Część 48
Parę dni później:
-No dobra, kochani musimy odnaleźć panią Stanley. Pracujemy już tydzień i nadal nic. -powiedział John.-Nie mamy żadnych śladów. Nawet nie wiemy gdzie mają siedzibę.
-John spokojnie...znajdziemy ją.-uspokajała Kate.
-Jak mam być spokojny? Obiecałem jej synowi że odnajdziemy ją całą i żywą. On dzwoni co dziennie po parę razy i pyta czy są już jakieś postępy. Jak mam mu powiedzieć że stoimy w miejscu?-mówił John rzucając krzesłem.
W pewnej chwili zadzwonił telefon. John szybko zrywając się z fotela odebrał telefon
-Tak, słucham?
-Nie próbujcie szukać Stanley. Jeśli chcecie by żyła przyjdź dzisiaj za godzinę z Josefem. Zrobimy wymianę. Nie próbuj żadnych sztuczek, bo zginie.
-Jaką mam gwarancje że żyje?
-Jeśli nie wierzysz to twój problem. Przyjdziesz i ją zobaczysz to chyba wystarczający dowód.
-Dobra. Będę za godzinę ale gdzie?
-W parku tym głównym przy fontannie.
-Dobrze.
John zakańczając rozmowę opowiedział nam wszystko. Potem przygotowaliśmy Boba. Pojechaliśmy do parku. Idąc do fontanny zadzwonił mężczyzna który dzwonił wcześniej i powiedział:
-Widzę cię John! Nie jesteśmy głupcami. Ta para całująca się kawałek od ciebie to twoi ludzie. Karz im odejść albo Stanley zginie.
-Dobrze wygraliście. Meg, Kevin zdemaskowali nas odejdźcie!-mówiąc to odeszliśmy.
Josef prosił by go nie oddawać w ręce tych potworów. Błagał. John nie wiedział co ma robić. Po raz pierwszy to przeciwnik miał przewagę. John był załamany wiedząc że musi wybierać albo Josef albo Stanley. Chciał uratować obojga. W pewnej chwili odezwał się mężczyzna z telefonu:
-Zmiana planów ty John odejdź! Ta lalunia przyprowadzi Josefa.
-Megan? Przecież ja miałem go przyprowadzić.
-Oj staruszku znamy cię za dobrze. Znamy twoje sztuczki, a ta lalunia nie jest tak wyszkolona jak ty. Tak niech ta Megan tu podejdzie!
-Nie!
-Ryzykujesz dziaduniu?
-Dobra.
John zawołał mnie. Nagle wyrwał się Kevin mówiąc że to on pójdzie lecz ten mężczyzna nie zgodził się. Josef błagał, ale nie było odwrotu. Gdy szłam prosto do fontanny byłam obtoczona przez tą grupę przestępców. Strasznie się bałam. Trzęsły mi się ręce a nogi same mi się uginały.
-No chodź laluniu.-mówił mężczyzna celujący we mnie. Drugi obok niego trzymał na muszce panią Stanley. Nagle zza krzaków pojawiła się piękna długowłosa zamaskowana kobieta. Trzymając pistolet w ręku przemówiła:
-Stój dziewczyno! Jak masz na imię?
-Głucha jesteś? Kilka razy padło moje imię a jednak ty nie wiesz.
-Masz długi język, znam to skądś. No mów!
-Megan. Wypuść panią Stanley!
-O czy ty mi rozkazujesz?
-Nie, po prostu mówię co masz zrobić.
-Megan, jesteś jeszcze taka młoda. Po co ci tamta grupa w której nie możesz wykorzystywać swoich możliwości i która nie pozwala ci odkryć swoich talentów? Co cię tam trzyma?
-Tam jest mój dom, moja rodzina. I mój chłopak którego bardzo kocham.
-O a co to za mężczyzna?
Pytając się Kevin wyszedł z uniesionymi rękami.
-To ja. Mam a imię Kevin.
-O jaki przystojniak. Musisz go bardzo kochać prawda?
-Tak kocham Kevina, i nic ci do tego wiedźmo! A po za tym co cie to obchodzi? Jesteśmy tu to robienia interesów. Więc wymieniajmy się i kończymy.
-Widzę ze lubisz konkrety. Dobra wymiana!
Mężczyzna i ja podeszliśmy do siebie i na ''trzy'' mieliśmy się wymienić. Nagle John już nie wytrzymał i wyskoczył za krzaków i zaczął celować, wtedy sprawy zaczęły się komplikować! Mężczyzna który trzymał Stanley zaczął strzelać ! Ja zaczęłam walczyć. Nagle schwytała mnie ta kobieta! Zaczęłyśmy walczyć.
Reszta zespołu dołączyła do walki tylko Nick i Molly siedzieli w wozie bo nie byli zbytnio wyszkoleni. Walcząc kobieta zaczęła rozmawiać
-Dobrze walczysz mała! Możesz być lepsza, ale w naszej drużynie!
-Nie, nigdy nie przyłącze się do was! Jesteście barbarzyńcami!
-Widzę że cię rodzice nie wychowali!
-Nie mów o nich! Oni nie żyją! Zginęli w wypadku, byli dla mnie wszystkim!
-Coś ci wyleciało z kieszonki! Chyba nie będzie ci to już potrzebne!
-Zostaw to moi rodzice! To jedyne ich zdjęcie po nich!
-To twoi rodzice?
-Głucha jesteś kiedy mówię?
-To nie może być prawda! O niee..
Nagle kobieta zatrzymała się. Już nie uśmiechała się, tylko wyglądała jak zamurowana. Ja wykorzystałam ten moment i kopnęłam ją z całej siły. Spadła na chwilę tracąc przytomność. Wtedy odchodząc zabrałam jej broń. Ona za ten czas szybko stanęła i złapała mnie. Potem przyłożyła mi pistolet do głowy . Gdy John zobaczył to, to przerwał bijatykę. Wszyscy stanęli , tylko jednak przeciwnicy znów mieli przewagę bo mieli mnie, Josefa i Stanley.
-Dobra, spokojnie. Możemy się dogadać!-krzyczał dychając szybo John.
-Jednak nie! Ja zawsze dotrzymuje obietnic. Zabić wszystkich!-rozkazała kobieta. Ja nagle odebrałam jej broń i zaczęłam strzelać. Pani Stanley uciekając potknęła się. Wtedy kobieta celowała w nią. Miała już strzelać gdy Josef zastawił ją własnym ciałem. Nie wiedział jednak że nagle stracił moc. Bandyci zaczęli strzelać, zabili Josefa i panią Stanley. Ja i reszta agentów widząc co się stało wycofaliśmy się. Wsiadając do wozu odjechaliśmy. John był załamany zresztą tak jak i my, gdy wróciliśmy syn pani Stanley czekał przed bazą. John nie wiedział jak to wydusić z siebie. Nagle podbiegł do nas i spytał:
-Przywieźliście moją mamę? Gdzie ona jest? Chcę ją zobaczyć.
-Nie przywieźliśmy twojej mamy.
-A zawieźliście ją do agencji?
-Nie.
-Już nie rozumiem.
-Ona ...pani Stanley...twoja mama nie żyje. Została zabita.
-Jak to? To niemożliwe!
-Przykro mi. Damy ci ochronę...i dostaniesz wszystko co będziesz chciał.
-Wiecie co możecie sobie zrobić z ochroną tą waszą całą? Wsadzić ją sobie do...
Nagle Sebastian Stanley wyrwał Johnowi pistolet i nie zastanawiając się strzelił sobie w głowie. Byliśmy już dobici. Trzy trupy w niecałe trzy godziny! Wróciliśmy do domu i każdy na ten koszmarny dzień reagował inaczej. John zamknął się w swoim gabinecie i w ciszy to wszystko przeżywał, Kate zaczęła ćwiczyć,
Nick zamknął się w łazience i płakał, Molly robiła jakieś doświadczenia a ja i Kevin siedzieliśmy w pokoju. Rozmawialiśmy
-Gdybym nie ja to by wszyscy żyli.
-Meg nie obwiniaj się. To nie twoja wina.
-Czemu ty to mówisz tak spokojnie? To jest katastrofa!
-Nie płacz już. Gniew nie jest dobrym doradcą.
-Dziwna była ta kobieta. Dziwnie ze mną rozmawiała. Mam wrażenie że gdzieś ją już widziałam.
-Zdawało ci się. To niemożliwe byś miała jakiś kontakt z przywódczynią tej całej zgrai.
-Możliwe, ale wiem że gdzieś już słyszałam ten głos.
-Nie zadręczaj się teraz tym. Megi nie płacz już...nie mogę patrzeć jak płaczesz. Wtedy mnie serce boli...
-Kevin proszę cię. Ja nie mogę zachować się obojętnie wobec śmierci trzech niewinnych osób!
-Wiem! Dobrze popłacz. Przejdzie ci...płacz, płacz....
-Kocham cię!
-Ja ciebie też.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz