Część 11
-Nyang, trzymaj mnie mocno za rękę.-odparł Wang Yu-Byś mi się nie zgubiła.
-Nie martw się. Gdzie ma być to całe przyjęcie?-spytałam.
-W sali głównej. W pałacu.-odpowiedział Wang Yu.
Gdy przekroczyliśmy bramę wejściową, zobaczyłam wielu ludzi. Na nogach tak jak i na koniach. Wszyscy szli w jednym kierunku, niosąc ze sobą wiele podarków, dla młodej pary. Gdy w końcu dotarliśmy do progu pałacu, miałam ochotę się wycofać. Nie chciałam znów się z księciem widzieć. Jednak nie chciałam opuszczać Wanga, który zawsze był przy mnie ,gdy go potrzebowałam. Oj nie, nie mogłam stchórzyć! Po chwili weszliśmy do pałacu i zauważyliśmy że wszyscy przygotowują się do wielkiego wesela Kim z Bayanem, który tak naprawdę miał się odbyć nazajutrz w dokładnie dwudzieste urodziny...nas trojga. Nie rozumiałam tego pośpiechu, więc spytałam się Wanga dlaczego tak się stało. Ten odpowiedział:
-Jeżeli wszystko było w waszej umowie...Nie rozumiem. Musiało się stać coś na prawdę poważnego skoro przesunięto uroczystość. Może wynika to z jakieś ciężkiej choroby któregoś z członków rodziny cesarskiej.
-Możliwe...-rzekłam z niepewnością.
-Jeżeli jest to dla ciebie takie ważne to postaram się czegoś dowiedzieć.
-Dobrze. Byłabym wdzięczna.-odparłam.
-Idź się gdzieś porozglądać a ja tymczasem pójdę dowiedzieć się gdzie będziemy nocować.-mówiąc to Wang puścił mi dłoń i odszedł w stronę namiestników i innych osobistości.
Ja tymczasem, wyszłam z tego tłumu i kierowałam się ścieżkami pałacowymi. Idąc jedną z alejek przypomniałam sobie moment w którym spacerowałam po swoim ogrodzie w pięknej sukni i czekałam na przybycie księcia Bayana. Po obu stronach dróżki soczysto-zielona trawa, pełno różnorodnych kwiatów i na środku ogrodu olbrzymie drzewo wiśniowe. Siadłam pod nim i wsłuchiwałam się w szum drzew. Delikatny powiew wiatru sprawiał że czułam się lekka jak piórko. Zamknęłam oczy , rozłożyłam ręce...trzymałam je tak długo dopóki nie zasnęłam. Opadające płatki kwiatów okryły mnie tworząc kołdrę. W pewnej chwili , przechadzał się tamtędy Bayan. Stanął naprzeciwko mnie i spoglądając roześmiał się mówiąc:
-Nyang...Przybyłaś do mnie...Moja kochana Nyang.
Później siadł koło mnie i opierając się o korę drzewa, ze szerokim uśmiechem spoglądał w błękitne niebo. Rozmarzył się. Nagle zbudziłam się. Był już wieczór. Otrzepałam swe ubranie z kwiatów i zauważyłam śpiącego księcia. Przestraszywszy się po cichu wstałam , tak by go nie zbudzić i na palcach powoli maszerowałam w stronę wyjścia z ogrodu.
-Nyang drugi raz mnie chyba nie zostawisz? Co nie?-otwierając oczy , wstał i złapał mnie za rękę.
-A twoje małżeństwo? Miałeś się dziś pobrać z cesarzową Kim.-powiedziałam.
-Tak, ale ślub odbędzie się za godzinę.-ze spokojem odparł Bayan.
-Właśnie! Za godzinę...-podkreśliłam.
-I co z tego? Jestem księciem i mógłbym być z tobą, jeżeli byś trafiła do mojego pałacu nie zważając na Kim.-chcąc mnie przekonać, ściskał mi rękę i prowadził mnie w przeciwną stronę niż do pałacu.
-Ale nie jesteś jeszcze cesarzem by mieć harem.-odparłam.
Nastała cisza. W pewnej chwili usłyszałam odgłosy wołającej służby, która szukała Bayana. Przestraszona schowałam się za drzewo. Spostrzegawczy strażnik, podszedł do księcia i poprosił go by wrócił do swojej komnaty. Jednak Bayan stał w miejscu i wpatrywał się w drzewo za którym się ukrywałam.
-Panie czekamy na kogoś?-spytał młodzieniec.
-Nyang! Wyjdź. To mój przyjaciel, nie bój się go. Odprowadzisz mnie do komnaty a potem się spotkamy na ślubie.-mówił książę.
Z głębokim oddechem wyszłam z kryjówki i przyspieszając kroku kierowałam się ku pałacu. Uśmiechnięty książę odbił się od podłoża i doskoczył do mnie, przerzucając swoją rękę przez moje ramię i krzycząc:
-Zaczekaj!
-Książę muszę wracać do Wanga Yu.
-Wang Yu też tu jest?
-Tak, przyjechałam mu tu towarzyszyć.
-Ach! Już się cieszyłem, że przyjechałaś tu dlatego by się ze mną widzieć. Trudno!
Po pewnym czasie doszliśmy przed komnatę Bayana. Odwróciłam się plecami do księcia i szłam do głównej sali. Książę z szerokim uśmiechem, klepnął swojego strażnika po plecach i odparł:
-Ach te kobitki!
Idąc między różnymi komnatami doszłam do pokoju Cesarzowej Kim. Delikatnie uchyliłam potężne drzwi i z ciekawości spoglądałam na oszustkę. Gdy zobaczyłam jej długie , piękne , ciemne włosy, drobną figurę i piękne duże oczy, do głowy przyszła mi myśl, że właściwie nie mogłam się z nią równać. Ogarnęło to całą moją głowę i serce, do tego stopnia, że zwątpiłam w siebie, w jakąkolwiek walkę o mój naród i tron. W pewnej chwili zaszedł mnie od tyłu pewien wysoki, dobrze zbudowany, młody mężczyzna z długimi brązowymi włosami spiętymi w kucyk, z charakterystyczną grzywką i w czarnej zbroi, który spytał:
-Co ty tu robisz? Podsłuchujesz?!
-Wybacz , ale ja...
-Zgubiłaś drogę?
-Tak. Właśnie! Błagam cię, tylko mnie nie wydaj.
-Nie wierzę w to. Przez chwilę cię obserwowałem. Podglądałaś Cesarzową!
-Przepraszam. Jak dostać się do sali głównej?
-Widziałem cię z dowódcą wojska-Wangiem. Szukał cię wszędzie.Seungnyang. Tak?
-Tak.
-Musisz iść tu, cały czas prosto, potem na prawo i na lewo i dojdziesz.
Przystojny, bardzo spostrzegawczy mężczyzna wytłumaczył mi bardzo w skróconej wersji drogę do sali w której za niedługo miał się odbyć ślub.W końcu po pewnym czasie próg olbrzymich złotych drzwi przekroczyła para cesarska, potem wszedł ich syn-Bayan, który w ogóle nie przypominał księcia które znałam wcześniej. Włosy spięte w kok, piękne złotawe szaty , godna postawa księcia...Chyba pierwszy raz zrobił na mnie takie wrażenie. Gdy Cesarz z Cesarzową z dynastii Jin siedli na tronie zwanym ''Ognistym Smokiem'' a ich syn stanął na podniesieniu pomiędzy rodzicami, dopiero wtedy weszła cesarzowa Kim Young. W koronie, czarno-czerwonej długiej sukni z głową podniesioną wysoko i ze wzrokiem skierowanym w stronę swojego wybranka. Jej fałszywy uśmiech, starał się za demaskować jej prawdziwe oblicze. Potem książę wyciągnął dłoń w stronę wchodzącej po schodach Kim. Gdy stanęli na równie ze sobą, chwycili się za ręce i dumnie unosili je na znak małżeństwa. Słudzy, namiestnicy i reszta poddanych wiwatowała na nową parę. Ja stałam samotnie wśród uradowanych pokojem ludzi i ze smutną twarzą i równie ze złością w oczach wpatrywałam się na kobietę która ukradła moją tożsamość. Moje serce jeszcze biło, ale czułam że jestem bliższa śmierci niż sprawiedliwości. Po całej tej ''szopce'' w głównej sali wszyscy wrócili do siebie. Na znak panującego pokoju w wioskach zostało wydane jedzenie i woreczek monet, dla każdego kto mieszkał w tych dwóch państwach. Na ulicach odbywały się parady. Wszyscy mieli wolne, między domami na każdej uliczce były zawieszone lampiony. Po domach mieszkańcy jedli, pili, śpiewali i tańczyli.
-Nyang może pójdziemy gdzieś świętować?
-Co mam świętować? Swoją klęskę?! Chcę wrócić już do domu.
-Wybacz. Dobrze jeżeli nie chcesz to...odprowadzę cię do miejsca w którym mamy przenocować. Jutro o świcie ruszamy do mojej posiadłości.
-Dziękuję ci Wang Yu za wyrozumiałość.
Idąc przepychaliśmy się wśród ludzi. Nagle w pewnej chwili podszedł do mnie pijany mężczyzna, zaczął mnie zaczepiać. Uderzyłam go w twarz, jednak on nie pozostał obojętny popchnął mnie na jeden ze straganów. Upadając wpiłam sobie do nogi pewnego rodzaju drewnianą, strzałkę. Zobaczywszy to Wang skoczył to pijaka. Wyszarpał go, później przyłożył mu raz z lewej i prawej strony i rzucił na bok.
-Auuuu...-stękałam z bólu powoli wstając.
-Pomóc ci Nyang?!-spytał Wang Yu.
-Nie trzeba.-idąc kulałam.
Wang podtrzymywał mnie za rękę. Niestety tak mnie strasznie noga bolała i krwawiła, że praktycznie nie mogłam na niej ustać. Wang znowu ''rzucił'' się do akcji wziął mnie na ręce a potem idąc ze mną na rękach , mijając balujących mieszkańców wioski mówił:
-Uwaga niosę ranną!
-Co ty robisz? Oszalałeś?!
-Cesarzowo myślisz, że pozwolę ci cierpieć?!
-Nie mów tak do mnie. Prosiłam cię!
-Dobrze Nyang.
W końcu po przepychankach trafiliśmy w końcu do swojego drewnianego domku. Miejsce w którym mieliśmy się zatrzymać, nie należało do zacisznych. Było bardzo głośno, pokoje były małe, nie było łóżek. Trzeba było spać na podłodze, lecz najpierw...Wang musiał wyciągnąć mi tą strzałkę. Rozdarł mi trochę materiału w miejscu w którym krwawiła rana, potem chwycił za drewniany przedmiot i jednym zdecydowanym ruchem wyjął go z mojej nogi. Ból był bardzo bolesny, ale na szczęście krótki. Następnie Wang przemył mi ranę , posmarował maścią z ziół i zawiną nogę. Na szczęście nie wdało się żadne zakażenie. W tym czasie młoda para weszła do komnaty na noc poślubną. Nagle do pokoju wleciał sługa który z płaczem poprosił Bayana by poszedł do swojej matki. Przestraszony reakcją eunucha, książę pędem wleciał do swoich rodziców. I ujrzał płaczącą matkę klękającą przy łóżkiem i trzymającą za rękę ojca księcia.
-Co się stało?!-spytał przerażony Bayan.
-Synku!-zawołała płaczliwie matka.-Właśnie odszedł od nas Cesarz!
-Że co?!-zdziwił się książę.
-Twój ojciec nie żyje!-krzyknęła kobieta.
Bayan upadł na kolana i opierając ręce na podłodze zawył przeraźliwie i na środku komnaty zaczął płakać. Łzy upadały na marmurową powierzchnię, rozpływając się tworzyły potok wody. Wszyscy poruszeni, biegali wokół martwego cesarza, jego syna i matki księcia. Tymczasem zezłoszczona swoją nieudaną nocą poślubną Kim Young Tokeum uderzyła wazą o podłogę, która rozbiła się na drobne kawałki.
-Panie czekamy na kogoś?-spytał młodzieniec.
-Nyang! Wyjdź. To mój przyjaciel, nie bój się go. Odprowadzisz mnie do komnaty a potem się spotkamy na ślubie.-mówił książę.
Z głębokim oddechem wyszłam z kryjówki i przyspieszając kroku kierowałam się ku pałacu. Uśmiechnięty książę odbił się od podłoża i doskoczył do mnie, przerzucając swoją rękę przez moje ramię i krzycząc:
-Zaczekaj!
-Książę muszę wracać do Wanga Yu.
-Wang Yu też tu jest?
-Tak, przyjechałam mu tu towarzyszyć.
-Ach! Już się cieszyłem, że przyjechałaś tu dlatego by się ze mną widzieć. Trudno!
Po pewnym czasie doszliśmy przed komnatę Bayana. Odwróciłam się plecami do księcia i szłam do głównej sali. Książę z szerokim uśmiechem, klepnął swojego strażnika po plecach i odparł:
-Ach te kobitki!
Idąc między różnymi komnatami doszłam do pokoju Cesarzowej Kim. Delikatnie uchyliłam potężne drzwi i z ciekawości spoglądałam na oszustkę. Gdy zobaczyłam jej długie , piękne , ciemne włosy, drobną figurę i piękne duże oczy, do głowy przyszła mi myśl, że właściwie nie mogłam się z nią równać. Ogarnęło to całą moją głowę i serce, do tego stopnia, że zwątpiłam w siebie, w jakąkolwiek walkę o mój naród i tron. W pewnej chwili zaszedł mnie od tyłu pewien wysoki, dobrze zbudowany, młody mężczyzna z długimi brązowymi włosami spiętymi w kucyk, z charakterystyczną grzywką i w czarnej zbroi, który spytał:
-Co ty tu robisz? Podsłuchujesz?!
-Wybacz , ale ja...
-Zgubiłaś drogę?
-Tak. Właśnie! Błagam cię, tylko mnie nie wydaj.
-Nie wierzę w to. Przez chwilę cię obserwowałem. Podglądałaś Cesarzową!
-Przepraszam. Jak dostać się do sali głównej?
-Widziałem cię z dowódcą wojska-Wangiem. Szukał cię wszędzie.Seungnyang. Tak?
-Tak.
-Musisz iść tu, cały czas prosto, potem na prawo i na lewo i dojdziesz.
Przystojny, bardzo spostrzegawczy mężczyzna wytłumaczył mi bardzo w skróconej wersji drogę do sali w której za niedługo miał się odbyć ślub.W końcu po pewnym czasie próg olbrzymich złotych drzwi przekroczyła para cesarska, potem wszedł ich syn-Bayan, który w ogóle nie przypominał księcia które znałam wcześniej. Włosy spięte w kok, piękne złotawe szaty , godna postawa księcia...Chyba pierwszy raz zrobił na mnie takie wrażenie. Gdy Cesarz z Cesarzową z dynastii Jin siedli na tronie zwanym ''Ognistym Smokiem'' a ich syn stanął na podniesieniu pomiędzy rodzicami, dopiero wtedy weszła cesarzowa Kim Young. W koronie, czarno-czerwonej długiej sukni z głową podniesioną wysoko i ze wzrokiem skierowanym w stronę swojego wybranka. Jej fałszywy uśmiech, starał się za demaskować jej prawdziwe oblicze. Potem książę wyciągnął dłoń w stronę wchodzącej po schodach Kim. Gdy stanęli na równie ze sobą, chwycili się za ręce i dumnie unosili je na znak małżeństwa. Słudzy, namiestnicy i reszta poddanych wiwatowała na nową parę. Ja stałam samotnie wśród uradowanych pokojem ludzi i ze smutną twarzą i równie ze złością w oczach wpatrywałam się na kobietę która ukradła moją tożsamość. Moje serce jeszcze biło, ale czułam że jestem bliższa śmierci niż sprawiedliwości. Po całej tej ''szopce'' w głównej sali wszyscy wrócili do siebie. Na znak panującego pokoju w wioskach zostało wydane jedzenie i woreczek monet, dla każdego kto mieszkał w tych dwóch państwach. Na ulicach odbywały się parady. Wszyscy mieli wolne, między domami na każdej uliczce były zawieszone lampiony. Po domach mieszkańcy jedli, pili, śpiewali i tańczyli.
-Nyang może pójdziemy gdzieś świętować?
-Co mam świętować? Swoją klęskę?! Chcę wrócić już do domu.
-Wybacz. Dobrze jeżeli nie chcesz to...odprowadzę cię do miejsca w którym mamy przenocować. Jutro o świcie ruszamy do mojej posiadłości.
-Dziękuję ci Wang Yu za wyrozumiałość.
Idąc przepychaliśmy się wśród ludzi. Nagle w pewnej chwili podszedł do mnie pijany mężczyzna, zaczął mnie zaczepiać. Uderzyłam go w twarz, jednak on nie pozostał obojętny popchnął mnie na jeden ze straganów. Upadając wpiłam sobie do nogi pewnego rodzaju drewnianą, strzałkę. Zobaczywszy to Wang skoczył to pijaka. Wyszarpał go, później przyłożył mu raz z lewej i prawej strony i rzucił na bok.
-Auuuu...-stękałam z bólu powoli wstając.
-Pomóc ci Nyang?!-spytał Wang Yu.
-Nie trzeba.-idąc kulałam.
Wang podtrzymywał mnie za rękę. Niestety tak mnie strasznie noga bolała i krwawiła, że praktycznie nie mogłam na niej ustać. Wang znowu ''rzucił'' się do akcji wziął mnie na ręce a potem idąc ze mną na rękach , mijając balujących mieszkańców wioski mówił:
-Uwaga niosę ranną!
-Co ty robisz? Oszalałeś?!
-Cesarzowo myślisz, że pozwolę ci cierpieć?!
-Nie mów tak do mnie. Prosiłam cię!
-Dobrze Nyang.
W końcu po przepychankach trafiliśmy w końcu do swojego drewnianego domku. Miejsce w którym mieliśmy się zatrzymać, nie należało do zacisznych. Było bardzo głośno, pokoje były małe, nie było łóżek. Trzeba było spać na podłodze, lecz najpierw...Wang musiał wyciągnąć mi tą strzałkę. Rozdarł mi trochę materiału w miejscu w którym krwawiła rana, potem chwycił za drewniany przedmiot i jednym zdecydowanym ruchem wyjął go z mojej nogi. Ból był bardzo bolesny, ale na szczęście krótki. Następnie Wang przemył mi ranę , posmarował maścią z ziół i zawiną nogę. Na szczęście nie wdało się żadne zakażenie. W tym czasie młoda para weszła do komnaty na noc poślubną. Nagle do pokoju wleciał sługa który z płaczem poprosił Bayana by poszedł do swojej matki. Przestraszony reakcją eunucha, książę pędem wleciał do swoich rodziców. I ujrzał płaczącą matkę klękającą przy łóżkiem i trzymającą za rękę ojca księcia.
-Co się stało?!-spytał przerażony Bayan.
-Synku!-zawołała płaczliwie matka.-Właśnie odszedł od nas Cesarz!
-Że co?!-zdziwił się książę.
-Twój ojciec nie żyje!-krzyknęła kobieta.
Bayan upadł na kolana i opierając ręce na podłodze zawył przeraźliwie i na środku komnaty zaczął płakać. Łzy upadały na marmurową powierzchnię, rozpływając się tworzyły potok wody. Wszyscy poruszeni, biegali wokół martwego cesarza, jego syna i matki księcia. Tymczasem zezłoszczona swoją nieudaną nocą poślubną Kim Young Tokeum uderzyła wazą o podłogę, która rozbiła się na drobne kawałki.
Nyang pojawiła się w pałacu! No i znów spotkała się z Bayanem, podobał mi się opis tego spotkania i to drzewo z płatkami, romantiko:) Propozycje Bayana były bardzo odważne, lecz Nyang chyba nadal nie ma zamiaru dawać mu szansy. No i doszło do ślubu... Kim dopięła swego. Jestem ciekawa jak będzie wyglądało jej małżeństwo z Bayanem... ja w ogóle go sobie w roli męża średnio wyobrażam, bo to taki uroczy dzieciaczeek trochę :D Chyba, że utrata ojca go zmieni... Przyznam, że tego się nie spodziewałam. Zmarł akurat w dzień ślubu syna:( Mam wrażenie, że to będzie miało spory wpływ na rozwój akcji. I już się nie mogę doczekać dalszych wydarzeń!
OdpowiedzUsuńWeny:)
O tak, to jest jeden z najważniejszych powodów dla których Bayan odmieni się, jednak czy na lepsze? Tego nie zdradzę, ale jeszcze nie wie co go czeka niebawem.
OdpowiedzUsuń