Część 23
Miesiąc później
Dzień jak co dzień. Spałam do 12:00 potem jadłam pizze, potem pisałam już tradycyjną wiadomość do Kevina a potem czatowałam itd. Tak wyglądał każdy dzień. W końcu zauważyłam wiadomość. Była to wiadomość od Molly i Kate. Żebym szybko pojechała do galerii tej głównej bo tam jest przestępca. Podziękowałam im za wiadomość. Ja , Molly , Kate i Nick ciągle rozmawialiśmy po kryjomu i pisaliśmy ze sobą. Nie urwaliśmy kontaktu mimo mojego odejścia. Postanowiłam że wykorzystam tą akcję i że się wykaże. Przebrałam się i jak najszybciej pojechałam do galerii. Nikt o tym nie wie ale jak odchodziłam z agencji to wzięłam pistolet z nabojami i jeszcze kilka gadżetów. Na miejscu byłam już po 15 minutach. W ukryciu spoglądałam na walkę Kevina i jakiegoś przestępcy. John też walczył. Nagle ten przestępca co walczył z Kevinem wyszedł że tak powiem na prowadzenie, odebrał Kevinowi broń i przyłożył mu ją do głowy. Wtedy postanowiłam że ja wkroczę do akcji. Zaczęłam rozmawiać z bandytą który miał na muszce Kevina.
-O w końcu ktoś go pokonał. Gratuluje ci.
-Mówisz do mnie?
-Tak ty w tym czarnym. Przecież to ty go masz teraz na muszce.
-Dzięki. Jesteś z nami?
-Nie, ale tak właściwie mogłabym być.
-Aha...nie podchodź bo go zabije.
-Dobra, nawet sama mam to ochotę zrobić.
-Że co? Serio? Za co jej tak podpadłeś?-spytał mężczyzna w czarnym Kevin z bladł jak ściana i powiedział:
-Sprawy sercowe. A tak na marginesie co ty tu robisz Meg?
-Jestem dziecinna?
-Tak.
-Możesz go zabić!
-Nie! Dobra poczekaj. Nie jesteś.
-Aha. No dobra. Ale się zdecyduj.
-No błagam cię o mało co tu nie zemdleje, a ty możesz tak spokojnie siedzieć i rozmawiać?
-No tak. Dzień , w dzień myślałam jak cię zniszczyć, aż w końcu mi przeszło. Nie warto denerwować się dla takiego głupka.
-No dobra, porozmawiamy potem Meg. Ale jak widzisz jestem między życiem a śmiercią.
-Okey! Koniec zabawy! Wykończę go!-krzycząc to sięgnęłam po broń i strzeliłam w przestępce. Brakowało pewnie z jakiś centymetr a dostał by Kevin, ale nie dostał. Pokonałam bandziora. Byłam szczęśliwa. Widząc to John podszedł do mnie, i powiedział że jestem znów przyjęta do agentów że bez ze mnie nie dają rady. Po chwili namysłu zgodziłam się. Kevin pojechał ze mną po rzeczy do mojej furgonetki. Zabrałam je i wróciłam do ''domu''. Tak na prawdę byłam szczęśliwa że wróciłam. Przez ten miesiąc zrozumiałam że tak na prawdę nic się nie stało, że tak na prawdę nic między mną a Kevinem się nie wydarzyło. Nie wiedziałam tylko czy nadal go kocham. Gdy patrzę na niego robi mi się nie dobrze , ale w sercu nie mogę o nim nie myśleć. I nie potrafię się na niego gniewać. To chyba mój problem, że czuję sympatie do kogoś kto potraktował mnie jak śmiecia.
poniedziałek, 30 marca 2015
,,W cieniu prawdy''
Część 22
Następnego dnia zrobiłam kawę i postanowiłam pójść do biura Johna i z nim porozmawiać.
-John jest u siebie?-spytałam wychodząc po schodach.
-Tak.-odpowiedziała skupiona Molly.
Poszłam do biura miałam już pukać do drzwi gdy usłyszałam że Kevin rozmawia o czymś z Johnem.
-I jak tam Kevin, wytrzymujesz?
-No nie jest łatwo.
-Ale dlaczego?
-John...bo Meg chyba naprawdę w to wierzy. Myśli że naprawdę mógłbym się w niej zakochać.
-Mówiłem ci Kevin, byś uważał. Co teraz zrobisz?
-Nie, wiem pociągnę to jeszcze, może się jej znudzę, Ona jest taka...dziecinna.
Gdy usłyszałam tą rozmowę, normalnie zatkało mnie.
Upuściłam kawę na podłogę i uciekłam. Kevin słyszał hałas więc wyszedł. Zobaczył mnie biegnącą po schodach więc pobiegł za mną. Wołał:
-Ej zaczekaj! To nie tak jak myślisz. Meg!
-Zostaw mnie.
-Proszę no.
-No nie poczekam. Jak mogłeś mi to zrobić. Niby że jestem dziecinna? Więcej przeżyłam niż ty. Miałeś wszystko zapewne a ja co? Co ja mam? Myślałam że przynajmniej tu znajdę rodzinę wśród was, a wy co? Okłamaliście mnie!
-Posłuchaj...
-To ty posłuchaj! Ja nie jestem zabawką którą można się bawić. Jestem człowiekiem. To był mój jedyny dom.
-Ale, ja nie chciałem cie skrzywdzić.
-Nie?
-Wiem, to moja wina. Nie powinienem posuwać się za daleko.
-Ale posunąłeś się. Dobra , ja wychodzę.
Wiedziałam że nie mam już czego tam szukać. Zostałam urażona. Pewnie dla was to nic takiego, ale gdy się naprawdę w nim zakochałam to...to jest normalnie przegięcie. Myślałam że Kevin jest inny, i na początku miałam rację, że to kłamca i w ogóle. Koniec z tym. Pobiegłam do swojego pokoju , spakowałam rzeczy i wyszłam. Pobiegł za mną Kevin. Miałam nadzieje że chce mnie zatrzymać i przeprosić, ale się łudziłam. Podbiegł do mnie powiedział mi tak:
-Co ty robisz?
-Nie widać? Wzywam taksówkę.
-Przecież nie masz kasy.
-A to co trzymam w ręku to nie pieniądze?
-Tak, ale to nie twoje.
-Że co? Przecież...ahaaa czyli to też twoje. Okey. Weź te pieniądze i wiesz gdzie możesz sobie je wsadzić?
-Wiem.
-I dobrze. To sobie je tam wsadź. -mówiąc to odesłałam taksówkę i poszłam pieszo do centrum miasta. Potem odzyskałam swój wóz i znów w nim zamieszkałam. Dzień później zajadając kanapkę siedziałam na portalu randkowym. Poznałam jakiegoś chłopaka który ma nick: James Bond , a ja mam Pszczółka Maja.
-Hej! Mam ileś lat, oszukał mnie pewien chłopak. Okropny drań. Nienawidzę go.
-Hej! Ale nie musisz mi pisać o twoim byłym. Jesteś jeszcze dzieckiem czy co?
-Ej kolego nie podskakuj. Ile masz lat?
-10 a ty ślicznotko?
-Och ty! I kto tu mówi że jestem dzieckiem. Sam jesteś dzieciak! Łobuzie ty!
-Ty żmijo nie przezywaj małego misia.
-Że co? Ty masz na imię misio? Ale głupie! Powinieneś się nazywać GALARETA.-pisząc to zakończyłam rozmowę. Zdenerwowana, włamałam się do bazy mojej byłem pracy. I zaczęłam pisać pewną wiadomość.
Tymczasem Molly otworzyła internet i zauważyła wiadomość ode mnie. Dała ją na duży ekran i zaczęła czytać:
-Kevin to do ciebie. Ciekawe kto to? Hej Kevin to znów ja! Witaj łachudro! Nienawidzę cię, zraniłeś mnie. I co wsadziłeś sobie już te pieniądze? Pewnie powiesz mam je w nosie i Molly wyłącz to, ale nie mój drogi. Znam każdy twój krok zniszczę cie. A na dziś już koniec rozmowy, idę spać!-przeczytała Molly. Wszyscy zaczęli się śmiać. Kevin był wściekły. Nie ukrywam że reszta ekipy żałowała że mnie nie ma i miała żal do Kevina jak mógł mnie tak oszukać. Jedno wam powiem skrzywdzona dziewczyna będzie się mścić do końca swych dni. Nie odpuszczę mu. Co każdy dzień będzie dostawał wiadomości. Zmienię jego życie w piekło!
Następnego dnia zrobiłam kawę i postanowiłam pójść do biura Johna i z nim porozmawiać.
-John jest u siebie?-spytałam wychodząc po schodach.
-Tak.-odpowiedziała skupiona Molly.
Poszłam do biura miałam już pukać do drzwi gdy usłyszałam że Kevin rozmawia o czymś z Johnem.
-I jak tam Kevin, wytrzymujesz?
-No nie jest łatwo.
-Ale dlaczego?
-John...bo Meg chyba naprawdę w to wierzy. Myśli że naprawdę mógłbym się w niej zakochać.
-Mówiłem ci Kevin, byś uważał. Co teraz zrobisz?
-Nie, wiem pociągnę to jeszcze, może się jej znudzę, Ona jest taka...dziecinna.
Gdy usłyszałam tą rozmowę, normalnie zatkało mnie.
Upuściłam kawę na podłogę i uciekłam. Kevin słyszał hałas więc wyszedł. Zobaczył mnie biegnącą po schodach więc pobiegł za mną. Wołał:
-Ej zaczekaj! To nie tak jak myślisz. Meg!
-Zostaw mnie.
-Proszę no.
-No nie poczekam. Jak mogłeś mi to zrobić. Niby że jestem dziecinna? Więcej przeżyłam niż ty. Miałeś wszystko zapewne a ja co? Co ja mam? Myślałam że przynajmniej tu znajdę rodzinę wśród was, a wy co? Okłamaliście mnie!
-Posłuchaj...
-To ty posłuchaj! Ja nie jestem zabawką którą można się bawić. Jestem człowiekiem. To był mój jedyny dom.
-Ale, ja nie chciałem cie skrzywdzić.
-Nie?
-Wiem, to moja wina. Nie powinienem posuwać się za daleko.
-Ale posunąłeś się. Dobra , ja wychodzę.
Wiedziałam że nie mam już czego tam szukać. Zostałam urażona. Pewnie dla was to nic takiego, ale gdy się naprawdę w nim zakochałam to...to jest normalnie przegięcie. Myślałam że Kevin jest inny, i na początku miałam rację, że to kłamca i w ogóle. Koniec z tym. Pobiegłam do swojego pokoju , spakowałam rzeczy i wyszłam. Pobiegł za mną Kevin. Miałam nadzieje że chce mnie zatrzymać i przeprosić, ale się łudziłam. Podbiegł do mnie powiedział mi tak:
-Co ty robisz?
-Nie widać? Wzywam taksówkę.
-Przecież nie masz kasy.
-A to co trzymam w ręku to nie pieniądze?
-Tak, ale to nie twoje.
-Że co? Przecież...ahaaa czyli to też twoje. Okey. Weź te pieniądze i wiesz gdzie możesz sobie je wsadzić?
-Wiem.
-I dobrze. To sobie je tam wsadź. -mówiąc to odesłałam taksówkę i poszłam pieszo do centrum miasta. Potem odzyskałam swój wóz i znów w nim zamieszkałam. Dzień później zajadając kanapkę siedziałam na portalu randkowym. Poznałam jakiegoś chłopaka który ma nick: James Bond , a ja mam Pszczółka Maja.
-Hej! Mam ileś lat, oszukał mnie pewien chłopak. Okropny drań. Nienawidzę go.
-Hej! Ale nie musisz mi pisać o twoim byłym. Jesteś jeszcze dzieckiem czy co?
-Ej kolego nie podskakuj. Ile masz lat?
-10 a ty ślicznotko?
-Och ty! I kto tu mówi że jestem dzieckiem. Sam jesteś dzieciak! Łobuzie ty!
-Ty żmijo nie przezywaj małego misia.
-Że co? Ty masz na imię misio? Ale głupie! Powinieneś się nazywać GALARETA.-pisząc to zakończyłam rozmowę. Zdenerwowana, włamałam się do bazy mojej byłem pracy. I zaczęłam pisać pewną wiadomość.
Tymczasem Molly otworzyła internet i zauważyła wiadomość ode mnie. Dała ją na duży ekran i zaczęła czytać:
-Kevin to do ciebie. Ciekawe kto to? Hej Kevin to znów ja! Witaj łachudro! Nienawidzę cię, zraniłeś mnie. I co wsadziłeś sobie już te pieniądze? Pewnie powiesz mam je w nosie i Molly wyłącz to, ale nie mój drogi. Znam każdy twój krok zniszczę cie. A na dziś już koniec rozmowy, idę spać!-przeczytała Molly. Wszyscy zaczęli się śmiać. Kevin był wściekły. Nie ukrywam że reszta ekipy żałowała że mnie nie ma i miała żal do Kevina jak mógł mnie tak oszukać. Jedno wam powiem skrzywdzona dziewczyna będzie się mścić do końca swych dni. Nie odpuszczę mu. Co każdy dzień będzie dostawał wiadomości. Zmienię jego życie w piekło!
niedziela, 29 marca 2015
,,W cieniu prawdy''
Część 21
-Już wiem!-krzycząc to
wszyscy zeskoczyli z krzeseł.
-Co wiesz?-spytał Nick.
-Wiem, gdzie mogą
być.-odpowiedziałam.
-Mogą być w takim starym
domu nad rzeką w lesie. On tam zawsze uciekał gdy miał
problem.-mówiąc tu wskazałam na mapie miejsce tego domu.
-Skąd wiesz?-spytał Kevin.
-Jak byłam na studiach
pokazał mi to miejsce. -odpowiedziałam.
-Aha....-rzekł Kevin.
-Ty chyba nie myślisz
że....och ty! Nic z tych rzeczy ja i on? Nigdy!-mówiłam.
-Przecież nic takiego nie
powiedziałem.-mówił.
-Ale pomyślałeś.-oznajmiłam.
-No może...-mówiąc to
wzięliśmy samochód i pojechaliśmy do domku nad rzeką. Jechaliśmy
tam prawie trzy godziny. Miałam nadzieje że może znajdziemy tam
coś, co pomoże nam uwolnić Molly. Byłam ciekawa czy jeszcze żyje,
czy w ogóle jeszcze ją zobaczę. Jest dla mnie jak siostra.
Tymczasem Molly jeszcze żyła co było bardzo dziwne , że nie
zamordował jej. Widocznie miał jakiś powód. Może się w niej
zakochał? Kto wie?W końcu dotarliśmy na miejsce. Po cichu zakradając się usłyszałam jakieś rozmowy.
-Cicho...oni tu są.-wyszeptałam.
-Dobra, to kochani na miejsca.-powiedział cicho John.
Wybiliśmy drzwi lecz ich tam nie zastaliśmy. Sprawdziliśmy wszystko. Nie było ich nigdzie, więc wróciliśmy do domu ale mimo wszystko coś mi nie grało. Byłam pewna że ich tam zastanę, nawet słyszałam jakieś głosy. Może mi się zdawało? Nie mam pojęcia. Tymczasem Molly zaczęła się wiercić. Miała szanse na ucieczkę bo Erick gdzieś poszedł. W końcu wydostała się i pierwsze co zrobiła to znalazła telefon i wysłała wiadomość w której napisała że jest w takim domku nad rzeką. Czytając to krzyknęłam:
-A jednak!
-Co jednak?-spytała Kate.
-Molly wysłała wiadomość że jest w tym domku w którym byliśmy.
-Jak to? Przecież wszystko sprawdziliśmy.
-No właśnie...chyba że...
-Chyba że jest tam piwnica.
-No właśnie masz rację Kate. Była tam piwnica. On tam się chował. Że też na to wcześniej nie wpadłam.
-Ale miałaś za to nosa Meg. Gratuluje.
-Każdy człowiek ma nos.
-Ha..ha wiem ale tak się mówi.
-No tak. Sorka Kate. To jedziemy?
-Jedziemy!-krzyknęła Kate.
Ja poszłam po torbę ze sprzętem,
Kate powiedziała Johnowi a Kevin wyprowadził samochód z garażu. John i Nick zostali w domu. My wyruszyliśmy. Gdy Nick dowiedział się że Molly żyje od razu chciał z nami pojechać, lecz był tak pijany i zdruzgotany że nie narażaliśmy go. Pojechaliśmy sami ja , Kate i Kevin. Tymczasem Molly zamiast uciekać znów przywiązała się do krzesła by nie było żadnych podejrzeń. Gdy już przybyliśmy na miejsce postanowiliśmy że się rozdzielimy. Ja poszłam szukać piwnicy a Kevin i Kate poszli się rozejrzeć. Nagle Erick zaatakował Kevina zaczęli walczyć.
Kate, poszła czekać w samochodzie a ja otworzyłam piwnicę i zauważając Molly zaczęłam ją odwiązywać.
-Boże ! Molly!-mówiłam.
-Wiem Meg, jak wyglądam.-powiedziała Molly sycząc z bólu.
-Co on ci zrobił? Tak cię bił? Co mu się stało, że tak się zmienił. Nie rozumiem.
-Na pewno nie modlił się nad de mną. Nie rozumiem dlaczego mnie nie zabił.
-Ja też tego nie rozumiem, ale lepiej dla nas że żyjesz. Teraz chodźmy. Szybko!-krzycząc to zaczęłyśmy uciekać gdy pojawił się Erick. Złapał nas i uwięził. Pewnie zadajecie sobie pytanie gdzie jest Kate i Kevin? Czemu nas nie ratują? A więc odpowiadam wam. Erick uderzył tak mocno Kevina że stracił przytomność a Kate została zawiązana w bagażniku. Trochę może to śmieszne, że leży w bagażniku i w ogóle.
Po chwili zaczęłam z nim rozmawiać:
-Erick proszę wypuść nas. Co myśmy ci zrobiły?
-Meg, to nie twoja wina. Nie pozwolę cie skrzywdzić.
-Jak to?
-Nie pozwolę cię skrzywdzić bo cię kocham. Megan wybaczysz mi to wszystko?
-Erick! Przestań! Ja ciebie nie kocham! Kocham Kevina!
-Popełnisz wielki błąd kochając się w nim. On cie krzywdzi nie widzisz tego?
-Przestań!
Nagle wpadł Kevin i zaczął w niego wymierzać, lecz Erick zrobił pewną sztuczkę i wyrwał broń Kevinowi i role się odwróciły teraz to Erick celował w Kevina. Ja szybko przecięłam liny i wyciągając pistolet mówiłam
-Erick proszę cię opuść broń.
-Nie, kocham cię i będziemy razem.
-Erick zrozum to nigdy nie będziemy razem. Dałam ci odczuć czy co że tak myślisz?
-Jesteś piękna.
-Proszę cię. Erick na miłość boską. Przestań!
-Nie! Kogo wybierasz Meg: mnie czy Kevina?
Już nie wytrzymałam-płacząc nacisnęłam spust i zastrzeliłam Ericka. Zginął na miejscu. Potem uwolniliśmy się i uciekliśmy szybko. Jechaliśmy do domu. Ja nadal płakałam, zabiłam osobę z która znałam się od czasów studiów. To było straszne. Nie mogłam sobie z tym poradzić. Musiałam wybierać Erick lub Kevin. To było z byt trudne by po czymś takim nie mieć wyrzutów sumienia. Czułam się jak morderca, jak przestępca, ale musiałam się z tym oswoić. Trzeba żyć dalej. Wtedy zrozumiałam co to znaczy wojna, co znaczy zabijać i w ogóle. W ułamku sekundy można odebrać komuś życie. I pomyśleć że człowiek jak się narodzi to trwa to tak długo i w ogóle dorastanie, pierwsza klasa pierwszy wyraz wypowiedziany, pierwsze kroki a potem w sekundzie można to odebrać. To jest tak nie sprawiedliwe że każdy kto się narodzi musi umrzeć. Potem po człowieku zostaje tylko wspomnienie. Gdy człowiek umiera zostawia wszystko, dom, pieniądze, rodzinę. I nie może się sprzeciwić śmierci. To jest przerażające. Rodzimy się po to by zmienić świat by zaistnieć, a potem umieramy. W tym akurat każdy jest równy.
,,W cieniu prawdy''
Część 20
-Hej Moll...-zarywał Erick do Molly.
-Nie jestem Moll tylko Molly i nie
przeszkadzaj mi ,pracuje nad nowym sprzętem.-powiedziała.
-O jaka jesteś
ostra.-oznajmił.-Umówisz się ze mną?
-Ja z tobą? Nie.-zdziwiona rzekła.
-Nie podobam ci się?-spytał
przybliżając się do Molly.
-Co ty robisz?-spytała przestraszona.
-Odpowiedz na pytanie. Nie podobam ci
się?-powtórzył.
-Nie. -odpowiedziawszy to zauważyłam
Ericka z Molly i spytałam
-Erick co ty robisz?
-Nie , no nic Meg. Chciałem się
spytać co robi Molly. Prawda Molly?
-Tak...tak to prawda.
-Czy ty się denerwujesz czymś Molly.
Jesteś strasznie spięta.
-Nie, po prostu denerwuje się tą
sprawą z DRWALEM mam nadzieje że go schwytamy wcześniej lub
później.
-Aha...-nie chciało mi się do końca
wierzyć że to o to chodziło Molly, była okropnie spięta. Nie
wyciągam żadnych wniosków , ale chyba Erick próbował się
dobierać do Molly. Mam nadzieje że by mi o tym powiedziała, bo
znam go już trochę i pamiętam że na studiach był okropnym
podrywaczem, ale miał zawsze problem z dziewczynami. Przerażał je
,nie był zbyt przystojny. Bały się go wszystkie, kolegował się
tylko ze mną. Byłam jedyną można powiedzieć że przyjaciółką
jego. Gdy Erick szedł do swojego pokoju , wpadł na Kevina.
Zdenerwowany Erick powiedział:
-Uważaj jak idziesz łamago!
-Coś ty powiedział?
-To co słyszałeś. Ła-ma-go!
-Aha...
-Nie pozwolę ci skrzywdzić Meg.
-O czym ty mówisz?
-Domyśl się. Jeśli ją skrzywdzisz
już po tobie Kevinie.
-Nie wiem o czym mówisz...Erick.
-Dobrze wiesz.
Kevin zdenerwował się i zaczęli się
bić z Erickiem. Z gabinetu Johna wyszła Kate i rozdzieliła ich.
Widać było że Molly nie ma ochoty z
nikim gadać więc postanowiłam że pójdę do Kevina. Spotkałam go
na schodach i zaproponowałam mu byśmy się gdzieś przeszli.
Zgodził się. Poszliśmy na spacer. Rozmawialiśmy trochę między
innymi o nas, lecz Kevin ciągle omijał ten temat mówiąc jak
nienawidzi Ericka.
-On mnie doprowadza do szału. Meg jak
mogłaś go lubić?
-Kevin wiem że go nienawidzisz , ale
możemy porozmawiać o czymś innym?
-Dobrze, kochanie.
-Już lepiej. Tak się zastanawiam
czemu myśmy się zakochali w sobie. Przecież strasznie nie
lubiliśmy się.
-Nie wiem. Widocznie los tak chciał.
-Kevin mam pytanie: Co ci się we mnie
najbardziej podoba?
-Wszystko!
-Jak to wszystko? Ale szczerze pytam
więc mam nadzieje że odpowiesz nie kłamiąc.
-Ja mówię prawdę , wszystko mi się
w tobie podoba. Jesteś moją królową.
-A ty mym królem. Kocham cię!-wyznając
to przytuliłam się do Kevina. Siedliśmy na ławce i milczeliśmy
słuchając śpiewu ptaków i szumu drzew. Widząc jak się zachowuje
Kevin spytałam go czy dobrze się czuje on na to że go głowa boli.
Coś ukrywał chyba, ale to już mnie nie dotyczy. Wracając do domu
spytałam Johna gdzie jest Erick on powiedział że wyszedł na
miasto. Minęło parę dni i nadszedł piątek-dzień DRWALOWEGO.
Normalnie strach się bać.
-Musicie go namierzyć. Nie może już
nikogo skrzywdzić.-powiedział John.-Ja, Kate, Meg, i Kevin jedziemy
na rynek, a Erick, Molly i Nick zostajecie by dopilnować tu
wszystkiego.
-Dobrze. Jakby co to powiemy wam
dzwoniąc.-powiedziała Molly.
My wsiedliśmy do wozu i odjechaliśmy.
Przyznam szczerze że martwię się trochę o Molly. Widziałam
przerażenie w jej oczach, ale na pewno sobie poradzi ma jeszcze
Nicka.
-No i co robimy Moll?-spytał Erick.
-A co mamy robić? Nie widzisz że
pracujemy? Musimy go dorwać. DRWAL już nikogo nie
skrzywdzi.-powiedziała Molly.
-Ty też się czymś zajmij.-wtrącił
Nick.
-Ty się już nie odzywaj
gadzino.-rzekł Erick.
-Jestem Molly przypominam ci.
-powiedziawszy to wstała z krzesła i siadła przed komputerem i
szukała różnych informacji. Erick kręcił się okropnie koło
Molly. Chodził wokół niej nie spuszczając z niej oka. W końcu
odezwał się do Nicka
-Ej no gdzie jest kibel ?
-Erick jesteś tu już koło tygodnia a
nie wiesz? Do góry, w lewo prosto i w prawo i już.
-Zaprowadzisz mnie tam?
-No dobra chodź.
Nick zaprowadził Ericka do łazienki.
Wskazując mu drogę Erick wziął jakiś kij i uderzył Nicka.
Stracił on przytomność, potem zamknął go w toalecie i wyrzucił
klucz. Wrócił Erick sam. Molly spytała:
-Gdzie Nick?
-Musiał po coś pójść do pokoju.
-Aha..-mówiąc to zauważyła bliznę
na ręce Ericka taką samą jak ma drwalowy. Molly popadła w panikę.
Żeby nie zwrócić na siebie uwagi, napisała wiadomość do mnie że
Erick to DRWALOWY! Erick zauważył podenerwowaną Molly więc
spytał:
-Co ci jest?
-Nic, słabo mi. Gorąco tu prawda?
-Chodzi o drwalowego?
-Muszę na chwilę się przewietrzyć ,
gorąco tu.
-Jak się dowiedziałaś?
-Ale co?
-Nie kłam! Wiem że zauważyłaś że
jestem drwalowym ale jak?
-Twoja blizna. Taką ma drwalowy.
-Idziesz ze mną.
-Proszę nie rób mi krzywdy ,
błagam...
-Łzy nic ci tu nie pomogą. Zginiesz
jak tamte..-mówiąc to złapał Molly zawiązał ją a potem wywiózł
gdzieś do domku w lesie. My czekaliśmy na rynku aż w końcu
dostałam wiadomość od Molly.
-O mój Boże! Szybko do wozu jedziemy
do domu!-krzyczałam biegnąc do auta.
-Co się stało?-spytał John siadając
do wozu.
-Erick to DRWALOWY , zamknął gdzieś
Nicka a Molly porwał.-odpowiedziawszy jechaliśmy bardzo szybko by
zdążyć. Gdy dojechaliśmy nie było już śladu po Molly i
Ericku. Pobiegłam na górę i usłyszałam wołanie. Dobiegało ono
z łazienki. Otworzyłam a tam leżał Nick zawiązany. Uwolniłam go
. Płakał obwiniając się o wszystko że to przez niego teraz nie
ma Molly.
-Nie płacz , to nie twoja wina.
Odnajdziemy ją. -mówiłam pocieszając Nicka.
-Gdybym nie był taką ofermą to bym
ją obronił .Dałem się podejść jak dziecko. Mogłem się
domyślić. -płakał. Wytarłam mu łzy. Siedzieliśmy w toalecie
pod drzwiami. Naszą rozmowę słyszał Kevin. Chyba chciał wejść,
ale rozmyślił się. Jeszcze siedzieliśmy tak dwie godziny. Chwile
w milczeniu i chwile rozmawiając. Potem wyszliśmy i ustalaliśmy
wszyscy plan działania. Jako że ja znałam najlepiej Ericka mogłam
niektóre rzeczy wiedzieć albo się domyślić.
Zaznaczyliśmy przypuszczalnie miejsca
w okolicy rynku i naszego domu w których mógł zabijać albo
przetrzymywać swe ofiary. Siedzieliśmy nad tym do rana. Tymczasem
Molly odezwała się do Ericka.
-Proszę wypuść mnie. Nikomu nie
powiem. Ja chce żyć. Mam jeszcze wiele przed sobą. Proszę cię
Erick.
-Nie! Zamknij się. Bo cię zabije.
-I tak mnie zabijesz.
-Racja. Ale wcześniej lub później.
-Nie przewidziałam takiej odpowiedzi.
-No to myśl laluniu. Teraz zrozumiesz
jak to jest mnie skrzywdzić.
-Dlaczego zabijasz?
-Odpłacam się tym co mnie ranili na
studiach.
-Przecież ja cię nawet nie znałam
wtedy.
-Może nie znałaś ale z raniłaś.
-Proszę, przepraszam. Ja nie
wiedziałam...nie chciałam. Miej litość.
-Ja mam mieć litość? A gdzie tamci
co mnie skrzywdzili nie mieli litości. Mając 10 lat, moi koledzy
wzięli siekierę i posiekali mi pieska którego kochałem nad życie.
Teraz ich to spotka. Kiedyś wszystko się wraca.
-Masz rację, ale to powód by mścić
się na tych którzy nie brali w tym udziału?
-Tak, to jest powód. Twoja matka była
nauczycielką prawda?
-Tak, uczyła w twojej szkole chemii.
-Widzisz sama.
-Nie rozumiem co ma z tym wspólnego
moja mama.
-To , że jesteś jej córką Molly.
-I co z tego? Ty też jesteś czyimś
dzieckiem.
-Ona wtedy była moją wychowawczynią
, widziała wszystko jak bili mnie, jak wyzywali. Nawet jak posiekali
mi pieska na boisku szkolnym i nie zareagowała. Nie broniła mnie.
Chociaż powinna to zrobić, innych głaskała po główkach a mnie
nienawidziła. Przyrzekłem sobie tamtego dnia że skrzywdzę jej
dzieci jak ona mogła czyjeś tak ja mogę jej.
-O mój Boże! Powiedz mi dlaczego
zabiłeś córkę Elisabeth?
-Jak wyleciałem ze szkoły czytałem
dużo o tej agencji waszej i chciałem dołączyć do was, a wtedy
rządziła jeszcze ta Elisabeth. Nie przyjęła mnie. Powiedziała że
oferm nie przyjmuje. Wszystkie ofiary mają coś na sumieniu.
-Błagam cię, nie rób tego. Za co?
Dlaczego ja?
-Zamilcz!-krzyknął i wyszedł
zamykając drzwi za sobą.
INFORMACJA
Przepraszam wszystkich czytelników za brak kolejnych części mojej powieści. Wynika to z braku internetu. Postaram się to wszystko nadrobić, chodź nie będzie to łatwe. Dziękuję za uwagę, i zachęcam do czytania ;)
niedziela, 22 marca 2015
,,W cieniu prawdy''
Część 19
Dwa dni później...
-Hej gołąbki!-powiedziała Kate podchodząc do nas z telefonem.
-Co tam masz?-spytałam.
-Filmik.-odpowiedziała pokazując nam go.-Oglądajcie uważnie, to jest John w nocy. Jak chrapie.
Oglądaliśmy śmiejąc się w końcu odezwał się Kevin:
-To gorzej niż Megan.
-Ej no, ja aż tak strasznie nie chrapałam. No może..trochę...ale ty podpaliłeś namiot i musieliśmy spać na polu.
-No tak Meg, ale za to mogliśmy pogadać szczerze i...oglądnąć zachód słońca z deszczem meteorów.
-Tak na marginesie to jakie powiedziałeś życzenie?
-Nie ważne jakie, ważne że się spełniło.-mówiąc to pocałował mnie w policzek.
Jeżeli jesteście jeszcze nie pewni co do nas to odpowiadam wam: Tak jesteśmy parą. Jestem szczęśliwa. Jest taki słodki. Wiem to żałosne.
-No dobrze już dobrze, takie sprawy możecie na osobności załatwiać. -wtrąciła Kate śmiejąc się.-Teraz chodźcie , mamy nową sprawę.
-Dobrze już idziemy.-mówiąc to poszliśmy na spotkanie.
-No w końcu jesteście ! Już myślałem że już nie przyjdziecie.-powiedział trochę złośliwie John.
-Co on taki zły?-szepnęłam do ucha Molly.
-To przez ten filmik jak chrapie i śpi z misiem. Ha..ha...-odpowiedziała.
-To jest hit.-wtrącił Nick.
-Można już zacząć?-spytał zły.
Rozpoczął mówić jaką mamy kolejną sprawę. Sprawa dotyczyła zabójcy z siekierą. Był to mężczyzna z ksywą drwalowy. Jego ofiarami padały kobiety, najpierw obcinał im włosy , potem zabijał siekierą a na końcu na każdej kobiety czole pisał wyraz ''DRWALOWY'' (od tego ta ksywa). Ta sprawa mroziła krew w żyłach. Straszna sprawa, zwłaszcza ze kobietami były brunetki od 17-30 lat. Ginęły co tydzień w piątek o godzinie 20:00. Znaleziono już takich zwłok 8. Zabił osiem kobiet. Mogły to być czyjeś: córki, żony, matki...straszne.
-Musicie rozszyfrować kto zginie następny. I nie chce was straszyć ale to kobiety powiązane z naszą agencją. Ostatnia dziewczyna miała 17 lat i była jedyną córką Elisabeth. -powiedział zawiedziony John.
Gdyby ktoś nie pamiętał to ona jest Elisabeth.
-Która to Elisabeth?-spytałam.
-To ta w której kochał się John, teraz kocha się w Kate.-powiedział Kevin.
-To straszne.-powiedziawszy to słuchaliśmy dalej przemowy Johna. Potem każdemu przydzielił zadania. Widząc że dobrze się dogaduję z Kevinem , John wyznaczył nam schwytanie go. Nagle Molly zakrzyczała, spytałam się co się stało a ona powiedziała że dziś jest piątek i jest godzina 17:20. Pozostało nam nie wiele czasu by uratować kolejną ofiarę. Wiemy tyle że mężczyzna polował na swe ofiary na rynku miasta. Tam udaliśmy się z Kevinem z Kate i z Johnem. Molly i Nick zajęli się dokładnym sprawdzeniem tych ofiar i wiadomościami o nich. My siedzieliśmy przy fontannie, potem zadzwoniła Molly odebrał Kevin i zaczął z nią rozmawiać.
-I co masz Molly.
-Wiemy że giną kobiety z agencji naszej a poza tym nic nie wiemy.
-To wiemy, więc nic nowego nie ma . Zadzwoń dopiero wtedy kiedy będziesz już coś nowego wiedzieć.
-Dobra, ale uważajcie. Dobra to pa.
-Pa.
Wstałam i postanowiłam że pójdę do sklepiku obok po coś słodkiego. Zgłodniałam.
-Ej Meg, uważaj na siebie. -powiedział Kevin.-Może pójdę z tobą?
-Dzięki nie trzeba.-odpowiedziawszy to poszłam i ustawiłam się w kolejce. Kevin nie spuszczał mnie z oka. Kupiłam jakąś kawę z mlekiem 4 razy i jakieś batoniki i idąc do fontanny wpadł na mnie jakiś koleś.
-Ej no patrz jak chodzisz łamago! Chłopie chcesz bym cię oparzyła?
-Meg?
-Skąd wiesz....Erick?
-No temperament ci się nie zmienił nadal pokazujesz pazurki. Ostatnio widzieliśmy się....
-Na studiach.
-Kopę lat.
-Mhm..
-Wypiękniałaś, a ten koleś co do nas teraz idzie to kto to jest?
-Ty zawsze taki ciekawski byłeś. To mój chłopak. Gdzie się tak śpieszysz?
-O, masz chłopaka. Dobra ja lecę , bo się spóźnię. Idę do pracy.
-Jest prawie 20:00 o tej porze?
-No tak na nocną zmianę. To pa! Miło cie było widzieć.
Kevin podszedł do mnie i spytał kto to był. Ja powiedziałam prawdę kolega ze studiów. Nie wiedziałam że jest taki zazdrosny, ale to miłe. Chodź żeby nie do przesady. Byliśmy na rynku jeszcze przez godzinę potem wróciliśmy do bazy. To było dziwne bo nikt nie zginął przez tą noc.
-To chyba dobrze że nikt nie zginął tej nocy co nie?-spytałam.
-No , nie wiem. Za tydzień zginął pewnie dwie kobiety. Coś musiało mu dzisiaj przeszkodzić -oznajmiła Kate. Wszyscy poszliśmy już spać. Następnego dnia, o 7:00 rano John obudził nas i powiedział że mamy nowego członka grupy, byśmy się z nim zapoznali. Wszyscy w piżamach zeszliśmy do salonu i poszliśmy go zobaczyć. Gdy stanął w progu normalnie zatkało mnie był to Erick. Ten sam chłopak z którym wcześniej rozmawiałam, kolega ze studiów. Byłam zdziwiona że ona w naszej drużynie...on nigdy nie znosił czegoś takiego. To było przerażająco dziwne...
-Hej Erick. Co ty tu robisz?-spytałam.
-To ja powinienem cię chyba o to samo spytać. Nie wiedziałem że tu pracujesz. Powiedziałaś mi że ten o tu koło ciebie jest twoim chłopakiem.-powiedział Erick.
-Bo to prawda, jest moim chłopakiem. A ty mówiłeś wczoraj że idziesz do pracy a nie że starasz się o nią.
-Oj tam. Miło mi się poznać chłopaku Meg. A jeszcze na studiach zaklinała że nie będzie z nikim się wiązała. Jak ją przekonałeś?
-To nie było trudne i jestem Kevin tak na przyszłość. Tak na marginesie zawsze się tak pocisz?
-Nie, no po prostu rano biegałem i ...
-No nie wiem ...skoro jest teraz 7:05?
-No tak, ale się stresuję nową pracą.
-A może tym że coś ukrywasz?
-Oj Meg, masz niezłego chłopaka.
-Dobra Kevin, zostaw go. Widać że się denerwuje. Ja się nie muszę przedstawiać jestem Meg, tam jest John, Kevin, Molly, Kate i Nick.
Kevin zostawił go. Coś nie przypadli sobie do gustu.
Dwa dni później...
-Hej gołąbki!-powiedziała Kate podchodząc do nas z telefonem.
-Co tam masz?-spytałam.
-Filmik.-odpowiedziała pokazując nam go.-Oglądajcie uważnie, to jest John w nocy. Jak chrapie.
Oglądaliśmy śmiejąc się w końcu odezwał się Kevin:
-To gorzej niż Megan.
-Ej no, ja aż tak strasznie nie chrapałam. No może..trochę...ale ty podpaliłeś namiot i musieliśmy spać na polu.
-No tak Meg, ale za to mogliśmy pogadać szczerze i...oglądnąć zachód słońca z deszczem meteorów.
-Tak na marginesie to jakie powiedziałeś życzenie?
-Nie ważne jakie, ważne że się spełniło.-mówiąc to pocałował mnie w policzek.
Jeżeli jesteście jeszcze nie pewni co do nas to odpowiadam wam: Tak jesteśmy parą. Jestem szczęśliwa. Jest taki słodki. Wiem to żałosne.
-No dobrze już dobrze, takie sprawy możecie na osobności załatwiać. -wtrąciła Kate śmiejąc się.-Teraz chodźcie , mamy nową sprawę.
-Dobrze już idziemy.-mówiąc to poszliśmy na spotkanie.
-No w końcu jesteście ! Już myślałem że już nie przyjdziecie.-powiedział trochę złośliwie John.
-Co on taki zły?-szepnęłam do ucha Molly.
-To przez ten filmik jak chrapie i śpi z misiem. Ha..ha...-odpowiedziała.
-To jest hit.-wtrącił Nick.
-Można już zacząć?-spytał zły.
Rozpoczął mówić jaką mamy kolejną sprawę. Sprawa dotyczyła zabójcy z siekierą. Był to mężczyzna z ksywą drwalowy. Jego ofiarami padały kobiety, najpierw obcinał im włosy , potem zabijał siekierą a na końcu na każdej kobiety czole pisał wyraz ''DRWALOWY'' (od tego ta ksywa). Ta sprawa mroziła krew w żyłach. Straszna sprawa, zwłaszcza ze kobietami były brunetki od 17-30 lat. Ginęły co tydzień w piątek o godzinie 20:00. Znaleziono już takich zwłok 8. Zabił osiem kobiet. Mogły to być czyjeś: córki, żony, matki...straszne.
-Musicie rozszyfrować kto zginie następny. I nie chce was straszyć ale to kobiety powiązane z naszą agencją. Ostatnia dziewczyna miała 17 lat i była jedyną córką Elisabeth. -powiedział zawiedziony John.
Gdyby ktoś nie pamiętał to ona jest Elisabeth.
-Która to Elisabeth?-spytałam.
-To ta w której kochał się John, teraz kocha się w Kate.-powiedział Kevin.
-To straszne.-powiedziawszy to słuchaliśmy dalej przemowy Johna. Potem każdemu przydzielił zadania. Widząc że dobrze się dogaduję z Kevinem , John wyznaczył nam schwytanie go. Nagle Molly zakrzyczała, spytałam się co się stało a ona powiedziała że dziś jest piątek i jest godzina 17:20. Pozostało nam nie wiele czasu by uratować kolejną ofiarę. Wiemy tyle że mężczyzna polował na swe ofiary na rynku miasta. Tam udaliśmy się z Kevinem z Kate i z Johnem. Molly i Nick zajęli się dokładnym sprawdzeniem tych ofiar i wiadomościami o nich. My siedzieliśmy przy fontannie, potem zadzwoniła Molly odebrał Kevin i zaczął z nią rozmawiać.
-I co masz Molly.
-Wiemy że giną kobiety z agencji naszej a poza tym nic nie wiemy.
-To wiemy, więc nic nowego nie ma . Zadzwoń dopiero wtedy kiedy będziesz już coś nowego wiedzieć.
-Dobra, ale uważajcie. Dobra to pa.
-Pa.
Wstałam i postanowiłam że pójdę do sklepiku obok po coś słodkiego. Zgłodniałam.
-Ej Meg, uważaj na siebie. -powiedział Kevin.-Może pójdę z tobą?
-Dzięki nie trzeba.-odpowiedziawszy to poszłam i ustawiłam się w kolejce. Kevin nie spuszczał mnie z oka. Kupiłam jakąś kawę z mlekiem 4 razy i jakieś batoniki i idąc do fontanny wpadł na mnie jakiś koleś.
-Ej no patrz jak chodzisz łamago! Chłopie chcesz bym cię oparzyła?
-Meg?
-Skąd wiesz....Erick?
-No temperament ci się nie zmienił nadal pokazujesz pazurki. Ostatnio widzieliśmy się....
-Na studiach.
-Kopę lat.
-Mhm..
-Wypiękniałaś, a ten koleś co do nas teraz idzie to kto to jest?
-Ty zawsze taki ciekawski byłeś. To mój chłopak. Gdzie się tak śpieszysz?
-O, masz chłopaka. Dobra ja lecę , bo się spóźnię. Idę do pracy.
-Jest prawie 20:00 o tej porze?
-No tak na nocną zmianę. To pa! Miło cie było widzieć.
Kevin podszedł do mnie i spytał kto to był. Ja powiedziałam prawdę kolega ze studiów. Nie wiedziałam że jest taki zazdrosny, ale to miłe. Chodź żeby nie do przesady. Byliśmy na rynku jeszcze przez godzinę potem wróciliśmy do bazy. To było dziwne bo nikt nie zginął przez tą noc.
-To chyba dobrze że nikt nie zginął tej nocy co nie?-spytałam.
-No , nie wiem. Za tydzień zginął pewnie dwie kobiety. Coś musiało mu dzisiaj przeszkodzić -oznajmiła Kate. Wszyscy poszliśmy już spać. Następnego dnia, o 7:00 rano John obudził nas i powiedział że mamy nowego członka grupy, byśmy się z nim zapoznali. Wszyscy w piżamach zeszliśmy do salonu i poszliśmy go zobaczyć. Gdy stanął w progu normalnie zatkało mnie był to Erick. Ten sam chłopak z którym wcześniej rozmawiałam, kolega ze studiów. Byłam zdziwiona że ona w naszej drużynie...on nigdy nie znosił czegoś takiego. To było przerażająco dziwne...
-Hej Erick. Co ty tu robisz?-spytałam.
-To ja powinienem cię chyba o to samo spytać. Nie wiedziałem że tu pracujesz. Powiedziałaś mi że ten o tu koło ciebie jest twoim chłopakiem.-powiedział Erick.
-Bo to prawda, jest moim chłopakiem. A ty mówiłeś wczoraj że idziesz do pracy a nie że starasz się o nią.
-Oj tam. Miło mi się poznać chłopaku Meg. A jeszcze na studiach zaklinała że nie będzie z nikim się wiązała. Jak ją przekonałeś?
-To nie było trudne i jestem Kevin tak na przyszłość. Tak na marginesie zawsze się tak pocisz?
-Nie, no po prostu rano biegałem i ...
-No nie wiem ...skoro jest teraz 7:05?
-No tak, ale się stresuję nową pracą.
-A może tym że coś ukrywasz?
-Oj Meg, masz niezłego chłopaka.
-Dobra Kevin, zostaw go. Widać że się denerwuje. Ja się nie muszę przedstawiać jestem Meg, tam jest John, Kevin, Molly, Kate i Nick.
Kevin zostawił go. Coś nie przypadli sobie do gustu.
,,W cieniu prawdy''
Część 18
-Hej Kate, Molly, Nick. Gdzie Kevin i Meg?-spytał wychodząc z namiotu John. Przysiadł się do reszty. Podczas gdy wszyscy już zjedli śniadanie to myśmy jeszcze spali. Chodź była godzina 10:45, nigdy tak długo nie spałam. To pewnie Kevin tak na mnie działa. Jako pierwszy obudził się Kevin który zawołał:
-Heeej! Chodźcie tu!
-Co się stało?-spytał Nick odsłaniając namiot. Wszyscy zaraz po Nicku zebrali się w około namiotu i nie wiedzieli o co chodzi. Przypatrując się w końcu Kevin powiedział:
-Ściągnijcie ją ze mnie!
-Ale dlaczego tak słodko sobie śpi do ciebie przytulona...jak dziecko.-widząc mnie przytuloną do Kevina powiedziała Kate.
-No zróbcie jej coś! Przecież nie jestem pluszowym misiem!
-Może jesteś taki mięciutki jak miś.-rzekła Molly, a jak ona już coś powie to już masakra.
-To weźmiecie ją?
-Ty ją weź sam.-powiedział John wracając do śniadania.
Kevin chyba bał się mnie obudził więc leżał na plecach i czekał aż się obudzę, przez ten czas przyglądał się mi i czytał książkę. W końcu się obudziłam o 12:00. Kevin był prze szczęśliwy że może już się ruszyć z namiotu. Spytał mnie dlaczego się do niego przytuliłam a ja powiedziałam że nie wiem tak do końca ale to dlatego że zabrał mi misia. Jeszcze nie wiecie ale ja mam misia pluszowego i bez niego nie zasnę. Kevin normalnie załamał ręce i powiedział:
-Czyli ja zostałem twoim misiem?
-Ej no aż taki milutki to nie jesteś.
-A jaki jestem?
-Jesteś twardy jak skała. I twoja klata też jest twarda.
-Boże! Widzisz a nie grzmisz! Za jakie grzechy musisz tu być.
-Sam mnie tu przyprowadziłeś w worku na głowie.
-No dobra wgrałaś, a teraz chodź raczej już na obiad. Jestem głodny jak wilk!
-Jesteś wilkiem? Zjesz mnie jak czerwonego kapturka?
-To jest przysłowie. Tak się mówi gdy człowiek jest bardzo głodny, a zresztą jak bym był to bym cię nie tknął. Jesteś taka koścista.
-A ty znów swoje uważasz że jestem zbyt chuda? A ty co kościotrupie.
-Znów wymyśliłaś nowe przezwisko?
-Nie, po prostu tak mi się powiedziało.
-Dobra to chodźmy na ten obiad bo zaraz na prawdę cie zjem.
-No to chodźmy.
Siedzieliśmy przy ognisku i zajadaliśmy pieczone ziemniaczki znowu z rybką i z ogórkiem kiszonym. Pychaaa...
-To co dziś robimy?-spytałam.
-Dziś macie dzień swobody możecie robić co chcecie ponieważ jutro musimy już wracać niestety bez nas sobie nie dają rady. -powiedział John.
-A tak przyjemnie było...-mówiłam.
-No co było fajnego w tym że się nie wyspałem że wpadłem do bagna i w ogóle.-wtrącił Kevin.
-Mi się podobało chyba ty tu masz tylko takie kompleksy chyba masz kryzys wieku średniego.-powiedziałam.
-Ja, kryzys? Niby dlaczego?-pytał.
-No bo jesteś już w średnim wieku nie masz dziewczyny ...nikt się tobą nie zachwyca....jest twardy...może dlatego. -odpowiedziałam.
-Nie żartuj sobie, ty też jesteś sama.-kłócił się.
-Tak ale ja jestem singlem i nie mam kryzysu.-powiedziawszy to potem uspokoiła nas Kate. Po obiedzie każdy poszedł w swoją stronę ja poszłam nad staw porzucać kamykami, Kate i John gdzieś oboje zniknęli to bardzo dziwne...coś chyba się kroi...też tak sądzicie? A Molly i Nick poszli padać jakieś kwiaty czy coś, a Kevin wrócił do namiotu i siedział tam. Nagle z namiotu wydobywał się jakiś krzyk:
-Meg! Chodź tu szybko!-wołał Kevin. Nie wiedziałam co się stało więc szybko przybiegłam tam.
-Co tak się drzesz jak stare gacie?!
-Co to jest?
-Co?
-No to , po co ci pistolet pod poduszką?
-Grzebałeś w moich rzeczach? Nie ufasz mi?
-To ty mi nie ufasz, po co ci ten pistolet?
-Bałam się w nocy że mnie zaatakujesz.
-Ja ? Ciebie? O nie no śpię normalnie z wariatką.
-Ej no ale bez takich. Zresztą to nie jest prawdziwy pistolet tylko zapalniczka.
-Co ty gadasz, zapalniczka?
-No, co takie oczy robisz jak karp. No zapalniczka.
-Aha...no dobra przepraszam.
-Naprawdę sądziłeś że mogę cię skrzywdzić?
-Nie, skądże. Bałem się o ciebie że się zabijesz.
-Jeszcze tak głupia nie jestem.
-Wiem, przecież, a więc to zapalniczka...aha...-zastanawiając się Kevin nacisną ten pistolet i naprawdę była to zapalniczka. Zaczął się śmiać, aż nagle zapalił się namiot! Zaczęłam krzyczeć, Kevin zeskoczył na równe nogi i pobiegliśmy do jeziorka po wodę. Ugasiliśmy trochę ten pożar, ale z namiotu zostały strzępy. Na szczęście zdążyłam wziąć misia i książkę.
-I gdzie my teraz będziemy spali? To wszystko przez ciebie Meg!-krzyczał załamany Kevin. Tak głośno krzyczał że przybiegł tu John z Kate. Dali nam jakiś koc i poduszkę. Musieliśmy spać na polu. Nie wyobrażałam sobie tego. Zimno, twardo ....masakra.
-Dobra dzieciaki chodźcie za mną. Boimy się że jeszcze my ucierpimy przy waszych kłótniach więc będziecie tutaj spali parę metrów od namiotów. I nie wchodźcie lepiej po za tą linę. Macie tu jakiś prowiant a tą noc musicie sobie poradzić.-wskazują miejsce i dając jedzenie powiedział John. Odszedł zostawiając nas samych. Jak mieliśmy przetrwać tę noc musieliśmy się z organizować. Przecież to tylko wycieczka a my robimy z tego takie wielkie halo.
-Dobra, ja rozpalam ognisko a ty idź i przygotuj kolację. Potem...zobaczymy co będzie potem. Najwyżej się pozabijamy. -powiedziawszy to Kevin zaczął rozpalać ognisko ja tak jak mówił przygotowałam kolację. Wszystko było dobrze, potem gdy już kolacja była gotowa siedząc i jedząc oglądaliśmy zachód słońca.
Mówię wam coś pięknego. Tak romantycznie....ach....szkoda że Kevin jest taki jaki jest. Tymczasem John i reszta świetnie się bawili, gdy Molly spytała dlaczego nas odesłał dalej od namiotów odpowiedział że to tylko jedyny sposób byśmy się pogodzili. I rzeczywiście miał rację pogodziliśmy się. Potem normalnie zaczęliśmy rozmawiać ze sobą:
-Piękny zachód słońca. I co Kevin smakuje ci jedzenie?
-Tak, pyszne. Dobrze gotujesz. Przepraszam cię, zachowałem się jak palant.
-Nie przepraszaj to ja nie powinnam mieć ten pistolet i w ogóle. Przepraszam Kevin.
-Spoko. Tak na marginesie to podobała mi się ta wycieczka. I nie jestem z kamienia. Też mam serce.
-Wiem , ale nie to miałam na myśli mówiąc że jesteś twardy.
-A co miałaś na myśli?
-To że masz twarde ramię.
-Ha..ha...aha. To nawet ty masz twarde.
-Wiem. Jak śpisz to nie jesteś taki groźny.
-Serio?
-No serio. Jesteś taki milutki. Czuje się przy tobie bezpiecznie.
-Nie jestem milutki. Jak się pojawiłaś ...to dałaś mojemu życiu radość. Nie skupiam się już na pracy chodź stawiałem ją zawsze na pierwszym miejscu. Masz rację jestem egoistą.
-Ale ja tak nie powiedziałam.
-Ale tak pewnie myślałaś.
-No...czasami.
-Jesteś szczera aż do bólu. Teraz, na pierwszym miejscu jest....
-Co jest?
-Ty....-odpowiadając pocałował mnie.
Potem chwile milczeliśmy aż w końcu się odezwałam:
-Ładna pogoda..
-Ha..no przepiękna.
-Kevin, opowiedz mi coś o sobie.
-Jestem Kevin-tyle to już wiesz. Jestem z domu dziecka, nie wiem nic o rodzicach...
-Co cie skłoniło byś przyszedł do naszej ekipy?
-Mając 18 lat, wyszedłem z domu dziecka potem spotkałem Johna i on mi pomógł stanąć na nogi. Zrozumiałem że to jest mój dom.
-Wow...lubisz tą pracę?
-Tak, ja ją kocham. Teraz ty coś opowiedz o sobie.
-Moim rodzice zginęli wypadku nie wiem dokładnie jak to się stało. Lecz za nim zginęli pracowałam tam w jakieś pracy. Nie skończyłam studiów wyleciałam po pierwszym roku. Potem idąc do pracy zobaczyłam coś co było okropne. Widziałam mężczyznę który bardzo wysoko skakał po dachach wieżowców i zeskoczył z jednego z nich potem dziwnie ręce ułożył i zamroził kogoś. Poleciałam do pracy i nagłośnić chciałam to że istnieją w śród nas ludzie z mocami. Nikt mi nie wierzył wyleciałam z pracy. Potem ten wypadek rodziców i potem utrata domu i wszystkiego...tak zamieszkałam w swoim wozie.
-Przykro mi.
-To nie twoja wina. ...przyszedł komornik nie miał litości...wszystkie zdjęcia spalił ledwo co uratowałam książkę i misia. To moja jedyna pamiątka.-mówiąc to rozpłakałam się. Kevin otarł mi łzy i przytulił mnie. Potem zasnęliśmy przytuleni do siebie. W nocy się potem obudziłam i patrzyłam w gwiazdy razem z Kevinem. Nagle zauważyliśmy deszcz meteorów.
Wypowiedzieliśmy potem po cichu życzenia i na koniec by to tak jakby przypieczętować pocałowałam go w policzek. Leżeliśmy tak jeszcze parę godzin i rozmawialiśmy aż potem zasnęliśmy znów i spaliśmy do rana. Rano wzięliśmy wszystkie rzeczy , zapakowaliśmy do auta i wróciliśmy do naszej twierdzy. Powiem wam że to był najpiękniejsze chwile w moim życiu. Na pewno ta wycieczka zostanie mi w pamięci do końca życia.
-Hej Kate, Molly, Nick. Gdzie Kevin i Meg?-spytał wychodząc z namiotu John. Przysiadł się do reszty. Podczas gdy wszyscy już zjedli śniadanie to myśmy jeszcze spali. Chodź była godzina 10:45, nigdy tak długo nie spałam. To pewnie Kevin tak na mnie działa. Jako pierwszy obudził się Kevin który zawołał:
-Heeej! Chodźcie tu!
-Co się stało?-spytał Nick odsłaniając namiot. Wszyscy zaraz po Nicku zebrali się w około namiotu i nie wiedzieli o co chodzi. Przypatrując się w końcu Kevin powiedział:
-Ściągnijcie ją ze mnie!
-Ale dlaczego tak słodko sobie śpi do ciebie przytulona...jak dziecko.-widząc mnie przytuloną do Kevina powiedziała Kate.
-No zróbcie jej coś! Przecież nie jestem pluszowym misiem!
-Może jesteś taki mięciutki jak miś.-rzekła Molly, a jak ona już coś powie to już masakra.
-To weźmiecie ją?
-Ty ją weź sam.-powiedział John wracając do śniadania.
Kevin chyba bał się mnie obudził więc leżał na plecach i czekał aż się obudzę, przez ten czas przyglądał się mi i czytał książkę. W końcu się obudziłam o 12:00. Kevin był prze szczęśliwy że może już się ruszyć z namiotu. Spytał mnie dlaczego się do niego przytuliłam a ja powiedziałam że nie wiem tak do końca ale to dlatego że zabrał mi misia. Jeszcze nie wiecie ale ja mam misia pluszowego i bez niego nie zasnę. Kevin normalnie załamał ręce i powiedział:
-Czyli ja zostałem twoim misiem?
-Ej no aż taki milutki to nie jesteś.
-A jaki jestem?
-Jesteś twardy jak skała. I twoja klata też jest twarda.
-Boże! Widzisz a nie grzmisz! Za jakie grzechy musisz tu być.
-Sam mnie tu przyprowadziłeś w worku na głowie.
-No dobra wgrałaś, a teraz chodź raczej już na obiad. Jestem głodny jak wilk!
-Jesteś wilkiem? Zjesz mnie jak czerwonego kapturka?
-To jest przysłowie. Tak się mówi gdy człowiek jest bardzo głodny, a zresztą jak bym był to bym cię nie tknął. Jesteś taka koścista.
-A ty znów swoje uważasz że jestem zbyt chuda? A ty co kościotrupie.
-Znów wymyśliłaś nowe przezwisko?
-Nie, po prostu tak mi się powiedziało.
-Dobra to chodźmy na ten obiad bo zaraz na prawdę cie zjem.
-No to chodźmy.
Siedzieliśmy przy ognisku i zajadaliśmy pieczone ziemniaczki znowu z rybką i z ogórkiem kiszonym. Pychaaa...
-To co dziś robimy?-spytałam.
-Dziś macie dzień swobody możecie robić co chcecie ponieważ jutro musimy już wracać niestety bez nas sobie nie dają rady. -powiedział John.
-A tak przyjemnie było...-mówiłam.
-No co było fajnego w tym że się nie wyspałem że wpadłem do bagna i w ogóle.-wtrącił Kevin.
-Mi się podobało chyba ty tu masz tylko takie kompleksy chyba masz kryzys wieku średniego.-powiedziałam.
-Ja, kryzys? Niby dlaczego?-pytał.
-No bo jesteś już w średnim wieku nie masz dziewczyny ...nikt się tobą nie zachwyca....jest twardy...może dlatego. -odpowiedziałam.
-Nie żartuj sobie, ty też jesteś sama.-kłócił się.
-Tak ale ja jestem singlem i nie mam kryzysu.-powiedziawszy to potem uspokoiła nas Kate. Po obiedzie każdy poszedł w swoją stronę ja poszłam nad staw porzucać kamykami, Kate i John gdzieś oboje zniknęli to bardzo dziwne...coś chyba się kroi...też tak sądzicie? A Molly i Nick poszli padać jakieś kwiaty czy coś, a Kevin wrócił do namiotu i siedział tam. Nagle z namiotu wydobywał się jakiś krzyk:
-Meg! Chodź tu szybko!-wołał Kevin. Nie wiedziałam co się stało więc szybko przybiegłam tam.
-Co tak się drzesz jak stare gacie?!
-Co to jest?
-Co?
-No to , po co ci pistolet pod poduszką?
-Grzebałeś w moich rzeczach? Nie ufasz mi?
-To ty mi nie ufasz, po co ci ten pistolet?
-Bałam się w nocy że mnie zaatakujesz.
-Ja ? Ciebie? O nie no śpię normalnie z wariatką.
-Ej no ale bez takich. Zresztą to nie jest prawdziwy pistolet tylko zapalniczka.
-Co ty gadasz, zapalniczka?
-No, co takie oczy robisz jak karp. No zapalniczka.
-Aha...no dobra przepraszam.
-Naprawdę sądziłeś że mogę cię skrzywdzić?
-Nie, skądże. Bałem się o ciebie że się zabijesz.
-Jeszcze tak głupia nie jestem.
-Wiem, przecież, a więc to zapalniczka...aha...-zastanawiając się Kevin nacisną ten pistolet i naprawdę była to zapalniczka. Zaczął się śmiać, aż nagle zapalił się namiot! Zaczęłam krzyczeć, Kevin zeskoczył na równe nogi i pobiegliśmy do jeziorka po wodę. Ugasiliśmy trochę ten pożar, ale z namiotu zostały strzępy. Na szczęście zdążyłam wziąć misia i książkę.
-I gdzie my teraz będziemy spali? To wszystko przez ciebie Meg!-krzyczał załamany Kevin. Tak głośno krzyczał że przybiegł tu John z Kate. Dali nam jakiś koc i poduszkę. Musieliśmy spać na polu. Nie wyobrażałam sobie tego. Zimno, twardo ....masakra.
-Dobra dzieciaki chodźcie za mną. Boimy się że jeszcze my ucierpimy przy waszych kłótniach więc będziecie tutaj spali parę metrów od namiotów. I nie wchodźcie lepiej po za tą linę. Macie tu jakiś prowiant a tą noc musicie sobie poradzić.-wskazują miejsce i dając jedzenie powiedział John. Odszedł zostawiając nas samych. Jak mieliśmy przetrwać tę noc musieliśmy się z organizować. Przecież to tylko wycieczka a my robimy z tego takie wielkie halo.
-Dobra, ja rozpalam ognisko a ty idź i przygotuj kolację. Potem...zobaczymy co będzie potem. Najwyżej się pozabijamy. -powiedziawszy to Kevin zaczął rozpalać ognisko ja tak jak mówił przygotowałam kolację. Wszystko było dobrze, potem gdy już kolacja była gotowa siedząc i jedząc oglądaliśmy zachód słońca.
Mówię wam coś pięknego. Tak romantycznie....ach....szkoda że Kevin jest taki jaki jest. Tymczasem John i reszta świetnie się bawili, gdy Molly spytała dlaczego nas odesłał dalej od namiotów odpowiedział że to tylko jedyny sposób byśmy się pogodzili. I rzeczywiście miał rację pogodziliśmy się. Potem normalnie zaczęliśmy rozmawiać ze sobą:
-Piękny zachód słońca. I co Kevin smakuje ci jedzenie?
-Tak, pyszne. Dobrze gotujesz. Przepraszam cię, zachowałem się jak palant.
-Nie przepraszaj to ja nie powinnam mieć ten pistolet i w ogóle. Przepraszam Kevin.
-Spoko. Tak na marginesie to podobała mi się ta wycieczka. I nie jestem z kamienia. Też mam serce.
-Wiem , ale nie to miałam na myśli mówiąc że jesteś twardy.
-A co miałaś na myśli?
-To że masz twarde ramię.
-Ha..ha...aha. To nawet ty masz twarde.
-Wiem. Jak śpisz to nie jesteś taki groźny.
-Serio?
-No serio. Jesteś taki milutki. Czuje się przy tobie bezpiecznie.
-Nie jestem milutki. Jak się pojawiłaś ...to dałaś mojemu życiu radość. Nie skupiam się już na pracy chodź stawiałem ją zawsze na pierwszym miejscu. Masz rację jestem egoistą.
-Ale ja tak nie powiedziałam.
-Ale tak pewnie myślałaś.
-No...czasami.
-Jesteś szczera aż do bólu. Teraz, na pierwszym miejscu jest....
-Co jest?
-Ty....-odpowiadając pocałował mnie.
Potem chwile milczeliśmy aż w końcu się odezwałam:
-Ładna pogoda..
-Ha..no przepiękna.
-Kevin, opowiedz mi coś o sobie.
-Jestem Kevin-tyle to już wiesz. Jestem z domu dziecka, nie wiem nic o rodzicach...
-Co cie skłoniło byś przyszedł do naszej ekipy?
-Mając 18 lat, wyszedłem z domu dziecka potem spotkałem Johna i on mi pomógł stanąć na nogi. Zrozumiałem że to jest mój dom.
-Wow...lubisz tą pracę?
-Tak, ja ją kocham. Teraz ty coś opowiedz o sobie.
-Moim rodzice zginęli wypadku nie wiem dokładnie jak to się stało. Lecz za nim zginęli pracowałam tam w jakieś pracy. Nie skończyłam studiów wyleciałam po pierwszym roku. Potem idąc do pracy zobaczyłam coś co było okropne. Widziałam mężczyznę który bardzo wysoko skakał po dachach wieżowców i zeskoczył z jednego z nich potem dziwnie ręce ułożył i zamroził kogoś. Poleciałam do pracy i nagłośnić chciałam to że istnieją w śród nas ludzie z mocami. Nikt mi nie wierzył wyleciałam z pracy. Potem ten wypadek rodziców i potem utrata domu i wszystkiego...tak zamieszkałam w swoim wozie.
-Przykro mi.
-To nie twoja wina. ...przyszedł komornik nie miał litości...wszystkie zdjęcia spalił ledwo co uratowałam książkę i misia. To moja jedyna pamiątka.-mówiąc to rozpłakałam się. Kevin otarł mi łzy i przytulił mnie. Potem zasnęliśmy przytuleni do siebie. W nocy się potem obudziłam i patrzyłam w gwiazdy razem z Kevinem. Nagle zauważyliśmy deszcz meteorów.
Wypowiedzieliśmy potem po cichu życzenia i na koniec by to tak jakby przypieczętować pocałowałam go w policzek. Leżeliśmy tak jeszcze parę godzin i rozmawialiśmy aż potem zasnęliśmy znów i spaliśmy do rana. Rano wzięliśmy wszystkie rzeczy , zapakowaliśmy do auta i wróciliśmy do naszej twierdzy. Powiem wam że to był najpiękniejsze chwile w moim życiu. Na pewno ta wycieczka zostanie mi w pamięci do końca życia.
sobota, 21 marca 2015
,,W cieniu prawdy''
Część 17
Wstałam rano i nie zastałam koło siebie Kevin więc spytałam:
-Kevin? Gdzie jesteś?
-Tu jestem.
-Na polu?
-Nie, w klatce wiesz!
-Co ci jest?
-To jest, że przywłaszczyłaś sobie mój namiot , że się nie wyspałem, że chrapałaś, mówiłaś przez sen.
-Przepraszam. Ja nie specjalnie. Skąd miałam to wiedzieć? To mogłeś mnie dać na pole zamiast iść sam.
-A poszłabyś?!
-Mmm...no nie...
-No to sama widzisz.
-Ale pięknie czytałeś.
-Dzięki? Ale dlaczego ,,Śpiąca Królewna''?
-Bo to jedyna pamiątka z dzieciństwa i od rodziców. W tej książce jest zawarty ich podpis. Dostałam ją na 6 urodziny.
-Przepraszam.
-To nie twoja wina.
-Nie powinienem...w końcu to nie moja wina.
-Nic się nie stało. Co robisz?
-Próbuje rozpalić ognisko.
-Po co? Mamy kanapki.
-Ha....nie pomyślałem.
-Co będziemy dziś robić?
-Nie wiem co ty zamierzasz ale ja idę spać!
-Aha.
Gdy Kevin szedł już się położyć , wstał John i powiedział że ma dla nas coś przygotowane. Więc Kevin wstał i wściekły podszedł do reszty. Spytałam co ma przygotowane. Powiedział że przygotował już wcześniej grę/zabawę pt. ''Wyspa Skarbów''. Każdy dostał po jednej wskazówce i musiał odnaleźć resztę. Dwójka która pierwsza dotrze do skarbu wygrywa.
-Żartujesz sobie John? My mamy się bawić?-mówił Kevin.
-Czy jest w tym coś złego? Nie. Więc proszę dobierzcie się w pary i zaczynamy. -odpowiedział John.
-Ile to będzie trwać? Pół godziny? Dwie minuty?-pytał Kevin zniechęcony.
-Cały dzień.-odpowiedziawszy to wszyscy byli już w parach prócz mnie i Kevin. Więc wypadło że mu będziemy razem. Kevin już nie mógł na mnie patrzeć. Trudno trzeba było wytrwać. Wyruszyliśmy w trasę. Idąc tak zaczęłam rozmowę z Kevinem.
-I co to ma być?-pokazałam mapę z podpowiedzią.
-Nie wiem i nie odzywaj się do mnie.
-Dobrze, już dobrze panie ponuraku.
-Nie mów tak do mnie!
-Dobrze, ale i tak nim jesteś.
-Powiedziałem coś!
-Dobra. To gdzie teraz?
-W lewo.
-W prawo.
-W lewo!
-Nie, ja idę w prawo idź gdzie chcesz.
-No dobra idziemy w prawo.
-I super.-mówiąc to skręciliśmy w prawo i nagle potknęłam się o kamień i znalazłam kolejną wskazówkę. Wskazówką był kwiat, nie wiedziałam co to ma oznaczać więc spytałam:
-Kwiat?
-Kwiaty gdzie się przeważnie znajdują?
-Na łące.
-I?
-I co?
-Łąka i ....no myśl.
-Aha...na łące jest kolejna podpowiedź.
-Brawo! To takie trudne było!
-To gdzie jest ta łąka.
-Tam gdzie jest drugi kwiat. Są dwie drogi prosto lub lewo. To gdzie jest kwiat?
-W lewo!
-No to idziemy w lewo. Zwariuje z tobą.
-Nie zwariujesz najwyżej wyluzujesz trochę.
-Jestem nie wyspany przez osobę która nazywa się Megan!
-Ej no, ja wiem jak mam na imię. To idziemy?
-No przecież idziemy nie stoimy.
-Ja się z tobą nie dogadam. Ja prowadzę!
-Dobra, ale żebyśmy się przez ciebie w Afryce nie znaleźli.
-Naprawdę tak uważasz że jestem taką ofermą?
-Wcale nie powiedziałem tak.
-Ale pomyślałeś.
-No wiesz co?
-Dobra chodźmy musimy wygrać.
-O w końcu jakaś energia.-mówiąc to znaleźliśmy znów wskazówkę i kolejną wskazówkę. Potem pozostało nam iść znów przez las. Szliśmy dalej bez przeszkód aż nagle przeszkodziło nam bagno.
-My mamy tędy iść?-spytał Kevin.
-Tak. Nie widzisz wskazówki?
-Widzę Meg. Ale jak tam po drugiej stronie się dostaniemy?
-Widzisz tą linę?
-Tak, chyba nie myślisz...
-Tak. Przeskoczymy ją. Kto pierwszy?
-Ty, skoro jesteś taka mądra to idź pierwsza.
-A żebyś wiedział że pójdę pierwsza. -mówiąc to chwyciłam linę obwiązałam nią ręce potem odepchnęłam się nogami i przeskoczyłam bezpiecznie bagno. Potem oddałam linę Kevinowi i powiedziałam by uważał. Ten nie słuchał i odepchnął się nogami. a potem lina się zerwała i spadł do bagna, ale było śmiechu. Normalnie gdybyście widzieli jak on wyglądał. Ha...ha...
-Zamiast się śmiać pomożesz mi?
-No nie wiem...byłeś taki nie miły dla mnie dzisiaj. No dobra ale pod jednym warunkiem...
-Dobra, zrobię wszystko ale wyciągnij mnie stąd!
-Spokojnie. Musisz do mnie powiedzieć tak: ,,Moja kochana, pięknowłosa księżniczko o pięknym nadzwyczajnym imieniu Megan błaga cię ja głupek , oferma , ponurak i cymbał śliniący się na twój widok o pomoc. '' I to masz do mnie powiedzieć grzecznie i słodko.
-Oszalałaś? Nie!
-Dobra, to pa.
Nie, nie czekaj! Dobra powiem.
-Dobrze to czekam. No mów.
-Moja kochana, pięknowłosa księżniczko...o...
-No dalej , dalej.
-O pięknym nadzwyczajnym imieniu Megan błaga się ja...nie powiem tego!
-To pa.
-No dobra ale czekaj. ....głupek, oferma, ponurak i cymbał śliniący się na twój widok o pomoc. Może być?!
-Mhm...
-To teraz wyciągnij mnie!
-Dobrze już.-mówiąc to podałam mu linę. Wyciągnęłam go śmiejąc się nadal pod nosem. Był tak wściekły jego mina mówiła: ,,Zabiję cię Megan'' normalnie ha...hahaha..... ha...Poszliśmy dalej w drogę. Już doszliśmy na miejsce.
-Wygraliśmy! Kevin wygraliśmy! Brawo!-krzycząc już biegłam po wygraną gdyż Kevin zatrzymał mnie że za łatwo poszło bym uważała. Lecz ja nie chciałam uważać. Biegłam wprost po wygraną...i przyznam się że Kevin miał racje nie było tak łatwo. W padłam do jakieś dziury z myszami albo szczurami. Zaczęłam się strasznie drzeć Kevin podszedł do mnie śmiejąc się.
-Ha..ha.. i widzisz?
-Proszę cię wyciągnij mnie. Błagam!
-No dobrze , ale pod jednym warunkiem.
-Jakim, spełnię każdy warunek.
-Będziesz spała na polu dam ci wszystko ale będziesz spała na polu nie wytrzymam z tobą w jednym namiocie. Zgoda?
-Że co? No dobra....zgoda. Będę spała na polu. -mówiąc to Kevin podał mi rękę i wydostaliśmy się. Potem Kevin się cieszył że już nie ma żadnych pułapek, ale się mylił. Wszędzie były jakieś kamienie dziwne. Na jednego z nich stanął Kevin. I nagle oberwał jabłkiem w plecy. Pod każdym kamieniem była inna pułapka. Uprzedziłam Kevina, ale to nie było łatwe , bo sama nadepnęłam na jeden z takich kamieni i wylał się na mnie jakiś śmierdzący płyn z robakami i makaronem. Fuuuuj....! Było pełno tych kamieni, ale jakoś dotarliśmy. Wzięliśmy skrzynkę jakąś i zabraliśmy na pole gdzie mieliśmy namioty. Potem wszyscy otworzyliśmy skrzynie i wyciągnęliśmy te skarby. Były to: dla każdego co innego ja dostałam nowego laptopa super nowy z nowymi programami i aplikacjami. Kevin dostał do kompletu broń z któregoś tam roku. Molly dostała nowy sprzęt chemiczny wspólnie z Nickiem a John dostał zestaw monet z różnych krajów i lat, a Kate jak to Kate dostała w końcu wymarzony sprzęt do walki. Każdy był zadowolony z prezentu. Wszystko było okey po za tym że śmierdziałam i byłam brudna i nie miałam gdzie spać.
Poszłam więc popływać w jeziorku , tam się umyłam. Na koniec dnia wieczór spędziliśmy podobnie jak wcześniej z piwkiem ale już nie z kiełbasą tylko rybą złowioną i potem Kevin grał na gitarze a my śpiewaliśmy. Tak minął kolejny dzień na biwaku. Okazało się że Kevin bredził nie wygonił mnie z namiotu. Mogłam spać normalnie w namiocie tyle że Kevin dostał od Kate zatyczki do uszów.
Wstałam rano i nie zastałam koło siebie Kevin więc spytałam:
-Kevin? Gdzie jesteś?
-Tu jestem.
-Na polu?
-Nie, w klatce wiesz!
-Co ci jest?
-To jest, że przywłaszczyłaś sobie mój namiot , że się nie wyspałem, że chrapałaś, mówiłaś przez sen.
-Przepraszam. Ja nie specjalnie. Skąd miałam to wiedzieć? To mogłeś mnie dać na pole zamiast iść sam.
-A poszłabyś?!
-Mmm...no nie...
-No to sama widzisz.
-Ale pięknie czytałeś.
-Dzięki? Ale dlaczego ,,Śpiąca Królewna''?
-Bo to jedyna pamiątka z dzieciństwa i od rodziców. W tej książce jest zawarty ich podpis. Dostałam ją na 6 urodziny.
-Przepraszam.
-To nie twoja wina.
-Nie powinienem...w końcu to nie moja wina.
-Nic się nie stało. Co robisz?
-Próbuje rozpalić ognisko.
-Po co? Mamy kanapki.
-Ha....nie pomyślałem.
-Co będziemy dziś robić?
-Nie wiem co ty zamierzasz ale ja idę spać!
-Aha.
Gdy Kevin szedł już się położyć , wstał John i powiedział że ma dla nas coś przygotowane. Więc Kevin wstał i wściekły podszedł do reszty. Spytałam co ma przygotowane. Powiedział że przygotował już wcześniej grę/zabawę pt. ''Wyspa Skarbów''. Każdy dostał po jednej wskazówce i musiał odnaleźć resztę. Dwójka która pierwsza dotrze do skarbu wygrywa.
-Żartujesz sobie John? My mamy się bawić?-mówił Kevin.
-Czy jest w tym coś złego? Nie. Więc proszę dobierzcie się w pary i zaczynamy. -odpowiedział John.
-Ile to będzie trwać? Pół godziny? Dwie minuty?-pytał Kevin zniechęcony.
-Cały dzień.-odpowiedziawszy to wszyscy byli już w parach prócz mnie i Kevin. Więc wypadło że mu będziemy razem. Kevin już nie mógł na mnie patrzeć. Trudno trzeba było wytrwać. Wyruszyliśmy w trasę. Idąc tak zaczęłam rozmowę z Kevinem.
-I co to ma być?-pokazałam mapę z podpowiedzią.
-Nie wiem i nie odzywaj się do mnie.
-Dobrze, już dobrze panie ponuraku.
-Nie mów tak do mnie!
-Dobrze, ale i tak nim jesteś.
-Powiedziałem coś!
-Dobra. To gdzie teraz?
-W lewo.
-W prawo.
-W lewo!
-Nie, ja idę w prawo idź gdzie chcesz.
-No dobra idziemy w prawo.
-I super.-mówiąc to skręciliśmy w prawo i nagle potknęłam się o kamień i znalazłam kolejną wskazówkę. Wskazówką był kwiat, nie wiedziałam co to ma oznaczać więc spytałam:
-Kwiat?
-Kwiaty gdzie się przeważnie znajdują?
-Na łące.
-I?
-I co?
-Łąka i ....no myśl.
-Aha...na łące jest kolejna podpowiedź.
-Brawo! To takie trudne było!
-To gdzie jest ta łąka.
-Tam gdzie jest drugi kwiat. Są dwie drogi prosto lub lewo. To gdzie jest kwiat?
-W lewo!
-No to idziemy w lewo. Zwariuje z tobą.
-Nie zwariujesz najwyżej wyluzujesz trochę.
-Jestem nie wyspany przez osobę która nazywa się Megan!
-Ej no, ja wiem jak mam na imię. To idziemy?
-No przecież idziemy nie stoimy.
-Ja się z tobą nie dogadam. Ja prowadzę!
-Dobra, ale żebyśmy się przez ciebie w Afryce nie znaleźli.
-Naprawdę tak uważasz że jestem taką ofermą?
-Wcale nie powiedziałem tak.
-Ale pomyślałeś.
-No wiesz co?
-Dobra chodźmy musimy wygrać.
-O w końcu jakaś energia.-mówiąc to znaleźliśmy znów wskazówkę i kolejną wskazówkę. Potem pozostało nam iść znów przez las. Szliśmy dalej bez przeszkód aż nagle przeszkodziło nam bagno.
-My mamy tędy iść?-spytał Kevin.
-Tak. Nie widzisz wskazówki?
-Widzę Meg. Ale jak tam po drugiej stronie się dostaniemy?
-Widzisz tą linę?
-Tak, chyba nie myślisz...
-Tak. Przeskoczymy ją. Kto pierwszy?
-Ty, skoro jesteś taka mądra to idź pierwsza.
-A żebyś wiedział że pójdę pierwsza. -mówiąc to chwyciłam linę obwiązałam nią ręce potem odepchnęłam się nogami i przeskoczyłam bezpiecznie bagno. Potem oddałam linę Kevinowi i powiedziałam by uważał. Ten nie słuchał i odepchnął się nogami. a potem lina się zerwała i spadł do bagna, ale było śmiechu. Normalnie gdybyście widzieli jak on wyglądał. Ha...ha...
-Zamiast się śmiać pomożesz mi?
-No nie wiem...byłeś taki nie miły dla mnie dzisiaj. No dobra ale pod jednym warunkiem...
-Dobra, zrobię wszystko ale wyciągnij mnie stąd!
-Spokojnie. Musisz do mnie powiedzieć tak: ,,Moja kochana, pięknowłosa księżniczko o pięknym nadzwyczajnym imieniu Megan błaga cię ja głupek , oferma , ponurak i cymbał śliniący się na twój widok o pomoc. '' I to masz do mnie powiedzieć grzecznie i słodko.
-Oszalałaś? Nie!
-Dobra, to pa.
Nie, nie czekaj! Dobra powiem.
-Dobrze to czekam. No mów.
-Moja kochana, pięknowłosa księżniczko...o...
-No dalej , dalej.
-O pięknym nadzwyczajnym imieniu Megan błaga się ja...nie powiem tego!
-To pa.
-No dobra ale czekaj. ....głupek, oferma, ponurak i cymbał śliniący się na twój widok o pomoc. Może być?!
-Mhm...
-To teraz wyciągnij mnie!
-Dobrze już.-mówiąc to podałam mu linę. Wyciągnęłam go śmiejąc się nadal pod nosem. Był tak wściekły jego mina mówiła: ,,Zabiję cię Megan'' normalnie ha...hahaha..... ha...Poszliśmy dalej w drogę. Już doszliśmy na miejsce.
-Wygraliśmy! Kevin wygraliśmy! Brawo!-krzycząc już biegłam po wygraną gdyż Kevin zatrzymał mnie że za łatwo poszło bym uważała. Lecz ja nie chciałam uważać. Biegłam wprost po wygraną...i przyznam się że Kevin miał racje nie było tak łatwo. W padłam do jakieś dziury z myszami albo szczurami. Zaczęłam się strasznie drzeć Kevin podszedł do mnie śmiejąc się.
-Ha..ha.. i widzisz?
-Proszę cię wyciągnij mnie. Błagam!
-No dobrze , ale pod jednym warunkiem.
-Jakim, spełnię każdy warunek.
-Będziesz spała na polu dam ci wszystko ale będziesz spała na polu nie wytrzymam z tobą w jednym namiocie. Zgoda?
-Że co? No dobra....zgoda. Będę spała na polu. -mówiąc to Kevin podał mi rękę i wydostaliśmy się. Potem Kevin się cieszył że już nie ma żadnych pułapek, ale się mylił. Wszędzie były jakieś kamienie dziwne. Na jednego z nich stanął Kevin. I nagle oberwał jabłkiem w plecy. Pod każdym kamieniem była inna pułapka. Uprzedziłam Kevina, ale to nie było łatwe , bo sama nadepnęłam na jeden z takich kamieni i wylał się na mnie jakiś śmierdzący płyn z robakami i makaronem. Fuuuuj....! Było pełno tych kamieni, ale jakoś dotarliśmy. Wzięliśmy skrzynkę jakąś i zabraliśmy na pole gdzie mieliśmy namioty. Potem wszyscy otworzyliśmy skrzynie i wyciągnęliśmy te skarby. Były to: dla każdego co innego ja dostałam nowego laptopa super nowy z nowymi programami i aplikacjami. Kevin dostał do kompletu broń z któregoś tam roku. Molly dostała nowy sprzęt chemiczny wspólnie z Nickiem a John dostał zestaw monet z różnych krajów i lat, a Kate jak to Kate dostała w końcu wymarzony sprzęt do walki. Każdy był zadowolony z prezentu. Wszystko było okey po za tym że śmierdziałam i byłam brudna i nie miałam gdzie spać.
Poszłam więc popływać w jeziorku , tam się umyłam. Na koniec dnia wieczór spędziliśmy podobnie jak wcześniej z piwkiem ale już nie z kiełbasą tylko rybą złowioną i potem Kevin grał na gitarze a my śpiewaliśmy. Tak minął kolejny dzień na biwaku. Okazało się że Kevin bredził nie wygonił mnie z namiotu. Mogłam spać normalnie w namiocie tyle że Kevin dostał od Kate zatyczki do uszów.
,,W cieniu prawdy''
Część 16
-Hej,co tam u was? -schodząc na śniadanie spytałam.-Piękny dziś dzień się zapowiada.
-Hej! Co taka wesoła jesteś Meg?-spytała Molly.-To prawda dziś ma być przepiękna pogoda. Może zjesz z nami?
-Ha..ha..Molly, ale my zawsze jemy wspólnie. Wesoła jestem bo jesteście mą rodziną. Zrozumiałam to dopiero gdy śmierć była bliska mnie. Wszystkich was kocham!-mówiąc to siadłam przy stole i zajadałam się kanapką.
-My też się cieszymy że cie odzyskaliśmy. -odezwał się John.
-Mmmm...jakie pyszne kanapeczki. Kto je robił?-jedząc spytałam.
-Kevin je zrobił.-odpowiedział Nick.
-Kevin? Wow, pan ponurak zrobił kanapeczki. No przyznam się nie spodziewałam się po tobie tego.-oznajmiłam.
-Doprawdy? Ja, ponurak? Cieszę się że jesteś, ale nie zawsze musisz być taka....zadowolona?-mówiąc to Kevin odszedł od stołu. Za daleko sobie nie poszedł bo go zatrzymałam. Wstałam od stołu i chwyciłam go za rękę mówiąc:
-Kevin, no przepraszam. Ale kiedy dostało się drugą szanse od życia trzeba ją wykorzystać, cieszyć się każdym dniem swego życia.
-No Meg, ty odkąd do nas dołączyłaś nadałaś naszemu życiu barwy.
-Kevin od kiedy tak mówisz?
-Nie rozumiem cię, a tak na serio to dziękuję ci, że uratowałaś mi życie.
-Nie ma za co.
-Jak mogę się odwdzięczyć?
-Mmmm....niech się tylko zastanowię....pocałuj mnie.
-Że co?
-No co wystarczy w policzek.
-Aha...no dobra! -mówiąc to chwycił mnie swe ramiona , przechylił i pocałował.....pocałował ale w usta.
-Brawo! Juchuuuu! Ha..ha...-wiwatowali wszyscy.
-Może być?-spytał Kevin.
-Wow, Kevciu nie spodziewałam się. Umiesz na prawdę się wyluzować. Zawsze byłeś spięty.-powiedziałam.
-To ty tak na mnie działasz.
-Och , dziękuję. Całkiem ładnie ci w uśmiechu.
-Dobra idę, poćwiczyć.-mówiąc to zszedł na dół. Ja się uśmiechnęłam się i chciałam dokończyć śniadanie gdyż odezwała się Kate:
-Idź za nim! Szybko!
-Serio?
-No pewnie!
-Dobra.-mówiąc to pobiegłam za nim.
-Co robisz?-spytałam Kevina.
-Nie widzisz?
-Dobra wiem, ale tak przeważnie się mówi.
-Aha. Poćwiczysz ze mną?
-Ale co mam robić?
-Wyciągnę naboje z pistoletu a ty będziesz musiała mi go odebrać rozumiesz?
-Co tu nie rozumieć? Przeszłam szkolenie więc dokopie ci.
-No nie zapędzaj się, na razie tylko odbierz mi pistolet.
-Ej no tylko bez takich.-lekko oburzona rzekłam.
-O co ci chodzi?-spytał Kevin.
-Nie trzymaj mnie!-wykrzyczałam.
-Że co ?-dopytał.
-No nie przytulaj mnie...chodź to nie jest przytulanie bo trzymasz mnie za biodro chodź może nie?
-Aha...ale ty komplikujesz wszystko. To już nie wiem czy trzymałem cie czy nie czy za biodro czy za wysoko jak na biodro? Musisz być taka dokładna?-mówił Kevin.
-No wiesz Kevin muszę być bo jak by na przykład ktoś by mnie pocałował w rękę to to już nie byłby pocałunek taki jaki miał być...chodź nie, dobra nie wiem.
-To bardzo, ale to bardzo skomplikowane. Utrudniasz sobie życie takimi bzdurami.
-To nie są bzdury tylko życie.
-Aha, dobra nie kłócę się.
-No dobra masz rację kompromituje się przy tobie przy wszystkich.
-Masz do tego prawo.
-Że co? Uważasz że się kompromituję?!
-Sama tak powiedziałaś.
-Wiem, ale myślałam że powiesz, ''Nie Meg nie kompromitujesz się''.
-Aha...no dobrze.
-Dobra idę, bo się nudzę.
-Jak się możesz nudzić?
-Tak właściwie to nie wiem! Chyba bardzo jesteś mi wdzięczny.
-Czemu tak uważasz?
-Bo pocałowałeś mnie.
-No bo sama chciałaś.
-No ale mogłeś w policzek a nie od razu rzucać się na mnie jak lew śliniący się.
-Sama chciałaś a teraz ci to przeszkadza? Nigdy kobiet nie zrozumiem.
-To idę .
-To idź.
-To pa.
-To pa Meg.
Wiecie co? To o lwie co powiedziałam to tak nie myślę . Podobało mi się, lecz specjalnie tak powiedziałam by Kevin sobie nie pomyślał że się w nim zakochałam albo coś. A ja się nie zakochałam w nim. Jak można w takim ponuraku się zakochać? To niemożliwe.
Poszłam do pracowni do Molly i Nicka.
-I jak tam?-spytała Molly.
-Ale co?-spytałam.
Siadłam koło Molly i przyglądałam się co robią. Projektując nową broń Molly nie ulegając dopytywała:
-I co powiedziałaś mu?
-Ale co miałam mu powiedzieć? Czy ja o czymś nie wiem?
-No że go kochasz.
-Skąd ci to przyszło do głowy? To nie możliwe. Ja i on? Ha...nigdy w życiu.
-Nie zauważyłaś jak się patrzy na ciebie?
-Kevin??? W życiu! On po prostu ...patrzy na mnie jak na obłąkaną.
-No na pewno! W cale że nie! On....zresztą nie wiem.
-Gdzie jest John?
-Poszedł przesłuchać tamto rodzeństwo.
-I co powiedzieli coś?
-No że gdy uciekali z domu, to że ktoś ich zaatakował. Potem byli nie przytomni a jak się już obudzili zauważyli że mają jakieś dziwne ślady na rękach. Okazało się że coś im w strzyknięto. I to coś dało im moc zmieniania się. Potem za pomocą czegoś sterowano nimi. Mówi że pełno było tam osób z różnymi mocami, lecz nic nie pamiętają. Tak jakby usunięcie tej mocy usunęło im pamięć. Więc John ich dał pod opiekę naszej agencji, wyślą ich do jakiegoś innego zespołu.
-Aha to dobrze. Mamy na dziś jakieś plany?
-Maaamy..i to nie na jeden wieczór.
-Jakie?
-Jedziemy pod namioty...ale super co nie? Na tydzień! Agencja zwolniła nas-mamy tydzień przerwy! Ale się zabawimy!
-Wow! Super, to kiedy wyruszamy?
-No za...15 minut. Ah, aż mi się przypomniały dawne czasy!
-Aha...?
-No jak byłam na obozie harcerskim.
-To ....musiało być....fajnie?
-Super!
-Dobra ja idę się z pakować.
-Ja też idę.
Pobiegłam szybko do swojego pokoju wzięłam torbę i zaczęłam się pakować. Wzięłam: latarkę, podkoszulkę, sweter, krótkie spodenki , sukienki, parę kosmetyków ręcznik wygodne buty i szpilki, telefon. laptopa chodź nie wiem czy będzie zasięg, ale wzięłam i to wszystko spakowałam się i zaniosłam torbę do auta. Kolejnie szybko pobiegłam jeszcze na chwilę do domu by zawołać wszystkich. Wszyscy byliśmy już gotowi: ja , Kevin, John, Kate, Molly i Nick. Więc mogliśmy już zacząć swą przygodę. Jechaliśmy 30 kilometrów od miasta. Za miastem znaleźliśmy fajne miejsce nad jeziorkiem.
Były ławki i miejsce na ognisko i na namioty. Bardzo przyjemna ogółem okolica. Mężczyźni zajęli się rozłożeniem namiotów a my-dziewczyny gotowaniem.Ja przygotowałam kiełbaski , Molly poszła nazbierać patyków a Kate wróciła do auta po sztućce i naczynia.
Nazbierałyśmy patyków potem podpaliliśmy je i tak upiekłyśmy kiełbasę i podałyśmy z chlebem i z keczupem i z musztardą, a tak w ogóle to tylko z tym mogłyśmy podać. Mężczyźni męczyli się jeszcze z namiotami, aż w końcu po prawie pięciu godzinach rozłożyli go. Jedzenie zdążyło wystygnąć wiec tamtą kiełbasę schowałyśmy a dałyśmy nowe kawałki i każdy siadł przy ognisku i sobie sam każdy upiekł. Było bardzo przyjemnie śmialiśmy się, śpiewaliśmy bardzo długo gadaliśmy.
-Gdzie tu jest toaleta?-spytałam.
-Toaleta?-mówiąc to parsknął śmiechem Kevin.
-No co , muszę iść za potrzebą. Tam gdzie król chodzi piechotą.-oznajmiłam.
-Oj Meg, tu nie ma toalety musisz iść za krzaczki. Ha..ha..-mówił Kevin.
-Za krzaczki? Będziesz podglądał.-rzekłam.
-Nie będę, w ogóle nie miałbym powodu by cię podglądać więc idź tam dalej.
-A moja kiełbasa?
-Zaopiekuję się twą kiełbaską.
-Dobra, ale jej nie zjedz.
-Okey.
Poszłam więc za krzaczki. Chyba szczegółowo nie muszę wam opowiadać, po prostu byłam i się załatwiłam gdy wróciłam powiedziałam:
-No Kevin daj kiełbasę.
-Kiełbasę?
-No kiełbasę powiedziałeś że mi ją przypilnujesz.
-Ale ja jej nie mam.
-Zjadłeś! Och ty, oddaj ją!
-Ale to nie ja, dałem by potrzymał ją Nick, bo poszedłem do namiotu.
-Nick! Daj kiełbasę moją!
-Ale ja ci jej z brzucha nie wyciągnę-zjadłem ją. Przepraszam Meg tak pysznie wyglądała. Swoją zjadłem ale, sama rozumiesz.
-No dobra to nic. Spoko. Wezmę sobie drugą.
-Ale już nie ma drugich bo tamte wyrzuciła Molly.
-Dlaczego?
-No bo to nie zdrowe i w ogóle.
-Świetnie! To co ja teraz zjem?-mówiąc to siadłam zawiedziona na ławeczce koło Kevina.
Kevin popatrzył się na mnie i powiedział:
-Może chcesz moją Meg?
-Serio? Bardzo chętnie.
-To proszę.-powiedziawszy to Kevin podzielił kiełbasę na pół i dał mi jeden kawałek a drugi zostawił sobie. Miałam już ugryźć ją gdy poparzyłam sobie język i odstawiłam ja na talerzyku. Wziął ją Kevin i podmuchał , potem pokroił kiełbasę na kawałki i karmiąc mnie tymi kawałkami dmuchał jeden po drugim.
Tak pożywiłam się. Potem wypiliśmy po jednym piwie i postanowiliśmy że pójdziemy już spać gdyż odezwałam się:
-A ja? Gdzie będę spała?
-Nie masz namiotu?-spytał John.
-No nie! Nie wzięłam, ale wzięłam za to szpilki.
-Ha..ha...w szpilkach spać nie będziesz Meg...więc zrobimy tak: będziesz spała z ....z Kevinem. Bo ja śpię sam bo mam jednoosobowy namiot tak samo jak Kate, Molly i Nick. Tylko Kevin wziął ze sobą dwuosobowy. Życzę miłej nocy!-powiedziawszy to John zamknął się w namiocie i wszyscy poszli spać. Potem podszedł do mnie Kevin i powiedział:
-To gdzie chcesz spać?
-Jak to gdzie w namiocie.
-Ale po której stronie, prawej czy lewej?
-Po...prawej!
-No dobra, ale trzymaj się ode mnie daleko. Nie chrap, nie mów przez sen a tym bardziej nie przytulaj się do mnie!
-Dobrze, ale jak mam być daleko skoro będziemy w jednym namiocie dwuosobowym gdzie nie ma miejsca by się gdzieś przesunąć. Ja nie chce z tobą spać!
-Nie śpisz ze mną tylko śpisz w jednym namiocie ze mną.
-Wielka mi tam różnica!
-Dobra to wchodź.-mówiąc to weszłam do namiotu położyłam się po prawej stronie. Leżąc tak patrzyłam w sufit namiotu. Kevin tymczasem zasnął. Ja nie mogłam zasnąć w jednym namiocie z mężczyzną. Przekręcałam się z jednej strony na drugą, aż w końcu Kevin krzyknął:
-Śpij już!
-Nie krzycz na mnie to nie moja wina że jesteśmy w takim stanie w jakim jesteśmy.
-A w jakim jesteśmy?
-No wiesz Kevin...
-Lepiej nie mów Meg. Dobrze przepraszam, ale śpij już proszę.
-Nie mogę spać.
-To co mam zrobić? Zaśpiewać ci czy opowiedzieć bajkę???
-Tak! Opowiedz bajkę!
-Ale ja nie umiem.
-To przeczytaj książkę.
-Ale ja nie mam książki.
-Ale ja mam. Strona 35, no czytaj Kevin.
-Śpiąca królewna?
-No co? Czytaj już!
-No dobrze.-mówiąc to Kevin siadł sobie a ja położyłam się na plecach. Kevin zaczął czytać bajkę:
- [...] Po wielu wielu latach w kraju znowu zawitał pewien królewicz i usłyszał, jak jakiś mężczyzna opowiada o ciernistym żywopłocie, który miał sobą skrywać zamek. Spała w nim od stu lat przepiękna królewna, zwana Różyczką, a wraz z nią spał król i królowa z całym dworem. Wiedział od swojego dziadka, że już królewiczów przybywało by spróbować przedrzeć się przez żywopłot, na którym przyszło i zawisnąć i umrzeć smutną śmiercią. Wtedy młodzieniec rzekł: "Nie boję się. Chcę tam pójść i zobaczyć piękną Różyczkę." Dobry staruszek odradzał mu jak umiał, lecz on nie słuchał jego słów.
Właśnie minęło sto lat i nadszedł dzień, kiedy Różyczka miała się przebudzić. Gdy królewicz zbliżył się do żywopłotu, były tam same kwiaty, które same się rozchylały by go przepuścić. Gdy już przeszedł, zamykały się za nim i znowu tworzyły żywopłot. Na podwórzu zobaczył śpiące konie i łaciate psy myśliwskie. Na dachu siedziały gołębie z główkami schowanymi pod skrzydełkiem. Gdy wszedł do domu, ujrzał śpiące muchy na ścianie. Kucharz w kuchni trzymał rękę, jakby właśnie chciał przyłożyć chłopakowi, a kuchenna dziewka siedziała przed czarną kurą, którą miała oskubać. Szedł dalej i widział, jak we wszystkich salach dworu co żywe leży i śpi. U góry, na tronie leżał król i królowa. Poszedł jeszcze dalej, a wszystko było tak ciche, że mógł usłyszeć swój oddech. Wreszcie dotarł do wieży i otworzył drzwi małej izby, w której spała Różyczka. Leżała tam tak piękna, że nie mógł od niej oczu odwrócić. Schylił się i pocałował ją. Gdy dotknął ją ustami, Różyczka otworzyła oczy, obudziła się i spojrzała na niego przyjaźnie. Zeszli razem na dół, a tam budził się król i królowa i cały dwór, a wszyscy patrzyli na siebie robiąc wielkie oczy. Konie na podwórzu stały i potrząsały grzywami, myśliwskie psy machały ogonami, gołębie na dachu wyciągnęły główki spod skrzydeł. , rozejrzały się i odleciały na pole. Muchy na ścianach zaczęły znowu łazić, ogień w kuchni podniósł się, zaczął pełgać i gotować strawę, pieczeń zaś skwierczeć. Kucharz przyłożył młodzikowi po pysku, że ten aż zawył, a dziewka oskubała kurę do końca.
A potem było wesele królewicza z Różyczką świętowane z wielkim przepychem. I żyli długo i szczęśliwie aż do końca. KONIEC!! -przeczytał ten fragment potem zamknął książkę i odłożył ja na bok. Ja spałam właśnie jak śpiąca królewna. Kevin za nim zasnął patrzył na mnie i mówił do siebie:
-Ale słodko śpisz królewno. Piękna jesteś. Kiedyś odnajdziesz tego jedynego.
Potem Kevin gdy już zamknął oczy zaczęłam chrapać, i znów się zdenerwował wziął poduszkę i przytkał ją do twarzy. Nic mu to nie pomogło. Nie zmrużył oka. Siedział do rana. Przynajmniej ja się wyspałam.
-Hej,co tam u was? -schodząc na śniadanie spytałam.-Piękny dziś dzień się zapowiada.
-Hej! Co taka wesoła jesteś Meg?-spytała Molly.-To prawda dziś ma być przepiękna pogoda. Może zjesz z nami?
-Ha..ha..Molly, ale my zawsze jemy wspólnie. Wesoła jestem bo jesteście mą rodziną. Zrozumiałam to dopiero gdy śmierć była bliska mnie. Wszystkich was kocham!-mówiąc to siadłam przy stole i zajadałam się kanapką.
-My też się cieszymy że cie odzyskaliśmy. -odezwał się John.
-Mmmm...jakie pyszne kanapeczki. Kto je robił?-jedząc spytałam.
-Kevin je zrobił.-odpowiedział Nick.
-Kevin? Wow, pan ponurak zrobił kanapeczki. No przyznam się nie spodziewałam się po tobie tego.-oznajmiłam.
-Doprawdy? Ja, ponurak? Cieszę się że jesteś, ale nie zawsze musisz być taka....zadowolona?-mówiąc to Kevin odszedł od stołu. Za daleko sobie nie poszedł bo go zatrzymałam. Wstałam od stołu i chwyciłam go za rękę mówiąc:
-Kevin, no przepraszam. Ale kiedy dostało się drugą szanse od życia trzeba ją wykorzystać, cieszyć się każdym dniem swego życia.
-No Meg, ty odkąd do nas dołączyłaś nadałaś naszemu życiu barwy.
-Kevin od kiedy tak mówisz?
-Nie rozumiem cię, a tak na serio to dziękuję ci, że uratowałaś mi życie.
-Nie ma za co.
-Jak mogę się odwdzięczyć?
-Mmmm....niech się tylko zastanowię....pocałuj mnie.
-Że co?
-No co wystarczy w policzek.
-Aha...no dobra! -mówiąc to chwycił mnie swe ramiona , przechylił i pocałował.....pocałował ale w usta.
-Brawo! Juchuuuu! Ha..ha...-wiwatowali wszyscy.
-Może być?-spytał Kevin.
-Wow, Kevciu nie spodziewałam się. Umiesz na prawdę się wyluzować. Zawsze byłeś spięty.-powiedziałam.
-To ty tak na mnie działasz.
-Och , dziękuję. Całkiem ładnie ci w uśmiechu.
-Dobra idę, poćwiczyć.-mówiąc to zszedł na dół. Ja się uśmiechnęłam się i chciałam dokończyć śniadanie gdyż odezwała się Kate:
-Idź za nim! Szybko!
-Serio?
-No pewnie!
-Dobra.-mówiąc to pobiegłam za nim.
-Co robisz?-spytałam Kevina.
-Nie widzisz?
-Dobra wiem, ale tak przeważnie się mówi.
-Aha. Poćwiczysz ze mną?
-Ale co mam robić?
-Wyciągnę naboje z pistoletu a ty będziesz musiała mi go odebrać rozumiesz?
-Co tu nie rozumieć? Przeszłam szkolenie więc dokopie ci.
-No nie zapędzaj się, na razie tylko odbierz mi pistolet.
-Ej no tylko bez takich.-lekko oburzona rzekłam.
-O co ci chodzi?-spytał Kevin.
-Nie trzymaj mnie!-wykrzyczałam.
-Że co ?-dopytał.
-No nie przytulaj mnie...chodź to nie jest przytulanie bo trzymasz mnie za biodro chodź może nie?
-Aha...ale ty komplikujesz wszystko. To już nie wiem czy trzymałem cie czy nie czy za biodro czy za wysoko jak na biodro? Musisz być taka dokładna?-mówił Kevin.
-No wiesz Kevin muszę być bo jak by na przykład ktoś by mnie pocałował w rękę to to już nie byłby pocałunek taki jaki miał być...chodź nie, dobra nie wiem.
-To bardzo, ale to bardzo skomplikowane. Utrudniasz sobie życie takimi bzdurami.
-To nie są bzdury tylko życie.
-Aha, dobra nie kłócę się.
-No dobra masz rację kompromituje się przy tobie przy wszystkich.
-Masz do tego prawo.
-Że co? Uważasz że się kompromituję?!
-Sama tak powiedziałaś.
-Wiem, ale myślałam że powiesz, ''Nie Meg nie kompromitujesz się''.
-Aha...no dobrze.
-Dobra idę, bo się nudzę.
-Jak się możesz nudzić?
-Tak właściwie to nie wiem! Chyba bardzo jesteś mi wdzięczny.
-Czemu tak uważasz?
-Bo pocałowałeś mnie.
-No bo sama chciałaś.
-No ale mogłeś w policzek a nie od razu rzucać się na mnie jak lew śliniący się.
-Sama chciałaś a teraz ci to przeszkadza? Nigdy kobiet nie zrozumiem.
-To idę .
-To idź.
-To pa.
-To pa Meg.
Wiecie co? To o lwie co powiedziałam to tak nie myślę . Podobało mi się, lecz specjalnie tak powiedziałam by Kevin sobie nie pomyślał że się w nim zakochałam albo coś. A ja się nie zakochałam w nim. Jak można w takim ponuraku się zakochać? To niemożliwe.
Poszłam do pracowni do Molly i Nicka.
-I jak tam?-spytała Molly.
-Ale co?-spytałam.
Siadłam koło Molly i przyglądałam się co robią. Projektując nową broń Molly nie ulegając dopytywała:
-I co powiedziałaś mu?
-Ale co miałam mu powiedzieć? Czy ja o czymś nie wiem?
-No że go kochasz.
-Skąd ci to przyszło do głowy? To nie możliwe. Ja i on? Ha...nigdy w życiu.
-Nie zauważyłaś jak się patrzy na ciebie?
-Kevin??? W życiu! On po prostu ...patrzy na mnie jak na obłąkaną.
-No na pewno! W cale że nie! On....zresztą nie wiem.
-Gdzie jest John?
-Poszedł przesłuchać tamto rodzeństwo.
-I co powiedzieli coś?
-No że gdy uciekali z domu, to że ktoś ich zaatakował. Potem byli nie przytomni a jak się już obudzili zauważyli że mają jakieś dziwne ślady na rękach. Okazało się że coś im w strzyknięto. I to coś dało im moc zmieniania się. Potem za pomocą czegoś sterowano nimi. Mówi że pełno było tam osób z różnymi mocami, lecz nic nie pamiętają. Tak jakby usunięcie tej mocy usunęło im pamięć. Więc John ich dał pod opiekę naszej agencji, wyślą ich do jakiegoś innego zespołu.
-Aha to dobrze. Mamy na dziś jakieś plany?
-Maaamy..i to nie na jeden wieczór.
-Jakie?
-Jedziemy pod namioty...ale super co nie? Na tydzień! Agencja zwolniła nas-mamy tydzień przerwy! Ale się zabawimy!
-Wow! Super, to kiedy wyruszamy?
-No za...15 minut. Ah, aż mi się przypomniały dawne czasy!
-Aha...?
-No jak byłam na obozie harcerskim.
-To ....musiało być....fajnie?
-Super!
-Dobra ja idę się z pakować.
-Ja też idę.
Pobiegłam szybko do swojego pokoju wzięłam torbę i zaczęłam się pakować. Wzięłam: latarkę, podkoszulkę, sweter, krótkie spodenki , sukienki, parę kosmetyków ręcznik wygodne buty i szpilki, telefon. laptopa chodź nie wiem czy będzie zasięg, ale wzięłam i to wszystko spakowałam się i zaniosłam torbę do auta. Kolejnie szybko pobiegłam jeszcze na chwilę do domu by zawołać wszystkich. Wszyscy byliśmy już gotowi: ja , Kevin, John, Kate, Molly i Nick. Więc mogliśmy już zacząć swą przygodę. Jechaliśmy 30 kilometrów od miasta. Za miastem znaleźliśmy fajne miejsce nad jeziorkiem.
Były ławki i miejsce na ognisko i na namioty. Bardzo przyjemna ogółem okolica. Mężczyźni zajęli się rozłożeniem namiotów a my-dziewczyny gotowaniem.Ja przygotowałam kiełbaski , Molly poszła nazbierać patyków a Kate wróciła do auta po sztućce i naczynia.
Nazbierałyśmy patyków potem podpaliliśmy je i tak upiekłyśmy kiełbasę i podałyśmy z chlebem i z keczupem i z musztardą, a tak w ogóle to tylko z tym mogłyśmy podać. Mężczyźni męczyli się jeszcze z namiotami, aż w końcu po prawie pięciu godzinach rozłożyli go. Jedzenie zdążyło wystygnąć wiec tamtą kiełbasę schowałyśmy a dałyśmy nowe kawałki i każdy siadł przy ognisku i sobie sam każdy upiekł. Było bardzo przyjemnie śmialiśmy się, śpiewaliśmy bardzo długo gadaliśmy.
-Gdzie tu jest toaleta?-spytałam.
-Toaleta?-mówiąc to parsknął śmiechem Kevin.
-No co , muszę iść za potrzebą. Tam gdzie król chodzi piechotą.-oznajmiłam.
-Oj Meg, tu nie ma toalety musisz iść za krzaczki. Ha..ha..-mówił Kevin.
-Za krzaczki? Będziesz podglądał.-rzekłam.
-Nie będę, w ogóle nie miałbym powodu by cię podglądać więc idź tam dalej.
-A moja kiełbasa?
-Zaopiekuję się twą kiełbaską.
-Dobra, ale jej nie zjedz.
-Okey.
Poszłam więc za krzaczki. Chyba szczegółowo nie muszę wam opowiadać, po prostu byłam i się załatwiłam gdy wróciłam powiedziałam:
-No Kevin daj kiełbasę.
-Kiełbasę?
-No kiełbasę powiedziałeś że mi ją przypilnujesz.
-Ale ja jej nie mam.
-Zjadłeś! Och ty, oddaj ją!
-Ale to nie ja, dałem by potrzymał ją Nick, bo poszedłem do namiotu.
-Nick! Daj kiełbasę moją!
-Ale ja ci jej z brzucha nie wyciągnę-zjadłem ją. Przepraszam Meg tak pysznie wyglądała. Swoją zjadłem ale, sama rozumiesz.
-No dobra to nic. Spoko. Wezmę sobie drugą.
-Ale już nie ma drugich bo tamte wyrzuciła Molly.
-Dlaczego?
-No bo to nie zdrowe i w ogóle.
-Świetnie! To co ja teraz zjem?-mówiąc to siadłam zawiedziona na ławeczce koło Kevina.
Kevin popatrzył się na mnie i powiedział:
-Może chcesz moją Meg?
-Serio? Bardzo chętnie.
-To proszę.-powiedziawszy to Kevin podzielił kiełbasę na pół i dał mi jeden kawałek a drugi zostawił sobie. Miałam już ugryźć ją gdy poparzyłam sobie język i odstawiłam ja na talerzyku. Wziął ją Kevin i podmuchał , potem pokroił kiełbasę na kawałki i karmiąc mnie tymi kawałkami dmuchał jeden po drugim.
Tak pożywiłam się. Potem wypiliśmy po jednym piwie i postanowiliśmy że pójdziemy już spać gdyż odezwałam się:
-A ja? Gdzie będę spała?
-Nie masz namiotu?-spytał John.
-No nie! Nie wzięłam, ale wzięłam za to szpilki.
-Ha..ha...w szpilkach spać nie będziesz Meg...więc zrobimy tak: będziesz spała z ....z Kevinem. Bo ja śpię sam bo mam jednoosobowy namiot tak samo jak Kate, Molly i Nick. Tylko Kevin wziął ze sobą dwuosobowy. Życzę miłej nocy!-powiedziawszy to John zamknął się w namiocie i wszyscy poszli spać. Potem podszedł do mnie Kevin i powiedział:
-To gdzie chcesz spać?
-Jak to gdzie w namiocie.
-Ale po której stronie, prawej czy lewej?
-Po...prawej!
-No dobra, ale trzymaj się ode mnie daleko. Nie chrap, nie mów przez sen a tym bardziej nie przytulaj się do mnie!
-Dobrze, ale jak mam być daleko skoro będziemy w jednym namiocie dwuosobowym gdzie nie ma miejsca by się gdzieś przesunąć. Ja nie chce z tobą spać!
-Nie śpisz ze mną tylko śpisz w jednym namiocie ze mną.
-Wielka mi tam różnica!
-Dobra to wchodź.-mówiąc to weszłam do namiotu położyłam się po prawej stronie. Leżąc tak patrzyłam w sufit namiotu. Kevin tymczasem zasnął. Ja nie mogłam zasnąć w jednym namiocie z mężczyzną. Przekręcałam się z jednej strony na drugą, aż w końcu Kevin krzyknął:
-Śpij już!
-Nie krzycz na mnie to nie moja wina że jesteśmy w takim stanie w jakim jesteśmy.
-A w jakim jesteśmy?
-No wiesz Kevin...
-Lepiej nie mów Meg. Dobrze przepraszam, ale śpij już proszę.
-Nie mogę spać.
-To co mam zrobić? Zaśpiewać ci czy opowiedzieć bajkę???
-Tak! Opowiedz bajkę!
-Ale ja nie umiem.
-To przeczytaj książkę.
-Ale ja nie mam książki.
-Ale ja mam. Strona 35, no czytaj Kevin.
-Śpiąca królewna?
-No co? Czytaj już!
-No dobrze.-mówiąc to Kevin siadł sobie a ja położyłam się na plecach. Kevin zaczął czytać bajkę:
- [...] Po wielu wielu latach w kraju znowu zawitał pewien królewicz i usłyszał, jak jakiś mężczyzna opowiada o ciernistym żywopłocie, który miał sobą skrywać zamek. Spała w nim od stu lat przepiękna królewna, zwana Różyczką, a wraz z nią spał król i królowa z całym dworem. Wiedział od swojego dziadka, że już królewiczów przybywało by spróbować przedrzeć się przez żywopłot, na którym przyszło i zawisnąć i umrzeć smutną śmiercią. Wtedy młodzieniec rzekł: "Nie boję się. Chcę tam pójść i zobaczyć piękną Różyczkę." Dobry staruszek odradzał mu jak umiał, lecz on nie słuchał jego słów.
Właśnie minęło sto lat i nadszedł dzień, kiedy Różyczka miała się przebudzić. Gdy królewicz zbliżył się do żywopłotu, były tam same kwiaty, które same się rozchylały by go przepuścić. Gdy już przeszedł, zamykały się za nim i znowu tworzyły żywopłot. Na podwórzu zobaczył śpiące konie i łaciate psy myśliwskie. Na dachu siedziały gołębie z główkami schowanymi pod skrzydełkiem. Gdy wszedł do domu, ujrzał śpiące muchy na ścianie. Kucharz w kuchni trzymał rękę, jakby właśnie chciał przyłożyć chłopakowi, a kuchenna dziewka siedziała przed czarną kurą, którą miała oskubać. Szedł dalej i widział, jak we wszystkich salach dworu co żywe leży i śpi. U góry, na tronie leżał król i królowa. Poszedł jeszcze dalej, a wszystko było tak ciche, że mógł usłyszeć swój oddech. Wreszcie dotarł do wieży i otworzył drzwi małej izby, w której spała Różyczka. Leżała tam tak piękna, że nie mógł od niej oczu odwrócić. Schylił się i pocałował ją. Gdy dotknął ją ustami, Różyczka otworzyła oczy, obudziła się i spojrzała na niego przyjaźnie. Zeszli razem na dół, a tam budził się król i królowa i cały dwór, a wszyscy patrzyli na siebie robiąc wielkie oczy. Konie na podwórzu stały i potrząsały grzywami, myśliwskie psy machały ogonami, gołębie na dachu wyciągnęły główki spod skrzydeł. , rozejrzały się i odleciały na pole. Muchy na ścianach zaczęły znowu łazić, ogień w kuchni podniósł się, zaczął pełgać i gotować strawę, pieczeń zaś skwierczeć. Kucharz przyłożył młodzikowi po pysku, że ten aż zawył, a dziewka oskubała kurę do końca.
A potem było wesele królewicza z Różyczką świętowane z wielkim przepychem. I żyli długo i szczęśliwie aż do końca. KONIEC!! -przeczytał ten fragment potem zamknął książkę i odłożył ja na bok. Ja spałam właśnie jak śpiąca królewna. Kevin za nim zasnął patrzył na mnie i mówił do siebie:
-Ale słodko śpisz królewno. Piękna jesteś. Kiedyś odnajdziesz tego jedynego.
Potem Kevin gdy już zamknął oczy zaczęłam chrapać, i znów się zdenerwował wziął poduszkę i przytkał ją do twarzy. Nic mu to nie pomogło. Nie zmrużył oka. Siedział do rana. Przynajmniej ja się wyspałam.
piątek, 20 marca 2015
,, W cieniu prawdy''
Część 15
-I co macie już coś?-spytał Kevin.
-No , widzisz taką kropkę. To to jest parę kilometrów od miejsca wypadku. -pokazała Molly.
-Tam są jakieś stare magazyny chyba z ropą...ale nie jestem pewien. Jadę tam.-oznajmił Kevin.
-Nie wolno ci złamać prawa! Nie możemy !-wtrącił John.
-John już ci powiedziałem gdzie mam to prawo...powtórzę to jeszcze raz: to prawo mam w nosie!-powiedziawszy to wziął kurtkę i pojechał do magazynów w których jestem.
-No , brawo Megan. Myślałaś że się nie skapniemy? Przyjechał twój ukochany-Kevin. Specjalnie to zrobiłaś by wiedział gdzie jesteś. Bracie zamknij ją, a ja idę porozmawiać z moim Kevinem.
-Nie możesz być mną! Proszę nie!-krzycząc zostałam znów zawiązana. Dziewczyna w różu wyszła do Kevina jako ja.
-Kevin, pomóż mi! Proszę cię-wołała.
-Megan! Nic ci nie zrobili? Chodź załatwimy ich.-powiedziawszy to dziewczyna go zatrzymała mówiąc:
-Kevin chodźmy stąd nie chce tu już być.-mówiąc to widziałam jak razem odjeżdżają. Płakałam, płakałam ale czy płacz mógł coś tu zmienić? Nic. Czułam się bezradna. Życie było tak straszne nie sprawiedliwe.
-Patrzcie kogo przywiozłem ...-powiedział Kevin
-Meguś! Meg, wróciłaś do nas! Kochana, tak tęskniliśmy!-witając się z nią mówił Nick.
-Witaj Meg!-wtrąciła Molly.
-Co ci jest?-spytała dziewczyna w różu.
-Meg? O co ci chodzi?-spytała Molly.
-Dziwna jesteś zachowujesz się jak odludek. Kujon.-powiedziała raniąc Molly.
Molly się rozpłakała i wybiegła, wtedy Kevin się odezwał w obronie Molly.
-Ej co ty wyprawiasz?
-Ej no Kevinku spokojnie i po co te nerwy. Jesteś przystojniejszy niż cię zapamiętałam.
-Co ty gadasz?
-Nie ważne,to co mamy teraz robić?
-Ty, nic. My idziemy pracować a ty idź zjedz coś i idź spać.
-Nie jestem głodna.
-Że co?
-Nie no nic. To pa przystojniaku idę już spać. Pa.
-Pa.
Następnego dnia, dostali sygnał że jakiś złodziej supersilny zabił księdza i go okradł.
-No Meg pokaż co potrafisz, popraw obraz nagrań.
-Ale, ja nie umiem.
-Przecież zawsze to robiłaś.
-Dobrze spróbuje.
Tak spróbowała że usunęła cały materiał i dowody i wszystko. Kevin się wściekł i zaczął krzyczeć, aż w końcu wyszedł odreagować. Molly wyszła za nim, a John od powrotu niby mnie nie wyszedł w ogóle z gabinetu. Tak jakby coś podejrzewał że ja to nie ja.
-Kevin czemu tak się dziwnie zachowuje Meg?-spytała Molly siedząc w parku.
-Nie wiem, normalnie jakby to nie ona.-powiedział Kevin.
Tak minął kolejny dzień i kolejny dzień i kolejny, kolejny dzień. Zaczęły się znów treningi. Dziewczyna x (to dziewczyna w różu) walczyła z Kevinem, ale kompletnie nie umiała się bić. Kevin wiedział że coś jest nie tak. Minął miesiąc ja dalej byłam w więzieniu. Już prawie nie miałam na nic siły leżałam w piwnicy dostawałam jedzenie raz na tydzień. To było straszne. Nagle John zawołał wszystkich oprócz dziewczyny x.
-Pokaże wam coś siadajcie. Oglądajcie i nie zadawajcie pytań.-puszczając nagranie z kamer John zamknął drzwi.
-Boże! Przecież to nie Meg, tylko...ta dziewczyna z klasy Megan. Nie wierzę mamy oszustkę w zespole. To w takim razie gdzie jest Meg?-odezwał się Kevin.
-Pewnie tam skąd wziąłeś tą dziewczynę.-odpowiedział John.
-Ty dałeś w jej pokoju kamery, sprytne.-wtrącił Nick.
Molly szybko wyleciała z biura i pobiegła prosto do pracowni. Tam poszukała parę informacji na temat mocy. I znalazła przepis na....antyserum (tak nazwała to Molly) Szybko przygotowała preparat, i następnie Kevin przyprowadził tą zdrajczynię to pracowni zamknął drzwi i Molly wstrzyknęła jej antyserum. Straciła moc na zawsze. Potem założono jej kajdanki i przechowano w specjalnym miejscu. Potem skontaktowali się z jej bratem Alkiem i powiedzieli że mają jego siostrę i żeby przyszedł do galerii największej w mieście i przyprowadził ze sobą Meg-czyli mnie. Przestraszony chłopak postanowił zrobić to co kazał mu John z resztą ekipy. John i Kevin przyprowadzili w zamian za mnie jego siostrę. Okazało się że ta dziewczyna miała na imię Bella. Więc wzięli tą Belle i sam John czekał na parterze z nią, a Kevin ustawił się piętro wyżej by mógł strzelić w Alka. Oczywiście nie żeby go zabić tylko w strzelbie załadowany był antyserum. Który pozbędzie Alka mocy. Już następnego dnia wszyscy byli gotowi, na misję. Wszyscy na swoich miejscach. Przyszedł w końcu Alek i powiedział:
-Dobra tu macie ten towar, a gdzie moja siostra?
-Spokojnie chłopcze nie zrobimy ci krzywdy. Jestem John i jestem sam tu jest twoja siostra.
-Dobrze to na trzy wymieniamy się. A potem rozchodzimy się bez zamieszania.
-Dobrze to kto liczy?
-Ja. Więc: raz....dwa....trzy...Teraz!-krzycząc to dokonali zamiany ja w końcu byłam wolna. Teraz już tylko czekaliśmy na Kevina gdy strzeli w Alka.
Po chwili zawahania strzelił. Oboje ich chwycono i przeniesiono do naszej bazy. By potem można było ich przesłuchać. Ja uściskałam wszystkich, najpierw Johna który dla mnie musiał złamać większość praw, potem Kevina. Gdy wróciliśmy do bazy, rozpłakawszy się przytuliłam się do Molly a potem do Nicka.
Byłam prze szczęśliwa że w końcu jestem w ''domu''. Tak dobrze zrozumieliście w domu. Zrozumiałam że to oni są mą rodziną, i że nigdy ich nie opuszczę. John jest dla mnie jak ojciec, Molly jak siostra, Nick jak brat a Kevin....Kevin...sama nie wiem. Raczej najlepszy wujek!
-I co macie już coś?-spytał Kevin.
-No , widzisz taką kropkę. To to jest parę kilometrów od miejsca wypadku. -pokazała Molly.
-Tam są jakieś stare magazyny chyba z ropą...ale nie jestem pewien. Jadę tam.-oznajmił Kevin.
-Nie wolno ci złamać prawa! Nie możemy !-wtrącił John.
-John już ci powiedziałem gdzie mam to prawo...powtórzę to jeszcze raz: to prawo mam w nosie!-powiedziawszy to wziął kurtkę i pojechał do magazynów w których jestem.
-No , brawo Megan. Myślałaś że się nie skapniemy? Przyjechał twój ukochany-Kevin. Specjalnie to zrobiłaś by wiedział gdzie jesteś. Bracie zamknij ją, a ja idę porozmawiać z moim Kevinem.
-Nie możesz być mną! Proszę nie!-krzycząc zostałam znów zawiązana. Dziewczyna w różu wyszła do Kevina jako ja.
-Kevin, pomóż mi! Proszę cię-wołała.
-Megan! Nic ci nie zrobili? Chodź załatwimy ich.-powiedziawszy to dziewczyna go zatrzymała mówiąc:
-Kevin chodźmy stąd nie chce tu już być.-mówiąc to widziałam jak razem odjeżdżają. Płakałam, płakałam ale czy płacz mógł coś tu zmienić? Nic. Czułam się bezradna. Życie było tak straszne nie sprawiedliwe.
-Patrzcie kogo przywiozłem ...-powiedział Kevin
-Meguś! Meg, wróciłaś do nas! Kochana, tak tęskniliśmy!-witając się z nią mówił Nick.
-Witaj Meg!-wtrąciła Molly.
-Co ci jest?-spytała dziewczyna w różu.
-Meg? O co ci chodzi?-spytała Molly.
-Dziwna jesteś zachowujesz się jak odludek. Kujon.-powiedziała raniąc Molly.
Molly się rozpłakała i wybiegła, wtedy Kevin się odezwał w obronie Molly.
-Ej co ty wyprawiasz?
-Ej no Kevinku spokojnie i po co te nerwy. Jesteś przystojniejszy niż cię zapamiętałam.
-Co ty gadasz?
-Nie ważne,to co mamy teraz robić?
-Ty, nic. My idziemy pracować a ty idź zjedz coś i idź spać.
-Nie jestem głodna.
-Że co?
-Nie no nic. To pa przystojniaku idę już spać. Pa.
-Pa.
Następnego dnia, dostali sygnał że jakiś złodziej supersilny zabił księdza i go okradł.
-No Meg pokaż co potrafisz, popraw obraz nagrań.
-Ale, ja nie umiem.
-Przecież zawsze to robiłaś.
-Dobrze spróbuje.
Tak spróbowała że usunęła cały materiał i dowody i wszystko. Kevin się wściekł i zaczął krzyczeć, aż w końcu wyszedł odreagować. Molly wyszła za nim, a John od powrotu niby mnie nie wyszedł w ogóle z gabinetu. Tak jakby coś podejrzewał że ja to nie ja.
-Kevin czemu tak się dziwnie zachowuje Meg?-spytała Molly siedząc w parku.
-Nie wiem, normalnie jakby to nie ona.-powiedział Kevin.
Tak minął kolejny dzień i kolejny dzień i kolejny, kolejny dzień. Zaczęły się znów treningi. Dziewczyna x (to dziewczyna w różu) walczyła z Kevinem, ale kompletnie nie umiała się bić. Kevin wiedział że coś jest nie tak. Minął miesiąc ja dalej byłam w więzieniu. Już prawie nie miałam na nic siły leżałam w piwnicy dostawałam jedzenie raz na tydzień. To było straszne. Nagle John zawołał wszystkich oprócz dziewczyny x.
-Pokaże wam coś siadajcie. Oglądajcie i nie zadawajcie pytań.-puszczając nagranie z kamer John zamknął drzwi.
-Boże! Przecież to nie Meg, tylko...ta dziewczyna z klasy Megan. Nie wierzę mamy oszustkę w zespole. To w takim razie gdzie jest Meg?-odezwał się Kevin.
-Pewnie tam skąd wziąłeś tą dziewczynę.-odpowiedział John.
-Ty dałeś w jej pokoju kamery, sprytne.-wtrącił Nick.
Molly szybko wyleciała z biura i pobiegła prosto do pracowni. Tam poszukała parę informacji na temat mocy. I znalazła przepis na....antyserum (tak nazwała to Molly) Szybko przygotowała preparat, i następnie Kevin przyprowadził tą zdrajczynię to pracowni zamknął drzwi i Molly wstrzyknęła jej antyserum. Straciła moc na zawsze. Potem założono jej kajdanki i przechowano w specjalnym miejscu. Potem skontaktowali się z jej bratem Alkiem i powiedzieli że mają jego siostrę i żeby przyszedł do galerii największej w mieście i przyprowadził ze sobą Meg-czyli mnie. Przestraszony chłopak postanowił zrobić to co kazał mu John z resztą ekipy. John i Kevin przyprowadzili w zamian za mnie jego siostrę. Okazało się że ta dziewczyna miała na imię Bella. Więc wzięli tą Belle i sam John czekał na parterze z nią, a Kevin ustawił się piętro wyżej by mógł strzelić w Alka. Oczywiście nie żeby go zabić tylko w strzelbie załadowany był antyserum. Który pozbędzie Alka mocy. Już następnego dnia wszyscy byli gotowi, na misję. Wszyscy na swoich miejscach. Przyszedł w końcu Alek i powiedział:
-Dobra tu macie ten towar, a gdzie moja siostra?
-Spokojnie chłopcze nie zrobimy ci krzywdy. Jestem John i jestem sam tu jest twoja siostra.
-Dobrze to na trzy wymieniamy się. A potem rozchodzimy się bez zamieszania.
-Dobrze to kto liczy?
-Ja. Więc: raz....dwa....trzy...Teraz!-krzycząc to dokonali zamiany ja w końcu byłam wolna. Teraz już tylko czekaliśmy na Kevina gdy strzeli w Alka.
Po chwili zawahania strzelił. Oboje ich chwycono i przeniesiono do naszej bazy. By potem można było ich przesłuchać. Ja uściskałam wszystkich, najpierw Johna który dla mnie musiał złamać większość praw, potem Kevina. Gdy wróciliśmy do bazy, rozpłakawszy się przytuliłam się do Molly a potem do Nicka.
Byłam prze szczęśliwa że w końcu jestem w ''domu''. Tak dobrze zrozumieliście w domu. Zrozumiałam że to oni są mą rodziną, i że nigdy ich nie opuszczę. John jest dla mnie jak ojciec, Molly jak siostra, Nick jak brat a Kevin....Kevin...sama nie wiem. Raczej najlepszy wujek!
,,W cieniu prawdy''
Część 14
Dwa dni później...
-Gdzie ja jestem? Co się stało?-obudził się w szpitalu Kevin po dwóch dniach.
-W szpitalu jesteś. Leżysz tu już dwa dni...miałeś wypadek samochodowy, Megan cię uratowała.-odezwał się John.
-Czemu macie takie miny? A w ogóle gdzie jest Megan? Chcę jej podziękować.-mówił.
-Molly powiedz mu. Szybko.-kazał John powiedzieć Molly.
-No bo Meg porwano, uratowała cię w ostatniej chwili. Od dwóch dni nie mamy z nią kontaktu. Wysłała ostatnią wiadomość żeby cię ratować, że jest porwana. -ledwo wypowiedziała Molly.
-Że co? To nie jest śmieszne...to nie żart? Boże, i co i nic nie robicie? Wysyłajcie śmigłowce namierzcie ich jakoś. Może telefon ma mój albo coś, można coś zrobić przecież.-denerwując się mówił z podniesionym głosem.
-Już wszystko zrobiliśmy, teraz musimy czekać. Zrozum to Kevin, sam jesteś w tym zespole i znasz procedury. Nic więcej nie możemy zrobić.-przypominał John.
-Mam w nosie procedury! Tu chodzi i Megan, o kogoś z naszego zespołu! Przecież jesteśmy jak rodzina! Rodziny nie dotyczą procedury! -krzycząc próbował wstać z łóżka.
-Kevin uspokój się. -uspokajała Molly.
-Jestem z Kevinem. Kevin ma rację rodziny się nie opuszcza.-wtrącił Nick.
-John, ja też jestem z nimi. Mają rację. Rodziny nie wolno porzucić.-odparła Molly. John popatrzył się na wszystkich a potem wyszedł. Molly jeszcze chwilę została u Kevina z Nickiem ale także poszli. Ja tymczasem siedziałam w piwnicy : zimnej, pustej ,ciemnej o głodzie.
Nagle otworzyły się drzwi i wszedł Alek pytając:
-I co laluniu dołączysz do nas?
-Nie! Nigdy! Wypuście mnie...proszę. Do czego wam jestem potrzebna?
-Dobre pytanie: do czego jesteś nam potrzebna? Niech się zastanowię...do tego by nam pomóc w różnych sprawach takich jak na przykład: zniszczyć wasz zespół. Być sławnym...znaczyć coś. I kąpać się w bogactwach.
-Nigdy wam nie pomogę. Nie chce! Nigdy mnie nie zmusicie.
-No dobrze, jedzenia też nie dostaniesz.
-Jedzenie?
-Taaak....nic nie jadałaś od dwóch dni, ale jak nie chcesz to nie...pa pa.
-Stój! Dobra, dołączę do was. Macie rację, staniemy się sławni. Będziemy bogaci. Ktoś nas w końcu doceni.
-Naprawdę?
-Tak. Zrozumiałam że coś robić bez wdzięczności się nie opłaca.
-I dobrze, teraz cię uwolnię ale nie próbuj sztuczek bo zginiesz na miejscu.
-Super, to jakie jest moje pierwsze zadanie?
-Wiedziałem że się dogadamy. Teraz musisz się włamać do waszej bazy. Dobrze?
-Dobrze, lubię taką pracę. Tylko najpierw daj mi jeść.
-Dostaniesz jak wypełnisz pierwsze zadanie.
-Dobra, to gdzie jest ten wasz komputer?
-Tam.-pokazując mi go siadłam i włamałam się do bazy naszej grupy.
Tymczasem Kevin już wyszedł ze szpitala, trochę po obijany wrócił do naszej drużyny.
-Ej no, chodźcie tu wszyscy. Ktoś się włamał do naszej bazy!-powiadomiła Molly.
-Nikt tak nie potrafi. Tylko jedna osoba mogła do zrobić...Megan.-powiedział zadowolony Kevin.
-Molly teraz namierz komputer z którego się włamano. Ona daje nam znaki tak trafimy do niej.-wtrącił John.
-Racja!-przytaknęła Molly.
Ja w końcu zjadłam coś. Dzięki włamaniu się do bazy zdobyłam ich zaufanie.
Dwa dni później...
-Gdzie ja jestem? Co się stało?-obudził się w szpitalu Kevin po dwóch dniach.
-W szpitalu jesteś. Leżysz tu już dwa dni...miałeś wypadek samochodowy, Megan cię uratowała.-odezwał się John.
-Czemu macie takie miny? A w ogóle gdzie jest Megan? Chcę jej podziękować.-mówił.
-Molly powiedz mu. Szybko.-kazał John powiedzieć Molly.
-No bo Meg porwano, uratowała cię w ostatniej chwili. Od dwóch dni nie mamy z nią kontaktu. Wysłała ostatnią wiadomość żeby cię ratować, że jest porwana. -ledwo wypowiedziała Molly.
-Że co? To nie jest śmieszne...to nie żart? Boże, i co i nic nie robicie? Wysyłajcie śmigłowce namierzcie ich jakoś. Może telefon ma mój albo coś, można coś zrobić przecież.-denerwując się mówił z podniesionym głosem.
-Już wszystko zrobiliśmy, teraz musimy czekać. Zrozum to Kevin, sam jesteś w tym zespole i znasz procedury. Nic więcej nie możemy zrobić.-przypominał John.
-Mam w nosie procedury! Tu chodzi i Megan, o kogoś z naszego zespołu! Przecież jesteśmy jak rodzina! Rodziny nie dotyczą procedury! -krzycząc próbował wstać z łóżka.
-Kevin uspokój się. -uspokajała Molly.
-Jestem z Kevinem. Kevin ma rację rodziny się nie opuszcza.-wtrącił Nick.
-John, ja też jestem z nimi. Mają rację. Rodziny nie wolno porzucić.-odparła Molly. John popatrzył się na wszystkich a potem wyszedł. Molly jeszcze chwilę została u Kevina z Nickiem ale także poszli. Ja tymczasem siedziałam w piwnicy : zimnej, pustej ,ciemnej o głodzie.
Nagle otworzyły się drzwi i wszedł Alek pytając:
-I co laluniu dołączysz do nas?
-Nie! Nigdy! Wypuście mnie...proszę. Do czego wam jestem potrzebna?
-Dobre pytanie: do czego jesteś nam potrzebna? Niech się zastanowię...do tego by nam pomóc w różnych sprawach takich jak na przykład: zniszczyć wasz zespół. Być sławnym...znaczyć coś. I kąpać się w bogactwach.
-Nigdy wam nie pomogę. Nie chce! Nigdy mnie nie zmusicie.
-No dobrze, jedzenia też nie dostaniesz.
-Jedzenie?
-Taaak....nic nie jadałaś od dwóch dni, ale jak nie chcesz to nie...pa pa.
-Stój! Dobra, dołączę do was. Macie rację, staniemy się sławni. Będziemy bogaci. Ktoś nas w końcu doceni.
-Naprawdę?
-Tak. Zrozumiałam że coś robić bez wdzięczności się nie opłaca.
-I dobrze, teraz cię uwolnię ale nie próbuj sztuczek bo zginiesz na miejscu.
-Super, to jakie jest moje pierwsze zadanie?
-Wiedziałem że się dogadamy. Teraz musisz się włamać do waszej bazy. Dobrze?
-Dobrze, lubię taką pracę. Tylko najpierw daj mi jeść.
-Dostaniesz jak wypełnisz pierwsze zadanie.
-Dobra, to gdzie jest ten wasz komputer?
-Tam.-pokazując mi go siadłam i włamałam się do bazy naszej grupy.
Tymczasem Kevin już wyszedł ze szpitala, trochę po obijany wrócił do naszej drużyny.
-Ej no, chodźcie tu wszyscy. Ktoś się włamał do naszej bazy!-powiadomiła Molly.
-Nikt tak nie potrafi. Tylko jedna osoba mogła do zrobić...Megan.-powiedział zadowolony Kevin.
-Molly teraz namierz komputer z którego się włamano. Ona daje nam znaki tak trafimy do niej.-wtrącił John.
-Racja!-przytaknęła Molly.
Ja w końcu zjadłam coś. Dzięki włamaniu się do bazy zdobyłam ich zaufanie.
czwartek, 19 marca 2015
,,W cieniu prawdy''
Część 13
-Ej John jest już Kevin z Megan?-spytała Molly.
-Nie, właśnie miałem was o to samo zapytać.-odpowiedziawszy to zaczął dzwonić do nas. Lecz my nie odebraliśmy telefonu.
-Ile już ich nie ma?-spytał Nick.-Pewnie coś się stało.
-Nawet tak nie mów! Powinni skończyć pięć godzin temu.-mówił John wykręcając nerwowo nasze numery.
-John , na pewno się coś stało bo Kevin zawsze dawał znać,albo odbierał telefony. Trzeba ich znaleźć. Kevin ma program w telefonie i Megan też może zdołamy ich namierzyć?
-Dobra. To ruchy! Nie ma czasu do stracenia. Ja jadę do jego domu i rozejrzę się w okolicach szkoły i w miejscach których bywał Kevin.
-Dobrze szefie!
Nagle się ocknęłam zauważyłam nieprzytomnego Kevina zaczęłam panikować:
-Kevin, ej Kevin proszę cię! Nie umieraj! Kevin! Czekaj zawołam pomoc.
Zaczęłam kopać w drzwi samochodowe by się wydostać.
-No! Otwórzcie się!-krzycząc to wydostałam się z auta, potem wyciągnęłam telefon i zaczęłam dzwonić po Johna, ale nie było zasięgu. Wysłałam sms, lecz nie byłam pewna czy doszedł ponieważ nagle padła bateria.
Potem wzięłam i otworzyłam drugie drzwi i wydostałam ledwo Kevina z auta. Byliśmy nieprzytomni pięć godzin. Wyciągnęłam go na bok parę metrów od auta.
-No Kevin, ty nie jesteś takim piórkiem. Boże co teraz mam robić! Jesteśmy jakieś 5 kilometrów od najbliższego domu. Postanowiłam że wyruszę w stronę domu o pomoc. Lecz nie mogłam zostawić samego Kevina. Gdyby był tylko przytomny... Poszłam do auta po plecak i po komórkę Kevina mając nadzieje że coś tam znajdę. Nagle Kevin stanął za mną i powiedział:
-Megi!
-Kevin? Nie to mi się śni...ty byłeś nie przytomny.
-Wiem, ale już jest dobrze. Kochanie tak się martwiłem że nie przeżyjesz.
-Co ty gadasz: ''kochanie, martwiłem się''? Jak mogłeś się martwić skoro byłeś nieprzytomny i jak mogłeś tak bez bólu zwyczajnie tu przyjść?
-Co ? Martwiłem się. Nie wierzysz mi Megi?-mówiąc to podszedł do mnie Kevin i mnie pocałował.
-Co ty robisz? Kevin! Co ci się stało? Nigdy się tak nie zachowywałeś!
-Zrozumiałem teraz że mogę cię stracić...kocham cię Meg.
-O nie...to nie może być prawda... -szeptałam.
-Co mówisz?
-Poczekaj tu chwilę Kevin...-mówiąc to biegłam w miejsce tam gdzie zostawiłam Kevina. Lecz Kevin szedł za mną. Nagle dotarłam i zobaczyłam Kevina leżącego i stękającego z bólu, a przy nim byłam ja i ta ''ja'' całowała go.
-Boże! To musi być jakiś sen. Ej ty zostaw Kevina!-krzyczałam.
-Ej Meg to ja jestem Kevin!
-Nie wierzę ci.....nie...o nie...to wy. -rozpoznawszy ich zaczęłam biec, lecz złapali mnie.
-Masz racje Megan. -odpowiedziawszy to zmienił się w swą postać.
To było ...nie do wyobrażenia. Nagle Kevin który mnie przed chwilą pocałował to tak naprawdę nie Kevin tylko Alek z którym chodzę do klasy. A ta dziewczyna która podszywała się pode mnie to dziewczyna w różu. To oni stali za zabójstwem i wrobieniu burmistrza.
-Co chcecie tym osiągnąć? Po co wam to? To wy spowodowaliście nasz wypadek. Macie super-moce.
-Sprytna jesteś Megi. Tak mamy moce. Nie mogliśmy się już doczekać kiedy zniszczymy wasz zespół więc postanowiliśmy że w drugim dniu szkoły was zniszczymy.
-Nie dacie rady! Nas się nie da pokonać!
-Tak ci się tylko zdaje. Już pierwsza część planu jest wypełniona teraz druga część i już po was.
-Po co to robicie? Kto wam to zlecił?
-Za dużo pytasz skarbie. Moja siostra idealnie gra ciebie, a ja idealnie gram Kevina. Wystarczy że się was pozbędziemy ale najpierw musimy się paru rzeczy dowiedzieć do tego ty jesteś nam potrzebna. Kevin jest tu zbędny. Pozbądź się go siostro!
-Nie! Nie możecie zrobię wszystko , ale proszę nie zabijajcie go.
-Słyszałaś? Nasza Megi chyba się zakochała? Dobra darujemy mu życie pod warunkiem że pójdziesz z nami.
-Dobrze, ale proszę pozwólcie mi wysłać pomoc po Kevina.
-No....dobra. Masz tu telefon, ale żadnych sztuczek bo będzie po nim.
-Dobrze.-płacząc wysłałam zwykły sms z miejscem gdzie jest Kevin. Doszedł.
Potem dali mi worek na głowę i zabrali do wozu jakiegoś dużego i gdzieś zawieźli. Tymczasem Kevin strasznie dużo krwi stracił. Była bardzo mała szansa że przeżyje. Nie wiadomo było czy dotrą na czas na miejsce. Płakałam ciągle. Wyobrażałam sobie jego twarz jego uśmiech....byłam pewna że już nigdy się nie zobaczymy.
-Ej John przyszedł sms od ....Megan. Prosi o pomoc mieli wypadek Kevin stracił dużo krwi i jest miejsce gdzie go zostawiła. Nie rozumiem a gdzie Meg, i co miało oznaczać stpmjwkjt...?-mówiła Molly.
-O nie szybko do wozu. Jedziemy! stpmjwkjt oznacz-są tu pomóżcie mi już wiem kto jest tym....chodzi o tą sprawę z burmistrzem szybko ratujmy Kevina i Megan! Ruszcie się!-krzycząc to szybko pojechali by ratować Kevina. Obawiam się że on nie przeżyje. Przykro mi. Co mam teraz zrobić??? To moja wina gdybym nie wybiegła ze szkoły to by się nie zdarzyło.
-Ej John jest już Kevin z Megan?-spytała Molly.
-Nie, właśnie miałem was o to samo zapytać.-odpowiedziawszy to zaczął dzwonić do nas. Lecz my nie odebraliśmy telefonu.
-Ile już ich nie ma?-spytał Nick.-Pewnie coś się stało.
-Nawet tak nie mów! Powinni skończyć pięć godzin temu.-mówił John wykręcając nerwowo nasze numery.
-John , na pewno się coś stało bo Kevin zawsze dawał znać,albo odbierał telefony. Trzeba ich znaleźć. Kevin ma program w telefonie i Megan też może zdołamy ich namierzyć?
-Dobra. To ruchy! Nie ma czasu do stracenia. Ja jadę do jego domu i rozejrzę się w okolicach szkoły i w miejscach których bywał Kevin.
-Dobrze szefie!
Nagle się ocknęłam zauważyłam nieprzytomnego Kevina zaczęłam panikować:
-Kevin, ej Kevin proszę cię! Nie umieraj! Kevin! Czekaj zawołam pomoc.
Zaczęłam kopać w drzwi samochodowe by się wydostać.
-No! Otwórzcie się!-krzycząc to wydostałam się z auta, potem wyciągnęłam telefon i zaczęłam dzwonić po Johna, ale nie było zasięgu. Wysłałam sms, lecz nie byłam pewna czy doszedł ponieważ nagle padła bateria.
Potem wzięłam i otworzyłam drugie drzwi i wydostałam ledwo Kevina z auta. Byliśmy nieprzytomni pięć godzin. Wyciągnęłam go na bok parę metrów od auta.
-No Kevin, ty nie jesteś takim piórkiem. Boże co teraz mam robić! Jesteśmy jakieś 5 kilometrów od najbliższego domu. Postanowiłam że wyruszę w stronę domu o pomoc. Lecz nie mogłam zostawić samego Kevina. Gdyby był tylko przytomny... Poszłam do auta po plecak i po komórkę Kevina mając nadzieje że coś tam znajdę. Nagle Kevin stanął za mną i powiedział:
-Megi!
-Kevin? Nie to mi się śni...ty byłeś nie przytomny.
-Wiem, ale już jest dobrze. Kochanie tak się martwiłem że nie przeżyjesz.
-Co ty gadasz: ''kochanie, martwiłem się''? Jak mogłeś się martwić skoro byłeś nieprzytomny i jak mogłeś tak bez bólu zwyczajnie tu przyjść?
-Co ? Martwiłem się. Nie wierzysz mi Megi?-mówiąc to podszedł do mnie Kevin i mnie pocałował.
-Co ty robisz? Kevin! Co ci się stało? Nigdy się tak nie zachowywałeś!
-Zrozumiałem teraz że mogę cię stracić...kocham cię Meg.
-O nie...to nie może być prawda... -szeptałam.
-Co mówisz?
-Poczekaj tu chwilę Kevin...-mówiąc to biegłam w miejsce tam gdzie zostawiłam Kevina. Lecz Kevin szedł za mną. Nagle dotarłam i zobaczyłam Kevina leżącego i stękającego z bólu, a przy nim byłam ja i ta ''ja'' całowała go.
-Boże! To musi być jakiś sen. Ej ty zostaw Kevina!-krzyczałam.
-Ej Meg to ja jestem Kevin!
-Nie wierzę ci.....nie...o nie...to wy. -rozpoznawszy ich zaczęłam biec, lecz złapali mnie.
-Masz racje Megan. -odpowiedziawszy to zmienił się w swą postać.
To było ...nie do wyobrażenia. Nagle Kevin który mnie przed chwilą pocałował to tak naprawdę nie Kevin tylko Alek z którym chodzę do klasy. A ta dziewczyna która podszywała się pode mnie to dziewczyna w różu. To oni stali za zabójstwem i wrobieniu burmistrza.
-Co chcecie tym osiągnąć? Po co wam to? To wy spowodowaliście nasz wypadek. Macie super-moce.
-Sprytna jesteś Megi. Tak mamy moce. Nie mogliśmy się już doczekać kiedy zniszczymy wasz zespół więc postanowiliśmy że w drugim dniu szkoły was zniszczymy.
-Nie dacie rady! Nas się nie da pokonać!
-Tak ci się tylko zdaje. Już pierwsza część planu jest wypełniona teraz druga część i już po was.
-Po co to robicie? Kto wam to zlecił?
-Za dużo pytasz skarbie. Moja siostra idealnie gra ciebie, a ja idealnie gram Kevina. Wystarczy że się was pozbędziemy ale najpierw musimy się paru rzeczy dowiedzieć do tego ty jesteś nam potrzebna. Kevin jest tu zbędny. Pozbądź się go siostro!
-Nie! Nie możecie zrobię wszystko , ale proszę nie zabijajcie go.
-Słyszałaś? Nasza Megi chyba się zakochała? Dobra darujemy mu życie pod warunkiem że pójdziesz z nami.
-Dobrze, ale proszę pozwólcie mi wysłać pomoc po Kevina.
-No....dobra. Masz tu telefon, ale żadnych sztuczek bo będzie po nim.
-Dobrze.-płacząc wysłałam zwykły sms z miejscem gdzie jest Kevin. Doszedł.
Potem dali mi worek na głowę i zabrali do wozu jakiegoś dużego i gdzieś zawieźli. Tymczasem Kevin strasznie dużo krwi stracił. Była bardzo mała szansa że przeżyje. Nie wiadomo było czy dotrą na czas na miejsce. Płakałam ciągle. Wyobrażałam sobie jego twarz jego uśmiech....byłam pewna że już nigdy się nie zobaczymy.
-Ej John przyszedł sms od ....Megan. Prosi o pomoc mieli wypadek Kevin stracił dużo krwi i jest miejsce gdzie go zostawiła. Nie rozumiem a gdzie Meg, i co miało oznaczać stpmjwkjt...?-mówiła Molly.
-O nie szybko do wozu. Jedziemy! stpmjwkjt oznacz-są tu pomóżcie mi już wiem kto jest tym....chodzi o tą sprawę z burmistrzem szybko ratujmy Kevina i Megan! Ruszcie się!-krzycząc to szybko pojechali by ratować Kevina. Obawiam się że on nie przeżyje. Przykro mi. Co mam teraz zrobić??? To moja wina gdybym nie wybiegła ze szkoły to by się nie zdarzyło.
Subskrybuj:
Posty (Atom)