Część 42
-Chyba musimy pogadać.-powiedziałam wchodząc do domu.
-Nie wydaje mi się.-rzekł David.
-Czyli to koniec?-spytałam.
-A kto tak powiedział?-zapytał.
-To koniec?-powtórzyłam.
-Nie! Chyba że chcesz? Jakbyś się czuła na moim miejscu widząc swoją narzeczoną która wcale nie jest informatyczką i której jej głupi koleś wyznaje miłość w chwili gdzie są oboje otoczeni przez jakiś zamaskowanych durniów? Jakby tego było mało zobaczyłem coś czego pojąć nie mogę. Mężczyzna z jakąś piekielną mocą? Który wyrwał budkę telefoniczną i zabił nią moich znajomych? To raczej nie jest normalne.-mówił David.
-Kevin nie jest głupi! Dlatego ci nie mówiłam bo wiedziałam jak zareagujesz. Zresztą ty byś mi powiedział wiedząc że twój chłopak jest policjantem który nienawidzi agentów?-powiedziawszy to trzasnęłam drzwiami.
-Dobra idź! Tak sobie radzisz z problemami? Uciekasz przed nimi?!-krzyknąwszy usłyszałam to i wróciłam do domu.
-O co ci chodzi? Jesteś trochę niesprawiedliwy jak dla mnie, tak mi się wydaje.-powiedziałam.
-Dziś będę spał na kanapie. Może pogadamy jutro gdy ochłoniemy trochę.-oznajmił.
-A na kanapie będziesz spał? A w ogóle po co mi to mówisz, nie zmieni to mojego życia. Praktycznie mieszkam sama, ciebie nie ma cały czas. Myślisz że jest mi z ty dobrze? Wracając do tematu to chciałeś bym ci powiedziała, ale kiedy pytam się, kiedy ci miałam o tym powiedzieć gdy ciągle jesteś zajęty. Ciągle praca, i praca. Może jeszcze cie na ślubie naszym nie będzie i wezmę ślub z miotłą!-zdenerwowana mówiłam z podniesionym głosem.
-A więc to moja wina? Zmieniłem zdanie na jakiś czas będę spał na komisariacie.-mówiąc to wziął kurtkę i wyszedł. Następnego dnia poszłam do pracy, lecz nie zastałam tam Kevina. Widocznie na serio zrezygnował z pracy w agencji.
-I jak tam z Davidem?-spytała Kate.
-Nic wczoraj zrobił mi kłótnie obwinia mnie że nic mu nie powiedziałam czym się zajmuje. Tak mnie zdenerwował że już nie kontrolowałam co mówię i powiedziałam że to jego wina bo go ciągle nie ma w domu. -odpowiedziałam smutna.
-Nie przejmuj się, kiedy ochłonie zrozumie. Pogodzicie się i znów będzie jak dawniej. Potem już tylko ślub i już.-wtrąciła Molly.-Pamiętaj Meg na nas możesz zawsze polegać.
-Dziękuje wam, ty Kate i Molly jesteście moimi przyjaciółkami. Cieszę się że mogę na was polegać.-powiedziawszy to objęłam je.
-Meg wydaje mi się że wszystkiego nam nie mówisz. Coś jeszcze się stało takiego?-spytała Kate.
-No tak, David słyszał jak Kevin powiedział że nie pracuje tu z powodu mnie i powiedział że mnie kocha.-odpowiedziałam.
Kate i Molly przypatrywały mi się i uśmiechały jakby chciały powiedzieć coś w stylu ''o jakie to słodkie'' lub ''o jakie to romantyczne''. A to jest straszne!
-Och! Po co sobie życie utrudniasz. Kochasz Kevina?-spytała Molly.
-Tak.-odpowiedziałam.
-Zerwij zaręczyny. Wiem co mówię, Meg zerwij je póki nie jest za późno.-doradziła Kate.
Jeszcze chwilę rozmawiałyśmy , nie zauważyłyśmy że Nick podsłuchuje. Nick wziął telefon i zadzwonił do Kevina z wiadomością że go kocham Kevina oczywiście. Kevin ucieszył się, i pobiegł do kwiaciarni i kupił mi róże , potem przyjechał do pracy i klęknął mówiąc:
-Megi wiem że mnie kochasz i ja ciebie też...kocham. Wybaczysz mi?
-Ale co mam ci wybaczyć?
-To jak się zachowywałem wobec ciebie. Że krzyczałem, oceniałem cie...ale może to wszystko z powodu zauroczenia tobą.
-Tak wybaczam ci i Kevin chciałam ci powiedzieć że...
Nagle przyjechał David do mnie do pracy także z kwiatami by mnie przeprosić i zauważył klęczącego Kevina przede mną. W pewnej chwili Kevin zaczął kłócić się z Davidem aż w końcu David zapytał:
-Megan dość kłamstw. Teraz powiedz kogo wybierasz mnie czy tego tu...Kevina? Masz to teraz powiedzieć, jeśli wybierzesz Kevina to okey zniknę z twego życia jeśli mnie to doskonale. Więc kogo wybierasz? Odpowiedz...tu przy świadkach.
-Megi kocham cię...-wtrącił Kevin.
-Przymknij się Kevin! No wybieraj!-krzyczał David.
-Ja nie mogę...przepraszam.-mówiąc to chciałam wybiec lecz David złapał mnie za rękę i nie puszczając powiedział:
-Nigdzie nie pójdziesz. Zostaniesz tu i powiesz przy wszystkich tu obecnych kogo wybierasz. Koniec z kłamstwami , koniec z uciekaniem.
Popatrzyłam się na nich dwóch aż odezwałam się mówiąc by mnie David puścił bo mnie bardzo ręka boli. Lecz on nie puścił mnie mówiąc że ucieknę.
-Nie słyszałeś? Puść ją! To ją boli!-krzyczał Kevin.
-Zamknij się wariacie! Musi teraz to powiedzieć.-mówił David.
-Zostaw ją ostrzegam cię.-ostrzegał Kevin.
-Mnie ostrzegasz? To ciebie mogę zamknąć na dołek posiedzisz sobie 24 godziny i odpoczniesz trochę.-groził David.
-Ty gnido!-krzycząc to zaczęłam drzeć się. Aż w końcu nadeszła cisza i chwila w której miałam podjąć decyzje. Pewnie myślicie że to łatwe bo powiedziałam że kocham Kevina, ale wcale tak nie jest. Zastanawiałam się aż w końcu podjęłam decyzję. David z Kevinem czekali jak na zbawienie mając nadzieje że to właśnie jego wybiorę.
-Wybieram...przepraszam Kevin ale...
-Rozumiem! Najpierw mówisz ''kocham cię'' a potem wybierasz tego psa, tego glinę!-krzycząc to Kevin rzucił różami o ziemię i wyszedł.
-Kevin daj mi skończyć! To nie tak!-krzycząc nie zdążyłam bo Kevin już wyszedł. To nie miało tak wyglądać. Źle zaczęłam to moja wina, chciałam powiedzieć mniej więcej tak ''Wybieram....przepraszam Kevin ale od tej pory będziesz musiał się ze mną ożenić bo wybieram ciebie''-chciałam to powiedzieć tak przez żart, a wyszło jak wyszło. Za to David był szczęśliwy. Pojechałam z nim do domu. Zjedliśmy obiad a potem poszliśmy na kręgle i na spacer. Wieczorem padłam ze zmęczenia i zasnęłam na kanapie. Rano jak zwykle David poszedł do swojej pracy i ja do swojej.
-Megan obudził się ten Bob, chcesz z nim pogadać? Musisz wyciągnąć jak najwięcej informacji. -powiedział John.
-Dobrze. Postaram się czegoś dowiedzieć. A wy wiecie już coś na temat jego syna?-spytałam.
-Tak. Właśnie Kate po niego pojechała, nie było łatwo go wydostać, ale to mądry chłopak. Ułatwił nam uwolnienie go. -odpowiedział.
-To dobrze.-mówiąc to poszłam przesłuchać Boba.
Po dwu godzinnej rozmowie dowiedziałam się nie dużo tyle że wybierane osoby które potem mają moc to ludzie mało znani o jakiś marzeniach albo o jakimś talencie. Historia Boba zaczęła się tak że Bob miał wypadek w którym zginęła jego żona on przeżył lecz pozostał inwalidą. Nie wychodził od miesięcy z domu, patrzył na syna jak dorasta, lecz wolał umrzeć niż by syn uważał go za słabego, za kalekę. Pewnego dnia w telewizji ukazała się informacja o bardzo znanym lekarzu, lecz nikt go wcześniej nie znał w naszym kraju. Bob postanowił że zadzwoni, potem był umówiony na wizytę. Spotykał się lekarzami, potem prowadzono jakieś badania, aż w końcu odbyła się niby operacja po której miał chodzić, i chodził lecz odkrył potem że jest bardzo silny więc zgłosił się do tego niby lekarza i chciał podziękować. Tak z dnia na dzień wmawiano mu że jest lepszy że może być sławny że już nikt nie będzie się z niego wyśmiewał. Tak wykorzystano jego słabości, kazano mu robić różne rzeczy aż w końcu postanowił się sprzeciwić lecz porwano jego syna i zmuszono go do obrabowania galerii. Po tym wywiadzie John odesłał go w bezpieczne miejsce razem z synem. Od tamtej chwili zostali pod opieką agencji. Tak wyglądała tego dnia moja praca. Przez kolejne trzy dni ja i David trochę schodziliśmy sobie z drogi.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ-WIECZÓR:
Siedząc przed telewizorem David zaczął rozmowę:
-Meg musimy porozmawiać. Mam wrażenie że mnie unikasz, chociaż wybrałaś mnie.
-David to nie tak. Ale na prawdę musimy szczerze porozmawiać. Chodzi o Kevina.
-Kochasz go. Wiem o tym.
-Nie rozumiem.
-Czego nie rozumiesz? Że kochasz Kevina? Czy tego czemu mówię tak spokojnie?
-Czemu mówisz to tak spokojnie, a w ogóle skąd to wiesz?
-Łatwo było się domyślić choćby wtedy jak ci się oświadczałem, albo gdy musiałaś podjąć decyzję. Zrozumiałem to gdy podjęłaś decyzję kogo wybierasz. Gdy Kevin wyszedł wtedy dałaś mi stu procentową pewność że to jego miałaś wybrać, lecz źle to odebrał i ja też.
-Przepraszam cię, nie chciałam by to tak wyszło.
-Nie przepraszaj rozumiem. My nigdy do siebie nie pasowaliśmy. Niby byliśmy razem a tak naprawdę nie byliśmy. Zrozumiałem też że ja tak naprawdę do ciebie nic nie czuje że to było może jakieś chwilowe zauroczenie. Nic więcej.
-Czyli to koniec?
-Tak Megan to koniec. Teraz pakuj się i wracaj do swojego świata. Pojedź do Kevina i wytłumacz mu wszystko jeśli naprawdę go kochasz pokaż mu to i odzyskaj go.
-David jeśli chodzi o...
-Rozumiem, nikomu nie powiem co widziałem , czym się zajmujesz gdzie jest wasza siedziba i zamykam sprawę z agencją waszą.
-Dziękuję! Już lecę.
-A rzeczy twoje?
-Spakowałam się wcześniej bo właśnie chciałam to zakończyć. Pa.
-Pa. Mam nadzieje że pozostaniemy przyjaciółmi.
-Na pewno. W razie gdybym miała jakiś kłopot lub problem dotyczący z prawem wiem gdzie mam się zgłosić.
-To żegnaj!
Oddałam pierścionek i wzięłam torbę potem pojechałam do domu-tego prawdziwego gdzie mam przyjaciół odstawiłam rzeczy i opowiedziałam o wszystkim Kate z Molly. Zrozumiały moją decyzję i ucieszyły się. Potem kazały mi jeszcze tego wieczoru pojechać do Kevina. Zrobiłam tak wzięłam taksówkę i pojechałam do niego. Chwilę później byłam na miejscu. Podeszłam do drzwi i zapukałam do nich. Po chwili otworzyły się drzwi. W progu stała kobieta w ręczniku, byłam przerażona.
Jeszcze raz spojrzałam na numer domu wszystko się zgadzało więc to mogło oznaczać tylko jedno Kevin znalazł sobie kogoś.
-Przepraszam czy tu mieszka Kevin?-spytałam dziewczyny w ręczniku.
-Tak.-odpowiedziawszy to Kevin idąc z łazienki spytał
-Kochanie kto przyszedł?
-Sam zobacz kochanie, ta osoba uważa że znacie się.
-Już idę.-mówiąc to ubrał koszulkę i podszedł do drzwi potem odezwał się
-Meg co ty tu robisz?
-A co nie widać? To raczej ja powinnam spytać co tu ta lalunia robi u ciebie cała goła tylko obwinięta ręcznikiem?
-Nie wolno mi nikogo mieć? Przecież ty masz swojego Davida więc co się tak oburzasz?
-Ty draniu!-krzyknęłam i dałam mu w twarz aż upadł na podłogę, ta dziewczyna klękła nad nim pytając się czy nic mu nie jest. W pewnej chwili odchodząc Kevin złapał mnie za rękę.
-Z gupiałaś? To bolało!
-I dobrze! Myślałam że jesteś inny. Widzę że wykorzystałeś sytuacje że zraniłam cię.
-Myślałaś że będę czekał ? Zresztą po co się złościsz jak masz narzeczonego?
-Właśnie nie wiem!
-Ty płaczesz?
-Nie Kevin nie płacze to alergia wiesz?
-Aha...
-Aleś ty głupi oczywiście że płacze! Po co mam wylewać łzy za takiego drania jak ty? Nic się dla ciebie nie liczy.
-Nie płacz Megi...
-Zostaw mnie!
-Kevin może mi wytłumaczysz co to za kobieta.-wtrąciła dziewczyna w ręczniku.-Gdzie kupowałaś dziewczyno ciuszki?
-A co laluniu w ręczniku? Nie pasują ci? Ta kobieta ma imię-jestem Megan.
-Wow...wyglądają jak ze średniowiecza. Nawet grosza bym nie dała za takie ciuchy wytrzasnęłaś je ze śmietnika?
-Że co? Ty wiedźmo! Ty gadzino! Uważasz że jestem mało modna? A ty co paradujesz w ręczniku! Nie wstyd ci?!
-Ej, uważaj na słówka. I radzę ci nie denerwuj się bo ci pikawa strzeli. Kevin kim ona jest ta Megan dla ciebie?
-On mnie kochał chyba. Tak przynajmniej mi mówił. I byłam dla niego kimś więcej niż zabawką jak ty.
-Kevin jak mogłeś zadawać się ze śmieciem?
-Dobra idę stąd. Wracaj Kevin do środka i zamknij okna by ci lalunia nie zamarzła w tym ręczniczku.
Wyszłam z płaczem, a Kevin został z tą swoją lalunią. Nie wierzę ja rzucam Davida dla niego a on chwili poczekać nie mógł. Czemu ja muszę to przeżywać? Dlaczego i za co za jakie grzechy???
Wróciłam do domu z płaczem, Molly jeszcze nie spała więc powiedziała żebym jej wszystko opowiedziała. Zaczęłam wszytko od początku. Reszta spała a my rozmawiałyśmy, ja ciągle wycierałam łzy, Molly podając mi chusteczkę mówiła bym już nie płakała.
-Megi nie płacz, nie warto.
-Nic nie rozumiesz on mnie oszukał. Kolejny raz mu zaufałam i uwierzyłam! Ty masz superowego męża a ja co zerwany jeden związek pierwszy był oszustwem, teraz rzuciłam wszystko by być z Kevinem a on jest z jakąś lalunią która mnie obrażała. Myślałam że ją zabije. Wiedźma jedna!
-Jeśli chcesz mogę z nim pogadać.
-Nie trzeba. Dzięki.
-Za co?
-Za tą rozmowę była mi potrzebna i ogółem za wszystko. Gdyby nie ty i Kate nie wiem jakbym skończyła.
-Nie ma za co.
-Jeszcze raz dziękuję. Dobrze Molly to ja idę spać bo już późno.Dobranoc.
-Dobranoc i do jutra przy śniadaniu.
-Nie wiem czy wstanę. Będę chciała się wyspać.
-Dobrze śpij ile chcesz. Powiem wszystkim by cie nie budzili. Ale już nie płacz.
-Nie płacze. Kolorowych snów.
-To Miłej nocy.
Żegnając się z Molly poszłam do swojego pokoju, położyłam się na łóżku i wyciągnęłam z mojego pudełeczka małą laleczkę. Trzymając ją w ręce przypatrywałam się jej.
Chwile później łzy same zaczęły mi delikatnie lekko gilgocząc spływać po policzkach. Potem zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz