Część 38
Rano zeszłam na śniadanie, do naszej mini kuchni. Miałam zrobić śniadanie, lecz nie musiałam tego robić. Bo Kevin już to zrobił.
-Wow...ty robisz śniadanie?-spytałam siadając przy barku-to była nasza jedyna jadalnia chyba ze w mini saloniku.
-No czy to takie dziwne? Chcę zrobić coś miłego. Zawsze to ty robiłaś Meg, ale postanowiłem sam spróbować.-powiedział Kevin.
-Czemu się tak garbisz? Będziesz miał garba, i nazwą cie pukiel. Hahaha....pukiel!-śmiałam się podjadając kanapeczkę.
-To twoja wina! To ja ciebie niosłem trzy godziny. Au...boli mnie, i się nie śmiej. Wyprostować się nie mogę.-rzekł.
-Oj biedaku. Mogę cię wymasować.-zaproponowałam.
-Nie, dzięki. Obejdzie się. Jeszcze byś mi nóż w biła w plecy.-oznajmił Kevin podając gotowe kanapeczki.
-Ej, no proszę cię. Nie jestem taka. Jesteś za milutki. -powiedziawszy to zeszli na dół Kate z Johnem. Wszyscy zjedliśmy te przepyszne kanapeczki a potem John postanowił że Kevin zostanie a ja razem z nim w samolocie. I żebym się nim opiekowała.
-Więc drodzy, wy zostajecie a my wracamy pojutrze. Może...Kate wzięła wszystko. Megan zaopiekuj się Kevinem. Plecy go bardzo bolą. Może mu dysk wyskoczył?-mówiąc to John i Kate wyszli i ruszyli w drogę. Dwa dni mieliśmy siedzieć sami. W końcu powiedziałam:
-To ja idę spać a ty rób co chcesz. Paaa...
-Ej, no czekaj! Jest 8:00. Będziesz spała?
-Kevin chcesz wiedzieć?
-No.
-Tak, będę spała. Dobranoc!
-Ej Meg! Czekaj!
-Co?
-Zagramy w coś?
-W co?
-W miasta-państwa?
-No dobra, ale na czym będziemy pisać?
-Mamy swoje mini-laptopy.
-No to chodź.
Mówiąc to siedliśmy na przeciwko siebie i zaczęliśmy grać.
Graliśmy godzinę i wygrywałam. Ja miałam 1543 punkty a Kevin miał 1444.
-Wygrałam!
-No i dobrze. To jest nudne. Dopiero jest 9:05. Jeszcze cały dzień...o ja cie!
-Wiem! To co porobimy?
-Meg!
-Co?
-Nie wiem.
-To było dziwne.
-Wiem. To nudne! Oni nas zostawili i co mamy robić? Mamy barek, telewizję, i małe co nie co do ćwiczeń. Czyli możemy boksować się, albo ze sobą walczyć, albo strzelać do tarczy. Telewizji mi się nie chce oglądać.
-Mhm..
-Dobra, idę spać.
-To idź!
-A ty?
-Kevin chyba nie myślisz że pójdę z tobą...prawda?
-Ale do swojego pokoju. Osobno.
-Aha...nie, nie idę.
-Dobra jak chcesz, to do zobaczenia za parę godzin.
-Ej Kevin zaczekaj!
-Co Meg?
-Może trochę po boksujemy się?
-Nigdy cię nie uderzę!
-Nie o to mi chodzi. Tylko...no wiesz. Będziemy boksować to takie podłużne i okrągłe.
-Meg, wiem o co chodzi. Nie musisz opisywać.
-Dobrze. To ja się idę przebrać a ty czekaj tam.
-Nigdzie nie ucieknę.
Chwilę później wróciłam w moim stroju sportowym. Zaczęliśmy walczyć. Oczywiście Kevin mi trzymał to coś okrągłe a ja boksowałam.
-Kevin czemu się tak na mnie patrzysz?
-Meg, bo jesteś taka piękna.
-Przestań!
-Czemu? Mówię prawdę.
-No dobrze, ale ja nie zapomniałam jak mnie okłamałeś.
-Meg, przepraszałem cię już setki razy. Mogę nawet teraz klęknąć i ci to mówić...to prawda okłamałem cię. Przez chwilę tak było...ale później zrozumiałem że jestem w tobie zauroczony. Podobasz mi się.
-No właśnie! Podobam ci się! Nigdy nic więcej między nami nie będzie.
-A wtedy jak cie pocałowałem?
-I co z tego? Równocześnie mógłby to być pies.
-Meg no!
-Mam chłopaka, i nie chce go skrzywdzić.
-Właśnie go krzywdzisz mówiąc że go kochasz. Wiem że ja ci się podobam. Jeśli tak to mogłaś mi dać w twarz bo ciebie pocałowałem...nie jeden raz chodź miałaś chłopaka.
-To był odruch nic nie znaczący.
-Właśnie ten odruch nic nie znaczący zakochał się w tobie.
-Przestań! Wyjdę stąd!
-To wyjdź ale serca nie okłamiesz.
-Możesz przestać? Nie chce tego słuchać!
-Ale ja wiem...
-Nic nie wiesz!-krzycząc uderzyłam Kevina. On upadł na ziemię, i strasznie zakrzyczał bo go plecy zabolały. Ja się przestraszyłam i upadłam koło niego na kolana:
-Boże! Kevin nic ci nie jest? Ja nie chciałam wybacz mi! Naprawdę! Proszę cię, żyjesz?
-A jednak się martwisz! Właśnie to udowodniłaś.
-Ty draniu! Znowu mnie okłamałeś!
-Wiem! Lubie jak się złościsz.
-Dobra, idź to kuchni tam masz lód przyłóż go do twarzy!
-Masz mocną pięść!
-Przepraszam.
Podałam mu rękę. Pomogłam mu wstać lecz ten zamiast w stanąć pociągnął mnie i upadłam koło niego.
-Dobrze że jest tu materac. Bo by było po tobie Kevinie!
-Ha, bardzo śmieszne Meg!
-Dobra już ci ręki nie podam.
-A buziak?
-Nie licz na to! Nigdy!
Kevin poszedł po lód a ja nadal boksowałam się patrząc na niego. Wyobrażałam sobie jak byśmy razem wyglądali. I powiem wam że całkiem nie źle. On jest taki przystojny! Ale boję się, nie wiem czego ale boje się. Może tego że jak zrezygnuje z Davida i będę z Kevinem to po jakimś czasie zostanę sama. Boje się samotności najbardziej. Nagle Kevin ściągnął koszulkę i dał ją do pralki, a ja tak się przypatrywałam. I on jest taki umięśniony i silny!
-Czemu się Meg tak na mnie patrzysz, z taką miną?
-Bo, nie chce mi się już walczyć.
-To nie walcz. Kto ci karze?
-Sama nie wiem.
Mówiąc to siadłam na kanapie i napiłam się wody. Nagle zadzwonił David i rozmawialiśmy chwilę. Potem rozłączyłam się i tak dalej rozmawialiśmy i oglądaliśmy dalej telewizję z Kevinem. Było naprawdę miło. Ale sądzę że Kevin gdybym miała być z nim to nie nadaje się na dłuższą metę. Może to ja za bardzo się boje i wymagam? Nie wiem. Ale sądzę że on nie nadaje się do związku takiego ze ślubem i w ogóle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz