Część 57
Miesiąc później:
Był zimny, pochmurny i deszczowy dzień. Bayan samotnie stał w altanie i spoglądał na otaczające go widoki . Ja po załatwieniu wszystkich spraw związanych z dworem postanowiłam potowarzyszyć mężowi w to przygnębiające popołudnie. Stanęłam obok jego prawego ramienia i patrząc przed siebie, wzięłam głęboki wdech. Żadne z nas nie próbowało zacząć rozmowy. Dni po wyjeździe Toghuna stały się spokojniejsze. Wdowa Youngshi od czasu do czasu okazywała nam swoją złość i niechęć związaną z naszym trwaniem na tronie, ale mimo wszystko nie zaburzało nam to codziennej rutyny. Na ogół przesiadywała w swojej komnacie i czasami wychodziła do ogrodu wraz z swoją eskortą. Codziennie jednak wysyłała ludzi by znaleźli miejsce pobytu jej ukochanego pierworodnego syna, lecz kończyło się to na próbach. Nie posiadała żadnych informacji by znów wkroczyć do gry. Mogła tylko cierpliwie z boku czekać jak cesarz umrze. Miała związane ręce, za wiele nie mogła zrobić to też powodowało, że nie wydarzały się żadne niespodziewane sytuacje. Ja i Bayan mieliśmy trochę harmonii w życiu. Niestety czas płynął nieubłaganie. Wraz z mijającymi dniami stan męża się pogarszał. Zaczęła mu krew lecieć z nosa, dostawał coraz częstszych i ostrzejszych bólów nóg. Bywały dni , że tak mu drętwiały, że przez pół dnia nie mógł wstać z łóżka, a kiedy robił kroki czuł jakby gołymi stopami chodził po kamieniach a w jego nogi wbijano raz po raz igły. Do tego często pojawiała się wysoka gorączka. Jego twarz stała się żółtawo-blada. Wargi miewał spierzchnięte , a dłonie zimne jak lód. W tej chwili też takie miał. Podeszłam do niego i chwyciłam jego zmarznięte ręce i dmuchałam w nie, próbują ogrzać. Cesarz spoglądał na mnie swoim niezmiennym wzrokiem i dalej nie wydobył z siebie żadnego dźwięku, żadnego słowa.
-Może wrócimy do pałacu? Jesteś taki zimny...-postanowiłam pierwsza przemówić.
Bayan wyrwał swe ręce z mego uścisku i odpowiedział swoim ciepłym , lecz stanowczym głosem:
-Nie ma takiej potrzeby. To że przykryjesz mnie kocem, przyniesiesz herbatę niczego nie zmieni. Objawy od tak nie zniknął. Muszę do końca to znosić. Nie chcę się zamykać w komnacie i spokojnie czekać w łożu na śmierć. Pragnę czuć, oglądać, doznawać...
-Rozumiem. -delikatnie odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku od jego twarzy.
-Nyang tego nie zatrzymasz. Takie jest moje przeznaczenie. Jedyne co rób to bądź przy mnie, nie staraj się za dużo i po prostu mnie kochaj.
-O czym ty w ogóle mówisz? Zastanawiałeś się kiedyś jak ja się czuję? Jak ciężko mi z uśmiechem patrzeć wprost twoje oczy?! Wiesz jak mi trudno jest się z tym pogodzić?! Ciągle łudzę się, że to przejściowe, że będziesz jeszcze zdrowy. Modlę się każdego dnia. Tak mocno cię kocham, a zarazem tak strasznie się boję...
-Czego się boisz Nyang?
-Boję się dni bez ciebie, to że kiedy odejdziesz to ja zostanę sama. Ja...-nagle ścisnęło mnie w gardle, nie byłam już wstanie niczego powiedzieć.
Bayan zrobił pół kroku w moją stronę, potem objął mnie najmocniej jak potrafił, lecz nawet to się zmieniło. Tracił już siły całkowicie, jego uścisk nie był już taki sam. W tej chwili zauważyłam, że nawet ręcę zaczęły mu delikatnie drżeć. Za wszelką cenę starałam się nie rozpłakać. Nie mogłam, tego zrobić. Po chwili żałowałam swoich słów, wiedziałam, że to na pewno nie pomogło cesarzowi, lecz spowodowało, że jeszcze mu ciężej. Musiałam się bardziej pilnować. Moją rolą było zdejmowanie z niego ciężaru, a nie dokładania mu.
Staliśmy tak przez dłuższą chwilę w tej altanie, a deszcz lał coraz mocniej i głośniej. Szare chmury przykryły błękitne niebo powodując tak depresyjny nastrój. Myślałam, że ten dzień będzie jak pozostałe dni, ale ten wyróżniał się z pośród wszystkich dni miesiąca. Do altany wbiegł eunuch Park. Poprosił mnie bym przyszła do niego kiedy będę miała czas. Spojrzałam na niego podejrzliwie i potem spytałam o co chodzi, lecz on nie chciał powiedzieć. Wyczuwałam jakieś problemy, dlatego postanowiłam od razu to sprawdzić. Przeprosiłam Bayana i poszłam za eunuchem. Zaprowadził mnie do swojego pokoju, po czym z pod łóżka wyciągnął jakiś list. Wręczył mi go wprost do rąk. Od razu otworzyłam go, lecz nic w nim nie było prócz nazwy jednego z miejsc w wiosce.
-Co to jest?-zapytałam.
-Pani proszę mów szeptem , ściany mają uszy.-szeptał Park.-To jest miejsce do którego masz się udać najpóźniej jutro. To od Toghuna, błagał o dyskrecje.
-Od Toghuna? Czy coś się stało?-dopytywałam.
Eunuch otworzył drzwi, rozejrzał się po korytarzu, lecz nikogo nie dostrzegł, potem zamknął drzwi i podszedł do mnie. I szepcąc zaczął mówić:
-Pani Toghun zdobył jakieś szokujące informacje. Prosił byś przybyła do tego miejsca jak najszybciej będzie czekał na ciebie cztery dni. Powiedział, że ufa tylko tobie i wierzy, że go zrozumiesz. Prosił również byś nikomu nic nie mówiła, nawet cesarzowi. Masz udać się tam bez straży.
-Mam zostawić męża chorego i jeszcze go okłamać?!
-Pani nie ma wyjścia ,to dla dobra wszystkich, a przede wszystkim dla naszego ukochanego cesarza.
-Czemu akurat ty mi to przekazujesz? Wiesz coś jeszcze?
Zauważyłam zakłopotanie na twarzy mężczyzny, który unikał mojego wzroku. Ewidentnie coś ukrywał. Postanowiłam nie odpuszczać, dopytywałam dalej:
-Wytłumacz o co chodzi? Muszę wiedzieć wszystko. Widzę, że coś ukrywasz.
-Pani, Toghun ci wszystko wytłumaczy. Ja nie mogę, nie wiem, nie jestem pewien.
-O czym mówisz? Masz mówić prawdę. To rozkaz.
-Cesarzowo...Toghun odkrył coś, co na zawsze odmieni historię państwa. Przed wyjazdem sprawdzał w spisie z ostatnich pięćdziesięciu lat wszystkich , którzy byli tu sługami. Sprawdzał kto nadal służy, kto umarł w jaki sposób, lub kto odszedł.
-Ale po co mu to? Co się dzieje?
-Jeden ze sług nie żyje, ale w księdze nie uwzględniono jak zginął dokładnie, gdzie jest jego grób i kiedy. Okazało się, że ten sługa żyje, pomógł mu przeżyć ojciec Toghuna, to znaczy jego nieprawdziwy.
-Nie rozumiem co masz na myśli...
-Chodzi o to, że wpisano mu śmierć, bo myślano , że zginął, ale jego zwłok nigdy nie znaleziono. Ten sługa był prawą ręką ojca Bayana.
-Tyle się domyśliłam, ale do czego zmierzasz? No mów!
-Toghun znalazł tego mężczyznę. Jest on już starcem do tego ślepy. Wypalono mu oczy. Zna prawdę która zmieni wszystko. Pani musisz ruszać.
-Do czego jestem mu potrzebna?
-Tu nigdy nie będzie spokoju. Wdowa Youngshi nie pozwoli wam nic zaplanować. Ona nie wie , że ten starzec żyje. Błagam cię spełnij prośbę Toghuna i jedź.
-A cesarz? Jak mam go zostawić? Przecież on jest chory, a jeśli podczas mojej nieobecności...
-Pani nie martw się, cesarz jest uparty i bardzo cię kocha. On dla ciebie nawet śmierć opóźni.
Pokiwałam głową i jakby nigdy nic wyszłam z pokoju eunucha. Potem poszłam do cesarza i wyjaśniłam mu wszystko, chociaż byłam proszona o dyskrecje. Jednak nie mogłam go okłamywać, nie zasługiwał na to zwłaszcza po tym, że żył złudną miłością matki. Myślałam, że źle zareaguje, jednak on objął mnie i powiedział, że rozumie i nie musi znać szczegółów bo mi ufa.
-Moja kochana Nyang, proszę cię uważaj na siebie i wróć cała.
-Wrócę na pewno. Obiecuję ci to.
-A ja obiecuję, że nie umrę do tego momentu.
-Nawet o tym nie myśl.
-Nie zamierzam.
Uśmiechnął się do mnie , a potem poprawił mój kosmyk włosów zasłaniający oko.
-Bayanie , ale co zrobimy by Wdowa niczego nie podejrzewała?
-Mam pomysł. Musimy się pokłócić publicznie, tak bym potem podjął decyzje o wygnaniu cię z pałacu. Dam ci tylko zaufanych ludzi i w tym czasie będziesz mogła spotkać się z Toghunem.
-Będzie mi trudno się z tobą pokłócić.
-Nyang mi również. Będzie mi ciężko udawać do ciebie nienawiść, ale to jedyne wyjście.
Kiedy wszystko zaplanowaliśmy , postanowiliśmy szybko przejść do działania. Poprosiłam służki by rozpowiedziały plotki, że przestaje nam się układać. Wieści szybko obeszły cały dwór. Ja udawałam , właściwie nie musiałam się bardzo wysilać, ale udawałam smutek, przygnębienie. Wieczorem kiedy służba przyniosła nam kolacje, postanowiliśmy odegrać scenkę. Cesarz zaczął grymasić, wtedy ja szybko przeszłam do rzeczy.
-Bayanie czemu nie jesz?
-Nie smakuje mi.
-Zjedz trochę, to samo zdrowie. Musisz teraz dbać o siebie.
-Przestań w końcu!
-Ale o co ci chodzi? Martwię się o ciebie.
-To przestań w końcu! Musisz to , musisz tamto! Mam już tego serdecznie dość! Nie jesteś moją matką tylko żoną! Nie opiekuj się mną!
-Staram się a tobie zawsze źle! Doceń to co dla ciebie robię! Przestań krzyczeć!
-Jak możesz podnosić głos na mnie?! Nie masz prawa cesarzowo! Wyjdź z stąd!
-Jak możesz?!
-Mogę bo jestem cesarzem a ty moją żoną! Masz się mnie słuchać! Opuść komnatę!
Postanowiłam bardziej to realistycznie pokazać, więc wzięłam miseczkę z ryżem i wysypałam na niego, potem wróciłam do swojej komnaty. Idąc korytarzem minęłam Wdowę, która ewidentnie była zaskoczona, jednak w duchu się cieszyła. Kątem oka widziałam , że weszła do komnaty Bayana. Potem siedziałam w komnacie u siebie i czekałam na kolejny ruch męża. Późną nocą wysłał do mnie sługę z listem z rozkazem o opuszczeniu pałacu. Ja przeszłam do działania. Poszłam pod drzwi cesarza i krzyczałam ile sił w głosie tak by wszyscy mogli słyszeć, że jak mógł mi to zrobić jak wysłać mnie do innego pałacu. Nagle podeszła do mnie Youngshi i z denerwującym uśmiechem na twarzy zaczęła:
-Oj biedulko. Co teraz zrobisz? Mówił kocham, na zawsze, a teraz pierwsza lepsza kłótnia i cię wygania? Może ci to już mówiłam, a jeśli nie to teraz powiem. W pałacu nie ma miejsca na uczucia, a zwłaszcza na miłość. By przetrwać ważne są tylko układy, sojusznicy, przebiegłość. Miłość niszczy, Bayan jest jak jego ojciec. Niczego nie traktuje poważnie, nigdy nie kończy i nie wypełnia obietnic. Szkoda mi cię, ale sama do tego doprowadziłaś. Mogłaś nie ufać.
-Wdowo jeszcze ci udowodnię , że się mylisz. Mamy kryzys jak każdy związek, ale kiedyś wrócimy do normy.
-Najpierw musisz wrócić z wygnania. A kiedy to będzie to kto wie? Kto wie czy nadal będziesz go ślepo kochać, czy nadal on będzie żył? Może wrócisz po jego śmierci by poślubić mojego synka Toghuna.
-Będę go błagać by mnie nie odsyłał.
-Życzę powodzenia. -wdowa odeszła.
Widać było że uwierzyła w tą naszą sprzeczkę, ale niestety to jeszcze bardziej pokazało jaki z niej jest potwór. Czułam, że serce zalewa mi się krwią robiąc i mówiąc te straszne rzeczy, ale dla dobra państwa i męża. Później postanowiłam wyjść na plac przed pałacem i tam w białej sukni nocnej siedząc czekałam na widzenie się z Bayanem. To był akt błagania używany jako ostateczność dla żon głów państwa, którzy wyrzucali je z pałacu albo je karali. Czasami takie czuwania trwały po kilka dni bez przerw, póki nie padały z wycieńczenia lub do momentu kiedy cesarz nie zdecydował ostatecznie o losie żony. Zdarzało się, że wybaczali ukochanym kobietą przewinienia, ale częściej jednak zostawali przy swoim pierwszym zdaniu, dlatego że związki to były na ogół umowy. Rzadko było miejsce na miłość. Cesarz w ten sposób pozbywał się żony z pałacu by mógł spokojnie bawić się z konkubinami. Los kobiet od wielu tysięcy lat był bardzo trudny, zdawałam sobie z tego sprawę, lecz mi się udało. Moim mężem był mężczyzna którego kochałam a który kochał mnie. Była to moja prywatna duma. Żeby wszyscy nam uwierzyli musiałam trochę po błagać na polu przed pałacem, bez okrycia , jedzenia i picia. Bayan przybył dopiero w południe wraz ze świtą. Nawet w roli wrednego męża jego wzrok się nie zmienił. Jego oczy krzyczały, że chce podejść i mnie przytulić. Jednak nie mógł dla dobra wszystkich. Ja przy wszystkich prosiłam płacznym głosem o przebaczenie. Bayan odgrywał zimnego jak jego ręce mężczyznę. Z boku stała Wdowa która w ciszy czekała na rozwój decyzji. Nikt nie chciał dłużej przeciągać. W końcu cesarz to powiedział:
-Nie ma wybaczenia! Moja decyzja zapadłą. Masz opuścić pałac. Wstań i weź najpotrzebniejsze rzeczy i opuść pałac przed obiadem. Chcę spokojnie zjeść. Zostaw mnie samego. Kiedy przyznasz się do błędu i poniżenia mnie przy sługach wtedy rozważę decyzje o twoim powrocie do tego czasu nie chce cię widzieć.
-Ależ Panie!
-Odejdź!
Bayan spojrzał na mnie ostatni raz a potem biorąc głęboki wdech odwrócił się i odszedł. Ja nie traciłam czasu szybko wróciłam do komnaty wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i zaufanych ludzi, dwóch strażników, na końcu poprosiłam eunucha Parka by dbał o cesarza i następnie po cichu opuściłam pałac udając się wprost na miejsce spotkania z Toghunem.
O tym razem smutniejsza część :'(
OdpowiedzUsuń