Część 9
-Zaczekaj chwilę. Nie pędź tak.-próbowałam chwycić oddech.-Słyszysz?! Poczekaj na mnie! Nie mam już siły!
-Hahaha....-Bayan wybuchnął śmiechem.-Czyli wiesz teraz jak ja się czułem , gdy byłem zmęczony a ty mi nie dałaś odpocząć.
-Ale nie byłeś ranny.-odparłam.-Do tego to ja jestem kobietą i nie mam tyle siły co mężczyźni.
-Też mi coś.-parsknął książę.-A kto mnie pobił w stajni dla koni?!
-Nie mam już...-upadłam na kolana.-...siły...
-Nyang nie wygłupiaj się.-mówiąc to Bayan szedł tyłem.-No wstawaj. Nie chcę mi się ciebie nieść.
-Książę!-krzyknęłam wyciągając rękę przed siebie.-Uważaj!
Niestety nie zdążyłam go zatrzymać. Książę idąc tyłem nie zauważył urwiska. Stracił równowagę i spadł ze skarpy prosto do rzeki, mającej silne prądy.
Chwyciłam się za zakrwawione ramię i szybko wstając, podbiegłam resztkami sił nad przepaść. Spojrzałam w dół i zobaczyłam jak nurt wody rwie młodego księcia, obija go o boki skał...
Nie miałam chwili do stracenia. Skoczyłam zaraz za nim. Przez dosłownie kilka sekund, poczułam się tak lekko, tak niesamowicie, lecz zderzenie z wodą nie było niczym przyjemnym. Gdy wypłynęłam po krótkim czasie na powierzchnie od razu próbowałam dogonić tonącego Bayana, który coraz bliżej był wodospadu. Bałam się, że mogę nie zdążyć i że tam będzie nasz grób. Ta rzeka była zbyt silna, nawet dla najlepszego pływaka. Machałam rękami i nogami, woda wlewała mi się do uszu i oczu. Obraz stawał się coraz bardziej nie wyraźny. Rana po strzale zostawiała swój krwawy ślad. W pewnej chwili usłyszałam odgłos wodospadu. Na moje szczęście w porę zauważyłam jakiś brzeg. Z pomocą rzeki i swojej wytrwałości ''dogoniłam'' księcia. Chwyciłam go i mocno trzymając starałam się kierować ku brzegowi. Byłam bliska złapania się wystającego drzewa, niestety moje słabe ręce nie zdołały się utrzymać. Topiliśmy się dalej. Młody książę stracił przytomność a ja z bolącą rękę musiałam nas jakoś uratować. Nagle zobaczyłam kończącą się rzekę i wielki wodospad. Próbowałam wszelkich sposobów , które wtedy przyszły mi do głowy, ale to zdało się na nic. Zobaczyłam ostatnią szansę. Wystającą skałę! Nurt rzeki zarzucając nami pozwolił mi złapać się skały. Udało mi się! Już myślałam, że jesteśmy uratowani, jednak się myliłam. Trzymając się ostatniej nadziei, zauważyłam, że tracę czucie w rannej ręce. Próbowałam nad tym jakoś zapanować, niestety się nie udało. Prąd ''wyrwał'' nas od szansy i ostatni raz pod topił , ja uderzając się w głowę puściłam Bayana. Razem z wodospadem z płynęliśmy w dół. Nie wiem jak długo, ale jakiś czas później ocknęłam się na brzegu z poobijaną głową. Bardzo powoli wstałam i odkasłując wodę zaczęłam się rozglądać. Nie bardzo wiedziałam co się wydarzyło.Kilka minut później przypomniałam sobie, że był ze mną książę. Zaczęłam go wołać.
W pewnej chwili zauważyłam go na powierzchni wody , całkiem nieruszającego się. Przestraszona o życie przyszłego cesarza, wbiegłam do wody i ''wyłowiłam'' go z niej. Ponieważ nadchodziła noc musiałam przenieść go do przybrzeżnej jaskini. Tam położyłam go na kamieniu i zaczęłam rozpinać mu strój. Musiał się w końcu ogrzać. Łzy spływały mi jak krople deszczu po policzkach.
-Ocknij się. Bayan błagam cię! Nie możesz odejść!
Ze zdezorientowania odruchowo zaczęłam go uderzać pięściami po klatce piersiowej. Potem nachyliłam się nad nim i ucho nadstawiłam nad jego sercem i wsłuchiwałam się bicia. Jednak niczego nie słyszałam, jedynie jakieś dziwne dzwonienie w uszach. W pewnej chwili zaczął odkasływać wodę. Ze szczęścia jak i z nerwów zaczęłam się na całego śmiać, chorobliwie śmiać.
-Żyjesz! O Buddo dziękuję ci!
Szybko ściągnęłam swoją mokrą koszulę i położyłam go koło księcia. Później tak mocno go przytuliłam, że w pewnej chwili przestraszyłam się, że mogłam go udusić, więc go delikatnie położyłam na kamieniu.
Zimna noc sprawiała, że dygotałam i potrzebowałam ciepła. Nie wiedziałam co mam robić , więc przytulona do księcia zasnęłam.
Następnego dnia z wschodzie słońca, gdy dobrze mi się spało, książę zaczął się przebudzać. Dość szybko jak na takie wydarzenie.
-Nyang?-zdziwił się otwierając oczy.-Ale...co się stało?!
-O! Obudziłeś się! -spojrzałam na niego i dziwnie się poczułam.
-Co ty Nyang...?
-A tak! Sprawdzałam czy bije ci serce.-zaczęłam bardzo dziwnie mówić, do tego kiwać głową.
-I co bije?-spytał Bayan.
-Co?
-Serce.
-A serce...Nie...to znaczy tak! Bije, bo w końcu żyjesz i jesteś tu i rozmawiasz ze mną...-szybko wstałam i zaczęłam zakładać koszulę.
Bayan wstał obolały i milcząc starał się zachowywać normalnie, tak jakby o tym co przed momentem nastąpiło w ogóle nie myślał i nie był zdziwiony. Jednak kiepsko mu to wychodziło. Czułam się speszona i zakłopotana. Nie wiedziałam jak mam się od tamtej chwili zachowywać. Po ciężkim poranku w końcu udaliśmy się do posiadłości Wanga Yu. Koło południa wreszcie dotarliśmy bez żadnego kłopotu do domu. Zmęczeni rozdzieliliśmy się i każdy poszedł do swojej komnaty. Wzięłam ciepłą kąpiel, potem przebrałam się i w końcu zjadłam coś porządnego. Byłam już tak padnięta, że myślałam , że zasnę na stojący. niestety obowiązki wzywały, musiałam wyczyścić stajnie. Tymczasem gdy ja harowałam przy koniach, książę smacznie sobie spał.
-Wiesz, że nie musisz tego Pani robić?-wszedł Wang Yu.
-Panie, nie jestem już cesarzową. Właściwie nawet nią nie zaczęłam być. Liczy się tu i teraz. Teraz jestem tu stajenną o imieniu Nyang i służę tobie.-powiedziałam.
-Wiem, ale nie oznacza to że mam przejść koło ciebie obojętnie Nyang. Czemu nie szukałaś pomocy? Dlaczego nie chcesz odzyskać tronu?! Pozwolisz by ta kobieta podszywała się pod ciebie i niszczyła twoje mienie?-Wang próbował zrozumieć.
-Nie nie pozwolę! Ale sądzisz że jest to takie łatwe?!-podniosłam głos.-Zrobię to w odpowiedniej chwili. A teraz pozwól że zajmie się tym koniem.
-Cesarzowo...-zaczął.
-Nie mów tak do mnie! Nigdy! Żeby być cesarzową, trzeba sobie na to zasłużyć. Jeżeli nie chcesz mnie słuchać, to chociaż odejdź i daj mi dokończyć powierzone mi zadanie.-powiedziałam.
Późnym wieczorem, gdy leżałam w swoim łóżku, spoglądając na sufit rozmyślałam nad tym z kim mógł się spotkać El Sumur. Kto to był i co kombinuje? Zastanawiałam się także nad słowami Wanga , który sądził że się poddałam, że nie walczę o swój tron i swój lud. Dni mijały a ja nie miałam ciągle żadnego pomysłu jak odzyskać należne mi miejsce.
Kilka dni później...
-Panie masz wszystko?-spytał Jae Sung Mo.
-Tak.-odpowiedział ze smutkiem w głosie Bayan.- Jestem gotowy do wyjazdu.
-Książę czemu się smucisz?-spytał Mo.
-Gdzie jest Nyang?-spytał.-Nie widziałem go od kilku dni.
-A co zaprzyjaźniłeś się z nim?-zdziwił się sługa.
-Tak, ale chciałem się pożegnać z nim.-rzekł.
-Powinien już wrócić ze stolicy.-odpowiedział Sung.-Powinien być już w swoim pokoju.
Książę zostawił swoje bagaże i pobiegł jak najszybciej do mojej komnaty do której właśnie weszłam. Spojrzałam na niego i chciałam niespostrzeżenie wyjść, ale się nie udało. Bayan wstał z mojego łóżka i mocno mnie przytulił.
-Zostaw mnie!-krzyknęłam.
-Nyang, ale co się stało?-spytał Bayan.
-Nic. Wracaj do swoich komnat, a mnie zostaw w spokoju!- wykrzykiwałam.
-Ale dlaczego?-pytał książę.
-Bo tak.-odparłam.
-Myślałem , że ty i ja...-przerwał.
-Że ty i ja co?-powtórzyłam.-Zapamiętaj sobie powierzono mi zadanie, by ciebie chronić do momentu gdy nie opuścisz tej posiadłości. Dziś odjeżdżasz , więc moje zadanie się kończy. Ty wracasz do pałacu ja do stajni!
-Nyang, ale co się stało? Wytłumacz mi to!-oburzył się młodzieniec.
-Muszę ci się tłumaczyć? Bo jesteś księciem? Tak?!-chciałam to jak najszybciej zakończyć.-Nic między nami nie było, nie jest i nie będzie. Przy stworzyłeś mi wielu problemów. Cieszę się że w końcu wyjeżdżasz.
-Nie rozumiem.-rzekł Bayan.
-A czego tu nie rozumiesz? Jesteś aż tak tępy , że nie możesz pojąć tego co do ciebie mówię?!-próbowałam się od niego odczepić.
-Nie o to chodzi.-rzekł.-Po prostu nie rozumiem, dlaczego tak mnie traktujesz. Raz jesteś wspaniała, czuje że jesteśmy sobie bliscy tak jak wtedy nad wodospadem, a drugi raz jesteś oschła, serce masz z kamienia i zlodowaciałe. Boisz się uczuć!
Nagle przyszedł strażnik po księcia z wiadomością , że muszą już odjeżdżać. Jednak ja słysząc to co mówi Bayan nie zważałam na obecność sługi tylko dalej prowadziłam tą rozmowę, czy kłótnie.
-Nie! Niczego się nie boję! Odejdź!-krzyczałam.
-Nie! Nie odejdę dopóki mi nie powiesz dlaczego tak się zachowujesz Nyang.-upierał się przy swoim książę.
-Bo jesteś prostackim dzieckiem. Nie jesteś wart nawet kluski ryżowej. Współczuje twojemu ludowi jak obejmiesz tron. Zniszczysz to państwo!
-To nie prawda. Nie mów tak! Nic dla ciebie nie znaczę?! Jesteś egoistką, myślisz że będzie ktoś chciał tak oschłą kobietę do tego służkę i stajenną?! Chciałem ci dać szanse, ale nie zasługujesz nawet na to by mnie widzieć.
-O książę Bayan pokazał na co go stać!-krzyczałam przy wszystkich , którzy właśnie się zlecieli.
-Wang Yu proszę cię byś ukarał Nyang, za znieważanie przyszłego cesarza przy swoich poddanych.-mówił książę ze łzami w oczach.
-Panie, nie martw się. Ona nie jest warta twoich łez. Zapomnij o niej.
-Ale jak? Skoro ja ją chyba...kocham.
-Książę! Nie wolno ci! Ona ma rację, lepiej żebyście się już nigdy więcej nie spotkali. Wiesz, że kara by ci groziła gdybyś spotykał się ze stajenną.
-Wiem! Ale nie mogę o nie zapomnieć, od czasu piętnastu urodzin. Wtedy ją pierwszy raz spotkałem.
-Zapomnij Bayanie. Idź się przygotuj bo, wnet przybędzie twoja wybranka. Cesarzowa z dynastii Shin.
-Ja nawet nie wiem czy chcę ją poślubić tą cesarzową.
-Nawet nie mów tego głośno ani nie myśl! Jeżeli jej odmówisz, powstanie wojna. Wiele ludzi zginię.
-Chyba masz rację, mój wierny sługo. Zapomnę o Nyang.-mówiąc to książę poszedł wziąć kąpiel, potem przebrał się w szykowne szaty i wyczekiwał swojej wybranki.
Tymczasem w posiadłości Wanga Yu trwało wielkie poruszenie, już każdy wiedział, że jestem kobietą. A wszystko to za sprawą Bayana. Z wielką gracją i z dużym spóźnieniem w końcu do pałacu Jin zajechał powóz z przyszłą małżonką Bayana.
-No wyjdź po nią synu.-popychała księcia matka.
Książę wyszedł na przeciwko powozu i zadumany rozglądał się na boki. W końcu z pojazdu wyszła młoda dziewczyna ubrana w szykowne szaty, z rozpuszczonymi czarnymi włosami i ze zasłoniętą twarzą rękami. Bayan spojrzał na nią a ona powoli odsłoniła twarz , ukłoniła się i z uśmiechem na twarzy wpatrując się w księcia Bayana powiedziała:
-Witam Wasza Wysokość. Jestem Cesarzowa Kim Young. Do usług.
Jak widać dość długo zwlekałam z kolejną częścią, ale na szczęście już jest. Mam nadzieję , ze wkrótce napiszę 10 część losów księcia Bayan i Seungnyang. Dopiero w tej części zobaczyliście Kim Young Tokeum. Od teraz będzie odkrywała większą rolę niż wcześniej i pokaże swoje oblicze. Jak sądzicie czy Bayan zapomni o Nyang? Czy jeszcze się kiedyś spotkają?! Piszcie w komach. Z góry chcę przeprosić za powtórzenia i błędy wszelkiego rodzaju ale jest dość późno właśnie jest tera godz. 00:45 więc już racjonalnie nie myślę, ale mam nadzieje że najgorzej nie wyszła ta część ;)
To się porobiło! Podobała mi się ta akcja w jaskini (lubię tego typu sceny:D). Pomyślałam, że Bayan i Nyang chyba nigdy nie byli bliżej niż wtedy... Smutno mi się zrobiło, że on już wraca do siebie:( No i ma poślubić Kim Young. Nie polubiłam jej, bo nie podoba mi się sposób, w jaki zdobyła władzę... Chyba, że musiała podporządkować się ojcu, czy coś... Cóż, może jeszcze ją polubię :D Zobaczymy jaka będzie w relacji z Bayanem... Choć mam nadzieję, że on się pogodzi z Nyang, bo widać, że oboje coś do siebie wzajemnie poczuli, tylko ona nie chce się do tego przyznać...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wreszcie dałaś rozdział i czekam niecierpliwie na następny! Weny:)
Postaram się poprowadzić losy Nyang i Bayana trochę dłuższą drogą, żeby nie było tak łatwo. A Kim Young no będzie miała podwójną twarz i pokaże na co ją stać. Mam kilka wątków które przeczuwam że będą niezłym zaskoczeniem. Mogę zdradzić tyle , że ci co są najbliżej,to sprawią najwięcej bólu i ujawnią swoją prawdziwą twarz.
UsuńO to ja już czekam na to zaskoczenie:) I kto konkretnie ujawni swoją prawdziwą twarz^^
Usuń