Część 14
Dwa dni później...
-Gdzie ja jestem? Co się stało?-obudził się w szpitalu Kevin po dwóch dniach.
-W szpitalu jesteś. Leżysz tu już dwa dni...miałeś wypadek samochodowy, Megan cię uratowała.-odezwał się John.
-Czemu macie takie miny? A w ogóle gdzie jest Megan? Chcę jej podziękować.-mówił.
-Molly powiedz mu. Szybko.-kazał John powiedzieć Molly.
-No bo Meg porwano, uratowała cię w ostatniej chwili. Od dwóch dni nie mamy z nią kontaktu. Wysłała ostatnią wiadomość żeby cię ratować, że jest porwana. -ledwo wypowiedziała Molly.
-Że co? To nie jest śmieszne...to nie żart? Boże, i co i nic nie robicie? Wysyłajcie śmigłowce namierzcie ich jakoś. Może telefon ma mój albo coś, można coś zrobić przecież.-denerwując się mówił z podniesionym głosem.
-Już wszystko zrobiliśmy, teraz musimy czekać. Zrozum to Kevin, sam jesteś w tym zespole i znasz procedury. Nic więcej nie możemy zrobić.-przypominał John.
-Mam w nosie procedury! Tu chodzi i Megan, o kogoś z naszego zespołu! Przecież jesteśmy jak rodzina! Rodziny nie dotyczą procedury! -krzycząc próbował wstać z łóżka.
-Kevin uspokój się. -uspokajała Molly.
-Jestem z Kevinem. Kevin ma rację rodziny się nie opuszcza.-wtrącił Nick.
-John, ja też jestem z nimi. Mają rację. Rodziny nie wolno porzucić.-odparła Molly. John popatrzył się na wszystkich a potem wyszedł. Molly jeszcze chwilę została u Kevina z Nickiem ale także poszli. Ja tymczasem siedziałam w piwnicy : zimnej, pustej ,ciemnej o głodzie.
Nagle otworzyły się drzwi i wszedł Alek pytając:
-I co laluniu dołączysz do nas?
-Nie! Nigdy! Wypuście mnie...proszę. Do czego wam jestem potrzebna?
-Dobre pytanie: do czego jesteś nam potrzebna? Niech się zastanowię...do tego by nam pomóc w różnych sprawach takich jak na przykład: zniszczyć wasz zespół. Być sławnym...znaczyć coś. I kąpać się w bogactwach.
-Nigdy wam nie pomogę. Nie chce! Nigdy mnie nie zmusicie.
-No dobrze, jedzenia też nie dostaniesz.
-Jedzenie?
-Taaak....nic nie jadałaś od dwóch dni, ale jak nie chcesz to nie...pa pa.
-Stój! Dobra, dołączę do was. Macie rację, staniemy się sławni. Będziemy bogaci. Ktoś nas w końcu doceni.
-Naprawdę?
-Tak. Zrozumiałam że coś robić bez wdzięczności się nie opłaca.
-I dobrze, teraz cię uwolnię ale nie próbuj sztuczek bo zginiesz na miejscu.
-Super, to jakie jest moje pierwsze zadanie?
-Wiedziałem że się dogadamy. Teraz musisz się włamać do waszej bazy. Dobrze?
-Dobrze, lubię taką pracę. Tylko najpierw daj mi jeść.
-Dostaniesz jak wypełnisz pierwsze zadanie.
-Dobra, to gdzie jest ten wasz komputer?
-Tam.-pokazując mi go siadłam i włamałam się do bazy naszej grupy.
Tymczasem Kevin już wyszedł ze szpitala, trochę po obijany wrócił do naszej drużyny.
-Ej no, chodźcie tu wszyscy. Ktoś się włamał do naszej bazy!-powiadomiła Molly.
-Nikt tak nie potrafi. Tylko jedna osoba mogła do zrobić...Megan.-powiedział zadowolony Kevin.
-Molly teraz namierz komputer z którego się włamano. Ona daje nam znaki tak trafimy do niej.-wtrącił John.
-Racja!-przytaknęła Molly.
Ja w końcu zjadłam coś. Dzięki włamaniu się do bazy zdobyłam ich zaufanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz