Część 6
-Chyba się zgubiłam. Gdzie ja jestem?-pytałam sama siebie. Mimo że trochę się bałam to szłam dalej szukając drogi by wrócić, lecz czym szybciej szłam tym dalej byłam od imprezy. Weszłam w głąb dżungli i kompletnie już nie wiedziałam gdzie jestem. Każde miejsce na które patrzyłam wyglądało tak samo. Bez lamp, bez zasięgu...normalnie brak cywilizacji. Powiem wam tyle: Jak ja nie na widzę dżungli!!!
-Ej John widziałeś gdzieś Meg?-spytał podenerwowany Kevin.
-No nie, a co się stało? -spytała Molly.
-Zniknęła miała pójść na chwile do toalety ale jej nie ma. -mówiąc to wybiegł ze sali i zaczął mnie szukać. Reszta została by nie było żadnych podejrzeń. Idąc w głąb wołał:
-Megan....Meg! Gdzie jesteś?
Nagle usłyszałam jakiś szelest myśląc że to Kevin powiedziałam:
-Kevin, jak się cieszę że to ty. Tak się bałam wyjdź.
-Niespodzianka! Nie ma Kevina , ale za to jestem ja. -powiedział Rick przybliżając się do mnie. Coś mi tu nie grało więc spytałam;
-Gdzie jest Kevin?
-Zostawili cię oszuści. Wyjechali wszyscy. Gdyby nie to by cię coś pożarło.
-Co ty gadasz? Boże dopomóż.
-Kto ci ma pomóc? Jestem za to ja nie obawiaj się mnie.
- No nie wiem. A tak na marginesie skąd wiesz o nas?
-To było proste. Nie zdradzam swoich tajemnic.
-Jakoś ci nie wierzę. Idź sobie dam sobie radę.
-No nie wiem. Kochanie przecież możemy być razem.
-Co ty chłopie gadasz? Zwariowałeś?
Nagle Rick chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć. W tej właśnie chwili zjawił się Kevin.
-Zostaw ją.-oznajmił.
-Bo co?-spytał Rick.
-Bo będziesz miał ze mną do czynienia.
-To mnie nie pocieszyłeś. -mówiąc to wyciągnął gwizdek i zaczął gwizdać.
Chwilę później pojawił się jakiś potwór. Był to człowiek ale z bardzo długimi pazurami i kłami długimi jak wilkołak. Normalnie ten kolo wytrzasnął skądś człowieka-zwierzę.
-Czy to żart?-spytałam przerażona.
-Chyba nie uciekaj! Zatrzymam go. -krzycząc Kevin wyciągnął broń i zaczął walczyć. Tymczasem Rick nie chciał mnie puścić chwycił mnie za ręce i stojąc przy wielgaśnym drzewie trzymał mnie.
-Puść mnie brutalu!-krzyczałam.
-Pocałujesz wujka Ricka?-spytał Rick.
-Ty zwariowałeś?-spytałam-Takiego zwierza nigdy. Jesteś wstrętny i wyglądasz jak goryl. Spadaj na drzewo małpo, a raczej gorylu.
-Nie?-dopytywał.-Ja goryl?
-Nie! I tak jesteś gorylem. -powiedziałam stanowczo.
Wtedy Rick się rozzłościł na dobre. Chwycił mnie i zawiązał do drzewa mówiąc:
-To teraz posiedzisz sobie tu.
-Nie denerwuj się bo ci pikawa strzeli.
-Teraz to już przesadziłaś, zobaczysz dokładnie jak mój przyjaciel zabija twojego przyjaciela.
-Nie, dobrze zrobię wszystko, ale niech ten potwór go zostawi.
-Za późno.
-Nigdy nie jest za późno. -mówiąc to wyrwałam się i psiknęłam mu do oczów gazem pieprzowym.
-Moje oczy!-krzyczał.
Ja tym czasem pobiegłam do Kevina i krzyczałam:
-Chodź tu potworku. Załatwię cię, jednym dotknięciem.
-Nie radziłbym. Uciekaj!-krzyczał Kevin.
-Dobra! To co mam do....znaczy co mam robić?!
-Odwróć jednak jego uwagę.
-Ja?
-No a kto?! Chciałaś pomóc.
-Dobra, to niech potworek zazna złość Megan...
-Zaczynaj już!
-Dobra. Potworku chcesz kąsku? Ja jestem smaczna, a tego zostaw.
-Nie jestem potworkiem! Zaraz was oboje zjem. Mniam mniam....HA HA HA....
-To dobrze nie brzmiało. Dobra, chcesz to spróbuj mnie, ja jestem słodka. Tamten to padlina jeszcze się zatrujesz.
-Chętnie!
Potwór odwrócił się i rzucił się na mnie.
-Kevin ratuj! On się ślini! Pamiętaj nie żałuje pocałunku!-krzyczałam płacząc.
-Dobra koniec żartów, teraz albo nigdy.-wyszeptał te słowa a potem wyciągnął jakąś porządną spluwę i strzelił. Potem podszedł do mnie i ściągnął go ze mnie.
-Kevin on jeszcze żyje. -oznajmiłam.
-Wiem. Bo to tylko pomaga pozbyć się mocy.
-O czym ty gadasz?
-Więcej nic nie mogę powiedzieć.
-Dobra to co teraz?
-Zabieramy go ze sobą. A tak na marginesie dobrze się spisałaś.
-Dzięki, dobra to chodźmy.
Za nim Kevin wziął potwora, to wziął pistolet i zastrzelił Ricka. Potem wzięliśmy go i szliśmy do samolotu.
-Boże!!! -krzyczałam.
-Co jest?
-To nas tobą, na drzewie.
-Dobra idziemy dalej, nie patrz się,
-Czy to jest to o czym myślę że właśnie jest?
-Tak. To jest nieżywy człowiek w połowie zjedzony normalnie same strzępy.
-Nie mów już!
Szliśmy dalej aż dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy do samolotu , a tego potwora odłożono do sali specjalnej. Tam Molly i Nick zaczęli go badać.
-Dobra robota.-oznajmił John.
-Dzięki.-odpowiedział Kevin.
-A gdzie jest Megan?-spytał.
-Poszła do pokoju.-odpowiedział Kevin.
-Idź do niej. To jej pierwsza misja. -powiedziawszy to Kevin poszedł do mojego pokoju. Za pukał i wszedł.
-Hej, Meg gdzie jesteś?-spytał.
-W toalecie.-odpowiedziałam płacząc.
-Ty płaczesz?
-Tak.
-Mogę wejść.
-Tak.
Wszedł do toalety i siadł koło mnie na podłodze. I zaczęliśmy rozmawiać.
-Chodzi o to w dżungli?
-Tak, a jak myślisz? Nie na co dzień widuje się człowieka z kłami i wiszące trupy na drzewie.
-Musisz do tego przywyknąć.
-Nie było żadnej mowy o bestiach i w ogóle.
-To nasza wina przepraszamy.
-Nie przepraszaj! Co się już stało to się nie odstanie.
-Masz rację. Dobrze, ale już nie płacz.
-Łatwo ci mówić. Śmierć to dla ciebie zabawa.
-Nie mów tak!
-Ty mnie nie zrozumiesz.
-No dobra, ale już nie płacz. Szkoda łez. A tak na marginesie to serio uważasz że jestem padliną?
-Ha...ha... nie. Tylko nie wiedziałam co mówić. Musiałam coś wymyślić.
-A z tym pocałunkiem to....
-To co?
-To serio gadałaś?
-Nie, no żartowałam. To przecież taki trochę koleżeński pocałunek, co nie?
-Bez znaczenia, masz rację. Nie ma co sobie głowy tym zawracać.
-Chcę z nim pogadać.
-Z kim? Z bestią?
-Tak. Chcę z nim pogadać.
-Nie zgadzam się.
-Skoro już jestem z wami. To chcę to zrobić.
-No dobra, ale będę miał was na oku.
-Dobrze, nie obawiaj się.
-Zapamiętaj jedną rzecz. On będzie miał czasami jakieś napady. Ta bestia nadal w nim pozostała chodź nią nie jest już, ale nigdy nie wiadomo.
-Dobrze będę uważała.
-To idziesz na dół?
-Tak. Zgłodniałam trochę.
Zeszliśmy na dół, tam zjadłam kanapkę. I obserwowałam bestię.
-To mogę teraz iść do niego?-spytałam.
-Nie Meg, jutro pójdziesz bo dopiero jutro się obudzi. -odpowiedział Johny.
-Muszę odreagować, idę po strzelać na górę. -powiedziawszy to wzięłam broń i poszłam strzelać do wyznaczonego celu. Poszedł za mną i Kevin był na mini balkoniku i spoglądał na mnie.
Wtedy podszedł do niego Johny i powiedział:
-Pasujecie do siebie. Ten sam temperament macie.
-Co mówiłeś?
-O chyba ktoś tu się zakochał.
-Przestań, to tylko koleżanka z pracy. Nic więcej. Zresztą ona jest dziwna coś ukrywa.
-Miłości nie można zaślepić, mam swoje lata ale wiem co mówię. Ukrywa to prawda ale ukrywa piękno i cechy których jeszcze nie poznałeś. Ja ci mówię idź teraz do niej i pogadaj z nią.
-To jest zwykłe szaleństwo znamy się nie cały tydzień, nawet nic do niej nie czuje a ty mi karzesz od razu nie wiadomo co robić.
-Jak chcesz, ale żebyś potem jej nie stracił.
-Myślisz że gdyby mi się podobała to bym tak czekał?
-Tego nie wiem.
-Zresztą ona na pewno przebiera między mężczyznami. Założę się że jednego ma na tydzień.
-Naprawdę sądzisz że taka jest?
-Tak.
-Przecież przed chwilą mówiłeś że jej prawie nie znasz.
-Ale mam nosa do ludzi.
-Może i masz, ale do miłości to ty nie masz w ogóle.-powiedziawszy to John odszedł. Zauważyłam Kevina i zawołałam go.
-Chodź tu!
-Wiesz co? Muszę iść już, ale dobrze ci idzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz