Część 64
Wszyscy wyczekiwaliśmy na dworze cesarza Toghuna Jina , który wracał do pałacu po czterech latach wojen i podbijania ziem. Wyszłam wraz z Kim Young na główny plac. Staliśmy nieruchomo ,z twarzą lekko zwróconą w stronę letniego słońca. Nagle przed nami pojawiło się wojsko ,a na czele nich- Toghun.
Z siadł z konia i powolnym krokiem, z mieczem w dłoni podszedł do mnie i wręcz rzucił się na mnie, mocno mnie ściskając do swojej zbroi. Zaskoczyło mnie jego zachowanie, bo nigdy wcześniej nie dawał się ponosić emocjom.
-Tak się cieszę ,że wróciłeś cały i zdrowy braciszku.-Kim Young podbiegła do mężczyzny i wpadła mu w ramiona.
Następnie udaliśmy się wszyscy do sali tronowej, gdzie czekała kolacja wraz z namiestnikami. Tam cesarz podsumował swoje dokonania. Udało mu się zagarnąć wiele ziem, niestety również stracił północną część naszego państwa. Jednak można rzec , że odniósł zwycięstwo. O dziwo , mimo bardzo krwawych bitw, trwających przez cztery lata, to straty w ludziach były niskie. Dwór był dumny z dokonań nowego cesarza, czego nie mogłam powiedzieć o sobie. Po kolacji, Toghun przyszedł do mojej komnaty i przerywając czytanie książki, zaczął rozmowę:
-Bardzo stęskniłem się za tym pałacem, za dworem, siostrą...za tobą Seungnyang.
-Skoro tak tęskniłeś to czemu nie wróciłeś po dwóch latach jak planowałeś? Czemu przedłużyłeś o dwa lata mimo, że wiedziałeś jak toczy się tu życie?
-Po prostu wykorzystałem okazję. Jak widać udało się, zwyciężyłem.
-Nasze państwo i tak jest duże. Rozumiałam podbicie tych ziem leżących przy naszej granicy, gdyż gleby tam są bardzo żyzne, a brakowało nam gleb pod uprawy, ale po co więcej? Napisałam do ciebie list w którym przedstawiłam ci jak wyglądają obecne sprawy, że zaczyna doskwierać głód, podatki musiały wzrosnąć a ty zbagatelizowałeś to i sam zdecydowałeś o tym.
Nagle Toghun położył jakieś trzy kartki na stoliku. Nie zamierzałam ich dotykać , więc spytałam co to , mężczyzna odpowiedział:
-To są trzy listy, które napisałaś do mnie w czasie tych czterech lat. Mimo, że ja pisałem do ciebie mnóstwo. Na żaden nie odpowiedziałaś. Pytałem jak się czujesz, czy dobrze śpisz...gdyby nie moja siostra nie wiedziałbym czy dalej żyjesz.
-I co w związku z tym? Myślałeś , że się coś zmieni przez ten czas? Że nagle zapałam do ciebie ogniem miłości?
-Pierwszy wysłałaś mi po dwóch latach, żeby prosić mnie bym zakończył wojnę i wracał, w drugim napisałaś jak wygląda sytuacja i dalej prosiłaś a trzeci wysłałaś trzy miesiące temu z zapytaniem ile to jeszcze potrwa.
-Czemu zbagatelizowałeś moje prośby?
-Chyba coś ci się cesarzowo pomyliło. Nie jestem już poddanym, nie jestem Bayanem, który się ciebie zawsze słuchał. Nie mam obowiązku się z tobą zgadzać, ani wykonywać twoich poleceń.
-Jak śmiesz?
Toghun podszedł bliżej mnie. Czując dyskomfort , wstałam z łóżka i spoglądając mu prosto w oczy czekałam na jego odpowiedź. On zrobił jeszcze jeden krok w moją stronę, także prawie stykaliśmy się ubraniami. Cesarz po chwili odpowiedział:
-Śmie, bo jestem cesarzem, lecz przede wszystkim jestem twoim mężem. Lata upłynęły, Bayan nie żyję, twoja rola również się zmieniła. Masz być moją żoną, która jest mi oddana. Nie musisz mnie kochać, ale masz mnie wspierać w każdej mojej decyzji , czy to dobrej, czy złej, oczekuję , że będziesz zawsze po mojej stronie. Masz być ozdobą. Zajmij się dworem , ja zajmę się państwem. Pogódź się w końcu ze śmiercią ukochanego, zapomnij i zacznij żyć przy moim boku.
Nie mogłam uwierzyć , że to Toghun. Nie mogłam uwierzyć w to co mówi. Zabolały mnie jego słowa, nie mogłam pozostać obojętna musiałam w jakikolwiek sposób zareagować.
-Nie wiem co się z tobą stało...naprawdę nie wiem...Chcesz żebym zapomniała, lecz ja nigdy nie zapomnę. Ty możesz zapomnieć o Yoonie?
-Już dawno zapomniałem.
-Słucham? Jak możesz?! Ona cię tak kochała, nie widziała poza tobą świata , jak możesz tak po prostu ją wymazać z pamięci...
-Nigdy jej nie kochałem.
Zamarłam. Nie wiedziałam czy dobrze słyszałam, czy nie...Czy on właśnie powiedział, że jej nie kochał? W jednej chwili miałam tyle pytań i pretensji a z drugiej strony nie wiedziałam co powiedzieć. Nie próbowałam otworzyć ust. Po mojej minie było widać wielkie zdziwienie. Toghun postanowił to wytłumaczyć, zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć.
-Ty tak uważałaś cesarzowo. Yoona, była sympatyczną dziewczyną, czasami rozmawialiśmy , ale nigdy jej nie kochałem, nigdy nie pomyślałem o niej jak o kandydatce na żonę.
-O buddo, dobrze, że Yoona tego nie słyszy, bo pękło by jej serce. Skoro jej nigdy nie kochałeś to dlaczego się z nią ożeniłeś?
-Bo ty tego chciałaś.
-Nigdy nie zaprzeczyłeś.
-Wykonywałem tylko twoje polecenia jako twój wówczas poddany.
-To dlatego nie cierpiałeś po jej zabiciu, a ja myślałam, że zwyczajnie wszystko dusisz w sobie.
-Nikt jej nie zabił. Nie wmawiaj sobie tego cesarzowo.
-Skąd ta pewność? Chciała coś przekazać, po czym znaleziono ją martwą. Jak to wytłumaczysz?!
-Byłem tam wtedy.
Toghun nie przestawał mnie zadziwiać. Bałam się prowadzić dalej rozmowę, bałam sie tego co mogłam za chwile usłyszeć, lecz to była idealna okazja by się dowiedzieć o wszystkim. Inna mogła nigdy już nie nadejść, więc poprosiłam by wszystko opowiedział. Prawda była inna niż sądziłam, była bardziej przerażająca i bolesna. Okazało się, że rzeczywiście Yoona wpadła sama do stawu, lecz zanim to się stało pokłóciła się z Toghunem, który prosił ją by jeszcze nic nie mówiła. Ona nie mogła się powstrzymać. Idąc w moją stronę poślizgnęła się i wpadła. Toghun podał jej rękę i chciał ją wyciągnąć, kiedy nagle się zawahał. Trzymając ją za dłoń , spoglądał jej w oczy do momentu aż podjął decyzję. Puścił jej rękę i odwrócił się plecami, powoli odchodząc. Kiedy się opamiętał było za późno, Yoona się utopiła. Po usłyszeniu tego wszystkiego, poczułam jakby mnie zdradzono drugi raz, jak gdyby moje serce i świat znów uległy zniszczeniu. Odwróciłam się plecami do niego jak i on to wtedy zrobił Yoonie i zadałam ostatnie pytanie , które mi się nasunęło:
-Dlaczego?
On położył ręce na moich ramionach i odpowiedział:
-To był ten pierwszy i ostatni raz, kiedy dałem się ponieść emocją, kiedy pomyślałem, że to nigdy nie powinno się wydać, że może lepiej by Yoona zniknęła.
-Patrząc jej w oczy, puściłeś jej dłoń i się odwróciłeś... Jesteś po prostu potworem. Myślałam, że ty jedyny jesteś tak nieskazitelny, tak szlachetny...Kiedyś byłeś dla mnie wzorem, obecnie nie jesteś godzien nawet uwagi służby...Wyjdź z stąd, chcę zostać sama.
-Nie ma ludzi nieskazitelnych, dlatego, że po prostu jesteśmy ludźmi. To samo w sobie czyni nas upadłymi.
-Wyjdź! Nie chcę cię widzieć! Wynoś się z mojej komnaty! Nie pokazuj się mi na oczy! Brzydzę się tobą!
Toghun spuścił ręce, spojrzał na mnie a potem wyszedł ,zostawiając mnie samą z moim bólem. Myślałam, że najgorsze już nastąpiło, że już bardziej cię cierpieć nie da, ale nic bardziej mylnego. Kiedy myślisz, że to koniec, że więcej, bardziej się nie da to wtedy znów dostajesz cios, który znów cię powala i zabiera siły, które uzbierałaś od ostatniego upadku. Skoro człowieka skreśla z ideału to, że jest człowiekiem, to może życie samo w sobie jest cierpieniem, lecz czasami pozwoli nam na uśmiech, piękną chwilę by znów z powrotem, tym razem mocniej nas powalić. Żyjąc coraz dłużej na tym świecie zdaję sobie sprawę, że człowiek nie ma kontroli nad życiem, to życie ma kontrolę nad człowiekiem. W sumie to również nieustająca walka, bo człowiek i życie to dwie osobne jednostki, które walczą o dominację. Jak to człowiek ciągle walczy, upada i znów wstaję i walczy, aż przychodzi kres...A może to tylko wymyślona walka? Pozwolenie ludziom mieć sztuczną władzę, wymyśloną szanse a tak naprawdę życie i los mają z boku ubaw z nas głupich jednostek, które myślą, że mogą wszystko, a w prawdzie jesteśmy wszyscy zabawkami. Urodzimy się i umrzemy taki nasz los, ktoś był przed nami i ktoś będzie po nas w końcu i tak zapomną o nas i nikt nie wspomni naszego imienia, naszej osoby...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz