Część 36
-Kochanie muszę z tobą porozmawiać.-powiedział David.
-Tak? O co chodzi?-spytałam gotując obiad.
-Czy dziś możemy zaprosić twoich przyjaciół na kolację. My byliśmy już u nich a teraz może oni przyjdą do nas.-zaproponował.
-Dobrze, ale możemy poczekać aż wróci Molly z Nickiem z podróży poślubnej?-spytałam.
-No dobrze. Dla ciebie wszystko.-powiedział całując mnie w czoło.
-Wspaniale. Oni wracają za...cztery dni.-mówiąc to nałożyłam zupę do talerzy.
-Od wczoraj jak wróciłaś z pracy jesteś taka inna...-zauważył jedząc.
-To znaczy?-zapytałam.
-Jesteś taka, miła...zadowolona ogólnie uśmiechnięta. Radość z ciebie tryska.-mówił.-No i pyszniej gotujesz. Wielki plus.
-No, widzisz. Praca daje mi radość.-oznajmiłam.
-A kiedy dostaniesz wypłatę?-spytał.
-Wypłatę? No nie wiem. Zobaczymy ile przez ten miesiąc było pracy...-ledwo co się wymigałam. Bo jako agentka nie zarabiałam na tym kasy. Bo tam mieszkałam od razu miałam własny pokój, wyżywienie...nigdy nad pieniędzmi się nie zastanawiałam. Teraz John też miał bardzo dobry humor, może dlatego że był maj-miesiąc zakochanych, tak zawsze nazywałam ten miesiąc. I z tego powodu John powiedział że będę mogła przychodzić do pracy na jakiś czas na 13:00 godzinę. Po obiedzie szybko popędziłam do pracy.
-Hej, już jestem!-wchodząc do bazy entuzjastycznie do życia nastawiona powiedziałam.
-Hej, kochana.-powiedział całując mnie w policzek Kevin.
-Lecimy gdzieś, że musiałam przyjechać do bazy?-spytałam.
-Tak. Odnaleziono, jakieś dziwne szczątki czegoś jakby jakiegoś wynalazku.-odpowiedział Kevin.
-O to będziemy mieli problem bo w tej dziedzinie najlepsi byli Molly z Nickiem.-powiedziałam.
-No właśnie wiem: mamy hakerkę ,dwóch wojowników i starszego pana.-oznajmił Kevin.
Jeśli by ktoś nie wiedział to: ja-hakerka, Kate,Kevin-wojownicy i John-starszy pan. Słysząc to wtrąciłam
-Wiem że jestem hakerką, ale bić się też potrafię, tak jak i John. John zna jeszcze jakieś tam małe rzeczy, ty Kevin znasz wiele języków i bardzo dobrze walczysz a Kate umie pilotować samolot-czyli naszą super odlotową bazę i umie się bić. Co nie co tam wymyślimy. Co dwie głowy to nie jedna.
-No masz rację, widzę że jesteś realistką.-powiedział Kevin.
-Wiesz Kevin nie tylko nią jesteśmy, nie tylko ja lecz wszyscy jesteśmy agentami, i to że nie ma dwóch osób bardzo ważnych nie oznacza że my agenci nie potrafimy funkcjonować.
-Meg ma racje. A co będzie jak któregoś z naszych członków zabraknie? Będziemy musieli funkcjonować. Życie tu w agencji jest nie przewidywalne w sekundzie może każdy z nas zginąć. Więc musimy się uczyć wspólnie od siebie różnych umiejętności.-wtrącił John.
Wszyscy wzięliśmy sobie te wszystkie słowa do serca. Potem spytałam gdzie lecimy okazało się że lecimy do dawnego miejsca zamieszkania Azteków. Tam zostawiono to coś. Mieliśmy jeszcze parę godzin lotu. Do tego czasu mogliśmy robić co chcemy. Kate i John siedzieli za sterami, a ja poszłam obejrzeć broń jaką mamy. Powiem wam że mamy całkiem nie złe wyposażenie. Pistolety różnego rodzaju złote i srebrne kule do poszczególnych pistoletów, karabiny i tak dalej. Jakieś miecze i inne gadżety na przykład lusterko takie podręczne i za pomocą otworzenia takiego lustereczka można było pozbyć się czujników jakiś alarmów i tym podobne. Była też szminka to ust którą jak się otworzyła tworzyła się para który usypiała na jakiś czas. Był długopis który mógł kamerować, robić zdjęcia i który miał dyktafon. Te super sprzęty to dzięki Molly i Nickowi oni takie stwarzają. I oczywiście super okulary z którymi mieliśmy już do czynienia. Kevin podszedł do mnie i też oglądał sprzęt. W pewnej chwili odezwał się.
-Co ty taka zadowolona?
-A jak ci powiem że to twoja wina?
-O w końcu dobrze reagujesz na mnie. To jakaś magia.
-Możliwe. Tak na serio to nie wiem dlaczego jestem szczęśliwa wiem tyle że to trochę twoja zasługa, ale jak pomyśle o tym co się stało wczoraj to jakoś...z tego chyba nie.
-Serio?
-Tak.
-No to zobaczymy.
-Co chcesz zrobić?
-To Meg...-mówiąc to znów mnie pocałował.
-Ej co ty robisz?
-To co widzisz.
-Nie rozumiem siebie, ciebie...nie wiem czy mnie kochasz, czy ja cię kocham...czemu jestem z Davidem. Czemu ty i ja nie jesteśmy razem...nie wiem.
-Ja też tego nie rozumiem. Ale nie musisz być z Davidem.
-Nie wiem. Może go kocham, albo to zauroczenie, ale z drugiej strony jak cię widzę to...nogi mi się uginają.
-A jednak coś we mnie widzisz.
-Chcesz wiedzieć co widzę ?
-No...zdradź mi tą tajemnice.
-Widzę nos...ha, ha...Twoja mina.
-A ja widzę piękno-okom dziewczynę.
-A tak na marginesie to ta twoja dziewczyna?
-Nie wiem o czym mówisz....tak na serio to zmyśliłem to.
-Coś mi nie gra. Teraz zbliżyliśmy się do siebie, chodź tak na prawdę jestem z Davidem.
-Racja.
-Dobra Kevin, chodźmy już.
-Gdzie? Do salonu?
-No wiesz co? Nic się nie zmieniłeś, nie uda ci się.
-Ty też się nie zmieniłaś. Nadal masz takie szatańskie myśli. Po prostu telewizję oglądnąć chodźmy. Mamy jeszcze z dwie godziny do końca drogi.
-O właśnie dzięki że mi przypomniałeś! Muszę zadzwonić do Davida że musiałam pojechać w delegację na parę dni.
-Uwierzy ci? Jako informatyczka w delegację? No nie wiem.
-To uwierz.
-A buzi?
-Jakie buzi?
-W policzek. Dasz?
-Spadaj!
-Dobrze. Mówiłem ci że jesteś słodka jak się denerwujesz?
-Nie.
-No to ci mówię Meg.
-Dzięki Kevin, ale przepraszam bo teraz muszę zadzwonić.
-Dobrze, dzwoń do tego swojego....policjanta.
-Przestań, proszę cię. Kevin.
-Dla ciebie wszystko.
Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Davida, powiedział że nie ma problemu. Że on i tak prawie w ogóle nie byłby w domu przez parę dni. I że jak oboje wrócimy to że wtedy zrobimy kolację. Zgodziłam się, lecz nadal nie wiedziałam czemu tak zależało Davidowi na tej kolacji. Poszłam do Johna i Kate spytać się kiedy będziemy na miejscu i trafiłam nie w porę, bo akurat było buzi buzi..hi,hi, hi....Potem poszłam na kanapę i serfowałam po internecie. Zgrałam sobie jakieś tam nowe programy. Nagle przeszedł koło mnie Kevin i spytał:
-Co to jest?
-Nowe programki sobie zgrałam . Nie zrozumiesz tego. A tu....tu jesteś ty jak śpisz.
-O ja cie. Usuń to...co za wstyd. Brr...zimno. Przykręciłaś ogrzewanie?
-Tak. Gorąco mi było.
-Aha....
Po godzinie w końcu wylądowaliśmy na miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz