Część 51
Następnego dnia rano gdy się obudziłam zauważyłam że łóżko na którym dzień wcześniej leżał John jest puste. Zaczęłam panikować. Pobiegłam do recepcji z Kevinem i tam kamień z leciał mi z serca. Pani w recepcji powiedziała że przeniesiono Johna do innej sali.
-Doktorze czy już możemy wejść do Johna?-spytałam.
-Tak, jasne. Pan John czuje się znacznie lepiej , lecz jest jeszcze osłabiony. Proszę go nie przemęczać.-powiedziawszy to weszłam do środka. Kevin po krótkiej namowie także wszedł ze mną do sali. Potem jeszcze przyjechała reszta ekipy i także weszli do środka. John mimo że był osłabiony to nie dawał tego po sobie poznać.
-John powiedz czym się zdenerwowałeś? Bo zawał chyba nie dzieje się bez przyczyny.-pytałam.
-Ej może zostawmy Johna i Meg samą.-powiedziawszy to Kate i reszta wyszli. Ja i John zaczęliśmy rozmawiać.
-To powiesz mi?
-Meg no źle się czułem. I tak jakoś.
-Nie kręć! Wiem kiedy kłamiesz. Mów prawdę.
-Meg to nie jest łatwe i to długa historia.
-Ja mam czas i ty chyba też. Przecież z łóżkiem ze szpitala nie uciekniesz.
-Bardzo śmieszne, ale to nie jest odpowiednia pora na ten temat.
-Ja nie żartuje John, mów w tej chwili bo nie wyjdę stąd.
-Znalazłem pewne informacje...
-Jakie? Coś w sprawie hydry?
-Twoi rodzice prawdopodobnie żyją.
-Że co proszę?
-Twoi rodzice żyją!
-To nieprawda przecież oni nie żyją! To nie...to niemożliwe....o Boże! Ja mam rodziców!
Z niedowierzaniem wybiegłam ze sali i pobiegłam z płaczem na zewnątrz. Wtedy do sali weszła Kate i spytała Johna czy mi powiedział on powiedział że prawie, ale źle to zrozumiałam. Kate powiedziała że popełnił wielki błąd bo teraz mam nadzieje że moi rodzice tamci żyją i będę chciała ich odnaleźć.
-Megi co się stało?-spytał przytulając mnie Kevin.
-Moi rodzice żyją! Rozumiesz żyją!
-To wspaniale!
-Chyba tak. Nie rozumiem tylko dlaczego się nie odzywali przez ten czas, czemu nie próbowali się ze mną skontaktować. Dlaczego? Może mnie nie kochają, może mnie już nie chcą? Wcale bym im się nie dziwiła!
-Nie mów tak. Nie rozumiem jak można cie nie kochać. Jesteś wspaniałą osobą...
-Kevin cieszę się że ciebie mam, że nic przede mną nie ukrywasz.
Kevin wrócił do środka szpitala, pobiegłam za nim i spytałam czy uraziłam go że odszedł, on powiedział że nie tylko jest zimno. Przez cały tydzień siedziałam przy Johnie, nie wychodziłam w ogóle ze szpitala. Jadłam tam i spałam. W końcu John wyszedł ze szpitala. Po powrocie John czuł się jak nowo-narodzony. Następnego dnia John, jak co dzień przebywał w swoim gabinecie. Ta sprawa z rodzicami nie dawała mi spokoju, więc poszłam do Johna.
-Mogę wejść?
-Tak ,jasne. Wchodź Meg.
-Chodzi o rodziców. Czy mógłbyś mi pomóc ich odnaleźć?
-Meg...
-Chcę wiedzieć czy jest jakaś szansa!
-No dobrze Meg. Pomogę ci ...szukać rodziców, ale uprzedzam cię prawda może być bolesna.
-Jestem przygotowana na wszystko. Ten tydzień w szpitalu pozwolił mi przemyśleć i zrozumieć tą całą sprawę.
-No dobrze, ale pamiętaj że cię uprzedzałem.
-Kochany jesteś! Dzięki.
Poszukiwania trwały , trwały i trwały...hydra i jej ekipa nie dawały śladu życia po sobie. Wszystko ucichło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz