Część 2
Szłam za nim godzinę, aż w końcu facio w garniturze dotarł na postój taksówek i wsiadł do jednej z nich. Ja także wzięłam taksi i wsiadłam.
-Dokąd?-spytał taksówkarz.
-Za tym o...no za tym faciem w garniturze.
-Dobrze, a kasa?
-Jaka kasa? Ja nie jestem ten tego....
-Ale ja nie o tym, jak mamy tak we dwoje długo jeździć to...
-O nie tego już za wiele, nie borę kasy za....och ty zboczeńcu!-wysiadając uderzyłam go torebką w głowę.
Potem wsiadłam do innej.
-Proszę za tym mężczyzną.
-Dobrze.-powiedziawszy to ruszył, lecz po chwili stanął. Ja spytałam:
-Czemu nie jedziemy?
-A kasy ile?
-Co wy ?Sami tu zboczeńcy są. Idźcie się leczyć!
-No ale jak to paniusiu, nie dasz kasy?
-Paniusiu och ty gorylu! Jeszcze chcesz za to kasy. Jesteś małpa!-trzaskając drzwiami wyszłam wracając do domu-wozu. Facio sobie odjechał a ja zostałam wyrolowana przez facia w garniturze. Wiecie co wam powiem to na pewno była zasadzka , on dobrze wiedział że będę go śledziła więc wynajął zboczeńców, pacan jeden. O nie nikt tak nie będzie sobie pogrywał z Megan. Megan pokaże pazurki. Wsiadłam do wozu i zaczęłam z anonima ogłaszać że są wśród nas nieznajomi w czerni byśmy się strzegli. Mogą nas zmieść jednym oddechem. To oni stoją za porwaniami dziwnymi zjawiskami. Ogłaszając to nagle wybuchła panika. Ludzie zasuwali okna, i zamykali się na wszystkie spusty. Nie chciałam takiej paniki w mieście, ale widocznie coś jest na rzeczy skoro każdy się boi. Tym czasem facio w czerni wszedł do olbrzymiego samolotu.
-Hej John. Załatwiłem to o co ci chodziło.-powiedział.
-Dzięki, Kevin. -odpowiedział starszy mężczyzna także w garniturze.
-Czemu macie takie miny?-spytał facio numer jeden.
-Kevin, mamy przeciek. Teraz ktoś w mieście ogłasza bzdury na nasz temat. Sieje panikę, wszyscy uciekają. To nam krzyżuje plany, masz podejrzenia kto to?-powiedział John.
-Niee....raczej nie. Nikt mi nie przychodzi do głowy a może byście namierzyli tą osobę?-zaproponował.
-No właśnie Molly z Nickiem już to robią zaraz dojdą to tej osoby.-oznajmił John.
Nagle Molly przyszła i pokazała miejsce gdzie to było ogłaszane. John i Kevin wyruszyli do miejsca wyznaczonego przez Molly. Ja dalej ogłaszałam ''prawdę''. Ostrzegałam ludzi przed tym co może się stać jeżeli nie przejrzą na oczy. Nagle ktoś otworzył zamaszyście drzwi od wozu.
-Dobra, macie mnie.-powiedziałam. Te drzwi otworzył John i Kevin.
-Idziesz z nami.-rzekł Kevin.
-Dobra, zaraz zaraz....jeśli chodzi o skradzione jabłko to mogę oddać kasę, ale nie wsadzajcie mnie do pudła. Mam kasę dostałam od facia w czerni.
-Kevin, wiesz o czym ona gada?-spytał John.
-Nie, nie wiem. Dobra zabieramy ja.-powiedziawszy to wyprowadzili mnie w kajdankach i w worku na głowie.
-Ej no delikatnie ja nie jestem jakąś zakonnicą by mi ubierać welon.-mówiłam.
-Dobra, dobra , A teraz zamilcz.-powiedziawszy to wsadzili mnie do samochodu a dalej gdzieś wywieźli mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz