Część 20
Od dwóch tygodni prawie w ogóle nie rozmawialiśmy z Bayanem. Od czasu
kiedy spędził noc z tą Wiedźmą. Znowu zostałam pokrzywdzona przez
najbliższe osoby. Każdy cios powodował nową, kolejną bliznę, której się
nie da zagoić. Ona pozostanie i będzie nam przypominać o tych strasznych
chwilach w naszym życiu. Jeżeli moglibyśmy zawrócić czas, zapewne każdy
z nas niektóre rzeczy zrobił by inaczej, wybrał co innego i może
powiedział...Jednak życie, ciągle idzie do przodu i co sekundę jesteśmy
bliżsi dnia, w którym nasza dusza opuści ciało i przeniesie się w
nieznane.
-Nyang idź do kuchni , sprawdź czy jest jeszcze ryż.-powiedział eunuch.
-Tak jest.-powiedziawszy to skierowałam się ku kuchni i spichlerza.
Miałam wejść już do kuchni, gdy usłyszałam głosy, dwóch służek. Coś mnie natknęło bym nie wchodziła do środka, ale nie wiem czy była to słuszna decyzja.
-Ale ta cesarzowa ma pragnienie.-mówiła jedna z dziewcząt.
-No nie dziw się w takim stanie.-powiedziała druga.
Zaczęły tak rozmawiać gdyż nagle padły te słowa: ''No jestem ciekawa czy cesarz wie, że będzie tatusiem.''
-Na pewno nie wie. Oby potomek nie podał się na mamusię, bo biedny będzie ten nasz kraj.-odpowiedziała służka.
Po chwili do mnie w końcu dotarło, że Kim była w ciąży. Nagle do oczów napłynęły mi łzy, które przypominały perełki. Nogi i ręce zaczęły mi drżeć, a moje serce ogarnęła pustka i kolejna rana. W pewnym momencie dwie plotkary wyszły z kuchni i otarły się o mnie ramionami. Oglądając się wstecz, mówiły na głos, tak jakby chciały żebym to słyszała:
-Patrz, głupia teraz płaczę. Miała nadzieje, że będzie cesarzową! Hahaha...
-No właśnie , ale głupia. Głupia i naiwna! Hahaha...
Wtedy rozpłakałam się na głos.
Zaczęłam biec przed siebie...Przy wejściu do ogrodu , wpadłam na tego mężczyznę, z którym czasami rozmawiałam, przychodził zawsze w raz ze swoim ojcem, namiestnikiem na kolacje do Bayana.
-Ej , ej, ej! Nyang, spokojnie. Co się stało?-spytał, chwytając mnie za ramiona.
-Nic zostaw mnie!-krzyknęłam z całej siły, tak aż ptaki wyfrunęły z gniazda.
-Poczekaj, otrzyj łzy i chodź porozmawiajmy.-odparł mężczyzna.
Zalana łzami, poszłam wraz z czarującym chłopakiem pod drzewo wiśni. Nie chciałam mu się zwierzać, bo w sumie tak go nie znałam, a już tyle razy w życiu się rozczarowałam, że wolałam zachować pewien dystans.
-Dobrze, jeżeli nie chcesz to nie mów. Przemilczmy.-rzekł wpatrując się w niebo.
Kiedy się już trochę uspokoiłam zapytałam , nadal jeszcze nieznajomego o imię.
-No rzeczywiście, nie przedstawiłem się. Jestem Toghun, syn namiestnika Joo Yonga.
-Miło cię poznać Toghun, ale...Przepraszam, ale muszę wracać do swoich obowiązków.
-Nyang zaczekaj!
-Tak?
-Powiesz mi kiedyś, czemu wybiegłaś z płaczem?
-Może kiedyś.-na pożegnanie posłałam Toghunowi delikatny uśmiech.
Nagle podbiegł do mnie Golta i powiedział, bym przyszła w tej chwili na taras, że to pilne. Niezwłocznie udałam się do Cesarza. Stał w złocistych szatach ,odwrócony w stronę swojej posiadłości.
-Cieszę się , że już przyszłaś.-powiedział bardzo formalnie.
-Wzywałeś mnie.-odparłam.
-Czy wiesz co ja tu robię w tym przebraniu?-spytał.
-Nie wiem, ale skoro jesteś tak ubrany...zapewne świętujesz coś.-odpowiedziałam zmieszana.
-Ha!-parsknął.
-Nie rozumiem dlaczego mnie wzywałeś.-rzekłam.
Cesarz stał dalej odwrócony plecami do mnie i spoglądają mówił:
-Pewnie już wiesz, że będę ojcem.-powiedział oschle.
-Tak.-nagle głos mi się ''złamał''.
-Nyang...-odwrócił się twarzą do mnie-Ja nie chce mieć tego dziecka! Zwłaszcza dziecka Kim!
Moje serce nie ukrywając odetchnęło z ulgą. Cieszyłam się tą wiadomością, mimo że szkoda mi było tego dziecka , które miało przyjść na świat. Nie wiedziałam co miałam odpowiedzieć Bayanowi, dlatego podeszłam do niego i złapałam go za ramię. Ten stanowczym ruchem, odepchnął mnie i zaczął krzyczeć:
-Dlaczego jesteś służącą?! Dlaczego?! Powiedz mi dlaczego nią jesteś?! Kocham cię a nie mogę z tobą być!
Nie rozumiałam co się działo w tamtym momencie z cesarzem. Nie chciałam pogarszać sytuacji, dlatego powoli wycofywałam się , jednak w pewnej chwili Bayan złapał mnie za rękę i pierwszy raz próbował mnie na siłę pocałować. Nie wiem dlaczego , ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa i dłoń uderzyła w twarz Bayana. Wtedy to się stało, cesarz dostał szału zaczął krzyczeć tak głośno , że wszyscy w ogrodzie, w pałacu spoglądali na altanę i co się dzieje.
-Jesteś służącą! Dlaczego nie robisz tego czego ja chcę?! Dlaczego wy wszyscy mnie nie słuchacie?! Nienawidzę was! Wynoś się Nyang!
Moje oczy znów opętała gorycz , a łzy napłynęły mi, niczym fale podmywające brzeg. Wybiegłam.
-Stój! Nyang! Przepraszam!-krzyczał.
Biegłam tak daleko, by jego głos mnie nie dosięgnął. Jedak ciągle w uszach brzmiały mi słowa wypowiedziane przez osobę, którą darzyłam uczuciem: ''Wynoś się Nyang! Jesteś służącą!''. Czasami na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Tak bardzo chciałam cofnąć czas i w ogóle się nie urodzić. Nie miałam bym tylu ran zadanym sercu, tyle bym nie cierpiała, ale wierzę że rodzimy się po coś. Nic nie dzieje się bez przyczyny, tak tłumaczyłam sobie zajście w altanie.
-Przynieście mi szybko coś! Zaraz zwymiotuję!-krzyczała Kim do służek.
Kobiety raz dwa przyniosły naczynie, do którego Kim z wymiotowała. Po chwili rozłożyła ręce i uśmiechnięta położyła się na łóżko mówiąc:
-Wszystko idzie zgodnie z planem.
-Nyang idź do kuchni , sprawdź czy jest jeszcze ryż.-powiedział eunuch.
-Tak jest.-powiedziawszy to skierowałam się ku kuchni i spichlerza.
Miałam wejść już do kuchni, gdy usłyszałam głosy, dwóch służek. Coś mnie natknęło bym nie wchodziła do środka, ale nie wiem czy była to słuszna decyzja.
-Ale ta cesarzowa ma pragnienie.-mówiła jedna z dziewcząt.
-No nie dziw się w takim stanie.-powiedziała druga.
Zaczęły tak rozmawiać gdyż nagle padły te słowa: ''No jestem ciekawa czy cesarz wie, że będzie tatusiem.''
-Na pewno nie wie. Oby potomek nie podał się na mamusię, bo biedny będzie ten nasz kraj.-odpowiedziała służka.
Po chwili do mnie w końcu dotarło, że Kim była w ciąży. Nagle do oczów napłynęły mi łzy, które przypominały perełki. Nogi i ręce zaczęły mi drżeć, a moje serce ogarnęła pustka i kolejna rana. W pewnym momencie dwie plotkary wyszły z kuchni i otarły się o mnie ramionami. Oglądając się wstecz, mówiły na głos, tak jakby chciały żebym to słyszała:
-Patrz, głupia teraz płaczę. Miała nadzieje, że będzie cesarzową! Hahaha...
-No właśnie , ale głupia. Głupia i naiwna! Hahaha...
Wtedy rozpłakałam się na głos.
Zaczęłam biec przed siebie...Przy wejściu do ogrodu , wpadłam na tego mężczyznę, z którym czasami rozmawiałam, przychodził zawsze w raz ze swoim ojcem, namiestnikiem na kolacje do Bayana.
-Ej , ej, ej! Nyang, spokojnie. Co się stało?-spytał, chwytając mnie za ramiona.
-Nic zostaw mnie!-krzyknęłam z całej siły, tak aż ptaki wyfrunęły z gniazda.
-Poczekaj, otrzyj łzy i chodź porozmawiajmy.-odparł mężczyzna.
Zalana łzami, poszłam wraz z czarującym chłopakiem pod drzewo wiśni. Nie chciałam mu się zwierzać, bo w sumie tak go nie znałam, a już tyle razy w życiu się rozczarowałam, że wolałam zachować pewien dystans.
-Dobrze, jeżeli nie chcesz to nie mów. Przemilczmy.-rzekł wpatrując się w niebo.
Kiedy się już trochę uspokoiłam zapytałam , nadal jeszcze nieznajomego o imię.
-No rzeczywiście, nie przedstawiłem się. Jestem Toghun, syn namiestnika Joo Yonga.
-Miło cię poznać Toghun, ale...Przepraszam, ale muszę wracać do swoich obowiązków.
-Nyang zaczekaj!
-Tak?
-Powiesz mi kiedyś, czemu wybiegłaś z płaczem?
-Może kiedyś.-na pożegnanie posłałam Toghunowi delikatny uśmiech.
Nagle podbiegł do mnie Golta i powiedział, bym przyszła w tej chwili na taras, że to pilne. Niezwłocznie udałam się do Cesarza. Stał w złocistych szatach ,odwrócony w stronę swojej posiadłości.
-Cieszę się , że już przyszłaś.-powiedział bardzo formalnie.
-Wzywałeś mnie.-odparłam.
-Czy wiesz co ja tu robię w tym przebraniu?-spytał.
-Nie wiem, ale skoro jesteś tak ubrany...zapewne świętujesz coś.-odpowiedziałam zmieszana.
-Ha!-parsknął.
-Nie rozumiem dlaczego mnie wzywałeś.-rzekłam.
Cesarz stał dalej odwrócony plecami do mnie i spoglądają mówił:
-Pewnie już wiesz, że będę ojcem.-powiedział oschle.
-Tak.-nagle głos mi się ''złamał''.
-Nyang...-odwrócił się twarzą do mnie-Ja nie chce mieć tego dziecka! Zwłaszcza dziecka Kim!
Moje serce nie ukrywając odetchnęło z ulgą. Cieszyłam się tą wiadomością, mimo że szkoda mi było tego dziecka , które miało przyjść na świat. Nie wiedziałam co miałam odpowiedzieć Bayanowi, dlatego podeszłam do niego i złapałam go za ramię. Ten stanowczym ruchem, odepchnął mnie i zaczął krzyczeć:
-Dlaczego jesteś służącą?! Dlaczego?! Powiedz mi dlaczego nią jesteś?! Kocham cię a nie mogę z tobą być!
Nie rozumiałam co się działo w tamtym momencie z cesarzem. Nie chciałam pogarszać sytuacji, dlatego powoli wycofywałam się , jednak w pewnej chwili Bayan złapał mnie za rękę i pierwszy raz próbował mnie na siłę pocałować. Nie wiem dlaczego , ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa i dłoń uderzyła w twarz Bayana. Wtedy to się stało, cesarz dostał szału zaczął krzyczeć tak głośno , że wszyscy w ogrodzie, w pałacu spoglądali na altanę i co się dzieje.
-Jesteś służącą! Dlaczego nie robisz tego czego ja chcę?! Dlaczego wy wszyscy mnie nie słuchacie?! Nienawidzę was! Wynoś się Nyang!
Moje oczy znów opętała gorycz , a łzy napłynęły mi, niczym fale podmywające brzeg. Wybiegłam.
-Stój! Nyang! Przepraszam!-krzyczał.
Biegłam tak daleko, by jego głos mnie nie dosięgnął. Jedak ciągle w uszach brzmiały mi słowa wypowiedziane przez osobę, którą darzyłam uczuciem: ''Wynoś się Nyang! Jesteś służącą!''. Czasami na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Tak bardzo chciałam cofnąć czas i w ogóle się nie urodzić. Nie miałam bym tylu ran zadanym sercu, tyle bym nie cierpiała, ale wierzę że rodzimy się po coś. Nic nie dzieje się bez przyczyny, tak tłumaczyłam sobie zajście w altanie.
-Przynieście mi szybko coś! Zaraz zwymiotuję!-krzyczała Kim do służek.
Kobiety raz dwa przyniosły naczynie, do którego Kim z wymiotowała. Po chwili rozłożyła ręce i uśmiechnięta położyła się na łóżko mówiąc:
-Wszystko idzie zgodnie z planem.
Kim jest w ciąży! Nyang musiała być w szoku jak się o tym dowiedziała... Zwłaszcza w taki sposób. No i Bayan też nie jest tym zachwycony. Cóż... bo zachowaniu Kim mam podejrzenie, że ta jej ciąża jest udawana. Upiła Bayana, zabrała do sypialni, może w ogóle do niczego nie doszło, a jak doszło, to i tak nie ma ciąży :P No i pozostaje jeszcze zagadka kim jest ten chłopak, który zagadywał Nyang:)
OdpowiedzUsuńNo mogę zdradzić, że tak jest to udawana ciąża, w sumie nie było się trudno domyśleć, ja jakoś za bardzo nie planowałam tego ukrywać, by było tajemnicą, a co do tego nieznajomego to jeszcze zachwieje życiem Nyang i wgl życiem w pałacu :)
OdpowiedzUsuńCiąża? serio? :) wyczuwam przekręt ^^ czuje komplikacje przez tego 'nieznajomego' :) zapowiadaja sie kolejne ciekawe rozdziały :*
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciag i zapraszam do mnie :)
Tak nieznajomy jeszcze wiele namiesza , no mam nadzieje że wyjdą ciekawe kolejne rozdziały i na pewno do ciebie zajrzę w wolnej chwili, ostatnio mam urwanie głowy i to nie pierwszy raz, ale postaram się nadrobić zaległości :)
OdpowiedzUsuń