Część 75
Więzienie się oświetliło i nagle weszłam...Kevin zasłaniając się ręką stał nieruchomo. Wzięłam krzesło i siadłam na przeciwko elektronicznych krat, nie patrząc mu w oczy wyciągnęłam kartki i długopis, a potem zaczęłam zadawać pytania i notować podane odpowiedzi.
-Nawet na mnie nie spojrzysz.-rzekł Kevin.
-Dlaczego pracowałeś dla Hydry? Zmusiła cię do tego?-zadawałam pytania udając że nie słyszałam tamtego zdania.
-Megi! Już dość mnie ukarałaś. Proszę cię, możesz mi zadawać kolejne pytania, ale spojrzyj na mnie. Proszę...-błagał Kevin.
-To ja ciebie proszę; odpowiedz na pytanie.-powiedziałam wpatrując się w kartki.
-Nie wiem, dlaczego pracowałem z nią...może dlatego że byłem młody, i nie wiedziałem co mam robić. Nie miałem udanego dzieciństwa, nie miałem kochanych rodziców...ona wyciągnęła mi pomocną dłoń.-odpowiedział.
-Pomocną dłoń? A co z Johnem? On ci nie pomógł? Musiałeś nas zdradzić?!-pytałam z pretensjami.
-To z Hydrą rozpoczęło się znacznie wcześniej niż sądzisz. Do agentów wstąpiłem po roku współpracy z Hydrą.-tłumaczył.
-Aha. Byłeś świadomy że krzywdzisz innych?-zadałam kolejne i kolejne pytanie.
Kevin odpowiadał automatycznie.
-Z początku to była gra, ale później zrozumiałem co się dzieje i było za późno by się wycofać. Następnie kazała mi do was wstąpić, wszystko było planowane z Hydrą. Nie traktowałem agentów na poważnie do czasu gdy...
-''Do czasu gdy'' ,co?
-Do czasu gdy spotkałem cię wtedy na ulicy, uciekałaś bo ukradłaś jabłko. Ha,ha...nie sądziłem że do nas wstąpisz. Potem zacząłem cię trenować, poznałem cię bliżej i...zakochałem się...wtedy zrozumiałem że moje życie nabrało sensu, bo w końcu kogoś poznałem. Najpierw była to gra, ale jak się zakochałem chciałem to wszystko rzucić, chciałem się wycofać, ale Garet powiedział że jak przerwę misję to że cię zabiją...nie mogłem na to pozwolić!
-Nie kłam! Mam dość kłamstw! Kevin, przestań wymyślać bajki, że mnie kochałeś, że zrozumiałeś...!
-Nie kłamię, Megi. Obiecałem ci że nie skłamię ci już nigdy! Proszę cię , uwierz mi.
-Nie mogłeś nam powiedzieć w tajemnicy? Przyznać się do wszystkiego z początku?! Pomoglibyśmy ci.
-Znienawidziłabyś mnie!
-A teraz się coś zmieniło?
-Megi... w końcu się popatrzyłaś na mnie!
Spojrzałam na Kevina i widziałam w nim...coś takiego, jakąś niewinność. Brak sensu w życiu, koniec godności...wygląd też mu się z mienił, po tych dwóch miesiącach wyglądał strasznie na jakieś z dziesięć lat więcej. Był niezadbany, brudny. Miał gęstą krótką, czarną brodę. Stary, brudny strój więzienny jak piżama.
John i Jim podsłuchiwali naszą rozmowę. John już miał dość Kevina. Powiedział że jakby nie te informację to by go rozstrzelał.
-To on i Meg to coś poważnego było?-zapytał Jim.
-Oni to się naprawdę kochali. Taka miłość jak z bajki...ach jak ja bym tak chciała! Ciągle się kłócili ale kochali...-odpowiedziała Molly wzdychając.
-Ej no Molly! A ja to co? Też cię bardzo kocham!-oburzył się Nick.
-Ale nie potrafisz być romantyczny. Od ciebie to dostanę jakiś mikroskop, albo coś naukowego.-powiedziała z frustrowana Molly.
-Myślałem że to lubisz! Mogłaś mi powiedzieć, to bym ci kupił co innego.-mówiąc to Nick i Molly kłócąc się wyszli na korytarz.
-Nie wytrzymam już! Idź po Megan Jim bo zaraz go tam rozszarpię! Nie mogę na to patrzeć jak on ją owija w okół swego palca!-rozkazał John.
-Tak jest!-wykrzyczawszy pobiegł do suteryn.
A ja dalej się kłóciłam z Kevinem. W końcu się uspokoiłam i podałam kilka zasad.
-Dobra Kevin, mam dość. Jest jedna zasada. Jeśli będzie się nam dobrze współpracowało to będę przychodziła częściej. A jeżeli ci zaufam i będę miała pewność że nie będziesz coś ukrywał to wejdę do tej twojej ''klatki''. Lecz gdy popełnisz chodź najmniejszy błąd, jeżeli skłamiesz chodź raz...to możesz być pewny że wyjdę i zakończymy przesłuchanie. I coraz rzadziej będę przychodziła.
-Zrozumiałem Megi. Obiecuję, że nic ci nie zrobię.
Nagle wpadł Jim i kazał mi już kończyć. Idąc po schodach zgasiłam światło i wychodząc poszliśmy do małej jadalni. Siedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać.
-Przepraszam cię Megi że wspomnę, ale to z Kevinem to naprawdę go kochałaś tak mocno? Oczywiście nie musisz odpowiadać jak nie chcesz.
-No tak, aż za bardzo. A ty jesteś strasznym podrywaczem.
-Ha, ha...a ja słyszałem że ty jesteś taką jedzą na miotle.
-Ha,ha...możliwe! A słyszałeś że jutro jest dzień przytulania się?
-Czyli że mogę cię przytulić Megi?
-Czemu nie?!
Nagle dzwonek zadzwonił i musieliśmy się zbierać na jakąś misję, albo na jakieś zebranie. Idąc na korytarz spotkaliśmy resztę ekipy. Jim zameldował się , że jest gotowy do akcji.
Potem John powiedział że Hydra chyba się odezwała. Mieliśmy misję, która dotyczyła jakieś maszyny, ale nie wiedzieliśmy co to jest ani gdzie się znajduję. Omówiliśmy nie które sprawy, a potem wróciliśmy do swoich zajęć. Kate i ja postanowiłyśmy powalczyć trochę. Jim przy piwku oglądał jakąś telewizję, widząc to Nick poszedł do kuchni po popcorn oczywiście dla siebie, on kochał popcorn. Razem z Molly i z Benem dołączyli się do oglądania, a John w swoim gabinecie przeglądał zdobyte informację od Kevina.
Bijąc się za mocno uderzyłam Kate. To było dziwne bo nigdy tak mocno nikogo nie uderzyłam.
-Przepraszam cię Kate.
-Nic się nie stało Megi. Stajesz się coraz silniejsza. Brawo!
-Nie chciałam cię zranić.
-Nic się nie stało, wszystko okey. Jestem silna, ale starzeje się już.
-Nie prawda.
niedziela, 31 maja 2015
sobota, 30 maja 2015
,,W cieniu prawdy''
Część 74
Już z samego rana następnego dnia John wziął dokumenty , brudnopis oraz długopis i popędził do Kevina siedzącego w więzieniu. Skoro już go mieliśmy trzeba było się wszystkiego dowiedzieć.
-Zaczekaj John!-zawołał Jim.
-Coś się stało?-spytał John.
-Może pójdę z tobą. Chcę poznać tego...Kevina.-odpowiedziawszy dołączył się do Johna.
Ja tymczasem siedziałam w sali informatycznej i podsłuchiwałam podglądając rozmowę Johna z Kevinem. Mieliśmy monitoring w więzieniu więc wszystko mogliśmy nagrywać. Jeden komputer był specjalnie przygotowany do takich przesłuchań w więzieniu.
-Co robisz Meg?-spytała Kate.
-Przypatruję się przesłuchaniu Kevina. Fajny ten sprzęt. Nigdzie się nie schowa, wszędzie go kamera dopadnie.-oznajmiłam.
-Kevin nie jest głupi, był bardzo dobrze wyszkolonym wojownikiem; jeden z najlepszych.-rzekła Kate.-Po za tym o co chodziło Kevinowi że nie żyjesz?
-Jak to?-spytałam.-Nie rozumiem.
-Wtedy co poddał się myślał że nie żyjesz.-podpowiedziała Kate.
-Aha...wtedy, nie wiem o co mogło mu chodzić. Bredził jak zawsze.-odpowiedziałam znowu unikając tematu.
John i Jim otwierając wielkie żelazne drzwi , schodzili po schodach do więzienia. Nagle włączyło się światło. Gdy agenci już zeszli do więzienia Kevin był przebrany w strój więzienny, siedząc na żelaznym łóżku z materacem szybko wstał z niego i przybliżył się do Johna.
-Myślałeś że przejdziesz tak łatwo? To że nie widać krat nie znaczy że ich w ogóle nie ma.-odparł John.
-Jak to?-spytał Kevin.
-Zamiast takich tradycyjnych krat przez które można bardzo łatwo wyjść są kraty nowoczesne w postaci...nie wiem jak to wytłumaczyć. Są widoczne gdy się do nich bliżej zbliżysz zaświecą się, nie można przez nie przejść ani ich zniszczyć. Po naciśnięciu tego guziczka który teraz trzymam w ręce kraty znikają i mogę do ciebie przejść. Potem znów wracają do poprzedniego stanu. -tłumaczył nieudolnie John.
-Dobra, rozumiem. To taka krata elektroniczna.-dodał Kevin.
-No właśnie...że też na to nie wpadłem.-powiedział na głos zastanawiając się John.
Jim stanął na przeciwko Kevina i trzymając broń w ręce ,pilnował Johna. John wziął krzesło i siadł przed kratami naprzeciwko Kevina trzymając notatnik w ręku zaczął przepytywać Kevina. Lecz on zamiast odpowiadać, to milczał.
-Nic nie powiem.-rzekł Kevin.
-Załatwimy to inaczej!-powiedział wyrywny Jim.
-Stój Jim! Siłą nic nie zdziałamy. Kevin jest dobrze, aż za dobrze wyszkolony. Nic nie poradzimy, ale z czasem z kruszymy go. -powiedział John.-Dobra dziś nic nie zdziałamy. Idziemy Jim!
-Będę rozmawiał tylko i wyłącznie z Megi, tylko jej wszystko powiem. Możecie mnie od razu zabić, ale nic nie powiem.-oznajmił Kevin.
-Myślisz że jesteś taki cwany? Megi nie dostaniesz, a i tak znajdziemy twój czuły punkt. I skruszymy cię.-uprzedził John wychodząc z więzienia.
Potem wyszłam z pokoju i poszłam do Johna z nim porozmawiać. Powiedziałam że z nim pogadam że tak się wszystkiego dowiemy, lecz John mi zabronił.
-Kategorycznie ci zabraniam, nigdzie nie pójdziesz. Sam oddał się w nasze ręce więc musimy dać sobie sami radę. Megi nie pozwolę byś miała z nim jakikolwiek kontakt. O nie! Póki żyję nie pozwolę ci z nim rozmawiać. Chyba że nadejdzie taka potrzeba, ale to ostateczność.
-Ależ John! Nie łatwiej jeśli on mi wszystko powie? Niż macie to ciągnąć miesiącami?
-Megan, on będzie cię okłamywał...
-A więc chodzi o to...jestem według ciebie głupia, tak?
-Nie to miałem na myśli. Nie chcę Megi by cię skrzywdził znowu.
-Nie róbcie ze mnie ofiary losu!
Wykrzyczałam się i pobiegłam do pokoju. Ja nie chciałam by mnie traktowali jak ofermę która ma problem i nie da rady. Chciałam im to udowodnić że dam sobie radę i że jestem lepsza od nich wszystkich ,że pierwsza się wszystkiego dowiem więc gdy już wszyscy zasnęli postanowiłam że wezmę notatnik i długopis i dowiem się czegoś od Kevina. Zaświeciłam światło i powoli schodziłam po schodach. Następnie wzięłam krzesło i siadłam naprzeciwko krat.
-Megi! Jednak przyszłaś...
-Nie wzdychaj już. Przechodźmy do rzeczy. Zadam ci kilka pytań, a ty masz odpowiedzieć całą prawdę.
-A jeśli nie odpowiem?
-Jeśli zakłamiesz chodź raz, albo nie odpowiesz to wyjdę i już nigdy nie wrócę.
-Dobrze, wszystko powiem. Ale źle jest tak rozmawiać na odległość.
-Co masz na myśli Kevin?
-Wejdź na moją stronę. Nic ci nie zrobię , nie bój się mnie. Nawet gdybym chciał cię skrzywdzić to by mi się nie udało bo widzi nas dziesięć kamer. Naprawdę aż tyle potrzeba dla jednego człowieka?
-Ty nie jesteś człowiekiem, nawet nie jesteś zwierzęciem. Nie wiem kim jesteś Kevin. I nie boję się ciebie, wejdę.
Kraty znikły więc wzięłam krzesło i siadłam naprzeciwko siedzącego na łóżku Kevina.
-Jeśli się ruszysz już po tobie.
-Dobrze Megi, nic się nie stanie.
-I nie patrz się na mnie!
-To co mam zrobić?
- Nie wiem.
Nie mogłam usiedzieć więc wstałam i przesłuchując go chodziłam po całej sali. Kevin tylko śledził mnie wzrokiem.
-Ile lat pracowałeś z Hydrą?
-Nie pamiętam.
-Nie kłam!
-No nie pamiętam Megi.
-Dobra mam dość idę stąd.
-Megi nie odchodź! Proszę zaraz ci powiem!
-Za późno, już o wiele za późno bym nie odchodziła.
Chciałam naciskać już przycisk by wyjść, lecz Kevin chciał mnie za wszelką cenę zatrzymać. Wstał z łóżka i podbiegł do mnie chwytając mnie za rękę. Chciałam się wyrwać, lecz on był silniejszy. Podczas gdy się szarpałam z Kevinem, Jim obudził się i poszedł szukać swojego telefonu. W środku nocy! On mnie czasami przerażał , ale mniejsza oto. Wstał i poszedł zobaczyć do sali informatycznej. Szukając telefonu spojrzał na monitor jednego z komputerów i zauważył że jestem u Kevina i że się szarpiemy. Szybko przebudził się i zaczął wszystkich budzić. Biegnąc do więzienia wziął pistolet. John szybko wybiegł z pokoju i domyślił się o co chodzi. Także pobiegł do suteryn , a za nim Kate.
-Puść mnie!
-Spokojnie Meg, nie chcę ci nic zrobić! Proszę cię, uspokój się!
-Puść mnie! Zostaw mnie! Nienawidzę cię!
-Megi cicho...usiądź nic ci nie zrobię! Nie bój się mnie, nie panikuj. Puszczę cię, ale zostań!
Kevin puścił mnie, ja rozmasowując nadgarstek oddaliłam się od Kevina.
-I znów straciłeś szanse. I ty chcesz by cię ktoś, kochał, lubił bym ja, była z tobą! Nie potrafisz niczego uszanować, chcesz wszystko mieć! Myślisz że siłą coś zdziałasz?
-Megi przepraszam cię, ja nie chciałem. Wybacz mi, poprawię się.
-Mam już dość tych kłamstw! Ucisz się! Nie chcę mieć nic do czynienia z tobą. Byłeś oszustem i kłamcą, jesteś nim i zawsze będziesz! Ty się nigdy nie zmienisz, rozumiesz? Nigdy!
Prawie co skończyłam krzyczeć, Jim przyleciał do nas. Nacisnął guziczek i wleciał do więzienia. Impulsywnie zaatakował Kevina. Zaczął się z nim bić. Potem przybiegł John i razem z Jimem zaczęli bić Kevina. Ja rozpłakałam się i zaczęłam krzyczeć by go zostawili!
-Zostawcie go! Nie bijcie go już! Proszę! Jim, John-dosyć!
-Nie! On cię znów uderzył!
-Nikt mnie nie uderzył! To małe nie porozumienie! Przestańcie go kopać! Zostawcie go, proszę!
Gdy go już z kopali i pobili zostawili go leżącego na podłodze.
-Teraz niczym się nie różnicie od Kevina! Jesteście tak samo bezlitośni jak on! John i ty uważasz się za mojego ojca? Skopałeś go i...brak mi słów.-pobiegłam z płaczem do pokoju.
-Masz zakaz wychodzenia z pokoju! Rozumiesz Megi?!-krzyczał John wściekły.
-Meg ma rację, niczym się teraz nie różnicie od niego.-mówiąc to Kate pobiegła za mną.
Co każdego dnia przez dwa miesiące John albo Jim schodzili do Kevina na przesłuchanie, lecz on milczał. Ani słowem się nie odzywał. Czekał aż ja zejdę i z nim pogadam. Czekał, i czekał a ja dalej nie przychodziłam. Stracił już nadzieję, myślał że o nim zapomniałam, lecz ja nie zapomniałam. Co każdy dzień po parę godzin siedziałam przed komputerem i obserwowałam każde jego ruchy. Kevin myślał co zrobić bym się w końcu pojawiła, myślał, myślał aż w końcu wymyślił. Staną przed jedną z kamer i wpatrując się w nią mówił do mnie wiedząc że na pewno kiedyś go usłyszę.
-Megi, nie wiem czy mnie teraz oglądasz, ale żałuję wszystkiego. Miałem dużo czasu na przemyślenia, zmieniłem się. Wiem że to co zrobiłem agencji a przede wszystkim tobie nie zostanie zapomniane. Nigdy się od tego nie uwolnię. Zawsze będę tym kłamcą i nigdy mi już nie zaufasz, że już nigdy nie będziemy razem...przez te dwa miesiące zrozumiałem to i już niczego nie oczekuje od ciebie, już nie mam planów, już nie marzę już nie czekam na ciebie. Nigdy o tobie nie zapomnę, ale chciałbym mieć nadzieję że wszystko jeszcze będzie dobrze, że kiedyś wszystko się zmieni. Nie musisz być ze mną bo wiem że już nie mam na to szansy, ale jedyne co chcę to chce byś mi wybaczyła. Przyjdź tu i nie musisz się na mnie patrzeć, ale jestem gotowy wszystko ci powiedzieć całą prawdę nawet tą najboleśniejszą. Przyrzekam ci że już nigdy cię nie okłamię. Pewnie mi nie wierzysz, ale już nigdy nie skłamię wobec ciebie.
Wpatrując się w niego słuchałam słowo po słowie to co mówił, i w jakimś sensie miał trochę racji. Gdy wypowiadał słowa przypomniałam sobie wszystko i zaczęły mi łzy spływać po policzkach.
-Meg co się stało?-spytał John.-Znowu patrzysz na niego? Megi zostaw to już.
-Jestem gotowa jeszcze raz zejść tam na dół i go przepytać. -powiedziałam.
-Wierzysz podłemu kłamcy? Wierzysz w to co on mówi?-dopytywał John.
-Tak, chyba tak, wierzę mu. I proszę cię daj mi te dokumenty. Zejdę do niego i jeszcze raz spróbuje.-mówiąc to John dał mi papiery.
Już z samego rana następnego dnia John wziął dokumenty , brudnopis oraz długopis i popędził do Kevina siedzącego w więzieniu. Skoro już go mieliśmy trzeba było się wszystkiego dowiedzieć.
-Zaczekaj John!-zawołał Jim.
-Coś się stało?-spytał John.
-Może pójdę z tobą. Chcę poznać tego...Kevina.-odpowiedziawszy dołączył się do Johna.
Ja tymczasem siedziałam w sali informatycznej i podsłuchiwałam podglądając rozmowę Johna z Kevinem. Mieliśmy monitoring w więzieniu więc wszystko mogliśmy nagrywać. Jeden komputer był specjalnie przygotowany do takich przesłuchań w więzieniu.
-Co robisz Meg?-spytała Kate.
-Przypatruję się przesłuchaniu Kevina. Fajny ten sprzęt. Nigdzie się nie schowa, wszędzie go kamera dopadnie.-oznajmiłam.
-Kevin nie jest głupi, był bardzo dobrze wyszkolonym wojownikiem; jeden z najlepszych.-rzekła Kate.-Po za tym o co chodziło Kevinowi że nie żyjesz?
-Jak to?-spytałam.-Nie rozumiem.
-Wtedy co poddał się myślał że nie żyjesz.-podpowiedziała Kate.
-Aha...wtedy, nie wiem o co mogło mu chodzić. Bredził jak zawsze.-odpowiedziałam znowu unikając tematu.
John i Jim otwierając wielkie żelazne drzwi , schodzili po schodach do więzienia. Nagle włączyło się światło. Gdy agenci już zeszli do więzienia Kevin był przebrany w strój więzienny, siedząc na żelaznym łóżku z materacem szybko wstał z niego i przybliżył się do Johna.
-Myślałeś że przejdziesz tak łatwo? To że nie widać krat nie znaczy że ich w ogóle nie ma.-odparł John.
-Jak to?-spytał Kevin.
-Zamiast takich tradycyjnych krat przez które można bardzo łatwo wyjść są kraty nowoczesne w postaci...nie wiem jak to wytłumaczyć. Są widoczne gdy się do nich bliżej zbliżysz zaświecą się, nie można przez nie przejść ani ich zniszczyć. Po naciśnięciu tego guziczka który teraz trzymam w ręce kraty znikają i mogę do ciebie przejść. Potem znów wracają do poprzedniego stanu. -tłumaczył nieudolnie John.
-Dobra, rozumiem. To taka krata elektroniczna.-dodał Kevin.
-No właśnie...że też na to nie wpadłem.-powiedział na głos zastanawiając się John.
Jim stanął na przeciwko Kevina i trzymając broń w ręce ,pilnował Johna. John wziął krzesło i siadł przed kratami naprzeciwko Kevina trzymając notatnik w ręku zaczął przepytywać Kevina. Lecz on zamiast odpowiadać, to milczał.
-Nic nie powiem.-rzekł Kevin.
-Załatwimy to inaczej!-powiedział wyrywny Jim.
-Stój Jim! Siłą nic nie zdziałamy. Kevin jest dobrze, aż za dobrze wyszkolony. Nic nie poradzimy, ale z czasem z kruszymy go. -powiedział John.-Dobra dziś nic nie zdziałamy. Idziemy Jim!
-Będę rozmawiał tylko i wyłącznie z Megi, tylko jej wszystko powiem. Możecie mnie od razu zabić, ale nic nie powiem.-oznajmił Kevin.
-Myślisz że jesteś taki cwany? Megi nie dostaniesz, a i tak znajdziemy twój czuły punkt. I skruszymy cię.-uprzedził John wychodząc z więzienia.
Potem wyszłam z pokoju i poszłam do Johna z nim porozmawiać. Powiedziałam że z nim pogadam że tak się wszystkiego dowiemy, lecz John mi zabronił.
-Kategorycznie ci zabraniam, nigdzie nie pójdziesz. Sam oddał się w nasze ręce więc musimy dać sobie sami radę. Megi nie pozwolę byś miała z nim jakikolwiek kontakt. O nie! Póki żyję nie pozwolę ci z nim rozmawiać. Chyba że nadejdzie taka potrzeba, ale to ostateczność.
-Ależ John! Nie łatwiej jeśli on mi wszystko powie? Niż macie to ciągnąć miesiącami?
-Megan, on będzie cię okłamywał...
-A więc chodzi o to...jestem według ciebie głupia, tak?
-Nie to miałem na myśli. Nie chcę Megi by cię skrzywdził znowu.
-Nie róbcie ze mnie ofiary losu!
Wykrzyczałam się i pobiegłam do pokoju. Ja nie chciałam by mnie traktowali jak ofermę która ma problem i nie da rady. Chciałam im to udowodnić że dam sobie radę i że jestem lepsza od nich wszystkich ,że pierwsza się wszystkiego dowiem więc gdy już wszyscy zasnęli postanowiłam że wezmę notatnik i długopis i dowiem się czegoś od Kevina. Zaświeciłam światło i powoli schodziłam po schodach. Następnie wzięłam krzesło i siadłam naprzeciwko krat.
-Megi! Jednak przyszłaś...
-Nie wzdychaj już. Przechodźmy do rzeczy. Zadam ci kilka pytań, a ty masz odpowiedzieć całą prawdę.
-A jeśli nie odpowiem?
-Jeśli zakłamiesz chodź raz, albo nie odpowiesz to wyjdę i już nigdy nie wrócę.
-Dobrze, wszystko powiem. Ale źle jest tak rozmawiać na odległość.
-Co masz na myśli Kevin?
-Wejdź na moją stronę. Nic ci nie zrobię , nie bój się mnie. Nawet gdybym chciał cię skrzywdzić to by mi się nie udało bo widzi nas dziesięć kamer. Naprawdę aż tyle potrzeba dla jednego człowieka?
-Ty nie jesteś człowiekiem, nawet nie jesteś zwierzęciem. Nie wiem kim jesteś Kevin. I nie boję się ciebie, wejdę.
Kraty znikły więc wzięłam krzesło i siadłam naprzeciwko siedzącego na łóżku Kevina.
-Jeśli się ruszysz już po tobie.
-Dobrze Megi, nic się nie stanie.
-I nie patrz się na mnie!
-To co mam zrobić?
- Nie wiem.
Nie mogłam usiedzieć więc wstałam i przesłuchując go chodziłam po całej sali. Kevin tylko śledził mnie wzrokiem.
-Ile lat pracowałeś z Hydrą?
-Nie pamiętam.
-Nie kłam!
-No nie pamiętam Megi.
-Dobra mam dość idę stąd.
-Megi nie odchodź! Proszę zaraz ci powiem!
-Za późno, już o wiele za późno bym nie odchodziła.
Chciałam naciskać już przycisk by wyjść, lecz Kevin chciał mnie za wszelką cenę zatrzymać. Wstał z łóżka i podbiegł do mnie chwytając mnie za rękę. Chciałam się wyrwać, lecz on był silniejszy. Podczas gdy się szarpałam z Kevinem, Jim obudził się i poszedł szukać swojego telefonu. W środku nocy! On mnie czasami przerażał , ale mniejsza oto. Wstał i poszedł zobaczyć do sali informatycznej. Szukając telefonu spojrzał na monitor jednego z komputerów i zauważył że jestem u Kevina i że się szarpiemy. Szybko przebudził się i zaczął wszystkich budzić. Biegnąc do więzienia wziął pistolet. John szybko wybiegł z pokoju i domyślił się o co chodzi. Także pobiegł do suteryn , a za nim Kate.
-Puść mnie!
-Spokojnie Meg, nie chcę ci nic zrobić! Proszę cię, uspokój się!
-Puść mnie! Zostaw mnie! Nienawidzę cię!
-Megi cicho...usiądź nic ci nie zrobię! Nie bój się mnie, nie panikuj. Puszczę cię, ale zostań!
Kevin puścił mnie, ja rozmasowując nadgarstek oddaliłam się od Kevina.
-I znów straciłeś szanse. I ty chcesz by cię ktoś, kochał, lubił bym ja, była z tobą! Nie potrafisz niczego uszanować, chcesz wszystko mieć! Myślisz że siłą coś zdziałasz?
-Megi przepraszam cię, ja nie chciałem. Wybacz mi, poprawię się.
-Mam już dość tych kłamstw! Ucisz się! Nie chcę mieć nic do czynienia z tobą. Byłeś oszustem i kłamcą, jesteś nim i zawsze będziesz! Ty się nigdy nie zmienisz, rozumiesz? Nigdy!
Prawie co skończyłam krzyczeć, Jim przyleciał do nas. Nacisnął guziczek i wleciał do więzienia. Impulsywnie zaatakował Kevina. Zaczął się z nim bić. Potem przybiegł John i razem z Jimem zaczęli bić Kevina. Ja rozpłakałam się i zaczęłam krzyczeć by go zostawili!
-Zostawcie go! Nie bijcie go już! Proszę! Jim, John-dosyć!
-Nie! On cię znów uderzył!
-Nikt mnie nie uderzył! To małe nie porozumienie! Przestańcie go kopać! Zostawcie go, proszę!
Gdy go już z kopali i pobili zostawili go leżącego na podłodze.
-Teraz niczym się nie różnicie od Kevina! Jesteście tak samo bezlitośni jak on! John i ty uważasz się za mojego ojca? Skopałeś go i...brak mi słów.-pobiegłam z płaczem do pokoju.
-Masz zakaz wychodzenia z pokoju! Rozumiesz Megi?!-krzyczał John wściekły.
-Meg ma rację, niczym się teraz nie różnicie od niego.-mówiąc to Kate pobiegła za mną.
Co każdego dnia przez dwa miesiące John albo Jim schodzili do Kevina na przesłuchanie, lecz on milczał. Ani słowem się nie odzywał. Czekał aż ja zejdę i z nim pogadam. Czekał, i czekał a ja dalej nie przychodziłam. Stracił już nadzieję, myślał że o nim zapomniałam, lecz ja nie zapomniałam. Co każdy dzień po parę godzin siedziałam przed komputerem i obserwowałam każde jego ruchy. Kevin myślał co zrobić bym się w końcu pojawiła, myślał, myślał aż w końcu wymyślił. Staną przed jedną z kamer i wpatrując się w nią mówił do mnie wiedząc że na pewno kiedyś go usłyszę.
-Megi, nie wiem czy mnie teraz oglądasz, ale żałuję wszystkiego. Miałem dużo czasu na przemyślenia, zmieniłem się. Wiem że to co zrobiłem agencji a przede wszystkim tobie nie zostanie zapomniane. Nigdy się od tego nie uwolnię. Zawsze będę tym kłamcą i nigdy mi już nie zaufasz, że już nigdy nie będziemy razem...przez te dwa miesiące zrozumiałem to i już niczego nie oczekuje od ciebie, już nie mam planów, już nie marzę już nie czekam na ciebie. Nigdy o tobie nie zapomnę, ale chciałbym mieć nadzieję że wszystko jeszcze będzie dobrze, że kiedyś wszystko się zmieni. Nie musisz być ze mną bo wiem że już nie mam na to szansy, ale jedyne co chcę to chce byś mi wybaczyła. Przyjdź tu i nie musisz się na mnie patrzeć, ale jestem gotowy wszystko ci powiedzieć całą prawdę nawet tą najboleśniejszą. Przyrzekam ci że już nigdy cię nie okłamię. Pewnie mi nie wierzysz, ale już nigdy nie skłamię wobec ciebie.
Wpatrując się w niego słuchałam słowo po słowie to co mówił, i w jakimś sensie miał trochę racji. Gdy wypowiadał słowa przypomniałam sobie wszystko i zaczęły mi łzy spływać po policzkach.
-Meg co się stało?-spytał John.-Znowu patrzysz na niego? Megi zostaw to już.
-Jestem gotowa jeszcze raz zejść tam na dół i go przepytać. -powiedziałam.
-Wierzysz podłemu kłamcy? Wierzysz w to co on mówi?-dopytywał John.
-Tak, chyba tak, wierzę mu. I proszę cię daj mi te dokumenty. Zejdę do niego i jeszcze raz spróbuje.-mówiąc to John dał mi papiery.
czwartek, 28 maja 2015
,,W cieniu prawdy''
Część 73
-No Megi minęło już dwa dni od tego wypadku, zagrożenie minęło raczej. Więc będziesz mogła już wyjść z izolatki.-powiedział Nick.
-Dzięki, za wszystko. -mówiąc to Nick wyszedł zostawiając mnie samą.
Odpięłam sobie kroplówkę i wyszłam z izolatki. Nikogo nie było w samolocie więc wyszłam na zewnątrz. Tam ujrzałam wszystkich którzy rozmawiali na mój temat.
-Myślę że Megan coś ukrywa. Dziwnie się zachowuje od powrotu z jaskini.-powiedział Jim.
-Jak śmiesz tak mówić o mojej córce. Gdyby coś się wtedy wydarzyło na pewno by nam powiedziała.-bronił mnie John.
Kate zauważyła mnie i powiedziała bym nie słuchała tych głupot. Ja się wcale tymi uwagami Jima nie przejmowałam, ale miał rację ukrywam przed nimi prawdę i inaczej się zachowuje. Jeszcze to co zrobił Kevin pozwoliło mi go jeszcze bardziej z nienawidzić. Obwiniałam się za śmierć Iana, bo gdybym wcześniej zabiła Kevina, to by Kevin nie zabił Iana. Wiedziałam że to wszystko będzie się za mną ciągnęło do końca życia, że nigdy moje życie się nie zmieni, nie będzie barwne że nigdy nie zaświeci dla mnie słońce, tylko świat dla mnie będzie szary i ponury. Tyle już miesięcy minęło a ja ciągle nie mogę zapomnieć o Kevinie. Nie radzę sobie z tym, po prostu gdzie nie spojrzę tam ciągle widzę Kevina. Moje życie to jak jeden wielki zły sen; koszmar , z którego obudzić się nie mogę. Wszystkich których kocham i którzy są dla mnie ważni-odchodzą. W moim pokoju gdzieś pod stertą papierów znalazłam numer do mojego psychologa- pana Richarda. Postanowiłam że zadzwonię do niego i się umówię na wizytę.
-No dobrze Meg to mam do ciebie przyjechać, czy chcesz się spotkać u mnie w gabinecie?-spytał Richard.
-Może niech pan przyjdzie do parku, tego głównego. -zaproponowałam.
-No dobrze, to ja już wyjeżdżam.-mówiąc to pan Richard się rozłączył.
Ja wzięłam kurtkę i wyszłam. John kazał Kate mnie śledzić. Dotarłam na miejsce i siadając na ławce czekałam na pana Richarda.
-Witam pana. Cieszę się że pan znalazł dla mnie czas.
-Nie ma problemu Megan. Więc o co chodzi? Znów o Kevina?
-Skąd pan wie?
-Jestem psychologiem, ja wiem wszystko.
Kate chowając się za krzakami napisała wiadomość Johnowi że spotkałam się z psychologiem. John odczytując wiadomość kazał Kate wracać do bazy.
-Jim, pora byś znalazł sobie pokój. Na górze są jakieś wolne poszukaj sobie.-powiedział John.
Jim chodząc szukał dla siebie miejsca aż w końcu znalazł-dawny pokój Kevina , za ścianą mieścił się mój pokój. Jim rozpakował się a potem zszedł do salonu oglądać telewizję.
Po rozmowie z Richardem uspokoiłam się i znów moje życie nabrało jakiegoś sensu.
-Może odwieźć cię do bazy?-spytał.
-Bardzo pan miły, ale nie trzeba...albo...może być.-zgodziwszy się wsiadałam do auta i chwilę potem odjechaliśmy. Podziękowałam za podwózkę a potem weszłam do samolotu. Zjedliśmy kolację w milczeniu, następnie poszłam do swojego pokoju się położyć. Koło godziny dwudziestej-czwartej zerwałam się na równe nogi. Obudził mnie hałas dobiegający z pokoju Jima. Wściekła wybiegłam z pokoju i poszłam do Jima. Pukając krzyczałam
-Otwieraj! W tej chwili! Wyłącz to radio czy coś! Spać chcę! Jim!
-Już spokojnie.
Otwierając drzwi w biegłam do jego pokoju i wyłączyłam sama to radio. Potem wróciłam do pokoju. Zaledwie minęło dziesięć minut a Jim znów włączył radio i puścił głośniej piosenkę- na maximum. Myślałam że zwariuje i znów do niego pobiegłam, a potem się wróciłam. Za trzecim razem zaczął śpiewać ja już tak się zdenerwowałam że wbiegłam do jego pokoju i rzuciłam jego radiem o ziemię, a potem otworzyłam szafę i wyrzucałam ubrania i targałam mu.
-Co ty robisz zwariowałaś?
-Tak! Zwariowałam! Wynoś się z tego pokoju! Bo cię zabije zaraz! Szybko masz pięć sekund! Nie chce cię widzieć tutaj!
-Ej, no przestań! To gdzie mam spać? Zwariowałaś?! Nienormalna jesteś! Idź się lecz!
-Sam się lecz! No szybko, znikaj stąd!
Wykrzyczałam się a potem znowu poczułam uciśnięcie głowy...tym razem nawet nie słyszałam kto, co mówi i miałam zamazany obraz...zaczęłam płakać z bólu. Jim zszedł do salonu a ja zwijałam się z bólu na korytarzu. Kate wyszła z pokoju i chciała mnie zabrać do Nicka i Molly, lecz ja jej zabroniłam. Nie chciałam, naprawdę nie wiedziałam dlaczego nie chciałam by mnie zbadali. Kate pod rękę wzięła mnie i zaprowadziła mnie do mojego pokoju. Leżąc na łóżku uspokoiłam się o wtedy przestała mnie boleć głowa. Kate siedziała ze mną do rana. Nazajutrz wstałam niewyspana i jakoś dziwnie obolała zeszłam na śniadanie.
-Gdzie jest Jim?-spytał Ben.
-Już idę! Musiałem się przebrać!-wołając doszedł do nas.
Gdy go zobaczyłam o mało co go nie rozszarpałam.
Miał ubraną koszulę Kevina. Wstając z krzesła spytałam go skąd ma tą bluzkę.
-Wyrzuciłaś mi wszystko, i jeszcze się czepiasz? Przeszkadza ci jakaś głupia koszulka?
-Żebyś wiedział że mi przeszkadza. Masz ją ściągnąć...proszę cię Jim! Ściągnij ją.
-No dobra. Mam już dość kłótni z tobą Megi, więc ściągnę ją.
-Dziękuję.
-O! Zapomniałbym, znalazłem to w tej koszulce.
-Co to jest?
-To twoje zdjęcie z jakimś chłopakiem.
Wyciągając zdjęcie z kieszeni dał mi je. Ja biorąc do rąk popatrzyłam się na nie. Na tym zdjęciu byłam ja i Kevin-przytuleni do siebie i szczęśliwi jakby nigdy nic. Zdenerwowałam się; wzięłam i potargałam na drobne kawałki to zdjęcie a potem powiedziałam że idę pobiegać. Wybiegłam z samolotu i biegłam słuchając muzyki. Tymczasem Kevin siedząc w samolocie kombinował coś, a potem obwiniał się za moją śmierć.
-Mogłem jej pomóc, ale z tchórzyłem. Jestem tchórzem! Niech to! Straciłem Megi...
Widząc to podeszła do niego Margaret (Hydra).
-Czemu jesteś taki smutny? Kevinku, opowiedz co się stało.
-To wszystko twoja wina! Gdyby nie ta idiotyczna pieczęć, Megi by żyła!
-Przestań! Nie mów tak, sama się pchała w tarapaty. Dobrze jej i tyle, koniec tematu i kropka.
-Jaka z ciebie matka?! Nawet nie tęsknisz za nią, nawet nie masz wyrzutów sumienia! Chodzi ci tylko o władzę a Megi- twoja córka? Skrzywdziłaś ją.
-A ty co święty jesteś? Nie pamiętasz jak sam ją skrzywdziłeś? Sprzedałeś agencję i ją dla mnie! Mnie wybrałeś! Więc mi tu nie wypominaj teraz! Jeśli chcesz wiedzieć, wcale nie mam wyrzutów sumienia. Zginęła i dobrze! Kolejnym zadaniem jest znalezienie osoby z stałą mocą i przeprowadzenie doświadczeń jak uzyskała tą moc ta osoba.
-Nie mogę tego słuchać!
-Gdzie idziesz Kevin?
-To chyba nie twoja sprawa?! Muszę coś załatwić.
Kevin wstał wziął kurtkę i wyszedł z samolotu. Ja biegłam sześć kilometrów, podczas gdy już wracałam do samolotu-bazy John zaprosił Jima na rozmowę do gabinetu. Wytłumaczył mu wszystko dlaczego taka jestem i dlaczego tak się zachowuję wobec niego. Gdy John już skończył wszystko opowiadać, wtedy Jim zrozumiał mnie i moją sytuację. Nabrał innego nastawienia do mnie i postanowił że się zmieni. Wstrząsnęło to Jimem. Nagle ktoś wołał z poza samolotu. Molly wyszła zobaczyć co się dzieje, i ujrzała klęczącego przed wejściem do samolotu z uniesionymi rękoma Kevina. Molly gdy go ujrzała przypomniała sobie co jej zrobił i z płaczem uciekła do pokoju.
Za to Kate wyciągnęła broń i zawołała resztę: Jima, Nicka, Bena i Johna. Wszyscy wyszli z samolotu z pistoletami w rękach. Celowali w niego. Ja tymczasem wracał do samolotu.
John zbliżył się do niego i sprawdził czy ma broń, ale był ''czysty''. Nie posiadał żadnej broni. Zdziwiony John postawą Kevin spytał:
-Co ty tu robisz? Zgubiłeś Hydrę? Tu jej nie znajdziesz Kevin.
-Przyszedłem się poddać. Chcę się oddać w wasze ręce. Od razu mnie zabijcie, ja już nie mam po co żyć. Błagam zastrzelcie mnie tu na miejscu.
-I my mamy ci uwierzyć? Skąd możemy wiedzieć czy nie masz jakiegoś ukrytego zamiaru?
-Czy w takiej sytuacji mógłbym kłamać?
-Zaraz, zaraz...w jakiej sytuacji Kevin?
-John, znasz mnie i wiesz że ja bardzo kocham Megan i nadal ją będę kochał. Straciłem ją!
-To wszyscy wiemy, ale nie rozumiem nadal o co ci chodzi?
-John przecież...
Nagle przybiegłam i widząc klęczącego Kevina spytałam co on tu robi.
-Słyszycie? Ja nawet słyszę jej głos. Czuję że jest tu koło mnie! -mówił Kevin nie widząc mnie.
-Kevin co ci się stało?!-pytał zdziwiony John.
-No przecież Megi nie żyję, wiem że bierzecie mnie za wariata, ale słyszałem jej głos. Naprawdę!-zapewniał Kevin.
-Kevin! Zamknij się! Ja żyję ty tchórzu!-stanęłam na przeciw Kevina i zaczęłam krzyczeć.
-Megi? O Boże, ty żyjesz! Megi! Megi! Megi...ty żyjesz...kocham cię...-przestraszony Kevin zbladł jak ściana i zaczął powtarzać moje imię.
-Przestań! A ja ciebie nie kocham! Zostaw mnie w końcu!-miałam ochotę go zabić.
-Megi wybacz mi...proszę Megan!-błagając na kolanach czołgając się chwycił mnie za ręce i trzymając mnie miał łzy w oczach. Ja także w łzach z obrzydzeniem popatrzyłam się na niego i wyrywając się kazałam zakuć go i na razie w sadzić go do sali przesłuchań w samolocie-baza.
Tam gdzie kiedyś mnie załapali i w worku na głowie zaprowadzili mnie. Wtedy moje życie się odmieniło, wstąpiłam do agentów i odnalazłam prawdę w śród nich. Potem musieliśmy go zawieźć do specjalnego więzienia, ale jeszcze nie wiedzieliśmy gdzie, więc John zadzwonił do Marii Hand i spytał.
-Jakiś czas temu kazałam wybudować taką nową stację, może nie jest w jakimś doskonale wyposażonym stanie, ale nadaje się do użytku. Jest tam monitorowane więzienie, pokoje, sala do ćwiczeń, sala informatyczna kuchnia, łazienka...no jednym słowem mówiąc jest tam wszystko. To jest z dala od miasta dam wam namiary. Macie też tam własny garaż na samolot. Powiem wam że to bardzo duży budynek kilku piętrowy. Tam może być wasza baza, na tyle osób dacie radę. Do tego jest tam taki nowy wóz ze sprzętem. Jeśli chcecie to bierzcie ją. -opowiadała Maria Hand.
-Doskonale, właśnie Kate dostała już adres tego budynku. Dzięki Mario, my już lecimy.-żegnając się rozłączył John.
Kevin siedział w sali przesłuchań-była to sala specjalnie zbudowana dla osób z mocą. Ta sala osłabiała moce osób złapanych, była nie do zniszczenia, a zbudowana była z takich jakby kafelków. Miała żelazny stół i krzesła a na bokach miała siedzenia z pasami bezpieczeństwa. Żeby kogoś przycisnąć do rozmowy siadano na takim siedzeniu zapinano się i wciskało się specjalny guziczek. Po naciśnięciu takiego guziczka otwierał się sufit i można było wylecieć z samolotu. Nick szukał Molly, lecz nie mógł jej znaleźć. Siedziała ona w łazience pod prysznicem płacząc. W końcu gdy Nick ją znalazł siadł koło niej i przytulając Molly pocieszał ją. Ja zamknęłam się w pokoju i znów rozmyślałam, to był chyba najlepszy lek na problemy- zamknięcie się w pokoju. Lecieliśmy dwie godziny, potem Ben z Jimem wyprowadzili Kevina i wsadzili go do więzienia które znajdowało się w suterynach. Rzeczywiście budynek był ogromny taki jak opowiadała Maria Hand.
-No Megi minęło już dwa dni od tego wypadku, zagrożenie minęło raczej. Więc będziesz mogła już wyjść z izolatki.-powiedział Nick.
-Dzięki, za wszystko. -mówiąc to Nick wyszedł zostawiając mnie samą.
Odpięłam sobie kroplówkę i wyszłam z izolatki. Nikogo nie było w samolocie więc wyszłam na zewnątrz. Tam ujrzałam wszystkich którzy rozmawiali na mój temat.
-Myślę że Megan coś ukrywa. Dziwnie się zachowuje od powrotu z jaskini.-powiedział Jim.
-Jak śmiesz tak mówić o mojej córce. Gdyby coś się wtedy wydarzyło na pewno by nam powiedziała.-bronił mnie John.
Kate zauważyła mnie i powiedziała bym nie słuchała tych głupot. Ja się wcale tymi uwagami Jima nie przejmowałam, ale miał rację ukrywam przed nimi prawdę i inaczej się zachowuje. Jeszcze to co zrobił Kevin pozwoliło mi go jeszcze bardziej z nienawidzić. Obwiniałam się za śmierć Iana, bo gdybym wcześniej zabiła Kevina, to by Kevin nie zabił Iana. Wiedziałam że to wszystko będzie się za mną ciągnęło do końca życia, że nigdy moje życie się nie zmieni, nie będzie barwne że nigdy nie zaświeci dla mnie słońce, tylko świat dla mnie będzie szary i ponury. Tyle już miesięcy minęło a ja ciągle nie mogę zapomnieć o Kevinie. Nie radzę sobie z tym, po prostu gdzie nie spojrzę tam ciągle widzę Kevina. Moje życie to jak jeden wielki zły sen; koszmar , z którego obudzić się nie mogę. Wszystkich których kocham i którzy są dla mnie ważni-odchodzą. W moim pokoju gdzieś pod stertą papierów znalazłam numer do mojego psychologa- pana Richarda. Postanowiłam że zadzwonię do niego i się umówię na wizytę.
-No dobrze Meg to mam do ciebie przyjechać, czy chcesz się spotkać u mnie w gabinecie?-spytał Richard.
-Może niech pan przyjdzie do parku, tego głównego. -zaproponowałam.
-No dobrze, to ja już wyjeżdżam.-mówiąc to pan Richard się rozłączył.
Ja wzięłam kurtkę i wyszłam. John kazał Kate mnie śledzić. Dotarłam na miejsce i siadając na ławce czekałam na pana Richarda.
-Witam pana. Cieszę się że pan znalazł dla mnie czas.
-Nie ma problemu Megan. Więc o co chodzi? Znów o Kevina?
-Skąd pan wie?
-Jestem psychologiem, ja wiem wszystko.
Kate chowając się za krzakami napisała wiadomość Johnowi że spotkałam się z psychologiem. John odczytując wiadomość kazał Kate wracać do bazy.
-Jim, pora byś znalazł sobie pokój. Na górze są jakieś wolne poszukaj sobie.-powiedział John.
Jim chodząc szukał dla siebie miejsca aż w końcu znalazł-dawny pokój Kevina , za ścianą mieścił się mój pokój. Jim rozpakował się a potem zszedł do salonu oglądać telewizję.
Po rozmowie z Richardem uspokoiłam się i znów moje życie nabrało jakiegoś sensu.
-Może odwieźć cię do bazy?-spytał.
-Bardzo pan miły, ale nie trzeba...albo...może być.-zgodziwszy się wsiadałam do auta i chwilę potem odjechaliśmy. Podziękowałam za podwózkę a potem weszłam do samolotu. Zjedliśmy kolację w milczeniu, następnie poszłam do swojego pokoju się położyć. Koło godziny dwudziestej-czwartej zerwałam się na równe nogi. Obudził mnie hałas dobiegający z pokoju Jima. Wściekła wybiegłam z pokoju i poszłam do Jima. Pukając krzyczałam
-Otwieraj! W tej chwili! Wyłącz to radio czy coś! Spać chcę! Jim!
-Już spokojnie.
Otwierając drzwi w biegłam do jego pokoju i wyłączyłam sama to radio. Potem wróciłam do pokoju. Zaledwie minęło dziesięć minut a Jim znów włączył radio i puścił głośniej piosenkę- na maximum. Myślałam że zwariuje i znów do niego pobiegłam, a potem się wróciłam. Za trzecim razem zaczął śpiewać ja już tak się zdenerwowałam że wbiegłam do jego pokoju i rzuciłam jego radiem o ziemię, a potem otworzyłam szafę i wyrzucałam ubrania i targałam mu.
-Co ty robisz zwariowałaś?
-Tak! Zwariowałam! Wynoś się z tego pokoju! Bo cię zabije zaraz! Szybko masz pięć sekund! Nie chce cię widzieć tutaj!
-Ej, no przestań! To gdzie mam spać? Zwariowałaś?! Nienormalna jesteś! Idź się lecz!
-Sam się lecz! No szybko, znikaj stąd!
Wykrzyczałam się a potem znowu poczułam uciśnięcie głowy...tym razem nawet nie słyszałam kto, co mówi i miałam zamazany obraz...zaczęłam płakać z bólu. Jim zszedł do salonu a ja zwijałam się z bólu na korytarzu. Kate wyszła z pokoju i chciała mnie zabrać do Nicka i Molly, lecz ja jej zabroniłam. Nie chciałam, naprawdę nie wiedziałam dlaczego nie chciałam by mnie zbadali. Kate pod rękę wzięła mnie i zaprowadziła mnie do mojego pokoju. Leżąc na łóżku uspokoiłam się o wtedy przestała mnie boleć głowa. Kate siedziała ze mną do rana. Nazajutrz wstałam niewyspana i jakoś dziwnie obolała zeszłam na śniadanie.
-Gdzie jest Jim?-spytał Ben.
-Już idę! Musiałem się przebrać!-wołając doszedł do nas.
Gdy go zobaczyłam o mało co go nie rozszarpałam.
Miał ubraną koszulę Kevina. Wstając z krzesła spytałam go skąd ma tą bluzkę.
-Wyrzuciłaś mi wszystko, i jeszcze się czepiasz? Przeszkadza ci jakaś głupia koszulka?
-Żebyś wiedział że mi przeszkadza. Masz ją ściągnąć...proszę cię Jim! Ściągnij ją.
-No dobra. Mam już dość kłótni z tobą Megi, więc ściągnę ją.
-Dziękuję.
-O! Zapomniałbym, znalazłem to w tej koszulce.
-Co to jest?
-To twoje zdjęcie z jakimś chłopakiem.
Wyciągając zdjęcie z kieszeni dał mi je. Ja biorąc do rąk popatrzyłam się na nie. Na tym zdjęciu byłam ja i Kevin-przytuleni do siebie i szczęśliwi jakby nigdy nic. Zdenerwowałam się; wzięłam i potargałam na drobne kawałki to zdjęcie a potem powiedziałam że idę pobiegać. Wybiegłam z samolotu i biegłam słuchając muzyki. Tymczasem Kevin siedząc w samolocie kombinował coś, a potem obwiniał się za moją śmierć.
-Mogłem jej pomóc, ale z tchórzyłem. Jestem tchórzem! Niech to! Straciłem Megi...
Widząc to podeszła do niego Margaret (Hydra).
-Czemu jesteś taki smutny? Kevinku, opowiedz co się stało.
-To wszystko twoja wina! Gdyby nie ta idiotyczna pieczęć, Megi by żyła!
-Przestań! Nie mów tak, sama się pchała w tarapaty. Dobrze jej i tyle, koniec tematu i kropka.
-Jaka z ciebie matka?! Nawet nie tęsknisz za nią, nawet nie masz wyrzutów sumienia! Chodzi ci tylko o władzę a Megi- twoja córka? Skrzywdziłaś ją.
-A ty co święty jesteś? Nie pamiętasz jak sam ją skrzywdziłeś? Sprzedałeś agencję i ją dla mnie! Mnie wybrałeś! Więc mi tu nie wypominaj teraz! Jeśli chcesz wiedzieć, wcale nie mam wyrzutów sumienia. Zginęła i dobrze! Kolejnym zadaniem jest znalezienie osoby z stałą mocą i przeprowadzenie doświadczeń jak uzyskała tą moc ta osoba.
-Nie mogę tego słuchać!
-Gdzie idziesz Kevin?
-To chyba nie twoja sprawa?! Muszę coś załatwić.
Kevin wstał wziął kurtkę i wyszedł z samolotu. Ja biegłam sześć kilometrów, podczas gdy już wracałam do samolotu-bazy John zaprosił Jima na rozmowę do gabinetu. Wytłumaczył mu wszystko dlaczego taka jestem i dlaczego tak się zachowuję wobec niego. Gdy John już skończył wszystko opowiadać, wtedy Jim zrozumiał mnie i moją sytuację. Nabrał innego nastawienia do mnie i postanowił że się zmieni. Wstrząsnęło to Jimem. Nagle ktoś wołał z poza samolotu. Molly wyszła zobaczyć co się dzieje, i ujrzała klęczącego przed wejściem do samolotu z uniesionymi rękoma Kevina. Molly gdy go ujrzała przypomniała sobie co jej zrobił i z płaczem uciekła do pokoju.
Za to Kate wyciągnęła broń i zawołała resztę: Jima, Nicka, Bena i Johna. Wszyscy wyszli z samolotu z pistoletami w rękach. Celowali w niego. Ja tymczasem wracał do samolotu.
John zbliżył się do niego i sprawdził czy ma broń, ale był ''czysty''. Nie posiadał żadnej broni. Zdziwiony John postawą Kevin spytał:
-Co ty tu robisz? Zgubiłeś Hydrę? Tu jej nie znajdziesz Kevin.
-Przyszedłem się poddać. Chcę się oddać w wasze ręce. Od razu mnie zabijcie, ja już nie mam po co żyć. Błagam zastrzelcie mnie tu na miejscu.
-I my mamy ci uwierzyć? Skąd możemy wiedzieć czy nie masz jakiegoś ukrytego zamiaru?
-Czy w takiej sytuacji mógłbym kłamać?
-Zaraz, zaraz...w jakiej sytuacji Kevin?
-John, znasz mnie i wiesz że ja bardzo kocham Megan i nadal ją będę kochał. Straciłem ją!
-To wszyscy wiemy, ale nie rozumiem nadal o co ci chodzi?
-John przecież...
Nagle przybiegłam i widząc klęczącego Kevina spytałam co on tu robi.
-Słyszycie? Ja nawet słyszę jej głos. Czuję że jest tu koło mnie! -mówił Kevin nie widząc mnie.
-Kevin co ci się stało?!-pytał zdziwiony John.
-No przecież Megi nie żyję, wiem że bierzecie mnie za wariata, ale słyszałem jej głos. Naprawdę!-zapewniał Kevin.
-Kevin! Zamknij się! Ja żyję ty tchórzu!-stanęłam na przeciw Kevina i zaczęłam krzyczeć.
-Megi? O Boże, ty żyjesz! Megi! Megi! Megi...ty żyjesz...kocham cię...-przestraszony Kevin zbladł jak ściana i zaczął powtarzać moje imię.
-Przestań! A ja ciebie nie kocham! Zostaw mnie w końcu!-miałam ochotę go zabić.
-Megi wybacz mi...proszę Megan!-błagając na kolanach czołgając się chwycił mnie za ręce i trzymając mnie miał łzy w oczach. Ja także w łzach z obrzydzeniem popatrzyłam się na niego i wyrywając się kazałam zakuć go i na razie w sadzić go do sali przesłuchań w samolocie-baza.
Tam gdzie kiedyś mnie załapali i w worku na głowie zaprowadzili mnie. Wtedy moje życie się odmieniło, wstąpiłam do agentów i odnalazłam prawdę w śród nich. Potem musieliśmy go zawieźć do specjalnego więzienia, ale jeszcze nie wiedzieliśmy gdzie, więc John zadzwonił do Marii Hand i spytał.
-Jakiś czas temu kazałam wybudować taką nową stację, może nie jest w jakimś doskonale wyposażonym stanie, ale nadaje się do użytku. Jest tam monitorowane więzienie, pokoje, sala do ćwiczeń, sala informatyczna kuchnia, łazienka...no jednym słowem mówiąc jest tam wszystko. To jest z dala od miasta dam wam namiary. Macie też tam własny garaż na samolot. Powiem wam że to bardzo duży budynek kilku piętrowy. Tam może być wasza baza, na tyle osób dacie radę. Do tego jest tam taki nowy wóz ze sprzętem. Jeśli chcecie to bierzcie ją. -opowiadała Maria Hand.
-Doskonale, właśnie Kate dostała już adres tego budynku. Dzięki Mario, my już lecimy.-żegnając się rozłączył John.
Kevin siedział w sali przesłuchań-była to sala specjalnie zbudowana dla osób z mocą. Ta sala osłabiała moce osób złapanych, była nie do zniszczenia, a zbudowana była z takich jakby kafelków. Miała żelazny stół i krzesła a na bokach miała siedzenia z pasami bezpieczeństwa. Żeby kogoś przycisnąć do rozmowy siadano na takim siedzeniu zapinano się i wciskało się specjalny guziczek. Po naciśnięciu takiego guziczka otwierał się sufit i można było wylecieć z samolotu. Nick szukał Molly, lecz nie mógł jej znaleźć. Siedziała ona w łazience pod prysznicem płacząc. W końcu gdy Nick ją znalazł siadł koło niej i przytulając Molly pocieszał ją. Ja zamknęłam się w pokoju i znów rozmyślałam, to był chyba najlepszy lek na problemy- zamknięcie się w pokoju. Lecieliśmy dwie godziny, potem Ben z Jimem wyprowadzili Kevina i wsadzili go do więzienia które znajdowało się w suterynach. Rzeczywiście budynek był ogromny taki jak opowiadała Maria Hand.
sobota, 23 maja 2015
,,W cieniu prawdy''
Część 72
Następnego dnia rano schodząc do salonu przestraszyłam się tak , że aż mnie zamurowało. Przestraszyłam się tego całego bałaganu po imprezie. Wszędzie porozrzucane papierki, puste butelki po piwach, kawałek ciasta rozdeptanego na podłodze i sterta brudnych naczyń, oraz wszyscy (Molly, Nick, John, Jim, Ben i Ian) śpiący na kanapie i na ziemi przytuleni wszyscy do siebie. John spał przytulony do Jima, Molly spała w połowie na kanapie a w połowie na podłodze leżąc na Ianie a Nick i Ben spali jeden na drugim na stole. Masakra! Do rana balowali a teraz są nie przytomni. Tylko ja i Kate byłyśmy przytomne. Zbierając butelki nadeszła Kate i pomogła mi sprzątać. Potem gdy ogarnęłyśmy podłogę postanowiłyśmy obudzić resztę ekipy.
-No wstawać! Pijaki jedne! Lenie śmierdzące, wstawać już! Praca nas czeka a wy się wylegujecie. -budząc szarpałam ich i ciągnęłam za ręce. Ocknęła się Molly i była na bardzo mocnym kacu.
-Co się dzieje? Gdzie ja jes....ahaaa...przypominam sobie. Była impreza i trochę za dużo wypiłam. Co się tu stało? Tornado przeszło?-pytała Molly.
-To nawet tornado tyle szkód nie narobi co wy na imprezie. Upiliście się do nieprzytomności! Molly nie znałam cię od tej strony.-oznajmiłam.
-No co ty nie powiesz? Gdy ja trochę wypiję to od razu pretensje. A nie pamiętasz jak się upiłaś na wieczorze panieńskim i podrywałaś Kevina? -wypomniała Molly.
-Mogłabyś o nim nie mówić przy mnie ani nic co jest z nim związane? Nie chce o nim myśleć i go nienawidzę.-uraziwszy mnie powiedziałam.
Nagle obudził się Jim i jakby nigdy nie było imprezy wstał wypoczęty i był gotowy do działania.
-O czym mówicie?-spytał.
-To nie twoja sprawa, Jim.-odpowiedziałam.
-Co ona taka oschła? Nie podobam się Megan?-spytał Jim.-Wczoraj mnie zostawiła na parkiecie a teraz normalnie jakbym był parą wodną.
Jim przyłączył się z resztą do sprzątania. Gdy już wszystko ogarnęliśmy mogliśmy w końcu usiąść w czyściutkim salonie przy telewizorze. Jednak długo nie odpoczęliśmy, bo dostaliśmy informację gdzie znajduję się ta jaskinia do której zmierza Hydra, i dostaliśmy rozkaz byśmy szybko tam wyruszyli. Jaskinia nazywała się ''Moriata'' i znajdowała się gdzieś pośrodku pustyni Sahara-Afryka. Mieliśmy kawał drogi by tam dolecieć. Niestety pogoda się bardzo psuła co utrudniało lot do zamierzanego celu.
-Wiecie co macie robić wszyscy? Nick, Molly do pracowni, Meg kontroluj pogodę i stan naszego samolotu i zobacz czy mamy jakieś zapasy wody i w ogóle, Kate za stery...Jim...idź się przebierz, Ben pomożesz sterować Kate, a Ian będziesz...nadzorował pracę bo ja idę zażyć tabletkę na ból głowy i idę spać. Gdy już dotrzemy to mnie obudźcie.-przydzielił zadania John.
Ja siadłam na kanapie i otworzyłam laptopa szukając różnych informacji, i nagle dostałam wiadomość od pani Hand która powiedziała że Hydra za pół godziny dotrze do Afryki. Szybko dałam znać Kate i Benowi by się pospieszyli ,lecz Kate powiedziała że będziemy na miejscu minimum za dwie godziny chyba że się pogoda poprawi i damy na maxa ale wtedy stracimy dużo energii. Gdy wróciłam do salonu zobaczyłam że Jim sprawdza mi laptopa.
-Co ty robisz? To chyba nie twoja rzecz.-powiedziałam widząc nachylającego się z szklanką wody Jima.
-O Boże! Ale mnie przestraszyłaś. O Boże Meg przepraszam, nie chciałem...-przepraszał wylewając wodę na laptopa. Wściekłam się próbowałam go wytrzeć, lecz na próżno, zepsuł się. Byłam tak zdenerwowana że podeszłam do Jima i dałam mu w twarz. Dopiero jeden dzień z nami jest a doprowadza mnie do szału.
-A to za co?-spytał.
-Za laptopa!-krzyknęłam.
-Czy ty musisz być taka ''zimna'' i niedostępna?-zapytał Jim.
-O co ci chodzi? Jesteś tu dopiero dzień a zrujnowałeś prawie cały nasz samolot. Balujesz do rana podrywasz każdą z nas, a teraz jeszcze to!-wydzierałam się na cały samolot.
-Spokojnie...-uspokajał.
-Nie uspokoję się! Zejdź mi z oczów bo jak nie to pożałujesz! I dostaniesz mocniej! Idź stąd! Wynocha, w tej chwili! Wynoś się!-popychając wyganiałam go.
Nagle przyszedł Ian i spytał się co to za krzyki. Powiedziałam że Jim zepsuł mi laptopa.
-No zepsuł mi go. Niech teraz z stąd idzie!
-Ja mam iść? To ty idź! Jesteś okropnie głupia! Nie znałem nigdy takiej głupiej dziewczyny jak ty!
-Ja głupia? Ty...!
-Uspokójcie się! Dosyć kłótni! Macie się w tej chwili pogodzić. Już!-zaczął krzyczeć Ian, tak głośno że aż John się obudził i przybiegł zobaczyć co się dzieje.
-Ja mam go przepraszać? Przecież to on zepsuł mi laptopa a nie ja jemu. Co to za sprawiedliwość?! A idźcie wszyscy do piekła!-krzycząc pobiegłam do pokoju.
-Ian proszę cię byś nie krzyczał więcej na Megi, to moja córka co nie oznacza że ją bronię , ale po prostu nie pozwolę nikomu nawet tobie na nią krzyczeć.-powiedział John.-Ona zbyt wiele przeszła byś teraz wydzierał się na nią. Jest taka młoda a przeżyła nie mniej co ty. Może to jednak inna sprawa niż twoja przeszłość ale równie bolesna.
-Przepraszam John. Nie chciałem. Nie wiedziałem że to twoja córka. Pójdę ją przeprosić.-powiedziawszy to Ian pukając do moich drzwi wszedł do środka. Ujrzał mnie płaczącą i nie zastanawiając się siadł koło mnie.
-Przepraszam cię. Uniosłem się i nie mam na to usprawiedliwienia. Rozumiem cię, Jim jest bardzo wkurzający.
-Nic się nie stało. Po prostu mam już dość niektórych rzeczy. Nie radzę sobie z niektórymi sprawami które mnie przerastają.
-Coś o tym wiem. Sam przechodziłem to samo tyle że byłem w o wiele gorszym stanie niż ty. Byłem u psychiatry i leczyłem się przez pięć lat. Wyleczyłem się, lecz blizny zostały które do dziś ciągnął się za mną.
-Może chcesz mi opowiedzieć coś?
-To krótka historia.
-No dobra, mamy jeszcze parę godzin lotu to zdążysz.
-Była misja, wyjechałem do Azji w poszukiwaniu największego zbrodniarza zwanego ''Mądry Rozum''-głupie co nie? Ja i moja armia schwytaliśmy go, dostał wyrok i siedział 10lat, chodź dostał dożywocie, ale uciekł, siedział za zabójstwa, handel bronią i narkotykami oraz za wybicie tysiąca ludzi w małej wiosce-wysłał tam bombę. Byłem wściekły. Po dziesięciu latach wyszedł na wolność i postanowił się zemścić. Złapał moją żonę-Marisę i trójkę dzieci-Tomy cztery lata, David trzynaście lat i Monica osiem lat. Ktoś wysłał nam sygnał że jest w takim i takim miejscu. Ja i kilku innych ludzi przybyliśmy na to miejsce, ale okazało się że to pułapka. Moich ludzi rozstrzelano a mnie przywiązano do krzesła naprzeciwko mnie była cała moja rodzina. Ten zwyrodnialec na moich oczach zabijał powoli całą moją rodzinę. Trafił w mój czuły punkt, i udało się mu zabijając moją rodzinę zabił mnie. Już nie jestem tym Ianem którym byłem wtedy. Potem wypuścili mnie ja wykorzystałem moment i trzymając w ręku broń rozstrzelałem go i kilku jego ludzi. Niestety mnie okaleczyli leżałem półtora roku w śpiączce potem dochodziłem do siebie a potem chciałem popełnić samobójstwo i przez pięć lat się leczyłem aż znalazłem się tutaj.
-O Boże! To straszne, tak mi przykro.
-Ty płaczesz Meg?
-Moja historia zaczęła się od tego że....-zaczęłam opowiadać swą historię.
Minęło nam trochę czasu gdy wszystko postanowiliśmy sobie opowiedzieć. Przy tym trochę się popłakałam. Ian zostawił mnie w pokoju i poszedł zobaczyć co robi Nick z Molly.
-I co robicie?-spytał Ian.
-Próbujemy badać pewne komórki.-odpowiedziawszy to Kate powiedziała że lądujemy.
Wylądowaliśmy gdzieś na środku Sahary. Na szczęście wieczór się zbliżał i było trochę chłodniej. Postanowiliśmy że będziemy nocowali w samolocie i jutro rano zaczniemy poszukiwania tej jaskini- Moriata.
Hydra także postanowiła że zostanie na noc, lecz ona nie miała takiego samolotu co my więc postanowiła rozłożyć namioty na pustyni! To szalone! Następnego dnia z rana przyszedł z terenu Ian i powiedział że już wyruszają w drogę i zdołał podsłuchać gdzie tak naprawdę jest ta jaskinia. Dokładnie opisał nam miejsce w którym się znajdowała. Wzięliśmy plecaki i cały sprzęt i postanowiliśmy wyruszyć w drogę. Jimowi nie chciało się iść więc został w bazie.
-To dajcie znać kiedy będzie po wszystkim to przyjadę po was bryką.-oznajmił Jim.
-Okey. No to chodźmy.-mówiąc to wyruszyliśmy w drogę.
Długo nie musieliśmy szukać tej odpowiedniej drogi do jaskini , bo przed nami szła Hydra z drużyną. My sprytni szliśmy całą ekipą za nimi. Nagle...co ja widzę? Zobaczyłam idącego w kajdankach Kevina. Aż się zdziwiłam że żyję. Chodź nic dziwnego on zawsze spadnie na cztery łapy jak kot.
-Kevin, wypuścimy cię, ale musisz nam udowodnić że będziesz dla nas pracował. Zgoda?-oznajmiła Hydra.
-Zgoda.-przytaknął.
-I zostaw już Megan, usuń ją ze swojego życia.-powiedziała Margaret.
Kevin dziwnie patrząc się na Hydrę odezwał się po krótkim milczeniu
-Ale...
-Nie ma żadnego ''ale''. Masz skończyć z Megan najlepiej ją zabij. Wtedy uwierzę ci na sto procent że tylko ja jestem ważna.
-Hydro, ja nie potrafię Megi zabić.
-A jeśli ona cie zabije? Nie będzie miała dla ciebie litości tak jak ty dla niej.
-Masz rację, ale zabić jej nie zabiję. Wolę by ona mnie zabiła.
-Wolisz być zabity przez dziewczynę która cię nie szanuje, która cię nie kocha? Myślałam że jesteś rozsądniejszy Kevin.
-Może mnie nienawidzić, może mnie zabić, może mi wszystko zrobić, ale ja ją kocham i jej nie zabiję.
-Jeszcze zmienisz zdanie.
Słysząc ich rozmowę...nie potrafię tego opisać co czułam i co myślałam więc pominę ten szczegół.
-Meg nie martw się, nie słuchaj tego co mówią. -mówiła Kate.
-Możemy o tym nie rozmawiać? Z góry dziękuję. A tak na marginesie to daleko jeszcze?-rzekłam.
-No dobrze już nie będziemy wspominać o tym. Nie wiem pewnie niedaleko skoro Hydra zwolniła tempo.-zauważyła Kate.
I Kate miała rację stanęli. Rozglądając się zauważyli parę metrów dalej jakąś jakby dżungle udali się tam, a my za nimi. Byłam bardzo zdziwiona że na Saharze była jakaś dżungla i to prawie na samym środku tej pustyni gdzie tylko piach gorący jak żar, a wiatr delikatny jak uderzenie kogoś piórkiem ptasim. Zdawało się że to było blisko, ale jednak szliśmy koło półtorej godziny.
-W końcu jesteśmy!-wchodząc do jaskini oznajmiła Hydra.
Myśmy zamiast pójść za Hydrą postanowiliśmy odpocząć. Tymczasem Hydra znalazła przejście. Kazała ludziom spuścić linę na dół i po kolei schodzić. Kevin zszedł pierwszy za nim Hydra, potem Garet i kilku innych ludzi, sześcioro natomiast został przy wyjściu na górze. Margaret spodziewała się że przybędziemy za nią więc dlatego uzbroiła się w amunicję i różnego rodzaju broń.
-No dobra to chodźmy bo potem ich nie znajdziemy.-oznajmiłam.
-Meg! Zaczekaj.-zatrzymała mnie Kate.
-O co chodzi?-spytałam.
-Jesteś gotowa by znów się spotkać z Kevinem i Hydrą?-zapytała Kate niepewnie.
-I tak się z nimi już spotkałam wcześniej, i wolałabym tego uniknąć, ale musimy ją powstrzymać. Zawsze jest czas na zapomnienie, ale może już nie być czasu by ją powstrzymać.-mówiąc to weszłam za resztą drużyny do środka. Przy wejściu mieliśmy małą niespodziankę. Zostaliśmy zaatakowani prze ludzi Hydry, lecz spodziewając się tego szybko zdołaliśmy ich załatwić. Chcieliśmy wejść niepostrzeżenie lecz Hydra słyszała walkę i powiedziała że muszą się pośpieszyć bo nikt i nic nie może jej pokrzyżować planów. Mimo że to moja matka, to nie widziałam żadnego podobieństwa między mną a nią.
-Chyba tędy zeszli. Jest lina.-zauważył Ben.
-No to kto schodzi a kto zostaje? -spytała Kate.
-Wchodzę ja i może John i Ian a wy zostańcie tu na miejscu.-odpowiedziałam.
-Nie! Meg ty nie wchodzisz! To niebezpieczne! Nie mogę cię znowu stracić.-zabraniał John.
-Jeśli nie ja to kto?-spytałam.
-No dobra to wchodzisz, ale razem z tobą wchodzę ja, Kate i Ian. Ian będzie cię chronił a ja z Kate będziemy was osłaniać i oczyszczać drogę, a Ben , Nick i Molly będą badać teren i go zabezpieczać. Może coś znajdą jeszcze.-zgodziwszy się zaczęliśmy schodzić po kolei zjeżdżając po linie w dół. Molly i Nick czekając na górze zainteresowali się tą jaskinią pobrali jakieś próbki i w ogóle, a Ben siedząc nad tą dziurą zajadał kanapkę. Tymczasem nas zaatakowali znów żołnierze. Było ich dużo. Kate i John zatrzymali ich a ja i Ian pobiegliśmy za Hydrą. Zdążyliśmy w samą porę! Hydra już kładła tą pieczęć na jakiejś podnośni z kamienia. W tym ''stoliku'' okrągłym było miejsce na położenie tej pieczęci.
-Stój Hydro!-zakrzyczawszy obróciła się w moją i Iana stronę. Kevin tymczasem przystąpił do walki z Ianem. Garet wyciągnął broń i zaczął we mnie celować, lecz Hydra go zatrzymała.
-Zaczekaj Garet!
-Co Hydro przestraszyłaś się swojej córki? Wcale nie jesteśmy podobne do siebie.
-Tak sądzisz Meg? Jestem twoją matką i sądzisz tak że nas nic nie łączy, ale się mylisz odkryjesz to w swoim czasie. Na razie nie wiesz czego chcesz.
-To ty się mylisz droga matko! Nic nas nie łączy!
-A miłość do Kevina?
-Że co? Ja go nienawidzę, chcę by zginął w piekle.
-Miałaś tyle szans by go zabić a jednak tego nie uczyniłaś.
-Bo byłam głupia, teraz się nie zawaham go zabić. Lecz najpierw zrobię z tobą porządek.
-Nie zdołasz. Jesteś sama nikt cię nie obroni. A ja zawsze dostaję to czego chcę.
Zaczęłyśmy krążyć w okół tego stolika z kamienia i zmierzając się wzrokiem wymieniałyśmy się zdaniami. Tymczasem Kate i John zgubili nas, szukając trafili do jakiś zaułków. Ian tymczasem toczył walkę z Kevinem na korytarzu.
-To ty jesteś ten Kevin.
-A ty ten wojownik-Ian.
-Brawo jeden, jeden! Myślałem że jesteś jakiś ładniejszy.
-Ty jesteś ich stróżem? Już nie wiedzieli jak sobie z nami radzić to wynajęli ciebie?
-Nie dziwie się Megan. Wykorzystałeś ją. Jesteś ostatnim draniem! Taką dziewczynę to powinieneś na rękach nosić.
-Myślisz że ja bym tak się użalał nad sobą i bym ją chronił gdyby mi na niej nie zależało? Zrozumiałem że tak naprawdę mi na niej zależy i że ją kocham, ale za późno ona mnie już nigdy nie wybaczy.
-Nie chciałbyś wrócić do agentów? Jesteś dobry chłopak, ale zboczyłeś ze swojej drogi.
-Chciałbym, ale nikt mnie już tam nie chcę. Zresztą jesteś ty już u nich. Nie chcę by mnie śledzili, kontrolowali i patrzyli jak na jakiegoś trędowatego.
-Nawet dla Megan nie chciałbyś się zmienić?
-Myślisz że mam szansę u niej?! Tacy jak ja nie dostaną już nigdy szansy, ani zaufania ze strony drugiej osoby. Takich jak ja karze się!
-I dlatego nie chcesz pracować z nami. Wiesz co ci powiem Kevin? Jesteś tchórzem.
Po rozmowie przeszli do ostrzejszych środków wyciągnęli noże i zaczęli nimi władać między sobą. Tymczasem Hydra powiedziała że nikt ją nie powstrzyma i że to ona będzie rządziła światem. Nie zastanawiając się położyła na tej podnośni pieczęć. Nie wiem dlaczego ale miałam szanse ją powstrzymać a mimo to nic nie zrobiłam. Chwili gdy Hydra położyła pieczęć na tym kamieniu zaczęło się dziać coś dziwnego. Nagle światło błysnęło od kamienia do góry.
W pewnej chwili zaczęło się chyba trzęsienie ziemi kamienie zaczęły się walić.
Hydra stanęła koło tej pieczęci i zaczęła się śmiać. Lecz Garetowi wcale nie było do śmiechu powiedział by uciekali oboje by zostawili to wszystko. Hydra nie chciała słuchać, lecz gdy zauważyła co się dzieje zaczęli uciekać. Ja tymczasem chciałam zabrać tą pieczęć. Bojąc się podniosłam rękę i powoli zbliżałam ją do pieczęci. W końcu się przełamałam i zabrałam pieczęć. Chwili zabrania jej wszystko się uciszyło. Ziemia już się nie trzęsła i przestały się kamienie walić. Garet uciekł z Hydrą innym przejściem. Ben , Molly i Nick uciekli na zewnątrz panikując że zostaliśmy w środku. Ucieszyłam się że już nic się nie działo. John i Kate zaczęli panikować gdzie jestem i zaczęli mnie szukać. Ian uderzył mocniej Kevina który spadł i zemdlał. Ian wszedł do tego pomieszczenia i zobaczył co się dzieje.
-Uniknęliśmy prawdziwej katastrofy! Hura! -wiwatowałam.
-No dobra Meg to pakuj tą pieczęć i idziemy.-mówiąc to przytuliłam się do Iana.
Nagle w wejściu pojawił się Kevin trzymający broń. Po chwili Kevin wystrzelił. Ja zlękłam się i odsunęłam się od Iana. Popatrzyłam na siebie czy nie jestem gdzieś trafiona, ale nie byłam. Po chwili zobaczyłam jak Ian upada na kolana mówiąc:
-Zawsze bądź sprawiedliwa! Przebaczaj Megi! Jesteś dobrą dziewczyną! Cieszę się w końcu spotkam się ze swoją rodziną tam w niebie...
Podbiegając klęknęłam nad Ianem i zaczęłam płacząc pocieszać go:
-Ian nie mów, tak. To jeszcze nie czas. Uratuję cię , zawołam pomoc zaraz!
-Megi dziękuję...ale pozwól mi umrzeć, chcę już zobaczyć swoją żonę i dzieci...uciekaj stąd!
Kevin podszedł do mnie i chwytając mnie za ręce chciał mnie zabrać.
-Coś ty zrobił? Zabiłeś go! Jednak się nie zmieniłeś! Myślałam że jesteś inny! Nienawidzę cię Kevin! Jeszcze przed nim było całe życie! Pomóż mi go zanieść na górę! On będzie żył!
-Megi, on już nie żyje. Zostawmy go i uciekajmy!
-Nie! Nie zostawię go! Musimy mu zrobić pogrzeb! Nie! Wynoś się stąd! Dość się przez ciebie wycierpiałam!
Nagle zauważyłam że coś się niedobrego dzieje! Szybko wstałam i zaczęłam się rozglądać. Chciałam zrobić krok ale nie mogłam się ruszyć.
Nie czułam nóg. Zaczęłam się patrzeć na Kevina , on cały blady cofnął się do wyjścia. Spływające mi łzy po policzkach kapały jedna za drugą na ziemię. Popatrzyłam się w pewnej chwili na Iana i zobaczyłam że on zaczyna kamienieć. Zamieniał się w kamień! Po paru minut był już tylko kamieniem. Potem spojrzałam na siebie i już do klatki piersiowej stawałam się kamieniem tak jak Ian. To wszystko działo się przez tą piekielną pieczęć. Kevin zgłupiał, nie wiedział co ma robić. Przerażony patrzył się raz na mnie jak kamienieje a raz na Iana.
-Kevin proszę cię pomóż mi!-błagałam.
Kevin widząc co się dzieje z przerażeniem podbiegł do mnie, ale potem się cofnął i uciekł. Ja kamieniałam powoli. Wiedziałam że to koniec. John i Kate zostali uwięzieni w jakimś innym pomieszczeniu poprzez zawalenie się przejścia. Gdy wszystko się uspokoiło Ben, Nick i Molly zeszli na dół i słysząc jakieś głosy-Kate i Johna, zaczęli odkopywać ich z gruzów. Trochę im to zajęło. Moje życie stanęło...Kevin okazał się tchórzem który uciekł razem z Hydrą i Garetem.
-Kevin ty żyjesz!-krzycząc Hydra wskoczyła Kevinowi w ramiona.
-Boże co ja zrobiłem?-obwiniał się.
-Co się stało?-spytała Hydra.
-Megan skamieniała! On już nie żyje! O Boże! Dlaczego mi ją zabrałeś?!-krzycząc upadł na kolana płacząc.
Hydra z resztą zabrali go do namiotów a potem wrócili do domu. Ben, Nick i Molly godzinę odkopywali Johna z Kate. Tymczasem ja zaczęłam coś czuć. W pewnej chwili kamień zaczął się kruszyć...odkryło mi się jedno oko i zobaczyłam ostatni raz Iana-który po chwili skruszył się całkiem i został po nim tylko proch. Sądziłam że mnie też to spotka, lecz tak się nie stało. Zaczęłam się kruszyć można to było porównać do tego jak pisklę wykluwa się z jaja tak ja ''wykluwałam'' się z kamienia. Mogłam już ruszyć głową i trochę rękoma. Nagle poczułam coś dziwnego jakby prąd przeze mnie przeszedł i właśnie w tym ułamku sekundy kamienie się wykruszyły całkiem. Odepchnęłam je! Rozkładając ręce ścisnęłam pięści i kamienie odleciały!
Ten widok był niezapomniany. Tego dni moje życie wywróciła się do góry nogami, znowu! Potem upadłam na podłogę i ciężko oddychając, łapiąc powietrze próbowałam zrozumieć co się wydarzyło. Czemu ja żyję, a czemu Ian się skruszył czemu nie wrócił do poprzedniej postaci? Gdy już się otrząsnęłam się po tym wszystkim, wstałam i wyszłam szukając wyjścia. Po drodze spotkałam moją grupę.
-Gdzie Ian?-spytała Molly.
-Nie żyję! Kevin go zastrzelił...a...potem coś się zawaliło i przepadł. Szukałam go, lecz nie znalazłam. Odzyskałam tą pieczęć.-mówiąc to Molly zapakowała ją do specjalnego pudełka na takie rzeczy jak ta. Potem odnajdując wyjście wróciliśmy do samolotu-bazy. Czekający na nas Jim pytał się co się stało. Wszystko mu opowiedzieliśmy. Wszyscy płakali za Ianem. Nie powiedziałam im prawdy bo bałam się że mnie nie zrozumieją. Kate w milczeniu wraz z Benem siedli za stery i wystartowali. Nikt z nas nie mógł znaleźć sobie miejsca, po śmierci tak dzielnego , szlachetnego wojownika. Przecież dopiero co znałam go dwa dni a już musiał odejść na drugi świat. Jedynym pocieszeniem jest to, że znów spotka się ze swoją rodziną. Nie wiedziałam czy to prawda, ale w to wierzyłam. Że trafił do nieba i razem z rodziną są szczęśliwi. Po powrocie zgłosiliśmy wszystko dyrektorce Marii Hand, ona by uczcić pamięć tak dobrego wojownika zorganizowała pożegnanie jego. Niestety nie mogliśmy zrobić mu pogrzebu, ale wierzyliśmy że mimo wszystko będzie aniołem. Po całej tej imprezie pożegnalnej wróciliśmy do bazy. Poczułam się źle, bardzo źle. Molly powiedziała że mogłam się zatruć czymś więc dała mnie do izolatki i siedząc w niej podawała mi kroplówki i leki.
Nie robiła badań, pewnie uznała że nie ma potrzeby. Miałam zostać z dwa tygodnie w tej izolatce. Każdy w milczeniu radził sobie ze śmiercią Iana. Każdy inaczej reagował. Ja siedziałam na łóżku i płakałam, John zamknął się w gabinecie, Kate ćwiczyła, Ben jadł, Jim pił piwo, Molly płakała badając jakieś próbki z jaskini a Nick słuchał muzyki.
Następnego dnia rano schodząc do salonu przestraszyłam się tak , że aż mnie zamurowało. Przestraszyłam się tego całego bałaganu po imprezie. Wszędzie porozrzucane papierki, puste butelki po piwach, kawałek ciasta rozdeptanego na podłodze i sterta brudnych naczyń, oraz wszyscy (Molly, Nick, John, Jim, Ben i Ian) śpiący na kanapie i na ziemi przytuleni wszyscy do siebie. John spał przytulony do Jima, Molly spała w połowie na kanapie a w połowie na podłodze leżąc na Ianie a Nick i Ben spali jeden na drugim na stole. Masakra! Do rana balowali a teraz są nie przytomni. Tylko ja i Kate byłyśmy przytomne. Zbierając butelki nadeszła Kate i pomogła mi sprzątać. Potem gdy ogarnęłyśmy podłogę postanowiłyśmy obudzić resztę ekipy.
-No wstawać! Pijaki jedne! Lenie śmierdzące, wstawać już! Praca nas czeka a wy się wylegujecie. -budząc szarpałam ich i ciągnęłam za ręce. Ocknęła się Molly i była na bardzo mocnym kacu.
-Co się dzieje? Gdzie ja jes....ahaaa...przypominam sobie. Była impreza i trochę za dużo wypiłam. Co się tu stało? Tornado przeszło?-pytała Molly.
-To nawet tornado tyle szkód nie narobi co wy na imprezie. Upiliście się do nieprzytomności! Molly nie znałam cię od tej strony.-oznajmiłam.
-No co ty nie powiesz? Gdy ja trochę wypiję to od razu pretensje. A nie pamiętasz jak się upiłaś na wieczorze panieńskim i podrywałaś Kevina? -wypomniała Molly.
-Mogłabyś o nim nie mówić przy mnie ani nic co jest z nim związane? Nie chce o nim myśleć i go nienawidzę.-uraziwszy mnie powiedziałam.
Nagle obudził się Jim i jakby nigdy nie było imprezy wstał wypoczęty i był gotowy do działania.
-O czym mówicie?-spytał.
-To nie twoja sprawa, Jim.-odpowiedziałam.
-Co ona taka oschła? Nie podobam się Megan?-spytał Jim.-Wczoraj mnie zostawiła na parkiecie a teraz normalnie jakbym był parą wodną.
Jim przyłączył się z resztą do sprzątania. Gdy już wszystko ogarnęliśmy mogliśmy w końcu usiąść w czyściutkim salonie przy telewizorze. Jednak długo nie odpoczęliśmy, bo dostaliśmy informację gdzie znajduję się ta jaskinia do której zmierza Hydra, i dostaliśmy rozkaz byśmy szybko tam wyruszyli. Jaskinia nazywała się ''Moriata'' i znajdowała się gdzieś pośrodku pustyni Sahara-Afryka. Mieliśmy kawał drogi by tam dolecieć. Niestety pogoda się bardzo psuła co utrudniało lot do zamierzanego celu.
-Wiecie co macie robić wszyscy? Nick, Molly do pracowni, Meg kontroluj pogodę i stan naszego samolotu i zobacz czy mamy jakieś zapasy wody i w ogóle, Kate za stery...Jim...idź się przebierz, Ben pomożesz sterować Kate, a Ian będziesz...nadzorował pracę bo ja idę zażyć tabletkę na ból głowy i idę spać. Gdy już dotrzemy to mnie obudźcie.-przydzielił zadania John.
Ja siadłam na kanapie i otworzyłam laptopa szukając różnych informacji, i nagle dostałam wiadomość od pani Hand która powiedziała że Hydra za pół godziny dotrze do Afryki. Szybko dałam znać Kate i Benowi by się pospieszyli ,lecz Kate powiedziała że będziemy na miejscu minimum za dwie godziny chyba że się pogoda poprawi i damy na maxa ale wtedy stracimy dużo energii. Gdy wróciłam do salonu zobaczyłam że Jim sprawdza mi laptopa.
-Co ty robisz? To chyba nie twoja rzecz.-powiedziałam widząc nachylającego się z szklanką wody Jima.
-O Boże! Ale mnie przestraszyłaś. O Boże Meg przepraszam, nie chciałem...-przepraszał wylewając wodę na laptopa. Wściekłam się próbowałam go wytrzeć, lecz na próżno, zepsuł się. Byłam tak zdenerwowana że podeszłam do Jima i dałam mu w twarz. Dopiero jeden dzień z nami jest a doprowadza mnie do szału.
-A to za co?-spytał.
-Za laptopa!-krzyknęłam.
-Czy ty musisz być taka ''zimna'' i niedostępna?-zapytał Jim.
-O co ci chodzi? Jesteś tu dopiero dzień a zrujnowałeś prawie cały nasz samolot. Balujesz do rana podrywasz każdą z nas, a teraz jeszcze to!-wydzierałam się na cały samolot.
-Spokojnie...-uspokajał.
-Nie uspokoję się! Zejdź mi z oczów bo jak nie to pożałujesz! I dostaniesz mocniej! Idź stąd! Wynocha, w tej chwili! Wynoś się!-popychając wyganiałam go.
Nagle przyszedł Ian i spytał się co to za krzyki. Powiedziałam że Jim zepsuł mi laptopa.
-No zepsuł mi go. Niech teraz z stąd idzie!
-Ja mam iść? To ty idź! Jesteś okropnie głupia! Nie znałem nigdy takiej głupiej dziewczyny jak ty!
-Ja głupia? Ty...!
-Uspokójcie się! Dosyć kłótni! Macie się w tej chwili pogodzić. Już!-zaczął krzyczeć Ian, tak głośno że aż John się obudził i przybiegł zobaczyć co się dzieje.
-Ja mam go przepraszać? Przecież to on zepsuł mi laptopa a nie ja jemu. Co to za sprawiedliwość?! A idźcie wszyscy do piekła!-krzycząc pobiegłam do pokoju.
-Ian proszę cię byś nie krzyczał więcej na Megi, to moja córka co nie oznacza że ją bronię , ale po prostu nie pozwolę nikomu nawet tobie na nią krzyczeć.-powiedział John.-Ona zbyt wiele przeszła byś teraz wydzierał się na nią. Jest taka młoda a przeżyła nie mniej co ty. Może to jednak inna sprawa niż twoja przeszłość ale równie bolesna.
-Przepraszam John. Nie chciałem. Nie wiedziałem że to twoja córka. Pójdę ją przeprosić.-powiedziawszy to Ian pukając do moich drzwi wszedł do środka. Ujrzał mnie płaczącą i nie zastanawiając się siadł koło mnie.
-Przepraszam cię. Uniosłem się i nie mam na to usprawiedliwienia. Rozumiem cię, Jim jest bardzo wkurzający.
-Nic się nie stało. Po prostu mam już dość niektórych rzeczy. Nie radzę sobie z niektórymi sprawami które mnie przerastają.
-Coś o tym wiem. Sam przechodziłem to samo tyle że byłem w o wiele gorszym stanie niż ty. Byłem u psychiatry i leczyłem się przez pięć lat. Wyleczyłem się, lecz blizny zostały które do dziś ciągnął się za mną.
-Może chcesz mi opowiedzieć coś?
-To krótka historia.
-No dobra, mamy jeszcze parę godzin lotu to zdążysz.
-Była misja, wyjechałem do Azji w poszukiwaniu największego zbrodniarza zwanego ''Mądry Rozum''-głupie co nie? Ja i moja armia schwytaliśmy go, dostał wyrok i siedział 10lat, chodź dostał dożywocie, ale uciekł, siedział za zabójstwa, handel bronią i narkotykami oraz za wybicie tysiąca ludzi w małej wiosce-wysłał tam bombę. Byłem wściekły. Po dziesięciu latach wyszedł na wolność i postanowił się zemścić. Złapał moją żonę-Marisę i trójkę dzieci-Tomy cztery lata, David trzynaście lat i Monica osiem lat. Ktoś wysłał nam sygnał że jest w takim i takim miejscu. Ja i kilku innych ludzi przybyliśmy na to miejsce, ale okazało się że to pułapka. Moich ludzi rozstrzelano a mnie przywiązano do krzesła naprzeciwko mnie była cała moja rodzina. Ten zwyrodnialec na moich oczach zabijał powoli całą moją rodzinę. Trafił w mój czuły punkt, i udało się mu zabijając moją rodzinę zabił mnie. Już nie jestem tym Ianem którym byłem wtedy. Potem wypuścili mnie ja wykorzystałem moment i trzymając w ręku broń rozstrzelałem go i kilku jego ludzi. Niestety mnie okaleczyli leżałem półtora roku w śpiączce potem dochodziłem do siebie a potem chciałem popełnić samobójstwo i przez pięć lat się leczyłem aż znalazłem się tutaj.
-O Boże! To straszne, tak mi przykro.
-Ty płaczesz Meg?
-Moja historia zaczęła się od tego że....-zaczęłam opowiadać swą historię.
Minęło nam trochę czasu gdy wszystko postanowiliśmy sobie opowiedzieć. Przy tym trochę się popłakałam. Ian zostawił mnie w pokoju i poszedł zobaczyć co robi Nick z Molly.
-I co robicie?-spytał Ian.
-Próbujemy badać pewne komórki.-odpowiedziawszy to Kate powiedziała że lądujemy.
Wylądowaliśmy gdzieś na środku Sahary. Na szczęście wieczór się zbliżał i było trochę chłodniej. Postanowiliśmy że będziemy nocowali w samolocie i jutro rano zaczniemy poszukiwania tej jaskini- Moriata.
Hydra także postanowiła że zostanie na noc, lecz ona nie miała takiego samolotu co my więc postanowiła rozłożyć namioty na pustyni! To szalone! Następnego dnia z rana przyszedł z terenu Ian i powiedział że już wyruszają w drogę i zdołał podsłuchać gdzie tak naprawdę jest ta jaskinia. Dokładnie opisał nam miejsce w którym się znajdowała. Wzięliśmy plecaki i cały sprzęt i postanowiliśmy wyruszyć w drogę. Jimowi nie chciało się iść więc został w bazie.
-To dajcie znać kiedy będzie po wszystkim to przyjadę po was bryką.-oznajmił Jim.
-Okey. No to chodźmy.-mówiąc to wyruszyliśmy w drogę.
Długo nie musieliśmy szukać tej odpowiedniej drogi do jaskini , bo przed nami szła Hydra z drużyną. My sprytni szliśmy całą ekipą za nimi. Nagle...co ja widzę? Zobaczyłam idącego w kajdankach Kevina. Aż się zdziwiłam że żyję. Chodź nic dziwnego on zawsze spadnie na cztery łapy jak kot.
-Kevin, wypuścimy cię, ale musisz nam udowodnić że będziesz dla nas pracował. Zgoda?-oznajmiła Hydra.
-Zgoda.-przytaknął.
-I zostaw już Megan, usuń ją ze swojego życia.-powiedziała Margaret.
Kevin dziwnie patrząc się na Hydrę odezwał się po krótkim milczeniu
-Ale...
-Nie ma żadnego ''ale''. Masz skończyć z Megan najlepiej ją zabij. Wtedy uwierzę ci na sto procent że tylko ja jestem ważna.
-Hydro, ja nie potrafię Megi zabić.
-A jeśli ona cie zabije? Nie będzie miała dla ciebie litości tak jak ty dla niej.
-Masz rację, ale zabić jej nie zabiję. Wolę by ona mnie zabiła.
-Wolisz być zabity przez dziewczynę która cię nie szanuje, która cię nie kocha? Myślałam że jesteś rozsądniejszy Kevin.
-Może mnie nienawidzić, może mnie zabić, może mi wszystko zrobić, ale ja ją kocham i jej nie zabiję.
-Jeszcze zmienisz zdanie.
Słysząc ich rozmowę...nie potrafię tego opisać co czułam i co myślałam więc pominę ten szczegół.
-Meg nie martw się, nie słuchaj tego co mówią. -mówiła Kate.
-Możemy o tym nie rozmawiać? Z góry dziękuję. A tak na marginesie to daleko jeszcze?-rzekłam.
-No dobrze już nie będziemy wspominać o tym. Nie wiem pewnie niedaleko skoro Hydra zwolniła tempo.-zauważyła Kate.
I Kate miała rację stanęli. Rozglądając się zauważyli parę metrów dalej jakąś jakby dżungle udali się tam, a my za nimi. Byłam bardzo zdziwiona że na Saharze była jakaś dżungla i to prawie na samym środku tej pustyni gdzie tylko piach gorący jak żar, a wiatr delikatny jak uderzenie kogoś piórkiem ptasim. Zdawało się że to było blisko, ale jednak szliśmy koło półtorej godziny.
-W końcu jesteśmy!-wchodząc do jaskini oznajmiła Hydra.
Myśmy zamiast pójść za Hydrą postanowiliśmy odpocząć. Tymczasem Hydra znalazła przejście. Kazała ludziom spuścić linę na dół i po kolei schodzić. Kevin zszedł pierwszy za nim Hydra, potem Garet i kilku innych ludzi, sześcioro natomiast został przy wyjściu na górze. Margaret spodziewała się że przybędziemy za nią więc dlatego uzbroiła się w amunicję i różnego rodzaju broń.
-No dobra to chodźmy bo potem ich nie znajdziemy.-oznajmiłam.
-Meg! Zaczekaj.-zatrzymała mnie Kate.
-O co chodzi?-spytałam.
-Jesteś gotowa by znów się spotkać z Kevinem i Hydrą?-zapytała Kate niepewnie.
-I tak się z nimi już spotkałam wcześniej, i wolałabym tego uniknąć, ale musimy ją powstrzymać. Zawsze jest czas na zapomnienie, ale może już nie być czasu by ją powstrzymać.-mówiąc to weszłam za resztą drużyny do środka. Przy wejściu mieliśmy małą niespodziankę. Zostaliśmy zaatakowani prze ludzi Hydry, lecz spodziewając się tego szybko zdołaliśmy ich załatwić. Chcieliśmy wejść niepostrzeżenie lecz Hydra słyszała walkę i powiedziała że muszą się pośpieszyć bo nikt i nic nie może jej pokrzyżować planów. Mimo że to moja matka, to nie widziałam żadnego podobieństwa między mną a nią.
-Chyba tędy zeszli. Jest lina.-zauważył Ben.
-No to kto schodzi a kto zostaje? -spytała Kate.
-Wchodzę ja i może John i Ian a wy zostańcie tu na miejscu.-odpowiedziałam.
-Nie! Meg ty nie wchodzisz! To niebezpieczne! Nie mogę cię znowu stracić.-zabraniał John.
-Jeśli nie ja to kto?-spytałam.
-No dobra to wchodzisz, ale razem z tobą wchodzę ja, Kate i Ian. Ian będzie cię chronił a ja z Kate będziemy was osłaniać i oczyszczać drogę, a Ben , Nick i Molly będą badać teren i go zabezpieczać. Może coś znajdą jeszcze.-zgodziwszy się zaczęliśmy schodzić po kolei zjeżdżając po linie w dół. Molly i Nick czekając na górze zainteresowali się tą jaskinią pobrali jakieś próbki i w ogóle, a Ben siedząc nad tą dziurą zajadał kanapkę. Tymczasem nas zaatakowali znów żołnierze. Było ich dużo. Kate i John zatrzymali ich a ja i Ian pobiegliśmy za Hydrą. Zdążyliśmy w samą porę! Hydra już kładła tą pieczęć na jakiejś podnośni z kamienia. W tym ''stoliku'' okrągłym było miejsce na położenie tej pieczęci.
-Stój Hydro!-zakrzyczawszy obróciła się w moją i Iana stronę. Kevin tymczasem przystąpił do walki z Ianem. Garet wyciągnął broń i zaczął we mnie celować, lecz Hydra go zatrzymała.
-Zaczekaj Garet!
-Co Hydro przestraszyłaś się swojej córki? Wcale nie jesteśmy podobne do siebie.
-Tak sądzisz Meg? Jestem twoją matką i sądzisz tak że nas nic nie łączy, ale się mylisz odkryjesz to w swoim czasie. Na razie nie wiesz czego chcesz.
-To ty się mylisz droga matko! Nic nas nie łączy!
-A miłość do Kevina?
-Że co? Ja go nienawidzę, chcę by zginął w piekle.
-Miałaś tyle szans by go zabić a jednak tego nie uczyniłaś.
-Bo byłam głupia, teraz się nie zawaham go zabić. Lecz najpierw zrobię z tobą porządek.
-Nie zdołasz. Jesteś sama nikt cię nie obroni. A ja zawsze dostaję to czego chcę.
Zaczęłyśmy krążyć w okół tego stolika z kamienia i zmierzając się wzrokiem wymieniałyśmy się zdaniami. Tymczasem Kate i John zgubili nas, szukając trafili do jakiś zaułków. Ian tymczasem toczył walkę z Kevinem na korytarzu.
-To ty jesteś ten Kevin.
-A ty ten wojownik-Ian.
-Brawo jeden, jeden! Myślałem że jesteś jakiś ładniejszy.
-Ty jesteś ich stróżem? Już nie wiedzieli jak sobie z nami radzić to wynajęli ciebie?
-Nie dziwie się Megan. Wykorzystałeś ją. Jesteś ostatnim draniem! Taką dziewczynę to powinieneś na rękach nosić.
-Myślisz że ja bym tak się użalał nad sobą i bym ją chronił gdyby mi na niej nie zależało? Zrozumiałem że tak naprawdę mi na niej zależy i że ją kocham, ale za późno ona mnie już nigdy nie wybaczy.
-Nie chciałbyś wrócić do agentów? Jesteś dobry chłopak, ale zboczyłeś ze swojej drogi.
-Chciałbym, ale nikt mnie już tam nie chcę. Zresztą jesteś ty już u nich. Nie chcę by mnie śledzili, kontrolowali i patrzyli jak na jakiegoś trędowatego.
-Nawet dla Megan nie chciałbyś się zmienić?
-Myślisz że mam szansę u niej?! Tacy jak ja nie dostaną już nigdy szansy, ani zaufania ze strony drugiej osoby. Takich jak ja karze się!
-I dlatego nie chcesz pracować z nami. Wiesz co ci powiem Kevin? Jesteś tchórzem.
Po rozmowie przeszli do ostrzejszych środków wyciągnęli noże i zaczęli nimi władać między sobą. Tymczasem Hydra powiedziała że nikt ją nie powstrzyma i że to ona będzie rządziła światem. Nie zastanawiając się położyła na tej podnośni pieczęć. Nie wiem dlaczego ale miałam szanse ją powstrzymać a mimo to nic nie zrobiłam. Chwili gdy Hydra położyła pieczęć na tym kamieniu zaczęło się dziać coś dziwnego. Nagle światło błysnęło od kamienia do góry.
W pewnej chwili zaczęło się chyba trzęsienie ziemi kamienie zaczęły się walić.
Hydra stanęła koło tej pieczęci i zaczęła się śmiać. Lecz Garetowi wcale nie było do śmiechu powiedział by uciekali oboje by zostawili to wszystko. Hydra nie chciała słuchać, lecz gdy zauważyła co się dzieje zaczęli uciekać. Ja tymczasem chciałam zabrać tą pieczęć. Bojąc się podniosłam rękę i powoli zbliżałam ją do pieczęci. W końcu się przełamałam i zabrałam pieczęć. Chwili zabrania jej wszystko się uciszyło. Ziemia już się nie trzęsła i przestały się kamienie walić. Garet uciekł z Hydrą innym przejściem. Ben , Molly i Nick uciekli na zewnątrz panikując że zostaliśmy w środku. Ucieszyłam się że już nic się nie działo. John i Kate zaczęli panikować gdzie jestem i zaczęli mnie szukać. Ian uderzył mocniej Kevina który spadł i zemdlał. Ian wszedł do tego pomieszczenia i zobaczył co się dzieje.
-Uniknęliśmy prawdziwej katastrofy! Hura! -wiwatowałam.
-No dobra Meg to pakuj tą pieczęć i idziemy.-mówiąc to przytuliłam się do Iana.
Nagle w wejściu pojawił się Kevin trzymający broń. Po chwili Kevin wystrzelił. Ja zlękłam się i odsunęłam się od Iana. Popatrzyłam na siebie czy nie jestem gdzieś trafiona, ale nie byłam. Po chwili zobaczyłam jak Ian upada na kolana mówiąc:
-Zawsze bądź sprawiedliwa! Przebaczaj Megi! Jesteś dobrą dziewczyną! Cieszę się w końcu spotkam się ze swoją rodziną tam w niebie...
Podbiegając klęknęłam nad Ianem i zaczęłam płacząc pocieszać go:
-Ian nie mów, tak. To jeszcze nie czas. Uratuję cię , zawołam pomoc zaraz!
-Megi dziękuję...ale pozwól mi umrzeć, chcę już zobaczyć swoją żonę i dzieci...uciekaj stąd!
Kevin podszedł do mnie i chwytając mnie za ręce chciał mnie zabrać.
-Coś ty zrobił? Zabiłeś go! Jednak się nie zmieniłeś! Myślałam że jesteś inny! Nienawidzę cię Kevin! Jeszcze przed nim było całe życie! Pomóż mi go zanieść na górę! On będzie żył!
-Megi, on już nie żyje. Zostawmy go i uciekajmy!
-Nie! Nie zostawię go! Musimy mu zrobić pogrzeb! Nie! Wynoś się stąd! Dość się przez ciebie wycierpiałam!
Nagle zauważyłam że coś się niedobrego dzieje! Szybko wstałam i zaczęłam się rozglądać. Chciałam zrobić krok ale nie mogłam się ruszyć.
Nie czułam nóg. Zaczęłam się patrzeć na Kevina , on cały blady cofnął się do wyjścia. Spływające mi łzy po policzkach kapały jedna za drugą na ziemię. Popatrzyłam się w pewnej chwili na Iana i zobaczyłam że on zaczyna kamienieć. Zamieniał się w kamień! Po paru minut był już tylko kamieniem. Potem spojrzałam na siebie i już do klatki piersiowej stawałam się kamieniem tak jak Ian. To wszystko działo się przez tą piekielną pieczęć. Kevin zgłupiał, nie wiedział co ma robić. Przerażony patrzył się raz na mnie jak kamienieje a raz na Iana.
-Kevin proszę cię pomóż mi!-błagałam.
Kevin widząc co się dzieje z przerażeniem podbiegł do mnie, ale potem się cofnął i uciekł. Ja kamieniałam powoli. Wiedziałam że to koniec. John i Kate zostali uwięzieni w jakimś innym pomieszczeniu poprzez zawalenie się przejścia. Gdy wszystko się uspokoiło Ben, Nick i Molly zeszli na dół i słysząc jakieś głosy-Kate i Johna, zaczęli odkopywać ich z gruzów. Trochę im to zajęło. Moje życie stanęło...Kevin okazał się tchórzem który uciekł razem z Hydrą i Garetem.
-Kevin ty żyjesz!-krzycząc Hydra wskoczyła Kevinowi w ramiona.
-Boże co ja zrobiłem?-obwiniał się.
-Co się stało?-spytała Hydra.
-Megan skamieniała! On już nie żyje! O Boże! Dlaczego mi ją zabrałeś?!-krzycząc upadł na kolana płacząc.
Hydra z resztą zabrali go do namiotów a potem wrócili do domu. Ben, Nick i Molly godzinę odkopywali Johna z Kate. Tymczasem ja zaczęłam coś czuć. W pewnej chwili kamień zaczął się kruszyć...odkryło mi się jedno oko i zobaczyłam ostatni raz Iana-który po chwili skruszył się całkiem i został po nim tylko proch. Sądziłam że mnie też to spotka, lecz tak się nie stało. Zaczęłam się kruszyć można to było porównać do tego jak pisklę wykluwa się z jaja tak ja ''wykluwałam'' się z kamienia. Mogłam już ruszyć głową i trochę rękoma. Nagle poczułam coś dziwnego jakby prąd przeze mnie przeszedł i właśnie w tym ułamku sekundy kamienie się wykruszyły całkiem. Odepchnęłam je! Rozkładając ręce ścisnęłam pięści i kamienie odleciały!
Ten widok był niezapomniany. Tego dni moje życie wywróciła się do góry nogami, znowu! Potem upadłam na podłogę i ciężko oddychając, łapiąc powietrze próbowałam zrozumieć co się wydarzyło. Czemu ja żyję, a czemu Ian się skruszył czemu nie wrócił do poprzedniej postaci? Gdy już się otrząsnęłam się po tym wszystkim, wstałam i wyszłam szukając wyjścia. Po drodze spotkałam moją grupę.
-Gdzie Ian?-spytała Molly.
-Nie żyję! Kevin go zastrzelił...a...potem coś się zawaliło i przepadł. Szukałam go, lecz nie znalazłam. Odzyskałam tą pieczęć.-mówiąc to Molly zapakowała ją do specjalnego pudełka na takie rzeczy jak ta. Potem odnajdując wyjście wróciliśmy do samolotu-bazy. Czekający na nas Jim pytał się co się stało. Wszystko mu opowiedzieliśmy. Wszyscy płakali za Ianem. Nie powiedziałam im prawdy bo bałam się że mnie nie zrozumieją. Kate w milczeniu wraz z Benem siedli za stery i wystartowali. Nikt z nas nie mógł znaleźć sobie miejsca, po śmierci tak dzielnego , szlachetnego wojownika. Przecież dopiero co znałam go dwa dni a już musiał odejść na drugi świat. Jedynym pocieszeniem jest to, że znów spotka się ze swoją rodziną. Nie wiedziałam czy to prawda, ale w to wierzyłam. Że trafił do nieba i razem z rodziną są szczęśliwi. Po powrocie zgłosiliśmy wszystko dyrektorce Marii Hand, ona by uczcić pamięć tak dobrego wojownika zorganizowała pożegnanie jego. Niestety nie mogliśmy zrobić mu pogrzebu, ale wierzyliśmy że mimo wszystko będzie aniołem. Po całej tej imprezie pożegnalnej wróciliśmy do bazy. Poczułam się źle, bardzo źle. Molly powiedziała że mogłam się zatruć czymś więc dała mnie do izolatki i siedząc w niej podawała mi kroplówki i leki.
Nie robiła badań, pewnie uznała że nie ma potrzeby. Miałam zostać z dwa tygodnie w tej izolatce. Każdy w milczeniu radził sobie ze śmiercią Iana. Każdy inaczej reagował. Ja siedziałam na łóżku i płakałam, John zamknął się w gabinecie, Kate ćwiczyła, Ben jadł, Jim pił piwo, Molly płakała badając jakieś próbki z jaskini a Nick słuchał muzyki.
wtorek, 19 maja 2015
,,W cieniu prawdy''
Część 71
Następnego dnia z samego rana założycielka tego całego ''cyrku'' przybyła do naszej bazy z nowymi osobami z którymi mieliśmy pracować.
-Co to za paniusia z pasemkom?-spytałam.
-To właśnie założycielka całej tej agencji i w ogóle. I proszę cię Megi zachowuj się nie chce się wstydzić. To najważniejsza osoba w agencji-Maria Hand.-szeptał John.
-Okey, luzik.-mówiąc to Maria Hand weszła do bazy i przyprowadziła ze sobą nowe osoby które miały z nami pracować.
-Witam! Sytuacja jest trudna. Macie odebrać tą pieczęć Hydrze inaczej to będzie zagłada całej naszej ludności.-powiedziała Maria.
-Nie wiedziałam że to taka ważna sprawa. Spokojnie Mario załatwimy to.-wymknęło mi się.
-Mario? Chyba dziewczyno nie wiesz z kim masz do czynienia? Nie jestem twoją koleżanką byś mi mówiła na ''ty''.-obraziła się pani Maria Hand.
-Megi nie chciała. Przepraszam bardzo.-przepraszał w moim imieniu John.
-Przepraszam John , ale chyba ta młoda dama potrafi przeprosić sama.-odparła Maria.
-Przepraszam panią, pani Mario Hand. -mówiąc to zamilkłam.
-No dobrze, przedstawiam wam Bena-jego już znacie, major i dowódca armii który właśnie z tych funkcji zrezygnował by móc być w waszym zespole. Ten blondyn to Jim-początkujący, ale bardzo dobry wojownik.
I ostatni to Ian -brał udział trzydziestu misjach był ranny osiemnaście razy i zabił ponad dwa tysiące wrogów.-przedstawiała Maria.
-Wow! A gdzie jest jakaś kobieta?-spytałam zdziwiona osiągnięciami tych nowych osób.
-Nie ma. Jeśli to tyle pytań...to życzę przyjaznej współpracy. Dziękuję i do widzenia...może.-mówiąc to Hand pojechała swą czarną limuzyną.
Ja, John, Kate, Molly i Nick stanęliśmy w jednym szeregu prosto przed tymi mężczyznami i milcząc staliśmy jak słupy-bez ruchu. Z tej Marii Hand to straszna służbistka. Okropny babsztyl z sercem z kamienia.
-No dobra to gdzie jest lodóweczka?-spytawszy uśmiechając się Ben wszedł do środka w poszukiwaniu jedzenia. Na pierwszy rzut oka to bardzo sympatyczny jak na majora. Chwilę później podszedł Ian.
-Mamy jakieś informacje o pieczęci?-spytał tak groźnie Ian.
-No, mamy coś tam ale...-nie dokończywszy Ian przerwał Johnowi.
-Czyli nic. To bierzcie się do pracy.-mówił tak jakby nas ostrzegał. Strasznie się rządził. Zaraz za Ianem podszedł Jim i stanął naprzeciwko mnie , Molly i Kate i przywitawszy się siadł na kanapie w naszym samolocie-baza.
-Witajcie piękne!
Molly się zachwyciła tym Jimem chodź tak naprawdę nie było się czym zachwycać. Normalny podrywacz.
-Wow on powiedział ''piękne''?
-Molly ty masz męża już.-zirytowaniem oznajmiłam.
-Oj tam. -Molly poszła poznać bliżej Jima a za nią poszedł trochę zły Nick.
Gdybym miała każdego scharakteryzować to by było trzy różne opinie a mianowicie: Ben-sympatyczny,zabawny, przystojny i wyluzowany. Jim-ładny, za bardzo wyluzowany, podrywacz, żartowniś, imprezowicz jednym słowem-dzieciak. Ian-spięty, poważny, perfekcjonista i służbista.
Najbardziej podobał mi się Ben był taki w sam raz. W padłam na pewny pomysł by urządzić małą imprezkę na powitanie nowych agentów.
-Megi to wspaniały pomysł! Jakiś tort kupimy i bliżej się poznamy.-oznajmił John.
-Czyli imprezka? Wow! Juppii.... ! -entuzjastycznie zareagował Jim.
-Megi to idź na zakupy.-mówiąc to John dał mi pieniądze na zakupy.
Ubierając kurtkę zaczepił mnie Jim.
-To co idziemy na zakupy?-spytał.
-Nie słyszałeś? Ja idę sama.-mówiąc to wyszłam.
Coś mi się zdaje że wpadłam mu w oko, lecz na razie nie zamierzam się tym interesować. Chodząc po sklepach kupiłam mini tort czekoladowy, trochę alkoholu jakieś ciastka i oczywiście chipsy. Zapakowałam zakupy do auta i wróciłam do bazy. Potem my-dziewczyny wszystko posprzątałyśmy a potem przygotowałyśmy przysmaki i napoje.
-No to co zaczynamy?-spytał Ben.
-No pewnie! -śmiejąc się rzekła Molly.
John wziął do rąk tort i trzymając go ustawiliśmy się do zdjęcia, by upamiętnić tą chwilę.
Ben robił zdjęcie,a Ian stał na boku. Nie chciał byśmy mu robili zdjęcia, no trudno trzeba było to uszanować. Gdy Ben już zrobił nam kilka fotek od razu rzucił się na przysmaki, a Jim włączył muzykę i podkręcił na tyle ile mógł. Leciała jakaś jego ulubiona piosenka więc wziął pociągnął mnie za rękę i zaczął ze mną tańczyć.
-No co tak kiepsko?-śmiejąc się docinał mi Jim.
-Nie chcę tańczyć. Nie mam ochoty. Przepraszam cię...-mówiąc to chciałam odejść, ale Jim był nieustępliwy nie puścił mnie. Z wielką nie chęcią tańczyłam tak trochę. Podczas gdy Jim próbował mnie poderwać Ben zapytał się
-A gdzie jest ten...jak mu to było ten czarny....Kevin! Gdzie on teraz jest?
Słysząc pytanie znów wszystko do mnie powróciło. Nie zwracając uwagi na nic wyrwałam się Jimowi i pobiegłam do swojego pokoju.
-Hej, gdzie ty idziesz?! A taniec?!-wołał Jim.-I uciekła mi. Nigdy mi się to nie zdarzyło. Ale ma charakterek.
-Może ja z tobą zatańczę?-podeszła pytając się Molly.
-Ej Molly, może ze mną zatańczysz zamiast z nim?-wtrącił zazdrosny Nick.
-Misiu! Nie wiedziałam że jesteś taki zazdrosny. Nie przejmuj się on mnie nie kręci.-przytulając Nicka oznajmiła Molly. Zostawiony Jim siadł i otwierając piwo zaczął pic z niedowierzaniem.
Kate widząc że mnie nie ma, poszła do mojego pokoju i siadając koło mnie przytuliła mnie ocierając łzy.
-Nie płacz już Megi, szkoda łez. Nie przejmuj się tym co mówi Jim, to ważniak.
-Kate to nie o to chodzi! Chodzi o to co powiedział Ben.
-Ahaaa...wróciło to do ciebie?
-Tak. Przecież to wtedy gdy poznaliśmy Bena to przybył tu do nas razem z Garetem, a Kevin stał koło mnie i udawał że się w ogóle nie znają.
-Pamiętam to. Ach Megi...może chcesz porozmawiać ze swoim psychologiem panem Richardem?
-Nie, nie chcę. Spokojnie zaraz mi przejdzie. Skończyłam już z Kevinem, raz na zawsze, lecz czasami mam chwilę słabości. To chyba normalne?
-No tak. Musisz uczyć się większej samokontroli, lecz to zależy tylko od ciebie. Możesz ją znać , ale gdy przyjdzie jakiś problem to nie dasz rady. Musisz prze praktykować to.
-Wiem. Oj Kate zawsze umiesz mnie pocieszyć. Tak się cieszę że ciebie mam. Jesteś dla mnie jak matka, moja wymarzona mama to właśnie taka jak ty. Dobra przyjaciółka, i bratnia dusza. Żałuję że to Hydra jest moją mamą a nie ty. Naprawdę mam w życiu pecha jeśli już coś się wali to już całkiem.
-Dziękuję.
-Kate ty płaczesz?
-Chwila słabości, ha, ha, ha...tak pięknie to powiedziałaś o mamie. A ja jeśli chciałabym mieć córkę to właśnie taką jak ty Megi.
Następnego dnia z samego rana założycielka tego całego ''cyrku'' przybyła do naszej bazy z nowymi osobami z którymi mieliśmy pracować.
-Co to za paniusia z pasemkom?-spytałam.
-To właśnie założycielka całej tej agencji i w ogóle. I proszę cię Megi zachowuj się nie chce się wstydzić. To najważniejsza osoba w agencji-Maria Hand.-szeptał John.
-Okey, luzik.-mówiąc to Maria Hand weszła do bazy i przyprowadziła ze sobą nowe osoby które miały z nami pracować.
-Witam! Sytuacja jest trudna. Macie odebrać tą pieczęć Hydrze inaczej to będzie zagłada całej naszej ludności.-powiedziała Maria.
-Nie wiedziałam że to taka ważna sprawa. Spokojnie Mario załatwimy to.-wymknęło mi się.
-Mario? Chyba dziewczyno nie wiesz z kim masz do czynienia? Nie jestem twoją koleżanką byś mi mówiła na ''ty''.-obraziła się pani Maria Hand.
-Megi nie chciała. Przepraszam bardzo.-przepraszał w moim imieniu John.
-Przepraszam John , ale chyba ta młoda dama potrafi przeprosić sama.-odparła Maria.
-Przepraszam panią, pani Mario Hand. -mówiąc to zamilkłam.
-No dobrze, przedstawiam wam Bena-jego już znacie, major i dowódca armii który właśnie z tych funkcji zrezygnował by móc być w waszym zespole. Ten blondyn to Jim-początkujący, ale bardzo dobry wojownik.
I ostatni to Ian -brał udział trzydziestu misjach był ranny osiemnaście razy i zabił ponad dwa tysiące wrogów.-przedstawiała Maria.
-Wow! A gdzie jest jakaś kobieta?-spytałam zdziwiona osiągnięciami tych nowych osób.
-Nie ma. Jeśli to tyle pytań...to życzę przyjaznej współpracy. Dziękuję i do widzenia...może.-mówiąc to Hand pojechała swą czarną limuzyną.
Ja, John, Kate, Molly i Nick stanęliśmy w jednym szeregu prosto przed tymi mężczyznami i milcząc staliśmy jak słupy-bez ruchu. Z tej Marii Hand to straszna służbistka. Okropny babsztyl z sercem z kamienia.
-No dobra to gdzie jest lodóweczka?-spytawszy uśmiechając się Ben wszedł do środka w poszukiwaniu jedzenia. Na pierwszy rzut oka to bardzo sympatyczny jak na majora. Chwilę później podszedł Ian.
-Mamy jakieś informacje o pieczęci?-spytał tak groźnie Ian.
-No, mamy coś tam ale...-nie dokończywszy Ian przerwał Johnowi.
-Czyli nic. To bierzcie się do pracy.-mówił tak jakby nas ostrzegał. Strasznie się rządził. Zaraz za Ianem podszedł Jim i stanął naprzeciwko mnie , Molly i Kate i przywitawszy się siadł na kanapie w naszym samolocie-baza.
-Witajcie piękne!
Molly się zachwyciła tym Jimem chodź tak naprawdę nie było się czym zachwycać. Normalny podrywacz.
-Wow on powiedział ''piękne''?
-Molly ty masz męża już.-zirytowaniem oznajmiłam.
-Oj tam. -Molly poszła poznać bliżej Jima a za nią poszedł trochę zły Nick.
Gdybym miała każdego scharakteryzować to by było trzy różne opinie a mianowicie: Ben-sympatyczny,zabawny, przystojny i wyluzowany. Jim-ładny, za bardzo wyluzowany, podrywacz, żartowniś, imprezowicz jednym słowem-dzieciak. Ian-spięty, poważny, perfekcjonista i służbista.
Najbardziej podobał mi się Ben był taki w sam raz. W padłam na pewny pomysł by urządzić małą imprezkę na powitanie nowych agentów.
-Megi to wspaniały pomysł! Jakiś tort kupimy i bliżej się poznamy.-oznajmił John.
-Czyli imprezka? Wow! Juppii.... ! -entuzjastycznie zareagował Jim.
-Megi to idź na zakupy.-mówiąc to John dał mi pieniądze na zakupy.
Ubierając kurtkę zaczepił mnie Jim.
-To co idziemy na zakupy?-spytał.
-Nie słyszałeś? Ja idę sama.-mówiąc to wyszłam.
Coś mi się zdaje że wpadłam mu w oko, lecz na razie nie zamierzam się tym interesować. Chodząc po sklepach kupiłam mini tort czekoladowy, trochę alkoholu jakieś ciastka i oczywiście chipsy. Zapakowałam zakupy do auta i wróciłam do bazy. Potem my-dziewczyny wszystko posprzątałyśmy a potem przygotowałyśmy przysmaki i napoje.
-No to co zaczynamy?-spytał Ben.
-No pewnie! -śmiejąc się rzekła Molly.
John wziął do rąk tort i trzymając go ustawiliśmy się do zdjęcia, by upamiętnić tą chwilę.
Ben robił zdjęcie,a Ian stał na boku. Nie chciał byśmy mu robili zdjęcia, no trudno trzeba było to uszanować. Gdy Ben już zrobił nam kilka fotek od razu rzucił się na przysmaki, a Jim włączył muzykę i podkręcił na tyle ile mógł. Leciała jakaś jego ulubiona piosenka więc wziął pociągnął mnie za rękę i zaczął ze mną tańczyć.
-No co tak kiepsko?-śmiejąc się docinał mi Jim.
-Nie chcę tańczyć. Nie mam ochoty. Przepraszam cię...-mówiąc to chciałam odejść, ale Jim był nieustępliwy nie puścił mnie. Z wielką nie chęcią tańczyłam tak trochę. Podczas gdy Jim próbował mnie poderwać Ben zapytał się
-A gdzie jest ten...jak mu to było ten czarny....Kevin! Gdzie on teraz jest?
Słysząc pytanie znów wszystko do mnie powróciło. Nie zwracając uwagi na nic wyrwałam się Jimowi i pobiegłam do swojego pokoju.
-Hej, gdzie ty idziesz?! A taniec?!-wołał Jim.-I uciekła mi. Nigdy mi się to nie zdarzyło. Ale ma charakterek.
-Może ja z tobą zatańczę?-podeszła pytając się Molly.
-Ej Molly, może ze mną zatańczysz zamiast z nim?-wtrącił zazdrosny Nick.
-Misiu! Nie wiedziałam że jesteś taki zazdrosny. Nie przejmuj się on mnie nie kręci.-przytulając Nicka oznajmiła Molly. Zostawiony Jim siadł i otwierając piwo zaczął pic z niedowierzaniem.
Kate widząc że mnie nie ma, poszła do mojego pokoju i siadając koło mnie przytuliła mnie ocierając łzy.
-Nie płacz już Megi, szkoda łez. Nie przejmuj się tym co mówi Jim, to ważniak.
-Kate to nie o to chodzi! Chodzi o to co powiedział Ben.
-Ahaaa...wróciło to do ciebie?
-Tak. Przecież to wtedy gdy poznaliśmy Bena to przybył tu do nas razem z Garetem, a Kevin stał koło mnie i udawał że się w ogóle nie znają.
-Pamiętam to. Ach Megi...może chcesz porozmawiać ze swoim psychologiem panem Richardem?
-Nie, nie chcę. Spokojnie zaraz mi przejdzie. Skończyłam już z Kevinem, raz na zawsze, lecz czasami mam chwilę słabości. To chyba normalne?
-No tak. Musisz uczyć się większej samokontroli, lecz to zależy tylko od ciebie. Możesz ją znać , ale gdy przyjdzie jakiś problem to nie dasz rady. Musisz prze praktykować to.
-Wiem. Oj Kate zawsze umiesz mnie pocieszyć. Tak się cieszę że ciebie mam. Jesteś dla mnie jak matka, moja wymarzona mama to właśnie taka jak ty. Dobra przyjaciółka, i bratnia dusza. Żałuję że to Hydra jest moją mamą a nie ty. Naprawdę mam w życiu pecha jeśli już coś się wali to już całkiem.
-Dziękuję.
-Kate ty płaczesz?
-Chwila słabości, ha, ha, ha...tak pięknie to powiedziałaś o mamie. A ja jeśli chciałabym mieć córkę to właśnie taką jak ty Megi.
poniedziałek, 18 maja 2015
,,W cieniu prawdy''
Część 70
Przez cały tydzień szukałam kontaktu z Louisem, lecz jego telefon był wyłączony albo poza zasięgiem. Zdenerwowałam się. Nie wiedziałam co się z nim dzieje wysłałam ponad sto wiadomości do niego a on normalnie nic. Nawet wiadomości nie potrafił napisać. John widział jak się denerwuje więc podszedł do mnie i uznał że Louis to oszust, że wykorzystał mnie tylko do własnych celów a potem mnie porzucił. Ja broniłam Louisa, lecz rzeczywiście chodź trochę John miał rację. Wykorzystał mnie a teraz się nie odzywa. Nagle do salonu przyszła Molly i spytała:
-Meg , pójdziesz ze mną do fryzjera by trochę podciąć włosy?
-No dobra nie ma problemu.
Ubrałam kurtkę i wraz z Molly poszłyśmy do salonu. Tam fryzjerka podcięła Molly końcówki i podkręciła je. Wyglądała znacznie inaczej. Mimo że dużo nie miała podciętych włosów to było widać różnicę.
Gdy wróciłyśmy do domu John powiedział byśmy prosto wsiadały do samochodu po odbiór naszego samolotu-bazy. Cieszyłam się i to bardzo bo tak dawno go nie widziałam, zrobili małą reperację i przemeblowanie. Byłam ciekawa jak teraz wygląda. Gdy podjechaliśmy na lotnisko ujrzeliśmy go. Stojącego, olbrzymiego, czarnego kolosa. Na zewnątrz nie było żadnej zmiany, lecz w środku już była.
-Spodziewałam się że będzie większa zmiana.-odparł Nick.
-No ja też. Ale powiększyli nam salonik i dali nam stoliki z fotelami. Naprawili barek i zrobili zapasy w barku. Super!-oznajmiwszy to chodziliśmy po samolocie.
-No dobra drodzy, teraz musimy go odstawić do garażu.-powiedziawszy to Kate siadła za sterami i zaczęła startować.-Tylko zapnijcie pasy, będzie trzęsło!
Ja i John zapieliśmy pasy, lecz Nick i Molly nie słyszeli tego więc pobiegli do pracowni chemiczno-biologicznej i fascynowali się nowym sprzętem. Gdy Kate wystartowała Molly z Nickiem spadli na podłogę. Molly nic się nie stało, ale za to Nick dostał lodami w pudełkach. Był cały brudny.
-Kto tu położył lody? Do pracowni lody? Oszaleli!-krzyczał Nick.
-Nick ty sam kazałeś tam dać lody. Bo zawsze brałeś po jednym pudełeczku i tu sobie składałeś.-oznajmiła Molly.
-Nick jeśli zostały jakieś lody to przynieś mi i Johnowi! Skoro już wstałeś to już przynieś!-zawołałam śmiejąc się.
Nick zdenerwowany wziął lody i przyniósł nam, a potem poszedł do łazienki się wykąpać. Wszedł do wanny i zaczął oblewać się wodą, aż tu nagle....
-Aaaaaaa.....!-krzycząc wyskoczył z wanny i biorąc szybko ręcznik zakrył się i uciekł na korytarz. Był w samym ręczniku! Ha, ha, ha....
-O Boże Nick! Aż tak ci gorąco? Jeśli tak to nie musisz przed nami paradować w ręczniku.-zawstydzona powiedziała Molly.
-Kto puścił zimną wodę?!-zdenerwowany pytał.
-Oj Nick najpierw nad wanną masz dwa guziczki i musisz je odpowiednio nacisnąć i wtedy masz ciepłą wodę.-zirytowana oznajmiła Molly.
Nick wściekły wrócił do łazienki i wykąpał się na szczęście , potem ubrał się i siadając koło Molly zapiął się pasami zajadając lody.
Ja i John wykonywaliśmy te same ruchy. Jednak niektóre rzeczy pozostają w rodzinie.
Przez cały lot siedzieliśmy w milczeniu i zajadaliśmy się lodami.
W pewnej chwili Kate ogłosiła że lądujemy. Gdy już wylądowaliśmy podzieliliśmy się i jedne osoby pojechały do domu po ''Lolę''-samochód Johna i po rzeczy inne a druga została pilnować samolotu-bazy. Opuściliśmy już dom i postanowiliśmy że będziemy mieszkali w samolocie-baza. Są pokoje, są łazienki niczego nie brakuje jest nawet barek i kuchnia. Godzinę przeprowadzaliśmy się do samolotu. Gdy już wszystko znalazło się w naszej bazie , zaczęliśmy układanie rzeczy. Po skończonej pracy, wzięliśmy sobie po piwku i siedząc na kanapie graliśmy w scrabble. Nagle ktoś zaczął się zakradać do naszej bazy, za nim zdążyliśmy się odwrócić zostaliśmy zaatakowani prze Hydrę i jej ludzi lecz między nimi nie zauważyłam Kevina. Pomyślałam że został zabity, bo w końcu zdradził ich pomagając nam.
-I znów się spotykamy!-odparł John.-No Hydro przybyło ci zmarszczek od ostatniego naszego spotkania. To pewnie przez te nerwy. Musisz sobie kupić krem przeciwzmarszczkowy.
-Ha, ha! Bardzo śmieszne.-z irytacją powiedziała.
I znów stanęliśmy oko w oko z Hydrą. Żołnierze Hydry obtoczyli nas a reszta jej ludzi szukała ''pieczęci Zeusa''. Myśmy stanęli trochę nie równo.
Mieliśmy każdego na muszce tak jak ludzie Hydry mieli nas na muszce. To już było coraz bardziej nudne. Zawsze były wojny i żaden z nas tak jak i Hydra nie zginęliśmy. Ten sam schemat. Molly i Nick trzymając pistolet w ręku cali byli przerażeni, pewnie dlatego że pierwszy raz trzymali broń lub dlatego że życie drugiej osoby do której mierzyli zależało tylko i wyłącznie od nich. Hydra chyba miała dość już strzelaniny ponieważ gdy znaleźli pieczęć to zamiast walczyć wycofała wszystkich. Niektórych z nich udało nam się zabić, ale większość uciekła. Przyznam szczerze że miałam już dość zabawy w ''kotka i myszkę''. Chciałam już raz na zawsze zakończyć tą żałosną wojnę między naszymi grupami ciągle Agenci kontra Hydra-bezsensu. Lecz jednak byli lepsi od nas bo zdołali nam odebrać pieczęć. Tak nie mogło być więc John postanowił zadzwonić do agencji i poprosić by nam przysłano nowe dobrze wyszkolone osoby. Po prostu było nas za mało by ciągle wygrywać z Hydrą. Zadowolona Hydra (Margaret) ciesząc się wyznaczyła miejsce w którym znajdowała się ta jaskinia o której wcześniej wspominałam. Postanowiła się tam udać. To było całkiem na innym kontynencie gdzieś w Afryce. Jej ta podróż zajęłaby koło tygodnia a nam zaledwie dwa może trzy dni bo my mamy samolot-bazę a oni nie. Chyba że mają coś w zanadrzu o czym nie wiemy, lecz tego nie braliśmy jakoś szczególnie pod uwagę.
-Nick, Molly proszę was poszukajcie coś na temat tej jaskini lub tej pieczęci. Musimy znaleźć miejsce w którym znajduję się ta piekielna jaskinia!-rozkazał John sprzątając po nalocie Hydry.
-Tak jest!-oświadczając to zaczęli internetowe poszukiwania.
Przez cały tydzień szukałam kontaktu z Louisem, lecz jego telefon był wyłączony albo poza zasięgiem. Zdenerwowałam się. Nie wiedziałam co się z nim dzieje wysłałam ponad sto wiadomości do niego a on normalnie nic. Nawet wiadomości nie potrafił napisać. John widział jak się denerwuje więc podszedł do mnie i uznał że Louis to oszust, że wykorzystał mnie tylko do własnych celów a potem mnie porzucił. Ja broniłam Louisa, lecz rzeczywiście chodź trochę John miał rację. Wykorzystał mnie a teraz się nie odzywa. Nagle do salonu przyszła Molly i spytała:
-Meg , pójdziesz ze mną do fryzjera by trochę podciąć włosy?
-No dobra nie ma problemu.
Ubrałam kurtkę i wraz z Molly poszłyśmy do salonu. Tam fryzjerka podcięła Molly końcówki i podkręciła je. Wyglądała znacznie inaczej. Mimo że dużo nie miała podciętych włosów to było widać różnicę.
Gdy wróciłyśmy do domu John powiedział byśmy prosto wsiadały do samochodu po odbiór naszego samolotu-bazy. Cieszyłam się i to bardzo bo tak dawno go nie widziałam, zrobili małą reperację i przemeblowanie. Byłam ciekawa jak teraz wygląda. Gdy podjechaliśmy na lotnisko ujrzeliśmy go. Stojącego, olbrzymiego, czarnego kolosa. Na zewnątrz nie było żadnej zmiany, lecz w środku już była.
-Spodziewałam się że będzie większa zmiana.-odparł Nick.
-No ja też. Ale powiększyli nam salonik i dali nam stoliki z fotelami. Naprawili barek i zrobili zapasy w barku. Super!-oznajmiwszy to chodziliśmy po samolocie.
-No dobra drodzy, teraz musimy go odstawić do garażu.-powiedziawszy to Kate siadła za sterami i zaczęła startować.-Tylko zapnijcie pasy, będzie trzęsło!
Ja i John zapieliśmy pasy, lecz Nick i Molly nie słyszeli tego więc pobiegli do pracowni chemiczno-biologicznej i fascynowali się nowym sprzętem. Gdy Kate wystartowała Molly z Nickiem spadli na podłogę. Molly nic się nie stało, ale za to Nick dostał lodami w pudełkach. Był cały brudny.
-Kto tu położył lody? Do pracowni lody? Oszaleli!-krzyczał Nick.
-Nick ty sam kazałeś tam dać lody. Bo zawsze brałeś po jednym pudełeczku i tu sobie składałeś.-oznajmiła Molly.
-Nick jeśli zostały jakieś lody to przynieś mi i Johnowi! Skoro już wstałeś to już przynieś!-zawołałam śmiejąc się.
Nick zdenerwowany wziął lody i przyniósł nam, a potem poszedł do łazienki się wykąpać. Wszedł do wanny i zaczął oblewać się wodą, aż tu nagle....
-Aaaaaaa.....!-krzycząc wyskoczył z wanny i biorąc szybko ręcznik zakrył się i uciekł na korytarz. Był w samym ręczniku! Ha, ha, ha....
-O Boże Nick! Aż tak ci gorąco? Jeśli tak to nie musisz przed nami paradować w ręczniku.-zawstydzona powiedziała Molly.
-Kto puścił zimną wodę?!-zdenerwowany pytał.
-Oj Nick najpierw nad wanną masz dwa guziczki i musisz je odpowiednio nacisnąć i wtedy masz ciepłą wodę.-zirytowana oznajmiła Molly.
Nick wściekły wrócił do łazienki i wykąpał się na szczęście , potem ubrał się i siadając koło Molly zapiął się pasami zajadając lody.
Ja i John wykonywaliśmy te same ruchy. Jednak niektóre rzeczy pozostają w rodzinie.
Przez cały lot siedzieliśmy w milczeniu i zajadaliśmy się lodami.
W pewnej chwili Kate ogłosiła że lądujemy. Gdy już wylądowaliśmy podzieliliśmy się i jedne osoby pojechały do domu po ''Lolę''-samochód Johna i po rzeczy inne a druga została pilnować samolotu-bazy. Opuściliśmy już dom i postanowiliśmy że będziemy mieszkali w samolocie-baza. Są pokoje, są łazienki niczego nie brakuje jest nawet barek i kuchnia. Godzinę przeprowadzaliśmy się do samolotu. Gdy już wszystko znalazło się w naszej bazie , zaczęliśmy układanie rzeczy. Po skończonej pracy, wzięliśmy sobie po piwku i siedząc na kanapie graliśmy w scrabble. Nagle ktoś zaczął się zakradać do naszej bazy, za nim zdążyliśmy się odwrócić zostaliśmy zaatakowani prze Hydrę i jej ludzi lecz między nimi nie zauważyłam Kevina. Pomyślałam że został zabity, bo w końcu zdradził ich pomagając nam.
-I znów się spotykamy!-odparł John.-No Hydro przybyło ci zmarszczek od ostatniego naszego spotkania. To pewnie przez te nerwy. Musisz sobie kupić krem przeciwzmarszczkowy.
-Ha, ha! Bardzo śmieszne.-z irytacją powiedziała.
I znów stanęliśmy oko w oko z Hydrą. Żołnierze Hydry obtoczyli nas a reszta jej ludzi szukała ''pieczęci Zeusa''. Myśmy stanęli trochę nie równo.
Mieliśmy każdego na muszce tak jak ludzie Hydry mieli nas na muszce. To już było coraz bardziej nudne. Zawsze były wojny i żaden z nas tak jak i Hydra nie zginęliśmy. Ten sam schemat. Molly i Nick trzymając pistolet w ręku cali byli przerażeni, pewnie dlatego że pierwszy raz trzymali broń lub dlatego że życie drugiej osoby do której mierzyli zależało tylko i wyłącznie od nich. Hydra chyba miała dość już strzelaniny ponieważ gdy znaleźli pieczęć to zamiast walczyć wycofała wszystkich. Niektórych z nich udało nam się zabić, ale większość uciekła. Przyznam szczerze że miałam już dość zabawy w ''kotka i myszkę''. Chciałam już raz na zawsze zakończyć tą żałosną wojnę między naszymi grupami ciągle Agenci kontra Hydra-bezsensu. Lecz jednak byli lepsi od nas bo zdołali nam odebrać pieczęć. Tak nie mogło być więc John postanowił zadzwonić do agencji i poprosić by nam przysłano nowe dobrze wyszkolone osoby. Po prostu było nas za mało by ciągle wygrywać z Hydrą. Zadowolona Hydra (Margaret) ciesząc się wyznaczyła miejsce w którym znajdowała się ta jaskinia o której wcześniej wspominałam. Postanowiła się tam udać. To było całkiem na innym kontynencie gdzieś w Afryce. Jej ta podróż zajęłaby koło tygodnia a nam zaledwie dwa może trzy dni bo my mamy samolot-bazę a oni nie. Chyba że mają coś w zanadrzu o czym nie wiemy, lecz tego nie braliśmy jakoś szczególnie pod uwagę.
-Nick, Molly proszę was poszukajcie coś na temat tej jaskini lub tej pieczęci. Musimy znaleźć miejsce w którym znajduję się ta piekielna jaskinia!-rozkazał John sprzątając po nalocie Hydry.
-Tak jest!-oświadczając to zaczęli internetowe poszukiwania.
,,W cieniu prawdy''
Część 69
-Megi co ci się stało?-podbiegła Molly pytając.-Biłaś się?
-Nic mi nie jest. Ludzie Hydry mnie zaatakowali. Miałam wam nie mówić, ale mój przyjaciel potrzebuje pomocy. -mówiąc to Louis wszedł do środka domu.
John o mało co go wzrokiem nie zabił, ale jakoś powstrzymał się od niestosownych pytań. Siedząc na kanapie opowiedziałam co się takiego wydarzyło. Dopiero gdy powiedziałam że Louis uratował mi życie wtedy John się rozluźnił. Był już miły dla niego.
-Więc skradziono cenną rodzinną pamiątkę czyli ''pieczęć Zeusa''? Ale jak możemy pomóc tobie Louis?-spytał John.-Oczywiście pomożemy. Bo uratowałeś moją córkę- Megan.
-Ma pan prześliczną córkę. Chodzi o to że znacie już mniej więcej Hydrę i jej ludzi i wiem że tylko wy możecie się z nią zmierzyć. To była naprawdę cenna pamiątka. Potrzebuje jej. -oznajmił Louis.
-Jesteś bardzo miły. Ale skoro to jak sam powiedziałeś ''pieczęć Zeusa''-to skąd ją w takim razie masz?-dopytywał niepewnie John.
-Mój prapradziadek był ...archeologiem! I na wykopaliskach razem ze swoimi przyjaciółmi odnalazł to. I od tamtej pory to jest chyba najważniejsza rzecz w naszym domu. Jest bezcenna.-mówiąc to Louis strasznie był spięty, lecz nie wiedziałam czy bał się może Johna, czy się wstydził czy może o coś innego chodziło.
W pewnej chwili Molly krzyknęła
-Patrzcie! Szklanka się rusza ta z wodą! Wow! Nick jak to robisz?
-To nie ja.
-Więc kto?
Louis się zdenerwował i prawdopodobnie to on wywołał poruszenie się szklanki. Gdy to zauważył powiedział że musi już iść bo dziadkowie się będą martwili. Nie uwierzyłam mu, no ale cóż.
Idąc do swego pokoju John zatrzymał mnie mówiąc
-Zaczekaj Meg!
-Co John?
-Fajny chłopak.
-No fajny...do czego zmierzasz?
-Podoba ci się? Niezła z was para.
-Nie musisz udawać. Wiem że go nie lubisz.
-Nie prawda...Trochę nerwowy , ale...no ważne żeby tobie się podobał.
-Ja już wolę nie decydować. Po ostatnich wydarzeniach wolę się na razie z nikim nie wiązać.
-Moja mądra córeczka!
-Dzięki. Po prostu chcę zaczekać jak się ''rany'' zagoją, chodź i tak ''blizny'' zostaną które będą mi zawsze to wypominać na każdym kroku.
-Oj córko, tak chciałbym żebyś nie cierpiała...niestety wszyscy musimy się pogodzić z tym. Nie bój się! Kiedyś załapiemy Kevina i zapłaci za to co ci wyrządził.
-Dzięki , ale ja nie wiem czy chce by odpowiadał za to wszystko...
-Jak to?
-Nie wiem czy go kara czegoś nauczy. Mimo wszystko co się wydarzyło, to Kevin nie cofnie i nie zmieni.
-Megan masz jakieś plany na dzisiaj?
-John, coś masz konkretnego na myśli?
-Może pójdziemy do kina ty i ja?
-No dobra ale pod jednym warunkiem: że Kate z nami pójdzie.
-Czego się nie robi dla córki, no dobra. To idź po nią.
Pobiegłam po Kate i poszliśmy do kina. Razem z Kate i z Johnem czułam się jak rodzina. Tak bezpiecznie.
Gdy skończył się seans poszliśmy pospacerować a potem na lody.
-John pożyczysz mi sto złotych?-spytałam.
-Po co ci?-zapytał John.
-Bo tu obok jest salon fryzjerski i chcę zmienić trochę fryzurę.-odpowiedziałam.
-Teraz chcesz zmieniać fryzurę? Przecież masz piękne włosy.-zdziwił się John.
-Oj proszę cię! Nie chce mieć jej bo źle mi się kojarzy. Chcę zacząć od nowa żyć!-mówiąc to John wyciągnął pieniądze i dał mi. Z jednej strony to chciałam ich zostawić samych by trochę pobyli a z drugiej strony chciałam zadbać o swój wygląd. Weszłam do salonu fryzjerskiego i wybrałam sobie taką pewną i prześliczną fryzurę. Kate i John porozmawiali przez czas mojej nie obecności. W końcu wyszłam ze salonu i miałam superowe włosy. Bardzo mi się podobały. Wróciłam z powrotem do kawiarni i John mnie nie poznał, a Kate powiedziała że mam śliczne włosy i że jakby była młodsza to by sobie taką ''strzeliła''. Miałam krótsze włosy i takie dziwne trochę. Miałam także zmienioną grzywkę.
-No dobra kochani odkładamy lody i robimy sobie sweet focie!-oznajmiłam.
-Ale nie mamy aparatu ani nic czym można było zrobić zdjęcie.-powiedział John.
-O nie, nie. Mylisz się. Ja zawsze jestem ubezpieczona. Mam tableta. Zrobimy sobie wspólną i rodzinną fotkę: mama-Kate, tatuś-John i córeczka- Megi.-mówiąc to zrobiłam kilka zdjęć.
Widać było że John i Kate czuli się nieswojo.
Podczas gdy dobrze się bawiliśmy dostałam wiadomość z zastrzeżonego numeru że jeśli chcę odzyskać pieczęć to muszę przyjść jutro sama do starej fabryki za miastem. Kate widziała moje przerażenie więc spytała czy coś się stało ja przeczytałam jej wiadomość. John był przeciwny powiedział że będą mogli sobie zjeść tą pieczęć ale mnie nie wyśle.
-John zrozum! Jestem winna do Louisowi, uratował mi życie!
-Meg nie! Nie mogę cie stracić! Kate powiedz coś!
Kate się popatrzyła i zaczęła uśmiechać potem się odezwała:
-Megan ma rację. Wymyślimy coś i będzie okey. Macie takie same charaktery-nieustępliwość.
-Kate! Nie mogę puścić Megi samej!
-John, ale kto mówi że będzie sama. Wymyślimy plan i wszystko będzie okey!
Szybko wzięliśmy samochód i popędziliśmy do domu. Tymczasem Louis jak się okazało był jednym z tych osób które posiadały moc i strzegli pieczęci , lecz ja tego nadal nie wiedziałam. Louis znajdował się obecnie jakby w jakieś krainie magicznej.
-Louis wiedziałeś że nie można przechodzić do świata ludzi i a tym bardziej przenosić do tego świata pieczęci! I twoje głupie wytłumaczenie to że się zakochałeś i to dla dziewczyny wydałeś nasz świat!-krzyczał mężczyzna bez oczów i brwi, wysoki i taki ciemny blondyn-Diego-mężczyzna najważniejszy w całym tych ich świecie. Prawie jak król lub cesarz.
-Nie rozumiesz nic! On jest taka inna niż wszyscy! I on ma moc, ale dopiero się jej objawia! Przecież po to jesteśmy by pomagać osobom z mocą takim jak my!-krzyczał Louis.
-Tak, ale to nie jest jeszcze twoje zadanie! Nie wiesz że tamtym ludziom nie wolno wierzyć? Nie rozumiesz tego? Znajdziemy tą dziewczynę i będziemy ją chronili jeśli jest taka jak my. Ale puki co masz zakaz wychodzenia po za bramy naszego świata! Jesteś tu tylko i wyłącznie dla osób które dopiero są tu w prowadzone pomagasz im, leczysz-prawie jak lekarz!-krzycząc to Merlin uderzał ręka o stół.-Zakochałeś się! Nie mogłeś się zakochać w kimś z naszego otoczenia?! Będziesz musiał ponieść konsekwencje za to co zrobiłeś. A pieczęć musi wrócić do naszego świata, najlepiej będzie jeśli wróci do świątyni. Tylko że można to zrobić tylko na Ziemi! Niech to!
-Megan nam pomoże obiecała, odzyska to!-krzycząc Louis zamknął się w pokoju.
Tymczasem ja byłam już gotowa na odebranie czegoś co należało właśnie do Louisa. Szkoda że nie wiedziałam jaką to ma moc. Gdy już słońce zaszło wyjechaliśmy wszyscy w misję.
-Dobra Meg wysiadasz a my idziemy za tobą. Nie martw się nic się nie stanie. Masz kamizelkę kuloodporną pod bluzką, nadajnik, podsłuch i pistolet?-spytał John.
-Jeżeli ktoś tu się tak naprawdę martwi to nie ja tylko ty John. I tak mam wszystko. Mogę już iść?-tak naprawdę nie wzięłam ani nadajnika ani podsłuchu, pistoletu a tym bardziej kamizelki kuloodpornej. Przecież od razu by się skapnęli. Weszłam ''czysta''. John i reszta byli niedaleko mnie. Gdy zapukałam do starej fabryki przy drzwiach stali zamaskowani mężczyźni którzy sprawdzili mnie czy jestem ''czysta''. Gdy już się okazało że jestem, wpuścili mnie do środka. Garet zaprowadził mnie do jakiejś dużej sali w której kazał mi czekać na Kevina. Zdziwiłam się czemu Kevin a nie sama Hydra, lecz później domyśliłam się że to zasadzka, że tak naprawdę nie chodziło tu o pieczęć. W końcu się doczekałam i wszedł Kevin do środka. Potem nas zamknęli razem w tym pustym miejscu. Kevin podszedł bliżej zaświecił światło.
Ja, widząc go zaczęłam z nim rozmawiać.
-Miło cię widzieć Kevin.
-Ciebie też. Zmieniłaś fryzurę. Pięknie wyglądasz zresztą jak zawsze.
-Gdzie pieczęć? Nie podlizuj się.
-Megi, tobie tak strasznie się spieszy?! Myślałem że trochę pogawędzimy.
-Kevin nie mamy o czym rozmawiać.
-Naprawdę? Kiedy tak uznałaś?
-Nasza rozmowa zakończyła się wtedy kiedy zdradziłeś mnie i agencję i więziłeś mnie. A ja głupia wtedy zastanawiałam się czy może ci wybaczyć. Rozwiałeś moje wątpliwości w tej chwili kiedy włamałeś się do Louisa i okradłeś go. I pomyśleć że przez ciebie się prawie otrułam na śmierć, ale na szczęście przejrzałam na oczy.
-Chciałaś mi wybaczyć? Naprawdę? Meg ,ja...
-Co ''ty''? Ty już nie istniejesz. I chciałam ci wybaczyć, ale zrozumiałam że nigdy się nie zmienisz.
-Megi proszę cię!
-Jesteś nieuzbrojony. Dlaczego? Nie bałeś się ze mną stanąć oko w oko. Ja bym tak nie ryzykowała.
-Myślisz że naprawdę mam tą pieczęć?
-Tak, tak sądzę. Tylko zgrywasz się.
-No dobra rozgryzłaś mnie. Mam ten skarb i zgrywam się bo chce ci udowodnić że tylko chcę być z tobą.
-Nie wszystko można mieć. Będę mogła być z tobą jeżeli oddasz mi pieczęć.
-Kłamiesz!
-Kevin a ty co przez cały czas robisz? Także kłamiesz! Żyjesz złudzeniami. Daj pieczęć a zobaczymy czy kłamie. Co ci szkodzi przecież i tak mi ją zdołasz odebrać. Nie stracisz.
-Masz rację.
Po rozmowie Kevin się zastanowił i z lekką niechęcią zwrócił mi pieczęć. Wtedy weszła Hydra z ludźmi. Zaczęliśmy walczyć Kevin stanął po mojej stronie , później wszedł John z ludźmi i zaczęliśmy się bić wszyscy. Nie mając pistoletu, posłużyłam się pieczęcią używając ją jako broń. Biłam nią każdego kto mi podpadł. Trzymając ją w ręku zaczęła świecić.
Przestraszyłam się i miałam rację po chwili znów zaczęła mnie boleć głowa. Widząc to Kevin wziął mnie na ręce i wyprowadził mnie z tej sali potem wrócił walczyć. Gdy John dokończył walkę wyszedł ze wszystkimi z tego magazynu i widząc jak leże na polu wzięli mnie na ręce i zawieźli do domu. Tam poczułam się lepiej, a pieczęć zapakowano do walizki i schowano. Hydra i Garet znów uszli z życiem, zdenerwowani pomocą Kevina dla nas, złapali go i zakuli w kajdanki. Hydra powiedziała mu że nie zabije go ponieważ dobry z niego wojownik i jeszcze może się im przydać.
-I co lepiej się czujesz?-spytał Nick dając mi kroplówkę.
-Tak, ale gdzie jest pieczęć?-odpowiadając spytałam.
-Jest dobrze schowana. Hydra była taka wściekła, ha, ha....jej mina-bezcenna.-mówił Nick.
-Megi tak się przestraszyłem gdy zobaczyłem jak wynosi cię Kevin. Tak właściwie to co się stało?-wtrącił John.
-Głowa mnie zaczęła bardzo, bardzo i to bardzo boleć. Nie wiem co się stało. To już nie pierwszy raz.-odpowiedziałam.
-Jak to nie pierwszy? Czemu mi o tym nie powiedziałaś? Trzeba zrobić badania!-zdenerwował się John.
-John! Nic mi nie jest. Naprawdę nic. To zwykła...migrena, ale trochę inna. -mówiąc to Molly przyniosła mi tą pieczęć a następnie wszyscy zostawili mnie samą z tą pieczęcią. Otwierając laptopa szukałam nowych informacji na temat tego przedmiotu. Trzymając go w rękach znów zaczął świecić.
Gdy poczułam znów lekki ucisk głowy szybko schowałam tą pieczęć. W internecie na temat jej nic nie znalazłam nowego. Tyle że legenda mówi że ta osoba która odniesie to pewnej jaskini tą pieczęć i położy ją na jakimś podniesieniu z kryształami i zostanie tam to otrzyma moc ale tylko wtedy jeżeli ta osoba ma ''czyste'' serce. Nawet nie było podane jaka to jest jaskinia i gdzie się znajduję. Tymczasem Hydra o mało co nie umierała z nerwów. Była wściekła że zdołaliśmy jej tą pieczęć Zeusa odebrać. Krzyczała na wszystkich rozkazując szukać nas by odebrać tą pieczęć, a potem zeszła do lochów i uderzyła raz, drugi , trzeci Kevina w twarz. Przyznam szczerze że mu się należało i dobrze zrobiła Hydra.
-Megi co ci się stało?-podbiegła Molly pytając.-Biłaś się?
-Nic mi nie jest. Ludzie Hydry mnie zaatakowali. Miałam wam nie mówić, ale mój przyjaciel potrzebuje pomocy. -mówiąc to Louis wszedł do środka domu.
John o mało co go wzrokiem nie zabił, ale jakoś powstrzymał się od niestosownych pytań. Siedząc na kanapie opowiedziałam co się takiego wydarzyło. Dopiero gdy powiedziałam że Louis uratował mi życie wtedy John się rozluźnił. Był już miły dla niego.
-Więc skradziono cenną rodzinną pamiątkę czyli ''pieczęć Zeusa''? Ale jak możemy pomóc tobie Louis?-spytał John.-Oczywiście pomożemy. Bo uratowałeś moją córkę- Megan.
-Ma pan prześliczną córkę. Chodzi o to że znacie już mniej więcej Hydrę i jej ludzi i wiem że tylko wy możecie się z nią zmierzyć. To była naprawdę cenna pamiątka. Potrzebuje jej. -oznajmił Louis.
-Jesteś bardzo miły. Ale skoro to jak sam powiedziałeś ''pieczęć Zeusa''-to skąd ją w takim razie masz?-dopytywał niepewnie John.
-Mój prapradziadek był ...archeologiem! I na wykopaliskach razem ze swoimi przyjaciółmi odnalazł to. I od tamtej pory to jest chyba najważniejsza rzecz w naszym domu. Jest bezcenna.-mówiąc to Louis strasznie był spięty, lecz nie wiedziałam czy bał się może Johna, czy się wstydził czy może o coś innego chodziło.
W pewnej chwili Molly krzyknęła
-Patrzcie! Szklanka się rusza ta z wodą! Wow! Nick jak to robisz?
-To nie ja.
-Więc kto?
Louis się zdenerwował i prawdopodobnie to on wywołał poruszenie się szklanki. Gdy to zauważył powiedział że musi już iść bo dziadkowie się będą martwili. Nie uwierzyłam mu, no ale cóż.
Idąc do swego pokoju John zatrzymał mnie mówiąc
-Zaczekaj Meg!
-Co John?
-Fajny chłopak.
-No fajny...do czego zmierzasz?
-Podoba ci się? Niezła z was para.
-Nie musisz udawać. Wiem że go nie lubisz.
-Nie prawda...Trochę nerwowy , ale...no ważne żeby tobie się podobał.
-Ja już wolę nie decydować. Po ostatnich wydarzeniach wolę się na razie z nikim nie wiązać.
-Moja mądra córeczka!
-Dzięki. Po prostu chcę zaczekać jak się ''rany'' zagoją, chodź i tak ''blizny'' zostaną które będą mi zawsze to wypominać na każdym kroku.
-Oj córko, tak chciałbym żebyś nie cierpiała...niestety wszyscy musimy się pogodzić z tym. Nie bój się! Kiedyś załapiemy Kevina i zapłaci za to co ci wyrządził.
-Dzięki , ale ja nie wiem czy chce by odpowiadał za to wszystko...
-Jak to?
-Nie wiem czy go kara czegoś nauczy. Mimo wszystko co się wydarzyło, to Kevin nie cofnie i nie zmieni.
-Megan masz jakieś plany na dzisiaj?
-John, coś masz konkretnego na myśli?
-Może pójdziemy do kina ty i ja?
-No dobra ale pod jednym warunkiem: że Kate z nami pójdzie.
-Czego się nie robi dla córki, no dobra. To idź po nią.
Pobiegłam po Kate i poszliśmy do kina. Razem z Kate i z Johnem czułam się jak rodzina. Tak bezpiecznie.
Gdy skończył się seans poszliśmy pospacerować a potem na lody.
-John pożyczysz mi sto złotych?-spytałam.
-Po co ci?-zapytał John.
-Bo tu obok jest salon fryzjerski i chcę zmienić trochę fryzurę.-odpowiedziałam.
-Teraz chcesz zmieniać fryzurę? Przecież masz piękne włosy.-zdziwił się John.
-Oj proszę cię! Nie chce mieć jej bo źle mi się kojarzy. Chcę zacząć od nowa żyć!-mówiąc to John wyciągnął pieniądze i dał mi. Z jednej strony to chciałam ich zostawić samych by trochę pobyli a z drugiej strony chciałam zadbać o swój wygląd. Weszłam do salonu fryzjerskiego i wybrałam sobie taką pewną i prześliczną fryzurę. Kate i John porozmawiali przez czas mojej nie obecności. W końcu wyszłam ze salonu i miałam superowe włosy. Bardzo mi się podobały. Wróciłam z powrotem do kawiarni i John mnie nie poznał, a Kate powiedziała że mam śliczne włosy i że jakby była młodsza to by sobie taką ''strzeliła''. Miałam krótsze włosy i takie dziwne trochę. Miałam także zmienioną grzywkę.
-No dobra kochani odkładamy lody i robimy sobie sweet focie!-oznajmiłam.
-Ale nie mamy aparatu ani nic czym można było zrobić zdjęcie.-powiedział John.
-O nie, nie. Mylisz się. Ja zawsze jestem ubezpieczona. Mam tableta. Zrobimy sobie wspólną i rodzinną fotkę: mama-Kate, tatuś-John i córeczka- Megi.-mówiąc to zrobiłam kilka zdjęć.
Widać było że John i Kate czuli się nieswojo.
Podczas gdy dobrze się bawiliśmy dostałam wiadomość z zastrzeżonego numeru że jeśli chcę odzyskać pieczęć to muszę przyjść jutro sama do starej fabryki za miastem. Kate widziała moje przerażenie więc spytała czy coś się stało ja przeczytałam jej wiadomość. John był przeciwny powiedział że będą mogli sobie zjeść tą pieczęć ale mnie nie wyśle.
-John zrozum! Jestem winna do Louisowi, uratował mi życie!
-Meg nie! Nie mogę cie stracić! Kate powiedz coś!
Kate się popatrzyła i zaczęła uśmiechać potem się odezwała:
-Megan ma rację. Wymyślimy coś i będzie okey. Macie takie same charaktery-nieustępliwość.
-Kate! Nie mogę puścić Megi samej!
-John, ale kto mówi że będzie sama. Wymyślimy plan i wszystko będzie okey!
Szybko wzięliśmy samochód i popędziliśmy do domu. Tymczasem Louis jak się okazało był jednym z tych osób które posiadały moc i strzegli pieczęci , lecz ja tego nadal nie wiedziałam. Louis znajdował się obecnie jakby w jakieś krainie magicznej.
-Louis wiedziałeś że nie można przechodzić do świata ludzi i a tym bardziej przenosić do tego świata pieczęci! I twoje głupie wytłumaczenie to że się zakochałeś i to dla dziewczyny wydałeś nasz świat!-krzyczał mężczyzna bez oczów i brwi, wysoki i taki ciemny blondyn-Diego-mężczyzna najważniejszy w całym tych ich świecie. Prawie jak król lub cesarz.
-Nie rozumiesz nic! On jest taka inna niż wszyscy! I on ma moc, ale dopiero się jej objawia! Przecież po to jesteśmy by pomagać osobom z mocą takim jak my!-krzyczał Louis.
-Tak, ale to nie jest jeszcze twoje zadanie! Nie wiesz że tamtym ludziom nie wolno wierzyć? Nie rozumiesz tego? Znajdziemy tą dziewczynę i będziemy ją chronili jeśli jest taka jak my. Ale puki co masz zakaz wychodzenia po za bramy naszego świata! Jesteś tu tylko i wyłącznie dla osób które dopiero są tu w prowadzone pomagasz im, leczysz-prawie jak lekarz!-krzycząc to Merlin uderzał ręka o stół.-Zakochałeś się! Nie mogłeś się zakochać w kimś z naszego otoczenia?! Będziesz musiał ponieść konsekwencje za to co zrobiłeś. A pieczęć musi wrócić do naszego świata, najlepiej będzie jeśli wróci do świątyni. Tylko że można to zrobić tylko na Ziemi! Niech to!
-Megan nam pomoże obiecała, odzyska to!-krzycząc Louis zamknął się w pokoju.
Tymczasem ja byłam już gotowa na odebranie czegoś co należało właśnie do Louisa. Szkoda że nie wiedziałam jaką to ma moc. Gdy już słońce zaszło wyjechaliśmy wszyscy w misję.
-Dobra Meg wysiadasz a my idziemy za tobą. Nie martw się nic się nie stanie. Masz kamizelkę kuloodporną pod bluzką, nadajnik, podsłuch i pistolet?-spytał John.
-Jeżeli ktoś tu się tak naprawdę martwi to nie ja tylko ty John. I tak mam wszystko. Mogę już iść?-tak naprawdę nie wzięłam ani nadajnika ani podsłuchu, pistoletu a tym bardziej kamizelki kuloodpornej. Przecież od razu by się skapnęli. Weszłam ''czysta''. John i reszta byli niedaleko mnie. Gdy zapukałam do starej fabryki przy drzwiach stali zamaskowani mężczyźni którzy sprawdzili mnie czy jestem ''czysta''. Gdy już się okazało że jestem, wpuścili mnie do środka. Garet zaprowadził mnie do jakiejś dużej sali w której kazał mi czekać na Kevina. Zdziwiłam się czemu Kevin a nie sama Hydra, lecz później domyśliłam się że to zasadzka, że tak naprawdę nie chodziło tu o pieczęć. W końcu się doczekałam i wszedł Kevin do środka. Potem nas zamknęli razem w tym pustym miejscu. Kevin podszedł bliżej zaświecił światło.
Ja, widząc go zaczęłam z nim rozmawiać.
-Miło cię widzieć Kevin.
-Ciebie też. Zmieniłaś fryzurę. Pięknie wyglądasz zresztą jak zawsze.
-Gdzie pieczęć? Nie podlizuj się.
-Megi, tobie tak strasznie się spieszy?! Myślałem że trochę pogawędzimy.
-Kevin nie mamy o czym rozmawiać.
-Naprawdę? Kiedy tak uznałaś?
-Nasza rozmowa zakończyła się wtedy kiedy zdradziłeś mnie i agencję i więziłeś mnie. A ja głupia wtedy zastanawiałam się czy może ci wybaczyć. Rozwiałeś moje wątpliwości w tej chwili kiedy włamałeś się do Louisa i okradłeś go. I pomyśleć że przez ciebie się prawie otrułam na śmierć, ale na szczęście przejrzałam na oczy.
-Chciałaś mi wybaczyć? Naprawdę? Meg ,ja...
-Co ''ty''? Ty już nie istniejesz. I chciałam ci wybaczyć, ale zrozumiałam że nigdy się nie zmienisz.
-Megi proszę cię!
-Jesteś nieuzbrojony. Dlaczego? Nie bałeś się ze mną stanąć oko w oko. Ja bym tak nie ryzykowała.
-Myślisz że naprawdę mam tą pieczęć?
-Tak, tak sądzę. Tylko zgrywasz się.
-No dobra rozgryzłaś mnie. Mam ten skarb i zgrywam się bo chce ci udowodnić że tylko chcę być z tobą.
-Nie wszystko można mieć. Będę mogła być z tobą jeżeli oddasz mi pieczęć.
-Kłamiesz!
-Kevin a ty co przez cały czas robisz? Także kłamiesz! Żyjesz złudzeniami. Daj pieczęć a zobaczymy czy kłamie. Co ci szkodzi przecież i tak mi ją zdołasz odebrać. Nie stracisz.
-Masz rację.
Po rozmowie Kevin się zastanowił i z lekką niechęcią zwrócił mi pieczęć. Wtedy weszła Hydra z ludźmi. Zaczęliśmy walczyć Kevin stanął po mojej stronie , później wszedł John z ludźmi i zaczęliśmy się bić wszyscy. Nie mając pistoletu, posłużyłam się pieczęcią używając ją jako broń. Biłam nią każdego kto mi podpadł. Trzymając ją w ręku zaczęła świecić.
Przestraszyłam się i miałam rację po chwili znów zaczęła mnie boleć głowa. Widząc to Kevin wziął mnie na ręce i wyprowadził mnie z tej sali potem wrócił walczyć. Gdy John dokończył walkę wyszedł ze wszystkimi z tego magazynu i widząc jak leże na polu wzięli mnie na ręce i zawieźli do domu. Tam poczułam się lepiej, a pieczęć zapakowano do walizki i schowano. Hydra i Garet znów uszli z życiem, zdenerwowani pomocą Kevina dla nas, złapali go i zakuli w kajdanki. Hydra powiedziała mu że nie zabije go ponieważ dobry z niego wojownik i jeszcze może się im przydać.
-I co lepiej się czujesz?-spytał Nick dając mi kroplówkę.
-Tak, ale gdzie jest pieczęć?-odpowiadając spytałam.
-Jest dobrze schowana. Hydra była taka wściekła, ha, ha....jej mina-bezcenna.-mówił Nick.
-Megi tak się przestraszyłem gdy zobaczyłem jak wynosi cię Kevin. Tak właściwie to co się stało?-wtrącił John.
-Głowa mnie zaczęła bardzo, bardzo i to bardzo boleć. Nie wiem co się stało. To już nie pierwszy raz.-odpowiedziałam.
-Jak to nie pierwszy? Czemu mi o tym nie powiedziałaś? Trzeba zrobić badania!-zdenerwował się John.
-John! Nic mi nie jest. Naprawdę nic. To zwykła...migrena, ale trochę inna. -mówiąc to Molly przyniosła mi tą pieczęć a następnie wszyscy zostawili mnie samą z tą pieczęcią. Otwierając laptopa szukałam nowych informacji na temat tego przedmiotu. Trzymając go w rękach znów zaczął świecić.
Gdy poczułam znów lekki ucisk głowy szybko schowałam tą pieczęć. W internecie na temat jej nic nie znalazłam nowego. Tyle że legenda mówi że ta osoba która odniesie to pewnej jaskini tą pieczęć i położy ją na jakimś podniesieniu z kryształami i zostanie tam to otrzyma moc ale tylko wtedy jeżeli ta osoba ma ''czyste'' serce. Nawet nie było podane jaka to jest jaskinia i gdzie się znajduję. Tymczasem Hydra o mało co nie umierała z nerwów. Była wściekła że zdołaliśmy jej tą pieczęć Zeusa odebrać. Krzyczała na wszystkich rozkazując szukać nas by odebrać tą pieczęć, a potem zeszła do lochów i uderzyła raz, drugi , trzeci Kevina w twarz. Przyznam szczerze że mu się należało i dobrze zrobiła Hydra.
Subskrybuj:
Posty (Atom)