic więcej. Może urodził się jako następca tronu, ale teraz to Sunho, zwykły chłopiec, który kocha swoich starszych rodziców. Niech tam zostanie i ułoży sobie życie bez władzy, służby i nieszczęścia. Zadbam o to by nie cierpieli głodu. Oferuję im posady i wynagrodzenie oraz lepszy dom, ale pod warunkiem , że nigdy ale to przenigdy nie dowie się o swojej tożsamości. Obecnie jest to Sunho, syn wieśniaków. 

-Jesteś tego pewna cesarzowo?

-Tak.

Mężczyzna już nic więcej nie powiedział, poszedł po konie, a potem wróciliśmy do pałacu. Decyzja , którą podjęłam była bardzo bolesna, dla mnie jako dla matki, ale dlatego że go tak mocno kocham, nie mogłam kierować się tylko swoim sercem, które pragnęło by był przy mnie. Pozwoliłam mu być daleko, ale wciąż blisko pałacu. Nie czekając ani chwili dłużej, prosto po powrocie sporządziłam odpowiednie pismo i dałam pracę ojcu chłopca, który miał zająć się uprawą pola, które stało obok ich przyszłego domu. Do tego poprosiłam odpowiednią osobę by nauczyła go pisać i czytać. W odpowiednim wieku miał się nauczyć podstaw władania mieczem i zarządzania. To wszystko miało mu pozwolić mieć dobrą przyszłość. Oznaczyłam pieczęcią dokument i od razu posłałam wysłannika, który miał załatwić daną sprawę. 

Minęły dwa tygodnie od tego wydarzenia. Mężczyzna którego wynajęłam, by przynosił mi co pewien czas informację o Sunho powiedział, że szybko się za klimatyzowali i są szczęśliwi. To mi wystarczyło. Skoro własne dziecko jest radosne, to jego matka również. To był piękny dzień, chociaż lekko zachmurzony. Siedziałam wraz z Kim Young w altanie i piłyśmy herbatę, rozmawiając. 

-Cesarzowo jaki on jest? Twój syn?

-Mój chłopczyk? Mhm...Jest on taki uroczy i bardzo przystojny. Ma oczy, nos, usta Bayana. To taki mały Bayan. Do tego jak Bayan był bardzo bezpośredni za tą zabawkę rzucił mi się w ramiona i pocałował , a potem zawstydzony uciekł.  Będę go zawsze pamiętać. 

-Toghun powiedział mi dlaczego nie chciałaś go wziąć. I powiem, że rozumiem cię. To miejsce napisało zbyt bolesną i krwawą historię. Te ścieżki, te miejsca, te mury kryją w sobie zbyt wiele cierpienia, przelanej krwi i łez.  

-A ty tęsknisz czasami za swoim dzieckiem? 

-Co noc płaczę i cierpię z tego powodu. Wiem jednak, że prawda by nic dobrego nie wniosła. Pozwoliłam odejść dziecku i życzę by było szczęśliwe, beze mnie, bez matki której by się wstydziło. 

-Obie stałyśmy się matkami bez dzieci. Życie jest okrutne. 

-Wybacz Pani, nie chciałabym cię urazić aczkolwiek co teraz będzie z następcą tronu. Nie ma nikogo do przejęcia go. Może to za niedługo niepokoić namiestników. Myślę, że Toghun by pragnął mieć syna. 

-Yoona ja nie dam życia kolejnemu dziecku, chociaż wiem, że to obowiązek. 

-"Yoona"? Cesarzowo, ja nie jestem...

-Wybacz! Po prostu ostatnio o niej dużo myślałam , z stąd ta pomyłka.

-Rozumiem, ale wracając do tematu, to co z dynastią?

-Przygotowuję właśnie nałożnicę do cesarza. Obowiązkiem jest mieć następcę, ale prawem jest wykorzystanie jednej z dam. 

-Myślisz, że Toghun się na to zgodzi?

-Jeśli chcę przedłużenia panowania, to wie co robić. Wybacz, ale przygotowania trochę trwają, a jeśli dziś w nocy ma twojego brata odwiedzić jedna z kobiet muszę już iść. 

Wstałam i poszłam do pawilonu kobiet. Już od dłuższego czasu wiedziałam, którą z dziewcząt wybrać. Była to siedemnastoletnia Park Hong, . Uważałam, że olśni cesarza, a być może znajdzie miłość. Służki ubrały  Park w bardzo wytworne szaty aczkolwiek z zachowaniem umiaru, by móc podkreślić jej urodę. Potem rozpuszczono jej włosy i wsadzono ozdobną spinkę. Kiedy była już gotowa, dałam jej kilka rad i odesłałam pod drzwi komnaty, a sama wróciłam do swojej i czytałam książkę, czekając na wieści. W niedługim czasie przybiegła do mnie służka i powiedziała, że cesarz odesłał kobietę z pod drzwi. Zdziwiona poszłam do niego pytając, dlaczego to robi on odparł tylko tyle, że dziś nie ma nastroju. Przyjęłam to do wiadomości i postanowiłam spróbować kolejnego dnia wysyłając do niego tą samą dziewczynę, lecz on ponownie ją odesłał. Przez następne tygodnie robił to samo. W końcu wpuścił Park Hong do siebie. Zadowolona mogłam czekać już tylko na efekty. Zmęczona już danym dniem, odłożyłam dokumenty na bok i późną nocą pokierowałam w stronę łoża. Nagle usłyszałam jakiś huk. Do komnaty wparował Toghun. Nie wiedziałam co się stało. 

-Cesarzu jesteś pijany? Co z twoją nałożnicą? Czemu z nią już nie jesteś?

-Seungnyang myślisz, że załatwisz tak sprawę? Wpuściłem ją tylko dlatego, że nie dałabyś mi spokoju, ale ja nie mogę na nią patrzeć! Powiedziałem ci, że nie chcę byś mi podsyłała żadną z nich na noc! 

-Czemu się tak denerwujesz? Nie krzycz, chciałam dobrze. Liczą się losy państwa, nie ma żadnego następcy.

-Potomek?! Następca?! A czy ty nie chcesz mieć dziecka?! To twój obowiązek! 

-O czym ty mówisz? Myślałam, że to sobie wyjaśniliśmy. Ja nie mogę, nie chcę tego. Nie potrafiłabym z tobą...Poza tym jaki obowiązek? Od urodzenia byłam cesarzową. Te dwie dynastie złączyły się w celach pokojowych. Nie mam obowiązku mieć potomka, ale cesarz tak! Możesz mieć , z jakąś z tych kobiet! Mimo ,że któraś by ci urodziła syna ja i tak nic nie tracę! Moja pozycja będzie dotąd, dopóki sama nie zrezygnuję, bądź nie umrę!  I nie krzycz na mnie! Jesteś pijany!

-Nie chcesz?! Może nie masz obowiązku, ale masz obowiązek słuchać mężą i wykonywać jego polecenia! Obecnie to ja jestem twoim mężem!

-O czym ty mówisz?!

Toghun nie odpowiedział, ledwo stojąc na nogach, podszedł do mnie i rzucił się na mnie. Próbowałam go odepchnąć, ale to było zbyt trudne. Szarpałam się, ale to na nic. Był zbyt silny. Zaczęłam krzyczeć, jednak zdawałam sobie sprawę, że nikt nie może zareagować ze służby, bo to cesarz! Próbowałam więc do niego mówić, by się opamiętać. On jednak był jak w amoku, szarpał mi szaty. Myślałam, że niestety nikt mi nie pomoże. Na szczęście w ostatniej chwili do komnaty wbiegła Kim Young. Złapała cesarza za szaty i zrzuciła ze mnie. Potem usiadła koło mnie i objęła mnie .Sama nie wierzyła temu co tu zobaczyła

-Bracie oszalałeś?!-spytała-Wiesz co mnie spotkało, opowiadałam ci jaka trauma mnie spotkała. Chyba nie chcesz by twoja żona przechodziła przez to samo?! To najgorszy czyn jaki mężczyzna może wyrządzić kobiecie! Ten jeden czyn niszczy nas, kobiety ,całkowicie, odbiera wszystko! Dumę, pewność siebie, odwagę, nawet życie! 

Nagle Toghun się rozpłakał i siedząc na podłodze bił pięściami o ziemię, krzycząc "przepraszam". Ja byłam w szoku , trwało to tylko chwilę, ale pozostawiło bardzo mocne emocje. Na szczęście przybiegła mi na ratunek Kim Young, która powstrzymała pijanego cesarza. Potem wezwała eunuchów, którzy zaprowadzili Toghuna do swojej komnaty, a ja zostałam z Kim Young, która czekała aż zasnę. Następnego dnia po śniadaniu przyszedł do mnie , już trzeźwy cesarz. Przyniósł mi kwiaty i na kolanach prosił o wybaczenie. Ze łzami w oczach i spuszczoną głową , klęczał nie ruchomo. Podeszłam bliżej niego i powiedziałam by więcej nie nadużywał alkoholu bo pijany cesarz to słaby naród.  On przysiągł mi, że więcej się to nie powtórzy. Nie dałam mu zaufania po prostu postanowiłam się przyglądać z boku. Chciałam wykorzystać jego obecny stan i poprosiłam by dzisiejszego wieczoru dał szansę jeszcze raz Park Hong. On z zawodem w oczach przytaknął jakby z żalem w głosie, jednak nie odmówił i już tego wieczoru zrobił jak powiedziałam. Po czterech miesiącach przyszła wiadomość, że dziewczyna jest w ciąży. Cały dwór się radował. Pozostało nam tylko czekać na rozwiązanie. Przez kolejne miesiące, życie się jakoś toczyło. Mój synek gdzieś tam poznawał już kolejne litery alfabetu, a Park Hong była na dniach. Nagle okazało się, że nadszedł dzień porodu. Wszyscy przestraszeni, lecz również podekscytowani czekali na wiadomość z komnaty z której wydobywały się nie ludzkie wrzaski, rodzącej dziewczyny. Trwało to przez dość długi czas. W pewnej chwili do wszystkich stojących i czekających na e, wyszła kobieta, która odbierała poród. Nie patrząc cesarzowi w oczy i z smutkiem w głosie powiedziała, że dziecko urodziło się martwe. Wszyscy byli zaskoczeni. Z komnaty dobiegał płacz matki. Toghun wysłuchując wiadomość rozkazał pochować niemowlę, a sam wrócił do obowiązków . I znów nad pałacem nastały czarne chmury. Znów te mury pochłonęły niewinne życie. Kolejne tygodnie upływały w smutku, lecz potem Toghun wezwał już na swoje życzenie kolejną z kobiet. Niestety i tym razem się nie udało. Mijały lata a dynastia shin jin wciąż nie miała potomka. Cesarz próbował dziesięciokrotnie, jednak to na nic. Każda z kobiet albo rodziła martwe niemowlaki, albo poroniła w pierwszych miesiąc, lub dzieci umierały po pewnym czasie po urodzeniu. Niestety zdarzyło się również, że dwie kobiety zmarły przy porodzie. Namiestnicy zaczęli się niepokoić, dwór zaczął wypuszczać plotki, że to kara za popełnione przestępstwa z przeszłości. Ja z dystansem spoglądałam na to wszystko i powoli się starzałam. Już nikt z pałacu nie był taki sam jak kiedyś, już nie było dawnego życia tylko cierpienie. 

Pewnego dnia po spacerze w cesarskim ogrodzie, wiosennego dnia poczułam jakąś taką chwilową lekkość. Nie wiem czemu ale pokierowałam w stronę starej zamkniętej komnaty, w której przed laty zamieszkiwał Bayan. Spotykając eunucha zapytałam:

-Czyżby męża nie było w komnacie?

-Męża? Pani czy ty dobrze się czujesz? Cesarz Toghun tu nie ma komnaty.

-Toghun? A nie nie, ja pytam o mojego męża, cesarza Bayana. Gdzie on teraz jest? 

Eunuch nagle uciekł. Ja stałam tam i zaczęłam zastanawiać się co się stało. Przecież chciałam spotkać swojego ukochanego męża. Po chwili przyszedł Toghun. 

-Cesarzowo czy coś się stało? Wzywałaś mnie?-spytał cesarz.

-Nie nie ciebie, ta służba jest jakaś roztargniona. Szukam Bayana. Byłam w komnacie , ale jest zamknięta.

-Bayana? Seungnyang czy dobrze się czujesz? Przecież sama kazałaś zamknąć tą komnatę. Bayan odszedł wiele lat temu. Ja jestem twoim mężem. 

W tym momencie poczułam się dziwnie. Po chwili doszło do mnie jakie głupoty opowiadam. Przeprosiłam wszystkich i odeszłam z wzrokiem wbitym w podłoże. Myślałam, że to przemęczenie, postanowiłam odpocząć, lecz coraz częściej takie sytuacje mi się zdarzały. Wezwano w końcu medyka. 

-I co mi jest? Czy to z przemęczenia? Już od dłuższego czasu nie mogę dobrze spać.-spytałam.

-Nie sądzę. Uważam cesarzowo, że tracisz pamięć. Takie coś widzę drugi raz w życiu.-odpowiedział mężczyzna. 

-Tracę pamięć? Ale dlaczego? Czy można temu zapobiec?-byłam zaskoczona. 

-Mogę przepisać zioła na wzmocnienie pamięci, lecz to nie wyleczy ciebie z tego, jedynie opóźni proces. Kobieta, która też miała takie objawy jak ty z czasem zapomniała wszystko co jej dotyczyło. Pamiętała tylko jakieś niewielkie, mało znaczące fragmenty z swego życia. -odpowiedział medyk.

Poczułam wielkie zmieszanie, jednak nie zasmuciło mnie to tak bardzo jak Toghuna , który wszystkiemu się przysłuchiwał. Złapał mnie za dłoń i powiedział, że zrobi wszystko bym nie zapomniała wszystkiego. Ja delikatnie uniosłam kąciki ust i poprosiłam służkę o dużo kartek i atrament. Siadłam przy stoliku i zaczęłam pisać. 

-Pani co ty robisz?-spytał cesarz.

-Spisuję historię moją i Bayana zanim wszystko zapomnę.-odpowiedziałam.

-Ale po co? Przecież wszelkie dokonania zapisują uczeni i przechowują wszystko w bibliotece.-zdziwił się mężczyzna. 

-Tak, ale ja nie pisze o dokonaniach i jakim Bayan był cesarzem, lecz przede wszystkim jakim był człowiekiem i mężem. Spisuję również historię swojego dojścia do władzy. To całkiem inna historia. Chcę by przyszłe pokolenia czytając to wiedzieli, że też jesteśmy ludźmi, ze bywa nam ciężko, że mamy uczucia , pragnienia i siłę dzięki której walczymy o to co dla nas cenne. -powiedziałam.

-To będzie bardzo przytłaczająca historia. -oznajmił Toghun.-Ale historia jest po to by ją spisywać, przekazywać i wspominać. Bo tylko to kiedyś po nas zostanie.

niedziela, 11 kwietnia 2021

"Dynastia Shin Jin"

 Część 64

Wszyscy wyczekiwaliśmy na dworze cesarza Toghuna Jina , który wracał do pałacu po czterech latach wojen i podbijania ziem. Wyszłam wraz z Kim Young na główny plac. Staliśmy nieruchomo ,z twarzą lekko zwróconą w stronę letniego słońca.  Nagle przed nami pojawiło się wojsko ,a na czele nich- Toghun.

Z siadł z konia i powolnym krokiem, z mieczem w dłoni podszedł do mnie i wręcz rzucił się na mnie, mocno mnie ściskając do swojej zbroi. Zaskoczyło mnie jego zachowanie, bo nigdy wcześniej nie dawał się ponosić emocjom. 

-Tak się cieszę ,że wróciłeś cały i zdrowy braciszku.-Kim Young podbiegła do  mężczyzny i wpadła mu w ramiona.

Następnie udaliśmy się wszyscy do sali tronowej, gdzie czekała kolacja wraz z namiestnikami. Tam cesarz podsumował swoje dokonania. Udało mu się zagarnąć wiele ziem, niestety również stracił północną część naszego państwa. Jednak można rzec , że odniósł zwycięstwo. O dziwo , mimo bardzo krwawych bitw, trwających przez cztery lata, to straty w ludziach były niskie. Dwór był dumny z dokonań nowego cesarza, czego nie mogłam powiedzieć o sobie. Po kolacji, Toghun przyszedł do mojej komnaty i przerywając czytanie książki, zaczął rozmowę:

-Bardzo stęskniłem się za tym pałacem, za dworem, siostrą...za tobą Seungnyang. 

-Skoro tak tęskniłeś to czemu nie wróciłeś po dwóch latach jak planowałeś? Czemu przedłużyłeś o dwa lata mimo, że wiedziałeś jak toczy się tu życie? 

-Po prostu wykorzystałem okazję. Jak widać  udało się, zwyciężyłem.

-Nasze państwo i tak jest duże. Rozumiałam podbicie tych ziem leżących przy naszej granicy, gdyż gleby tam są bardzo żyzne, a brakowało nam gleb pod uprawy, ale po co więcej? Napisałam do ciebie list w którym przedstawiłam ci jak wyglądają obecne sprawy, że zaczyna doskwierać głód, podatki musiały wzrosnąć a ty zbagatelizowałeś to i sam zdecydowałeś o tym.

Nagle Toghun położył jakieś trzy kartki na stoliku. Nie zamierzałam ich dotykać , więc spytałam co to , mężczyzna odpowiedział:

-To są trzy listy, które napisałaś do mnie w czasie tych czterech lat. Mimo, że ja pisałem do ciebie mnóstwo. Na żaden nie odpowiedziałaś. Pytałem jak się czujesz, czy dobrze śpisz...gdyby nie moja siostra nie wiedziałbym czy dalej żyjesz. 

-I co w związku z tym? Myślałeś , że się coś zmieni przez ten czas? Że nagle zapałam do ciebie ogniem miłości? 

-Pierwszy wysłałaś mi po dwóch latach, żeby prosić mnie bym zakończył wojnę i wracał, w drugim napisałaś jak wygląda sytuacja i dalej prosiłaś a trzeci wysłałaś trzy miesiące temu z zapytaniem ile to jeszcze potrwa. 

-Czemu zbagatelizowałeś moje prośby?

-Chyba coś ci się cesarzowo pomyliło. Nie jestem już poddanym, nie jestem Bayanem, który się ciebie zawsze słuchał. Nie mam obowiązku się z tobą zgadzać, ani wykonywać twoich poleceń. 

-Jak śmiesz?

Toghun podszedł bliżej mnie. Czując dyskomfort , wstałam z łóżka i spoglądając mu prosto w oczy czekałam na jego odpowiedź. On zrobił jeszcze jeden krok w moją stronę, także prawie stykaliśmy się ubraniami. Cesarz po chwili odpowiedział:

-Śmie, bo jestem cesarzem, lecz przede wszystkim jestem twoim mężem. Lata upłynęły, Bayan nie żyję, twoja rola również się zmieniła. Masz być moją żoną, która jest mi oddana. Nie musisz mnie kochać, ale masz mnie wspierać w każdej mojej decyzji , czy to dobrej, czy złej, oczekuję , że będziesz zawsze po mojej stronie. Masz być ozdobą. Zajmij się dworem , ja zajmę się państwem. Pogódź się w końcu ze śmiercią ukochanego, zapomnij i zacznij żyć przy moim boku. 

Nie mogłam uwierzyć , że to Toghun. Nie mogłam uwierzyć w to co mówi. Zabolały mnie jego słowa, nie mogłam pozostać obojętna musiałam w jakikolwiek sposób zareagować. 

-Nie wiem co się z tobą stało...naprawdę nie wiem...Chcesz żebym zapomniała, lecz ja nigdy nie zapomnę. Ty możesz zapomnieć o Yoonie? 

-Już dawno zapomniałem. 

-Słucham? Jak możesz?! Ona cię tak kochała, nie widziała poza tobą świata , jak możesz tak po prostu ją wymazać z pamięci...

-Nigdy jej nie kochałem. 

Zamarłam. Nie wiedziałam czy dobrze słyszałam, czy nie...Czy on właśnie powiedział, że jej nie kochał? W jednej chwili miałam tyle pytań i pretensji a z drugiej strony nie wiedziałam co powiedzieć. Nie próbowałam otworzyć ust. Po mojej minie było widać wielkie zdziwienie. Toghun postanowił to wytłumaczyć, zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć. 

-Ty tak uważałaś cesarzowo. Yoona, była sympatyczną dziewczyną, czasami rozmawialiśmy , ale nigdy jej nie kochałem, nigdy nie pomyślałem o niej jak o kandydatce na żonę. 

-O buddo, dobrze, że Yoona tego nie słyszy, bo pękło by jej serce. Skoro jej nigdy nie kochałeś to dlaczego się z nią ożeniłeś? 

-Bo ty tego chciałaś. 

-Nigdy nie zaprzeczyłeś.

-Wykonywałem tylko twoje polecenia jako twój wówczas poddany.

-To dlatego nie cierpiałeś po jej zabiciu, a ja myślałam, że zwyczajnie wszystko dusisz w sobie.

-Nikt jej nie zabił. Nie wmawiaj sobie tego cesarzowo.

-Skąd ta pewność? Chciała coś przekazać, po czym znaleziono ją martwą. Jak to wytłumaczysz?!

-Byłem tam wtedy. 

Toghun nie przestawał mnie zadziwiać. Bałam się prowadzić dalej rozmowę, bałam sie tego co mogłam za chwile usłyszeć, lecz to była idealna okazja by się dowiedzieć o wszystkim. Inna mogła nigdy już nie nadejść, więc poprosiłam by wszystko opowiedział. Prawda była inna niż sądziłam, była bardziej przerażająca i bolesna. Okazało się, że rzeczywiście Yoona wpadła sama do stawu, lecz zanim to się stało pokłóciła się z Toghunem, który prosił ją by jeszcze nic nie mówiła. Ona nie mogła się powstrzymać. Idąc w moją stronę poślizgnęła się i wpadła. Toghun podał jej rękę i chciał ją wyciągnąć, kiedy nagle się zawahał. Trzymając ją za dłoń , spoglądał jej w oczy do momentu aż podjął decyzję. Puścił jej rękę i odwrócił się plecami, powoli odchodząc. Kiedy się opamiętał było za późno, Yoona się utopiła. Po usłyszeniu tego wszystkiego, poczułam jakby mnie zdradzono drugi raz, jak gdyby moje serce i świat znów uległy zniszczeniu. Odwróciłam się plecami do niego jak i on to wtedy zrobił Yoonie i zadałam ostatnie pytanie , które mi się nasunęło:

-Dlaczego?

On położył ręce na moich ramionach i odpowiedział:

-To był ten pierwszy i ostatni raz, kiedy dałem się ponieść emocją, kiedy pomyślałem, że to nigdy nie powinno się wydać, że może lepiej by Yoona zniknęła.

-Patrząc jej w oczy, puściłeś jej dłoń i się odwróciłeś... Jesteś po prostu potworem. Myślałam, że ty jedyny jesteś tak nieskazitelny, tak szlachetny...Kiedyś byłeś dla mnie wzorem, obecnie nie jesteś godzien nawet uwagi służby...Wyjdź z stąd, chcę zostać sama.

-Nie ma ludzi nieskazitelnych, dlatego, że po prostu jesteśmy ludźmi. To samo w sobie czyni nas upadłymi. 

-Wyjdź! Nie chcę cię widzieć! Wynoś się z mojej komnaty! Nie pokazuj się mi na oczy! Brzydzę się tobą! 

Toghun spuścił ręce, spojrzał na mnie a potem wyszedł ,zostawiając mnie samą z moim bólem. Myślałam, że najgorsze już nastąpiło, że już bardziej cię cierpieć nie da, ale nic bardziej mylnego. Kiedy myślisz, że to koniec, że więcej, bardziej się nie da to wtedy znów dostajesz cios, który znów cię powala i  zabiera siły, które uzbierałaś od ostatniego upadku. Skoro człowieka skreśla z ideału to, że jest człowiekiem, to może życie samo w sobie jest cierpieniem, lecz czasami pozwoli nam na uśmiech, piękną chwilę by znów z powrotem, tym razem mocniej nas powalić. Żyjąc coraz dłużej na tym świecie zdaję sobie sprawę, że człowiek nie ma kontroli nad życiem, to życie ma kontrolę nad człowiekiem. W sumie to również nieustająca walka, bo człowiek i życie to dwie osobne jednostki, które walczą o dominację. Jak to człowiek ciągle walczy, upada i znów wstaję i walczy, aż przychodzi kres...A może to tylko wymyślona walka? Pozwolenie ludziom mieć sztuczną władzę, wymyśloną szanse a tak naprawdę życie i los mają z boku ubaw z nas głupich jednostek, które myślą, że mogą wszystko, a w prawdzie jesteśmy wszyscy zabawkami. Urodzimy się i umrzemy taki nasz los, ktoś był przed nami i ktoś będzie po nas w końcu i tak zapomną o nas i nikt nie wspomni naszego imienia, naszej osoby...