Część 71
Następnego dnia z samego rana założycielka tego całego ''cyrku'' przybyła do naszej bazy z nowymi osobami z którymi mieliśmy pracować.
-Co to za paniusia z pasemkom?-spytałam.
-To właśnie założycielka całej tej agencji i w ogóle. I proszę cię Megi zachowuj się nie chce się wstydzić. To najważniejsza osoba w agencji-Maria Hand.-szeptał John.
-Okey, luzik.-mówiąc to Maria Hand weszła do bazy i przyprowadziła ze sobą nowe osoby które miały z nami pracować.
-Witam! Sytuacja jest trudna. Macie odebrać tą pieczęć Hydrze inaczej to będzie zagłada całej naszej ludności.-powiedziała Maria.
-Nie wiedziałam że to taka ważna sprawa. Spokojnie Mario załatwimy to.-wymknęło mi się.
-Mario? Chyba dziewczyno nie wiesz z kim masz do czynienia? Nie jestem twoją koleżanką byś mi mówiła na ''ty''.-obraziła się pani Maria Hand.
-Megi nie chciała. Przepraszam bardzo.-przepraszał w moim imieniu John.
-Przepraszam John , ale chyba ta młoda dama potrafi przeprosić sama.-odparła Maria.
-Przepraszam panią, pani Mario Hand. -mówiąc to zamilkłam.
-No dobrze, przedstawiam wam Bena-jego już znacie, major i dowódca armii który właśnie z tych funkcji zrezygnował by móc być w waszym zespole. Ten blondyn to Jim-początkujący, ale bardzo dobry wojownik.
I ostatni to Ian -brał udział trzydziestu misjach był ranny osiemnaście razy i zabił ponad dwa tysiące wrogów.-przedstawiała Maria.
-Wow! A gdzie jest jakaś kobieta?-spytałam zdziwiona osiągnięciami tych nowych osób.
-Nie ma. Jeśli to tyle pytań...to życzę przyjaznej współpracy. Dziękuję i do widzenia...może.-mówiąc to Hand pojechała swą czarną limuzyną.
Ja, John, Kate, Molly i Nick stanęliśmy w jednym szeregu prosto przed tymi mężczyznami i milcząc staliśmy jak słupy-bez ruchu. Z tej Marii Hand to straszna służbistka. Okropny babsztyl z sercem z kamienia.
-No dobra to gdzie jest lodóweczka?-spytawszy uśmiechając się Ben wszedł do środka w poszukiwaniu jedzenia. Na pierwszy rzut oka to bardzo sympatyczny jak na majora. Chwilę później podszedł Ian.
-Mamy jakieś informacje o pieczęci?-spytał tak groźnie Ian.
-No, mamy coś tam ale...-nie dokończywszy Ian przerwał Johnowi.
-Czyli nic. To bierzcie się do pracy.-mówił tak jakby nas ostrzegał. Strasznie się rządził. Zaraz za Ianem podszedł Jim i stanął naprzeciwko mnie , Molly i Kate i przywitawszy się siadł na kanapie w naszym samolocie-baza.
-Witajcie piękne!
Molly się zachwyciła tym Jimem chodź tak naprawdę nie było się czym zachwycać. Normalny podrywacz.
-Wow on powiedział ''piękne''?
-Molly ty masz męża już.-zirytowaniem oznajmiłam.
-Oj tam. -Molly poszła poznać bliżej Jima a za nią poszedł trochę zły Nick.
Gdybym miała każdego scharakteryzować to by było trzy różne opinie a mianowicie: Ben-sympatyczny,zabawny, przystojny i wyluzowany. Jim-ładny, za bardzo wyluzowany, podrywacz, żartowniś, imprezowicz jednym słowem-dzieciak. Ian-spięty, poważny, perfekcjonista i służbista.
Najbardziej podobał mi się Ben był taki w sam raz. W padłam na pewny pomysł by urządzić małą imprezkę na powitanie nowych agentów.
-Megi to wspaniały pomysł! Jakiś tort kupimy i bliżej się poznamy.-oznajmił John.
-Czyli imprezka? Wow! Juppii.... ! -entuzjastycznie zareagował Jim.
-Megi to idź na zakupy.-mówiąc to John dał mi pieniądze na zakupy.
Ubierając kurtkę zaczepił mnie Jim.
-To co idziemy na zakupy?-spytał.
-Nie słyszałeś? Ja idę sama.-mówiąc to wyszłam.
Coś mi się zdaje że wpadłam mu w oko, lecz na razie nie zamierzam się tym interesować. Chodząc po sklepach kupiłam mini tort czekoladowy, trochę alkoholu jakieś ciastka i oczywiście chipsy. Zapakowałam zakupy do auta i wróciłam do bazy. Potem my-dziewczyny wszystko posprzątałyśmy a potem przygotowałyśmy przysmaki i napoje.
-No to co zaczynamy?-spytał Ben.
-No pewnie! -śmiejąc się rzekła Molly.
John wziął do rąk tort i trzymając go ustawiliśmy się do zdjęcia, by upamiętnić tą chwilę.
Ben robił zdjęcie,a Ian stał na boku. Nie chciał byśmy mu robili zdjęcia, no trudno trzeba było to uszanować. Gdy Ben już zrobił nam kilka fotek od razu rzucił się na przysmaki, a Jim włączył muzykę i podkręcił na tyle ile mógł. Leciała jakaś jego ulubiona piosenka więc wziął pociągnął mnie za rękę i zaczął ze mną tańczyć.
-No co tak kiepsko?-śmiejąc się docinał mi Jim.
-Nie chcę tańczyć. Nie mam ochoty. Przepraszam cię...-mówiąc to chciałam odejść, ale Jim był nieustępliwy nie puścił mnie. Z wielką nie chęcią tańczyłam tak trochę. Podczas gdy Jim próbował mnie poderwać Ben zapytał się
-A gdzie jest ten...jak mu to było ten czarny....Kevin! Gdzie on teraz jest?
Słysząc pytanie znów wszystko do mnie powróciło. Nie zwracając uwagi na nic wyrwałam się Jimowi i pobiegłam do swojego pokoju.
-Hej, gdzie ty idziesz?! A taniec?!-wołał Jim.-I uciekła mi. Nigdy mi się to nie zdarzyło. Ale ma charakterek.
-Może ja z tobą zatańczę?-podeszła pytając się Molly.
-Ej Molly, może ze mną zatańczysz zamiast z nim?-wtrącił zazdrosny Nick.
-Misiu! Nie wiedziałam że jesteś taki zazdrosny. Nie przejmuj się on mnie nie kręci.-przytulając Nicka oznajmiła Molly. Zostawiony Jim siadł i otwierając piwo zaczął pic z niedowierzaniem.
Kate widząc że mnie nie ma, poszła do mojego pokoju i siadając koło mnie przytuliła mnie ocierając łzy.
-Nie płacz już Megi, szkoda łez. Nie przejmuj się tym co mówi Jim, to ważniak.
-Kate to nie o to chodzi! Chodzi o to co powiedział Ben.
-Ahaaa...wróciło to do ciebie?
-Tak. Przecież to wtedy gdy poznaliśmy Bena to przybył tu do nas razem z Garetem, a Kevin stał koło mnie i udawał że się w ogóle nie znają.
-Pamiętam to. Ach Megi...może chcesz porozmawiać ze swoim psychologiem panem Richardem?
-Nie, nie chcę. Spokojnie zaraz mi przejdzie. Skończyłam już z Kevinem, raz na zawsze, lecz czasami mam chwilę słabości. To chyba normalne?
-No tak. Musisz uczyć się większej samokontroli, lecz to zależy tylko od ciebie. Możesz ją znać , ale gdy przyjdzie jakiś problem to nie dasz rady. Musisz prze praktykować to.
-Wiem. Oj Kate zawsze umiesz mnie pocieszyć. Tak się cieszę że ciebie mam. Jesteś dla mnie jak matka, moja wymarzona mama to właśnie taka jak ty. Dobra przyjaciółka, i bratnia dusza. Żałuję że to Hydra jest moją mamą a nie ty. Naprawdę mam w życiu pecha jeśli już coś się wali to już całkiem.
-Dziękuję.
-Kate ty płaczesz?
-Chwila słabości, ha, ha, ha...tak pięknie to powiedziałaś o mamie. A ja jeśli chciałabym mieć córkę to właśnie taką jak ty Megi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz