Część 34
Minął już prawie miesiąc odkąd Toghun uwolnił mnie z rąk handlarzy. Pierwsze dni były najgorsze. Wszystko takie obce i nowe. Dzień bardzo się ciągnął, z powodu braku obowiązków. Rzadko widywałam się z Toghunem, ponieważ w przeciwieństwie do mnie miał wiele obowiązków. Kiedy już wracał do swojej posiadłości to zawsze zaglądał do mnie i pytał jak minął mi dzień , potem często rozmawialiśmy na różne tematy. Do tego często przebywał na dworze cesarza Bayana, a ja samotna, znudzona szukałam jakiś wiadomości na temat Wanga. Martwiłam się o niego, jednak po upływie miesiąca nie miałam żadnych informacji. Siedząc pod drzewem wiśni zauważyłam, jak Toghun pośpiesznie i ze zdenerwowaniem szedł do swojej komnaty. Byłam ciekawa co się stało, dlatego też postanowiłam go spytać. On na to odparł:
-Mam pięć dni by dostarczyć do cesarza konkubinę.
-Nie rozumiem skąd to zdenerwowanie.
-Nyang chodzi o to , że jak widzisz nie ma tu żadnej kobiety prócz ciebie. W najbliższych dniach nie mam czasu by iść zakupić jakąś niewolnicę ani jej przeszkolić.
-Co się stanie jeśli jej nie dostarczysz?
-To będzie zlekceważenie samego cesarza. Nie możemy do tego dopuścić gdyż prowincja moja i mego ojca szczycimy się najlepszymi wynikami z pośród wszystkich prowincji.
-Nie możesz ten raz odpuścić?
-Nyang?! Ty wiesz co ty mówisz?!-oburzył się.
W sumie było to do przewidzenia , że Toghun tak zareaguję. Był on człowiekiem bardzo honorowym, oddanym władcy a przede wszystkim państwu. Jednak potrafił wyrazić opinię, jeśli jakiś pomysł mu się nie podobał. Toghun mimo swojej szorstkiej aż czasami do bólu oziębłej postawy, wyrachowania jak i do pokazywania swojej wyższości nad płcią piękną był dobrym człowiekiem. Potrafił szanować ludzi niższych rangą i udzielać się od czasu do czasu charytatywnie, dając swoje sakiewki biednym dzieciom na ich wykształcenie. Wierzył w to , że do tych biednych dzieci należy przyszłość kraju i by tworzyć lepszą przyszłość trzeba wziąć się za kształcenie młodych. Bardzo imponowała mi jego postawa mimo, że czasami potrafił mnie zdenerwować.
-Nyang wróć do swoich zajęć , jeśli jakieś masz a jeśli nie to ja ci znajdę.-powiedział Toghun.
-Nie musisz mi znajdować zajęć. Sama potrafię się sobą zająć. Nie potrzebuje ciebie ani nikogo innego by mi mówił co mam w danej chwili robić.-w tej chwili to ja się zdenerwowałam.
Odwróciłam się i poszłam w stronę swojego pokoju. Siadłam na łóżku i nagle przyszło mi do głowy ,że to właśnie ja mogę pojechać do pałacu jako konkubina. Było to ryzykowne, jednak wówczas Kim nie mogłaby mnie tknąć , gdyż jeśli by to uczyniła wybuchł by konflikt. Czym dłużej nad tym się zastanawiałam tym bardziej wydawał mi się to znakomity pomysł. Jeśli zostałabym pierwszą nałożnicą cesarską mogłabym mieć prawa prawie równe z cesarzową Kim. Moją pozycję wówczas mógłby umocnić potomek. Wszystko wydawało się proste , bo w końcu cesarz Bayan kochał mnie-takie przynajmniej odnosiłam wrażenie, jednak nie ma nic głupszego niż sądząc , że już się wygrało nim rozpoczęto walkę.
Postanowiłam dłużej nie zwlekać i pobiec do komnaty Toghuna i zaproponować mu swoją kandydaturę na konkubinę cesarską. Byłam tak przejęta nowym pomysłem, nową nadzieją ,że bez zapowiedzi w biegłam do biura Toghuna. Okazało się , że właśnie przyjechał do niego ojciec.
-Przepraszam. To ja...poczekam.-zrobiło mi się głupio i postanowiłam się na chwilę wycofać.
-Zaczekaj!-rzekł ojciec Toghuna.-Czy ty nie jesteś tą służką z pałacu cesarza?
-Tak panie to ja-Nyang.-odpowiedziałam ze wzrokiem skierowanym w podłogę i z lekkim pochyleniem tułowia w przód.
-Masz tupet dziewczyno. Cesarzowa Kim cię szuka aż w dwóch państwach. Nie wiem co zrobiłaś, ale musiałaś nie źle narozrabiać skoro poruszyła aż tylu żołnierzy. -śmiechem mówił ojciec Toghuna.
-Mam opuścić pańskiego syna posiadłość?-spytałam, gdyż nie chciałam narobić im problemów.
W końcu to dobrzy ludzie jedyni z wysoką rangą , którzy jeszcze nie oszaleli na punkcie władzy i bogactwa.
-Nie.-odparł chłodno Toghun.
-Sama widzisz. Mój syn cie nie wyrzuci. -zaczął z uśmiechem mówić ojciec. -Nie wiem co to takiego, ale masz coś w sobie , że każdy mężczyzna mógłby ci paść do stóp. Nawet sam cesarz Bayan, który na swoją piękną żonę spojrzeć nie może, a na ciebie zwykłą służkę...
-Ojcze wybacz, jeśli nie masz już żadnej sprawy do mnie to proszę cię opuść tą posiadłość. -wtrącił Toghun.
-Dobrze. To tyle, więc mogę już jechać.-odparł mężczyzna i opuścił posiadłość syna.
Kiedy zostaliśmy sami zaproponowałam mu by mnie wysłał jako konkubinę. W pierwszej chwili spojrzał na mnie jak jakąś szaloną, jednak gdy mu powiedziałam, że nie ma innego wyjścia by ratować swój i swojego ojca honor musi to zrobić. Przez chwilę stał w miejscu, po czym poszedł do swojej biblioteki i przyniósł dwie książki i kazał mi je do rana przeczytać.
Wzięłam je i zrobiłam jak mi kazał, jednak do końca nie wiedziałam o co mu chodzi. Dowiedziałam się tego nazajutrz, kiedy streściłam mu obie książki. Widocznie był pod wrażeniem , że potrafię czytać, gdyż nawet nie skomentował mojej wypowiedzi, co w jego przypadku było dziwne. Odnosząc książki na miejsce dał mi kartkę i atrament i kazał napisać cytowany przez siebie wiersz. Gdy skończyłam pisać , zaczął rzetelnie doszukiwać się błędów jednak ich nie znalazł. Rozumiałam jego zaskoczenie gdyż, niecodziennym widokiem jest kiedy dziewczyna i to znacznie niższa rangą potrafi czytać i pisać. Obawiałam się , że spyta skąd to umiem. Długo nie trzeba było czekać od razu się spytał.
-Jak byłam mała nie daleko od nas mieszkała stara kobieta która niegdyś pracowała na dworze cesarskim i potrafiła pisać i czytać jednak oddano jej wolność i uczyła pobliskie dzieci.
Toghun do końca nie był przekonany co do prawdziwości moich słów, jednak dla niego nie było innego wytłumaczenia. Przez kolejne najbliższe dni sprawdzał moje umiejętności i wiedzę. Okazało się że dość wiele pamiętam z nauczania w swoim pałacu. Kiedy w końcu w przyspieszonym tempie Toghun sprawdził mnie z różnych dziedzin , uznał że to rzeczywiście będzie najlepszy wybór na konkubinę. W ostatnią noc w posiadłości Toghuna postanowiłam spędzić pod drzewem wiśni pod którym lubiłam zasiadać gdy byłam sama. To drzewo trochę przypominało mi mój kraj, mój pałac, mój ogród w którym często przebywałam. Nagle zauważyłam spacerującego Toghuna, który postanowił się dosiąść. Było to bardzo niezręczne. Siadł koło mnie i tak oboje trochę spięci siedzieliśmy w milczeniu patrząc na piękne czarne niebo z małymi milionowymi świecącymi punktami. Minęła chwila a dla mnie jak wieczność nim Toghun zaczął mówić.
-Nyang masz czasami wrażenie, że nie pasujesz do tego świata?
-Ja...
-Nie zrozum mnie źle...Ale czujesz , że nie jesteś tym kim jesteś?
Mogłoby się wydawać, że jest to jakiś skomplikowany bełkot , ale kto inny jeśli nie ja mogłam to zrozumieć. W końcu nie codziennie ktoś zabiera ci dom, imię, całą tożsamość i na dodatek musisz walczyć o przetrwanie.
-Toghun rozumiem cię. Też czasami mam wrażenie że jestem kimś innym.
-No tak...W ogóle na pewno jutro chcesz wrócić na dwór do cesarza?
-Tak a czemu pytasz? Mam nie jechać? Przecież się zgodziłeś.
-Nie nie o to mi chodzi. Ale zastanawiałaś się kiedyś, że mogłabyś żyć inaczej? Z dala od tego pałacu, z dala od władzy, podstępów, ciągłej walki kto lepszy ,kto gorszy ,kto ma więcej, kto mniej...
-Chodzi ci o to czy na pewno jestem gotowa na walkę z tymi ludźmi którzy walczą tylko o władze i bogactwo?
-Tak. Pałac to zepsute do szpiku kości miejsce. To najgorsze miejsce. Szczęścia tam nigdy nie zaznasz, to ciągła walka...Nie wiadomo po co. Mogłabyś znaleźć jakiegoś innego męża mieć dzieci biedny , ale szczęśliwy dom.
-A ty? Co z tobą? Przecież możesz zrezygnować z tej sławy ojca i jego posady i założyć dom. Mieć dzieci i wspaniałą żonę.
-O już późno. Wracam do komnaty Nyang. Jutro czeka nas ciężki dzień. Idź już spać.
Nagle urwał, tak jakby nie słyszał co do niego mówię. To dziwny człowiek...Pierwszy raz czułam ,że mówi tak szczerze że potrzebował tej rozmowy. Jednak po chwili zorientował się, że w końcu zwierza się zwykłej służce. Przez chwilę zasiał we mnie ziarno niepewności. Nie byłam już pewna jaki mam cel. Nagle przeszło mi przez myśl , że może rzeczywiście niepotrzebna jest ta walka, że może warto się poddać i ułożyć sobie jakoś życie, ale również w tej samej chwili pomyślałam o Bayanie i o tym że mi go brakuję, że chciałabym go z całego serca zobaczyć i być przy nim. Życie bywa okrutne zwłaszcza dla tych którzy nie mają nic tak jak i ja. Świat nie tylko pałac, jest zepsuty. Światem rządzą pieniądze i władza, ale czy to naprawdę daje nam szczęście? To pytanie siedziało mi w głowie aż do następnego dnia, do momentu gdy do mych drzwi ktoś zapukał. Okazało się, ze Toghun przywiózł służki , które miały mnie ubrać, uczesać i umalować. Przygotowania dość długo trwały, lecz gdy już je zakończono, nie mogłam uwierzyć jak ubiór może zmienić człowieka. Mówi się, że szata nie zdobi człowieka, to prawda , ale w tamtej chwili znów mogłam poczuć się jak cesarzowa. Miałam piękną białą rozłożystą, atłasową suknie, rozpuszczone długie czarne , proste włosy a w nich piękną perłową szpilkę. Moje usta były lekko zaróżowione podobnie jak policzki. Gdy już byłam gotowa wyszłam pokazać się Toghunowi. Pierwszy raz dostrzegłam w nim jakiś wyraz twarzy, który był zaskoczony. Po krótkiej chwili milczenia kazał mi wsiąść do powozu. W ten o to sposób pod eskortą samego Toghuna pojechaliśmy do pałacu Bayana. Po dość długiej podróży w końcu dotarliśmy. Powoli wyszłam z powozu i dostojnym krokiem kierowałam się w stronę wejścia do sali tronowej na której już wszyscy wyczekiwali kandydatek.
W pewnym momencie Toghun szepnął mi do ucha:
-Nyang pamiętaj zawsze będę jeśli będziesz potrzebować mojej pomocy. Jeśli będziesz chciała się wycofać śmiało mi powiedz a już temu zaradzę.
-Dziękuję. Jesteś wspaniały, ale ja się szybko nie poddaje. Taka sytuacja nie będzie miała miejsca, jednak za wszystko ci dziękuję. Jeszcze pewnego dnia odwdzięczę ci się.
Toghunowi delikatnie uniosły się kąciki ust a ja stałam już przy drzwiach. Wzięłam głęboki wdech i w końcu weszłam. Okazało się, że dotarłam ostatnia. Stanęłam ostatnia.
-Przedstaw swoją kandydatkę Toghunie!-zawołał jeden z namiestników.
W pewnym momencie dostrzegłam smutnego Bayana siedzącego na tronie. Był jakby nie obecny . Miał głowę opuszczoną w dół i martwy wzrok.
-Jestem Toghun z prowincji Seumdou moją kandydatką dla cesarza Bayana jest mądra, utalentowana i piękna Nyang.
Nagle jak grom z jasnego nieba wszyscy spojrzeli w moją stronę na czele z cesarzową Kim, która niewytrzymała podbiegła do mnie i uderzyła mnie w twarz. Wszyscy się oburzyli, zaczęli głośno komentować. cesarzowa rozpłakała się i wraz z służkami uciekła do swojej komnaty. Nagle Bayan podniósł głowę i aż z wrażenia otworzył buzię. Wstał zszedł ze schodów i na cały głos spytał:
-Nyang! Nyang to ty?!
Ja mimo przypływu emocji miałam wzrok skierowany w dół i kiwając głową odpowiedziałam:
-Tak panie.
Bayanowi stanęły łzy w oczach i wydawać się mogło że zaraz wybuchnie płaczem, lecz nagle jeden z eunuchów powiedział , że każda z kandydatek dostanie swoją służącą , która miała nad zaprowadzić do swoich komnat. Miałam szczęście trafiła mi się moja przyjaciółka Yoona.
Będąc już w swojej komnacie zaczęłyśmy rozmawiać jak kiedyś. Opowiedziałam jej o tym co się działo ze mną, ona natomiast opowiedziała o tym jak cesarzowa popadła w paranoje z mojego powodu. Tak nam minęło trochę czasu w końcu z nadmiaru wrażeń położyłam się spać, a obok mnie miała posłanie Yoona. Byłam zadowolona. Wiedziałam jednak , że to początek wrażeń. Musiałam być przygotowana na wszystko. Właśnie rozpoczął się nowy rozdział w moim życiu i jak go zapiszę to zależy ode mnie.
-Nyang?! Ty wiesz co ty mówisz?!-oburzył się.
W sumie było to do przewidzenia , że Toghun tak zareaguję. Był on człowiekiem bardzo honorowym, oddanym władcy a przede wszystkim państwu. Jednak potrafił wyrazić opinię, jeśli jakiś pomysł mu się nie podobał. Toghun mimo swojej szorstkiej aż czasami do bólu oziębłej postawy, wyrachowania jak i do pokazywania swojej wyższości nad płcią piękną był dobrym człowiekiem. Potrafił szanować ludzi niższych rangą i udzielać się od czasu do czasu charytatywnie, dając swoje sakiewki biednym dzieciom na ich wykształcenie. Wierzył w to , że do tych biednych dzieci należy przyszłość kraju i by tworzyć lepszą przyszłość trzeba wziąć się za kształcenie młodych. Bardzo imponowała mi jego postawa mimo, że czasami potrafił mnie zdenerwować.
-Nyang wróć do swoich zajęć , jeśli jakieś masz a jeśli nie to ja ci znajdę.-powiedział Toghun.
-Nie musisz mi znajdować zajęć. Sama potrafię się sobą zająć. Nie potrzebuje ciebie ani nikogo innego by mi mówił co mam w danej chwili robić.-w tej chwili to ja się zdenerwowałam.
Odwróciłam się i poszłam w stronę swojego pokoju. Siadłam na łóżku i nagle przyszło mi do głowy ,że to właśnie ja mogę pojechać do pałacu jako konkubina. Było to ryzykowne, jednak wówczas Kim nie mogłaby mnie tknąć , gdyż jeśli by to uczyniła wybuchł by konflikt. Czym dłużej nad tym się zastanawiałam tym bardziej wydawał mi się to znakomity pomysł. Jeśli zostałabym pierwszą nałożnicą cesarską mogłabym mieć prawa prawie równe z cesarzową Kim. Moją pozycję wówczas mógłby umocnić potomek. Wszystko wydawało się proste , bo w końcu cesarz Bayan kochał mnie-takie przynajmniej odnosiłam wrażenie, jednak nie ma nic głupszego niż sądząc , że już się wygrało nim rozpoczęto walkę.
Postanowiłam dłużej nie zwlekać i pobiec do komnaty Toghuna i zaproponować mu swoją kandydaturę na konkubinę cesarską. Byłam tak przejęta nowym pomysłem, nową nadzieją ,że bez zapowiedzi w biegłam do biura Toghuna. Okazało się , że właśnie przyjechał do niego ojciec.
-Przepraszam. To ja...poczekam.-zrobiło mi się głupio i postanowiłam się na chwilę wycofać.
-Zaczekaj!-rzekł ojciec Toghuna.-Czy ty nie jesteś tą służką z pałacu cesarza?
-Tak panie to ja-Nyang.-odpowiedziałam ze wzrokiem skierowanym w podłogę i z lekkim pochyleniem tułowia w przód.
-Masz tupet dziewczyno. Cesarzowa Kim cię szuka aż w dwóch państwach. Nie wiem co zrobiłaś, ale musiałaś nie źle narozrabiać skoro poruszyła aż tylu żołnierzy. -śmiechem mówił ojciec Toghuna.
-Mam opuścić pańskiego syna posiadłość?-spytałam, gdyż nie chciałam narobić im problemów.
W końcu to dobrzy ludzie jedyni z wysoką rangą , którzy jeszcze nie oszaleli na punkcie władzy i bogactwa.
-Nie.-odparł chłodno Toghun.
-Sama widzisz. Mój syn cie nie wyrzuci. -zaczął z uśmiechem mówić ojciec. -Nie wiem co to takiego, ale masz coś w sobie , że każdy mężczyzna mógłby ci paść do stóp. Nawet sam cesarz Bayan, który na swoją piękną żonę spojrzeć nie może, a na ciebie zwykłą służkę...
-Ojcze wybacz, jeśli nie masz już żadnej sprawy do mnie to proszę cię opuść tą posiadłość. -wtrącił Toghun.
-Dobrze. To tyle, więc mogę już jechać.-odparł mężczyzna i opuścił posiadłość syna.
Kiedy zostaliśmy sami zaproponowałam mu by mnie wysłał jako konkubinę. W pierwszej chwili spojrzał na mnie jak jakąś szaloną, jednak gdy mu powiedziałam, że nie ma innego wyjścia by ratować swój i swojego ojca honor musi to zrobić. Przez chwilę stał w miejscu, po czym poszedł do swojej biblioteki i przyniósł dwie książki i kazał mi je do rana przeczytać.
Wzięłam je i zrobiłam jak mi kazał, jednak do końca nie wiedziałam o co mu chodzi. Dowiedziałam się tego nazajutrz, kiedy streściłam mu obie książki. Widocznie był pod wrażeniem , że potrafię czytać, gdyż nawet nie skomentował mojej wypowiedzi, co w jego przypadku było dziwne. Odnosząc książki na miejsce dał mi kartkę i atrament i kazał napisać cytowany przez siebie wiersz. Gdy skończyłam pisać , zaczął rzetelnie doszukiwać się błędów jednak ich nie znalazł. Rozumiałam jego zaskoczenie gdyż, niecodziennym widokiem jest kiedy dziewczyna i to znacznie niższa rangą potrafi czytać i pisać. Obawiałam się , że spyta skąd to umiem. Długo nie trzeba było czekać od razu się spytał.
-Jak byłam mała nie daleko od nas mieszkała stara kobieta która niegdyś pracowała na dworze cesarskim i potrafiła pisać i czytać jednak oddano jej wolność i uczyła pobliskie dzieci.
Toghun do końca nie był przekonany co do prawdziwości moich słów, jednak dla niego nie było innego wytłumaczenia. Przez kolejne najbliższe dni sprawdzał moje umiejętności i wiedzę. Okazało się że dość wiele pamiętam z nauczania w swoim pałacu. Kiedy w końcu w przyspieszonym tempie Toghun sprawdził mnie z różnych dziedzin , uznał że to rzeczywiście będzie najlepszy wybór na konkubinę. W ostatnią noc w posiadłości Toghuna postanowiłam spędzić pod drzewem wiśni pod którym lubiłam zasiadać gdy byłam sama. To drzewo trochę przypominało mi mój kraj, mój pałac, mój ogród w którym często przebywałam. Nagle zauważyłam spacerującego Toghuna, który postanowił się dosiąść. Było to bardzo niezręczne. Siadł koło mnie i tak oboje trochę spięci siedzieliśmy w milczeniu patrząc na piękne czarne niebo z małymi milionowymi świecącymi punktami. Minęła chwila a dla mnie jak wieczność nim Toghun zaczął mówić.
-Nyang masz czasami wrażenie, że nie pasujesz do tego świata?
-Ja...
-Nie zrozum mnie źle...Ale czujesz , że nie jesteś tym kim jesteś?
Mogłoby się wydawać, że jest to jakiś skomplikowany bełkot , ale kto inny jeśli nie ja mogłam to zrozumieć. W końcu nie codziennie ktoś zabiera ci dom, imię, całą tożsamość i na dodatek musisz walczyć o przetrwanie.
-Toghun rozumiem cię. Też czasami mam wrażenie że jestem kimś innym.
-No tak...W ogóle na pewno jutro chcesz wrócić na dwór do cesarza?
-Tak a czemu pytasz? Mam nie jechać? Przecież się zgodziłeś.
-Nie nie o to mi chodzi. Ale zastanawiałaś się kiedyś, że mogłabyś żyć inaczej? Z dala od tego pałacu, z dala od władzy, podstępów, ciągłej walki kto lepszy ,kto gorszy ,kto ma więcej, kto mniej...
-Chodzi ci o to czy na pewno jestem gotowa na walkę z tymi ludźmi którzy walczą tylko o władze i bogactwo?
-Tak. Pałac to zepsute do szpiku kości miejsce. To najgorsze miejsce. Szczęścia tam nigdy nie zaznasz, to ciągła walka...Nie wiadomo po co. Mogłabyś znaleźć jakiegoś innego męża mieć dzieci biedny , ale szczęśliwy dom.
-A ty? Co z tobą? Przecież możesz zrezygnować z tej sławy ojca i jego posady i założyć dom. Mieć dzieci i wspaniałą żonę.
-O już późno. Wracam do komnaty Nyang. Jutro czeka nas ciężki dzień. Idź już spać.
Nagle urwał, tak jakby nie słyszał co do niego mówię. To dziwny człowiek...Pierwszy raz czułam ,że mówi tak szczerze że potrzebował tej rozmowy. Jednak po chwili zorientował się, że w końcu zwierza się zwykłej służce. Przez chwilę zasiał we mnie ziarno niepewności. Nie byłam już pewna jaki mam cel. Nagle przeszło mi przez myśl , że może rzeczywiście niepotrzebna jest ta walka, że może warto się poddać i ułożyć sobie jakoś życie, ale również w tej samej chwili pomyślałam o Bayanie i o tym że mi go brakuję, że chciałabym go z całego serca zobaczyć i być przy nim. Życie bywa okrutne zwłaszcza dla tych którzy nie mają nic tak jak i ja. Świat nie tylko pałac, jest zepsuty. Światem rządzą pieniądze i władza, ale czy to naprawdę daje nam szczęście? To pytanie siedziało mi w głowie aż do następnego dnia, do momentu gdy do mych drzwi ktoś zapukał. Okazało się, ze Toghun przywiózł służki , które miały mnie ubrać, uczesać i umalować. Przygotowania dość długo trwały, lecz gdy już je zakończono, nie mogłam uwierzyć jak ubiór może zmienić człowieka. Mówi się, że szata nie zdobi człowieka, to prawda , ale w tamtej chwili znów mogłam poczuć się jak cesarzowa. Miałam piękną białą rozłożystą, atłasową suknie, rozpuszczone długie czarne , proste włosy a w nich piękną perłową szpilkę. Moje usta były lekko zaróżowione podobnie jak policzki. Gdy już byłam gotowa wyszłam pokazać się Toghunowi. Pierwszy raz dostrzegłam w nim jakiś wyraz twarzy, który był zaskoczony. Po krótkiej chwili milczenia kazał mi wsiąść do powozu. W ten o to sposób pod eskortą samego Toghuna pojechaliśmy do pałacu Bayana. Po dość długiej podróży w końcu dotarliśmy. Powoli wyszłam z powozu i dostojnym krokiem kierowałam się w stronę wejścia do sali tronowej na której już wszyscy wyczekiwali kandydatek.
W pewnym momencie Toghun szepnął mi do ucha:
-Nyang pamiętaj zawsze będę jeśli będziesz potrzebować mojej pomocy. Jeśli będziesz chciała się wycofać śmiało mi powiedz a już temu zaradzę.
-Dziękuję. Jesteś wspaniały, ale ja się szybko nie poddaje. Taka sytuacja nie będzie miała miejsca, jednak za wszystko ci dziękuję. Jeszcze pewnego dnia odwdzięczę ci się.
Toghunowi delikatnie uniosły się kąciki ust a ja stałam już przy drzwiach. Wzięłam głęboki wdech i w końcu weszłam. Okazało się, że dotarłam ostatnia. Stanęłam ostatnia.
-Przedstaw swoją kandydatkę Toghunie!-zawołał jeden z namiestników.
W pewnym momencie dostrzegłam smutnego Bayana siedzącego na tronie. Był jakby nie obecny . Miał głowę opuszczoną w dół i martwy wzrok.
-Jestem Toghun z prowincji Seumdou moją kandydatką dla cesarza Bayana jest mądra, utalentowana i piękna Nyang.
Nagle jak grom z jasnego nieba wszyscy spojrzeli w moją stronę na czele z cesarzową Kim, która niewytrzymała podbiegła do mnie i uderzyła mnie w twarz. Wszyscy się oburzyli, zaczęli głośno komentować. cesarzowa rozpłakała się i wraz z służkami uciekła do swojej komnaty. Nagle Bayan podniósł głowę i aż z wrażenia otworzył buzię. Wstał zszedł ze schodów i na cały głos spytał:
-Nyang! Nyang to ty?!
Ja mimo przypływu emocji miałam wzrok skierowany w dół i kiwając głową odpowiedziałam:
-Tak panie.
Bayanowi stanęły łzy w oczach i wydawać się mogło że zaraz wybuchnie płaczem, lecz nagle jeden z eunuchów powiedział , że każda z kandydatek dostanie swoją służącą , która miała nad zaprowadzić do swoich komnat. Miałam szczęście trafiła mi się moja przyjaciółka Yoona.
Będąc już w swojej komnacie zaczęłyśmy rozmawiać jak kiedyś. Opowiedziałam jej o tym co się działo ze mną, ona natomiast opowiedziała o tym jak cesarzowa popadła w paranoje z mojego powodu. Tak nam minęło trochę czasu w końcu z nadmiaru wrażeń położyłam się spać, a obok mnie miała posłanie Yoona. Byłam zadowolona. Wiedziałam jednak , że to początek wrażeń. Musiałam być przygotowana na wszystko. Właśnie rozpoczął się nowy rozdział w moim życiu i jak go zapiszę to zależy ode mnie.
Fajnie że dalej piszesz ^^ nawet jeśli z przerwami :)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego roku !
Powiem szczerze , że po takiej przerwie to trudno mi się trochę odnaleźć :)Dziękuję za komentarz i również życzę ci wszystkiego najlepszego i wielu sukcesów w Nowym Roku :).
Usuń